Niemedyczne forum zdrowia

RODZICE, DZIECI, RODZINA => Prozdrowotna rola chorób wieku dziecięcego => Wątek zaczęty przez: Machos 08-12-2009, 19:03



Tytuł: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-12-2009, 19:03
U Damiana kaszel bez odrywania się gęstej wydzieliny, w oskrzelach charczy, nie może swobodnie oddychać, cięższy wdech, oddychanie szybsze, przyspieszone tętno, w czasie kaszlu ból gardła, ból w klatce piersiowej, bez gorączki, a czasem stany podgorączkowe do 37,7  stopni. Mój błąd, bo dziecko chodziło po domu z tą infekcją od piątku i teraz się pogorszyło, a nie leżało!!! Prawoślaz, siemię lniane, są lepsze momenty z mojej obserwacji, ale chyba napiszę, były lepsze momenty. Przyszła żona i podczas mojej nieobecności zabrała go do konowała. Ten na podstawie szmerów w klatce piersiowej orzekł, że zapalenie płuc, leki ma brać, bo jak nie to szpital. U mnie już jest "ściana małżeńska". Ja osobiście bardzo przeżywam tragedię i nie umiem się pozbierać. Boję się, że dziecku stanie się krzywda. Nigdy się tak nie bałem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 08-12-2009, 19:38
No cóż, w sytuacjach newralgicznych także antybiotyk można wziąć, czasami nawet trzeba. Jeśli organizm nie jest struty śmieciowym jedzeniem i nadmiarem leków, to sobie z tym poradzi. Głowa do góry, nic jeszcze nie zostało zaprzepaszczone. Taki epizod, jak to z dziećmi.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-12-2009, 20:20
A okłady były próbowałeś robić?
Rozumiem Laokoon, że chodzi ci o okłady z solą, bądź z gorącym ziemniakiem zawinięte w ręcznik w celu ogrzania organizmu, by móc dziecko wypocić. Nie zdążyłem, bo nadgorliwa pośpieszyła się z antybiotykami. Wszystko zaczęło się dzisiaj około południa. Postaram się zrobić okłady.
No cóż, w sytuacjach newralgicznych także antybiotyk można wziąć, czasami nawet trzeba. Jeśli organizm nie jest struty śmieciowym jedzeniem i nadmiarem leków, to sobie z tym poradzi. Głowa do góry, nic jeszcze nie zostało zaprzepaszczone. Taki epizod, jak to z dziećmi.
Gorzej jak na razie z przypadkiem nieuleczalnym w naszym domu, który wierzy w konowała. Fakt, że dziś Damiana złapał atak bardzo mocno. Rzeczywiście, to jest ta cienka linia, którą muszę zauważyć, czy podać antybiotyk, czy nie. Mój błąd na pewno jest taki, jak ktoś słusznie zauważył na forum, że dziecko chorujące nie powinno chodzić, tylko leżeć, nawet po domu. Damian przechodził tak od piątku, a dzisiaj masz! Z jedzeniem jest bardzo duża poprawa, śmieciowego mało. Piszę mało, bo nie mogę wyleczyć przypadku wiary w smakowite właściwości chleba. Po takim chlebie, czy bułce dzieci mają fiołki pod oczami, często też chrząkają i kaszlą, jednak ciągłym zwracaniem uwagi na ten fakt, zaczynam odnosić powolny skutek. Gorzej w takich sytuacjach, jak dzisiejsza. Pół zdrowia straciłem. Mistrzu, dziękuję za trzeźwe spojrzenie na ten przypadek całej mojej rodziny, bo mnie poniosło, a jak wiadomo w takich sytuacjach trzeźwo się nie myśli. Z tego wszystkiego zamiast wątek napisać w dziale dla brzdąców, napisałem w ogólnym. Czekam, żeby dzieci podrosły i były bardziej świadome zdrowia, same bez tej przepychanki u mnie. Wiem, że chciałbym od razu dobrze, ale z gatunkiem homo patiens wkoło, jest czasami bardzo ciężko. Jestem bogatszy o kolejne doświadczenie. Praktyka, nie teoria jest najlepszym nauczycielem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 08-12-2009, 20:37
Machos, czy próbowałeś postawić dziecku bańki próżniowe 8-20 sztuk, po 3-4 dniach postawić ponownie.
Skuteczna jest też nalewka z nagietka u dzieci w ilości 5 do 15 kropli 4 razy dziennie, może jeszcze dodać zioła napotne.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Izunia 3ch 08-12-2009, 20:58
Machos, doskonale Cię rozumiem, ostatnio przeżywałam coś podobnego. Ale nie martw się mój średniak po zakończeniu antybiotyku (brrr) przeszedł grypę, a po grypie zdrowiutki aż miło popatrzeć.
U mnie była pewna różnica, że mały praktycznie nie miał żadnych objawów, więc myślę, do tej pory, że podanie antybiotyku było niepotrzebne...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-12-2009, 21:17
Jeśli wdech jest ciężki, to leki trzeba zażyć! Można wezwać do domu innego lekarza, żeby osłuchał, ale u dziecka sytuacja zmienia się bardzo szybko. Zawsze powtarzam, żeby dzieciom nie pozwalać łazić i biegać z infekcją, dlatego że "jest żywe". W chorobie infekcyjnej trzeba leżeć i już.
Teraz już wiadomo, kto słusznie zauważa na forum, że dziecko ma leżeć a nie łazić. Głupi byłem, teraz za moją głupotę płaci dziecko.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marianna 08-12-2009, 21:33
Napiszę, jak moja Mama nas pociła. Gdy miałam ok. 8 lat, zachorowałam. Moja Mama kazała mi się położyć do łóżka i nakryła pierzyną po same uszy. Usiadła na krześle obok łóżka i jak dziś ją widzę siedzącą na tym krześle. Gdy zaczęłam się pocić, wysuwałam nogę lub rękę spoza pierzyny, gdyż było mi gorąco, a Mama: schowaj tą rękę, albo schowaj tą nogę i mnie nakrywała. Pamiętam ją taką stanowczą przy tym łóżku i pilnującą mnie i pocenia. Potem byłam zdrowa.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lacky 08-12-2009, 21:50
We wszystkim nabiera się praktyki. Mój syn również przechodził ostrą grypę przez 5 dni ostatnio ale przeszedł ją bez lekarstw. A kaszlał mocno. Na kaszel dostawał tylko syrop z mleczy własnej roboty.

Ja mam już trochę praktyki w  rozpoznawaniu co jest przyczyną kaszlu, bo on już odchorowywał kilkanaście infekcji.

I teraz trzeba się zastanowić co jest przyczyną tego że jedne dzieci przechodzą infekcje bez powikłań a inne nie dają rady. Wydaje mi się że to czy dziecko leży czy chodzi po domu to ma mniejsze znaczenie, bo mój syn nigdy nie leżał.

Znaczenie będzie miało to że w zimie w domu jest ciepło, bo wszyscy grzejemy. Efekt tego jest taki że ciepło powoduje że powietrze jest suche, a to powoduje wysuszenie śluzówki. Wysuszona śluzówka jest łatwym celem dla bakterii, które po infekcji wirusowej mają łatwy wstęp do organizmu. Rozpoczęta infekcja bakteryjna pogłębia się im bardziej mamy ciepło w domu i im bardziej mamy suche powietrze.

Dziecko kaszle głownie w nocy bo w nocy śluzówka wysusza się najbardziej. Dziecko mające katar śpi z otwartymi ustami, powodując że śluzówka górnej części układu oddechowego jest wysuszona. Dziecko oddycha wdychając kurz i roztocza a te drażnią śluzówkę i wywołują mocny kaszel. Do tego dochodzą bakterie i powstaje stan zapalny.
Ja już bardzo dobrze odróżniam suchy kaszel powstający po podrażnieniu kurzem od suchego kaszlu związanego z stanem zapalnym.

W moim przypadku kaloryfery się zapowietrzyły dlatego w domu nie było za ciepło i dzięki temu śluzówka u syna nie była wysuszona.

Prawdopodobnie aby uniknąć tych komplikacji wystarczyłoby dobrze nawilżyć powietrze w nocy jakimś nawilżaczem w okresie odchorowywania infekcji. Wtedy śluzówka staje się o wiele mniej podatna na infekcje bakteryjne.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 08-12-2009, 21:52
O właśnie, Marianna dobrze pisze - przy dziecku trzeba siedzieć, a nie zajmować się czymś innym i potem mieć wymówkę, że dziecko nie może wyleżeć, bo jest "żywe".
Kiedyś było jasne, że jak się ma dzieci, to się wiele nocy nie przesypia. Teraz, w dobie antybiotyków, ta praktyka odeszła w zapomnienie, bo daje się dzieciakowi tabletkę i po kłopocie. Ale do tego trzeba wrócić: dziecko chore - rodzic przy nim. Pilnuje, by się wypociło, bo dziecko, wiadomo, aż takiej wyobraźnie nie ma, by przewidzieć skutki nieodchorowania choroby. Od tego ma rodziców.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 08-12-2009, 21:55
Wydaje mi się że to czy dziecko leży czy chodzi po domu to ma mniejsze znaczenie
Moim zdaniem ma to pierwszorzędne znaczenie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lacky 08-12-2009, 21:57
Dziecko jak jest chore to samo się kładzie jak organizm tego potrzebuje, jeżeli nie ogłupia się organizmu dziecka lekarstwami. Tak było w przypadku mojego syna. Ale większość czasu nie leżał i jedynie siłą można by go położyć do łóżka. Jeżeli położyłbym go na siłę to by było gorsze niż bieganina po domu bo straciłby przy tym więcej energii. Jedynie co można zrobić to to aby skupił się na zabawach nie wymagających wysiłku.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Maciejko 08-12-2009, 22:10
Cytat
Prawdopodobnie aby uniknąć tych komplikacji wystarczyłoby dobrze nawilżyć powietrze w nocy jakimś nawilżaczem w okresie odchorowywania infekcji
Można też położyć ręczniki bardzo mokre na kaloryferze.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-12-2009, 22:33
Dzwoniłem przed chwilą do domu, żeby żona położyła mokre ręczniki na kaloryferach. Rzeczywiście w domu jest ciepło i sucho. No ja dzisiaj spał nie będę. Za dnia trochę odeśpię. Człowiek to zawsze po fakcie żałuje, że można było dziecko położyć do łóżka wcześniej, tym bardziej, ze snuł się po domu taki zaktarzony i kaszlący  :bash:.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 08-12-2009, 23:09
Nawilżanie powietrza u mojego dziecka bardzo pomogło. Ja stosowałam na noc nawilżanie prawoślazem, który to sposób polecał Lacky. Do garnka(10l) z wrzątkiem wrzucić kilka garści prawoślazu i postawić parujący garnek obok łóżka dziecka. W najcięższą noc kiedy synek kaszlał sucho, gotowałam wodę w garze kilka razy, pomogło. :)




Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 08-12-2009, 23:10
U Damiana kaszel bez odrywania się gęstej wydzieliny, w oskrzelach charcze,
W podobnej sytuacji (lekarz stwierdził zapalenie płuc) robiłam dziecku okłady z rozgotowanej na papkę cebuli, którą włożyłam do małej poszewki i okładałam piersi. Efekt był taki, że flegma zaczynała się odrywać a kaszel stawał się mokry.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-12-2009, 23:32
Amoksiklav 500mg + 125mg, 3/4 co 12 godzin, oczywiście małżonka skonsultowała to z drugim konowałem, bo ten pierwszy zaproponował co 8 godzin całą tabletkę, a Damian waży 23 kg. Grzejemy duży garnek i zaraz wrzucę do wrzątku prawoślaz. Damian teraz śpi i nie kaszle, blokada działa, antybiotyk dostał o 18-ej. I przez siedem dni ma to brać? Nienawidzę takich pytań, bo pytam o e-recepty, no ale cóż, już poszło w jego życiorys. Flora jelitowa ucierpi mocno.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-12-2009, 23:44
U Damiana kaszel bez odrywania się gęstej wydzieliny, w oskrzelach charcze,
W podobnej sytuacji (lekarz stwierdził zapalenie płuc) robiłam dziecku okłady z rozgotowanej na papkę cebuli, którą włożyłam do małej poszewki i okładałam piersi. Efekt był taki, że flegma zaczynała się odrywać a kaszel stawał się mokry.
Eva, z jakiego materiału jest zrobiona ta poszewka?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-12-2009, 00:27
Machos
czy próbowałeś postawić dziecku bańki próżniowe 8-20 sztuk, po 3-4 dniach postawić ponownie.
Skuteczna jest też nalewka z nagietka u dzieci w ilości 5 do 15 kropli 4 razy dziennie, może jeszcze dodać zioła napotne.
Ostatnim razem stawialiśmy bańki ogniowe z dobrym skutkiem. Teraz myślałem, że infekcja sobie przejdzie i przeliczyłem się. Teraz już się stało, wredny antybiotyk, a można było się bez niego obejść.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lenka 09-12-2009, 00:37
Nie martw się. Na drugi raz będziesz wiedział jak postępowac. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-12-2009, 00:38
Przestań, Darek, dzieci zawsze chorują, a rodzice zawsze odchodzą od zmysłów. Ale musiałam zmienić tytuł tego wątku, bo ilekroć czytałam ten nadany przez Ciebie, myślałam, że ktoś umiera na raka. Teraz martwię się o Was obu.
Wczoraj życie biegło mi bardzo szybko w myślach, emocje, jeszcze praca  z uśmiechem na ustach. Po prostu szok, o miesiąc krócej będę żył. Najbardziej jednak boli mnie to, że zawiodłem przy obserwacji syna. Łatwo jest być lekarzem dla samego siebie, bo wiesz, co w danym momencie czujesz, czego ci potrzeba itd. Gorzej działać u drugiego, bo robię błędy. Boli cholernie, boli jaki nie wiem co. Jeszcze nie mogę się otrząsnąć. Pochyliłem kark przed połówką, bo w tej sytuacji wybrała chyba najlepszy wariant. Nie było co czekać, skoro jednak nie potrafiłem zadziałać umiejętnie, we właściwy sposób wcześniej. Dziś na pewno spróbuję tych okładów z cebulą. Kiedy przyjdzie kolejna infekcja u Wiki, albo u Damiana, to chociaż spróbuję przy suchym kaszlu ulżyć. A już na pewno nie będą się snuły po domu. Mam nauczkę. Normalnie wyję wewnątrz z niemocy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-12-2009, 00:40
Nie martw się. Na drugi raz będziesz wiedział jak postępowac. :)
No na pewno wrzucę pod kołdrę i wypocę. Ja durny.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 09-12-2009, 01:25
Damian teraz śpi i nie kaszle, blokada działa, antybiotyk dostał o 18-ej. I przez siedem dni ma to brać?
W żadnym wypadku. To są szkodliwe medyczne zalecenia - robota głupiego. Skoro dzieciak już nie kaszle, to uważam, że należy zaprzestać podawania antybiotyków, no bo co one by dalej miały do roboty? Tylko będą szkodzić, nic ponadto. Skoro jest to lek objawowy, to tak go należy traktować.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mariam_38 09-12-2009, 08:37
Cytat
Zawsze powtarzam, żeby dzieciom nie pozwalać łazić i biegać z infekcją, dlatego że "jest żywe". W chorobie infekcyjnej trzeba leżeć i już.
Trochę nie na temat, ale zapytam, bo to dla mnie ważne. Nie chodzi o dziecko tylko o mnie. Cały czas mam porządny katar i zapalenie spojówek oraz powiek.  Dla przypomnienia dodam, że od 10 lat nie wytwarzam przeciwciał (tzn. wytwarzam, ale ich ilość jest stanowczo za mała by pokonać infekcję). Stosuję MO, KB i krople z alocitu. Bywa, że rano jestem bardzo bardzo spocona, ale gorączki ciągle brak. Czy w takim wypadku wstać z łóżka i normalnie funkcjonować czy też leżeć?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Izunia 3ch 09-12-2009, 09:18
Cytat
Łatwo jest być lekarzem dla samego siebie, bo wiesz, co w danym momencie czujesz, czego ci potrzeba itd.
No właśnie, myślę, że większość rodziców małych dzieci przeżyła coś podobnego. Często jest tak, że doradzam innym znajomym w "chorobie", a gdy złapie to moje dziecko początkowo mam mętlik w głowie. Moje dzieci (z ręką na sercu) dopiero ostatnią grypę przeszły bez żadnych "wspomagaczy" likwidujących objawy. Nie było lekko, ale udało się i teraz aż miło się na nich patrzy.
Darek, jak podawałam ostatnio antybiotyk mojemu synowi, niby na zapalenia płuc, też borykałam się z takimi myślami jak Ty, też martwiłam się, że flora jelitowa wyniesie się na dobre. Teraz wiem, że niepotrzebnie się martwiłam. Jeżeli dziecko pije MO i zdrowo się odżywia szybko wraca do normy, rodzic tylko zostaje z poczuciem winy, ale to też mija...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mariam_38 09-12-2009, 09:21



Cytat
Czy to pytanie o infekcję, z dreszczami, bólem gardła, rodzącym się, suchym, szczekającym kaszlem? Czy może chodzi o Objawy po stosowaniu MO?

Myślę, że to po części objawy po MO, a także wynik osłabionej odporności. Kaszel jest, ale raczej nie z oskrzeli tylko jako efekt spływającej wydzieliny z zatok, bólu gardła ani dreszczy nie ma. Co najwyżej zawroty i bóle głowy, też od zatok.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zuza 09-12-2009, 09:26
Ja osobiście bardzo przeżywam tragedię i nie umiem się pozbierać. Boję się, że dziecku stanie się krzywda. Nigdy się tak nie bałem.
Każdy normalny, dobry rodzic tak przeżywa poważną chorobę dziecka. Ale myślę, że powinieneś się uspokoić, przywołać swój zdrowy rozsądek. Spójrz na dobre strony. Kilka dawek antybiotyku Go nie zabije. Poza tym, razem z żoną dbacie o niego, kochacie. Starasz się o dobre odżywianie, o właściwą edukację o zdrowiu. Idziesz w dobrym kierunku, z czasem Jego organizm tez nauczy się dbać o siebie.
Myślę, że powinieneś wziąć głęboki oddech i uświadomić sobie, że Twojemu dziecku nic złego się nie stanie. Jeżeli Ty będziesz spokojniejszy, to wszyscy w domu na tym skorzystają. Teraz emanuje z Ciebie panika, i uwierz mi, że to jest odczuwalne.

Gdy kaszel i katar mojej córki zaczęły się zagęszczać (słychać było ciągły świst w gardle i przy każdym wysiłku zaczynała mieć problem z oddychaniem i wykaszlaniem się), to kupiłam bańki gumowe (akupunkturowe) i robiłam jej masaż pleców a na koniec stawiałam jej dużą bańkę między łopatkami (w miejscu odpowiedzialnym za przeziębienia). Po dwóch masażach plus syrop z cebuli ładnie jej się rozrzedziło i mogła już swobodnie oddychać i wykaszleć. Oczywiście nie miała zapalenia płuc ale może przyda Ci się moje doświadczenie i spróbujesz takich baniek.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 09-12-2009, 09:33
Darku, przestań się już biczować, bo będąc w takim dołku, nie jesteś w stanie racjonalnie myśleć. Bardzo wrażliwy z Ciebie mężczyzna i chwała Ci za to  :thumbsup:, ale teraz weź się w garść i pomóż dziecku.
Bańki (polecam próżniowe) można postawić nawet teraz, można też natrzeć piersi i plecy dziecka sadłem świstaka czy też wykorzystać świetne wskazówki z innych postów tego wątku.
Trzymaj się, nie ma czym się załamywać, Mistrz dobrze powiedział : "jak to z dziećmi bywa".


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-12-2009, 10:08
Damian teraz śpi i nie kaszle, blokada działa, antybiotyk dostał o 18-ej. I przez siedem dni ma to brać?
W żadnym wypadku. To są szkodliwe medyczne zalecenia - robota głupiego. Skoro dzieciak już nie kaszle, to uważam, że należy zaprzestać podawania antybiotyków, no bo co one by dalej miały do roboty? Tylko będą szkodzić, nic ponadto. Skoro jest to lek objawowy, to tak go należy traktować.
Tak jest, antybiotyk to zło konieczne, też uważam, że branie tego dziadostwa przez tyle czasu, to niepotrzebne trucie organizmu. Damian spał dobrze, ale od rana kaszle, kaszel bardzo, bardzo powoli zaczyna się odrywać. W oskrzelach słychać, że jest dużo wydzieliny-grają. Odstawię antybiotyk, kiedy Damian będzie miał lżejszy oddech. Oddycha bez porównania do tego co było wczoraj, ale to jeszcze nie jest to, co miałoby mnie uspokoić. Garnek z gorącą wodą i z prawoślazem i z majerankiem stoi pod stołem blisko łóżka. Izunia i Zuza, Chamomillka dziękuję za wsparcie. Już odespałem, ochłonąłem, spokojniej myślę. Racja, że jak choruje twoje dziecko, to ty chorujesz jeszcze bardziej.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 09-12-2009, 10:17
Racja, że jak choruje twoje dziecko, to ty chorujesz jeszcze bardziej.
I to jest prawda, tylko że rodzić musi się pozbierać i stanąć na wysokości zadania. Najłatwiej jest wpaść w panikę - to każdy głupi potrafi, a konowały tylko na to czekają. No i oczywiście jeszcze postraszą przestraszonego rodzica. Taka to już jest ta służba (tfu!) zdrowia, więc z tej strony żadnych słów otuchy czy zdroworozsądkowej rady spodziewać się nie można. Jedyne co można, to liczyć tylko na siebie, ale by zwycięsko wyjść z tego impasu, jakim jest choroba dziecka, trzeba mieć podstawową wiedzę o prozdrowotnej roli chorób infekcyjnych w ogóle, a w przypadku dzieci szczególnie.

Tutaj przyda się ten link: http://new.bioslone.pl/istota-chorob-infekcyjnych


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-12-2009, 17:45
Proszę o wasze porady, dwa razy kładłem Damianowi na piersi podgrzane poszewki lniane, okłady ze zmieloną cebulą w mikserze. Zrobiłem już dwa razy po 40 minut. Schowałem go pod kołdrę, wystawała tylko głowa. Pocił się, mimo, że temperatury nie ma, ale co się dziwić, w końcu go nagrzałem. Pytam o częstotliwość takich okładów i czasu trwania. Wiem, że można też z solą, z ziemniakiem, a ja za radą Evy robię z cebulą. Chcę wiedzieć ,czy mogę powtórzyć jutro, pojutrze? Dziś wieczorem, poproszę żonę, żeby mu zrobiła przed snem okład z solą. Dziecko odparzeń nie ma, nadal nie kaszle na mokro, ale zaczyna się ta ropa "ruszać". Nie zamierzam z łóżka go wypuścić przez kilka dni. Siedzę przy nim i chowam go całego pod kołdrą( prócz głowy) chłopak się poci. Blady, podkrążone oczy, jak to w chorobie, ale najważniejsze, że ma apetyt i je sam, bo prosi o jedzenie. Pije dużo.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 09-12-2009, 18:10

Wodny macerat z korzenia prawoślazu musi zadziałać, tylko nie od razu. Jeśli mały potrafi siorbać herbatę z miodem, to jest to dobra kuracja. Pozwoli dziecku płynnie przejść te gehennę z kaszlem, choć nieco go wydłuży. Żeby mu się lepiej odrywała flegma, to rób mu delikatny oklep.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-12-2009, 18:54
Tak Zbyszku, daję mu prawoślaz na zmianę z galaretką z siemienia lnianego i czekam na mokry kaszel, bo chcę zaprzestać podawania antybiotyku, na razie kaszel jest suchy, ale powoli słychać, że ropa się rusza. Chcę, żeby wychorował się, ale już bez tabletki. Czekam cierpliwie, dzień, dwa pocenia go i mam nadzieję, jego organizm ruszy. Wtedy będzie leżał, wypoczywał i ładnie się czyścił. Klepanko robię.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 09-12-2009, 20:43
Okłady z cebuli należy robić ciepłe na tyle żeby nie poparzyć  skóry. Poszewkę z cebulą (niekoniecznie miksowaną może być rozgotowana tak żeby się rozpadała) kładziemy na klatkę piersiową na to ręcznik lub kocyk po to aby nie wystygło zbyt szybko. Okłady można robić nawet kilka razy w ciągu dnia, aż do momentu kiedy zacznie się odrywać flegma a kaszel będzie mokry. Okład z cebuli trzymamy na piersiach tak długo aż wystygnie, zimny nie pomoże. Nie wiem dlaczego nie chcesz postawić małemu baniek, w tym przypadku ja bym się nie wahała ani chwili.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-12-2009, 21:08
 Dzięki, w takim razie jutro zrobię mu jeszcze z kilka okładów cebuli. Mówisz, żeby postawić bańki jeszcze do tego? Może najpierw zrezygnuję z antybiotyku, bo do tego bańki jeszcze, to jak wypadek na drodze. Boję się, żeby nie za dużo na raz i nie chcę. Najpierw zobaczę, jak jutro będzie się czuł. Widzisz Evo, u mnie konsultuję wszystko z żoną, ja mogę na swoim organizmie robić co chcę, w tym przypadku walczę o dziecko. Sobie postawiłbym już bańki, no bo wspomagają proces wydalania toksyn. Wczoraj było ostro, więc podziałaliśmy objawowo i zdaję sobie sprawę, że antybiotyk nie załatwi sprawy, dlatego czekam na poprawę, by to dziadostwo wycofać, a dalej mieć argument na dalsze odchorowanie infekcji metodami prozdrowotnymi. W każdej mocniejszej infekcji, zapaleniu krtani, oskrzeli, płuc stawiałaś bańki?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 09-12-2009, 22:04
Cytat od: Zibi
Jeśli mały potrafi siorbać herbatę z miodem, to jest to dobra kuracja. Pozwoli dziecku płynnie przejść te gehennę z kaszlem, choć nieco go wydłuży.

Potwierdzam skuteczność działania miodu w pozbywaniu się suchego kaszlu, chociaż mój synek ma alergię na miód przez ok. dwa tygodnie podawałam mu miód z herbatą bo widziałam jaki daje to rewelacyjny efekt w postaci super mokrego kaszlu, na skórze było pogorszenie ale flegmy zeszło co niemiara.
Tutaj jeszcze fragment wypowiedzi Mistrza :

Cytat
Na to, o co Pani pyta, a więc wydalanie ropy z organizmu, by tam nie zaległa, doskonale wpływa miód pity z gorącą herbatą, który ułatwia właśnie wydalania ropy, co wiąże się ze wzmożonym kaszlem, który potrafi trwać miesiącami. Ale warto przeprowadzić tę kurację do końca, gdyż jest to milowy krok w nabyciu naturalnej odporności organizmu na choroby infekcyjne. Tu warto przypomnieć, że naszym celem nie są bynajmniej same choroby, ale cel, jeki chcemy przez ich odchorowanie uzyskać.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 09-12-2009, 22:40
Cytat
W każdej mocniejszej infekcji, zapaleniu krtani, oskrzeli, płuc stawiałaś bańki?
Przy zapaleniu płuc i oskrzeli zawsze szły w ruch bańki. Nie nadają się przy zapaleniu krtani. Po bańkach smarowałam  dziecku piersi i plecki następującą miksturą: 3-4 łyżki smalcu roztopić dodać 1/2 łyżki olejku kamforowego, wymieszać. Można to też wylać na szmatkę i przyłożyć na piersi i plecki. Opatulić ciepło i do łóżka.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Wira 09-12-2009, 22:47
Jeśli chodzi o miód - bardzo ważne jest pamiętać, że musimy go dodawać do herbatki ciepłej, ponieważ w wysokiej temperaturze traci, podobno, swoje najcenniejsze właściwości.

Na pewno to już było pisane na forum - inhalacje z ugotowanych łup z ziemniaków z dodatkiem sody. Jest to dobry sposób, który wielokrotnie z powodzeniem stosowałam u swoich dzieci przy uporczywym i ciężkim kaszlu.



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Wira 09-12-2009, 22:59
Dodam jeszcze na temat soli - robiłam to w następujący sposób:
Do dużej starej skarpety wsypywałam dobrze podgrzaną sól, zawijałam to jeszcze w ręcznik i kładłam na górnej części piersi dzieciaczka tak, aby było bliżej szyi. Kontrolowałam, aby nie było zbyt gorące. Sól długo trzyma ciepło oraz inhaluję. Trzymałam, aż całkiem ostygło, ale cały czas pilnowałam, aby dziecko nie odkryło się, gdy zaśnie, bo od grzania jest spocone, a wtedy łatwo o zmarznięcie - a to jest bardzo niebezpieczne.

Jeśli tak, to cofam napisane - przytoczyłam tylko to, co często podają producenci miodu - nie dodawać do gorącego, ale nic nie pisali o inhalacjach miodkiem.



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 09-12-2009, 23:27
Ten wątek jest bardzo pouczający. Szkoda tylko,  Machos, ze dotyczy Twojego syna. Mam jednak nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i będziemy mogli z tej sytuacji wyciągnąć wiele cennych wniosków.

Odnośnie baniek, to u moich dzieci z powodzeniem stosuję bańki próżniowe. Stawiam sama wieczorem, przed pójściem spać. Efekt jest praktycznie natychmiastowy. Dziecko zaczyna pięknie odkrztuszać.  
Poniżej wklejam link do instrukcji dla baniek próżniowych. Pomijając medyczną propagandę to znajduje się tam wiele ważnych informacji:
http://www.medplus.pl/medplus_instrukcja.pdf


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Maciejko 10-12-2009, 00:01
Machos trzymaj się. Myślę, że i tak poprzez taki błąd nie wróciliście do punktu wyjścia. Dzieci piją MO i koktajle, a wpadki zdarzają się każdemu. Sam w lipcu popełniłem błąd racząc się syto alkoholem, będąc nad morzem, ale to spowodowało, że jestem teraz bardziej konsekwentny. W domu mam jeszcze dziadków na głowie, którzy na porządku dziennym straszą mnie cholesterolem z jajek i tym, że z powodu niedoboru chleba stanie mi się coś złego. Trzeba robić swoje aż Ci zatwardziali homo patiens zmiękną.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iris 10-12-2009, 09:51
Machos, w maju miałam z synem również bardzo trudną sytuację, syn miał obustronne zapalenie uszu. Mimo wszelkich sposobów z forum temperatura i ból uszy nie ustępowały. Również codzienna walka z mężem zamiast skupienia się na dziecku, równiez problem z tym aby syn nie dostawał pewnych rzeczy do jedzenia. Niestety zakończyło sie antybiotykiem i tu również była to inicjatywa męża, ale ja nie oponowałam zbytnio, bo czułam, że nie poradzę. Ale potem nastąpiło długotrwałe rozciągnięte w czasie oczyszczanie (u nas niestety syn nie odżywia sie według zasad zdrowego odżywiania). Katar i kaszel, juz bez leków. Nam pomaga nawilżanie powietrza według Lackyego, kupiliśmy nawilżacz, nie grzejemy w nocy w domu za to włączamy na noc nawilżacz. To pomogło na długotrwały kaszel, zaczynający sie sucho, potem mokry, aż do oderwania wydzieliny. Oczywiście włączamy okresowo, tylko w razie kaszlu, przytkanego nosa.



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 10-12-2009, 09:51
Mam właśnie takie bańki próżniowe jak poleca Ell_anna, są bardzo proste w obsłudze, tak proste, że nawet mój syn, który ma na bakier z czynnościami manualnymi, potrafi mi je postawić  :D.
Co u Was, Darku?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-12-2009, 12:07
Cytat od: Zibi
Jeśli mały potrafi siorbać herbatę z miodem, to jest to dobra kuracja. Pozwoli dziecku płynnie przejść te gehennę z kaszlem, choć nieco go wydłuży.

Potwierdzam skuteczność działania miodu w pozbywaniu się suchego kaszlu, chociaż mój synek ma alergię na miód przez ok. dwa tygodnie podawałam mu miód z herbatą bo widziałam jaki daje to rewelacyjny efekt w postaci super mokrego kaszlu, na skórze było pogorszenie ale flegmy zeszło co niemiara.
Tutaj jeszcze fragment wypowiedzi Mistrza :

Cytat
Na to, o co Pani pyta, a więc wydalanie ropy z organizmu, by tam nie zaległa, doskonale wpływa miód pity z gorącą herbatą, który ułatwia właśnie wydalania ropy, co wiąże się ze wzmożonym kaszlem, który potrafi trwać miesiącami. Ale warto przeprowadzić tę kurację do końca, gdyż jest to milowy krok w nabyciu naturalnej odporności organizmu na choroby infekcyjne. Tu warto przypomnieć, że naszym celem nie są bynajmniej same choroby, ale cel, jeki chcemy przez ich odchorowanie uzyskać.
No tak, człowiek niby wie, bo już to czytał, a tak naprawdę dopiero wasze kolejne przypomnienia zadziałały. Potrzeba matką dopytywania. Dzięki. Damian siorbie już drugą herbatę z miodem od rana. Pierwszą dałem mu sam, objaśniłem instrukcję obsługi, o drugą sam poprosił. Kaszel go rypie równo, ale on wie dlaczego tak jest, próbuje się odrywać ropa.Dzięki Biosłonejczycy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-12-2009, 12:38
Mam właśnie takie bańki próżniowe jak poleca Ell_anna, są bardzo proste w obsłudze, tak proste, że nawet mój syn, który ma na bakier z czynnościami manualnymi, potrafi mi je postawić  :D.

Co u Was, Darku?
Chylę czoła przed Ell_anną, przed tobą, no kuchnia wszystkich nie wymienię, ale waszą pomocą wymiękam. Zaraz biorę się za okłady z cebuli i będę "gościa" pocił. Siorbie gorącą herbatę z miodem. Kaszel zaczyna się powoli odrywać, wreszcie może będzie przełom. W nocy kasłał tak sucho, jak ze studni, powietrze nawilżałem garami. Zaczynam chyba łapać Lacky o co chodzi z tym suchym kaszlem, rzeczywiście wysycha mu śluzówka, bo kaszel wydobywa się z "rury" taki suchy. Teraz kaszle bardziej z głębi, czyli z oskrzeli i próbuje ruszyć tym kasłaniem ropę. Cenne informacje co do baniek wykorzystam na pewno. Wreszcie mam wasze praktyczne argumenty. Antybiotyk- walczę o każdą kolejną tabletkę. Syn ciężko nie oddycha, jest mocniejszy, więc jestem przeciwny jego dawaniu. Syn sucho jeszcze dudni, zwłaszcza nocą, nad ranem ma ciężko ruszyć flegmę, więc, choć nie tak do końca, ale jestem za antybiotykiem jeszcze. Boję się jakiegoś nawrotu akcji. I tutaj jest dobre pytanie, bo skoro jest Damian na antybiotyku blokowany, to i tak organizm będzie chciał w sobie tylko znany sposób owo zablokowanie stanów zapalnych usunąć, mam nadzieję, że nie tak spektakularnie jak dwa dni temu, ale co po mojej nadziei, skoro organizm ma i tak to głęboko w poważaniu. Z drugiej strony będę miał argument, że co jedno dziadostwo nie pomogło, to przecież nie ma sensu dawać kolejnego. Wiecie, ja tu walczę, jak dotrzeć do psychiki odpowiedzialnej za zdrowie dziecka. Jest światełko w tunelu, bo czyta sama ten wątek. Mówiła mi o tym, szkoda, że bez żadnych wniosków, może próbuje sobie to jakoś "przegryźć". Mówię światełko w tunelu, bo swego czasu czytała o glutenie, a makarony wcina i chleb też, choć teraz mniej. Jak to ludzie mają ciężko zrozumieć, że tu o najcenniejszy skarb idzie. Teraz forsujemy, kiedy przestać podawanie amoksycyliny. Na dzień dzisiejszy stanęło na sobocie. Dla mnie za długo. I jeszcze jedno, dla mojej żony jak dla wielu homo patiens, kaszel to kaszel i trzeba coś z tym zrobić, najlepiej, żeby się go jak najszybciej pozbyć. Ludzie nie "jarzą" za żadne skarby, że kaszel, infekcje, katary to zbawienie dla organizmu, to odchorowanie, to zdrowie na długie lata bez przewlekłych ciężkich chorób. Dobrze piszecie, ze najlepiej dawać antybiotyk i rodzice mają spokój, a później płaczą, bo dzieciak ma nowotwór, astmę itp.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 10-12-2009, 13:11
Cytat
Jest światełko w tunelu, bo czyta sama ten wątek. Mówiła mi o tym, szkoda, że bez żadnych wniosków, może próbuje sobie to jakoś "przegryźć".

Pozdrowienia dla Żony i kilka wniosków z moich dotychczasowych doświadczeń.

Wiele razy pisałam na forum, że doprowadziłam moją młodszą córkę, za sprawą antybiotyków i przy współudziale lekarzy, na skraj przepaści. Dziecko miało poziom odporności poniżej wszelkich norm. Wiedziałam, a raczej przeczuwałam, że od sepsy (ewentualnie innych ciężkich powikłań) dzieli nas zaledwie przysłowiowy krok. Nawet nie chcę myśleć co mogło się wydarzyć jakbym nadal stosowała się do zaleceń lekarzy.
 
Nie mogę sobie tego do dzisiaj wybaczyć, ze moje dziecko musiało, przez moją głupotę i niedouczenie lekarzy, tyle wycierpieć. Powiem Ci tylko tyle, że w końcu za sprawą tego forum ocknęłam się i staram się jak mogę nie przeszkadzać organizmowi w odchorowywaniu infekcji. Pierwsze miesiące były dla mnie katorgą. Dziecko kasłało przez 24h/dobę, straszne ilości wydzieliny z nosa (o kolorze i konsystencji nie wspomnę). Zacisnęłam zęby, nie robiłam kompletnie NIC (ewentualnie bańki + oklepywanie). Efekt jest taki, że każda kolejna infekcja ma łagodniejszy przebieg.

Nie wiem co mnie jeszcze spotka. Być może, jak Machos, będę prosić na forum o wsparcie w ciężkich chwilach. Wiem jedno, nigdy przenigdy nie będę już tak pochopnie sięgać po antybiotyki.

Jeszcze jedno, Machos pisze, że nie wyciągasz wniosków. Dziewczyno! Ucz się na naszych błędach! Kiedy wyciągniesz wioski? Jak nafaszerujesz dziecko antybiotykiem, później kolejnym i jeszcze następnym, a może zaczniesz wyciągać wnioski jak dziecko wyląduje w szpitalu pod tlenem i dostanie dożylnie podwójny antybiotyk a Ty będziesz wyć z bezsilności? Nikomu tego nie życzę, ale tak właśnie odbywa się pseudoleczenie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 10-12-2009, 14:34
Darek, a ja przed Tobą wymiękam  :thumbsup:.
Nawet nie wyobrażam sobie takiego zaangażowania i empatii u ojca mojego dziecka.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-12-2009, 19:48
Robię, co mogę. Grażynko, nie leci przez ręce, ma apetyt, czasem brzydko zadudni i ja już teraz odstawiłbym antybiotyk. On wygląda dobrze, prócz tego, że bladzioch teraz, ale pije, je, więc jest dobrze. No, ale moja połowica przyjęła "zapalenie płuc" jak wyrocznię konowała, który rzucił, że jeśli nie wyleczy dziecka antybiotykiem, to szpital. Normalnie dałbym mu w mordę debilowi, podjudzaczowi na usługach chamów. Jeszcze żona dzwoniła do innego doktora, a ten ustalił mniejszą dawkę, bo pierwszy dał pewnie jak dla dorosłego. No właśnie, ale tak się zaczyna tragiczna zabawa z lekarzami. Ok, był ciężki oddech, ale już jest łagodnie, więc teraz jest równia pochyła z tym g.wnem, jakim jest antybol, który zadziałał i tyle, co do jego roboty. Co on niby ma zrobić z bakteriami, nie mówiąc już o wirusach, które też są przyczyną, a antybiotyk do wirusów ma się tak, jak Otylia Jędrzejczak do Andrzeja Gołoty, ale wiem, znam panikę mojej żony, no bo co będzie jak odstawimy antybiotyk, to co dzieciak już nie pociągnie? Tak myśli właśnie przestraszona przez konowała. Ile ja się muszę nawalczyć, czasem się już nie odzywam, bo nie warto. Mojej małżonki mama długo pracowała w szpitalu w magazynie, więc nie muszę wam mówić, że jest dla niej, jak matka dla córki, autorytetem. Tylko jakim,  że ma ponad sześćdziesiątkę i jedzie od wielu lat na prochach na nadciśnienie, dzięki nim żyje? Mówi, że od przepracowania te choroby, od samotnego wychowywania dzieci, a za chwilę jedzie na wysokich węglowodanach i boi się cholesterolu, a w "kawa, czy herbata", to powiedzieli to i to. Sami macie w rodzinach, choćby starych górników, przepracowanych, którzy jedzą konkretną michę i nic ich nie boli i prochów nie biorą.  Lekarz jest dla niej wyrocznią, bo przedłuża jej życie. Do niej, kiedy tylko coś powiem, nie trafiam, bo nie skończyłem medycyny, owszem jestem, ale tylko oczytany. Ludzie są głupi, a chamy w białych kitlach to wykorzystują. Teraz ja walczę, żeby moje dziecko jedno, drugie nie stało się pacjentem, bo starsze autorytety babcie przyjdą do nas do domu i nakładą mojej do głowy. A moi rodzice? Ostatnio matulę coś ugryzło w nogę na wysokości kostki, powyłaziły plamy, wyglądało jak wielki siniak. Powiedziałem jej o polewaniu tej kostki od letniego, do zimnego strumienia. Po trzech tygodniach pokazała mi tę nogę z bąblami, z jeszcze gorszym siniakiem, bólem, więc pytam: "Coś zrobiła?". A no polewała strumieniem na przemian, raz zimnym, raz bardzo gorącym, ile "firma" mogła wytrzymać. Ja się jej spytałem, czy aby uszy myje. Kneipp to się w grobie przewracał, a ja nie powiem, miałem ubaw po pachy. Ot, ludzie u mnie na co dzień. Teraz Damian ma leżeć, pocić się, a te zaraz, żeby pochodził, nie leżał, bo taki biedny. Jestem w domu, to leży, nie ma mnie to nie wiem, mogę tylko wierzyć, że leży, ale co tam, antybiotyk załatwi sprawę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-12-2009, 19:58
Jeszcze jedno, Machos pisze, że nie wyciągasz wniosków. Dziewczyno! Ucz się na naszych błędach! Kiedy wyciągniesz wioski? Jak nafaszerujesz dziecko antybiotykiem, później kolejnym i jeszcze następnym, a może zaczniesz wyciągać wnioski jak dziecko wyląduje w szpitalu pod tlenem i dostanie dożylnie podwójny antybiotyk a Ty będziesz wyć z bezsilności? Nikomu tego nie życzę, ale tak właśnie odbywa się pseudoleczenie.
Tego się właśnie najbardziej boję.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 10-12-2009, 20:39
Machos może Twoją żonę przekona przypadek mojego dziecka. Do ósmego roku życia niestety antybiotyki, po których notoryczne anginy, zapalenia oskrzeli oraz płuc. Sama wyciągnęłam wnioski i zaczęłam się zastanawiać, że coś z tą medycyną jest nie tak. W tedy nie miałam wiedzy przekazywanej nam obecnie przez Mistrza, więc szukałam innych metod leczenia. Jak tylko córka zaczęła świszczeć  stawiałam bańki, smarowanie, zioła i do łóżka. Temperaturę zbijałam okładami z mokrego ręcznika.W wieku ośmiu lat dostała ostatni antybiotyk, teraz ma 22 lata i silny organizm. Wiem,że Mistrz nie popiera alternatywnych metod leczenia, ale w tamtym okresie  były mniejszym złem niż antybiotyk. Powodzenia !


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 10-12-2009, 21:10
Dorzucę jeszcze argument ekonomiczny.  ;)
W ubiegłym roku koszty leczenia mojej córki, tylko w grudniu, uszczupliły nasz budżet o 700 zł. - leki plus wizyty prywatne (bo przecież ten prywatny konował jest mądrzejszy pd przychodniowego i na dzieciach się nie oszczędza).

W tym sezonie chorobowym żaden lekarz nie otrzymał ode mnie nawet złotówki. Dodam tylko, że swego czasu była afera o kasy fiskalne w taksówkach. Czemu nikt nie domaga się kas fiskalnych w prywatnych gabinetach lekarskich?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 10-12-2009, 22:47
Cytat od: Machos
Normalnie dałbym mu w mordę debilowi, podjudzaczowi na usługach chamów.

Machos jakże dobrze Cię rozumiem, ja też skoczyłabym do gardła takiemu baranowi za to, że w chwili kiedy rodzic drży o zdrowie dziecka ten wykorzystuje perfidnie niewiedzę rodzica i straszy szpitalem. Oni(konowały) mają chyba na studiach  specjalne zajęcia pod tytułem "Jak skutecznie straszyć rodziców, żeby nie ważyli się sprzeciwić lekarzowi". Kiedy byłam z synkiem w sanatorium, tam dzieci były pod opieką lekarza non stop, mój synek złapał infekcję, sprzeciwiłam się lekarce, powiedziałam, że nie podam żadnych leków na co ona; "Dobrze, ale to będzie pani wina jak synek będzie się męczył w szpitalu"- po prostu ręce opadają jak te konowały się zachowują. Po sanatorium rozpoczęła się seria infekcji u synka, na początku nie widziałam co się dzieje, potem dzięki forum zrozumiałam, że to wielkie oczyszczanie, były ciężkie momenty ale udało się przejść bez leków :)

Machos trzymam kciuki aby Twój synek również przeszedł spokojnie to oczyszczanie, bez przeszkadzania lekami. I życzę Ci wytrwałości w przekonywaniu żony co do słuszności Twojego postępowania w chorobie dziecka. Na pocieszenie dodam, że to samo miałam z moją mamą, która wykańczała mnie psychicznie kiedy Kacper był chory i rwała włosy z głowy bo nie szłam z nim do lekarza,  kiedy potem zobaczyła, że jej wnuczek tryska energią i świetnie się czuje, powiedziała "Teraz już wiem, że dobrze robisz, rób tak dalej". Każdy niedowiarek musi się przekonać, zobaczyć na własne oczy, że metody Biosłone działają :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 11-12-2009, 00:21
Machos, trzymaj się i patrz w przyszłość. Ten antybiotyk juz podany, włosów z głowy nie rwij, trudno, nie ma co się zamartwiać.
Piszesz, że lepiej, że młody silniejszy i to najważniejsze. Wiesz co robić :)

Osiem lat temu przeżyłam koszmar przez antybiotyki. Mała często chorowała a lekarz ciągle inny antybiotyk podawał. I to specjalnie robiony, w czopkach bo nie umiała łykać pastylek.
Jak sie kończyło zapalenie gardła,  za tydzień były oskrzela i tak w kółko, nie zliczę ile razy.
W końcu organizm nie wytrzymał i nastąpiło kompletne załamanie zdrowia. Jakaś nieokreślona choroba  z brunatnymi wymiotami, temaperatura, dziecko lało się przez ręce. Lekarz oczywiście powiedział, że to moja wina bo nie zaszczepiłam jej proponowanymi przez niego szczepionkami (wtedy te wszystkie "koki" dopiero wchodziły ) no i walił następne antybiotyki. Zaszkodziły tak bardzo, że wylądowaliśmy w szpitalu z obustronnym zapaleniem płuc + brunatne wymioty (nie wiem skąd, skoro od kilku dni już nie jadła). Mała sie dusiła, poszła prosto pod tlen, chyba jednak uratowali jej życie.
Potem jednak w tym szpitalu, kiedy tylko trochę doszła do siebie, na zapalenie płuc dawali jej kolejne antybiotyki dożylnie. Nie zliczę ile. Żaden nie pomagał. Nie mogli się nadziwić, że nic nie działa, nawet jakieś specjalne, drogie. W końcu odstawili antybiotyki i dali sterydy wziewne. Spędziliśmy w szpitalu MIESIĄC. 
Do końca lekarze nie wiedzieli co to było, podejrzewali nawet jakąś chorobę tropikalną (wpakowali na w związku z tym do izolatki na zakażnym).
Nawet do domu przy wypisie dali nam kolejny antybiotyk ale już nie podałam.
Po tym zdarzeniu mała miała uszkodzoną watrobę a jej odporność odbudowywaliśmy wiele lat.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iris 11-12-2009, 09:19
Machos, jedziemy prawie na tym samym wózku. Ja również od długiego czasu nie mogę przekonać mojej drugiej połowy do metod Bioslone, też mam teściową, która przekonuje mojego męża za każdym razem (w trosce o wnuka oczywiście), że należy pójść do lekarza, podać leki. Sama ma cukrzycę, bierze insulinę, zaszczepiła się przeciwko grypie, po czym rozchorowała sie na grypę, na którą wzięła antybiotyk, teraz po miesiącu drugi. Nie pracuje, nie przemęcza się. Miesza w głowie tymi swoimi podpowiedziami mojemu mężowi, który się miota. A ja właśnie tę historę jej choroby wykorzystuję do naszych celów. Ale mąż tiptopkami daje sie przekonać do pewnych rzeczy (jak np. do niepodawania leków przeciwalegicznych, antybiotyków). Więc w tym roku nie zaszczepi się. Następnym krokiem będzie próba zmiany żywienia syna.
Tak walczę. Najgorzej jest jak przychodzi choroba, konieczność kontaktu z lekarzem. Mąż nie ma swojego zdania. Podpowiedzi przeciągają go to na jedną stronę, to na drugą. Na tym cierpi dziecko. Raz ma leżec, raz nie musi leżeć, raz nie ma jeść słodyczy, raz mu się pozwala. Ale co... powinniśmy odpuścić... Nie musimy wypracować drogę, strategię. Czasem po drodze zdarzą się wpadki w postaci antybiotyku, ale to i tak lepiej niż gdybyśmy szli drogą pacjentów.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Szpilka 11-12-2009, 09:44
Tak walczę. Najgorzej jest jak przychodzi choroba, konieczność kontaktu z lekarzem. Mąż nie ma swojego zdania. Podpowiedzi przeciągają go to na jedną stronę, to na drugą. Na tym cierpi dziecko. Raz ma leżec, raz nie musi leżeć, raz nie ma jeść słodyczy, raz mu się pozwala. Ale co... powinniśmy odpuścić... Nie musimy wypracować drogę, strategię. Czasem po drodze zdarzą się wpadki w postaci antybiotyku, ale to i tak lepiej niż gdybyśmy szli drogą pacjentów.
Może trzeba z mężem poważnie porozmawiać? Ustalić jakieś wspólne zasady.
 Można mieć obawy co do decyzji względem podania antybiotyku w poważnej chorobie z jakimi zmaga się teraz chociażby Machos, no ale chyba z odżywianiem nie powinno być problemu. Takie skakanie z kwiatka na kwiatek myślę do niczego nie prowadzi. Obydwoje się frustrujecie nawzajem. To forum i książki Biosłone wskazują jasną drogę. Najpierw dojść trzeba do jakiejś ugody między sobą a potem podejmować wspólne decyzje. Inaczej ludzie się sprzeczają i dziecko głupieje.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-12-2009, 10:15
Co do rozmów, to właśnie próbuję rozmawiać, a w zasadzie próbowałem rozmawiać z żoną przed jej wyjściem do pracy, żeby już nie podawała antybiotyku. Argumenty, to wasze doświadczenia. Przeczytała kilka wypowiedzi na forum, ale ją o to dziś poprosiłem, bo nie mam zamiaru czekać, aż ona usiądzie tu przypadkiem za miesiąc. Wiem, że jeszcze nie jest przekonana. Działa u niej strach zasiany przez konowała, a ja to taki człowiek dla niej na zasadzie, o co ci chodzi? Już nawet Damianowi powiedziałem, żeby już jutro nie brał procha. On nawet już nie odkrztusza, może czasem coś tam zakaszle, bo tak go prochy zablokowały. Mam wrażenie, że żona nie potrafi zrozumieć, że to tylko pozorna radość, bo stany zapalne pozostały niewyleczone, niepousuwane. Kombinuję, jak jej zwrócić uwagę, że dziecko ma wychorować infekcję, brzydko kaszleć. Tłumaczę, że ta cisza u niego, bo nie kaszle, to tylko pozór, to tylko odkładanie ropy w oskrzelach, która tam będzie zalegała, te martwicze komórki będą go osłabiały i za kolejną chwilę dziecko zachoruje. Tłumaczę jej, że ma chorować, zwłaszcza teraz bez antybiotyku, kiedy leży, mógłby się wykrztusić. Wiem, kołuję się, nic nowego, bo kolejny proch na nowy dzień, ale niech to będzie świadectwem, co z tego wyniknie, już teraz bez względu na wynik.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-12-2009, 10:33
Tak walczę. Najgorzej jest jak przychodzi choroba, konieczność kontaktu z lekarzem. Mąż nie ma swojego zdania. Podpowiedzi przeciągają go to na jedną stronę, to na drugą. Na tym cierpi dziecko. Raz ma leżec, raz nie musi leżeć, raz nie ma jeść słodyczy, raz mu się pozwala. Ale co... powinniśmy odpuścić... Nie musimy wypracować drogę, strategię. Czasem po drodze zdarzą się wpadki w postaci antybiotyku, ale to i tak lepiej niż gdybyśmy szli drogą pacjentów.
Może trzeba z mężem poważnie porozmawiać? Ustalić jakieś wspólne zasady.
 Można mieć obawy co do decyzji względem podania antybiotyku w poważnej chorobie z jakimi zmaga się teraz chociażby Machos, no ale chyba z odżywianiem nie powinno być problemu. Takie skakanie z kwiatka na kwiatek myślę do niczego nie prowadzi. Obydwoje się frustrujecie nawzajem. To forum i książki Biosłone wskazują jasną drogę. Najpierw dojść trzeba do jakiejś ugody między sobą a potem podejmować wspólne decyzje. Inaczej ludzie się sprzeczają i dziecko głupieje.
Szpilko, łatwo się pisze, a sama chyba miałaś sytuację, kiedy przyszły objawy chorobowe do domu. Co do jedzenia, to już u nas jest dobrze. Wreszcie dobrze, bo rzadko dzieci mają okazję zjeść śmiecia, ale teraz jest walka o zdrowie dziecka, o to czy ma mieć spokój po antybiotyku, albo bardziej spokój jego mamusi po antybiotyku, bo tak kazał lekarz, czy chorować na infekcje, żeby dojść do zdrowia. Właśnie próbuję ustalić jakieś zasady. Ja w domu się nie kłócę, nie krzyczę, tylko używam argumentu, że nie możesz dziecku wyrządzać krzywdy, jeśli je kochasz. Często nie rozmawiamy, ja w jednym pokoju, żona w drugim, ale to ja zbieram się do kolejnej rozmowy, bo obok jest chore dziecko i nie interesuje mnie milczenie przez tydzień. Kiedy dziecko nie będzie chorowało, to mnie milczenie już wtedy nie przeszkadza, bo się wyłączam, nie zależy mi, bo mam swój świat, książki o zdrowiu, historię, jazdę po muzeach, kościołach itd. Ale przychodzi zmagać się z tym matrixem, kiedy cierpią moje dzieci, usprawiedliwiam się chociaż tym, że próbuję, choć przegrywam. Wszystko z pewnością byłoby ok, gdybym się tym zdrowiem nie interesował. Żona biegałaby do lekarza po kolejne antybiotyki dla dzieci na kolejne przeziębienie. Rodzina byłaby szczęśliwa, żona zapobiegliwa, mąż pracujący itd. Ale ja obalam autorytety dla matrixa obok mnie, jak na razie walę głową w mur. Mam takie wrażenie, że w społeczeństwie, które cię pojmuje, jesteś jak w stadzie, w szyku i w tym szyku jest twoje miejsce, ale spróbuj zmienić szyk, to w stadzie jest już dyskomfort, a głupki i tak nie wiedzą o co chodzi i chcą, żebyś już znowu zajął swoje stare miejsce.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 11-12-2009, 10:33
Tłumaczę, że ta cisza u niego, bo nie kaszle, to tylko pozór, to tylko odkładanie ropy w oskrzelach.

Cisza przed burzą.
Czy żona czytała historię dziecka Zosi?

Taki mały off-topic: właśnie zaczyna się odchorowywanie infekcji u mojej córki. Może wirtualnie zaraziła się od syna Machosa :) W związku z tym przyszedł mi do głowy taki pomysł, żeby wyodrębnić całkowicie temat odchorowywania infekcji u dzieci. Żeby rodzic (np. ja) mógł na bieżąco zadać relację z przebiegu. Myślę, że zagląda tu wielu zaniepokojonych i spanikowanych rodziców i ten temat jest bardzo istotny. Nie wiem czy jasno się wyraziłam. Co Wy na to?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-12-2009, 10:39
Ell_anna zakładaj wątek natychmiast. Dokładnie, ropa w oskrzelach zalegająca. Cisza przed burzą. Damian nie odkasłuje, to wszystko siedzi w nim, a żonie się wydaje, że to tak dobrze, bo już dziecko nie kaszle i już zdrowieje. Się kobita zdziwi.



Ty kierujesz się wiedzą, której żona jeszcze nie posiadła, ona - strachem. To, co mówisz jest prawdziwe i zrozumiałe. Tak właśnie jest. Może żona przeczytałaby artykuł na portalu - Kaszel i katar (http://new.bioslone.pl/istota-chorob-infekcyjnych/kaszel-i-katar).
Postaram się ją przekonywać, żeby więcej tu zaglądała, już nie dla mojej filozofii, jak to ona pewnie pojmuje, ale jako matka kochająca swoje dziecko.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 11-12-2009, 11:24
Machos a może byś podsunął żonie książki Mistrza czy Niezbędnik i niech sobie żona usiądzie na chwilę i w spokoju przeczyta o konsekwencjach blokowania objawów choroby i o słusznym postępowaniu w chorobie. Mistrz pisze tak jasno i zrozumiale, że człowiek zaczyna wszystko pojmować i przestaje się bać, ze mną tak właśnie było, kiedy  synek chorował trzymałam książki pod ręka i w kółko czytałam o uzdrawiającej roli gorączki. Kiedy synek wyzdrowiał bez leków nastąpił u mnie przełom, dzięki książkom i forum zrozumiałam wszystko  :)
Próbuj wszystkiego Machos, powodzenia :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: magdam74 11-12-2009, 12:13
Ja też jestem świeżo po chorobie synka. Ponad 2 tygodnie temu wrócił z przedszkola jakiś taki osowiały, z katarem i lekko pokasłujący. Podwyższonej temperatury nie miał.
W ciągu dwóch dni z pokasływania zrobił się brzydki kaszel - szczególnie przy usypianiu, w nocy i nad ranem. Dodam, że synek (4 latka) nie umie wydmuchać noska i wg mnie ta spływająca wydzielina była przyczyną kaszlu. Robiłam co mogłam, żeby mu ten nosek oczyszczać (w ruch poszła stara, poczciwa gruszka). W nocy i nad ranem kasłał tak brzydko, że ja w pewnym momencie w akcie desperacji miałam już dzwonić do przychodni, żeby go ktoś osłuchał. Ale sama się zastanowiłam: co mi to da?? Czy będę spokojniejsza, jeśli lekarz rzeczywiście coś tam wysłucha?? Wręcz przeciwnie. Do znudzenia czytałam wątek o bezobjawowym zapaleniu płuc i nic nie robiłam. To znaczy bałam się panicznie, a ten strach podsycała moja mama ciągłymi pytaniami, na co ja czekam, dlaczego nie idę z nim do lekarza, ile on tak będzie kasłał itp. Szybko ucinałam wszelkie dyskusje, że będzie kasłał tyle, ile trzeba.
I tak było. Przez dwa tygodnie przetrzymałam go w domu nie robiąc nic. Pierwszy tydzień był straszny, a z początkiem drugiego coraz lepiej. Po około dwóch tygodniach po kaszlu nie ma śladu. Jestem taka szczęśliwa! Od tego poniedziałku wrócił "po chorobie" do przedszkola. Wiem, że wyjdzie mu ona na zdrowie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotr 11-12-2009, 12:39
Czasami warto sięgnąć po homeopatie, gdy już dziecko nie daje rady tak jak to było u Machosa. Lepsze to niż trucie antybiotykiem.

Nie mieszajmy z lekami. Leki tylko wtedy, gdy jest zagrożenie życia i wtedy porządny antybiotyk, który zadziała.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: michael27 11-12-2009, 13:33
Czasami warto sięgnąć po homeopatie, gdy już dziecko nie daje rady tak jak to było u Machosa. Lepsze to niż trucie antybiotykiem.

Nie mieszajmy z lekami. Leki tylko wtedy, gdy jest zagrożenie życia i wtedy porządny antybiotyk, który zadziała.

I przy okazji zrujnuje organizm.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Voldin 11-12-2009, 13:41
Czasami warto sięgnąć po homeopatie, gdy już dziecko nie daje rady tak jak to było u Machosa. Lepsze to niż trucie antybiotykiem.

Nie mieszajmy z lekami. Leki tylko wtedy, gdy jest zagrożenie życia i wtedy porządny antybiotyk, który zadziała.

I przy okazji zrujnuje organizm.
Lepszy trochę zrujnowany, do remontu, ale żywy :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-12-2009, 09:50
Kolejny antybiotyk od rana, a Damian najchętniej ganiałby po całym domu. Kaszel zaczął się odrywać. Pokazałem żonie wątek o bezobjawowym zapaleniu płuc u dziecka Izuni, ale żona poczytała i nadal wierzy lekarzowi. To jest właśnie strach, panika, no taki typowy pacjent. Co mogę więcej zrobić. Już nie potrafię. Ciekawe tylko jakie będą następstwa brania tego dziadostwa. Oby nie wielki "wybuch". Zaobserwuję jedną ciekawą rzecz i napiszę, bo od rana Damian zaczął kasłać mokro, przed chwilą dostał antybiotyk i najprawdopodobniej przestanie kaszleć, będzie wyciszony w oskrzelach, niestety. Namawiam żonę, żeby już wieczorem odpuściła, ale jej milczenie utwierdza mnie w jej przekonaniu, że jest panikarą na usłudze konowała, który jej zalecił antybiotyk. Mnie, krótko mówiąc ma w dupie.  Dlatego się boi, bo jak mówi, nie mam takiej wiedzy, boi się, bo się pomyliłem, kiedy powinniśmy podać antybiotyk, kiedy był obrzęk tak silny, że dziecko ledwo oddychało. Boi się, bo kazałem go przetrzymać i dlatego jak mówi cały czas się boi. Proponuję jej dziś wieczorem bańki dla dziecka, żeby już wieczorem nie dawała antybiotyku. Rzeczywiście rozmawiam teraz z żoną i ona dosłownie się boi, boi, boi, ale w drugim pokoju Damian bawi się z Wiką ubrany, nie leży, bo czuje się lepiej, ale jak teraz żona mówi, nie jest zdrowy, bo przecież kaszle, prawda? Podgląda teraz to co piszę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-12-2009, 10:08
Udzielam się w domu, pochwala mnie, surówki robię, gotuję, lepszy jestem niż kiedyś. Ale czy dać proszki, czy nie dać, to już ze mną gorzej. Jesteśmy zgodnym małżeństwem, ale ja dodaję, ze nie jesteśmy zgodni, co do kwestii zdrowia.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 12-12-2009, 10:08
Machos. Brak mi cenzuralnych słów, by wyrazić swoją opinię. Brakuje słów.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 12-12-2009, 10:25
Kaszel zaczął się odrywać. To jest właśnie strach, panika, no taki typowy pacjent.

Ale czego boi się Twoja żona? Odrywającego kaszlu? Kilka lat temu, ja jako typowy przypadek pacjenta, wiedziałam, że odrywająca flegma to jest bardzo dobry objaw. Teraz tylko oklepywanie, dużo płynów i czekać aż dziecko się wykaszle. 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-12-2009, 10:35
Słowa małżonki: "Tak, tylko, że taki Mistrz, czy Grażyna, to nie biorą odpowiedzialności za zdrowie Damiana, a lekarz bierze odpowiedzialność za zdrowie dziecka". Trudno, ja już przestaję o cokolwiek prosić, dyskutować. Żona bierze odpowiedzialność za dzieci w swoje ręce. Nie da procha, to nie da, da to da. Będę biernym obserwatorem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 12-12-2009, 10:41
Cytat
lekarz bierze odpowiedzialność za zdrowie dziecka
To ciekawe stwierdzenie. Ciekawe, na jakiej podstawie i na czym polega owa odpowiedzialność lekarza? Czy to się dzieje naprawdę?

Akurat lekarze to najbardziej nieodpowiedzialna grupa zawodowa. Nie są odpowiedzialni za nic. Może zniszczyć komuś zdrowie a nawet zabrać i powie tylko - No, coż... Albo nic nie powie...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 12-12-2009, 10:52
Słowa małżonki: "Tak, tylko, że taki Mistrz, czy Grażyna, to nie biorą odpowiedzialności za zdrowie Damiana, a lekarz bierze odpowiedzialność za zdrowie dziecka".

Machos, ależ to absurd. Czy Twoja żona naprawdę tak myśli? Miałam zamiar pociągnąć do odpowiedzialności lekarza, który nie rozpoznał u mojego dziecka zapalenia płuc, był u nas na wizycie w domu (koszt 100 zł), udzielał mi porad przez telefon, stwierdził astmę oskrzelową, i co? I nic, bo okazało się, że p.doktor dał zalecenia na karteczce na której nawet nie raczył postawić pieczątki. A poza tym lekarze chronią się nawzajem i jeden na drugiego nie da powiedzieć złego słowa.

Ile lat ma Wasz synek? Ja leczę (a raczej towarzyszę w odchorowywaniu) bez leków trzyletnie dziecko. Też się bałam na początku. Czy Twoja żona musi dojść do momentu aż, za przeproszeniem, walnie głową w mur bezsilności?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-12-2009, 12:01
Moja małżonka wierzy w lekarza, dlatego że lekarz osłucha, popatrzy, a co to za rady na forum, kiedy nikt dziecka nie obejrzał itd. Tak, tylko, że chciałbym, żeby przeczytała ze zrozumieniem, poczytała, bo książek nie zna, jak zawsze mawiała, ma mnie, tylko co z tego, skoro ja nie jestem dla niej żadnym autorytetem. To taki żaden argument, bo jej się wydaje, że jestem po to, aby pewnie nagle sprawić, że dziecko chore postawię na nogi. Ona nie ma wiedzy, więc jakakolwiek dyskusja sprowadza się do badań, lekarzy, to co obejrzy w tv. Moja żona jest człowiekiem, który nie umie wziąć spraw w swoje ręce. A już tymbardziej nie wierzy mi, bo popełniłem błąd. Damian ciężko kasłał, a ja wam przyznam, że i tak nie poszedłbym do lekarza. Damianowi idzie ósmy rok, Wice piąty. Powiem tak, dziękuję, bo potrzebowałem kolejnego świadectwa, tu na forum, kolejnego przykładu na to, jak jest w kolejnej rodzinie z odchorowaniem infekcji. U mnie tego nie ma. Wokół tylko wiara w dopust Boży. Znam wasze przypadki i tylko zazdroszczę, że wam się udało i będzie udawało, bo znacie istotę, źródło, po co jest infekcja, że to nie jest choroba poważna, tylko etap chorobowy w dojściu do zdrowia. U mnie teraz niestety to się oddala, no bo skoro przyjdą kolejne infekcje, pewnie i cięższe, to niestety konował, prochy i coraz gorsze choroby. "Dla ciebie ból brzucha to dobrze, dla ciebie kaszel to dobrze, katar to dobrze, wszystko dobrze"- to słowa mojej połówki. Ja już nie tłumaczę jej, bo po co. Obok są lepsi ode mnie w przychodni, oni są przecież dla nas, oni wiedzą. Tak więc mnie się nie chce już, jestem zrezygnowany, bo słyszę od niej o genetyce, uwarunkowaniach genetycznych. Mnie się wydawało, że przez tyle lat to już można "skumać" trochę tej wiedzy. Jakże się myliłem. Cieszcie się konowały, przeciwnicy Hipokratesa, bo to dzięki wam rujnujecie moją rodzinę, zdrowie moich dzieci, pewnie zdrowie mojej żony, ale to, przyjdzie z czasem, tylko ile ona jeszcze zaszkodzi moim dzieciom. To dzięki wam dla innych jestem debilem, świrem. Dobrze, że jestem Biosłonejczykiem, bo co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Ja kiedyś nie żyłem, a teraz dopiero żyję, funkcjonuję, energii full. Kiedyś po takich przeżyciach z dzieckiem poszedłbym na wódkę, bo z żoną przegrywam, ale ja nie czuję teraz wewnętrznego załamania, mimo że to moje pisanie tutaj sprawia dla mnie, dla dzieci wiele współczucia. Po prostu dalej będę robił swoje, tak jak robię  i na ile będzie możliwe, doprowadzę do spotkań prozdrowotnych, tak, żeby nas pokazywano właśnie palcami. Ja żyję jak nigdy dotąd, więc co, mam się stać przeciwnikiem choćby KB? Ta energia, ta chęć do życia każdego dnia, ten optymizm, radość kolejnego dnia, to jest właśnie moja prawda, tak to czuję i nie zamierzam cudować, robić doświadczeń. Bo jest zaje..ście. Co do dziecka, czas pokaże, a ja tutaj napiszę, czy żona ocknie się, czy dalej będzie rujnowanie zdrowia. Jej argument na pewno będzie taki, "Po antybiotyku już dobrze się czuje", albo prędzej to, "No to co, że ma alergię, przecież teraz każdy ma, to co, że chrząka, wyciera oczy....przecież to takie normalne". Ach, zapomniałbym, wzmacnia się trillac'iem, normalnie, łoj brawo panie doktorze, jakby to mało ogórków kwaszonych w domu było.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotr 12-12-2009, 12:41
Machos masz podobną sytuację do mojej, a może nawet nieco lepszą. Moja żona na przykład raczy dziecko danonkami, bo są zdrowe. Wydawało mi się, że pojęła jak należy leczyć dziecko ale to tylko złudzenie. Wystarczyło zapalenie ucha z bólem w nocy, przez który mały nie mógł spać a rano pobiegła do lekarza i dostała antybiotyk. Na szczęście brał go tylko dwa dni, bo zostałem z nim w domu i nie podałem kolejnej dawki, więc dalsze branie było bezsensowne.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Fiołek 12-12-2009, 12:51
Machos mój współmałżonek zachowuje się tak samo jak Twoja żona, bardzo Ci współczuję, ale zdrowie dzieci jest najważniejsze.
Trudno, ja już przestaję o cokolwiek prosić, dyskutować. Żona bierze odpowiedzialność za dzieci w swoje ręce. Nie da procha, to nie da, da to da. Będę biernym obserwatorem.
Nie popieram Twojej postawy, walcz o ich zdrowie, przecież to Twoje dzieci.

Ja po przeczytaniu książek J. Słoneckiego walczyłam "ze sobą "przez ok. 1 rok.
Potem przyszła walka z mężem, która trwa już od ok. 2 lat.
Na wszystko potrzeba czasu, Twoja żona też go potrzebuje, nie poddawaj się. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lenka 12-12-2009, 18:09
Machos, zastanawiam się do jakich kobiet należy Twoja żona. Czy czyta jakieś książki? Czy teraz gdy założyła rodzinę i martwi się na pewno o czyste ubrania w szafie, różnorodne potrawy i poświęca sie pracy zawodowej, czy poprzestaje tylko na tym? Dlaczego nie chce przeczytac książek Mistrza? Może nie lubiła nigdy biologii? Może uważa, że Mistrz nie jest autorytetem, bo nie jest lekarzem? Ale przecież też ma dyplom - ukończył studia, aby pomagac ludziom. Może Jego wiedza jest dla Twojej żony za mało znacząca,  nie idąca z duchem czasu, bo przecież pochodzi od Hipokratesa? Czy macie wspomnienia o swoich pradziadkach i o ich sposobie życia i leczenia? Jak na tamte czasy na pewno mieli bardzo dobrą odpornośc.  
Może nasłuchała się negatywnych opinii o Mistrzu i w głębi ducha ma o nim złe zdanie?
Bardzo się dziwię, że kobieta i matka XXI w. nie chce rozwijac swojej wiedzy, bo już nie musi, bo ukończyła już edukację. Przecież z reguły to właśnie dziewczynki bardziej lubią czytac. No chyba, że za mało ich poznałam. Może to ja jestem jakaś nienormalna, bo sprawy wiedzy i duchowe były dla mnie zawsze ważniejsze, niż jakieś malowidła i ubieranki. Nie chcę tu obrażac kobiet, ale dla mnie większośc zainteresowań kobiecych to takie puste "psi bździ".


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Klara 12-12-2009, 19:51
A mnie wcale nie dziwi postawa żony Machosa, co nie znaczy, że ją pochwalam. Piszę tak na podstawie tego, co obserwuję w swoim środowisku, w rodzinie i wśród znajomych. Ludzie mają tak wyprane mózgi (na własne życzenie zresztą), że w głowach im się nie mieści, że można nie wierzyć, nie ufać bezgranicznie lekarzowi. Moja 3-miesięczna wnusia wczoraj dostała kolejny zestaw szczepionek za jakieś ciężkie pieniądze bo przecież konował tak zalecił. Na nóżkach pokazały się jakieś szorstkie plamy (nie widziałam tego gdyż córka z rodziną mieszka w innym mieście) więc znów poszły w ruch jakieś drogie preparaty zalecone przez konowała. A mówiłam: wykąp małą w krochmalu, posmaruj maścią ochronną z witaminą A. Eeeh, nóż się w kieszeni otwiera..

Mój mężuś zaczął kaszleć. Co zrobił? Pognał do konowała i wrócił z antybiotykiem. Tłumaczyłam, że skoro lekarz wykluczył zapalenie płuc i zapalenie oskrzeli to bez sensu jest branie antybiotyku. Co wskórałam? Nic. Antybiotyk został zjedzony co do sztuki, bo przecież pan doktor kazał.

Jeśli komuś ze znajomych powiem, że odchorowałam grypę szybko, łatwo i bez leków to zwyczajnie mi nie wierzą. No bo przecież to niemożliwe i ja ich nabieram. Gdy wspomniałam o Hipokratesie, to usłyszałam, że chcę wrócić do epoki jaskiniowej.

Postanowiłam przestać mówić ludziom o idei Biosłone. Zauważyłam, że zaczynam być traktowana jak nieszkodliwa wariatka. Podejrzewam, że żona Machosa w skrytości ducha podobnie myśli o swoim mężu. Dlatego właśnie napisałam, że nie dziwi mnie jej postawa. Machos dużo się jeszcze napracuje zanim zmieni poglądy żony, o ile mu się to w ogóle uda...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Izunia 3ch 12-12-2009, 19:52
Cytat
Ja po przeczytaniu książek J. Słoneckiego walczyłam "ze sobą "przez ok. 1 rok.
Potem przyszła walka z mężem, która trwa już od ok. 2 lat.
Ja walczyłam około 1,5 roku, a mój mąż zrozumiał bardzo szybko, chociaż nie czytał książek, zna je tylko z moich opowiadań, nie ma czasu na czytanie, twierdzi, że to zrozumiałe i proste jak drut. Podziwiam Go, bo ja jestem niby mądra, ale czasami obserwowałam u siebie jakąś dziwną...głupotę, niby wie i rozumie, ale robi takie głupoty, że aż strach je tutaj przypominać. Każdy, kto znał mnie z tego forum, na pewno pamięta moje uwielbienie dla homeopatii...
Darku, musisz dać troszkę czasu swojej żonie, myślę, że prędzej czy póżniej na pewno zrozumie o co w tym wszystkim chodzi, nie popędzaj jej. Najlepiej byłoby, gdyby była świadkiem odchorowania Waszego dziecka bez leków-wtedy, sądzę, byłby ten przełom, od którego zmieniłaby zdanie.  A tak, zostało Ci tylko cierpliwie czekać i ...przekonywać,  kroczek po kroczku...
Powodzenia
Możesz żonie powiedzieć, że prawdopodobnie większość mam na tym forum kiedyś myślała i postępowała jak ona teraz. Ja też, ale do momentu krytycznego tak jak u Ell_anna...a Twoja żona ma szansę tego uniknąć.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Joker 12-12-2009, 21:34
Machos - Jeśli naprawdę zależy ci na zdrowiu dziecka to znajdziesz i zastosujesz metodę, która będzie skuteczna, aby mu nie szkodzić (w tym przypadku zbędnym braniem antybiotyków). Każda metoda dobra, aby skuteczna. Chyba, że ci nie zależy na zdrowiu dziecka.
Ostano miałem przeprawę z rodzinką brata. Dwoje dzieci chorowało (na infekcje) na przemian (raz jedno raz drugie). Jedno 3-miesięczne drugie 5 letnie, przy czym drugie miało przez tydzień temp dochodzącą do 40 stopni. Brat ma jeszcze małą wiedzę w temacie zdrowia więc całkowicie polegał na mnie. Był bardzo silny nacisk ze strony jego żony i teściów aby podać antybiotyk, szczególnie  przy tej wysokiej temperaturze, a skończyło sie na kilku dawkach leku przeciwgorączkowego i jakiegoś śmiesznego syropku (mniejsze zło niż antybiotyk). Oczywiście jedno i drugie dziecko było u lekarza (z bratem) i dostali dwukrotnie antybiotyk, ale recepta wylądowała w koszu. Jak się chce to się potrafi, a jak sie nie potrafi to trzeba poszukać, pokombinować to zajdzie sie jakieś rozwiązanie.

Postawa bierna w tym przypadku to żadna postawa.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lenka 12-12-2009, 23:08
Jeśli komuś ze znajomych powiem, że odchorowałam grypę szybko, łatwo i bez leków to zwyczajnie mi nie wierzą. No bo przecież to niemożliwe i ja ich nabieram. Gdy wspomniałam o Hipokratesie, to usłyszałam, że chcę wrócić do epoki jaskiniowej.

Postanowiłam przestać mówić ludziom o idei Biosłone. Zauważyłam, że zaczynam być traktowana jak nieszkodliwa wariatka.

Ja jestem prawie pewna, że wiele osób w pracy uważa mnie już za wariatkę. Tym bardziej, że kiedyś inaczej sie odżywiałam a teraz zupełnie nie kryję się z nowymi pomysłami na odżywianie. Namawiam już też niektóre osoby, szczególnie starsze, z doświadczeniem, którym lekarze nie są w stanie pomóc. Choroby i tak wracają albo pojawiają się inne. Po ostatnim ataku infekcji bardzo duzo osób u mnie ( w pracy) chorowało. Po powrocie z L4 pytali sie jakie miałam lekarstwa. Jakie fajne robili oczy gdy mówiłam, że nie pamiętam co mi przepisano, gdyż  receptę wyrzuciłam do śmieci. Pamiętałam tylko, że nie miałam brać antybiotyku. Może kiedyś pomalutku przekonam choćby tych słabych na zdrowiu, jak u mnie zobaczą zmianę. Przecież zawsze dużo chorowałam, maiałam lekką nadwagę, byłam bez wigoru, wiecznie zmęczona. Już teraz widzą u mnie dużą zmianę, i właście ci się pytają z zaciekawieniem, jak ja to robię. Ale dla niektórych w rodzinie, szczególnie jeszcze młodych i zdrowych jestem chyba dziwaczką. :)
Jeszcze przyjdzie na nich czas. Każdy musi do każdej wiedzy dojrzeć. Może żona Machosa jest pod zbyt dużym wpływem swojej mamy.
Zauważyłam też, że ludzie urodzeni  po II wojnie, odżywiani już nowymi, często modyfikowanymi odmianami produktów, zażywający nowoczesne leki i jeszcze w tym momencie w miarę zdrowi, nie będą skłonni przekonać się do nurtu Hipokratesa. Dopiero jak coś zaczyna szwankować a lekarze nie są w stanie pomóc w 100%, zaczynają szukać pomocy i trafiają np. tu, na nasze forum.
Zupełnie inaczej myślą ludzie urodzeni przed wojną. Dla nich wszystko o czym pisze Mistrz jest logiczne i  pokrywa się z ich doświadczeniem, wspomnieniami i wiedzą.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 13-12-2009, 11:46
Machos, zastanawiam się do jakich kobiet należy Twoja żona. Czy czyta jakieś książki? Czy teraz gdy założyła rodzinę i martwi się na pewno o czyste ubrania w szafie, różnorodne potrawy i poświęca sie pracy zawodowej, czy poprzestaje tylko na tym? Dlaczego nie chce przeczytac książek Mistrza? Może nie lubiła nigdy biologii? Może uważa, że Mistrz nie jest autorytetem, bo nie jest lekarzem? Ale przecież też ma dyplom - ukończył studia, aby pomagac ludziom. Może Jego wiedza jest dla Twojej żony za mało znacząca,  nie idąca z duchem czasu, bo przecież pochodzi od Hipokratesa? Czy macie wspomnienia o swoich pradziadkach i o ich sposobie życia i leczenia?
Może nasłuchała się negatywnych opinii o Mistrzu i w głębi ducha ma o nim złe zdanie?
Co do zgłębiania wiedzy o zdrowiu, to leń. Skoro nic nie dolega, to po co czytać. Dba o dzieci, odrabia z nimi lekcje, schludnie je ubiera, coraz lepiej je żywi. Dotarło do niej o słodyczach, o chlebie opornie. Nie jest strojnisią, jest matką w domu. Książek nie czyta, bo lepiej posłuchać debili z tv i dorobić sobie do tego własne zdanie. Mistrz byłby autorytetem, jak pojawiałby się codziennie w reklamach typu, och jakie to dobre, no rewelacja, taki przekaz bez wiedzy, ale do odpowiedniego bezmózgowia- zresztą 99 % naszego spoleczeństwa. Dziadki "powykładały" się na raka i na choroby krążenia, tak więc żaden autorytet.
Ludzie mają tak wyprane mózgi (na własne życzenie zresztą), że w głowach im się nie mieści, że można nie wierzyć, nie ufać bezgranicznie lekarzowi.
Dokładnie tak jak piszesz.
Ja także w gruncie rzeczy wierzę w Machosową małżonkę, że dotrze do niej prawda o zdrowiu, tylko chciałoby się, żeby już.
Ręce opadają.
Chyba, że ci nie zależy na zdrowiu dziecka.
Ostano miałem przeprawę z rodzinką brata. Dwoje dzieci chorowało (na infekcje) na przemian (raz jedno raz drugie). Jedno 3-miesięczne drugie 5 letnie, przy czym drugie miało przez tydzień temp dochodzącą do 40 stopni. Brat ma jeszcze małą wiedzę w temacie zdrowia więc całkowicie polegał na mnie. Był bardzo silny nacisk ze strony jego żony i teściów aby podać antybiotyk, szczególnie  przy tej wysokiej temperaturze, a skończyło sie na kilku dawkach leku przeciwgorączkowego i jakiegoś śmiesznego syropku (mniejsze zło niż antybiotyk). Oczywiście jedno i drugie dziecko było u lekarza (z bratem) i dostali dwukrotnie antybiotyk, ale recepta wylądowała w koszu. Jak się chce to się potrafi, a jak sie nie potrafi to trzeba poszukać, pokombinować to zajdzie sie jakieś rozwiązanie.
Postawa bierna w tym przypadku to żadna postawa.
Zależy, bo nie sypiam, tak się przejmuję. Jesteś gość, bo u brata załatwiłeś sprawę po męsku. Tak, wiem, bierny, żadne wyjście.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 13-12-2009, 12:16
Damian ma wysypkę, nie ma się co dziwić, po antybiotyku, bo przecież mądrzejszy jego organizm od jego własnej matki, sam próbuje jak najmniej sobie zaszkodzić. A ta próbowała mi wmówić, że od cebuli, którą mu kładłem na piersi w woreczkach. No tak, ale w nocy drapał się niemiłosiernie, a wysypało go na plecach, a okładów wczoraj nie robiłem, dopiero przyznała rację, ale bardziej na zasadzie, że musiała przyznać, bo brak zdecydowania. Wydzielina gęsta w oskrzelach gra, najlepiej mu idzie wydalanie, kiedy się śmieje, zmęczy. W łóżku nie leży, siedzi, bawi się. Gorączki brak, katar potężny, gęsty, z masą wydzieliny. Kaszel, to teraz taki stan przewlekły, w nocy gra, świszcze przy oddechu, ale oddech ma lekki. Primum non nocere mówię żonie, a ona, że syn żywy, bo było kiepsko. No tak, ale po co go katować tyle czasu prochem. Wczoraj rano proch był ostatni, teraz już bez, a ja widzę w jego podkrążonych oczach, bladej skórze, ile jest nadrabiania zdrowia. MO chcę wdrożyć we wtorek, bądź w środę, bo to własnie po MO była taka ostra reakcja, kiedy żona pobiegła do konowała po prochy. Wika nie pije, więc jej nic nie złapało, mojemu organizmowi łapać się nie chciało niczego, a żona bodajże od miesiąca dusi się na raty, na sucho zwłaszcza nocą. Zastanawia mnie jedna rzecz, kaszel suchy "studnia", dudniący, krtaniowy, ale nie świszczący, bo nie słychać żadnej wydzieliny, to właśnie z powodu suchej śluzówki? Drugi typ kaszlu taki bez "studni" z "rury", suchy, ale oddech lekki, nie słychać wydzieliny i świstów, to też z powodu suchej śluzówki? Oba rodzaje, to kaszel napadowy 30 minut, godzina i już go nie ma. Oczywiście zdaję sobie sprawę o stanach zapalnych śluzówki w obu przypadkach
Znaczenie będzie miało to że w zimie w domu jest ciepło, bo wszyscy grzejemy. Efekt tego jest taki że ciepło powoduje że powietrze jest suche, a to powoduje wysuszenie śluzówki. Wysuszona śluzówka jest łatwym celem dla bakterii, które po infekcji wirusowej mają łatwy wstęp do organizmu. Rozpoczęta infekcja bakteryjna pogłębia się im bardziej mamy ciepło w domu i im bardziej mamy suche powietrze.

Dziecko kaszle głownie w nocy bo w nocy śluzówka wysusza się najbardziej. Dziecko mające katar śpi z otwartymi ustami, powodując że śluzówka górnej części układu oddechowego jest wysuszona. Dziecko oddycha wdychając kurz i roztocza a te drażnią śluzówkę i wywołują mocny kaszel. Do tego dochodzą bakterie i powstaje stan zapalny.
Ja już bardzo dobrze odróżniam suchy kaszel powstający po podrażnieniu kurzem od suchego kaszlu związanego z stanem zapalnym.
Czepiam się, ale dudniący kaszel suchy "studnia" i kaszel tylko suchy  bez żadnej wydzieliny, to ta sama przyczyna?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 13-12-2009, 12:37
najlepiej mu idzie wydalanie, kiedy się śmieje, zmęczy. W łóżku nie leży, siedzi, bawi się. Gorączki brak, katar potężny, gęsty, z masą wydzieliny.

U nas, jak pisałam w moim wątku, najbardziej skuteczne są łaskotki. Musicie się skupić na rozrzedzaniu wydzieliny (płyny, oklepywanie). Baniek jeszcze nie stawialiście?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 13-12-2009, 13:18
U nas, jak pisałam w moim wątku, najbardziej skuteczne są łaskotki.
No, ale to są chińskie tortury...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Fiołek 13-12-2009, 13:22
Moja córeczka złapała infekcję, tydzień temu. Trzeciego dnia również wysypało ją na plecach, w okolicy szyi i troszeczkę na dekolcie - a nie bierze antybiotyku. Bardzo drapie się. Wczoraj wykąpałam ją dodając do wody olej sojowy, w ciągu dnia smaruję skórę maścią z wit. A. Jestem pewna, że tą drogą wydostają się toksyny, więc nie ma się co martwić. Dawniej panikowałam przy każdej wysypce, teraz odbieram je jako naturalną obronę organizmu.

Mała ma duży katar i suchy kaszel, który ustępuje, gdy dobrze nawilżam powietrze w pomieszczeniach, w których przebywa - poprzez rozwieszanie mokrych ręczników lub prania, albo włączając nawilżacz powietrza. W domu często wietrzę, staram się nie przegrzewać mieszkania - temp. max 20*C w sypialni max 19*C. Powodzenia Machos. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 13-12-2009, 13:24
U nas, jak pisałam w moim wątku, najbardziej skuteczne są łaskotki.
No, ale to są chińskie tortury...

Mam jeszcze w zanadrzu doprowadzanie dziecka do płaczu, też pięknie wtedy odkasłuje ... :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 13-12-2009, 13:28
Mam jeszcze w zanadrzu doprowadzanie dziecka do płaczu, też pięknie wtedy odkasłuje... :)
No, za to są sankcje karne. Za zrujnowanie mu zdrowia antybiotykami nie ma, ale za to są...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Slawekgo 13-12-2009, 13:44
Mam jeszcze w zanadrzu doprowadzanie dziecka do płaczu, też pięknie wtedy odkasłuje ... :)

Może i jest to metoda sprowokowania kaszlu, lecz rodzi się pytanie. Jaki wpływ na psychikę dziecka ma takie postępowanie? Oczyszczanie dróg oddechowych nie może być połączone z rujnowaniem psychiki dziecka i jego postrzegania świata!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 13-12-2009, 20:28
Może i jest to metoda sprowokowania kaszlu, lecz rodzi się pytanie. Jaki wpływ na psychikę dziecka ma takie postępowanie? Oczyszczanie dróg oddechowych nie może być połączone z rujnowaniem psychiki dziecka i jego postrzegania świata!

Slawekgo wrzuć na luz, że tak się wyrażę. Wziąwszy pod uwagę, że mam w domu żywiołową sześciolatkę, konflikty siostrzane są na porządku dziennym i o płacz doprawdy nietrudno. Nie myślisz chyba, że biję moje dziecko tylko po to żeby kasłało. Wiesz, jestem stuknięta na punkcie oczyszczania, ale nie aż tak :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 13-12-2009, 21:42
Cytat
Damian ma wysypkę, nie ma się co dziwić, po antybiotyku, bo przecież mądrzejszy jego organizm od jego własnej matki, sam próbuje jak najmniej sobie zaszkodzić. A ta próbowała mi wmówić, że od cebuli, którą mu kładłem na piersi w woreczkach. No tak, ale w nocy drapał się niemiłosiernie, a wysypało go na plecach,
Na swędzącą wysypkę używałam do mycia "mydła", które zrobiłam z płatków owsianych. Obcięłam kawałek  rajstop, nałożyłam do nich 2-3 garście płatków i związałam z jednej i drugiej strony.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Joker 13-12-2009, 23:01
Machos - Skoro twoja żona polega na konowałach to trzeba znaleźć takiego najmniej szkodliwego (mniejsze zło) i trzymać się go. Najlepiej takiego, co daje antybiotyki tylko w ostateczności - naprawdę są tacy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iris 14-12-2009, 09:35
Machos - Skoro twoja żona polega na konowałach to trzeba znaleźć takiego najmniej szkodliwego (mniejsze zło) i trzymać się go. Najlepiej takiego, co daje antybiotyki tylko w ostateczności - naprawdę są tacy.

Ja właśnie na mojego opornego męża i jego mamę mam taką lekarkę. Jak syn zaczął przechodzić jedną infekcję za drugą, musiałam chodzić raz w miesiącu do niej po zwolnienie. Wyczułam, że jak na lekarza zaleca mało leków. Jak mąż koniecznie chce wziąć syna "na osłuchanie" lub "bo to za długo trwa", staję na głowie, aby się do niej dostać i robię wszystko, aby też być przy wizycie. Ostatnio na trwający do lipca kaszel nie przepisała nic tylko badania dla "spokojności". On się wtedy też troszkę uspokoił i potem przekonywał swoją mamę przez telefon, że lekarz tak zalecił. Ale to jest metoda zawodna, bo np. na czopy na migdałach dostał od tej lekarki od ręki antybiotyk.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 14-12-2009, 10:40
Cytat od: Joker
Najlepiej takiego, co daje antybiotyki tylko w ostateczności - naprawdę są tacy.

Tylko trzeba uważać, żeby nie wpaść w takiej sytuacji z deszczu po rynnę. Bo jest teraz sporo konowałów, którzy pozamieniali antybiotyki na inne środki ( ziołowe, homeopatyczne) również niepotrzebnie blokujące objawy choroby.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 14-12-2009, 11:37
Damian miał około piątej nad ranem taką piętnastominutową akcję kaszlu, początkowo suchą z dudnieniem tchawicy, później ropa zaczęła się trochę odrywać. Dostał trochę prawoślazu, bo nie było tak źle. Nadal kaszle raz sucho, raz mokro i wiem, że jest ta sama sytuacja, co dziesięć dni temu, mądry organizm sprząta. Teraz tzw. czeski film. Żona po mojej namowie zadzwoniła do swojej mamy, żeby postawiła Damianowi bańki. Ta się zawzięła, nie przyjechała, bo powiedziała, żeby żona pojechała do lekarza, który zbada i powie co dalej. Do lekarza na razie nie pojechała, ponieważ nie chcę, żeby dziecko biegało po dworze, kiedy choruje. No i nie chcę kolejnego antybiotyku. Sam kupiłem bańki próżniowe za waszą radą i już jestem zdeterminowany, żeby mu je postawić, postawić bardziej po to, żeby trochę zobojętnić ataki babć w kierunku mojej żony, (no bo nie do mnie, ja jestem jak ściana nie do przebicia) które namawiają na konowała. Żona nie chce, żebym stawiał bańki, bo syn ma wysypkę jest po antybiotyku i może zaszkodzą? Ale mam matrixa w domu. Chodzi, miota się. Zabroniła mi, kiedy Damian już wyzdrowieje, dawać mu MO, bo po tym choruje. Oto jej zdanie:"Ja chcę, żeby były dzieci zdrowe i nie chorowały". Doskonale wiecie, jak sobie to interpretuje. Gdybym zdrowiem się nie interesował, to już dawno dzieciak wybrałby antygówno przez siedem dni, za chwilę kolejne antygówno, a zdrowie coraz bardziej rozpieprzone. Taką mam aktualnie gównianą rzeczywistość w domu. Czekam tylko, jak jeszcze Wika się rozchoruje.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iris 14-12-2009, 12:12
Znam doskonale ten stan. Mój mąż też niejednokrotnie zabraniał mi podawania synowi MO, koktajli, była szarpanina o podawanie leków. Ale zobacz, żona jednak powstrzymuje się z synem od pójścia do konowała, "aby powiedział co dalej". Też jest skołowana od tych podpowiedzi babć. Tobie nie ufa, bo sama nie ma wiedzy, a Ty "zawiodłeś" na początku przy tym ciężkim oddechu. W takiej ostrej fazie, jaką macie teraz w domu, musisz działać ostrożnie, tiptopkami. Ja w takiej sytuacji u siebie musiałam zawsze troszkę z czymś odpuścić np. z MO na parę dni (i tak przecież były symptomy oczyszczania). Jak się emocje uspokoiły lub nastąpiło coś, co mogłam zinterpretować jako dowód na to, że źle zrobił (podając leki) zaczynałam po kroczku dochodzić do odstawiania leku, podawania MO...
U nas jest lepiej jeśli chodzi możliwość podawania synowi MO, KB, niestosowania leków. Ale mam pewność, że w momencie porządnej infekcji mąż będzie panikował.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 14-12-2009, 13:15
Zabroniła mi, kiedy Damian już wyzdrowieje, dawać mu MO, bo po tym choruje. Oto jej zdanie:"Ja chcę, żeby były dzieci zdrowe i nie chorowały".

Miałam podobne doświadczenia ze znajomymi, których udało mi się przekonać do picia MO i podawania dzieciom. Mimo moich usilnych tłumaczeń, podsuwania książek już przy pierwszej infekcji miałam rozpaczliwe telefony "przecież miały nie chorować". Ludzie myślą, że MO to taka cudowna mikstura, która będzie działała zaraz i natychmiast. Trudno jest im pojąć, że zdrowienie to jest PROCES, a MO i infekcje są składową tego procesu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 14-12-2009, 17:38
Machos! Popatrz na swoją żonę z miłością a nie ze złością. Ona jeszcze tkwi w Matrix`ie. I teraz będzie to Twoja rola aby ją z niego wyciągnąć. Musisz obnażyć działania medycyny. Spokojnie i rzeczowo. I nie dziw się jej ani nie zarzucaj braku rozumu. Patrz! Sam Mistrz pisze, że musimy stawić czoła wielopokoleniowej indoktrynacji medycznej. Spójrz na Brać Biosłonejską. My wszyscy byliśmy kiedyś pacjentami. Musieliśmy spaść na dno, aby w rozpaczy poszukać ratunku. Daj szansę swojej żonie. Daj jej czas. Nie załamuj rąk i jej nie oskarżaj. Odetnij pępowiny łączące was z babciami. Pielęgnuj syna z miłością. Dawaj mu macerat z siemienia lnianego, który mogę polecić z ręką na sercu, bo dzięki niemu trzy osoby wyciągnęłam z poważnych nieżytów dróg oddechowych. Dawałam go za radą koleżanki z Biosłone  :D  do wszystkiego (herbata, woda nawet do zupy). Rewelacja.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 14-12-2009, 21:12
Moja żona panicznie się boi o Damiana, o ten jego kaszel. Zamówiła wizytę pani doktor, która osłuchała Damiana, usłyszała świsty w płucach, orzekła zapalenie płuc i jutro trza jechać do szpitala na rtg. No i może jeszcze go położą. Na pewno dorzucą leki. Mnie w domu jeszcze nie ma. Ludzie, to się dzieje, ja tę walkę przegrywam! Postraszyła jeszcze żonę, że na zapalenie płuc się umiera, no i gotowe. Ja tracę to wszystko, co do tej pory zrobiłem dla dziecka. Damian owszem kaszle, ale nie leci prze ręce. Chodzi po domu, bawi się. Prze telefon rozmawiałem z panią doktor, poniosło mnie, aż kobieta chce mi ściągnąć prokuratora do domu. Co ja mam robić. Zbierać badania, a po latach iść z tym do sądu, że mi dziecko wykończyli? Przecież wezmą mnie za wariata. Powiedzą, że to ja zaniedbałem jego zdrowie. Właśnie się dowiedziałem, że żona już mu podała Zinnat. Oczekuje ode mnie wsparcia, a ja nie umiem, nie potrafię. Mam jej współczuć? Robię, co mogę, ale co ja mogę zrobić.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kris 14-12-2009, 21:38
Machos mamy tutaj doczynienia z tzw. cudem, wiekszej głupoty nie słyszałem , jak taki konował może stwierdzić zapalenie płuc osłuchując zainfekowanego, piszę tak, ponieważ to według mnie nie jest chorobą. Jasne, zaleca prześwietlenie , ale to przecież niepotrzebna dawka bądż co bądż szkodliwego promieniowania, dojdą do tego pewnie antybiotyki i dziecko nigdy nie odchoruje tak naprawdę tej infekcji. Twoja żona zwyczajnie została zastraszona przez lekarza, to jedyna rzecz którą potrafią . A ściągnąc chce ci prokuratora na kark, bo czuje że traci potencjalnego klienta i kasę co za tym idzie. Oni czyli lekarze, wszyscy boją sie takich ludzi, którzy jak ty wiesz za dużo o medycynie prozdrowotnej i stanowisz dla nich zagrożenie . Chłopie jesteśmy z tobą, nie daj się konowałom.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lenka 14-12-2009, 21:55
Dawaj mu macerat z siemienia lnianego, który mogę polecić z ręką na sercu, bo dzięki niemu trzy osoby wyciągnęłam z poważnych nieżytów dróg oddechowych. Dawałam go za radą koleżanki z Biosłone  :D  do wszystkiego (herbata, woda nawet do zupy). Rewelacja.
Izo, napisz więcej o tym maceracie. Jak dokładnie to robisz? Czy zalewasz ziarenka zimną wodą, tak jak przy prawoślazie? A jak to ma wyglądać z tą herbatą? Czy do tych nieżytów dróg oddechowych zaliczają się również zatoki?
I jeszcze pytanie ogólne. Czy jeśli ktoś nie przepada za galaretką z siemienia, to krócej tworzona też jest skuteczna?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 14-12-2009, 23:07
Prokurator nie ma nic lepszego do roboty. Nie trzeba się wdawać w dyskusje z konowałem, bo to marnowanie energii.
Ja się tam żadnego prokuratora nie boję. Powiedziałem jej tej pani konował:''Co wy robicie? Co wy robiliście dla mojego zdrowia prze 15 lat? Teraz to samo ma przyjmować moje dziecko?" Nigdy już do końca moich dni nie nazwę ich inaczej, złodziei ludzkiego zdrowia i szczęścia. Szkoda, że Wiki nie zbadała. Wika kazdego ranka też brzydko kaszle z głębi oskrzeli, może znalazłaby kolejne zapalenie, no jak nic, a dalej leki. Moja żona boi się bardzo, ona właśnie panikuje. Damian normalnie wygląda, nie jest niedożywiony, je, ma apetyt. Teraz to już byle infekcja, gorszy katar, kaszel i będzie biegać do lekarza. Jak ja mam wziąć zdrowie dzieci w moje ręce. Ja teraz przyjmuję u mojej żony każdy najgorszy wariant "uciekającej sarny" przed stadem wilków. Myślę, że właśnie zrobi tak, jak robi pacjent i tak robi. Dla mnie to największa porażka. Ale cóż, ja to dno muszę osiągnąć, musimy, bo tak robi panikara, a ja walę głową. Boję się bardzo, teraz już nie na żarty. Mnie naprawdę nie będzie cieszyło to, że Damian za jakiś czas, za kilka dni nie będzie kasłał, będzie rzekomo zdrowy dla wszystkich, ale nie dla mnie. Ja wiem, wy wiecie, ale tak dzieje się w wielu polskich rodzinach, antybiotyki, leki, suplementy, później poważne choroby. Jedyne chyba pocieszenie w tym, to że jestem bardzo wierzący i mam nieść teraz ten krzyż. Mnie naprawdę nie jest do śmiechu i przepraszam, że się tutaj tak "wylewam".


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 14-12-2009, 23:25
Machos braki mi słów. Wiele osób na forum ma problemy ze swoimi połówkami. Czytając o Waszych perypetiach dochodzę do wniosku, że mam wielkie szczęście. Mój mąż sam przekonywał mnie do picia MO. Kilka miesięcy temu na sobie przeszedł infekcję bez leków (on, który przy pierwszych objawach infekcji wydawał masę pieniędzy na gripexy, paracetamole, syropy itp). To chyba utwierdziło go w przekonaniu, że jednak można.

Teraz oboje wspieramy się w trudnych chwilach, bo muszę powiedzieć, że pokusa podania leku w momencie gdy cierpi dziecko, jest olbrzymia. W sumie, jak większość forumowiczów, nie dziwię się Twojej żonie. Szkoda tylko, że lęk zakłóca racjonalne myślenie. 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Joker 14-12-2009, 23:57
Nie ma wyjścia, musisz robić swojej  żonie wodę z mózgu (podobnie jak media, tylko w kierunku zdrowia). Masz dużą wiedzę, więc na każdym kroku trzeba tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć ... Masz pod ręką Zibiego, wykorzystaj tą możliwość. Jeśli twoja żona będzie miała odpowiednią wiedzę to na pewno stanie po stronie zdrowia. Ale skoro sama nie chce jej przyswoić, to ty musisz jej to wpompować do głowy. Teraz reaguje jak ktoś, kto nic nie wie i jest zastraszany. Gdy ktoś ma wiedzę to nie da się "wpuścić w maliny".




Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 15-12-2009, 08:20
Moja żona jest wreszcie otwarta na wiedzę, przynajmniej trwają pokojowe rozmowy, ale wczoraj poszedł w ruch drugi antybiotyk, do tego tabletka sterydu Encortonu. Żona chce przerwać to błędne koło. Ona boi się bardzo, cały czas płacze, ja się ledwo trzymam. Staram się trzeźwo myśleć, ale nie spałem nocy. Steryd odstawiamy natychmiast. Żona boi się, co do antybiotyku. Ja już jestem skołowany. Pani konował osiągnęła cel, bo namieszała jej w głowie konkretnie. Ja chcę postawić bańki, a żona boi się, że dziecko dostanie duszności, bo jak są szmery, za dużo tych szmerów, to się baniek nie stawia. Damian jest tak przyblokowany lekami, że nawet nie kasłał w nocy. Ja oczywiście chcę odstawić ten Zinnat również. Żona straszy tym zapaleniem płuc bardzo, bo dzieci umierają. Mówi, żeby dać mu cały, kolejny antybiotyk, a dopiero, jak znikną szmery, to postawić bańki. Dla mnie nie ma to żadnego ładu i składu, bo i tak wszystko wróci.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 15-12-2009, 08:33
Strach wynika z niewiedzy. Machos! To wydrukuj swojej żonie wypowiedź Mistrza: http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=9496.msg83683#msg83683  Dodam od siebie, że ja patrząc na "rozpaczliwe" działania i doświadczenia lekarzy jak na króliku, na mojej niespełna rocznej córce wypisałam ją ze szpitala na własne żądanie (z zapaleniem płuc) i postawiłam bańki. Dziecko z tego wyszło. Niestety skutki tamtej uporczywej antybiotykoterapii i terapii sterydami odczuwa do dziś, dosłownie na własnej skórze. Tylko dzięki MO i DP jest obecnie o niebo lepiej.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotr 15-12-2009, 09:09
Ale cóż, ja to dno muszę osiągnąć, musimy, bo tak robi panikara, a ja walę głową. Boję się bardzo, teraz już nie na żarty.

Osobie zdrowej jest bardzo ciężko zrozumieć prawdę o zdrowiu. Jest tak jak piszesz, że trzeba najpierw spaść na dno, żeby potem iść w górę. Tutaj na forum chyba wszyscy byli chorzy i mieli permanentne problemy ze zdrowiem. Być może są jakieś jednostki przeczące tej regule, ale nie wiadomo jakby się zachowały w obliczu poważnej choroby. W tej sytuacji Machos wydaje mi się, że takie dno może zmieni w końcu coś w postępowaniu Twojej żony.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iris 15-12-2009, 09:19
Machos, wielkie zadanie przed tobą. Najpierw wywalczyć ostawienie tego antybiotuku możliwie jak najszybciej, tłumacząc skutki nieodchorowania infekcji. Następny ważny krok to to aby przeprowadzić syna przez następna infekcję bez leków i zwracać uwage na dobre skutki tego. To taki namacalny dowód, który przkonuje (przynajmniej mojego męża, który zachowuje sie podobnie jak twoja żona.) Wiem, że to takie zamkniętę koło, bo jak pokazać, że można (i trzeba) przejść przez chorobę infekcyjną bez leków i pokazać pozytywne skutki jeśli druga strona nie daje na to sznsy. Mnie się raz udał wyjść z tego zaklętego koła. Syn miał ostry ból gardła (ja leżałam chora) mąż zabrał dziecko do lekarza i podał mu przepisany antybiotyk, bo "jakieś białe naloty na migdałach". Dzień lub dwa po zakończeniu antybiotyku naloty były z powrotem plus suchy kaszel. Po wielu tłumaczeniach, dlaczego te naloty i kaszel, co spowoduje następny antybiotyk (który leżała już wykupiony przez męża)  udało sie uniknąć podanie tego drugiego antybiotyku. Ale tak naprawdę moje zdanie nie było tu ważne, pomogła przypadkowa rozmowa z członkiem rodziny męża, który leczył u laryngologa takie migdały bez antybiotyku.
Też jestem matką, też zawsze leczyłam siebie i moje dziecko, bo tak robiła też moja mama, ale ja od pewnego momentu analizowałam zpewne rzeczy, postępowanie lekarzy, postępowanie choroby, a przełomem było to co lekarze zrobili z moim dzieckiem po urodzeniu. Szalałam, bo na zdrowy rozum było to złe. Dzięki mnie syn rozwija się jako tako normalnie. Najbardziej bałam sie właśnie wtedy, gdy syn był w rękach lekarzy. Jak czytam forum wiem, że to jest tak jak Pan Józef (i inni) pisze, bo dużo z tego zaobserwowałam właśnie wcześniej. Dla mnie to oczywiste. Dla mojego męża nie, choć przeciez wiedział dokładnie jak było z synem, on tego nie analizuje, nie widzi powiązania, skutków. Było minęło wszystko jest ok. Ja czułam to dno pod stopami właśnie wtedy jak syn był niemowlęciem. Udało mi sie jakoś od niego odbić. A teraz muszę syna wyprowadzić na droge zdrowia. Machos, ja mam nadzieję, że u was obejdzie sie bez tego przysłowiowego dna.

Iris, przeczytaj swój post jeszcze raz.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotr 15-12-2009, 12:20
Prze telefon rozmawiałem z panią doktor, poniosło mnie, aż kobieta chce mi ściągnąć prokuratora do domu.

Widać do czego zdolni są lekarze. Najpierw straszenie chorobami, szpitalami i umieraniem, a jak to nie skutkuje to prokuratorami.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 15-12-2009, 12:35
Żonie Machosa nie ma się co dziwić aż tak bardzo. Pamiętajmy, jakie problemy miał sam Paracelsus w przełamywaniu dogmatów medycznych, które skwitował to tymi słowy: Nie tyle poznać to, czego się nie wie, ile zapomnieć to, co się wie, lub w co się wierzy, że się wie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 15-12-2009, 19:29
Ponieważ udaje się nam wspólnie rozmawiać, to ja cały czas  edukuję żonę na wszystkie możliwe sposoby. Za argument mam zdrowie co się zowie całej naszej rodziny. Tylko tak mogę. W sobotę, kiedy odstawiliśmy pierwszy z antybiotyków, żona panikowała, że dziecko jest bez antybiotyku. Teraz od wczoraj na drugim antybiotyku, a ja znowu "kręcę śrubki" o odstawienie go. Wiem, że i tak posłucha tej konowałki, jak świnia grzmotu, która przyjdzie w czwartek, tak więc do tej pory Damian będzie brał to gówno. Przyblokowało go tak, że nie kaszle, może czasem. Ale to wszystko w środku takie zastygłe. Przyjdzie tamta, osłucha, powie, że świstów nie ma załóżmy i odstawi antybiotyk. Wyobrażam sobie taką sytuację, kiedy pani konował powiedziałaby, że trzeba jeszcze coś tam łykać, to ta moja jak nic przyjmie to z pokorą. Przed paroma chwilami rozmawiałem z żoną i edukuję ją o stanach zapalnych, o zalegajacej ropie, o formach przetrwalnikowych po takim leczeniu zapalenia jakiegokolwiek. Pytam, co dalej, przecież będą kolejne infekcje tego, co zostało zamiecione pod dywan, znowu za dwa tygodnie, za miesiąc, za dwa miesiące antybiotyk? I tak jej "wbijam" to wkółko, żeby wiedziała, że spokój u syna, bo nie kaszle, jest tylko pozorny. Ona musi być tego świadoma i może już coś tam przyjmuje do wiadomości.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 15-12-2009, 22:32
Błędne koło, ile to już trwa? Baniek nie udało Ci się przeforsować?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 15-12-2009, 22:52
Pierwszy antybiotyk dostał w ubiegły wtorek ósmego. Brał go do soboty rano, bo walczyłem o zaprzestanie. Miał przepisany na siedem dni. Zestrachana na maksa, zamiast posłuchać mnie co do postawienia baniek zaraz po odstawieniu pierwszego dziadostwa, zamówiła wizytę wczoraj wieczorem. Konowałka dała kolejny antybiotyk, a w czwartek przylezie, żeby uzewnętrzniać się nad rtg płuc zrobionym dzisiaj około południa. Może uda mi się wziąć wolne od pracy, to doprowadzę do konfrontacji. Z tym zdjęciem rtg to sztuka dla sztuki, jak to mówi Zibi, a dzieciak królikiem. Jak będę nalegał na odstawienie antybiotyku, to żona spanikowana poinformuje panią konował, a ta będzie "rzucała" śmiertelnymi zejściami na zapalenie płuc. Normalnie lać kijem. Dla mojej (takie mam wrażenie) ten antybiotyk to taka oaza spokoju. Najlepiej dziecku wykonać wszystkie badania na teraz i na zapas i wierzyć w cud. Taka jest moja żona. Tamta przylezie, pierdnie, a ta będzie wdychała. Już się zastanawiam, ile będzie niepewności, jak będzie odstawiony antybiotyk. Jak jeszcze coś obie wymyślą, to tamtą wyrzucę z domu, a swojej zrobię awanturę, choć jeszcze nie zrobiłem. Bańki leżą na półce i wykonują kurzenie się kurzem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 15-12-2009, 23:00
Może uda mi się wziąć wolne od pracy, to doprowadzę do konfrontacji

Tylko spokojnie, nie lej kijem, bo prokurator murowany  :bash:



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Joker 15-12-2009, 23:10
Niewydalona ropa (fragmenty zdefektowanych, martwiczych komórek, które organizm zdecydował sie usunąć, wykorzystując do tego wirusy lub bakterie do przetworzenia do postaci łatwiejszej do utylizacji) powstała podczas objawów chorobowych to bomba z opóźnionym zapłonem. Nawet gdyby ustąpiły objawy chorobowe (infekcyjne) to zalegająca ropa niszczy komórki dookoła siebie. W ten sposób zmierzamy do uszkodzenia organu, problem robi sie wtedy kiedy organ ten jest ważny. I co wtedy? jest problem i to bardzo poważny.

To było w wywiadzie Mistrza, na pewno znasz to, jak również metody usuwania ropy z organizmu - wewnętrzne: nerki i wątroba, zewnętrzne: katar, flegma, kaszel, wysypki.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 15-12-2009, 23:12
Szkoda kija. Ciekawy jestem, jakie będzie zachowanie panikary, jak Damian złapię kolejną infekcję. Obym znowu nie dowiedział się, że już była z wizytą konowałka, podczas kiedy ja pracowałem. Na razie panikara zarzeka się, że następnum razem postawimy bańki. Przestałem być łatwowierny kłamczusze.    


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 15-12-2009, 23:14
Joker przerażające, prawdziwe. Jutro zaciągnę żonę do forum, żeby miała świadomość. Tamta ją straszy śmiertelnymi zejściami, to ja ją też przestraszę. Niech walczy ze sobą, no bo co mam zrobić.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Joker 15-12-2009, 23:19
Jak jeszcze coś obie wymyślą, to tamtą wyrzucę z domu, a swojej zrobię awanturę, choć jeszcze nie zrobiłem. 

Wreszcie konkretnie mówisz. Nie ma innej metody jak zaprowadzić w dyktaturę w temacie zdrowia (do momentu aż się żona douczy wtedy) bo jak na razie demokracja sie nie sprawdza.

Tamta ją straszy śmiertelnymi zejściami, to ja ją też przestraszę. Niech walczy ze sobą, no bo co mam zrobić.

Zachowanie twojej strony to przede wszystkim wynika ze strachu. Niech ma świadomość, że metody konowałów są bardzo niebezpieczne, może w końcu zgłupieje.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 15-12-2009, 23:24
Jutro zaciągnę żonę do forum, żeby miała świadomość.

Koniecznie musisz ją przekonać do poczytania. Szczerze mówiąc, do wzięcia zdrowia we własne ręce, przekonana zostałam w 100% dzięki forum. Możesz żonie powiedzieć, że matki z forum też się boją. Ja się boję przy każdej infekcji. Jednak dzięki wsparciu z forum i podstawowej wiedzy o chorobach infekcyjnych staram się przełamywać ten lęk, za każdym razem jest lepiej.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 16-12-2009, 10:22
Jutro zaciągnę żonę do forum, żeby miała świadomość.

Koniecznie musisz ją przekonać do poczytania. Szczerze mówiąc, do wzięcia zdrowia we własne ręce, przekonana zostałam w 100% dzięki forum. Możesz żonie powiedzieć, że matki z forum też się boją. Ja się boję przy każdej infekcji. Jednak dzięki wsparciu z forum i podstawowej wiedzy o chorobach infekcyjnych staram się przełamywać ten lęk, za każdym razem jest lepiej.
To będzie najtrudniejsze zadanie dla "przesiąkniętej" doktryną. Sama już tu zagląda. To już dobrze, ale dziecku prochy podaje. Ona jest na razie na etapie "poznać to, czego się nie wie", a to stanowczo za mało. Rozciągnę ten wątek w czasie dochodzenia Damiana do zdrowia (taką mam nadzieję), chyba że "pietrucha" znowu będzie robiła za moimi plecami. Jak na razie, to czynami równa do dołu, bo Damian potrzebuje akcji prozdrowotnej ze strony matki, a nie trucia z pomocą gównianej medycyny. Ciekawe na ile rozumie to, że Damian i tak będzie musiał znowu odchorować to zapalenie. Jak czytam inne wątki mam, które myślą, biorą się za własne dzieci, to aż jestem pełen największego uznania. A moja żona? Teraz spokojna, bo Damian się nie dusi, nie kaszle.... ale w środku wszystko stłumione i drzemiące. Ona nadal nie rozumie, co to jest zdrowie, co to jest pełne pojęcie zdrowia. Ona rozumie tylko działanie i to najczęściej chybione, właśnie takie objawowe, tak jak jej nakładzie do głowy konował, który przyjdzie na wizytę. Wie, że jest Biosłone, ale nie wierzy i ja nie mam złudzeń, bo czytać może każdy, ale zrozumieć to już bardzo trudno. Właśnie zapytałem, do kiedy ma zamiar podawać antybiotyk, a w odpowiedzi usłyszałem: "No nie wiem, jak pani doktor przyjdzie". No a pani doktor przyjdzie jutro wieczorem. Ona mojemu dziecku zdrowie zrujnuje, głupia żona przyjmie pierdoły z pokorą i mnie przy okazji nadszarpnie nerwy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monika 16-12-2009, 10:47
Jak czytam inne wątki mam, które myślą, biorą się za własne dzieci, to aż jestem pełen największego uznania. A moja żona?
Machos ja jestem pełna podziwu dla Ciebie, bo zazwyczaj ojcowie aż tak nie skupiają się na dochodzeniu do zdrowia dziecka, to częściej zadanie matek, tak jest też u mnie. Jesteś super wzorem dla innych ojców. Pomyśl, że to już połowa sukcesu, że Ty rozumiesz o co w tym wszystkim chodzi, teraz musisz uświadomić swoją żonę w temacie zdrowia.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marianna 16-12-2009, 12:10
Twoja żona jest jak śliwka na drzewie, która musi dojrzeć. Do żony Machosa: Proszę Pani, to wszystko jest bardzo proste, medycyna jest prosta, klucz jest na tym forum. Proszę się nie bać tej tu wiedzy.  


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marianna 16-12-2009, 17:41
Niech ktoś nie pomyśli, że wiem wszystko, bo nie wiem. Zachęcam tylko żonę Machosa do czytania tej wspaniałej wiedzy tu zawartej.                                                                                                 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 17-12-2009, 22:09
Okłady z cebuli należy robić ciepłe na tyle żeby nie poparzyć  skóry. Poszewkę z cebulą (niekoniecznie miksowaną może być rozgotowana tak żeby się rozpadała)kładziemy na klatkę piersiową na to ręcznik lub kocyk po to aby nie wystygło zbyt szybko. Okłady można robić nawet kilka razy w ciągu dnia, aż do momentu kiedy zacznie się odrywać flegma a kaszel będzie mokry. Okład z cebuli trzymamy na piersiach tak długo aż wystygnie, zimny nie pomoże. Nie wiem dlaczego nie chcesz postawić małemu baniek, w tym przypadku ja bym się nie wahała ani chwili.
Dzięwiątego tego miesiąca napisałaś Evo o tych bańkach. Dopiero po tylu dniach walki udało mi się. Za godzinę, jak przyjadę do domu,  z żoną postawimy bańki. Dziś od rana już bez antybiotyku. Nareszcie!!! Teraz przyjdzie pora na odchorowanie przez Damiana, bez przeszkadzania. Ciekawe jak długo, bo w końcu antybiotyk to rozciągnął w czasie. Byłem u pani doktor dziś, a jakże. Bo nie wyobrażałbym sobie inaczej. Jutro zbiorę się, to wam opiszę wizytę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 17-12-2009, 22:27
Cytat
Po bańkach smarowałam  dziecku piersi i plecki następującą miksturą: 3-4 łyżki smalcu roztopić dodać 1/2 łyżki olejku kamforowego , wymieszać. Można to też wylać na szmatkę i przyłożyć na piersi i plecki. Opatulić ciepło i do łóżka.
Pisałam to wcześniej ale w ferworze walki być może przeoczyłeś dlatego cytuję.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 17-12-2009, 22:54
Na razie panikara zarzeka się, że następnum razem postawimy bańki.
O ile już przy pierwszych objawach suchego kaszlu, dreszczy lub chociaż po fakcie przemarznięcia, Damian wyląduje pod dwiema kołdrami, to nawet bańki niekoniecznie będą potrzebne.

może w końcu zgłupieje.
Czy: zmądrzeje?

Radzę dać żonie do poczytania wątek Mariam Niedobór odporności (http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=7286.msg68859#msg68859) oraz jej post Moje korzyści uzyskane na forum (http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=5474.msg88844#msg88844).
Dziękuję za wskazówki. Jeśli chodzi o małżonkę, to rzeczywiście zagląda na forum, bo mówię jej o mamach, które same skutecznie radzą sobie ze zdrowiem swoich pociech. Co myśli? Ale cieszę się, że wreszcie tu "wpada".


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 18-12-2009, 00:05
Postawiłem pięć baniek tylko, bo plecki nieduże. Po dwie pod łopatkami na żebrach i jedną dodatkowo niżej w miejscu, gdzie na zdjęciu rtg widać ropę (takie białe miejsce kliszy). Wciągnąłem skórę od centymetra do półtora centymetra. Naczynia popękały natychmiast. Plamy są żywo czerwone z czerwonymi pęknięciami naczyń krwionośnych. Trzymałem bańki około pięciu minut. Po tym czasie syn "zgłaszał" szczypanie i swędzenie miejsc naciągniętych. Teraz leży pod kołdrą z woreczkami ciepłej soli na piersiach. Nie kaszle i na razie się nie poci. Bańki postawiłem pierwszy raz w życiu i trochę przeraziłem się tymi delikatnymi pęknięciami naczyń pod skórą, no ale to tak ma wyglądać. Gdzieś słyszałem, że miejsca naciągnięte mają też kolor mocno fioletowy, zwłaszcza u bardzo chorych. Jak będzie potrzeba, to postawię znowu za trzy dni, ale to zależy od delikwenta i jego samopoczucia.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 18-12-2009, 07:42
Mój syn ostatnio po postawieniu baniek (u niego mieści się już 8  :) ) miał po lewej stronie pleców właśnie takie fioletowe krążki, nazywamy je "salami"  :P. Po prawej stronie pleców były raczej "mortadelki"  ;).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 18-12-2009, 08:42
MACHOS więc współczuje ci, ale gratuluje, że wygrałeś walkę i zasiałeś zwątpienie w konowałów u żony. Z moją też na początku miałem przejścia, ale nie była aż tak uparta jak twoja, może dlatego, że była z dziećmi dwa razy w szpitalu i swoje przeżyła.
Chciałbym się wypowiedzieć jeszcze co do trzymania na siłę dziecka w łóżku, ponieważ zgadzam się w pełni z Lacky-im.
Moje dzieci przeżyły dużo infekcji na początku ostrych, przy pomocy Mistrza, Grażyny i Was wszystkich za co dziękuję bez lekarstw. Ale teraz patrząc wstecz, to leżenie dziecka lub nie widzę trochę inaczej.
Cały czas mówimy o blokowaniu objawów, a czy to, że dziecko chore kaszlące i katarzące biega to nie objaw organizmu, który próbuje wytrząsnąć z oskrzeli lub płuc wydzielinę? Przecież oklepywanie to nic innego jak wytrząsanie zalegającej wydzieliny.
Moje dzieci bez problemu same się kładły na początku infekcji i w temperaturze. Leżały i nawet nie myślały o chodzeniu, spały. Ale jak tylko temp. mijała na trochę i nabierały sił rozpoczynały się bawić, czasami biegały i wtedy ruszał się kaszel. Jak kaszel stawał się natrętny to wtedy przestawały same bez naszych reakcji biegać i siadały i się bawiły.
Także wydaje mi się, tak jak cały czas wszyscy powtarzają, organizm wie co robi i na siłę nie ma co go przytwierdzać do łóżka. Wiadomo, że pomysły dzieci "chcemy na dwór" trzeba korelować z pogodą i stanem organizmu, ale co do leżenia w łóżku na siłę to mam wątpliwości.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 18-12-2009, 08:54
Dokładnie tak jest i z moim synem, leży bez sprzeciwu tylko przy wysokiej gorączce.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 18-12-2009, 09:06
ale co do leżenia w łóżku na siłę to mam wątpliwości.
Bo wyciąga Pan wnioski z księżyca, nie zaś z naszego forum. Co do kaszlu i kataru, to nikt nie uważa ich za chorobę. Tutaj wyraźnie to podkreślam, w drugim zdaniu: http://www.bioslone.pl/istota-chorob-infekcyjnych/kaszel-i-katar Toteż nie ma powodów, by dziecko (czy dorosły) z katarem i/lub kaszlem leżało w łóżku.

Co innego gorączka. Świadczy ona, że organizm zużywa mnóstwo energii do podwyższenia ciepłoty ciała, a więc nie tylko nie należy mu przeszkadzać, ale także wspomóc. Ja mam już parę latek i pamiętam, jak drzewiej bywało, zanim rodzice poszli na wygodę i zaczęli podawać dzieciom antybiotyki, zamiast ślęczeć nocami przy jego łóżku. Otóż gdy dziecko gorączkowało - nie snuło się po mieszkaniu, nawet ciepłym, tylko szło do łóżka. Przy łóżku ślęczał rodzic, najczęściej matka, która podawała dziecku coś do picia i pilnowała, by dziecko się nie rozkryło - nie wystawiło rączki lub nóżki, tylko się pociło. Powszechnie bowiem było wiadomo, że gorączka to nic takiego, ale przeziębienie się podczas gorączki (przeziębienie gorączki, jak wówczas mówiono) grozi poważnymi powikłaniami. Skąd ludzie o tym wiedzieli, bez amerykańskich naukowców? - nie wiadomo. Być może  z tego samego źródła, z którego wiedzieli, że muchomory są trujące. Ważne, że nic się do tej pory nie zmieniło, przynajmniej ja nic takiego nie wiem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 18-12-2009, 09:10
Dokładnie tak jest i z moim synem, leży bez sprzeciwu tylko przy wysokiej gorączce.
Proszę wyrażać się precyzyjnie. Wysoka gorączka to 40,5 - 41 stopni C. http://pl.wikipedia.org/wiki/Gor%C4%85czka
O taką wysoką gorączkę Pani chodzi?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 18-12-2009, 09:15
Panie Józefie nie wiem skąd ten atak na mnie, w 100% się z Panem zgadzam, ale szczerze powiem nie widziałem, żeby ktokolwiek, nawet dzieci, w gorączce miał ochotę na coś innego jak leżenie w łóżku.
Chodzi mi to, że w kilku postach kładło się nacisk na "leżeć bez względu na wszystko".
Ale jeżeli dziecko nie ma w danym momencie gorączki, jest bystre, żywe i chce się pobawić, a nie leżeć to czy wtedy należy je zmuszać do leżenia?
Organizm przecież wie co robi, tym bardziej dziecka, które nie jest jeszcze tak zaśmiecone jak dorosłego.
W przypadku moich dzieci to zdarzało się, że przy 37,5 chciały leżeć i były słabe i senne, a zdarzało się, że syn przy 38,5 bawił się w domu jak zdrowy.
Także właśnie wyciągając wnioski z wiedzy jaką Pan przekazuje, czyli słuchać organizmu dochodzę do takich wniosków.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Szpilka 18-12-2009, 09:21
Ale jeżeli dziecko nie ma w danym momencie gorączki, jest bystre, żywe i chce się pobawić, a nie leżeć to czy wtedy należy je zmuszać do leżenia?

Co do kaszlu i kataru, to nikt nie uważa ich za chorobę. Tutaj wyraźnie to podkreślam, w drugim zdaniu: http://www.bioslone.pl/istota-chorob-infekcyjnych/kaszel-i-katar Toteż nie ma powodów, by dziecko (czy dorosły) z katarem i/lub kaszlem leżało w łóżku.

Napisane dość wyraźnie, jak widać.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 18-12-2009, 09:44
Panie Józefie nie wiem skąd ten atak na mnie,
Nie mogę pojąć, czemu ludzie moje słowa zaraz odbierają jako atak na ich osobę. Mnie chodzi tylko o uporządkowanie pewnych spraw, które zostały rozmyte w trakcie dyskusji; przywołanie do porządku. I nie mogę tego zrobić jak jeszcze jeden głos w dyskusji o niczym. Mnie chodzi o konkretny efekt, jaki chcę osiągnąć. Dotarło?

Sami jesteście sobie winni, bo najpierw rozmywać temat - nikt nikogo nie przywołuje do porządku, zamiast pisać o konkretach, a potem biadolicie, że Was atakuję. Co za naród...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 18-12-2009, 09:45
Mówiąc o wysokiej gorączce, miałam na myśli temperaturę 39,5 - 40 st. Taką gorączkę mój syn miał 2 lata temu w czasie anginy ropnej. Wtedy głównie drzemał, był pogodny i się uśmiechał. Cały dzień spędziłam przy jego łóżku, bacznie go obserwując : zero agresji lub jakiegokolwiek rozchwiania emocjonalnego, co w jego przypadku nie zdarza się zbyt często.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 18-12-2009, 09:50
a rodzic powinien przewidywać.
Jeśli jest rodzicem odpowiedzialnym, to nie będzie zwalać, że organizm wie co robi. Organizm, owszem, wie to, ale małe dziecko nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 18-12-2009, 10:00
Dziś od rana już bez antybiotyku. Nareszcie!!! Teraz przyjdzie pora na odchorowanie przez Damiana, bez przeszkadzania. Ciekawe jak długo, bo w końcu antybiotyk to rozciągnął w czasie.

Nasze dzieci zachorowały prawie równocześnie, my dobrnęliśmy już do szczęśliwego końca infekcji. Wy niestety, z powodu podania antybiotyku, dopiero zaczynacie. To powinno dać Żonie do myślenia. Życzę wytrwałości. Babcie trzymajcie na bezpieczną odległość  ;)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 18-12-2009, 10:09
Chwila, bo wydaje mi się, że nie mówimy o tym samym, bo ja bynajmniej nie zostawiam dzieci samych w "chorobie" i nie o tym mówię.
W zeszłym roku przechodziłem infekcje gardła. Miałem wysoką gorączkę podchodzącą pod 40 stopni. Zdarzyło mi się coś takiego, że przy takiej gorączce przykryłem się i próbowałem wypocić, ale czułem, że jest mi za gorąco. Pomimo wszystko leżałem dalej przykryty krótko mówiąc na siłę, bo tak należy. Po chwili zaczęło mi się robić słabo tak jak czasami się robi jak się bierze gorący prysznic i się człowiek przegrzeje. To co wg tego co mówicie miałem leżeć dalej i zemdleć, albo nie wiem co by się stało, a nie odkryć? To chyba lekka przesada prawda?
A jeżeli chodzi o dzieci to jeżeli organizm nie będzie blokowany lekami przeciwgorączkowymi to nawet jeżeli dziecko będzie próbowało wstać i się bawić, a organizm nie będzie w danym momencie do tego zdolny to dziecko osłabnie i zacznie być marudne, płakać denerwować się i będzie je trzeba wtedy przytulić, i samo wróci do łóżka.
Nie mówię o zostawianiu dzieci samopas, tylko o przyglądaniu się organizmowi i ewentualnie w przypadku dzieci poddawaniu delikatnym korektom zachowania, a nie wymuszaniu na nich czegokolwiek.
Panie Józefie, w terapii uzupełniania magnezu nie radzi pan kupować magnezu z vit. B, żeby nie robić gwałtu na organizmie, tylko kupić zwykły, żeby organizm sam sobie wchłonął ile potrzebuje, a tutaj w tym przypadku próbujemy dokonać gwałtu na organizmie i robić coś, czego on niekoniecznie chce lub nie potrzebuje?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 18-12-2009, 10:18
To czemu nie zajmuje się Pan doradzaniem na forum na co dzień, tylko wpadnie okazjonalnie, by namieszać? Wydaje mi się, że chce Pan być mądry jak stu głupich.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 18-12-2009, 10:26
Damian czuje się dobrze. Po bańkach wypocił się w nocy, choć nieznacznie. Ja się nie wyspałem, bo cały czas go przykrywałem. Kaszel odrywający wreszcie, kataru kilogramy, śluzu przeważnie białego. Damian nie jest słaby. Czuje się dobrze. Temperatura mierzona pod pachą 36 stopni, czyżby wpuszczanie "pracowników"? Wszystko może na to wskazywać, bo przecież antybiotyk ich zabijał i robota niedokończona. Damian leży na łóżku, choć nie pod kołdrą, ale jest bardzo ciepło ubrany, nie poci się (nie ma temperatury) i ogląda bajki Disneya. Obserwuję go bacznie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zuza 18-12-2009, 10:33
Miałem wysoką gorączkę pochodzącą pod 40stopni. Zdarzyło mi się coś takiego, że przy takiej gorączce przykryłem się i próbowałem wypocić, ale czułem, że jest mi za gorąco. Pomimo wszystko leżałem dalej przykryty krótko mówiąc na siłę bo tak należy.

Piotrb111, jak najbardziej trzeba słuchać swego organizmu, ale w tym miejscu chyba go nie posłuchałeś. Ja stosuję wypocenie przy temperaturze 37 - 38, a przy takiej jaką miałeś Ty, "podchodzącą pod 40 stopni", należy zacząć myśleć o jej obniżaniu a nie jeszcze się dogrzewać.

Co do pozostałej dyskusji, to chyba niepotrzebnie się unosisz. Zarówno Ty jak i Mistrz twierdzicie, że przy katarze i kaszlu, gdy minie wysoka temperatura, nie ma potrzeby trzymać dziecka na siłę w łóżku, więc o co chodzi? Ja tak przynajmniej rozumiem zasadniczy sens powyższej wymiany zdań.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 18-12-2009, 10:42
Nie chcę być mądry, ani się wymądrzać bo nie o to mi chodzi. Po prostu włączyłem się w dyskusję.
A jestem rzadko na forum bynajmniej nie dlatego, że mi się nie chce.
A staram się pomóc innym wtedy jak ktoś ma problem z którym się spotkałem i wiem co robiłem i pomogło.
A spraw związanych z infekcjami u moich dzieci trochę przeżyłem więc z obserwacji mogę pewne rzeczy wywnioskować.
Chyba, że nie mam swoich wniosków przedstawiać na forum to nie będę.
Dzięki Panu i tym forum nauczyłem się bardzo dużo, a zawsze Pan powtarza, żeby myśleć i słuchać swojego organizmu.

MACHOS, a żona jak tam dała już spokój z tymi konowałami?

Zuza, posłuchałem, odkryłem się, użyłem tylko przykładu, żeby pokazać co mam na myśli.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 18-12-2009, 10:59
MACHOS, a żona jak tam dała już spokój z tymi konowałami?
Myślę Piotrze, że to jeszcze trochę potrwa, bo potrzeba jej i wiedzy i przede wszystkim tego doświadczenia w odchorowywaniu chorób infekcyjnych, kiedy rzeczywiście potrzebny jest antybiotyk bez żadnej dyskusji, a kiedy panikowanie może tylko zaszkodzić. Ponieważ jestem sam na gospodarce z dwójką bąków, to jeszcze się wstrzymam z opisem  wczorajszej wizyty u pani konował. Zamierzam też do Mistrza wysłać zdjęcie rtg płuc Damiana, żebyście sami zobaczyli, że paniki było więcej, niż tej choroby wynikającej ze zdjęcia. Ach, teraz Damianowi się z oskrzeli odrywa dużo i mokro, aż pięknie posłuchać. I pomyśleć, że mogliśmy to osiągnąć już wcześniej, gdyby nie żona. A jak wczoraj mnie obserwowała, jak bańki stawiałem. Może się do mnie przekona jeszcze bardziej.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 18-12-2009, 19:31
Cieszę się, bo to żona tak umówiła się z panią konował, żebym i ja na tej wizycie też się znalazł. Zatem wczoraj o 16-ej weszliśmy do gabinetu. Na wstępie powitania powiedziałem pani, żeby prokuratora nie wzywała, bo zamierzam grzecznie i rzeczowo rozmawiać. Najpierw badanie Damiana, jakieś tam szelesty w płucach, ale już o niebo lepiej. No tak, na zdjęciu zmiany widać, ale niewielkie. Ja oczywiście wtrąciłem się, ze nacieki to nacieki i ropa - wypadałoby, żeby została wydalona przez organizm. Powiedziałem, że ja już to zdjęcie rtg dokładnie obejrzałem i niepokoju nie ma. Zresztą za jakiś czas sami zobaczycie. Już nie chciałem być tak na początku złośliwy i mówić jej, że rtg to taka sztuka dla sztuki, a dziecko napromieniowane. No oczywiście poprawa jest, a w ogóle to owa pani jakaś taka była bardzo miła, uprzejma. Spytała, czy Damian bierze nadal przepisany mu antybiotyk. Ja spojrzałem na żonę, a żona powiedziała, że tak, dziecko lek bierze, no a nie brało już od dwudziestu czterech godzin. Pytanie o steryd, żona łoczywiście, a ja nawet nie musiałem patrzeć w jej kierunku. Steryd Damian wziął tylko raz, jedną tabletkę po wizycie pani od chorób. Wtedy żona o tym mi jeszcze nie powiedziała, a kiedy już wyszło na jaw, odbyła się długa rozmowa, żona załapała o co chodzi. O sterydzie powiedziała pani od chorób, dla świętego spokoju.

Ja siedziałem spokojnie. Kiedy pani konował stwierdziła, że z Damianem jest ok, to powiedziała: "No to pójdziemy na kompromis, państwo będą mu jeszcze podawać antybiotyk przez cztery dni, a dziś postawią bańki". Już miałem jej odpowiedzieć o bezsensowności tego działania, ale ugryzłem się w język. Kiwnęliśmy z żoną, że tak. Dla mnie przede wszystkim najważniejsze były reakcje żony, bo to ona tak bardzo goniła do tej pani. Widziałem, że jakoś dziwnie jest spokojna i nie panikuje. Ja oczywiście przygotowałem sobie formę ataku, gdyby zaczęła straszyć tym zapaleniem płuc jeszcze, żeby moją wystraszyć, ale do niczego takiego nie doszło. Osłuchała oczywiście też płuca, jak to konował.

Po badaniu Damiana i uprzejmościach z obu stron teraz ja zamierzałem przetestować panią. Powiedziałem:"Bo widzi pani, skoro już przychodzimy, my pacjenci, no to ja mam kilka pytań". Dlaczego łapiemy zapalenie płuc, a ona mówi: "No bo zarazki, bakterie, wirusy", więc ja: "No, ale dlaczego bakterie, wirusy?" a ona:"No bo słaby układ odpornościowy?" I pani odpowiadając mnie, tak jakby zadawała pytanie na nie odpowiadając. Nie wiem, czy bawiła się w kotka i w myszkę, a może po prostu nie wiedziała, ja przynajmniej odniosłem wrażenie, że ona rzeczywiście brała za przyczynę słabą odporność, no a dalej te zarazki. Szok! No więc spytałem o teorię zarazka Ludwika Pasteura, a ona słuchała, ona nawet nie wiedziała o co mi chodzi. Wiedziała, że chcę ją zagonić w kozi róg i nawet nie protestowała. Nie podejmowała walki, nic, kompletnie nic. Usłyszałem w międzyczasie, że ciekawie mówię. Ona nawet, tak mi się wydaje, nie znała historii obalenia teorii zarazka na łożu śmierci przez samego wynalazcę, ani o ochotnikach, którzy łykali bakterie cholery i bakterie innych chorób i nie zachorowali.

Spytałem, co to jest stan zapalny, co się wtedy dzieje, a ona zaczęła mi "rzucać" medycznymi pojęciami o składzie komórek. Spytałem: " Proszę pani, no ale o tych pojęciach medycznych to można tak długo, ale po co przy stanie zapalnym są makrofagi , bakterie, no i te komórki naszego organizmu?" I wiecie co? Sam jej odpowiedziałem na moje pytanie, bo odpowiedzi nie otrzymałem. Powiedziałem, że nie wiem, "Jak wy na tych studiach się uczycie", że to ja odpowiadam na moje pytania. Jak dla mnie, albo inteligentnie zagrała, albo rzeczywiście nie ma kobieta pojęcia. Stawiam bardziej na to, że nie wiedziała, bo na odchodnym powiedziała, że trzeba by na kawę jakąś się umówić. No, aż mi w uszach zadzwoniła jej propozycja. Dłużej jej nie męczyłem, bo dla mnie najważniejsze było to, żeby już żona przestała Damiana prochami faszerować z powodu pani konował, a kolejne owce do strzyżenia czekały na wizytę. I tak właśnie przebiegła wizyta.

Kolejna moja walka w domu? O to, żeby wreszcie żona przekonała się do odchorowywania chorób i zaczęła pić MO. Kiedy przyjdzie kolejna podbramkowa sytuacja, zobaczymy, czy będzie pietrucha, a swoją drogą Damian ma jeszcze sporo do stabilizacji po prochach.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 18-12-2009, 19:41
Brawo! Trzeba było ją dobić tym pytaniem na "deser", a mianowicie, czy wg niej system odpornościowy jest osłabiony z uwagi na niedobór antybiotyków...
  
I dobrze, niech drżą konowały - jak Pan Redaktor się pojawi w ich progach! Moja żona niby kuma naszą ideę, ale ciężko jest się jej pozbyć tych durnot, których ją wyuczyli na akademii.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 18-12-2009, 19:54
Aaach, pamiętam, jak zapytałem ją jeszcze: "A medycyna to nauka o?", ponieważ nie usłyszałem odpowiedzi, to jej odpowiedziałem, że "Nie o zdrowiu, tylko o chorobach, o leczeniu jednostek chorobowych, stąd wasze specjalizacje, a przecież Hipokrates, na którego przysięgacie, nauczał o zdrowiu, o pojęciu zdrowia dla całego organizmu człowieka, nie narządu".



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 18-12-2009, 20:36
Dlatego mnie też to bardzo zdziwiło. Normalnie powinien być dym, jak nie wiem co (nawet bez kłótni), a ona z tą kawą "rzuciła", kiedy wychodziliśmy. Mnie to utwierdza w przekonaniu, że od leków to ona jest takim idealnym funkcjonariuszem, ale jak przyszedł człowiek od Biosłonejczyków, to ją zaintrygował. Jeżeli rzeczywiście nie znała odpowiedzi na moje pytania, tylko coś tam jej świtało, to aż zatrważającym jest, co się na tych uczelniach wyrabia. Ona ma około czterdzistki. Znam ją z widzenia, bo kiedyś chodziła do tej samej szkoły podstawowej, albo gdzieś przemykała po tych naszych osiedlach.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 18-12-2009, 21:22
Gratulacje Machos! Może p.doktor zacznie myśleć i analizować. Po odchorowaniu tej infekcji wybrałabym się do niej żeby zobaczyła żywy dowód w postaci zdrowego synka :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kris 18-12-2009, 21:25
Mnie wydaje się, że ta kawa to wymówka. Szykuje ci się Machos jakaś randka :mrgreen:.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Agata 18-12-2009, 22:54
A mnie się wydaje, że ta lekarka dowiedziała się od kogoś o Biosłone. Przecież Machos jest osobą publiczną. Pewnie po "aferze", po której straszyła prokuratorem, wyżaliła się komuś i ten ktoś mógł ją uświadomić. Bo to jej zachowanie, w czasie wizyty Machosa z rodziną, było bardzo dziwne. Prawdopodobnie poczytała forum i zrozumiała, że bez dostatecznej wiedzy  :) nie warto stawiać się komuś takiemu (w końcu na forum jest jedynym VIPem)  :D


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 19-12-2009, 13:22
A mnie się wydaje, że ta lekarka dowiedziała się od kogoś o Biosłone. Przecież Machos jest osobą publiczną. Pewnie po "aferze", po której straszyła prokuratorem, wyżaliła się komuś i ten ktoś mógł ją uświadomić. Bo to jej zachowanie, w czasie wizyty Machosa z rodziną, było bardzo dziwne. Prawdopodobnie poczytała forum i zrozumiała, że bez dostatecznej wiedzy  :) nie warto stawiać się komuś takiemu (w końcu na forum jest jedynym VIPem)  :D
Rzeczywiście nie napisałem wczoraj. Czytała ITS z moim wywiadem, to dlatego być może nie podjęła dyskusji. Gdyby podjęła dyskusję, zmiażdżyłbym ją jak Pudzian Najmana. Kompromitacja przy mojej żonie nie byłaby jej w smak. Czy zaglądała na Biosłone? Nie wiem. W wywiadzie jest imię i nazwisko Mistrza, więc jeżeli nie była zajęta przepisywaniem recept dla kolejnych pacjentów, to może zaglądała tutaj. Z drugiej strony wątpię, bo była tak zaintrygowana tym co mówiłem, miała taki pytający wyraz twarzy. Uważam, że studia robią im wodę z mózgu. Co z tego, że wie jak dawkować leki na jednostki chorobowe. Rzeczywiście w tym się można pogubić, żeby kogoś nie otruć, choć i takie przypadki są cały czas, tylko ciężko je udowodnić. Co z tego, że jej powiedziałbym jakie spustoszenie wywołuje antybiotyk w organizmie, skoro medycyna upiera przy walce ze wszystkimi mikrobami. Szajs totalny.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 19-12-2009, 19:13
A jak synek?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 19-12-2009, 21:25
Damian? Jeszcze go nie wypuszczam z domu, ale pozostały te chrząknięcia. Niewydalona ropa z płuc. Każdej nocy próbuje się jej pozbyć, bo kaszle tak około czwartej, piątej nad ranem. Ponieważ daję mu galaretkę z siemienia lnianego i na zmianę prawoślaz, to kaszel jest mokry. Jako, że mamy i Wikę, właśnie leży już opatulona w łóżku, ma temperaturę 38 stopni. Mówi, że boli ją gardło i głowa. Nie kaszle teraz, ale przed temperaturą minionego tygodnia, rano kasłała z głębi oskrzeli, raz sucho, raz mokro. Mądry organizm postanowił wziąć się i za to. A ja już wcześniej mówiłem żonie, że w końcu i Wikę rozłoży infekcja. Żonę też boli gardło, ale temperatury u niej nie ma. Mnie jeszcze nic nie rusza. Właśnie wysmarowaliśmy jej plecki i piersiki tłustą oliwką zrobioną ze smalcu (sami robiliśmy z wieprzka od znajomego) i spirytusu na bursztynie (też własnej roboty). Dziękuję Evo. Grzejemy Wikę, bo mówi, że jest jej zimno. Kolejne zdania dopisuję już po około dwudziestu minutach, Wika śpi i już się poci, czyli wszystko w porządku. Mnie osobiście cieszy temperatura u niej. Ciekawe ile dni ją potrzyma.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 21-12-2009, 18:43
Wika miała akcję na jeden wieczór. Po temperaturze i wypoceniu nastepnego dnia nic się nie działo, a dzisiaj poszła do przedszkola. Damian dziś rano dostał ode mnie MO. Wreszcie odkrztusza na mokro po przespanej nocy. Czuje się dobrze i przesypia bez problemu całą noc. Czekam na kolejną infekcję.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 21-12-2009, 20:55
Wreszcie odkrztusza na mokro po przespanej nocy. Czuje się dobrze i przesypia bez problemu całą noc.

Nie można było tak od razu?  ;) Co na to Żona?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 22-12-2009, 22:46
Wreszcie odkrztusza na mokro po przespanej nocy. Czuje się dobrze i przesypia bez problemu całą noc.

Nie można było tak od razu?  ;) Co na to Żona?
Mnie najbardziej denerwuje u żony jej postawa wynikająca z niewiedzy. Teraz nie panikuje, ale jak zacznie Damian kaszleć, to patrzy na mnie i myśli, no jak to, przecież miało być tak dobrze bez kaszlu, że już zdrowy itd. Patrzy na mnie i mysli, że to ja nie zdaję egzaminu, bo przecież wiem, a nie mogę pomóc. A ja znowu muszę się natłumaczyć, że tak ma być. To typowy przykład matki "podaj antybiotyki" i będzie spokój. Blokować tylko i tyle. Dziś rano, powiedziała: "Nie dawaj mu MO, bo on tak kaszle, a ja chcę, żeby był zdrowy." Eeecchh.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 04-01-2010, 20:16
Nie napiszę nic nowego, bo Damian choruje znowu. Zaczęło się pierwszego stycznia, ale stopniowo. Na wieczór intensywne poty, w nocy kaszel z głębi oskrzeli, ciężko odrywający się, krtaniowy kaszel suchy również. Druga noc podobna. MO podawałem przed całą akcją. W czasie choroby MO odstawiłem. Małżonka stwierdziła, że znowu sprowokowałem chorobę, truję chłopaka itd. W odpowiedzi usłyszała, że blokowana wcześniej choroba po prostu wróciła, bo organizm chce się pozbyć wadliwych tkanek. Wczoraj na wieczór postawiłem Damianowi sześć baniek. Lepiej spał, choć kaszel trudno się odrywa. W domu mokre ręczniki na kaloryferach. Podaję galaretkę z siemienia lnianego, prawoślaz, a zamiast zwykłej herbaty, tę z miodem do siorbania na gorąco. Oczywiście nie poję go wszystkim na siłę. Najczęściej w ruchu jest herbata z miodem, bo widzę, że prowokuje kaszel i czasem coś tam się oderwie. No i czekam i obserwuję. Boję się tylko czasu chorowania, bo im dłużej, tym bardziej żona będzie panikowała (lekarz), ale mam nadzieję, że w końcu chłopak zacznie odkrztuszać. W nocy, kiedy się rozgrzeje, to próbuje odkasływać. Damian gorączki nie ma, ale każdego wieczoru poci się cały i dla mnie to dobry znak. Kiedy stawiałem bańki, trzymałem je na plecach około trzech minut, bo bardzo go swędziało, może bolało. Zdjąłem, bo efekt czerwonych kółek od naciągniętej krwi z popękanych naczynek udało mi się wywołać. Zastanawiam się tylko nad ewentualnym postawieniem baniek za dwa dni, gdyby Damian miał problemy z ciężkim, gęstym kaszlem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 04-01-2010, 21:09
Poczekam, poobserwuję Damiana i wtedy zdecyduję, czy postawię bańki, czy może już nie będą konieczne. To dopiero moje drugie stawianie baniek w życiu. Są pewnie tacy, co bańki stawiają seriami. Nawet w książeczce dołączonej do kompletu baniek piszą o stawianiu seriami, co parę dni. Nie mam w tym jeszcze doświadczenia, może jak kogoś rozłoży z rodziny i będzie chciał to popraktykuję kiedyś. Mnie oczywiście w domu z niewiedzy straszą, że baniek często stawiać nie wolno. Ja zawsze się pytam, żeby podali mi źródło tej wiedzy i nikt nie umie odpowiedzieć, ale siać panikę to potrafi każdy. Co za naród. Grażyno, myślę, że maceraty stopniowo, powoli załatwią sprawę. Dziś przed wyjściem do pracy zrobiłem Damianowi pół szklanki herbatki z miodem, poprosiłem moją mamę o podanie mu do picia (zanim przyjdzie żona z pracy, to dzieci z godzinę są z babcią, taki niepewny czas dla mnie). Kiedy zaczął pić, to już kasłał.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 04-01-2010, 21:28
Przykre, że dziecko jeszcze się męczy.
Machos, trzy minuty dla takiego chłopca to stanowczo za mało. Ja moim dzieciom trzymam bańki tak do 7 min. Nie wiem czy widziałeś to opracowanie: http://www.medplus.pl/medplus_instrukcja.pdf . Na stronach 9 - 13 szczegółowo opisano sposób stawiania baniek i czas dla konkretnych grup wiekowych. Przy infekcjach stawiam bańki standardowo dwa razy co drugi dzień. Czasem stawiam trzeci raz, gdy widzę, ze organizm sobie nie radzi. Zazwyczaj to wystarcza.

Mnie oczywiście w domu z niewiedzy straszą, że baniek często stawiać nie wolno. Ja zawsze się pytam, żeby podali mi źródło tej wiedzy i nikt nie umie odpowiedzieć, ale siać panikę to potrafi każdy.

Oczywiście lepiej wpakować antybiotyk.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 04-01-2010, 21:44
Dziękuję Ell_anna.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 05-01-2010, 13:09
Dziś po rozmowie z żoną ustaliliśmy postawienie baniek, ale żona chce postawić ogniowe. Jej mama takie stawiała i żona ma w pamięci skuteczność tych baniek. Kiedy rok temu postawiliśmy ogniowe Damianowi, kaszel zaczął się zmieniać na lepszy i dziecko wyszło z infekcji. Nie upieram się co do próżniowych baniek, bo dla mnie duże znaczenie ma współpraca z żoną, co do choroby infekcyjnej dziecka. Nareszcie! Przyznam, bałem się, czy żona znowu wymyśli lekarza. Bałem, bo nie chcę, żeby go truć. Ogniowe bańki w domu mamy, a ja zawsze podglądałem, jak się je stawia. Najpierw poćwiczę na sobie na ręku. Damian w nocy brzydko kasłał, bo sucha krtań i tchawica, a w oskrzelach rzęzi i nie chce się odrywać. Jakieś dwa tygodnie temu bolało go serduszko i miał kołatanie (tak mówiła żona, ja wtedy byłem w pracy), krótkie ale było. Normalnie kopia ojca, toksyny odziedziczone, dlatego tym bardziej chcę, żeby organizm sam się z tego podniósł. Mocno go nawilżam inhalacjami. W dzień, najchętniej podniósłby się z łóżka, ale wolę go przetrzymać. Choroba to choroba i niech wyleży bez względu na zdanie wszystkich dookoła. Tak jak piszemy na Biosłone, w dobie antybiotyków rodzice mają ten komfort, że podadzą antybiotyk, dziecko chodzi nie leży, a za trzy, cztery dni jak nowo narodzone. No a za jakiś czas znowu pobiegną do lekarza. Teraz jeszcze trochę o Wiktorii, mojej córce. Każdego ranka kaszle sucho, z głębi oskrzeli, jakieś dwa, trzy razy i później spokój, ale ja wiem, że potrzeba tylko impulsu, by mogła to odchorować. W ciągu dnia odchrząkuje, czyli typowa grzybicza chrypka, cały czas coś jej przeszkadza w gardziołku. Mówię żonie, ale nie zauważa tego, albo nie chce zauważyć. Mała, zresztą jak i żona MO nie piją. Bułki, chleb "wcinają", choć może już nie tak często. Żona piła jakiś czas temu, ale jak jej zaczęło ruszać zatoki, to się wystraszyła. Mówię jej, żeby czekała dalej, a za jakiś czas wskoczy na leki od konowała, bo nie będzie innej możliwości, albo dopadnie ją poważna choroba. W latach dziewięćdziesiątych wycięli jej torbiel wagi sześćdziesięciu dekagramów, która wyrosła obok macicy. A jak wiadomo, tak organizm upchnął to, czego nie mógł wydalić. Typowe było to, że żona czuła się dobrze, aż nagle złapały ja takie bóle, że konieczne było wycinanie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 05-01-2010, 14:22
Darek, to jak już tak trzymasz Damiana w łóżku, to po postawieniu baniek ogniowych, uważaj na synka jeszcze bardziej, bo tych baniek nie wolno zastudzić. Po bańkach próżniowych można spokojnie pozwolić dziecku na poruszanie się po mieszkaniu, natomiast po ogniowych należy bezwzględnie pozostawić go w łóżku, pomijając momenty koniecznego jego opuszczenia  :) .


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 05-01-2010, 16:31
Machos, być może stosując bańki próżniowe za bardzo  odsysasz z nich powietrze co skutkuje u Damiana bólem i pieczeniem. W przypadku baniek ogniowych powinno być łagodniej i skuteczniej. Ja bańki ogniowe wkładam do ciepłej wody, a następnie lekko podpalam ich wnętrze jak w poniższym opisie i ostrożnie aby nie poparzyć skóry stawiam na plecy. Spróbuj np na swojej nodze, ponieważ nieumiejętnie to robiąc zrazisz dziecko no i żonę. Poczytaj również poniżej:
Klasyczne bańki to małe naczynia szklane, które po podgrzaniu przysysają się do skóry. Jest to możliwe dzięki rozrzedzeniu znajdującego się w nich powietrza pod wpływem ognia. Efekt terapeutyczny wzmaga się przy zastosowaniu jako "podkładu mokrego" maści  skórę. Przystawione banki mają silne działanie ssące, czego wynikiem jest przekrwienie skóry, pękanie drobnych naczyń krwionośnych, a nawet wybroczyny. Oczywiście w ciągu kilku dni wynaczyniona krew ulega wchłonięciu i zasinienia znikają.

Bańki stawia się w celu pobudzenia odporności organizmu. Zabieg stawiania baniek wykonuje się  u chorych na zapalenie płuc, a także w ostrych nieżytach górnych dróg oddechowych.

Gdzie stawiamy bańki

Bańki stawia się na plecach lub przodzie klatki piersiowej omijając okolice: kręgosłupa, obojczyków, mostka, brodawek piersiowych, serca i żołądka. Bańki należy przystawiać w równych rzędach, w odległości około 1 cm jedna od drugiej. U ludzi bardzo szczupłych skórę przed zabiegiem należy posmarować wazeliną lub stawiać bańki wprost z ciepłej wody. U mężczyzn z bardzo owłosionym tułowiem trzeba wcześniej to owłosienie ogolić.

Stawiając bańki należy zwrócić uwagę na zachowanie bezpieczeństwa chorego i własnego (należy osłonić włosy chorego). Do ogrzewania baniek używa się tzw. kwacz ze ściśle omotanej waty na drucie (niektórzy mówią na to po prostu - pochodnia). Kwacz nasącza się spirytusem, a następnie wyciska się z niego nadmiar alkoholu. Po zapaleniu kwacza palić się powinien spirytus a nie wata. Płonący kwacz wkłada się na chwilę do wnętrza banki. Po sprawdzeniu dłonią czy brzeg bańki nie jest zbyt gorący stawia się ją na skórze chorego.

Również na zimno

Oprócz baniek stawianych na gorąco, dostępne są w aptekach bańki do stawiania na zimno. Są to szklane bezogniowe bańki lekarskie oraz gumowe bańki akupunkturowe. Z tych pierwszych po przystawieniu na skórę odsysa się powietrze przez wentyl za pomocą specjalnej pompki, natomiast drugi rodzaj baniek - akupunkturowych - wykorzystuje podciśnienie, jakie wytwarza rozprężająca się po przystawieniu na skórę guma bańki. Jednocześnie można wzmacniać efekt działania tych baniek ustawiając je na skórze w miejscach akupunkturowych, które są wskazane w dołączonej instrukcji użycia.
Bańki zdejmuje się po 15-20 minutach (u dzieci po 10 minutach), starając się wpuścić powietrze pod bańkę uciskiem skóry przez kciuk. Po zdjęciu wszystkich baniek smaruje się skórę wazeliną lub kremem. Chory po bańkach powinien zostać wygodnie ułożony w łóżku i ciepło okryty. Wszystkie rodzaje baniek powinniśmy kupić bez problemu w aptece.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 05-01-2010, 18:26
Darek, to jak już tak trzymasz Damiana w łóżku, to po postawieniu baniek ogniowych, uważaj na synka jeszcze bardziej, bo tych baniek nie wolno zastudzić. Po bańkach próżniowych można spokojnie pozwolić dziecku na poruszanie się po mieszkaniu, natomiast po ogniowych należy bezwzględnie pozostawić go w łóżku, pomijając momenty koniecznego jego opuszczenia  :) .
Tak, będę go trzymał w łóżku, ale zapytam dlaczego po próżniowych może osoba spacerować, a po ogniowych bezwzględnie leżeć w łóżku? Tak z ciekawości pytam Chamomillko. Evo dziękuję jeszcze raz za wspaniały opis stawiania baniek. Oczywiście już wcześniej trenowałem na swoim ręku, bo nie wyobrażam sobie testowania pierwszy raz na Damianie. Najlepszy moment uzyskałem po podpaleniu bardzo niewielkiej ilości spirytusu wewnątrz bańki. Spirytus rozsmarowałem wacikiem po ściankach, następnie podpaliłem, włożyłem do bańki, powstał płomień i natychmiast przykładałem na rękę. Zasysało natychmiast i  co najważniejsze nie parzyło. Kiedy tylko spóźniłem się nieco z przyłożeniem bańki na rękę po wygaśnięciu płomienia, to bańka nie zasysała.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lidia 05-01-2010, 19:54
Machos, jesteś wspaniałym i bardzo mądrym ojcem. Życzę Ci gorąco, by Twoja żona nabrała zrozumienia i pełnego zaufania do Ciebie.
Moim zdaniem nie powinieneś obawiać się stawiania baniek ogniowych. Z mojego doświadczenia wynika, że są bardzo skuteczne i bezpieczne. Stawialiśmy je ładnych kilka razy w roku naszemu synowi, który od 4-tego miesiąca życia ciągle był leczony antybiotykami. Nie mogłam tego znieść, powiedziałam dosyć i różnymi sposobami próbowaliśmy wyjść z tego zaklętego kręgu. Jaka szkoda, że wtedy Was nie było. Wypocenie dziecka za wszelką cenę i bańki, to było najskuteczniejsze. Też gdzieś słyszałam, że nie wolno często stawiać  baniek ale nikt nie umiał mi wytłumaczyć dlaczego. Stwierdziłam, że choćby była w tym jakaś prawda, to podany antybiotyk będzie większym złem. Dzisiaj jestem tego pewna. Stawiane dość często bańki w żaden sposób nie zaszkodziły synowi, przeciwnie bardzo pomagały. Kaszel stopniowo stawał się mokry i nie tak męczący. Zwykle stawialiśmy dwa razy (czasem trzy razy), co drugi dzień po 10 min. W im gorszym stanie był syn, tym ślady po bańkach były ciemniejsze, czasem nawet fioletowe ale następnym razem już mniej przekrwione.  Mąż tym drutem robił szybki ruch, jakby chciał zamieszać wewnątrz bańki i szybko ją przystawiał (sprawdzał też na koniec, czy dobrze się trzymają). Nabrał takiej wprawy, że często stawia je rodzinie i znajomym. Zawsze pomagają i nigdy nikomu nie zaszkodziły ale koniecznie trzeba zaraz wskakiwać do łóżka i przez następne 2-3 dni bardzo uważać na siebie. Życzę Ci udanego zabiegu a  Damianowi pozbycia się kaszlu tym razem bez leków.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 05-01-2010, 21:16
Jeju, jak to dobrze, że świadczycie sobą, swoimi rodzinami, jak skutecznie można bez prochów, kiedy rzeczywiście nie ma konieczności w chorobie zapalnej, infekcyjnej. Jak moja nie przeczytała jeszcze, to ją "na sznurze przywiązaną" zaciągnę tutaj i niech czyta. Przyznam szczerze, że coraz bardziej nienawidzę ludzi wokół mnie, tych "wypranych mózgów" i coraz bardziej mam w dupie, że ktoś tam ma tragedię rodzinną, zwłaszcza ten, któremu mówiłem o zdrowiu. Lidia, napisałaś budujące fakty dla mojej niedowierzającej żony. Niby coś tam myśli, no ale boi się jak każda zmanipulowana matka. Jaki świat byłby wspaniały, gdyby te nasze doświadczenia powiedziane zostały w tv, zaakceptowane. Ludzie zdrowsi, mądrzejsi, ale zło, kłamstwo zawsze pociągało, a już tym bardziej chęć zysku i dorobienia się na oszukanym. A my to sekta, jak mówią niektórzy moi znajomi. Sekta, bo co, bo mówimy prawdę? Bo mówimy o zdrowiu? Bo nie da się na tym zarobić? Jakże kłamią ci podli lekarze na każdym kroku i najlepiej nastraszyć pacjenta, niech się boi. Dopiero po waszych szczerych doświadczeniach widać, jak inni oszukują. Nie stawia się baniek kilka razy, ale dlaczego? Tego nikt "życzliwy" nie potrafi mi wytłumaczyć. A w dupie z tą ich wiedzą, normalnie głupki. Moje dziecko potrzebuje prawdziwej pomocy i ode mnie ją ma, na razie i żona chyba się trzyma.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 05-01-2010, 21:34
ale żona chce postawić ogniowe. Jej mama takie stawiała i żona ma w pamięci skuteczność tych baniek.

Rodzaj baniek właściwie jest dowolny, gdyż nie chodzi o temperaturę a wytworzenie podciśnienia.

zapytam dlaczego po próżniowych może osoba spacerować, a po ogniowych bezwzględnie leżeć w łóżku?

Myślę, ze tu jest podobnie jak z odpowiedzią na pytanie dlaczego nie można często stawiać baniek.
Ja stawiam bańki wieczorem i dziecko bezwzględnie ląduje w łóżku. Następnego dnia kieruję się ogólnym stanem, ale raczej pilnuję, żeby dziecko zostało w łóżku, ewentualnie zakładam dodatkowo kamizelkę.
Moje dzieci są już tak przyzwyczajone, że starsza, jak tylko zaczyna pokasływać, sama domaga się baniek i najczęściej zasypia w czasie zabiegu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Abi 05-01-2010, 22:41
Stawiałam dzieciom bańki przez kilka miesięcy codziennie (leczenie u chińskiego lekarza, akupresura i bańki), zalecony czas dla Krzysia 3 minuty, dla Szymka 2 minuty. Im większy problem, stan zapalny miejsce po bańkach bardzo ciemne, dokładnie tak jak opisała to Lidia. U nas bańki działają wręcz spektakularnie u Szymona, gdy tylko pojawia się problem z siku (w dzień nie może zrobić siku, a w nocy moczył się w łóżko) stawiałam bańki na noc i już był spokój, rano było po wszystkim.
Im dłużej trwa nasza walka o zdrowie widzę, że plecki dzieci po bańkach są coraz bledsze, mimo że stawiam je już rzadko (w przypadku kaszlu, bo z nerkami mamy jak na razie spokój).
Nie ma się czego obawiać tylko działać.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 06-01-2010, 08:49
Darek, ja myślę, że różnica między bańkami ogniowymi i próżniowymi (bezogniowymi) polega na tym, że bańki ogniowe nazywają inaczej bańkami gorącymi, a próżniowe - bańkami zimnymi. W środku bańki ogniowej wytwarza się gorące powietrze pod wpływem podpalania spirytusu, którym smarujemy jej wnętrze. Gorące powietrze stopniowo stygnie, tym samym wytwarzając podciśnienie. Natomiast przy stawianiu baniek bezogniowych wytworzenie podciśnienia następuje przez wyssanie powietrza specjalną pompką od razu po przyłożeniu do skóry człowieka, nie ma tu zmiany temperatury powietrza we wnętrzu bańki, dlatego nie musimy tak bardzo uważać na dodatkowe zastudzenie organizmu po ich postawieniu.
Z własnego doświadczenia powiem, że stawianie baniek ogniowych wspominam z dzieciństwa raczej jako zabieg nieprzyjemny, zawsze po tym czułam się mocno osłabiona, natomiast po postawieniu baniek próżniowych czuję się odprężona i zrelaksowana  :).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 06-01-2010, 18:51
Nie mogłem się zebrać z pisaniem aż do dzisiaj, bo ciągle byłem przy Damianie z małą przerwą na odebranie Wiki z przedszkola. Postawiłem wczoraj osiem baniek ogniowych z wielką łatwością, nie poparzyłem Damiana. Może dlatego, że wcześniej potrenowałem na sobie. Zamiast kwacza użyłem wacików do ucha. Najpierw bańkę smarowałem wewnątrz spirytusem, do tego jeszcze moczyłem patyczek i szybko z płomyczkiem na skórę. Spóźnione przyłożenie, to bańka do powtórki. Bańki "ssały" 10 minut. Kółeczka czerwone, ale nie fioletowe. Po bańkach Damian spał dobrze, noc bez kaszlu prawie. Czasem z głębi piersi zagrała cała orkiestra tego śluzu, którego jeszcze nie może wydalić. Pocił się. Nad ranem zaczęło się i to ostro, na sucho, jak ze studni. Po godzinie spokój i generalnie spokój w czasie dnia, no a wszystko znowu zacznie się wieczorem. Czekam dwa dni i gdyby miał ciężko z infekcją, to znowu postawię mu bańki ogniowe. Lidio, ty stawiałaś bańki nawet ze trzy razy, a u nas jakby tego pierwszego razu nie było. Abi piszesz, że stawiałaś bańki seriami, rozumiem, że gumowe? To świadczy o ich skuteczności, a nie, żeby się bać. Wreszcie doświadczeniem własnym wypracujemy zdanie na temat baniek i ich kilkakrotne skuteczne stawianie, w razie potrzeby. Jak to ludzie tym swoim strachem potrafią namieszać człowiekowi w głowie przed egzaminem prozdrowotnym. Przekonałem się bardziej do baniek ogniowych, może dlatego, że rozgrzewają i zassiewają. Na Damiana skuteczniej podziałały, ale fakt faktem, że bańki próżniowe "ssały" za pierwszym razem tylko 3 minuty i było ich sześć. Damian pije prawoślaz, choć teraz była przerwa dwudniowa, bo nie mieli w zielarskich sklepach, pije galaretkę z siemienia. Siorbie herbatę z miodem i najczęściej po niej jest odkrzsztuszanie, jak na razie tylko suche, "ze studni". Nawilżam powietrze, robię mu inhalacje teraz z majerankiem, a dziś wieczorem wsypię prawoślaz, no i czekam na lepsze dni, aż jego organizm zaskoczy i bedzie usuwał badziewie. Moja żona na razie współpracuje.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 06-01-2010, 19:32
Ja bym spróbował karmić małego rosołkiem z jakiegoś w miarę zdrowego (może być ta wersja pół oryginalna) kurczaka lub z cielęciny plus kluski lane z jajka. Po zjedzneiu rosołku, oczywiści wkładka. W rosole powinno się znaleźć dużo warzyw plus główka czosnku do odkwaszenia wywaru. Po wyjęciu warzyw z wywaru, można do rosołku dodać rozgniecione kawałki warzyw: marchwi, pietruchy, selera, natki (o ile nie uczulają). Taki rosołek powinno się też siorbać początkowo, czyli powinien być w miarę gorący. To powinno pomóc dziecku w odrywaniu się wydalin.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 06-01-2010, 19:37
Ja bym spróbował karmić małego rosołkiem z jakiegoś w miarę zdrowego (może być ta wersja pół oryginalna) kurczaka lub z cielęciny plus kluski lane z jajka. Po zjedzneiu rosołku, oczywiści wkładka. W rosole powinno się znaleźć dużo warzyw plus główka czosnku do odkwaszenia wywaru. Po wyjęciu warzyw z wywaru, można do rosołku dodać rozgniecione kawałki warzyw: marchwi, pietruchy, selera, natki (o ile nie uczulają). Taki rosołek powinno się też siorbać początkowo, czyli powinien być w miarę gorący. To powinno pomóc dziecku w odrywaniu się wydalin.
Chyba jeszcze został mi kawałek kaczora od znajomych (sprawdzę, jak dotrę do domu), to zrobię na nim rosół.  Warzywa Damian "wcina" i problemów nie ma. Dzięki Zbyszku.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 06-01-2010, 20:02
Przed chwilą rozmawiałem z żoną, która powiedziała, że nie ma nic przeciw bańkom, bo te są skuteczne. Żona "podpierała" się m.in. zdaniem pani konował, która jej o tym powiedziała. Teraz wiem, dlaczego pani konował antybiotyki dała na początek, a później powiedziała o bańkach, ale na nasze wyraźne naciski. Baniek nie powinno się stawiać, kiedy są świsty. Zapytałem więc żonę dlaczego i usłyszałem w odpowiedzi, że można dostać duszności. Coś mi tu nie pasuje, bo jeszcze pamiętam, jak Damian lekko po antybiotykach nie oddychał i wystarczyło, że mocniej łapał oddech, to odzywała się orkiestra, a bańki postawiliśmy. No może chodziło jej o świsty takie astmatyczne, ale coś mi się wydaje, że to teoria pokrętna. Ukontentowany będę, jeśli ktoś tę teorię obali.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 06-01-2010, 21:08
Machos, oklepujesz młodego ? Oklepywanie też bardzo pomaga ruszyć wydzielinę, odkrztuszać.
Ja stosuję oklepywanie u swoich dzieci i jak sam jestem chora to też proszę męża.
Napiszę ci jak to robię. Siadam na łóżku, na kolanach kłade poduszkę a na poduszkę dziecko, Przekładam tak, żeby plecy i głowa były niże niż pupa. Oklepuję (przez koszulkę, nie na gołe ciało) dość mocno dłonią złożoną w "łódkę" od końca żeber do ramion (zawsze ten kierunek, to ważne).
Jesli robi się to własciwie, czyli mocno i intensywnie ale nie tak, żeby bolało, to jest to bardzo pzryjemne i moje dzieciaki same się tego domagają. Zachęcam też do kaszlu i odkrzutuszania w czasie oklepywania.
Najlepiej, gdyby ktoś Ci to pokazał bo trudno to opisać na forum.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Edyta_dkm 06-01-2010, 22:19
Dziwne jest to leczenie lekarzy, pamiętam u najstarszego jak miał kaszel, gorączkę, w sumie to fatalnie przechodził po tygodniu od pani doktor dostał antybiotyk (to było jeszcze za głupich czasów), dziecku zaczęło się odrywać i to jak, wrócił apetyt, po tygodniu kaszel minął. I po ok. 3-4 tygodniach powtórka, kaszlał jak gruźlik przez 3 tygodnie a ,że gardełko nie było czerwone, osłuchowo było w porządku dostał syropek. Pamiętam, że każdemu mówiłam- dziecko u lekarza było, nic nie dostał. Zdziwienie wielkie.

Ja także jak zaczęłam leczyć gardło antybiotykami, bo wg szanownej pani doktor miałam nieraz gorsze od dzieci, dostawałam jakieś super antybiotyki, na początku przechodziło a jakże, ale po pewnym czasie po 3 tygodniach ból wracał. W tej chwili po 5 infekcjach (a ostatnia była mega) gardło wyleczyło się samo. Oczywiście, dzięki MO, KB, wirusom i bakteriom.

Mój średniak, bo dzięki szczepionkom, antybiotykom (co miesiąc, a w pewnym momencie prawie cały miesiąc bo kaszle i może antybiotyk nie trafiony albo za krótko dawany), sterydom dziecko w pewnym momencie stanęło na wadze, wzroście a i tak to wszystko szło marnie od szczepionki, którą dostał jak miał 6 tygodni. Tylko wtedy mi powiedzieli, dzieci tak mają, przejdzie, tyle że nie przechodziło.

Dziękuję Bogu, że tak pokierował moimi ścieżkami, że natrafiłam na książki, forum, poczytałam i uwierzyłam, że Mistrz ma rację. Pamiętam, jak szanowna pani doktor się ze mnie śmiała, że w Internet wierzę i co i w marcu będzie 2 lata jak dzieciak antybiotyku nie widział. Owszem daję, jeżeli jest taka potrzeba (świsty, ciężki oddech) leki rozszerzające oskrzela, czasami steryd (ale to jak ma ciężką duszność) i uwierzcie mi państwo nie chcielibyście przechodzić z dzieckiem tego co ja przechodziłam. Najgorzej było przy pierwszej duszności, w sumie to się sama bałam, czy mi się dziecko nie udusi, i lekarz wyprowadził go z tego sterydami i kulkami, bez antybiotyku i jeszcze nie widziałam tyle flegmy, schodziła 1,5 tygodnia + mokry kaszel. Ale dla mnie ważne było to, że bez antybiotyku można.

Te duszności miał już z 5 razy i zawsze schodzi mnóstwo flegmy. Nawet ostatnio pochwaliłam się, że sobie poradziłam bez sterydu, to krótko po tym znowu dostał tak silnego skurczu oskrzeli, że pan doktor, który jest ostrożny w wypisywaniu antybiotyków, tym razem kazał dać. I co - pomyślałam - akurat, i znowu flegma + mokry kaszel. Czasami się zastanawiam ile to dziecko ma tego w sobie. Ma tak zaburzoną odporność dzięki lekarzom.

Ale do czego zmierzam, to jest wasza decyzja, czy podacie antybiotyk, czy nie. Ja na swoją odpowiedzialność nie podaję. Chociaż się nie zarzekam, że nigdy nie podam. Ważne dla mnie jest to, że po pierwsze nie szkodzę dziecku.
Teraz u małego schodzi piasek - ma w moczu szczawiany wapnia - chyba się zdecyduję na mieszankę na drogi moczowe. Ten wzrost, waga troszkę się ruszyła, nie wiem zastanawiam się nad enzymami. Nie wiem. Wiem, że lekarze zmarnowaliby mi dziecko.
Mam nadzieję, że to troszkę przekona twoją żonę.
A tak na koniec, chciałabym aby mój mąż tak myślał jak ty.  
I pozdrawiam was bardzo serdecznie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 00:51
Zaczęło się o 23 wczoraj. Telefon od żony. Pędem do domu. Damian miał atak za atakiem suchego kaszlu. Zanim  przyjechałem do domu, to pojechałem do apteki po ibufen. Od razu podaliśmy, bo obrzęk był bardzo duży, próby odkrztuszenia niczego, dosłownie niczego. Syn już tak się męczył około dwóch, trzech godzin, ale żona czekała na mnie. Płakała... Damian duszności nie ma i nie miał, to był tylko suchy kaszel, ale jaki okropny. Normalnie zamęczyłby go, chłopak aż miał zapadnięte oczy.  Słuchaliśmy go uszami. Krtań i tchawica, to miejsca bardzo podrażnione. Ależ spektakularne porządki w jego organizmie. Przede wszystkim po podaniu ibufenu, powiedziałem mu, żeby wziął się w garść, mówiłem: "no, zobaczysz, wszystko jest ok". Posadziłem go na krawędzi łóżka, a na podłodze gar z prawoślazem do oddychania. Obrzęk zaczął ustępować. On się przede wszystkim uspokoił i uspokoiła się żona. Zachowałem zimną krew, bo wystarczy, żebym ja jeszcze zaczął tragizować i gotowe, żona jeszcze bardziej w płacz, a podkręcony Damian tą naszą niepewnością jeszcze bardziej zamęczałby się kaszlem.W międzyczasie pogrzebałem w półkach, w kuchni i wygrzebałem sól jodowo-bromową, którą kiedyś kupiłem, a teraz o niej sobie przypomniałem. Damian na szczęście już zasnął, a ja podgrzewam wodę w dwóch garnkach i nawilżam pokój. Żona legła koło niego. Zastanawiam się, ile jeszcze tej naszej męczarni. Przyznam, że jesteśmy w punkcie wyjścia, czyli na początku grudnia ubiegłego roku, kiedy tak się zaczęło i poszły w ruch antybiotyki. Teraz bronimy się jak możemy. Najciekawsze jest to, że jak Damiana te ataki minęły, to żartował, śmiał się, był taki szczęśliwy, że jest mu lepiej. Jakby w ogóle ataków nie było. Poprosił o jabłko, bardzo je chciał, to zjadł. Je dobrze, wiec ma silny organizm, a ja mam nadzieję, że wreszcie nastąpi przełom, jakaś gorączka, mokry kaszel, ale kiedy? Edyta_dkm, niech się pani doktor śmieje z internetu, ale paru potencjalnych pacjentów straciła. Niech mąż czyta mój wątek. I niech wie, że wzięcie zdrowia własnych dzieci we własne ręce kosztuje dużo nerwów, sił, ale przydaje się wiedza. Zresztą wy matki o tym wiecie.  Zosiu, jutro zrobię oklepywanie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Stańczyk 07-01-2010, 00:56
Machos, masz mój szacunek  :thumbsup:


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 01:03
Machos, masz mój szacunek  :thumbsup:
Dzięki, ale powiem ci, że baterie mam totalnie wyładowane. Myśli w takich momentach biegną, jak szalone, a ty musisz wybrać z nich te najważniejsze, najlepsze. Zanim podałem ten ibufen, to ulotkę z niepożądanymi działaniami leku przeczytałem ze dwa razy. Położę się już, bo nie wiem, co mnie czeka od rana.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 07-01-2010, 09:09
Bardzo współczuję Damianowi, że się tak wymęczył podczas tych ataków kaszlu  :(.
W zeszłym roku miałam podobną sytuację, gdy podczas przeziębienia coś mnie podkusiło do zażycia olejku pichtowego z łyżeczką miodu, czym wywołałam u siebie mocną reakcję alergiczną. Kaszlałam wtedy bezustannie suchym nieprzyjemnym kaszlem, pamiętam jak bolały mnie piersi, krtań i tchawica były jakby podrażnione papierem ściernym.
Twoja postawa w tej walce jest naprawdę godna uznania, dzięki Tobie Damian mimo wszystko zachował optymizm.
Mocno trzymam za Was kciuki!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 07-01-2010, 10:42
Rozumiem, że ostudzić też czy na ciepło przyjmować?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Chamomillka 07-01-2010, 11:42
Masz rację, Grażynko, taka galaretka jest bardzo pomocna w gojeniu śluzówki, zniszczonej przez odruchy kaszlowe.
Właśnie ją poleciłam mojej mamie, która niedawno przechodziła ciężką grypę, połączoną z zapaleniem płuc.
W moim przypadku najgorsze było to, że nie mogłam przestać kaszleć, była to silna reakcja alergiczna na zaledwie kilka kropli olejku pichtowego na 2 łyżeczkach miodu.

Piotrze, galaretkę należy ostudzić do temperatury pokojowej.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lidia 07-01-2010, 13:38
Machos, żałuję, że nie uprzedziłam Cię, że po bańkach zawsze jest dzień jakby pogorszenia. Kaszel nie jest ładny ale zawsze następnego dnia widać już poprawę, choćby niewielką ale u obserwujących rodziców widoczną. My dzisiaj wiemy, że po kolejnym postawieniu baniek, zawsze z każdym dniem jest już lepiej. Mój syn duszności nigdy nie miał ale prawie zawsze w czasie choroby słyszałam świsty w oskrzelach. Stawialiśmy oczywiście bańki i całe szczęście, że nie znałam wtedy teorii o szkodliwości stawiania baniek w takim stanie. Nigdy bańki nie wywołały u syna żadnych duszności. Przecież wiemy, że służbie zdrowia chodzi o to, byśmy nie dowiedzieli się, że można inaczej niż przy pomocy antybiotyków i innych leków dojść do zdrowia i stąd te bzdurne teorie. Zaczynając w tak młodym wieku, wyniszczając i osłabiając organizm dziecka, mają pacjenta do końca jego życia. Ignorancja lekarzy przeraża.
Podchodzisz z takim zaangażowaniem do opieki nad synem, że musi się Wam teraz udać. Twoja żona z czasem zrozumie, że trzeba myśleć dalekowzrocznie. Myślę, że już zrozumiała, że zaleczenie antybiotykiem jest tylko pozornym wyleczeniem. Gdy moje dziecko było leczone antybiotykami dwa tygodnie, potem trzy tygodnie było "zdrowe" i znowu dwa tygodnie choroby itd., nie mogłam zrozumieć dlaczego tak się dzieje. Dzisiaj już wiem . Niestety wątpię, by nasze tutaj doświadczenia zostały zaakceptowane przez ogół, więc pozostaje nam być odpowiedzialnymi  ministrami zdrowia w naszych rodzinach.
Cierpliwości, sił i pełnej współpracy żony Ci życzę. Będzie dobrze.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marianna 07-01-2010, 14:32
Jeszcze może spróbuj posmarować piersi, szyję, czoło, nos, kremem Nivea lub wazeliną w celu nawilżenia tych miejsc. Trzymam kciuki.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 17:23
Na początek moje wnioski. Damian świszcze i dycha na sucho po podaniu prawoślazu, bądź miodu w herbacie. Odstawiłem, bo mocno go pobudzają rzeczywiście. Rano spróbowałem posłodzić galaretkę z siemienia miodem i zaczął dychać. Kolejna próba z prawoślazem po południu i zaczął dychać. Zjadł kawałek banana i zaczął dychać. Po jabłku, jajkach, pulpetach mięsnych od babci, marchwi, ziemniakach nie miał żadnej reakcji. Herbatę słodzę lekko cukrem i nie ma reakcji. Galaretka z siemienia lnianego służy bajecznie, więc ją podaję. Ponieważ nie dawałem mu nigdy mieszanki na oddechowe, zaczynam się coraz mocniej zastanawiać, ale czekam na ustabilizowanie formy syna. MO nie podaję, bo teraz nie ma sensu, a i tak ta infekcja jest wynikiem jej podawania. Wczoraj po podaniu ibufenu przespał spokojnie przez pięć godzin, czyli tyle ile działała chemia. Później trochę kasłał, oddychał ze świstem wyczuwalnym ręką i po osłuchiwaniu u góry piersi po prawej stronie, akurat w tym czasie. Oddech miał momentami szybszy i niezbyt lekki, ale nie był ciężki, ależ tych stanów zapalnych u niego dużo. Po przebudzeniu kichanie, kilogramy śluzu w nosie. Za dnia na ogół spokój, tylko po twarzy widać chorobę, czasem typowe pochrząkiwanie, bo mu coś w krtani, albo niżej przeszkadza, ale to było od bardzo dawna, znajomy grzybek. Dziś pozwoliłem mu trochę wstać, bo jest pełen energii, dobrze je, dużo pije. Zaczyna się kolejny wieczór. Jaki będzie? Teraz prócz inhalacji i pojenia galaretką, nie robię nic. Temperatura normalna 36,4, poci się przede wszystkim podczas snu. Za dnia  nie ma szans, żeby się zdrzemnął. Rozważam jeszcze postawienie baniek, ale jeszcze nie dziś, bo ma ślady po tych stawianych przedwczoraj. Co zauważyłem, że po bańkach przespał pięknie, ruszyło mu ten śluz nad ranem, a później żadnej reakcji, po prostu nic, a ja już myślałem, że będzie mokro i będzie pięknie. Te bańki oczywiście po wspólnej decyzji z żoną, chcę postawić jutro. Może tym razem organizm zaskoczy lepiej? Co do ibufenu, to rzeczywiście chemia jest potężna, wczoraj po podaniu po pół godzinie, po tych męczarniach stał się cud. Taki spokój u Damiana, no i u nas umęczonych całym tym wieczorem. Tylko co z tego, że objawowo podziałaliśmy, a dalej? Mam nadzieję, że uda mi się tym razem bez głównego blokera, czyli antybiotyku, no i bez pani konował, bo na samą myśl dostaję ataków. Mam nadzieję, że małżonka z niczym mnie nie wyprzedzi.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 19:22
Mój syn duszności nigdy nie miał ale prawie zawsze w czasie choroby słyszałam świsty w oskrzelach. Stawialiśmy oczywiście bańki i całe szczęście, że nie znałam wtedy teorii o szkodliwości stawiania baniek w takim stanie. Nigdy bańki nie wywołały u syna żadnych duszności. Przecież wiemy, że służbie zdrowia chodzi o to, byśmy nie dowiedzieli się, że można inaczej niż przy pomocy antybiotyków i innych leków dojść do zdrowia i stąd te bzdurne teorie. Zaczynając w tak młodym wieku, wyniszczając i osłabiając organizm dziecka, mają pacjenta do końca jego życia. Ignorancja lekarzy przeraża.
Tak myślałem, że więcej straszenia w tym wielokrotnym stawianiu baniek, niż prawdy. Konowały, totalny chłam, a głupie owce na manowce.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 07-01-2010, 20:14
Po przebudzeniu kichanie, kilogramy śluzu w nosie.

Miejmy nadzieję, że to zwiastun nadejścia poprawy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 21:34
Po przebudzeniu kichanie, kilogramy śluzu w nosie.

Miejmy nadzieję, że to zwiastun nadejścia poprawy.
No jak nie tą biedną tchawicą i oskrzelami momentami świszczącymi, to może nosem. Wszystko jedno, byle do przodu. Żona mówiła, że stolce też ma brzydkie, co świadczyłoby o tym, że wszelkimi możliwymi drogami wydalniczymi organizm pozbywa się zdefektowanych komórek. Właśnie dzwoniła do mnie, robi mu kolejną parówkę, do tego jakiś masaż, oklepywanie. Damian nadal dusi się na sucho.  Nie chcę dawać ibufenu znowu, chyba że będzie miał coraz mocniejsze ataki. Przyznam szczerze, że organizm Damiana postawił mnie na baczność konkretnie, nawet nie przypuszczałem, nie oczekiwałem, że aż tak. Zastanawiam się ile jeszcze dni takie akcje, żeby chociaż nieco lżej, a tu masz, koncert na pełnych obrotach. Pocieszam się tym, że po takim koncercie powinno być niesamowite wzmocnienie organizmu. W końcu remont jest po całości.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 07-01-2010, 21:48
Grunt, że żona nie stawia oporu. Po raz kolejny życzę wytrwałości.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 21:59
Jak na razie żona trzyma się, ale widzę, jak jest jej ciężko. Zawsze był konował i sprawa z głowy, aż tu nagle mąż wymyślił i jeszcze walczy, że tak nie można. Dla mnie przede wszystkim sprawa honoru, to udowodnienie, że jednak można, że trzeba inaczej. Też się boję, ale co dałyby te kolejne prochy? Kolejne cierpienia? Płacz, bo dziecko coraz bardziej chore, ułomne? Dzięki Ell_anna.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 07-01-2010, 22:11
Cytat
Damian świszcze i dycha na sucho po podaniu prawoślazu, bądź miodu w herbacie.
Może mieć uczulenie na pszczeli jad.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Emisia 07-01-2010, 22:17
Machos. Slowa szacunku i podziwu. Moim szczesciem jest fakt, ze meza nie ma od niedzieli do soboty, wiec te wszystkie cyrki z dziecmi (choc nie tak ciezkie jak u ciebie) moge przed nim ukryc. W innym przypadku mialabym z nim gorzej niz ty z zona!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 22:29
Cytat
Damian świszcze i dycha na sucho po podaniu prawoślazu, bądź miodu w herbacie.
Może mieć uczulenie na pszczeli jad.
Dlatego już dziś bez miodu, no ale wczoraj ze trzy herbaty wypił, więc jeszcze w organizmie. Dusi się znowu dość mocno. Jutro, gdyby nie było odrobiny poprawy, postawię bańki. Chociaż trochę chcę chłopakowi ulżyć. Jak wrócę po dwudziestej trzeciej do domu, to ocenię, czy znowu go potraktować ibufenem, żeby choć noc miał przespaną.
Machos. Slowa szacunku i podziwu. Moim szczesciem jest fakt, ze meza nie ma od niedzieli do soboty, wiec te wszystkie cyrki z dziecmi (choc nie tak ciezkie jak u ciebie) moge przed nim ukryc. W innym przypadku mialabym z nim gorzej niz ty z zona!
Moja żona chyba już trochę bierze moją stronę, ale nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca. Cieszę się, że sama działa z inhalacjami i podaje mu galaretkę z siemienia lnianego.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 07-01-2010, 22:43
Może lepiej wypoć go jeszcze tej nocy. I dalej nawilżaj.
Spróbuję, ale najpierw jak go zobaczę, to ocenię, czy bardzo się męczy. On poci się każdej nocy. Właśnie zauważyłem, że jak ma poty, to i duszenie jest spokojniejsze, trochę ustępuje. Najbardziej wredne, że tak powiem jest to, że nie ma żadnej gorączki nic. Widocznie organizm uznaje zupełnie co innego, czyli utrzymywanie tego stanu, niż załóżmy jeszcze jakaś gorsza akcja.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mmagmma 07-01-2010, 22:49
Wiesz co robisz, mimo wątpliwości. Trzymajcie się.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Klara 08-01-2010, 00:10
Machos, jestem pełna podziwu i dla Ciebie i dla Twojej żony. Prawdę mówiąc nie sądziłam, że tak szybko uda Ci się przekonać ją do swoich racji. Prawdopodobnie była totalnie zmanipulowana przez propagandę medyczną. Dopiero gdy na własne oczy przekonała się, że to, pożal się Boże, "leczenie" antybiotykami to droga do nikąd, to wyciągnęła z tego logiczne wnioski i zgodziła się z Twoimi argumentami, choć na pewno było jej ciężko zerwać z dotychczasowymi poglądami i pewnie bardzo bała się o dziecko. Życzę Wam obojgu wytrwałości, a synkowi szybkiego powrotu do zdrowia.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marianna 08-01-2010, 11:39
Przypominam sobie jak moja Mama robiła z nami. Było jajko lub żółtko, nie pytałam 3x dziennie z mlekiem i łycha masła, ale pewnie to stare dzieje. Dziś mleka nie itd. ale może w to miejsce być woda. Mama nam mówiła, że masło musi być, żeby był poślizg. Zrobicie jak będziecie uważali


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 08-01-2010, 13:22
I to są wiadomości cenniejsze od złota.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marianna 08-01-2010, 13:52
No to jeszcze dodam, coś sobie przypomniałam. Mama kazała się nam pochylić nad kuchnią (kaflową) i nagrzewać nos, gardło itp.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marianna 08-01-2010, 19:31
Tak, Grażynko, zgadza się. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-01-2010, 20:08
Machos, jestem pełna podziwu i dla Ciebie i dla Twojej żony. Prawdę mówiąc nie sądziłam, że tak szybko uda Ci się przekonać ją do swoich racji. Prawdopodobnie była totalnie zmanipulowana przez propagandę medyczną. Dopiero gdy na własne oczy przekonała się, że to, pożal się Boże, "leczenie" antybiotykami to droga do nikąd, to wyciągnęła z tego logiczne wnioski i zgodziła się z Twoimi argumentami, choć na pewno było jej ciężko zerwać z dotychczasowymi poglądami i pewnie bardzo bała się o dziecko. Życzę Wam obojgu wytrwałości, a synkowi szybkiego powrotu do zdrowia.
No z tym przekonaniem żony do nurtu Biosłonejczyków to nie tak do końca. Udało mi się jak na razie do dzisiaj powstrzymać ją od spraszania konowałów do Damiana, ale podałem przy niej ibufen dwa dni temu. Widziała jak działa. Wczoraj Damian dusił się na sucho no i ja już nie zdążyłem ocenić jak mocno. Kiedy wróciłem do domu, Damian był uśmiechnięty, żywy, bez kaszlu, już wiedziałem, że podała. Chodzi o to, że ona najbardziej to by mnie kochała chyba za to podawanie prochów i ich skuteczność, ale nie rozumie, że do zdrowia to trzeba pocierpieć i nie podawać, nie hamować. No nie mam lekko mimo wszystko. To co obstawiamy czy dziś poda, czy nie poda? Ja już dzwoniłem z pracy i pewnie nie raz jeszcze zadzwonię porsząc, żeby już odpuściła, bo to takie doraźne działanie i mruczała w odpowiedzi, że ją męczę. Jasno i wyraźnie powiem, że nadal dla mojej żony zdrowie to niekasłanie, bez kataru, wszystkie infekcje to choroby właśnie. Nadal nie rozumie, że sprzątanie to sprzątanie, ale cóż, wypadałoby, żeby "załapała" chociaż podstawy biologii. Za tą jej niewiedzę to dziękuję konowałom, oszustom. Przyjdzie moment, że i ją coś złapie a wtedy powiem marsz do czytania Biosłone, oby nie było za późno. Zresztą zauważcie sami, jej mama od poniedziałku na antybiotyku na zapalenie krtani. Żona mówi, że jej mama problemy z krtanią ma już długo. Wnioski nasuwają się same. Co z tego, że Damian brzydko kaszle, kaszle dziś, ale nie męczy się, kaszel jest słabszy, ale ja wiem ile w tym działania ibufenu a ile zdrowienia? Fakt, że dostał go tylko dwa razy. Wczoraj od dwudziestej trzeciej przez dwie godziny nie wyciągnął nawet ręki z pod kołdry. Normalnie lało się z niego i to bez gorączki. Myślicie, że moja to doceniła? Widziała, że dzieciak chory i tyle. Nawet wspomniała o pani konował i antybiotyku. Dla mnie szok i znowu walka na argumenty. Przecież wreszcie mam zamierzony efekt, wreszcie intensywne poty, a ona z tym antybiotykiem. Damian dziś mniej kaszle, no ale jest wieczór, kolejna noc. Poprosiłem małżonkę, żeby go sama wypociła, bo to działa. Nie wiem, czy to zrobi. Wczoraj Damian nawet nie chrząknął, jak lało się z niego. Dopiero, jak go przebraliśmy, trochę się wychłodził się, to kasłał, ale noc spał dobrze. On sam nie jest jeszcze taki twardy, żeby spokojnie poleżeć w czasie, kiedy po nim się lało, w końcu jest dzieckiem i mimo zapewnień, że to dla jego zdrowia, buntował się, ale nie dziwię się. Nadal ma te niespokojne oskrzela, dla mnie to taki drzemiący wulkan. Od jutra rana będę podawał mu mieszankę na oddechowe, bo skoro poruszyłem sprawy zadawnione u niego, czyli szczepionki, antybiotyki (do trzech lat życia było ich sporo) no i badziewne jedzenie, to trzeba się z tym uporać. Ciekawe, gdybym teraz to samo powiedział żonie, że to właśnie zadawnione sprawy ruszyły u dziecka, to weźmie mnie za jakiegoś idiotę. Może kiedyś poukłada to sobie, ale w momentach, kiedy decyduje za dzieci ta wiedza przydałaby się już.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 08-01-2010, 20:23
Machos spokojnie daj jej czas. Moja żona chociaż widzi efekty i cieszy się, że nie musimy przechodzić tego co kiedyś jak tacy idioci chodzi po konowałach i podawać ten szajs to przy jakichś gorszych stanach i tak słyszę może byśmy zawołali....., chociaż by osłuchał. Wtedy zadaję jedno pytanie, osłucha i co?
I wtedy zapada cisza i temat się urywa. A wszystko się bierze stąd, że jak na początku i tak wołała konowała, to jej mówiłem, jak przyjdzie, co powie i co zaleci. I wszystko się mniej więcej pokrywało, a leki nawet wykupione nie były. I po kilku razach się nauczyła i już nie ciągnie do tego.
Twoja żona się przekona, jak Damian w końcu się wychoruje i nastąpi błogi stan stabilny. Podejrzewam, że poczekasz z tym do kwietnia. I wtedy uwierzy, że bez leków też można. Nadal nie będzie rozumiała czemu, ale przynajmniej nie będzie piłowała o lekarzu.
Także podziwiam i współczuje bo wiem co to jest nie dosyć, że chore dziecko to jeszcze się denerwować pozostałymi tekstami. Ja jeszcze miałem moją mamę na głowie, która podkręcała całą atmosferę, że męcz dziecko i w ogóle.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Klara 08-01-2010, 20:42
No faktycznie daleko jeszcze do pełnego przekonania. Piotrb111 ma rację, ona potrzebuje więcej czasu. W końcu trudno jest tak niemal z dnia na dzień zmienić przekonania kształtowane przez całe życie. Do tego trzeba po prostu dojrzeć. Poczyniła już pewne postępy, może z czasem będą następne. Rozumiem Twoje zniecierpliwienie, bo dziecko choruje teraz, ale, niestety, świadomość ludzka zmienia się powoli.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 08-01-2010, 20:48
Klara myślę, że nie jestem sam, jak jest jakiś poważny przypadek to każdemu przemyka przez myśl jakiś pomysł z gatunku medycyny akademickiej, po prostu tego czego nas uczono przez x lat i co wynieśliśmy z domu, tego się da z dnia na dzień wywrócić do góry nogami.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Klara 08-01-2010, 21:09
Piotrze, pewnie, że tak. Zwłaszcza jeśli idzie o odpowiedzialność za czyjeś zdrowie np. dziecka. Jeśli ja ze swoją chorobą nie pobiegnę do konowała to moja sprawa. Inaczej to wygląda gdy idzie o dziecko. Wtedy przychodzą do głowy myśli: "a co jeśli to jest ten poważny przypadek w którym należy zastosować antybiotyk, a ja to przegapię?" Pewnie podobne obawy dręczą żonę Machosa, zwłaszcza, że Damian choruje już dosyć długo i zdecydowanej poprawy nie widać.

Mój syn przez pierwsze trzy lata życia dosłownie co chwilę chorował na zapalenie oskrzeli. Jak pomyślę ile on wtedy antybiotyków zjadł.... Były to lata 70-te i moja wiedza o zdrowiu była wtedy żadna. Gdyby mi wówczas ktoś powiedział żeby nie iść z dzieckiem do lekarza i nie podawać leków to bym go uznała za kompletnego idiotę. Jeśli są częste nawroty choroby to nie myśli się, że kuracje antybiotykowe są do niczego tylko np. że dziecko jest chorowite itp.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 08-01-2010, 21:15
Jeśli są częste nawroty choroby to nie myśli się, że kuracje antybiotykowe są do niczego tylko np. że dziecko jest chorowite itp.
Zgadzam się w stu procentach. Nikt nie pomyśli, że to od kuracji, od podawania prochów, ale wystarczy spojrzeć na dziecko i obraz maluje się sam. Ktoś powie leczę i leczę, bo ono takie chorowite. Łatwo nam się ocenia rzeczywistość przed naszymi oczami, a działań nijak nie umiemy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-01-2010, 21:38
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Zwykle my ludzie oczekujemy tego, co nie jest realne. Chodzi oczywiście o organizm Damiana. Mnie przynajmniej w pole wyprowadził. Spodziewałem się u niego jakiejś gorączki, wreszcie mokrego kaszlu, ale on uznał inaczej. Stan zapalny oczywiście jest, ale mądry organizm dziecka działa bardzo powoli, spokojnie, bo w jego przypadku zbyt spektakularnie, to zbyt niebezpiecznie. Tak więc po tygodniu flegma z oskrzeli zaczyna się ruszać. Raz Damian kaszle sucho, a raz mokro, co dla moich uszu jest błogosławieństwem. Wreszcie! Wczoraj syrop z cebuli, ale skoro uznałem, że organizm Damiana próbuje ruszyć sprawy zadawnione, a leczenia u konowałów oj kiedyś było, to od dziś rana daję mu po łyżeczce mieszanki oddechowej i tak do opróżnienia na wieczór całej jednej szklanki. Katar jest piękny, i kaszel czasem taki "cudowny". No cieszę się jak dziecko  :clap: :thumbup: :thumbsup:. No udało się wreszcie, a jaki mam komfort psychiczny, wreszcie odczuwam wewnętrzny luz. No i dla mnie sprawa honoru, żona widzi, to co widzi. Obyło się bez antybiotyku!!! Co prawda ibufen wczoraj podała trzeci raz, ale powiedziałem, żeby zdawała sobie żona sprawę z takiego beztroskiego podawania prochów i też blokowania zbawiennego zapalenia w płucach, w oskrzelach, tchawicy, czy krtani. Dziś pytała mnie, czy to dobrze, że Damian tak smarcze gęsto i obficie? No co mam powiedzieć, taka jest droga do zdrowia co się zowie, a nie komfortu na chwilę. No i mam nadzieję, że wreszcie dotarłem do niej  :bash: i trochę "urosłem" w jej oczach  :smoke:. No ale zobaczymy przy następnej infekcji. Damian pewnie teraz będzie kasłał i wypluwał to i owo długo, długo, ale dla mnie najważniejsze, że wreszcie organizm zaczął się odblokowywać, jeju nareszcie. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby walczyć z tym z pomocą pani konował.  Wielu pewnie mnie obgaduje teraz, że dzieciaka zabijam, no to zobaczą chłopaka za jakieś parę dni po nieleczonym zapaleniu płuc, jak to mówią. Teraz zmienię trochę temat. Dziś o trzeciej nad ranem mieliśmy pobudkę. Mamy Wikusię. Żona do mnie: " Posłuchaj, jak jej w brzuchu burczy". Rzeczywiście bardzo głośno, że nawet z daleka było słychać. Po paru chwilach zaczęła się trząść, dostała dreszczy. Małżonka w panice, a ja z serią pytań do niej co jadła itd. Wika rezolutna pięciolatka odpowiadała, że czuje się dobrze, tylko się trzęsie. Brzuszek jej nie bolał. Może trochę było jej niedobrze i chciała wymiotować. Wystarczyło obie kobietki uspokoić, że to wirusik jakiś i rozeszło się po kościach. Za godzinę spaliśmy. Bez mojej wiedzy, to pewnie już wylądowalibyśmy u lekarza, a dalej scenariusz znany. A tak dziś Wikusia mniej jadła, ale jadła, piła, a brzuszek robi porządki. I tyle w tym temacie. Mogę wreszcie powiedzieć, że pierwszą, łoj poważną Damianową infekcję z epizodami Wikusiowymi, wygrywam z rodziną.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ell_anna 09-01-2010, 21:57
No udało się wreszcie, a jaki mam komfort psychiczny, wreszcie odczuwam wewnętrzny luz.

 :thumbup:

Gratulacje Machos!

Ja zaczynam leczyć mojego męża, właśnie leży z bańkami na plecach  ;)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 10-01-2010, 00:41
Machos, pamiętaj o oklepywaniu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Izunia 3ch 10-01-2010, 10:35
Machos, teraz chyba trzeba zmienić tytuł wątku na "Wygrywam walkę...."


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-01-2010, 16:02
Nawet nie wyobrażacie sobie, jak mnie wspieraliście w tych trudnych chwilach dla mnie, w tej walce o zdrowie Damiana i za to Wam dziękuję z całego mojego serca. Damianowi wydzielina odrywa się nareszcie coraz bardziej.
Machos, pamiętaj o oklepywaniu.
Pamiętam, wczoraj go sprowokowałem do kaszlu właśnie po wcześniejszej parówce i oklepywaniu. Na początku miał ciężko, ale po kilku kaszlnięciach wreszcie dziadostwo ustąpiło.
Brawo, tym razem duże brawa dla Ciebie, ale także dla Twojej małżonki, że się nauczyła rozumieć rozumem. Bo emocje i tak zawsze będą, i strach, i niepewność. Ale wiedza pozwala się uporać ze wszystkim, wiedza i wiara, i przekonanie, że tak trzeba.

A Tobie, dodatkowo, wielkie dzięki za to, że tak otwarcie to wszystko opisujesz. Rewelacyjnie!  :thumbup:
Dziękuję Matko Biosłone.
No udało się wreszcie, a jaki mam komfort psychiczny, wreszcie odczuwam wewnętrzny luz.

 :thumbup:

Gratulacje Machos!

Ja zaczynam leczyć mojego męża, właśnie leży z bańkami na plecach  ;)
I niech lekarza i pielęgniarki w jednym nie zmienia ;).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-01-2010, 19:27
Tak się zastanawiam, czy Damian przypadkiem nie przeszedł krztuśca (kokluszu) ?  Czytam właśnie o kokluszu i o obowiązkowych szczepieniach, gdzie wypisz, wymaluj od drugiego do szóstego miesiąca życia szczepiony był na krztusiec trzy razy (szczepionka z błonicą, tężcem, polio,Hib) a jeszcze powtórka była, jak miał półtora roku. A dusił się potwornie sucho i czasem ciężej oddychał, choć nie wymiotował, to kasłał tak, że gdyby mógł, to oddałby wszystko na zewnątrz, tak się "spinał". Jeśli dobrze myślę, to organizm do sprzątania wybrał sobie między innymi pałeczkę krztuśca.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lenka 11-01-2010, 20:27
Mój Bartek miał koklusz zeszłej zimy. To nie jest tylko taki mocny kaszel. Jest to długa seria kaszlu z charakterystycznym "pianiem koguta", czyli głośnym wciąganiem powietrza dopiero po dłuższym czasie. Ale bardzo często jest tak, że odstęp od początku kaszlu do wciągnięcia powietrza jest taki długi, że można się udusić. Po prostu nie jest się w stanie przerwać samemu ataku i pobrać powietrza. Bardzo często kończyło się to wymiotami. Choroba ta trwała około 6 tygodni.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-01-2010, 21:27
Damian wciągał powietrze do płuc bez piania, kiedy kasłał, to świszczał, robił "suchą studnię". Kasłał momentami dość długo, zanim złapał kolejną dawkę powietrza. Z tym krztuścem to takie moje gdybanie. Próbuję zakwalifikować gdzieś tę jego chorobę, ale dla mnie najważniejsze było "poluzowanie" wydzieliny z dróg oddechowych. Kiedy to ruszyło, skończył się ten suchy kaszel. Zostanę przy chorobie infekcyjnej po prostu, bo jak zacznę wyliczać, to będę jak konował, że zapalenie oskrzeli, krtani itd. Stan zapalny to stan zapalny, no i jakieś tam wirusy i bakterie organizm do siebie zaprosił. A co robiłaś przy atakach Bartka, pomagałaś mu jakoś przecież ?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lenka 11-01-2010, 23:28
Było to dokładnie rok temu i Bartek był już dużym 10-latkiem.  Na początku nie wiedziałam, że to jest to. Ale słyszałam od znajomych o panującym kokluszu, ich objawach i skojarzyłam. Zaczęło się jak zawsze gorączką, kaszlem ( jeszcze słabym), katarem, czerwonym gardłem. Dpiero po 2 tygodniach, gdy po antybiotyku było trochę lepiej (o Biosłone jeszcze oczywiście nic nie wiedziałam) i nie miał temperatury, puściłam go do szkoły. No i to pogorszyło sprawę. Po wyjściu na świeże powietrze ataki sie wznowiły (Bartek wymiotował podczas ataku nawet na chodniku) i sama poszłam do lekarza zapytać co się dzieje. Jest to starsza pediatra, doświadczona, matka wielu dzieci. Gdy zapytałam konkretnie czy to koklusz, odpowiedziała, że tak, to infekcja kokluszowa.
Na to nie ma właściwie lekarstw. Pomaga trochę homeopatia. Ja podawałam Drosetoux, na pewno jakiś rutinoscorbin, na prawdziwych kulkach homeopatycznych się nie znałam. Ale to chyba nie miało sensu, te ataki z czasem robiły się delikatniejsze. Na początku oczywiście było najgorzej. Chyba najważniejsze dla niego było to, że gdy słyszałam znamiona nadchodzącego ataku, biegłam do niego, podawałam wiaderko do ewentualnego zwracania i ręczniczki papierowe, masowałam, oklepywałam. Potem nauczył się już to opanowywać.
Wtedy w szkole był tylko jeden dzień, bo powróciła też temperatura. W sumie 6 tygodni nie wychodził z domu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Edyta_dkm 12-01-2010, 16:16
Ostatnio byłam u hematologa (łudziłam się, że na powiększone węzły u najmłodszego dostanę odroczenie od szczepień). Pani doktor powiedziała, żeby zaszczepić, bo tyle ostatnio zachorowań na krztusiec, a powiększone węzły nie są przeciwwskazaniem do szczepień.
To po jakie licho te szczepienia, skoro i tak dzieci na to chorują?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-01-2010, 19:37
Ostatnio byłam u hematologa (łudziłam się, że na powiększone węzły u najmłodszego dostanę odroczenie od szczepień). Pani doktor powiedziała, żeby zaszczepić, bo tyle ostatnio zachorowań na krztusiec, a powiększone węzły nie są przeciwwskazaniem do szczepień.
To po jakie licho te szczepienia, skoro i tak dzieci na to chorują?
Po takie, żeby za jakiś czas do nich wrócić i to nie tylko z krztuścem. Tylko straszyć, a wy się "bójta pacjenty i leczta", bo jak nie, to dopiero się narobi. Ja dałbym sobie spokój z chodzeniem do nich, bo tylko nerwy można stracić. Co oni mają do zaproponowania, następne chemikalia i kolejne straszenie?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 12-01-2010, 19:46
Edyta_dkm nie zgódź się. Zadzwoń do pani doktor że dziecko ma lekki katar jest przeziębione i zjawisz się jak się wychoruje. I odczekaj do wezwania. Jak przyjdzie to zadzwoń i znowu powiedz to samo.
Ile twoje dziecko ma lat?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Edyta_dkm 12-01-2010, 21:51
Ma 3 latka (nie ma szczepienia na błonica,teżec,krztusiec i polio), a paniom zaniosłam oświadczenie i zobaczymy co z tego wyniknie. W sumie to bardzo grzecznie wszystko się odbyło. Odniosłam wrażenie, że nie jestem pierwsza.
Ja pisałam już dawno, ponad rok temu i było to 0,5 roku po MMR jak dostał zapalenia ślinianek-tak twierdzi pani doktor- a dziecko miało przez trzy dni i noce 41 stopni gorączki, cały czas na rękach i w dzień i w nocy, niczym nie mogłam zbić temperatury, spadała po 2 godzinach na chwilę i znowu dziecko było jak piec, zresztą później już nawet nie mierzyłam, buzia z jednej strony mu baaardzo spuchła, w dotyku to było bardzo twarde, po 5 dniach miał robione USG to węzły były powiększone do 3 cm największy, wiosną były wielkości pwyżej 1 cm- czyli idzie w dobrym kierunku i na pewno nie zepsuję tego szczepionką. A w zasadzie to niech mnie ktoś przekona,że to nie jest reakcja na szczepionkę?
Jeżeli sprawa będzie miała ciąg dalszy to z pewnością napiszę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-01-2010, 22:28
Edyta_dkm, trzymam za ciebie kciuki. Wiedzę masz i z pewnością dziecku nie dasz zaszkodzić. Przecież zawsze można z pomocą białych fartuchów wszystko zablokować. A niech wiedzą w przychodni, że ludzie jednak myślą i nie idą bez sensu kłuć dzieciaka. Bardzo dobrze, tak trzymaj. Tylko, jeśli będzie uzasadnienie zwalczenia objawów chorobowych, ale skoro dzidzia się trzyma i widzisz, że organizm sam wie co robi, nie podejmując spektakularnych akcji, to primum non nocere i organizm będzie coraz mocniejszy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Laokoon 31-01-2010, 16:31
W razie czego, zawsze to lepiej zaszczepić jak już dziecko nabierze odporności niż w pierwszym miesiącu po porodzie lub nawet zaraz po.



Po pierwsze, czy wiesz, jak długo trwa nabieranie odporności?
Po drugie, jak już dziecko nabierze odporności, to po co szczepić? Po to, żeby zachorowało?



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Szpilka 31-01-2010, 20:02
Cytat
W razie czego, zawsze to lepiej zaszczepić jak już dziecko nabierze odporności
Nie sądzisz, że jedno wyklucza drugie?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Laokoon 07-02-2010, 23:06
Po pierwsze, czy wiesz, jak długo trwa nabieranie odporności?
Po drugie, jak już dziecko nabierze odporności, to po co szczepić? Po to, żeby zachorowało?


Po to jeżeli ktoś ściga z urzędu, straszy i terroryzuje. Jeżeli już się godzić to lepiej później niż wcześniej. Aczkolwiek ja jestem przeciwko szczepieniom.

Cytat
W razie czego, zawsze to lepiej zaszczepić jak już dziecko nabierze odporności
Nie sądzisz, że jedno wyklucza drugie?

Nie sądzę. Te dylematy i ew. pretensje proszę kierować do ZOZ, NFZ, MINISTRA ZDROWIA, RZĄDU, PREMIERA, ŁUNII EŁROPEJSKIEJ.  To, że odpowiadam komuś nie oznacza, że biorę ani też ponoszę odpowiedzialność. Chyba, że przed urzędnikami którzy roszczą sobie prawo do bycia nieomylnymi jedynymi wyroczniami.

Jeśli dobrze odczytałem konkluzję, to wg Lakoona dzieci należy szczepić:
1. wtedy, gdy już nabędą naturalnej odporności na choroby infekcyjne,
2. po to, by zrobić przyjemność urzędnikom.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 08-02-2010, 07:21
Wynika z tego, że dla Laokoona zdrowie ma swoją cenę i tyle. Dla innych jest ono bezcenne.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 09-11-2010, 10:52
Podłączam się pod temat. Syn 7-lat od środy poczuł się gorzej. Nie miał temperatury tylko wielkie migdały oraz katar. W nocy poinformował, że boli go lewe ucho, oczywiście bezzwłocznie wprowadziłam listek geranium do ucha  oraz wygrzewanie solą. Dostał też ibufen bo nie mógł zasnąć. Rano ucho nie bolało, ale syn był bardzo osłabiony, ospały. Poszedł do szkoły. Zaczęły się wymioty po zjedzeniu czegokolwiek, więc nic mu nie dawałam na siłę, tylko rosół. Dostawał również herbatę z miodem. Wieczorami miał stan podgorączkowy, nie przekraczający 38 stopni. Ostatecznie w czwartek wieczorem ucho wyropiło się, nadal nie jadł i w piątek nie był w szkole gdyż był silnie osłabiony, migdały wielkie, bez zmian. Weekend również słaby, migdały ciągle duże, postanowiłam wypędzlować mu gardło (zrobiła to moja siostra - pielęgniarka). Poniedziałek, słaby nic nie chce jeść, brak temperatury, nie ma kataru, nic nie boli, ale zaczął kaszleć tak jak gruźlik, i oczywiście reakcja męża - oświadczył mi, że dziś idzie do lekarza, i jak dziecko dostanie lekarstwa, to on przypilnuje aby wybrał je do końca. Nie może patrzeć jak ja pozwalam naszemu dziecku tak marnieć. Dzisiaj boli syna prawe ucho, kataru brak, nos był trochę zatkany tylko nad ranem, po wysiąkaniu drożny, ale mąż i tak wybiera się do lekarza, zobaczę co mu powie... Mam pytanie, czy to normalne takie długie osłabienie? Czy mogę stosować prawoślaz, jak mąż będzie podawał mu lekarstwa od lekarza, czy sobie odpuścić. Nie mam teraz wpływu na męża, i tak długo odciągałam go od lekarza :(. Sam  mi powiedział, że długo tolerował moje próby wyleczenia, ale nie widać efektów. Poza dwukrotnym podaniem ibufenu, syn nie dostał żadnych leków. Cóż musiałam się komuś wyżalić - przegrałam...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Meagi 09-11-2010, 11:13
Szkoda. Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że to co podajesz to w miarę normalny przebieg choroby infekcyjnej. Przeważnie kończy się to kaszlem. Chodzi o to, żeby kaszel był mokry - i po to podawanie maceratu z korzenia prawoślazu. Nie bardzo wiem co to znaczy "kaszle jak gruźlik".
Moja córka od poniedziałku też ma dość nieprzyjemny dla ucha kaszel. Tak jakby "coś darło". Nie wiem jak to określić. I oczywiście moja mama już mnie straszy. A co gorsze straszy też moja córkę (6 lat). Naprawdę ją nastraszyła. Nie będę przytaczać słów.
W sumie też się wyżaliłam, bo jak nie na Forum to nie ma komu :( ...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 09-11-2010, 14:19
Cóż musiałam się komuś wyżalić - przegrałam...
Bardzo Ci współczuję. Wzięcie leków, to pozostawienie ropy, wadliwych komórek w organizmie. To kolejne kłopoty dziecka na przyszłość, eecch...

Wspaniały przełom chorobowy, a dokładniej objawów prozdrowotnych zostanie zablokowany, a to rodzi już poważne choroby na przyszłość. Niestety czynnikiem blokującym, przyczyną chorób jest Twój mąż. Konował tylko wykona swoją robotę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 09-11-2010, 16:33
Moniro, Meagi, może dajcie do poczytania swoim bliskim ( mężowi mamie) te fragmenty gdzie pisze Machos na ten temat.  Ja synowi skopiowałam wypowiedzi Zibiego na temat "wyczynów sportowych", wydrukowałam, dałam do przeczytania i skumał wszystko. :D


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 09-11-2010, 17:07
Monira nie obraź się, ale przekaż swojemu mężowi, że jakby głupota była lżejsza od powietrza to on by królował wśród Boingów 747. I to tak delikatnie wyraziłem swoje odczucia o jego postępowaniu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 09-11-2010, 17:51
Mąż  prawdę mówiąc martwi się o syna, też wahał się czy iść. Był u lekarza, a ten zbytnio nie przeraził się stanem syna; widzę że po tej wizycie mąż uspokoił się, i nie widzi już stanu syna jako "krytyczny", widzę że odpuścił. Okazało się, ze ma kaszel krtaniowy i dał też coś na katar (a w sumie syn kataru nie ma) żeby odblokować ucho. Po za tym nic osłuchowo nie było, bo nic nie mówił, dał Augmentin, na który syn nigdy nie szedł (nie pomagał). Mąż zabulił 100 za lekarstwa w aptece i okazało się, że musi podejść jutro do lekarza po inny antybiotyk. Udało mi się wynegocjować jeszcze dwa dni na wstrzymanie się przed antybiotykiem. Powiedziałam mu, że spróbujemy podleczyć lekiem homeopatycznym Mercurius-Dagomed, antybiotyk jest, to podamy za te dwa dni jak się nie poprawi. Grażyno czy mogę równocześnie podawać macerat z prawoślazu i siemienia?. Wiem, że nie wchodzi on w reakcje z lekarstwami, ale nie wiem jak ma się do homeopatii (nigdy nie stosowałam). Wiem, że to jest wstrzymywanie procesu zdrowienia, ale lepsza homeopatia niż antybiotyk. Do ucha zakropliłam alocit, i wygrzewam na soli. Syn nie ułatwia, jęczy przy byle "pierdole". Fakt, jest bardzo słaby, i wszystko (kości) go boli, ale jak bajki ogląda to jest ok. Jak wracam z pracy, to od razu wyłączam bajki, i szybko usypia. Co mam mu podać, żeby nabrał trochę sił, i nie był taki blady?. Dziś zjadł rosół, z lanym ciastem (na mące kukurydzianej). Myślę zrobić zupę kalafiorową, może KB wypije, ale dzieci piją tylko owocowe, mogę zrobić truskawkowo- bananowy?. Tak bardzo chciałam wyleczyć syna bez leków...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 09-11-2010, 18:38
No początkowo jest to bardzo trudne, żeby dotarło to co odpowiada pan Józef jak go pytają co robić? Nic położyć do łóżka i niech leży, organizm sam powie czego potrzebuje. Co ci mogę powiedzieć to, że na moje dzieci przy takich ostrych stanach najlepiej działało łóżko i płyny. Jak gorączkowały to piły prawie na okrągło, ale apetytu nie miały w ogóle. Trudno mi było wtedy nawet żonie wytłumaczyć, (a nie była ona jak twój mąż, żeby podawać leki tylko przyjmowała to co jej tłumaczyłem) że jak nie jest głodne to nie ma sensu wpychać. Dla uspokojenia, robiła kisiel, dzieci wzięły po parę łyżeczek i tyle. W sumie i tak nie zjadły, ale co ją uspokoiło to ją uspokoiło. Za to po takich ostrych dniach apetyty się podwajały. Co do bólu ucha to praktyki nie mam bo z reguły u córki pojawiał się nagle bardzo nasilony, że nic w stylu alocitu czy inny specyfików nie działało i wtedy podawałem 1-2ml nurofenu (tego dla dzieci) wtedy córka zasypiała i rano się budziła i bólu już nie było. W sumie takich ostrych stanów miała dwa lub 3 i teraz problemy z uszami przy przeziębieniach się skończyły, a mają 5 lat.
Także powodzenia i niech twój mąż się edukuje, bo czytać nie nauczyli go po to, żeby czytał gazety w stylu Pani Domu tylko, żeby zdobywał wiedzę, a nie bazował na reklamach.
Oczywiście trudne przypadki konsultowałem tutaj na forum, na których naprawdę są osoby super, które potrafią wesprzeć, ale nikt ci nie da recepty co robić, decyzja zawsze będzie należała do Ciebie, bo to twoje zdrowie i twoje dziecko.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 09-11-2010, 18:47
Co mam mu podać, żeby nabrał trochę sił, i nie był taki blady?
A co to, słaby i blady jest z głodu? Gdyby był głodny, to by zjadł. Skoro nie chce jeść, to po co mu coś podawać? Z głupoty? Niczym nie można w chorobie zaszkodzić bardziej, jak próbą jej leczenia i wciskaniem jedzenia.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotrb111 09-11-2010, 18:59
Panie Józefie, niestety pokutują jakieś stare zasady, o których ja słyszałem od mojej babci, bo dziecko jeść musi. A jak się w chorobie coś zje, to się nabierze sił i szybciej wyzdrowieje. Według tych co tak mówią organizm bierze siłę z jedzenia, a jak nie je to słabnie, a przecież w chorobie potrzebuje siły, żeby wyzdrowieć.
Ja nie wiem skąd takie rozumowanie się wzięło, które nie zwraca uwagi na coś jakiego jak apetyt i brak apetytu, ale przytoczony przez Pana cytat dokładnie o takim rozumowaniu świadczy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Meagi 10-11-2010, 08:24

Syn nie ułatwia, jęczy przy byle "pierdole". Fakt, jest bardzo słaby, i wszystko (kości) go boli, ale jak bajki ogląda to jest ok. Jak wracam z pracy, to od razu wyłączam bajki, i szybko usypia. Co mam mu podać, żeby nabrał trochę sił, i nie był taki blady?. Dziś zjadł rosół, z lanym ciastem (na mące kukurydzianej). Myślę zrobić zupę kalafiorową, może KB wypije, ale dzieci piją tylko owocowe, mogę zrobić truskawkowo- bananowy?. Tak bardzo chciałam wyleczyć syna bez leków...

Monira naprawdę świetnie sobie radzisz. Wiem, że na początku trudno jest po prostu pozwolić dziecku przechorować infekcję i strach o dziecko powoduje, że ciągle chcemy "coś" robić i "coś" podawać dziecku. A może po prostu zamiast myśleć co mu podać i co ugotować pooglądaj z nim te bajki, może w coś pogracie, może jęczy bo domaga się Twojej uwagi...

Moniro, Meagi, może dajcie do poczytania swoim bliskim ( mężowi mamie) te fragmenty gdzie pisze Machos na ten temat.  Ja synowi skopiowałam wypowiedzi Zibiego na temat "wyczynów sportowych", wydrukowałam, dałam do przeczytania i skumał wszystko. :D
Moja mama uważa, że wszystko wie najlepiej więc raczej nie poczyta :(. Ale nic już nie mówi, bo sama widzi, że się zapędziła. Jakoś udało mi się wytłumaczyć we wtorek córce, że nic jej nie będzie i że nic złego się nie dzieje. A wczoraj sięgnęłam jeszcze po ostateczny argument i powiedziałam jej że "Mistrz powiedział, że kaszel jest dobry, bo pomaga wyzdrowieć". I to chyba najlepiej podziałało, bo od Zlotu w Rochnie - siła autorytetu Mistrza u mojej córki jest wielka.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 10-11-2010, 10:54
Panie Józefie, niestety pokutują jakieś stare zasady, o których ja słyszałem od mojej babci, bo dziecko jeść musi. A jak się w chorobie coś zje, to się nabierze sił i szybciej wyzdrowieje. Według tych co tak mówią organizm bierze siłę z jedzenia, a jak nie je to słabnie, a przecież w chorobie potrzebuje siły, żeby wyzdrowieć.
Ja nie wiem skąd takie rozumowanie się wzięło, które nie zwraca uwagi na coś jakiego jak apetyt i brak apetytu, ale przytoczony przez Pana cytat dokładnie o takim rozumowaniu świadczy.
Piotrb111 masz racje, mój mąż ma takie podejście. Syn jest blady i jęczy cały czas, a ja się przejmuję, bo mąż tylko na mnie spogląda. Pyta się czemu uparłam się nie podawać tego antybiotyku, a ja nie mam słów. Tyle wiedzy przeczytałam, a brak mi argumentów. W sumie jest tydzień od momentu zachorowania, a syn ciągle słaby, niby nic go nie boli, a sił nie ma :(. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 10-11-2010, 12:21
Jak nie masz słów, to: niech mąż czyta ten i podobne wątki. Możesz mu powiedzieć, że nie masz zamiaru, po pewnym czasie szukać dziecku onkologa (o ile zdążysz).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Meagi 10-11-2010, 12:36

W sumie jest tydzień od momentu zachorowania, a syn ciągle słaby, niby nic go nie boli, a sił nie ma :(.

Tydzień to nie tak dużo... Tym bardziej, że przez 2 dni chory chodził do szkoły. Organizm syna wie co robi.


... a ja się przejmuję, bo mąż tylko na mnie spogląda...

Nie ma w telewizji jakiegoś meczu akurat?! Zajął by się czymś.

Zastanawiam się jeszcze nad tym jęczeniem. Może po prostu spytaj syna dlaczego tak "jęczy", skoro gorączki nie ma i nic go nie boli. O co mu tak naprawdę chodzi?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 10-11-2010, 13:55
Cytat

Zastanawiam się jeszcze nad tym jęczeniem. Może po prostu spytaj syna dlaczego tak "jęczy", skoro gorączki nie ma i nic go nie boli. O co mu tak naprawdę chodzi?


No właśnie, sama nie wiem o co mu chodzi, pogłaszczę go po głowie, to go włosy bolą, oklepuję plecy, to głowa go boli, jak pytam co zje, to uszy go bolą, ale jak pytam co go boli, czy uszy, czy gardło, to nic go nie boli :bash:. Ale prawdę mówiąc, zrobił się żółty i jest bardzo słaby, pomyślałam, że może po prostu brakuje mu magnezu i potasu. Spróbuję kupić gorzką czekoladę, i dam mu dwie kosteczki, może coś mu się poprawi, bananem też nie pogardzi a to potas. Mąż uparł się na to jedzenie, i koniecznie syn musi coś zjeść, a wtedy młodemu się pogarsza i wszystko go boli. Eh  :/. Gdyby syn tak nieciekawie nie wyglądał, to mąż pozwoliłby mi działać po swojemu.
Jak nie masz słów, to: niech mąż czyta ten i podobne wątki. Możesz mu powiedzieć, że nie masz zamiaru, po pewnym czasie szukać dziecku onkologa (o ile zdążysz).
Zibi, bardzo dziękuję Ci za argument, wykorzystam go na pewno :). Wydrukowałam dla męża istotę chorób infekcyjnych, i mu przeczytam. Może go przekonam. Teraz idzie długi weekend to wytrzymam syna w łóżku do skutku, a męża wygonię do pracy  ;). Prawdę mówiąc mąż boi się, że ja nie podam antybiotyku jak go nie będzie - mówił mi to. Wie, że mnie też musi pilnować, co do podawania lekarstw, a często go nie ma  :mrgreen:.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 10-11-2010, 19:30
Ale prawdę mówiąc, zrobił się żółty i jest bardzo słaby...

Dlaczego zrobił się żółty ?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Joker 11-11-2010, 05:28
..."Mistrz powiedział, że kaszel jest dobry, bo pomaga wyzdrowieć". I to chyba najlepiej podziałało, bo od Zlotu w Rochnie - siła autorytetu Mistrza u mojej córki jest wielka.

Kolejny efekt uboczny zlotów :mrgreen: - i jak tu nie być na zlocie ;)

Wg Lecha Wałęsy to plusy dodatnie... //Zibi


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Meagi 11-11-2010, 14:36
No ja dzisiaj miałam podobną "jazdę" z tym jedzeniem jak u Moniry. To znaczy ja nie wiem jak jest u Moniry, ale u mnie było to tak: Dzisiaj w nocy moja córka wymiotowała. Trochę ją rano jeszcze brzuch bolał, ale dałam jej pić gorącej wody, przespała się i przestał boleć. Zeszłyśmy na dół do moich rodziców i tam dostała jeszcze gorączki. No i się zaczęło: Jadła coś? Nic!? Jak to nic!? A może dać jej chociaż mleczka z miodem? Jak to niezdrowe?! Przecież wszystkie dzieci piją! Ty jadłaś śniadanie, a dziecku nie chcesz dać !!! To co jej dasz? Jak to święty spokój?? Dlaczego nie chcesz jej nic dać? Pan Bóg cię w końcu ukarze, za to, że nie chcesz jej pomóc!
I tak dalej... A ja się w sumie ucieszyłam z tej gorączki. Bo może jakiś wreszcie przełom. Bo moja córka od jakiś 2 tygodni ma katar, kicha, często siusia, a od poniedziałku mocno kaszle. W sumie sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Trochę jej dawałam mieszanką na drogi moczowe, a gdy kaszlała macerat z korzenia prawoślazu. Ale tak bez gorączki to się wszystko ślimaczyło...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 11-11-2010, 15:30
Dlaczego zrobił się żółty ?

No właśnie - żółty czy blady? Czasami mówimy, że ktoś jest żółty albo zielony, a także czerwony lub biały. A jeśli jest istotnie żółty, to w których miejscach.
Już wyjaśniam :), ponieważ syn jest śniady, to jak osłabł i zbladł, to kolor skóry zrobił się taki żółty, tak jakby cała krew z niego wypłynęła. Schudł strasznie, pod oczami miał sińce, wyglądał jak szczurek z wystającymi zębami. Ale przynajmniej dzisiaj rano powiedział że jest głodny :). Już wczoraj wieczorem zaczął wykazywać więcej energii, nawet kłócił się z rodzeństwem; zaczął kaszleć sucho. Przekonałam męża, że na sam kaszel nie podam antybiotyku i niech zobaczy, że powoli jego stan się poprawia. Dziś zjadł bułkę z jajkiem (wiem, że to gluten, ale sobie zażyczył) dostał też herbaty z miodem. Potem zasnął i mocno się spocił, był dosłownie mokry na głowie. Ale koloryt skóry się poprawił, ma rumieńce i mówi że mu się nudzi, rusza się. Teraz zjadł na obiad ziemniaki - łyżkę (gotowane wg pięciu przemian w niewielkiej ilości wody, bez odcedzania) oraz pulpeta z cielęciny w sosie grzybowym. Niewiele je, ale w końcu żołądek się mu skurczył, nie wymagam wiele. Był dziś w toalecie, nie ma zatwardzenia ani biegunki, stolec "normalny" .
Przyznam się, ze od wtorku - na noc podałam Mercurius-Dagomed 3 kulki. Dostawał na następny dzień 3 razy dziennie, i dziś też. Mąż uważa, ze dziecko trzeba leczyć, więc w tym mnie pilnował. Wiem, że nie pochwalacie nawet takiego wspomagania ale lepsze to niż leczenie antybiotykiem. Nie wiem tylko kiedy odstawić ...
No ja dzisiaj miałam podobną "jazdę" z tym jedzeniem jak u Moniry. No i się zaczęło: Jadła coś? Nic!? Jak to nic!? A może dać jej chociaż mleczka z miodem? Jak to niezdrowe?! Przecież wszystkie dzieci piją! Ty jadłaś śniadanie, a dziecku nie chcesz dać !!! To co jej dasz? Jak to święty spokój?? Dlaczego nie chcesz jej nic dać? Pan Bóg cię w końcu ukarze, za to, że nie chcesz jej pomóc!
Wiem jak to jest, u mnie się jeszcze nie skończyło. Mąż jak tylko może to mnie poucza, że wyczytałam bzdury w internecie i dziecku szkodzę. Ale chyba bardziej dla zasady, żeby mi po-dyndolić. Tak drażni się ze mną, bo widzi iż przejmuję się stanem dziecka, i że sama nie jestem pewna czy dobrze robię  . Takie są początki, człowiek nigdy nie jest pewny. Doświadczenie uczy pewności.  Meagi ja po prostu takie uwagi zbywam milczeniem, a mojej mamie to mówię wprost, że lekarze nie powymierali i jak stwierdzę, że jest fatalnie to do nich pójdę. Trzymaj się, nie wpuszczaj do siebie "dobrych doradców", i obserwuj. Jestem z Tobą. Dobrze że jest temperatura, może szybciej córka dojdzie do zdrowia.

Przypomniałam sobie, że wczoraj wieczorem syn zaczął się skarżyć na silne swędzenie łydek, teraz też się drapie i mówi, że silnie go swędzi. Dodam, że nigdy nie uskarżał się na taką przypadłość. Ma zwykłe krostki na łydkach, więc posmarowałam mu przeciętym surowym ziemniakiem, a wieczorkiem wykąpię w soli iwonickiej, żeby te toksyny wyszły szybciej. Dodatkowo będzie miał inhalację.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Meagi 11-11-2010, 16:24
Meagi ja po prostu takie uwagi zbywam milczeniem, a mojej mamie to mówię wprost, że lekarze nie powymierali i jak stwierdzę, że jest fatalnie to do nich pójdę. Trzymaj się, nie wpuszczaj do siebie "dobrych doradców", i obserwuj. Jestem z Tobą. Dobrze że jest temperatura, może szybciej córka dojdzie do zdrowia.
Ja też raczej staram się nie dyskutować, bo to nie ma sensu. Wzięłam po prostu córkę na ręce (a sporo mnie to kosztowało wysiłku:) ) i zaniosłam do na górę, do siebie. Trochę jej poczytałam i usnęła.
Dzięki za ciepłe słowa :)
Trzymam kciuki za Ciebie i syna. Na pewno dasz radę :thumbup:


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mmagmma 14-11-2010, 20:39
No cóż Monira i Meagi dwie wyrodne matki i mężowie wspaniali ojcowie, którzy sami nic nie zrobią tylko krytykują. Dziewczyny dobrze robicie, tatusiowie sami to zobaczą i kiedy sami "zachorują" dacie im radę. Lekarstwa precz.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Meagi 15-11-2010, 08:07
U mojej córki gorączka trwała jeden dzień. Na wieczór już było po gorączce. Nie była to jakaś wielka gorączka. Raz tylko zmierzyłam i było 38.5. Pozostał kaszel. Mokry. Zdziwiłabym się gdyby nie pozostał...
No i teraz przyszła kolej na ojca: "trzeba dać coś na ten kaszel, bo się utrwali"  :eek: Niesamowite. Skąd on wytrzasnął taką "mądrość"?!
Ale w sumie to chyba powinnam być wdzięczna moim rodzicom za takie głupie gadki. Bardzo mnie mobilizują do pogłębiania wiedzy. Oczywiście najpierw jestem zła, potem przestraszona, potem zaczynam szukać: na Forum, w książkach, w swojej głowie... Oczywiście najwięcej na Forum :)

.....sami nic nie zrobią tylko krytykują.
Jak nic nie robią to przynajmniej nie szkodzą :) Gorzej jak właśnie coś zrobią. Np. napoją mleczkiem, po cichu, w dobrej wierze, bez pytania czy uzgodnienia...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 16-11-2010, 15:53
Meagi, moi chłopcy, od kiedy zaczęli pić miksturę też miewali taką jednodniową temperaturę, która ustępowała wieczorem. Mają często kaszel, który komentuje mój mąż. Syn, o którym tutaj pisałam, ma się dobrze; pozostał kaszel i niedosłuch (słabo słyszy), tym samym komentarze ;). Ale zauważyłam korzyść, przy wcześniejszej infekcji wprowadziłam krople z alocitu, teraz po ostatnim oczyszczeniu, syn oddycha nosem :clap: całą noc, a wcześniej miał duże problemy. Podałam właśnie ten argument mężowi, że właśnie przy leczeniu antybiotykami u lekarzy syn dusił się w nocy i przez nich oddychał ustami, co powodowało moje nie przespane noce :frusty: a tutaj dwie infekcje bez antybiotyku, i syn dużo lepiej oddycha  :mrgreen:.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Meagi 17-11-2010, 07:52

Ale zauważyłam korzyść, przy wcześniejszej infekcji wprowadziłam krople z alocitu, teraz po ostatnim oczyszczeniu, syn oddycha nosem :clap: całą noc, a wcześniej miał duże problemy. Podałam właśnie ten argument mężowi, że właśnie przy leczeniu antybiotykami u lekarzy syn dusił się w nocy i przez nich oddychał ustami, co powodowało moje nie przespane noce :frusty: a tutaj dwie infekcje bez antybiotyku, i syn dużo lepiej oddycha  :mrgreen:.


Cieszę się Moniro, że Twój syn ma się dobrze. Teraz masz już co najmniej dwa argumenty dla męża. Jeden ten co podał Ci Zibi, a drugi wynikający z Twojego doświadczenia. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Samcia 17-11-2010, 11:28
Moniro! Spróbuj na ten niedosłuch u syna "przedmuchiwania trąbek Eustachiusza".
Można tego dokonać w dwojaki sposób:
1/ Daj dziecku do dmuchania balony
2/ Niech kilka razy (3-4 razy) nabierze powietrza w płuca, za ostatnim razem niech zatka sobie nos i zamknie usta. Niech postara się skierować powietrze w stronę uszu, aż do takiego niby kliknięcia - przepchnięcia. Powinien to robić delikatnie, bo po infekcji może zaboleć. Za pierwszym razem może też się nie udać. Powtórzyć później. W trakcie infekcji do ucha, może się dostać płyn (to fizjologia, nie alocit) i on wysychając skleja kosteczki w uchu - stąd ten niedosłuch. Niech to ćwiczenie wykonuje 3 razy dziennie. Nie rezygnowałabym jeszcze z zakraplania ciepłym alocitem.
Nawiasem mówiąc, warto to ćwiczenie zrobić, gdy nas zatyka w czasie lotu, jazdy windą.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Agata 17-11-2010, 19:19
Cytat
2/ Niech kilka razy (3-4 razy) nabierze powietrza w płuca, za ostatnim razem niech zatka sobie nos i zamknie usta. Niech postara się skierować powietrze w stronę uszu, aż do takiego niby kliknięcia - przepchnięcia.

Wiem, że ta metoda jest często polecana. Z tego co zauważyłam służy ludziom, którym od czasu do czasu zatykają się uszy, ale ogólnie nie mają bardzo poważnych problemów z uszami (np. mój tata bardzo ją sobie chwali). Ja w dzieciństwie przechodziłam koszmarne bóle uszu, i zdarzyło mi się ulec namowom na takie przetykanie. Do tej pory mam uraz. Pamiętam okropny ból i tułanie się po lekarzach, bo ta metoda wywoływała u mnie kolejne zapalenie...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 18-11-2010, 09:27
Mój syn umie tak przepychać uszy (a przyznam się, że ja nie  ), wczoraj spróbował i kliknęło mu tylko w lewym uchu. Mówił że go zabolało. Ale ja myślę, że przy tym przeziębieniu, najpierw bolało go prawe ucho, wyropiło się, a pod koniec choroby lewe i ono jest teraz drażliwe. Nie zauważyłam aby się wyropiło. Może dlatego go zabolało. Tak dla bezpieczeństwa będę kazała mu przedmuchiwać raz dziennie.
Wracając do kontynuacji oczyszczania, obecnie zaczęło mu się mocno "lać" z nosa. Zakraplam alocitem tylko jedną dziurkę raz dziennie, drugą na następny dzień w środku dnia, gdyż na noc zatyka mu nos.  Po zakropleniu, przez chwilkę, boli go głowa, "mózg" w okolicy czoła. Dziś rano wydmuchał nos ze śluzu o zabarwieniu czerwonym. Cieszę się bo w końcu doszliśmy do nadżerek, i zaczynają się one leczyć  :clap:.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Samcia 18-11-2010, 10:39
Cytat od: Agaty
Wiem, że ta metoda jest często polecana. Z tego co zauważyłam służy ludziom, którym od czasu do czasu zatykają się uszy, ale ogólnie nie mają bardzo poważnych problemów z uszami (np. mój tata bardzo ją sobie chwali). Ja w dzieciństwie przechodziłam koszmarne bóle uszu, i zdarzyło mi się ulec namowom na takie przetykanie. Do tej pory mam uraz. Pamiętam okropny ból i tułanie się po lekarzach, bo ta metoda wywoływała u mnie kolejne zapalenie...

Współczuję, ale nie jest to chyba Twoje indywidualne odczucie. Podałam to ćwiczenie, bo znam je z autopsji, a uszy to moja bolesna "specjalność" przez całe życie. Ostatniej perforacji ucha nabawiłam się na początku przygody z MO.
Warto je wykonywać (te ćwiczenia) by kosteczki ucha się nie posklejały i w rezultacie nie doszło do głuchoty. Ale nic na siłę i widzę, że syn Moniry to pojął w mig. Jak błona śluzowa nie będzie zapalona, ból całkiem zniknie.

Moniro, a zakraplasz alocitem ucho? O takim zakraplaniu myślałam. I warto lekko go podgrzać, bo może być szok dla chorego ucha.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Monira 18-11-2010, 10:56
Zastanawiałam się właśnie, czy to ucho co zabolało, powinnam zakroplić. W takim razie zakroplę, gdyż przestałam, jak syn przestał się na nie skarżyć.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-12-2010, 21:38
Jestem najmłodszym piszącym Biosłonejczykiem. Mam na imię Damian, mam 9 lat. Poprosiłem tatę o napisanie kilku słów o sobie. Piję miksturę każdego poranka. Polecam każdemu MO. Dzięki niej jestem zdrowy i bardzo mało teraz choruję. Łatwiej mi się kaszle.

Lubię jeść słodycze, ale wiem, że co za dużo to niezdrowo. Jem warzywa i mięso. Smakuje! Wiem, że chleb mi nie służy.

Kiedyś była taka koleżanka mojej mamy która była lekarką. Pewnego razu zachorowałem i ona do mnie przyszła i dała mi sterydy dla dorosłych. Tata się pokłócił z nią przez telefon. W nocy po sterydach dla dorosłych źle się czułem. Łapałem się za serce, bo mnie bolało a tata płakał. Na szczęście udało mi się wyjść z tej choroby dzięki MO i mieszance ziół na drogi oddechowe.

Usiadłem tutaj i piszę, bo chcę się uczyć zdrowia i chcę się uczyć pisać.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 13-12-2010, 09:35
Kiedy Maegi napisała o swojej córeczce, że Mistrz jest dla Niej autorytetem pomyślałam, że dobrym pomysłem było by "Mini Biosłone". Pierwsze posty już są i pierwszy "Mini Ekspert" też. :thumbsup:

P.S. Co Damianek robi na kompie po godzinie 22?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 13-12-2010, 13:19
Dziś do szkoły szedłem na godzinę 9:30. Zwykle kładę się spać przed 22, ale jeżeli chodzę do szkoły na godzinę ósmą.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ironman 14-12-2010, 12:21
Kiedy Maegi napisała o swojej córeczce, że Mistrz jest dla Niej autorytetem pomyślałam, że dobrym pomysłem było by "Mini Biosłone". Pierwsze posty już są i pierwszy "Mini Ekspert" też. :thumbsup:
Hej Klara! Już jestem forumowiczem i co mogę, to czytam.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 14-12-2010, 16:51
Od razu Cię polubiłam. :heart:


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ironman 14-12-2010, 21:09
Pamiętajcie, że dzisiaj niestety dzięki lekarzom umieramy szybciej.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ironman 16-01-2011, 17:40
Najpierw wczoraj zachorowała moja młodsza siostra. Dziś miała 39 stopni gorączki.

I narobiło się, bo mnie zaraziła. Mam zapchany nos i mam 38,5 stopnia gorączki. Boli mnie głowa i pewnie dziś wcześniej pójdę spać.

Ponieważ wiem, że złapałem infekcję, to nie łykam żadnych tabletek. Dzięki odchorowaniu tej infekcji będę mocniejszy.
   


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 16-01-2011, 21:18
Cytat od: Ironman
Dzięki odchorowaniu tej infekcji będę mocniejszy.

Super czyta się takie wypowiedzi z ust tak młodego człowieka. :thumbsup: I bardzo fajnie, że tata pozwolił Ci się tutaj wypowiadać, to świetny pomysł, dajesz nam wszystkim bardzo dobry przykład. Mój synek, Kacper, ma pięć lat i też już trochę "jarzy bazę". Jak widzi reklamy actimelków i leków na grypę mówi: "babciu to jest ściema, oni kłamią, te leki Ci nie pomogą tylko zaszkodzą". Mam nadzieję, że jak będzie starszy będzie już świetnie rozumiał na czym polega dbanie o zdrowie, tak jak Ty Ironman. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 16-01-2011, 23:17
Super czyta się takie wypowiedzi z ust tak młodego człowieka. :thumbsup: I bardzo fajnie, że tata pozwolił Ci się tutaj wypowiadać, to świetny pomysł, dajesz nam wszystkim bardzo dobry przykład.
Damian czasem już pod moją nieobecność w domu loguje się sam na forum i przegląda na tyle, na ile go to interesuje. Poprosiłem go, żeby czytał i się tutaj uczył przede wszystkim, a mniej pisał.

Dziś sam mnie tu zaciągnął (do korekty) i napisał od siebie te parę zdań, choć gorączka powyżej 39 stopni go męczyła. Jak to powiedział: "Chodź na Biosłona". Teraz smacznie śpi cały gorący. Jego siostra dobrnęła dziś do 39,7 stopnia (żona zaczęła tracić cierpliwość, wpadać w niepewność) ale nic nie podaliśmy, nawet najmniejszego NLPZ. Nawet nie były potrzebne chłodne okłady na nóżki. Pięknie się spociła przed godziną, aż zmoczyła poduszkę i pościel, a temperatura lekko spadła. Dwa dni nie jadła, ale piła i pije. Dziś pod wieczór wyssała kilka kawałków mandarynki, bo to chciała. Zjadła ze cztery podłużne, kukurydziane chrupki.

Mój synek, Kacper, ma pięć lat i też już trochę "jarzy bazę". Jak widzi reklamy actimelków i leków na grypę mówi: "babciu to jest ściema, oni kłamią, te leki Ci nie pomogą tylko zaszkodzą".
Damian ostatnio w przedszkolu u Wiki mocno komentował artykuł o "zdrowiu". Chwalił, że piszą na tablicy ogłoszeniowej o jedzeniu warzyw i owoców. Ja z kolei wskazałem mu, żeby tak nie chwalił, bo poniżej w artykule napisali o biojogurtach i danonkach. Obaj się doskonale rozumieliśmy i śmialiśmy.

Mam nadzieję, że jak będzie starszy będzie już świetnie rozumiał na czym polega dbanie o zdrowie, tak jak Ty Ironman. :)
Nie wyobrażam sobie, żeby nasze dzieci nie wykorzystywały wiedzy o zdrowiu, którą tutaj nabywają i nabędą.

Na deser zostawiłem sobie opowiastkę o pogotowiu, które dziś do nas przyjechało do Wiki po południu. Chodziło to pogotowie po domu, prawie gryzło paznokcie, nosiło Wikę na rękach, przytulało, wyniuńkało, a po wielu godzinach rzekło: "Dlaczego tutaj w tym domu dzieciom nic się nie podaje?" W końcu teściową odwiozłem do domu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ironman 28-01-2011, 21:19
Już jestem zdrowy. W czasie grypy nie wziąłem nawet jednego najmniejszego leku przeciwgorączkowego a miałem nawet 39,7 stopnia.

Novalijko, jak się czuje Kacper?   


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: zapasowy99 28-01-2011, 22:31
Fajnie się czyta Twoje posty Młody "Maczosie", zazdroszczę, że od takiego wieku interesujesz się zdrowiem, ukłon w stronę Taty :). Gdybym ja wiedział to wszystko, gdy miałem 9 lat <marzyciel>.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 28-01-2011, 23:44
Cytat od: Ironman
Novalijko, jak się czuje Kacper?  

A dziękuję, dzisiaj już ma się dobrze. Wczoraj miał trochę duszności, ale dzisiaj już pięknie, mokro kaszle. Ogólnie, Kacper ma bardzo dobre samopoczucie, niestety trochę musimy stosować u niego leków z powodu tych duszności. Ale mam nadzieję, że jak już będzie w Twoim wieku, to będzie sobie tak świetnie radził bez leków jak Ty, Ironman. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ironman 30-01-2011, 21:20
Czy Kacper próbował mieszanki ziołowej na drogi oddechowe? Czy nadal się boisz? 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Novalijka 31-01-2011, 00:32
Cytat od: Ironman
Czy Kacper próbował mieszanki ziołowej na drogi oddechowe? Czy nadal się boisz? 

Nie boje się mieszanki, Ironman :). Ja rozumiem, że mieszanka będzie jeszcze bardziej nasilać oczyszczanie (które i tak co chwilę się pojawia) a co za tym idzie ewakuacja flegmy będzie jeszcze większa i wtedy znowu duszności, rozumiesz? Więc my przyjmujemy taką taktykę, że najlepiej dla Kacpra będzie żeby jego oczyszczanie przebiegało łagodnie, wtedy możemy kontrolować/zapobiegać silnym dusznościom. Tak sobie to tłumaczę na razie, ale jak masz jakiś inny pogląd na tę sprawę albo może tata ma to chętnie posłucham :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ironman 29-11-2011, 23:23
Jestem chory i mam zapalenie krtani. W oskrzelach też mi rzęzi. Oddycham tak średnio. Czasami, zwłaszcza jak śpię ciężej mi się oddycha. Ciężko mi wykrztusić flegmę, przez co mam czerwone, podrażnione gardło i mnie boli.

Choruję już od 10 dni. A dlaczego? Od jedzenia chleba i bułek. Jadłem co drugi dzień. Pamiętam, że tuż przed chorobą zjadłem 2 zapiekanki z serem żółtym i z keczupem. Po domu chodzę, nie leżę, nie mam gorączki.Tylko ten męczący kaszel.

To zaniepokoiło moje babcie, dziadka i mamę, którzy chcieli i chcą posłać mnie do lekarza. Ja sądzę, że lepiej nie iść do lekarza, bo leki mają skutki uboczne i się boję.

Piję drugi dzień zioła na drogi oddechowe a rano trochę MO, bo po tym próbuje mi się coś oderwać.                 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Sobol 30-11-2011, 09:55
Chyba ktoś sobie jaja robi...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 30-11-2011, 11:14
Chyba ktoś sobie jaja robi...
Dlaczego? To pisze syn Machosa.:) Dawno nie pisał, to zapomniano, kto zacz. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marooned 30-11-2011, 13:10
Machos - mam identyczną, jak nie gorszą sytuację w domu:

- Batalię ze szczepionkami nie tyle przegrałem, co zkapitulowałem, bo zabrakło mi sił psychicznych (tołkowałem temat bardzo długo, aby nie szczepić dziecka; przynosiłem filmy, publikacje prof. Majewskiej, NOP-y, historię dzieci okaleczonych przez szczepionki, itp.). Mam nadzieję, że córcia może jakoś "przeżyje" te kolejne dawki, bo przecież tyle już ich dostała do tej pory.

- Staram się wyrobić w dziecku nawyki zdrowego żywienia. Mam zaprzyjaźnione gospodartwo ekologiczne, z którego biorę jajka, masło, mleko, warzywa i owoce, czasem ser biały. Staram się, aby dziecko nie jadło śmieci typu nutella, słodycze, nie mówiąc już o żywności wysoce przetworzonej.
Moja żona oczywiście uważa (jak i jej mamusia), że dziecko powinno jeść wszystko! A najlepsza złota myśl teściowej to "nie można dziecku zabierać dzieciństwa zabraniając słodyczy"! Normalnie gotuje się we mnie! Tym bardziej, że ja od czasu do czasu chcę dać dziecku np. gorzką czekoladę lub jakiś inny mało zchemikalizowany słodycz.

Staram się robić samemu śniadania dla córki, ale oczywiście mała kilka razy usłyszała od mamusi, że np. "taty masło jest niedobre" i woli jak mam smaruje jej kanapkę Smakowitą lub innym świństwem na bazie margaryny i chemikaliów. Pół biedy, że przynajmniej jajka mała chce jeść.


Najgorsze w tym wszystkim jest podejście mojej żony do kwestii zdrowia! Widzę u niej uzależnienie od słodyczy oraz leków przeciwbólowych i - co gorsza - totalny brak szacunku dla własnego zdrowia. Odżywia się jedzeniem przetworzonym typu gotowe paczkowane dania do mikrofali, popija to napojami energetycznymi, zagryza słodyczami, na wszystko bierze leki. Boje się, że kiedy zda sobię z tego sprawę to może być już za późno :(

A najbardziej w tym wszystkim szkoda mi dziecka, które moja żona truje lekami i chemią ... Ja już sobie z tym wszystkim nie radzę , tym bardziej, że tyle wysiłku włożyłem w to, aby ją uświadomić, ale najwyraźniej nie dorosła jeszcze do pewnych rzeczy...
I coś czuję, że jak będę musiał wybierać, to wybiorę zdrowie...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Abi 30-11-2011, 15:00
zmichal nie pocieszę Cię. W bliskiej rodzinie mam osobę z chorobą autoimmunologiczną i pomimo tego, że ma dwójkę małych dzieci swoje zdrowie ma daleko w d...pie. Próbowałam, uświadamiałam, drukowałam artykuły z biosłone, pożyczałam książki, na marne. Ani razu osoba ta ze mną nie porozmawiała, nie zadała pytań, nawet nie powiedziała zwykłego "odwal się". Teraz jestem wrogiem nr 1, bo rzekomo chcę komuś życie układać. Całe szczęście mąż mnie wspiera, ale jeśli chodzi o rodzinę to mogę liczyć jedynie na lincz i kopniaki. Mam syna z autyzmem i np. dieta bezglutenowa ma swoje uzasadnienie, zresztą jest zalecana przez większość kalekarzy "leczących" takie dzieci. Niestety w rodzinie usłyszałam, że dzieci chleb jeść muszą, pretensje o słodycze są również.
Im więcej czasu upływa tym jestem coraz silniejsza, bo wiem, że idę dobrą drogą, wystarczająco dużo schrzaniłam, dla mnie autyzm to był porządny kubeł zimnej wody na łeb, zrozumiałam, że nie warto się oszukiwać, prawda jest bolesna, ale ja wolę prawdę niż ogłupianie samego siebie.
Nigdy nie należy się poddawać. Lepiej działać, niż potem żałować tak jak ja, że się było głupim za młodu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marooned 30-11-2011, 15:16
Jak widać Abi takich osób jest większość (zaślepionych, otumanionych, zamkniętych na wiedzę i trzeźwe spojrzenie). Tylko dlaczego najbliższe nam osoby nie chcą słuchać?!
Mam wrażenie jakbym był w jakiejś sekcie, która to mi wyprała mózg i wymyślam jakieś tam zdrowe wynalazki, zamiast - tak jak robi większość - ufać lekarzom.
Boję się, że nasz związek się w końcu rozpadnie, bo różnica podejścia do życia okazuje się diametralnie różna, a ja w końcu chcę być tylko zdrowy i pragnę tego samego dla moich bliskich. Ale chyba każdy powinien wybrać to co dla niego najcenniejsze - zdrowie...

PS.
Z tego co obserwuję u żony, to chyba problemem jest to, że póki jest się młodym i nic poważnie nie szwankuje, to olewa się kwestie zdrowia.
Ja problemów zdrowotnych trochę mam i udaje mi się wreszcie wychodzić "na prostą" dzięki wyjścia z pacjentyzmu. Zresztą zawsze jakoś ciągneło mnie do natury, przyrody, itp


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 30-11-2011, 21:56
Najgorsze w tym wszystkim jest podejście mojej żony do kwestii zdrowia! Widzę u niej uzależnienie od słodyczy oraz leków przeciwbólowych i - co gorsza - totalny brak szacunku dla własnego zdrowia. Odżywia się jedzeniem przetworzonym typu gotowe paczkowane dania do mikrofali, popija to napojami energetycznymi, zagryza słodyczami, na wszystko bierze leki. Boje się, że kiedy zda sobię z tego sprawę to może być już za późno :(
Dziecku mniej zaszkodzi.

I coś czuję, że jak będę musiał wybierać, to wybiorę zdrowie...
I się uwolnisz.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 30-11-2011, 22:25
"Pięknie", Machos, "pięknie". Ja bym oddała całe zdrowie, z całą wiedzą o zdrowiu, resztę swojego życia, za możliwość spędzenia jednego dnia z moim mężem (który też nabijał się z Biosłone), za jeden jego wspólnie spędzony dzień z dziećmi. To co piszesz jest straszne.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Galapagos 30-11-2011, 22:35
Zmichał, rozumiem Cię doskonale. Ja mam podobnie, jak nie identycznie tyle że ja jestem sama właściwie poza moimi rodzicami. Mój mąż uważa że dzieci trzeba szczepić, ale ja mu ciągle truję  i wiercę dziurę w brzuchu a on jest na mnie  to zły. O rodzicach męża to lepiej nie wspominać bo oni uważają mnie za wyrodną matkę bo odwlekam szczepienia dzieci itd itp - zresztą zaczęłam im po prostu nie mówić co robię. Teściowa też wychodzi z założenia że dziecko musi jeść wszystko, chleb i słodycze. Zaczęłam jej mówić że jak zje coś słodkiego to wogóle nie je słodkich posiłków i to poskutkowało. Wydaje mi się że to przez to mają takie podejście że nie wiedzą co tzn ciężka choroba, żyją  i mają się w miarę dobrze. nie rozumieją co tzn wziąć zdrowie we własne ręce. Już nie mam chęci ani siły ich przekonywać. Powiem Wam że nie mogę się doczekać aż znów zacznę pić MO po zakończeniu karmienia piersią :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 30-11-2011, 23:25
I coś czuję, że jak będę musiał wybierać, to wybiorę zdrowie...
I się uwolnisz.

Od żony i dziecka? Szok.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 30-11-2011, 23:37
I coś czuję, że jak będę musiał wybierać, to wybiorę zdrowie...
I się uwolnisz.

Od żony i dziecka? Szok.
Czemu mnie nie dziwi, że nie zrozumiała Pani sensu?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 30-11-2011, 23:41
I coś czuję, że jak będę musiał wybierać, to wybiorę zdrowie...
I się uwolnisz.

Od żony i dziecka? Szok.
Czemu mnie nie dziwi, że nie zrozumiała Pani sensu?

Zrozumiałam podobnie jak Iza38K.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 01-12-2011, 00:26
"Pięknie", Machos, "pięknie". Ja bym oddała całe zdrowie, z całą wiedzą o zdrowiu, resztę swojego życia, za możliwość spędzenia jednego dnia z moim mężem (który też nabijał się z Biosłone), za jeden jego wspólnie spędzony dzień z dziećmi. To co piszesz jest straszne.
Tu nie chodzi o jeden dzień z mężem, tylko permanentne, codzienne wykańczanie zdrowia własnej córki przez matkę i babkę, które przy okazji siebie też wykańczają, a Zmichal robi co może, żeby ratować córkę.

Straszne, to jest życie Zmichala!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 01-12-2011, 00:57
Najgorsze w tym wszystkim jest podejście mojej żony do kwestii zdrowia! Widzę u niej uzależnienie od słodyczy oraz leków przeciwbólowych i - co gorsza - totalny brak szacunku dla własnego zdrowia. Odżywia się jedzeniem przetworzonym typu gotowe paczkowane dania do mikrofali, popija to napojami energetycznymi, zagryza słodyczami, na wszystko bierze leki. Boje się, że kiedy zda sobie z tego sprawę to może być już za późno :(
Pal ją licho. Jest dorosła, więc może bezkarnie niszczyć swoje zdrowie. Szkopuł w tym, że równie bezkarnie może niszczyć zdrowie swojego dziecka, a to już nie przelewki. Jeśli w ogóle istnieją choroby genetyczne, to jest to tylko i wyłącznie głupota rodziców oraz wzorce wyniesione z domu rodzinnego. O tym warto pamiętać.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marooned 01-12-2011, 09:44
Cytat
Tu nie chodzi o jeden dzień z mężem, tylko permanentne, codzienne wykańczanie zdrowia własnej córki przez matkę i babkę, które przy okazji siebie też wykańczają, a Zmichal robi co może, żeby ratować córkę.

Straszne, to jest życie Zmichala!
Żebyś wiedział Machos! Każdego dnia serce mnie boli jak widzę, że córcia woli metody mamy, no bo przecież to co ona daje jest takie dobre i słodkie. Mało tego - żona słodycze daje dziecku po kryjomu, żeby tata nie widział, a mała świetnie wykorzystuje tą sytuację, i w zasadzie nie chce jeść nic normalnego twierdząc, że "jak mama wróci to mi da".

Wczoraj wieczorem walka o głupią parówkę - pokazuję małej na opakowaniu te wszystkie literki E, które liczyliśmy razem (było ich 8!, oprócz innych siuwaksów w składzie), jednak ona się uparła na parówkę. Upiekłem swojską (prawdziwą) kiełbasę na grilu i po ponad godzinnym proszeniu i przekupywaniu dziecka - zjadła kilka kawałków.
Ale oczywiście po powrocie mamy pierwsze co mała zrobiła to: "mamo! tata niechciał mi dac parówki, a ja bardzo chcę". I co? Żona ugotowała pyszną E-parówkę swojej córci!
A najgorsze jest to, że tyle razy żonie tłumaczę - spójrz na opakowanie i powiedz mi - po co jeść te chemikalia z dodatkiem śladowych ilości mięsa? Odpowiedż - przecież w przedszkolu też je parówki, a zresztą nie je ich na okrągło, więc nie przesadzaj!

Cytat
Od żony i dziecka? Szok.
"Pięknie", Machos, "pięknie". Ja bym oddała całe zdrowie, z całą wiedzą o zdrowiu, resztę swojego życia, za możliwość spędzenia jednego dnia z moim mężem (który też nabijał się z Biosłone), za jeden jego wspólnie spędzony dzień z dziećmi. To co piszesz jest straszne.
Tylko drogie Panie - co to za życie w kłamstwie, niezrozumieniu i ciągłej walce o rzecz chyba najważniejszą w życiu, czyli zdrowie swoje i swoich najbliższych?! Związek dwojga ludzi powinien opierać się chyba na zrozumieniu i zaufaniu, a nie wartościach jakie zagościły u nas.
Niektórzy chyba nie potrafią spojrzeć na świat z nieco innej perspektywy...
(http://i43.tinypic.com/kechok.jpg)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Jack 01-12-2011, 12:39
Cytat
Boję się, że nasz związek się w końcu rozpadnie, bo różnica podejścia do życia okazuje się diametralnie różna, a ja w końcu chcę być tylko zdrowy i pragnę tego samego dla moich bliskich. Ale chyba każdy powinien wybrać to co dla niego najcenniejsze - zdrowie...
No i co przez to zyskasz? Wśród najbliższych będziesz miał wrogów, a jeśli dojdzie do rozwodu, to opiekę nad dzieckiem sąd przydzieli matce, a wtedy już nie będziesz miał żadnego wpływu na to, co mała będzie jadła. Szanujmy i cieszmy się tym, co mamy, bo zazwyczaj wagę tego zaczynamy doceniać dopiero po stracie. Ja na Twoim miejscu pracowałbym u podstaw, by wyedukować najbliższych, jednak pamiętaj, że chcąc coś zrobić na siłę i szybko, spotkasz się z oporem i niechęcią.



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Spokoadam 01-12-2011, 12:45
Małymi kroczkami do przodu, od razu nie wprowadzisz zmian.
Mam ten sam problem z żoną i antybiotykami dla dzieci, pracuję nad tym tematem już pół roku i nic.
Przy najbliższej wizycie lekarskiej pójdę z żoną i będę rozmawiał z lekarką, żeby nie szalała z antybiotykami. Zaproponuję stawianie baniek, i powiem że gorączka to jeszcze nie powód żeby od razu ładować antybiole. Efekty mojej wizyty mogą być różne. Opiszę to na forum.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Amelia 01-12-2011, 13:42
Moja córka miała kaszel ponad dwa tygodnie, trochę mnie to niepokoiło.
Nie podałam jej żadnego leku, co poczytuję za sukces:) Jednak presja mojej rdziny jest na tyle duża, że dla świętego spokoju poszłam do lekarza, żeby ją osłuchał. Wszystko jest w porządku, problemem są powiększone migdały. Smaruję jej szyję wikiem, ale niewiele pomaga. Trzymamy się też diety, żeby przyspieszyć zdrwienie. Mąż, widząc, że córka odchorowuje przeziębienia bez leków, ma coraz lepsze nastawienie do opisanych tu metod prozdrowotnych.
Pewnie migdałki nie znikną szybko...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ironman 01-12-2011, 13:48
Cały czas boli mnie gardło, ale już trochę lepiej. Tata mi wytłumaczył, że tak musi być. Choruję już drugi tydzień, ale nie byłem u lekarza. Jeżeli kiedyś chcę być zdrowym człowiekiem, to muszę odchorować infekcje bez lekarzy.

Wczoraj, kiedy taty nie było w domu, to reszta rodziny chciała mnie zaciągnąć do lekarza, ale się nie dałem. Namawiali mnie, ale mi się udało. Mówiłem cały czas nie.

Zmichal mów swojej córce, tak jak mi mówi tata, bo ja mam 9 lat i już dużo rozumiem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Marooned 01-12-2011, 14:07
Cytat
Wczoraj, kiedy taty nie było w domu, to reszta rodziny chciała mnie zaciągnąć do lekarza, ale się nie dałem. Namawiali mnie, ale mi się udało. Mówiłem cały czas nie.
A Ty słuchaj taty, bo chce dla Ciebie naprawdę dobrze i widać, że Cię bardzo kocha!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kalina 01-12-2011, 17:43
Zmichal, nie wiem czy Cię to pocieszy, ale nie tylko Ty się zmagasz z różnym podejściem do zdrowia w rodzinie.
Ja myślałam, że jestem twarda, ale to co przeszłam ostatnio z synem to horror.
Cztery dni choroby z bardzo wysoką gorączką znosiłam w spokoju, ale jak wysoka gorączka utrzymywał się w następnych dniach to ciśnienie w domu przekroczyło czerwoną kreskę.
W 9 dniu poszliśmy do lekarza, diagnoza zapalenie płuc, lekarstwa oczywiście antybiotyk.
Awantura w domu była karczemna, i uległam, podałam antybiotyk. Jak się trochę uspokoiłam, zaczęłam czytać Biosłone i następne dawkowanie wyglądało tak, co 12 godzin brałam antybiotyk, dodawałam probiotyk zawijałam w papier i wyrzucałam tam, gdzie ich właściwe miejsce.
Dziękuję koleżance z forum za pomoc i podpowiedz, że można postawić bańki. Ciekawą sprawą jest, że Pani stawiająca bańki miała wątpliwości, twierdziła, że przy zapaleniu płuc ślady po bańkach są dużo ciemniejsze?

Po 14 dniach syn wstał z łóżka. Przyznam, że były to najczarniejsze dni w moim życiu, jeszcze nigdy tak się nie bałam.

Bardzo pomocny był wątek:
http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=5007.0

Poniższe słowa powtarzałam sobie na okrągło:
Gdy się blokuje objawy chorób infekcyjnych, mających charakter prozdrowotny (i odrobacza), może dojść do uszkodzenia ważnych dla zdrowia organów i układów. Inaczej być nie może!
http://forum.gazeta.pl/forum/w,15954,73911462,,czosnek.html?v=2
Trochę się rozpisałam, ale korzystam z doświadczeń innych, może komuś przydadzą się moje doświadczenia.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Isia 01-12-2011, 18:01
Ironman, jesteś wyjątkowym, mądrym chłopcem i mam nadzieję, że rozumiesz, że nie tylko tata Ciebie kocha, ale i mama, i reszta rodziny. Może nie umieją dbać o siebie, a co za tym idzie również Tobie nie potrafią przekazać zasad zdrowego życia, ale na pewno chcą dla Ciebie dobrze. Myślę, że przy Twoim dobrym i zdrowym podejściu do życia i dzięki wiedzy, którą zdobyłeś głównie dzięki wytrwałości taty, masz również zrozumienie dla ludzi, którzy wiedzą mniej, ale przecież kochają Ciebie :-) Bardzo Cię podziwiam :-) No i zdrowiej, zdrowiej :-)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 01-12-2011, 18:34
Cztery dni choroby z bardzo wysoką gorączką znosiłam w spokoju, ale jak wysoka gorączka utrzymywał się w następnych dniach to ciśnienie w domu przekroczyło czerwoną kreskę.
Ile stopni?

Awantura w domu była karczemna
Walcz każdego dnia!

Ciekawą sprawą jest, że Pani stawiająca bańki miała wątpliwości, twierdziła, że przy zapaleniu płuc ślady po bańkach są dużo ciemniejsze?
Nawet kobieta nielekarz poddała pod wątpliwość diagnozę. I nie ma się jej co dziwić.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kalina 01-12-2011, 18:51
Cztery dni choroby z bardzo wysoką gorączką znosiłam w spokoju, ale jak wysoka gorączka utrzymywał się w następnych dniach to ciśnienie w domu przekroczyło czerwoną kreskę.
Ile stopni?
Rano 39, wieczorem 40 stopni(w nocy 2 razy omamy) i tak przez 11 dni, w późniejszych dniach spadło do 38 stopni. 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Fabularasa 01-12-2011, 19:28
Wczoraj wieczorem walka o głupią parówkę - pokazuję małej na opakowaniu te wszystkie literki E, które liczyliśmy razem (było ich 8!, oprócz innych siuwaksów w składzie), jednak ona się uparła na parówkę.

Są mamusie, które nawet parówki nie dadzą (nie mówię o tych najtańszych z marketu), ale za to chleb posmarowany wyrobem czekoladopodobnym.

... zawsze może być gorzej.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 06-12-2011, 17:55
Zmichal mów swojej córce, tak jak mi mówi tata, bo ja mam 9 lat i już dużo rozumiem.
Tata dużo się nagadał, robił awantury ze wszystkimi, a walczył o Damiana i o Wikę, bo oboje jeszcze, trzeci tydzień chorują. Nie jestem ze stali, więc odczułem na sobie tę walkę. Teraz chyba uda mi się powoli wrócić do normalności.

Dużo rozmów odbyłem z żoną ponownie, bo nie wytrzymywała nacisków z obu stron. Non stop w rozkroku z powodu braku wiedzy. Z jednej strony to tylko infekcja, bo tak jest, ale z drugiej, czy aby się nie udusi, bo to już tak długo trwa (babcie nakręciły niepewność podczas moich nieobecności w domu). Kolejny raz przeszedłem szkołę życia, bo jestem ekspertem zdrowia, ale kiedy prosiłem o czas dla organizmów, które wiedzą co robią w trakcie brzydkich infekcji, przestawałem być wiarygodny. "Zrób coś", czyli daj prochy, a najlepiej pójdź do kalekarza.

Żona była wczoraj u kalekarza, ale po zwolnienie, potrzebne do szkoły. Ten słuchał dłuuugooo i nic nie wysłuchał (ja nie musiałem słuchać, wystarczy, że rękę kładłem pod łopatkami, na żebrach, by czuć jak wydzielina bulgocze przy każdym wdechu), ku zdziwieniu pacjentów z mojej rodziny pewnie, bo myśleli o zapaleniu płuc, oskrzeli, a przede wszystkim o lekach, no bo jak tak można dziecko męczyć. Dwa lata temu przy takim bulgotaniu kalekarka stwierdziła zapalenie płuc. Jak to mendycyna, nie znaleźli nic, no to łup, dali skierowanie do laryngologa. Żona dziś rano miała pójść, a ja wczoraj cały czas się pytałem, po co. Nie wiem, co spowodowało, że dziś nie poszła. Mogę jednak się domyślać, że stan Damiana, bo gdyby było gorzej, to kto wie. Tym skierowaniem tak się przejąłem, że całej nocy nie przespałem, ale w pewnym momencie pomyślałem: "Trudno, już wiele razy tłumaczyłem, zrobiłem, co mogłem". Na szczęście obeszło się bez gównianego szukania diagnozy.

Damian poza tym, że miał i ma jeszcze, choć nieco lżej już odkasłać wydzielinę, chodzi, bawi się, odrabia lekcje, ma apetyt. Wika teraz "zachorowała" mocniej, ale i tak łatwiej przechodzi infekcję.

Najważniejsze, najcenniejsze dla mnie, że dzieci nie wzięły przez ten cały czas nawet złamanej witaminki! Po prostu nic! Trwa to już trzeci tydzień i chyba zaczyna organizm Damiana powoli wychodzić z kolejnego sprzątania. Na czas trwania "chorób" u moich szczęść, wywalczyłem niedawanie chleba.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 06-12-2011, 23:17
Czytam posty o tym, jak zgrzyta pomiędzy rodzicami, kiedy dzieci chorują i dziękuję Bogu za swoją żonę. Od momentu jak ją poznałem, wiedziałem, że jest wyjątkowa i co rzadko się zdarza - piękna i mądra zarazem (na Biosłone są tylko takie kobiety ;)). Oczywiście są konflikty mniejsze i większe, przecież my jesteśmy z Marsa, a one z Venus http://www.youtube.com/watch?v=Wl7gep9f16M&feature=related (http://www.youtube.com/watch?v=Wl7gep9f16M&feature=related). Wiele jednak razem przeszliśmy (19 lat małżeństwa) i to nas scaliło.
Ostatnio nasza córa (9 lat) przechodziła infekcję. Zaczęło się w czwartek po szkole. Silny ból gardła, gorączka 38 stopni i mocno zaropiałe migdały - angina. Ewa chciała jechać do przychodni, ja byłem innego zdania, powiedziałem, że do kalekarza zawsze można podjechać. Ona chciała tylko "ulżyć" Natalii w cierpieniu. Postanowiliśmy jednak, że wstrzymamy się. Natalia wypiła gorącą herbatę z miodem i zasnęła. Temperatura wzrosła do 39 stopni. Po przebudzeniu się, daliśmy jej tylko herbatę z miodem i prawoślaz. W czasie infekcji mało jadła, dużo spała i leżała, oczywiście prawoślaz i herbata na podorędziu. Po czterech dniach nie było śladu po anginie. Bez jednego leku! To już jest piąta infekcja w domu bez leków (żona dwie, syn jedna, ja jedna i teraz Nati). Małymi kroczkami uczymy się słuchać i obserwować nasze organizmy. Wiem, że Ewa mi ufa (przynajmniej w sprawach dotyczących dzieci :)), dlatego potrafię ją przekonać do innego spojrzenia na zdrowie, niż mendyczne. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że czym innym jest kilkudniowa gorączka u dziecka, czym innym kilkunastodniowa. Mniejsze ciśnienie u rodziców.
Rano 39, wieczorem 40 stopni(w nocy 2 razy omamy) i tak przez 11 dni, w późniejszych dniach spadło do 38 stopni.
Tym bardziej cieszę się, że u nas to idzie ewolucyjnie, małymi kroczkami.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Rif 07-12-2011, 09:47
Cytat
Oczywiście są konflikty mniejsze i większe, przecież my jesteśmy z Marsa, a one z Venus http://www.youtube.com/watch?v=Wl7gep9f16M&feature=related

Gimnastyka twarzy wykonana. Dobrze, że nie połknąłem oleju (w połowie filmu dałem pauzę i wykonałem zabieg opróżniający jamę ustną z oleju).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 07-12-2011, 12:19
http://www.empik.com/mezczyzni-sa-z-marsa-kobiety-z-wenus-gray-john,prod5710542,ksiazka-p (http://www.empik.com/mezczyzni-sa-z-marsa-kobiety-z-wenus-gray-john,prod5710542,ksiazka-p)
Nie czytałem, ale podobno warto. Może się skuszę. Nawet jak jest dobrze w związku, to trzeba o niego dbać. Analogicznie jak ze zdrowiem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 21-02-2012, 00:39
SOS Radiabiosłone – Damian.

http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=20746.msg152756#msg152756


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 25-02-2012, 12:03
Wreszcie znajduję trochę sił na opisanie sytuacji, w której znajdujemy się z żoną i z Wiką i z chorującym Damiankiem. Trzy tygodnie temu zaczęło się bardzo ostro i przestrzegam przed niefrasobliwym oszukiwaniem dziecka łakociami w trakcie oczyszczania, a tak stało się  przypadku Damianka. Niestety sam dzieci nie wychowuję. Damian dostał tak silnej reakcji, ataków kaszlu podczas mojej nieobecności w domu, że trzeba było ratować obrzęk krtani w szpitalu, żeby się nie udusił.
 
Dużo by opisywać, co musieliśmy z żoną przejść, żeby wrócić ze stanem dziecka jako takim do stanu normalnego życia. W szpitalu oddzielić ziarno od plew. Żona między młotem mną, a kowadłem jej matką i moimi pacjentami. Nareszcie powoli udało mi się przekonać i ustalić, co dziecko ma jeść, żeby nie doszło do kolejnej przykrej reakcji. DP to po prostu podstawa. Eliminacja, a nie dodawanie. Walka o to, żeby ewentualnie dać lek, ale nie przesadzać.
 
Damian aktualnie od tygodnia mimo brania leków przeciwbólowych, mówi, że gardło ciągle go boli. Dostaje raz, albo dwa razy dziennie lek przeciwbólowy, a organizm, ten mądry organizm i tak robi swoje i boli. Gdyby on był starszy, ale jak to dziecko, ciężko mu zrozumieć, że poprzez ból do zdrowia i ma po prostu ciężko.
 
Zasypia i mówi: "Boli...". Rano otwieramy oczy i słyszymy pierwsze słowa Damiana: "Boli..." Nie macie pojęcia, jak czekam, żeby to bolące gardło, krtań, tchawica, wreszcie wyropiały choć trochę, żeby mógł choć trochę sobie ulżyć, odkaszlnąć. Raz ta wydzielina jest bardziej mokra, ale i tak nie jest w stanie tego wyrzucić, a drażni tchawicę strasznie.
 
Tak więc MO odpadło, co oczywiste, na mieszankę czekam, bo i tak organizm cały czas coś robi, walczę o niepodawanie zbyt pochopne leków. W szpitalu końskie dawki sterydów i antybiotyk może i zniwelowały obrzęk (sterydy przede wszystkim) ale cały czas suchy kaszel, co słychać w audycji i boli i boli...
 
Teraz Damian czasem zakaszle tak sucho właśnie, ale jest już wyciszony, spokojniejszy, tłumaczę mu, żeby się nie spinał, nie potęgował paniką ataku kaszlu, więc się trzymamy. Wyciszony, ale nie po lekach. Nawet nie podaję Hydroksyzyny, bo co to da, kiedy jego organizm tym bólem cały czas sygnalizuje, że pracuje nad stanem zapalnym.
 
Skorzystałem z pomocy naszego Mistrza, za co serdecznie dziękuję i dalej zastosuję się do jego wskazówek.
 
Dziś przypomniałem sobie o bańkach, bo przecież w tym wątku piszę, o tym jak ciężko miał zakaszleć, wyrzucić wtedy z oskrzeli jakąkolwiek wydzielinę, żeby to w ogóle ruszyć i się udawało, ale po ostatnich wydarzeniach moja żona bardziej boi się czegokolwiek. Sam dziecka nie wychowuję, więc czekam na siłę jego organizmu. Ech, żadnej gorączki, choć z pewnością gdyby mógł przetrwać ten ból bez przeciwbólowych leków, to pewnie ruszyłaby ta wydzielina z tchawicy.
 
Staram się wrócić do normalnego życia, bo choć naprawdę zgodnie z BPP mam zdrowie jak nigdy dotąd, teraz choruję z dzieckiem każdego dnia, a jeszcze muszę mieć siłę na ten absurdalny świat wokół.
 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 25-02-2012, 18:01
1. Czy Damian nie ma czasem gronkowca?
2. Inhalacje z soli złagodzą ból gardła.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 25-02-2012, 18:39
Ja nie boję się tak gronkowca, jak sytuacji, gdzie chore dziecko zjada na swoje dziesiąte urodziny kawałek tortu z cukierni, czyli tak naprawdę wielką niewiadomą. On nie jest zdrowy, tylko chory, więc najmniejszy kawałek świństwa może narobić bałaganu, a później "olaboga".

Każdy dzień to walka, a żona nie potrafi zrozumieć, że jest chory, więc nie powinien, ale ma przecież urodziny. Ona sama niech je co chce. Może ma zdrowie, to niech je, ale po co dziecko ma się męczyć po "małym grzeszku" raz na tydzień, kiedy od trzech tygodni jest chore.

Po takich grzeszkach znalazło się w szpitalu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Spokoadam 25-02-2012, 20:32
Ostatnio zmieniłem lekarza, bo nie mogłem ścierpieć bezmyślnego aplikowania antybiotyków.
Małymi kroczkami do przodu, tym razem obyło się bez antybiotyku, ale oczywiście z pewnym blokowaniem infekcji. Moja rola to oportunizm we wszelkich postaciach w stosunku do służby zdrowia. Gdybym stanął okoniem stanowczo - pewnie doszłoby do wojny zakończonej rozwodem - zbyt duża indoktrynacja.
 
Co do ostatniej wizyty u lekarza, nie mogłem się nadziwić naiwnej argumentacji - podajemy leki przeciwzapalne, ale też musimy "sprokurować kaszel". To tak jak by woźnica zaciągał lejce, jednocześnie bijąc konia batem.
Długo by pisać, też mam problem z rodziną, ostatnio zadyma z teściową na temat stawiania baniek. Ona mi mówi - żeby stawiać bańki trzeba mieć odwagę. Ja jej na to - żeby stawiać bańki trzeba mieć wiedzę.
Pada następny argument - kiedyś bańki stawiały siostry zakonne, więc wynika z tego niezbicie że jeżeli chcę postawić bańki, najpierw muszę zostać zakonnikiem.....   


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Timajos 25-02-2012, 22:17
Uff, jakie to szczęście, że u mnie nie wtrącają się za bardzo a ostatnio nawet teściowa zaczęła czytać książki i ma je zreferować teściowi, aloes już mają. Czekać tylko kiedy zaczną pić. Jednak coś mi się wydaje, że długa droga przed nimi.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Eva 25-02-2012, 22:21
Cytat
Zasypia i mówi: "Boli...". Rano otwieramy oczy i słyszymy pierwsze słowa Damiana: "Boli..." Nie macie pojęcia, jak czekam, żeby to bolące gardło, krtań, tchawica, wreszcie wyropiały choć trochę, żeby mógł choć trochę sobie ulżyć, odkaszlnąć. Raz ta wydzielina jest bardziej mokra, ale i tak nie jest w stanie tego wyrzucić, a drażni tchawicę strasznie.

Dlaczego nie podajesz dziecku odwaru z siemienia lnianego. Do 2 łyżek nasion wlej 1 szklankę wody i gotuj na słabym ogniu przez 10 minut. Przelej przez sito, a jak trochę przestygnie, niech sobie Damian popija małymi łyczkami.

Cytat
Dziś przypomniałem sobie o bańkach

Zaczekaj do momentu gdy gardło się trochę wygoi, bańki spowodują odrywanie wydzieliny z dróg oddechowych, jeżeli będzie jej dużo, a nie jesteś w stanie przewidzieć tego, pojawić może się ból, oraz duszności.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Anetak78 26-02-2012, 06:55
Machos, a może spróbuj dawać swojemu synkowi kogel mogel z żółtek na ten jego ból. Moja córka jak miała zapalenie krtani to sama się o niego upominała.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 26-02-2012, 12:30
Moja rola to oportunizm we wszelkich postaciach w stosunku do służby zdrowia. Gdybym stanął okoniem stanowczo - pewnie doszłoby do wojny zakończonej rozwodem - zbyt duża indoktrynacja.
Dziękuję za tę podpowiedź.

Co do ostatniej wizyty u lekarza, nie mogłem się nadziwić naiwnej argumentacji - podajemy leki przeciwzapalne, ale też musimy "sprokurować kaszel". To tak jak by woźnica zaciągał lejce, jednocześnie bijąc konia batem.
U mnie jeszcze lepiej, bo konował powiedział, żeby go wyciszyć i buch antybiotyk, drosetux i psychotrop. Na szczęście w nieszczęściu poszedł antybiotyk, jak się okazuje, od poniedziałku do wczoraj. Tydzień wcześniej brał w szpitalu.

Uff, jakie to szczęście, że u mnie nie wtrącają się za bardzo a ostatnio nawet teściowa zaczęła czytać książki i ma je zreferować teściowi, aloes już mają. Czekać tylko kiedy zaczną pić. Jednak coś mi się wydaje, że długa droga przed nimi.
Moi też kiedyś zaczęli czytać. Przeczytali parę stron i było "Łoj!, niesamowite". Zaczęli stosować zasady BPP i ojciec stwierdził, że chcę ich pozabijać, takie miał przeboje po MO. Szybko zakończyła się ich droga do zdrowia.

Dlaczego nie podajesz dziecku odwaru z siemienia lnianego. Do 2 łyżek nasion wlej 1 szklankę wody i gotuj na słabym ogniu przez 10 minut. Przelej przez sito, a jak trochę przestygnie, niech sobie Damian popija małymi łyczkami.
Podaję, ale kłóci się to z tymi lekami. Niby ich nie dostaje, a za dwa dni dowiaduję się, co dostaje. Na dzień dzisiejszy chyba nic nie bierze.

Machos, a może spróbuj dawać swojemu synkowi kogel mogel z żółtek na ten jego ból. Moja córka jak miała zapalenie krtani to sama się o niego upominała.
Robię mu nawet z trzech żółtek, bo ma na nie apetyt, nie ma po jajku złej reakcji.

Największym fenomenem natury w organizmie u mojego dziecka jest to, że jego organizm na przekór wszystkim zaleceniom lekarzy, leków wyciszających, w ogóle na nie nie reaguje i robi swoje dalej. Przede wszystkim jestem spokojny, bo nie ma zagrożenia życia w tym bólu. Ech, gdybym tylko mógł go mieć pod swoimi skrzydłami z rok, to by się dziecko wyprowadziło z tej patologii.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-03-2012, 10:31
Pytacie mnie w mailach, co u Damiana.

Do wczoraj coraz lepiej, wyciszył się, więc zacząłem podawać mu mieszankę oczyszczającą drogi oddechowe. Ale samo życie pisze scenariusz.

Damiana zaprosiła koleżanka z klasy do siebie do domu, zaprosiła też jedną koleżankę i jego kolegę. Damian umówiony na czternastą, przed czternastą zjadł obiad. Bez nacisków wytłumaczyłem mu, żeby uważał, co będzie brał u niej do ust, żeby nie było kłopotu.

Przyjechałem po niego przed osiemnastą. Wszedłem do domu jego koleżanki, spojrzałem na Damiana i się nogi pode mną ugięły. Miał zmienioną, smutną twarz z lekko podkrążonymi oczami. Mówił, zresztą jak zwykle, że gardło go boli.

Ponieważ mamy do siebie zaufanie, więc powiedział mi, co zjadł, przed czym się nie powstrzymał. Ja z kolei słuchałem, żeby później mu wytłumaczyć, co zrobił źle (ale bez prawienia kazania, bo to nic nie da). Zjadł jakąś małą jagodziankę, własnej roboty, pieczonej przez babcię jego koleżanki. Ale najbardziej namieszało to http://www.niam.pl/pl/ots/1490-precelki_chrupkie, a zjadł ich około 10, może więcej.

Niestety reakcja była opłakana w skutkach. Wczoraj przed zaśnięciem mocny, duszący, suchy kaszel, ponownie ze znajomym nam dźwiękiem z tchawicy. Dziś rano pobudka o czwartej, godzina duszenia się i powtórka o szóstej. Kolejna godzina duszenia się i to nie tylko kaszel z tchawicy, ale świsty z oskrzeli.

Moja małżonka powiedziała Damianowi, że nigdzie nie będzie chodził, bo znowu skończy się szpitalem, kalekarzami, którzy jeszcze tylko dołożą czynników szkodliwych.

Teraz już lżej, od czasu do czasu go szarpie, mocny, suchy kaszel. Daję mu co pół godziny, co godzinę, po łyczku mieszanki, bo już wczoraj i przedwczoraj widziałem poprawę, wydzielina bardziej mokra. Teraz po incydencie wróciliśmy do tego co było przed miesiącem. Wtedy choć nikt oficjalnie mi tego nie przyznał, z pewnością pojadł jakiegoś g.... i wylądowaliśmy w szpitalu.

Mówi się, że kromkę chleba można zjeść, czy takiego precelka, jeżeli ma się do tego zdrowie, ale chrzestna Damiana, nasza można powiedzieć rodzina, pracuje w fabryce spulchniaczy do chlebów, bułek, paluszków, precelków, gdzie tonami wywozi się to w Polskę i na tym piecze wszystko "zdrowe" do jedzenia. Chleb, bułka, czy ciastko, paluszek, to tylko pusta nazwa, bo tak naprawdę mąki wysokoglutenowej już z konserwantem z młyna jest niewiele, a najwięcej jest spulchniaczy i środków zapachowych. Można powiedzieć, że dzisiejsze to coś, to taka margaryna, zastępująca masło. Ponadto z rozmów wiem, w końcu jesteśmy w UE, ze gotowe, zamrożone ciasto, jedzie z Niemiec, czy z Francji, czy z Anglii do sklepu wielkopowierzchniowego, na miejscu jest rozmrażane w piekarni.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Spokoadam 11-03-2012, 14:25
Cytat
Moja małżonka powiedziała Damianowi, że nigdzie nie będzie chodził, bo znowu skończy się szpitalem, kalekarzami, którzy jeszcze tylko dołożą czynników szkodliwych.
Jeżeli małżonka wyraziła się tak w konekscie lekarzy - to sukces :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-03-2012, 15:40
Cytat
Moja małżonka powiedziała Damianowi, że nigdzie nie będzie chodził, bo znowu skończy się szpitalem, kalekarzami, którzy jeszcze tylko dołożą czynników szkodliwych.
Jeżeli małżonka wyraziła się tak w konekscie lekarzy - to sukces :)
Musi wyciągnąć w końcu jakiś wniosek, bo umęczyliśmy się cały miesiąc, przerobiliśmy sterydy, dwie serie antybiotyków, masę ibuprofenu, a organizm Damiana jest tak zdesperowany, silny, agresywny, że te leki miał w czterech literach. Małżonka zna diagnozę kalekarzy, która (na szczęście) brzmi: "uwarunkowania psychogenetyczne", więc zapewne zastanawia się, o co chodzi, tym bardziej, że ja jej mówię, że przecież dziecko nie jest psycholem, tylko męczy się z tchawicą.

Po wczorajszej akcji z ciastkami wyraźnie widzi, jak mu się pogorszyło. Znowu dom przeszywa: "Ała boli!" i cięższy kaszel. Żona widzi, że cofnęliśmy się ze zdrowieniem Damiana, a najważniejsze, że wie, po czym ma syn tą masakrę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iwoneska 11-03-2012, 17:20
Przeczytałam cały wątek. Moja córka ma bardzo podobne kaszle, suche, szczekające, ostatnio głównie zrywa ją kaszel po nocy, jest mocny. W ciągu dnia szybko przechodzi w suchy. Od ponad tygodnia robię okłady z soli na plecy, śpi całą noc od kilku dni. Ponadto drapie się, ma podrażnioną skórę, dużo tego.
Zastanawia mnie jak to jest, że po odstawieniu 'śmieciowego jedzenia" np. na kilka miesięcy reakcja na takie jedzenie, nawet w przypadku niewielkiej ilości jest o wiele gorsza. Czy to jest tak, ze organizm się oczyszcza w okresie zdrowego odżywiania, a gdy dostanie "śmiecia" przeżywa szok? Nie powinien się raczej organizm nauczyć bronić przed niewielką ilością tych "śmieci"? Córka kilka razy miała taką sytuację.
Córka kaszle już miesiąc codziennie. A choruje z małymi przerwami od listopada. Flegma jej rzadko rusza, głównie jak się wyszaleje na dworze, wówczas kaszle intensywnie, a dziś po rowerze w końcu z nosa poszło "kolorowo".
I tutaj jest chyba podobnie:
Cytat

Po wczorajszej akcji z ciastkami wyraźnie widzi, jak mu się pogorszyło. Znowu dom przeszywa: "Ała boli!" i cięższy kaszel.

Tyle, że u nas bez większego narzekania na ból.

Cytat
...bo umęczyliśmy się cały miesiąc, przerobiliśmy sterydy, dwie serie antybiotyków, masę ibuprofenu, a organizm Damiana jest tak zdesperowany, silny, agresywny, że te leki miał w czterech literach.

To znaczy, że nie reagował jego organizm na te leki(nie hamowały oczyszczania), czy co masz na myśli?
Co się musi dziać żeby doszło aż do szpitala, sterydów, antybiotyków podwójnych..?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 11-03-2012, 19:46
Zastanawia mnie jak to jest, że po odstawieniu 'śmieciowego jedzenia" np. na kilka miesięcy reakcja na takie jedzenie, nawet w przypadku niewielkiej ilości jest o wiele gorsza.
Zdecydowanie lepiej, kiedy organizm reaguje, niekiedy spektakularnie na śmieci, co świadczy o prawidłowej reakcji układu odpornościowego. Co do tych organizmów niereagujących, pozostaje wiara w dopust Boży, czy w przyszłości położy jakaś choroba lekka, czy ciężka. My przynajmniej znamy organizm, bo znamy reakcje.

Dlaczego o wiele gorsza jest reakcja, o tym już pisane było wielokrotnie, kiedy w trakcie dojścia do zdrowia, remontów w postaci infekcji, organizm bardzo reaguje na śmieci. Podsumowując krótko, po co nam do życia śmieci? Zakładając, że kiedyś zjemy kromkę chleba, bo będziemy mieli na to zdrowie, nie wyobrażam sobie jedzenia jej codziennie, zwłaszcza teraz, kiedy chleb praktycznie nic wspólnego nie ma z chlebem, totalne nieporozumienie, itd.

Co do wrażliwości, podam przykład cukierni nieopodal mojego domu, z której zwłaszcza w letnie wieczory roznosi się zapach. Jeszcze kilka lat temu nosem kręciłem i mówiłem ach! Wyobrażałem sobie pyszne ciastko. Nie wiedziałem jednak jak bardzo zatraciłem zmysł powonienia, bo teraz po latach, po prostu czując ten chemiczny zapach, zbiera mnie na wymioty.

To, czy chcemy znaleźć sobie miejsce i być zdrowymi, zależy tylko od nas samych. Dla jednych będzie to możliwość jedzenia śmieci bez reakcji, z masą leków w tle, albo bez, ale do momentu, aż chłop był i się zmył, albo będziemy żyli zdrowo, sugerując się sygnałami płynącymi z organizmu.

Zakładając, że precelki, ciastka, które zjadł Damian, spowodowały taką reakcję fatalną w jego organizmie, równie dobrze jako śmiecia, może wypić płyn do mycia naczyń, czy kolorowy napój, któremu dziś do płynu naprawdę niewiele brakuje, ale czy o to chodzi? Czy ciastko, to w ogóle ciastko? I tak jedząc zgodnie z BPP, ta żywność nie jest przecież dziś zdrowa, ale jedząc czipsy i te całe przetworzone wynalazki, to po prostu nieporozumienie. Co tam jest takiego, co mógłby z pożytkiem wykorzystać organizm?

Czy to jest tak, ze organizm się oczyszcza w okresie zdrowego odżywiania, a gdy dostanie "śmiecia" przeżywa szok? Nie powinien się raczej organizm nauczyć bronić przed niewielką ilością tych "śmieci"? Córka kilka razy miała taką sytuację.
Ten szok, to po prostu obrona przed czynnikiem bardzo szkodliwym. Lepiej mieć tę wiedzę i unikać śmieci, aniżeli jeść wszystko, a za jakiś czas leczyć, czyli łagodzić, blokować. My tego nie widzimy i rodzice, którzy codziennie systematycznie podają dzieciom leki, też tego nie widzą, ponieważ agresywny układ odpornościowy jest po prostu permanentnie "usypiany".

Patrzę po moich znajomych "wrakach", którzy jedzą wszystko i przewlekle chorują.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iwoneska 11-03-2012, 21:46
Nie da się ukryć, ze od wszystkiego dziecka nie odseparujemy, sam wiesz po historii chociażby z precelkami. Można zaszczepić w dziecku dobre nawyki żywieniowe, ale nie da się go odciąć od innych osób, sytuacji. Moja córka ma dopiero 6 lat, rozmawiamy o odżywianiu itd., ale mimo to ona ciągle się pyta kiedy koniec tej diety i będzie mogła jeść słodycze...;) Chociaż uwielbia zastępstwa w postaci fig, owoców suszonych itp. Później okres dojrzewania, nie sposób wszystkiego kontrolować, ale wybiegam za daleko w przyszłość, wiem. Lepiej się skupić na teraźniejszości.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 12-03-2012, 10:16
Nie da się ukryć, ze od wszystkiego dziecka nie odseparujemy, sam wiesz po historii chociażby z precelkami.
Nie popełnijcie tego błędu, zwłaszcza w trakcie reakcji oczyszczania u dziecka, bo reakcje mogą być spektakularne.

Można zaszczepić w dziecku dobre nawyki żywieniowe, ale nie da się go odciąć od innych osób, sytuacji.
A to jest problem, bo ostatnio i ja usłyszałem argument: "Ale przecież zobacz, co ludzie kupują do jedzenia?" Ja nie wyobrażam sobie, żeby być zdrowym i jeść na okrągło chleb do każdego dodatku jedzenia, makarony na obiad, pizze ze trzy w tygodniu, tony cukierków, precelków, jogurtów, margarynę, czy masło, które ma niewiele wspólnego z masłem, a tak to właśnie wygląda.

Moja córka ma dopiero 6 lat, rozmawiamy o odżywianiu itd., ale mimo to ona ciągle się pyta kiedy koniec tej diety i będzie mogła jeść słodycze...;)
One zwłaszcza w trakcie przechodzenia chorób infekcyjnych oczyszczania, strasznie mogą nabroić, choćby właśnie precelek, wafelek, czy chiński cukierek (ostatnio ktoś mnie częstował cukierkami, czasem jadam, bo nie jestem na tym świecie za karę, ale sprawdziłem tablicę Menedelejewa na opakowaniu, kraj pochodzenia i wyrzuciłem do kosza).

nie sposób wszystkiego kontrolować, ale wybiegam za daleko w przyszłość, wiem. Lepiej się skupić na teraźniejszości.
Dlatego jeżeli nie można wszystkiego kontrolować, trzeba uczyć wiedzy o zdrowiu, rozmawiać, wtedy szansa, żeby bliska osoba po prostu sobie nie zaszkodziła.

Co do skupienia się na teraźniejszości, to jakoś nikt nie podaje oficjalnie wszystkich firm, które truły, a może trują dalej nas solą, bo dziwnie o tym cicho. Kolejni truciciele z suszem jajecznym, jakoś nie widzę tych nazw ponad siedemdziesięciu firm, które są w to zamieszane, a skala na cały kraj. Dlaczego tak się dzieje? Dobrze wiemy, że kasa, kasa, kasa... A problem jest, co będę szukał daleko. Z tydzień temu znajoma przyniosła do nas z cukierni sernika i jakieś ciasto na posiadówkę przy kawie, herbacie. Żona z Wiką wymiotowały w nocy, następnego dnia też nie najlepiej wyglądały. One przetestowały na sobie, a ja nawet mając zdrowie, unikam, bo że dziś wszystko niezdrowe to fakt, ale co jak co, syfu po prostu nie wezmę do ust. Sernik z cukierni jest sernikeim tylko z nazwy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 21-03-2012, 23:16
Po ostatniej sobocie, a było już lepiej, Damianowi kupiono sok jabłkowy z kartonika, wygląda na to, że zjadł też jakieś ciastko. Ból gardła stopniowo zaczął się nasilać i dziecko cierpi do dzisiaj, ale nie dusi się, tylko jęczy. Nie potrafię przemówić, że od głupiego soku ma nawrót. Co chwilę ma ból od minionej soboty.

Ze trzy tygodnie temu byliśmy w Łodzi u jakiegoś prof. który osłuchał mu tchawicę i powiedział, że to uwarunkowania psychogenetyczne... O tyle dobrze, że nie zaproponował mu żadnych leków. Oczywiście muszę wspomnieć wcześniejszy szpital, a w szpitalu 6 dni antybiotyk, po szpitalu kolejne 5 albo 6 dni kolejny antybiotyk, bo żona dziś zastanawia się, dlaczego blady, podkrążony. Niestety kiedy się Damianowi polepszyło, to poszedł do wspomnianej już przeze mnie koleżanki z klasy.

I tak jest co parę dni jakiś incydent i dziecko cierpi, zwłaszcza, że do monodiety brakuje sporo, chociażby jedzenie jakiegoś tajlandzkiego makaronu ryżowego, bo zastępuje mu kluchy. Chleb pieczony przez babcię. Tego się nie widzi w ogóle, więc skoro tak, to przecież są leki.

Przedwczoraj żona pojechała z nim do laryngologa, który przepisał neospazminę, tak więc dwa dni ją dostawał. Musiałem niestety zaniechać mieszanki na drogi oddechowe, bo wyraźnie żona oczekuje cudu w szybkim tempie, więc dała tę neospazminę, żeby jej nie jęczał, bo jak mówi, jest wykończona, a ja z kolei nie chcę dziecka zatruć, otruć.

To fakt, sam dziecka nie wychowuję, więc jestem informowany, chociażby o tym, że laryngolog dał skierowanie na tomograf, ale kolejny kalekarz stwierdził, że na tomografie ciało obce może nie wyjść, więc najbardziej wiarygodne będzie badanie endoskopowe tchawicy, ale dziś przy okazji przepisał metypred, (dostał dwie godziny temu i będzie łykał kilka razy w ciągu dnia). Przepisał clemastinum i pulmicort. Wszystko na ból gardła, bo podjada i pomyśleć, że to dopiero się zaczyna, ale ja już nie mam argumentów.

Jak mogę mieć argumenty, skoro słyszę, że już i tak tyle ustępstw dla mnie, ode mnie ciągłe zakazy,
a dziecko się męczy. 

Tylko praca w naszym radiu trzyma mnie w normalności. Robienie tego, co słuszne, po prostu się zapracowuję. Nikt w domu u mnie nie widzi, że wyszedłem z alergii, z przewlekłych zatok, z arytmii serca. MO piję już tylko ja.

Dużo mógłbym jeszcze napisać, ale robota czeka... Kolejne kalendarium.





Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: xxlilithxx 21-03-2012, 23:48
Cytat
Małżonka zna diagnozę kalekarzy, która (na szczęście) brzmi: "uwarunkowania psychogenetyczne", więc zapewne zastanawia się, o co chodzi.

A może chodziło im o uwarunkowania psychogenne, czyli powodowane przez psychikę. Co za bezsens..

Cytat
Ze trzy tygodnie temu byliśmy w Łodzi u jakiegoś prof. który osłuchał mu tchawicę i powiedział, że to uwarunkowania psychogenetyczne...

Ha, już rozumiem, pan profesor po prostu niczego się nie dosłuchał, więc stwierdził, że skoro nie somatyka to psychika. :)

Cytat
Jak mogę mieć argumenty, skoro słyszę, że już i tak tyle ustępstw dla mnie, ode mnie ciągłe zakazy, a dziecko się męczy.  

A może by wysunąć taki argument, że ustępstwa nie wystarczą. Jak już stosować się do Twoich zasad to w 100 %-ach. Wszyscy próbują różnych sposobów, które, jak widać NIE SKUTKUJĄ. Dlaczego zatem nie spróbują Twoich sposobów? Skoro nie spróbowali, to skąd wiedzą, że są nieskuteczne? I komu najbardziej zależy na zdrowiu Twojego dziecka? Lekarzom, czy Tobie?
Wiem, że to może tylko pobożne życzenia, ale może jakiś argument do nich przemówi...
Medycyna za to, jako narzędzia manipulacji używa strachu i lęku przed skutkami niestosowania się do jej metod. Jest to chamskie, brutalne i pozbawiające myślenia, ale niestety skuteczne.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 22-03-2012, 00:46
Wiem, że to może tylko pobożne życzenia, ale może jakiś argument do nich przemówi...
Tutaj się zanosi na zatoczenie potężnego koła. Ja po prostu usuwam się w cień i robię to, bo wiem, że tak najlepiej. Uważam z czystym sumieniem, że co już mogłem, to zrobiłem.

Ile można. Udało mi się ominąć dwóch szkodliwych kalekarzy, wywierając wpływ na żonę, bo leki dla "psychików" leżą na półce, więc poszukała kolejnych dwóch.

Problem leży w nierozumieniu zasad prozdrowotnych, dla nich jest to po prostu coś z kosmosu, niepojętego, więc skoro organizm Damiana wybrał strategię wyjścia z patologii poprzez ból (leki przeciwbólowe działały, działają na chwilę, poza tym ten klej, który już ma się oderwać, po leku zasycha) to co robić? Syn chodzi i jęczy, że boli, ale nie kaszle, nie dusi się. Rozumiem, że się męczy, chciałbym pomóc, ale osiągnięcie jednego, niweluje drugie, więc najlepiej pozostawić to organizmowi. Niestety, niektórzy wpadają w psychozę, słysząc jęczenie co pół minuty, a kiedy jest choć odrobinę lepiej, to trzeba to spieprzyć byle czym do jedzenia, no a teraz leki, bo skoro organizm to taki bubel, który nie wie, co robi.

Oczywiście dieta i mieszanka zrobiłyby swoje, ale to z kolei dla mnie kosmos.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 22-03-2012, 08:18
Machos masz po prostu przechlapane. Jednak przyjdzie czas, kiedy zwyciężysz. Jeżeli mogę coś doradzić, to przede wszystkim działaj tak, aby syn miał do Ciebie zawsze bezgraniczne zaufanie. Ja przykładowo jak cokolwiek obiecywałem swoim dzieciom, to starałem się dotrzymać obietnicy. Wiadomo, że w życiu jest różnie i czasami słowa nie dotrzymałem. Wtedy zawsze przed Nimi się tłumaczyłem (bez krętactw), nawet jeśli na przykład: powodem rezygnacji z zaplanowanego wyjazdu na basen w niedzielę był sobotni kac, to mówiłem wprost, bez owijania w bawełnę. Przepraszałem i oczywiście musiało być zadośćuczynienie. Dzisiaj mój syn ma 18 lat, jest/był (jako junior) wicemistrzem Polski w boksie. Obaj lubiliśmy sport, na szczęście z tego najszybciej się wyleczyliśmy, choć mi pozostał złamany nos, a syn leczy bóle/nadwyrężenia nadgarstków (opiszę kiedyś, czym jest dzisiaj sport młodzieżowy w wątku o nim). Dzisiaj mamy ze sobą wspaniały kontakt, nad córą (10lat) dopiero pracuję. Tatuś nauczył córcię jazdy na rowerze, na nartach, pływać i jeździ na lekcje jazdy konnej. To jest ważne. Niestety presja otoczenia (słodycze, gadżety, filmy, kolorowe głupawe gazetki) jest silna, ale nie poddaję się, bo wiem, że robię to dla Niej. Żona też mi ufa, ale nigdy nie mieliśmy takich problemów z oczyszczaniem dzieci jak Wy. Tak, że nie wiem, jak by to było w relacjach moich z żoną. Pamiętaj, my jesteśmy z Marsa, One z Wenus, więc to jest normalne, że na świat inaczej patrzymy.
Machos, nawet jeśli teraz musisz zrobić krok w tył, to nie zadręczaj się, odpuść. Buduj każdego dnia zaufanie syna do siebie. Przyjdzie ten moment, w którym syn zacznie czuć się mężczyzną (nastolatek). Wtedy On bardziej będzie czuł potrzebę częstszego przebywania z Tobą niż z Mamą. I to będzie moment, kiedy zaczniesz Go/Ich oczyszczać. Wiem, że łatwo jest radzić na odległość, ale może choć trochę pomogę. Trzymaj gardę, nie poddawaj się, bo jak mówił Kulej: "nie ma mocnych, są tylko źle trafieni".


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 22-03-2012, 08:31
Do tego, co napisał Dusiu70, dodam, że Twój syn, Machos, jest w wielkiej rozterce pomiędzy Tobą a mamą. Każde z Was mówi co innego i dziecko jest zdezorientowane więc jest w lęku o to, że idąc za mamą traci Twoją miłość a idąc za Tobą traci miłość mamy. Tutaj trzeba, koniecznie wyjaśnić to dziecku i upewnić Go, że jest inaczej. W przeciwnym razie - nerwica u dziecka na bank.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Syrenka 22-03-2012, 09:01
Spróbuj takiego okładu żelowego ciepło/zimno, który ogrzej w gorącej wodzie i miejscowo przyłóż na szyję i twarz "Nexcare coldhot classic" rozmiar 26 cm/10,5 cm. Na pewno przyniesie ulgę, dziecko owinie nim sobie pół szyi i czymś się zajmie- będzie ugniatać fajny żel w środku. Może trochę rozmasuje. Ten okład ma specjalną koszulkę, która zapobiega poparzeniu i sprawia, że okład jest przyjemny. Można używać wielokrotnie i to zupełnie coś innego niż jakiś cieknący ręcznik.
Ps. Rozumiem Twoją żonę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Iwoneska 22-03-2012, 09:30
Machos, pewnie jeszcze wszystkiego nie zrobiłeś, skoro nie widzisz swojego dziecka w pełni zdrowia.
Masz wiedzę o zdrowiu, może skup się na języku perswazji... w kierunku żony, może od tej strony trzeba popracować. ;) Małymi kroczkami do przodu. Zgadzam się z Dusiu i Klarą, to są chyba ważniejsze aspekty przy zdrowieniu Twojego syna, na których powinieneś się skupić, skoro i tak co jakiś czas zje śmiecia i dostanie garść leków.
A jeśli chodzi o jęczenie dziecka, spróbujcie je zignorować, dzieci często narzekają bo rodzice się ich pytają "A, boli?", "A, mocno?", "A, gdzie dokładnie?" itp., a później to już zostaje dziecku i nawet się pytać nie trzeba tylko chodzi i stęka, żeby rodzic pożałował. ;)
Swoją drogą, tak jak pisałam, moja córa chorowała niemal non stop od końca tamtego roku. W zeszłym tygodniu dopiero kaszel ustąpił, tj. ten silny, napadowy, szczekający. Czasem jej się szczeknie, ale funkcjonujemy normalnie; chodzi do szkoły, na dwór itd., nie robiłam z niej ciężko chorej nawet jak rzeczywiście tak było. Nie otrzymała żadnego leku. Nie dałam jej odczuć, że się nad nią użalam, a jeśli miała silne napady po prostu ją przytulałam, oklepywałam, masowałam ( jeśli się dało, bo to nie łatwe przy takim ataku;), bez zbędnych komentarzy typu "moje biedactwo" itp.
Życzę Ci dużo sił.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Spokoadam 22-03-2012, 09:42
Cytat
Masz wiedzę o zdrowiu, może skup się na języku perswazji... w kierunku żony,

Tutaj Machos nie ma autorytetu społecznie akceptowalnego (biały kitel) i sposoby perswadowania mają się nijak do indoktrynacji, którą na nas poczyniono. W pewnym momencie wygląda to na walkę z wiatrakami - wiem co mówię bo też mam rodzinę.

Zauważ że większość Biosłonejczyków to osoby, które odbiły się od jakiegoś swojego dna, jedni od relatywnie głębszego inni płytszego, jednak zawsze było to ekstremum gdzie już nic nie działało, łącznie z białymi kitlami. Po usłyszeniu diagnozy "to jest nieuleczalne, to jest genetyczne, do końca życia na tabletkach itp.." Jedni się z tym godzą, a jest ich zdecydowana większość, jak na moje oko 99,9999%. Inni zaś zaczynają szukać i znajdują. Jednak tu następuje konflikt, bo reszta ich za cholerę nie rozumie, bo póki co nie odbili się od dna, lub też dobrze im z lekarstwami na co dzień (nie wiedzą czym to grozi ).

 


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: xxlilithxx 22-03-2012, 11:02
Właśnie dlatego pomyślałam, żeby może spróbować strategii powoływania się na autorytety mendyczne. Jest mnóstwo teorii oraz metod stosowanych przez lekarzy, które można podciągnąć poniekąd pod nasze metody. Chodzi mi o to, że np. pojawia się w TV czy internecie reportaż, bądź jakiś artykuł nałukowy, powiedzmy na temat syropu glukozowo- fruktozowego, który jest wszechobecny wśród produktów dla dzieci- soczki, słodycze itd. Dzisiaj był taki reportaż w Dzień Dobry TVN. Mówią tam o negatywnych skutkach nadmiernego spożywania fruktozy, która "nie jest pod kontrolą insuliny". Podobnie można poszukać czegoś o glutenie itd. Autorytet konowała przemawia do pacjenta. Moja znerwicowana i przesiąknięta lękiem babcia, (która niby się ze mną zgadza w kwestii zdrowia, ale ma wielki problem z odżywianiem małego, co dopiero będzie, kiedy synek zachoruje...) kiedy usłyszała, że moje dziecko było u lekarza po dostaniu wysypki, nawet o nic nie zapytała, przyjęła to bezpretensjonalnie. Tak naprawdę zaczęłam wysypkę smarować octem jabłkowym i odstawiłam na jakiś czas czerwone jedzenie, za radą Mistrza.

Cytat
Inni zaś zaczynają szukać i znajdują. Jednak tu następuje konflikt, bo reszta ich za cholerę nie rozumie, bo póki co nie odbili się od dna, lub też dobrze im z lekarstwami na co dzień ( nie wiedzą czym to grozi ).

I myślą, że robią dobrze...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Spokoadam 22-03-2012, 11:09
Jasne, ja też to robię w niektórych kwestiach i jest to kierunek dobry.
Ubolewam jedynie że nie ma takich znanych autorytetów medialnych, którzy by otwarcie mówili: nie lecz chorób infekcyjnych, no ale nikt nie powiedział że będzie łatwo :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kalina 22-03-2012, 13:44
Ostatnio w TV rzeczywiście przebija się wiele wypowiedzi na temat roli bakterii, zdrowego i niezdrowego jedzenia, wiele gwiazd zmienia swój tryb życia. Może wreszcie głupawka przestanie królować.
Machos masz faktycznie trudną sytuację, ale nie ma sytuacji bez wyjścia. Ja też kilka lat temu miałam do wyboru zakończyć pracę zawodową i zająć się synem, lub patrzyć na nieuchronne kalectwo własnego dziecka.
Początki są rzeczywiście syzyfową pracą, ale to Twój syn i nie możesz umywać rąk.

Wykorzystaj ostatnie wydarzenia na poważną męską rozmowę(bez nerwów) na łonie natury, sam na sam. Syn jest na tyle duży, by zrozumieć, że jedzenie pewnych produktów jest dla niego szkodliwe. Z każdym rokiem będzie to rozumiał lepiej.
U mnie takie rozmowy skutkowały, dowiadywałam się czasami, że pod moją nieobecność, syn uświadamiał innych.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: scorupion 22-03-2012, 14:00
A znacie bajkę o żabie i skorpionie?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Nieboraczek 22-03-2012, 16:13
Nie, ale jesteśmy ciekawi.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 22-03-2012, 16:22

Ubolewam jedynie że nie ma takich znanych autorytetów medialnych, którzy by otwarcie mówili: nie lecz chorób infekcyjnych, no ale nikt nie powiedział że będzie łatwo :)

No nie do końca, da się czasem coś dopasować. ;)
Tu masz na przykład artykuł o tym, że wirusy zabijają nowotwory:
http://fakty.interia.pl/new-york-times/news/wirusy-najemni-zabojcy-nowotworow,1775150,6806

Może jest okropnie medyczny i pokazuje, jak naukowcy znowu chcą manipulować przy naturze, żeby wirusy zmodyfikować, opatentować i dobrze sprzedać, ale przynajmniej przyznają, że mają one swoje ważne zadania w organizmie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: scorupion 22-03-2012, 16:27
Był sobie skorpion, który postanowił przedostać się na drugą stronę jeziora. Podszedł do brzegu, przy którym spotkał żabkę. Ta bardzo się przestraszyła. Dobrze wiedziała, że powinna trzymać się z daleko od takich jak on. Skorpion jednak powiedział, żeby się go nie bała, że nie zrobi jej krzywdy i chciałby tylko prosić by żabka przewiozła go na swoim grzbiecie na sąsiedni brzeg. Żabka zawahała się i powiedziała: -Nie skorpionie, nie zgadzam się. Doskonale wiem, że jeśli się do ciebie zbliżę, ukąsisz mnie. Skorpion na to: -Żabko, zastanów się, przecież jeśli cię ukąszę, pójde na dno razem z tobą, przecież ja nie umiem pływać, na tym jeziorze bez ciebie jestem nikim. Żabka miała dobre serce, poza tym stwierdziła, że to co mówi skorpion, ma sens. Dlatego postanowiła mu pomóc. Podróż była bardzo miła, jednak kiedy byli już na środku jeziora, skorpion nagle ukąsił żabkę. Ta, przerażona, ostatkiem sił spytała: -Czemu to zrobiłeś skorpionie? Obiecałeś, że tego nie zrobisz. Przecież teraz utoniesz razem ze mną... -Wiem żabko, nie chciałem zabijać ciebie, a tym bardziej siebie samego. Taka po prostu jest moja natura...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 22-03-2012, 16:51
Ale o co chodzi? :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Agata 22-03-2012, 17:34
Ale o co chodzi? :)

O niektóre osoby. Nie chcą szkodzić sobie, tym bardziej nie chcą szkodzić swoim dzieciom. Ale taka ich natura...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 22-03-2012, 18:15
Był sobie skorpion, który postanowił przedostać się na drugą stronę jeziora. Podszedł do brzegu, przy którym spotkał żabkę. Ta bardzo się przestraszyła. Dobrze wiedziała, że powinna trzymać się z daleko od takich jak on. Skorpion jednak powiedział, żeby się go nie bała, że nie zrobi jej krzywdy i chciałby tylko prosić by żabka przewiozła go na swoim grzbiecie na sąsiedni brzeg. Żabka zawahała się i powiedziała: -Nie skorpionie, nie zgadzam się. Doskonale wiem, że jeśli się do ciebie zbliżę, ukąsisz mnie. Skorpion na to: -Żabko, zastanów się, przecież jeśli cię ukąszę, pójde na dno razem z tobą, przecież ja nie umiem pływać, na tym jeziorze bez ciebie jestem nikim. Żabka miała dobre serce, poza tym stwierdziła, że to co mówi skorpion, ma sens. Dlatego postanowiła mu pomóc. Podróż była bardzo miła, jednak kiedy byli już na środku jeziora, skorpion nagle ukąsił żabkę. Ta, przerażona, ostatkiem sił spytała: -Czemu to zrobiłeś skorpionie? Obiecałeś, że tego nie zrobisz. Przecież teraz utoniesz razem ze mną... -Wiem żabko, nie chciałem zabijać ciebie, a tym bardziej siebie samego. Taka po prostu jest moja natura...
Ale o co chodzi? :)
Ale o co chodzi? :)

O niektóre osoby. Nie chcą szkodzić sobie, tym bardziej nie chcą szkodzić swoim dzieciom. Ale taka ich natura...

Nie kumam. Ni w ząb. Bez odbioru.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 22-03-2012, 19:54
Dobre, Scorupionie! Życiowe.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 23-03-2012, 07:01
Ale o co chodzi? :)
Ja to zrozumiałem tak, że Scorupion podając za przykład bajkę o żabie i scorpionie, odniósł sie do wypowiedzi Kaliny, która ma nadzieję, że informacja medialna na temat profilaktyki prozdrowotnej idzie w dobrym kierunku i że jest jakaś szansa na normalność.
Ostatnio w TV rzeczywiście przebija się wiele wypowiedzi na temat roli bakterii, zdrowego i niezdrowego jedzenia, wiele gwiazd zmienia swój tryb życia. Może wreszcie głupawka przestanie królować.
Scorpion = lekarz.
Żaba = pacjent.
Przykład ze strony http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1658142,1,czy-alergia-nas-uratuje,index.html (http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1658142,1,czy-alergia-nas-uratuje,index.html)
Lekarz całkiem do rzeczy mówi o życiu w symbiozie:
Cytat
Prof. Piotr Kuna wyjaśnia, że bakterie chronią nas przed alergią. Człowiek odkąd pojawił się na Ziemi musiał nauczyć się żyć z nimi. Ma ich bowiem w swoim organizmie więcej niż własnych komórek. Tylko symbioza zapewnia obydwu gatunkom przetrwanie. Poza tym układ immunologiczny człowieka rozwija się właśnie dzięki bakteriom. Dlatego nie można eliminować ich z naszego otoczenia.
Po to aby za chwilę wbić żądło pacjentowi
Cytat
Prof. Piotr Kuna stawia kontrowersyjne pytanie, czy epidemia alergii zabije nas czy ochroni? – Reakcja alergiczna jest ostrzeżeniem, które mówi nam, czego musimy unikać. Dzięki reakcji alergicznej wiemy, co nam szkodzi - odpowiada.

Również astma rozpoznana i dobrze leczona małymi dawkami sterydów nie jest już taką uciążliwością. Problem jest wtedy, kiedy jej nie leczymy. - Przyjmowanie antybiotyków w wyniku infekcji spowodowanych nieleczoną astmą jest o wiele gorsze dla naszego zdrowia niż małe dawki sterydów. Poza tym warto wiedzieć, że takie leczenie astmy zmniejsza ryzyko wystąpienia zawału serca. U astmatyków leczonych małymi dawkami sterydów zawał występuje pięciokrotnie rzadziej - mówi prof. Kuna.

Alergicy mają też mniejsze szansa zachorowania na nowotwór złośliwy, ponieważ zdecydowanie mocniej niszczą w organizmie to, co obce. - U każdego człowieka pojawiają się codziennie potencjalne komórki rakowe. Są one jednak niszczone przez układ odpornościowy. Alergicy niszczą te komórki ze zwielokrotnioną siłą – tłumaczy prof. Kuna.
Jeżeli źle pojąłem przesłanie tej bajki, to proszę o wyjaśnienie najlepiej Scorupiona.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 23-03-2012, 07:20
Mam jeszcze jedną bajkę, którą wydaje mi się, że można przypisać do sytuacji, kiedy jeden z rodziców stara się wpoić dziecku zasady BPP a drugi "z miłości" do dziecka kupuje mu słodycze, bułki słodkie, medycznie reaguje na choroby infekcyjne itp.
Piszę z pamięci.
Była sroga, śnieżna zima, głodny wróbelek próbował znaleźć pod śniegiem coś do zjedzenia. W pobliżu przechodziła krowa, która niezauważywszy wróbelka, nasrała na niego i poszła dalej. Wróbelkowi zrobiło się ciepło, ale za to był unieruchomiony. W pobliżu kręcił się lis i gdy zauważył wróbelka miotającego się w krowskim łajnie, podszedł do niego, wygrzebał go z gówna i... zjadł.
Jaki z tej opowieści jest morał?
Nie każdy, kto na Ciebie nasra jest Twoim wrogiem i nie każdy, kto Cię z łajna wygrzebie jest Twoim przyjacielem.   


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: scorupion 23-03-2012, 08:29
Często mnie zastanawia ile w działaniach ludzi jest premedytacji, niewiedzy, a ile głupoty. Trudno żonę Machosa, Spokoadama. czy moją posądzać o premedytację. Wiedzę mają podaną na tacy, aż bije po oczach. Wniosek, że taka ich natura, tak je Pan Bóg stworzył.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Grawo 23-03-2012, 08:48
Też zostałam sama z MO, wszyscy poszli w drugą stronę, taka ich natura, fajnie byłoby razem przemierzać, tą niekiedy wyboistą drogę, no ale cóż, mówi się trudno.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kalina 23-03-2012, 10:04
U nas role się podzieliły, jeden to "taka jego natura"(na szczęście nie jest pacjentem), drugi pije MO, zaczyna dzień od KB, poddaje się różnym eksperymentom BPP ;), czasami podpytuje o różne sprawy. Syn ma doskonałe porównanie w jakim kierunku idzie on, a w jakim jego szkolni koledzy.
Mam cichą nadzieję, że w przyszłości, wykorzysta wiedzę, którą mu przekazuję. Ostatnio dyskutowaliśmy o rozwodach z Biosłone w tle :).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 23-03-2012, 10:30
Syn ma doskonałe porównanie w jakim kierunku idzie on, a w jakim jego szkolni koledzy.
Podobnie postępuję, pokazując córce jej koleżanki i kolegów z pokrzywionymi stawami kolanowymi i nadwagą. Może to nie jest zbyt miłe, ale czasami trzeba być radykalnym.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ossa98 23-03-2012, 11:49
Cytat
Często mnie zastanawia ile w działaniach ludzi jest premedytacji, niewiedzy, a ile głupoty.

Scorupion, chyba oceniasz żony zbyt surowo. Myślę, że tu raczej w grę wchodzą unikatowe, specyficzne i jedyne w swoim rodzaju emocje, jakie łączą matkę ze swoim dzieckiem. Uczucia niesamowitej miłości i bezwzględnego przywiązania, strachu/trwogi przed skrzywdzeniem swojego dziecka połączone z niewiedzą i presją ze strony świata medycznego.

Żadna matka przecież nie chce źle dla swojej pociechy.

Do tego dochodzi czynnik psychologiczny i społeczny. Każda matka przekonana jest o tym, że wie/intuicyjnie czuje co jest najlepsze dla jej dziecka. Nikt inny – tylko ona. Taka jest już właśnie jej natura.

Z drugiej strony myślę sobie, że w związkach, w których mąż jest już człowiekiem oświeconym i wie, która droga prowadzi do zdrowia, a żona jest na etapie zgoła odmiennym, musi być "coś na rzeczy" w relacjach między nimi.
Jeśli jest miłość, jest i zaufanie. Jeśli mąż jest przekonany o słuszności metod bisołonejskich i ma na to "dowody" w postaci ewidentnej poprawy swojego stanu zdrowia, dlaczego kochająca żona miałaby nie  zawierzyć jego wiedzy i doświadczeniu? Dlaczego miałaby nie chcieć nawet spróbować?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: scorupion 23-03-2012, 11:56
Cytat
Jeśli mąż jest przekonany o słuszności metod bisołonejskich i ma na to "dowody" w postaci ewidentnej poprawy swojego stanu zdrowia, dlaczego kochająca żona miałaby nie  zawierzyć jego wiedzy i doświadczeniu? Dlaczego miałaby nie chcieć nawet spróbować?

No jak dlaczego? Dla tego samego co skorpion kiedy użądlił żabę.
A kochająca, czy nie...bez znaczenia. To nie amory, tylko trzeźwa ocena sytuacji.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ossa98 23-03-2012, 12:14
Pozwolę sobie zauważyć, że trzeźwa ocena sytuacji jest jednak domeną mężczyzn.
Kobiety oceniają sytuację przez pryzmat emocji.
Także, znaczenie ma.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 23-03-2012, 13:06
Pozwolę sobie zauważyć, że trzeźwa ocena sytuacji jest jednak domeną mężczyzn.
Jednak w ogólnym rozrachunku o zdrowie (przynajmniej własne) dbamy mniej niż Wy miłe Panie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 23-03-2012, 13:10
Cytat
Często mnie zastanawia ile w działaniach ludzi jest premedytacji, niewiedzy, a ile głupoty.
Scorupion, chyba oceniasz żony zbyt surowo. Myślę, że tu raczej w grę wchodzą unikatowe, specyficzne i jedyne w swoim rodzaju emocje, jakie łączą matkę ze swoim dzieckiem. Uczucia niesamowitej miłości i bezwzględnego przywiązania, strachu/trwogi przed skrzywdzeniem swojego dziecka połączone z niewiedzą i presją ze strony świata medycznego.
Żadna matka przecież nie chce źle dla swojej pociechy.
Do tego dochodzi czynnik psychologiczny i społeczny. Każda matka przekonana jest o tym, że wie/intuicyjnie czuje co jest najlepsze dla jej dziecka. Nikt inny – tylko ona. Taka jest już właśnie jej natura.
Z drugiej strony myślę sobie, że w związkach, w których mąż jest już człowiekiem oświeconym i wie, która droga prowadzi do zdrowia, a żona jest na etapie zgoła odmiennym, musi być "coś na rzeczy" w relacjach między nimi.
Jeśli jest miłość, jest i zaufanie. Jeśli mąż jest przekonany o słuszności metod bisołonejskich i ma na to "dowody" w postaci ewidentnej poprawy swojego stanu zdrowia, dlaczego kochająca żona miałaby nie  zawierzyć jego wiedzy i doświadczeniu? Dlaczego miałaby nie chcieć nawet spróbować?

Ossa98, świetnie to ujęłaś. W dużej mierze tu jest 'pies pogrzebany'.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Fabularasa 23-03-2012, 13:47
Żadna matka przecież nie chce źle dla swojej pociechy.
Do tego dochodzi czynnik psychologiczny i społeczny. Każda matka przekonana jest o tym, że wie/intuicyjnie czuje co jest najlepsze dla jej dziecka. Nikt inny – tylko ona. Taka jest już właśnie jej natura.

Tak niby chcą jak najlepiej, ale przecież wiedzą, że słodycze szkodzą, nawet ogłupione społeczeństwo ciągle to powtarza, a pomimo tego cukierek tu, cukierek tam, przecież nikomu nie zaszkodzi niewinny kawałek słodkości. Wszystko tłumaczą pod siebie.Przed wejściem do szkoły niewinny cukierek od mamusi na dobry początek dnia, w przedszkolu niewinne drugie śniadanko (kawałeczek słodkości nikomu nie zaszkodzi), po szkole ktoś odbiera dziecko (kawałeczek słodkości nikomu nie zaszkodzi), a potem wieczorem, żeby wynagrodzić swoją nieobecność następny kawałek słodkości od mamusi. I tak w kółko bez ograniczeń.
Często przebywam na piaskownicy i wiem o czym mówię. Zdaje się, że ten "instynkt macierzyński" wyginął. Obecnie ważniejsza jest pogoń za karierą, a dziecko z boku.

Z drugiej strony myślę sobie, że w związkach, w których mąż jest już człowiekiem oświeconym i wie, która droga prowadzi do zdrowia, a żona jest na etapie zgoła odmiennym, musi być "coś na rzeczy" w relacjach między nimi.

Tylko gdzie tu szukać związku, gdzie nie ma nic na rzeczy?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 23-03-2012, 14:12
Tylko gdzie tu szukać związku, gdzie nie ma nic na rzeczy?
Może tutaj na Biosłone. Jakieś ruchy już się zaczynają - wiosna ;).http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=22567.msg154425#new (http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=22567.msg154425#new)
Cytat
Może znajdzie się jakiś inny chętny:-).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: xxlilithxx 23-03-2012, 15:13
Cytat
Często mnie zastanawia ile w działaniach ludzi jest premedytacji, niewiedzy, a ile głupoty.

Dodałabym jeszcze konformizm.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 23-03-2012, 22:51
Dobre, Scorupionie! Życiowe.
OOooo taak!

Często mnie zastanawia ile w działaniach ludzi jest premedytacji, niewiedzy, a ile głupoty. Trudno żonę Machosa, Spokoadama. czy moją posądzać o premedytację. Wiedzę mają podaną na tacy, aż bije po oczach. Wniosek, że taka ich natura, tak je Pan Bóg stworzył.
Dodam jeszcze, że najciemniej jest pod latarnią.

Raz przeczytałem Twój wiersz i od razu go "zakumkałem". I pomyśleć, żem zodiakalny skorpion, ale moja życiowa rola... Odpuściłem, a kiedy przyjdą lepsze dni, znowu będzie w domu edukacja, żmudna, mozolna robota od początku, podniesienie się z dna i próba wypłynięcia na wierzch, choć i tak poza domem robota trwa.

Dopiero teraz napisałem w wątku przegranego, bom z wojaży, z nagraniem wrócił i wygląda na to, że będą kolejne nagrania http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=22632.msg154440#msg154440 Robię to dla siebie, dla mojej skorupionowej rodziny i dla Waszych rodzin, bo wiem, jak walczycie o zdrowie dzieci, jak toniecie, by spróbować kolejny raz zdobyć się na walkę z leniami, dyletantami, co ślepo idą do kalekarza.

Skoro nie ma co rozmawiać z medycyną, bo i o czym, to czas pokaże, że można z ludźmi z żywieniówki zrobić całkiem ciekawą/e audycje. Dziś zapukałem "wysoko" do SGGW i udało mi się zrobić nagranie o GMO, bo chociaż będziemy mieli konkretny argument na to, jak ktoś z Waszych bliskich przyniesie do domu ze sklepowej półki żywność GMO i będzie Wam się stukał w głowę, co się tak trzęsiecie i rwiecie włosy z głowy, kiedy dzieci tak smakowicie pochłaniają kolejne kąski.

Scorupion, Twoją bajkę nagram do radia.

Kobiety oceniają sytuację przez pryzmat emocji.
Zwłaszcza kiedy brakuje im rzetelnej wiedzy.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Poszukująca 24-03-2012, 11:49
Kobiety oceniają sytuację przez pryzmat emocji.
Zwłaszcza kiedy brakuje im rzetelnej wiedzy.
A mężczyźni często przez pryzmat potrzeby świętego spokoju. W dochodzeniu do zdrowia płeć ma chyba nijakie znaczenie. Wielu tatusiów woli się w ogóle nie wtrącać, często nie wiedzą co się dzieje w nocy z dzieckiem, przy którym czuwa mama, bo przecież śpią zmęczeni po pracy. A jak sami zachorują to "umierają" z powodu bólu głowy i cały dom jest postawiony na nogi i kto znowu przy nich? Mamusia... Myślę, że zarówno kobieta i mężczyzna muszą sięgnąć często swojego zdrowotnego dna i poczuć nieudolność lekarzy, żeby zacząć szukać właściwej drogi. Od małego prowadzeni do lekarzy sądzą, że to jedyna słuszna droga i tylko brak efektów wspaniałego leczenia może im uratować tyłek tak naprawdę.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 24-03-2012, 12:41
Pamiętajmy o tym, że dzieci wychowujemy nie dla siebie lub chociażby nie tylko dla siebie. One dorastają, opuszczają gniazda i zostajemy MY (Ona i ja) tak jak na początku. Trzeba mieć tego świadomość. Rozmawiać, warto ze sobą rozmawiać (dzieci też) o wszystkim, o wszystkich problemach, tych w pracy i tych w szkole. Słuchajmy siebie nawzajem. Bo jak mówią słowa piosenek, w życiu piękne są tylko chwile i chodzi o to, by od siebie nie upaść za daleko.
http://www.youtube.com/watch?v=pohQOPmPaK4#t=183 (http://www.youtube.com/watch?v=pohQOPmPaK4#t=183)
http://www.youtube.com/watch?v=_EdZbopNeS8#t=14 (http://www.youtube.com/watch?v=_EdZbopNeS8#t=14)

Ponownie (post 130 tego wątku) polecam wspólne obejrzenie:
http://www.youtube.com/watch?v=Wl7gep9f16M&feature=related (http://www.youtube.com/watch?v=Wl7gep9f16M&feature=related)

I jeszcze jedno. Jako facet nie zgadzam się z tym, że żądli tylko kobieta. Znam kilku mężczyzn, którzy zawsze mieli włączony autodestruktor.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Ossa98 24-03-2012, 23:20
Cytat
Wielu tatusiów woli się w ogóle nie wtrącać, często nie wiedzą co się dzieje w nocy z dzieckiem, przy którym czuwa mama, bo przecież śpią zmęczeni po pracy.

Tak, muszę się z tym zgodzić, tyle, że często to kobiety uczą mężczyzn tej bezradności ojcowskiej. Zaczyna się już w pierwszych dniach po powrocie matki po porodzie ze szpitala - nie dotykaj, źle przewijasz, uważaj bo obudzisz, niedelikatnie ubierasz, jak go/ją trzymasz, etc.etc. W końcu tatuś, mając dosyć ciągłej krytyki i narzekania, od dziecka się oddala, w przekonaniu, że żona-matka poradzi sobie z maluszkiem najlepiej, a on - nie da rady.

Dusiu70, ale z Ciebie wrażliwy filozof, no, no...
Cytat
Rozmawiać, warto ze sobą rozmawiać
Święte słowa!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Fabularasa 26-03-2012, 00:15
Kobiety oceniają sytuację przez pryzmat emocji.
Zwłaszcza kiedy brakuje im rzetelnej wiedzy.
A mężczyźni często przez pryzmat potrzeby świętego spokoju. W dochodzeniu do zdrowia płeć ma chyba nijakie znaczenie. Wielu tatusiów woli się w ogóle nie wtrącać, często nie wiedzą co się dzieje w nocy z dzieckiem, przy którym czuwa mama, bo przecież śpią zmęczeni po pracy. A jak sami zachorują to "umierają" z powodu bólu głowy i cały dom jest postawiony na nogi i kto znowu przy nich? Mamusia...

Cóż, ja mam odwrotne doświadczenie. To ja czuwałem w nocy, i gdyby nie karmienie (chociaż i ten wymóg współczesne kobiety, skracają do minimum), moja była żona w ogóle by nie wstawała w nocy. To ona uskarżając się na ból głowy, stawiała cały dom na nogi i jak giermek byłem na każde zawołanie. Drzemka po procy, niestety tylko ona sobie na to pozwalała.
Co ciekawe, wielu moich znajomych ma podobne doświadczenia, więc nie wiem, czy przyciągam podobnych do siebie, czy po prostu coś tu wywraca się do góry nogami.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 19-04-2012, 17:34
Od dzisiaj w Biedzie można kupić książkę Johna Graya "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. Strona 14-sta w gazetce promocyjnej.http://www.okazjum.pl/biedronka/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-16-04-2012,9010.html (http://www.okazjum.pl/biedronka/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-16-04-2012,9010.html)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 19-04-2012, 19:44
Od dzisiaj w Biedzie można kupić...
A gdzie to jest, ta Bieda?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Whena 19-04-2012, 20:30
No chyba Dusiowi chodzi o Biedronkę ;)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: K'lara 21-04-2012, 08:18
Od dzisiaj w Biedzie można kupić...
A gdzie to jest, ta Bieda?
No chyba Dusiowi chodzi o Biedronkę ;)

Skoro tak, to gdzie ta bieda? Jak przejeżdżam obok Biedronki to parking jest tam zawsze zawalony na maxa. I nie parkują tam hulajnogi ani rowery... ;)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Rif 21-04-2012, 08:25
Od dzisiaj w Biedzie można kupić...
A gdzie to jest, ta Bieda?
No chyba Dusiowi chodzi o Biedronkę ;)

Skoro tak, to gdzie ta bieda? Jak przejeżdżam obok Biedronki to parking jest tam zawsze zawalony na maxa. I nie parkują tam hulajnogi ani rowery... ;)

Może chodzi o biedne wartości odżywcze? Ja, będąc na Biosłone, ograniczyłem wizyty w tym sklepie, kupuje tylko ręczniki papierowe, czasem masło i głównie cytryny.



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Agnieszka 24-04-2012, 08:23
U mnie jest jeszcze masło klarowane. Takie samo znalazłam w Bomi o 5,50 droższe. Poza tym można tu kupić też i inną chemię gospodarczą...

A jak sami zachorują to "umierają" z powodu bólu głowy i cały dom jest postawiony na nogi i kto znowu przy nich? Mamusia... Myślę, że zarówno kobieta i mężczyzna muszą sięgnąć często swojego zdrowotnego dna i poczuć nieudolność lekarzy, żeby zacząć szukać właściwej drogi. Od małego prowadzeni do lekarzy sądzą, że to jedyna słuszna droga i tylko brak efektów wspaniałego leczenia może im uratować tyłek tak naprawdę.

Mój małżonek po prostu bierze Ibuprom i do przodu. Ile tak będzie nie wiem. Co do reszty cytatu - zgadzam się w 120%. U nas obojga tak było, tyle że na razie tylko ja zmądrzałam. Liczę na to, że i on też kiedyś. Na razie postanowił w ramach zachowania jedności między nami próbnie pić MO (1 łyżkę wszystkiego), pojawił się katar (jest alergikiem wziewnym) i już trochę psioczy. Zobaczymy, co będzie dalej. :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Alinka12 24-04-2012, 11:52
Mój mąż kiedyś stwierdził, że Biosłone to sekta! Ja stosuję swoje metody i nimi również leczę dziecko, a mąż swoje (na szczęście zdrowo się odżywia, nigdy nie jadł słodyczy) i póki co jest zdrowy. Ale zawsze mu powtarzam, że kiedyś przyzna mi rację.



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Poszukująca 24-04-2012, 12:55
Mój wspiera mnie w bioslonejskim wychowaniu synka, często robi mu KB. Jak mały gorączkował bardzo pomógł i nie wpadał w panikę. Złe doświadczenia mam bardziej z domu rodzinnego. Niestety sam o siebie zadbać nie chce. MO pije ze mną, ale bardziej dla mnie... KB jak mu zrobię wypije, ale o wykluczeniu glutenu mogę zapomnieć. Jak zjadł samą jajecznicę to płakał, że umiera z głodu (-: ale zjeść tyle, żeby się najeść to jakoś mu nie pasuje. Tyle jajek? (-: Ma końskie zdrowie, siłę i optymizm, właściwie nie choruje, do lekarza też nie chodzi. Tylko ja się boję czy właśnie coś tam złego w środku nie siedzi. Taki zupełny brak infekcji też jest dziwny. W dzieciństwie też niby nie chorował. Jedno co się pojawiło ostatnio to bardzo toksyczny, duszący pot, którego kiedyś nie było. Może po MO. Ale czy ma sens picie MO bez wykluczenia glutenu?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Spokoadam 24-04-2012, 13:01
Cytat
Ale czy ma sens picie MO bez wykluczenia glutenu?
No pewnie, lepsze to niż brak MO.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Alinka12 24-04-2012, 13:17
Dokładnie -moja córka też pije MO i spożywa gluten w  małych ilościach, ale spożywa.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 24-04-2012, 13:29
Jedno co się pojawiło ostatnio to bardzo toksyczny, duszący pot, którego kiedyś nie było. Może po MO.
Na pewno po MO, tylko jemu tego nie mów, bo przestanie pić. Może nawet spróbuj to wykorzystać do wdrażania pozostałych zasad Biosłone.

KB jak mu zrobię wypije, ale o wykluczeniu glutenu mogę zapomnieć. Jak zjadł samą jajecznicę to płakał, że umiera z głodu
Gwarantuję Ci, że po dwóch/trzech miesiącach systematycznego picia KB i wykluczeniu glutenu, jajecznica z 2/3 jaj i jednej cebuli wystarcza.
 
Tak na marginesie powiem, że u mojego syna w klasie osobą mającą największe problemy zdrowotne (i nie chodzi o choroby infekcyjne) jest dziewczyna, której rodzice mają... piekarnię.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Whena 24-04-2012, 13:36
Cytat
Gwarantuję Ci, że po dwóch/trzech miesiącach systematycznego picia KB i wykluczeniu glutenu, jajecznica z 2/3 jaj i jednej cebuli wystarcza.
 

Chyba, że ma się taki apetyt rano jak ja hehe. Ja potrafię zjeść na boczku z 4 jaj i do tego 2 cienkie wafle ryżowe i wtedy jest ok. A mam 160 cm i ważę 47 kg ;) Piję KB i nie jem glutenu.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Poszukująca 24-04-2012, 14:48
Ja sama zjadam z 4 na boczku, z cebulą i szczypiorem, czasem też zagryzę waflem ryżowym. Ale szczerze jestem potem przez kilka godzin najedzona. Mężuś rzeczywiście apetyt ma. Wiem, że z czasem zaspokoiłoby go mniej, ale ciężko go przekonać. No cóż, najważniejsze, że nie neguje moich metod i mnie też wspiera. Powoli do przodu. Największy problem mam z mamą, która ma potworne hemoroidy, które często pękają, a nie chce odstawić glutenu. MO niby pije, ale bez wgłębiania się w szczegóły. Ja nie mam siły wszystkiego tłumaczyć, książki dałam, ale niewiele z tego do niej dotarło.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Agnieszka 24-04-2012, 21:02
A mam 160cm i ważę 47kg ;) Piję KB i nie jem glutenu.
Wheno, ale Ci zazdroszczę, tak pozytywnie. Też bym tak chciała mieć...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Nieboraczek 25-04-2012, 13:00
A mam 160cm i ważę 47kg ;) Piję KB i nie jem glutenu.
Wheno, ale Ci zazdroszczę, tak pozytywnie. Też bym tak chciała mieć...

Tylko tak Ci się wydaje. Ja mam 169 cm i waże 45 kg. Mięso jem na okrągło, nie jem glutenu. Nic przyjemnego taka waga, uwierz.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Alinka12 25-04-2012, 13:30
O jaku to chyba za mało, ja ma 170 i ważę 58 i wolałabym mieć kilka kilo mniej, jak to kobieta wiecznie wydaje mi się, że jestem za gruba! Ale nigdy nie ważyłam mało, ponieważ mam umięśnione ciało.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Leszek_B 01-02-2013, 12:36
Zapisuję się do klubu przegrywających z rodziną w ich drodze do zdrowia :). Moich dzieci (syn 17, córka 14) jak i żony nie udało się namówić do odstawienia produktów z glutenem. Więcej, po niecałych dwóch latach odstąpiłem od robienia dzieciom MO bo za dużo stresu przy tym było, dlatego że jeśli piły to piły delikatnie mówiąc niechętnie a i wszelkie dolegliwości ze strony układu pokarmowego przypisywane były właśnie piciu mikstury. Spostrzeżenia były słuszne tylko wniosek był odwrotny.
Niedawno organizmy dzieci postanowiły podłapać infekcję. Najpierw córka dosyć delikatnie bo z temperaturą niewiele ponad 37 stopni i suchym, męczącym kaszlem. Została w domu z prośbą o wylegiwanie się i wygrzewanie. Jak mogłem to robiłem macerat z prawoślazu i prosiłem o popijanie. Udało mi się jej trochę tego prawoślazu przemycić. Na zmianę podsuwałem herbatę z miodem. Kaszel jednak nie zmienił się diametralnie ale po czasie stał się mniej męczący. Po kilku dniach dopadło i syna. Kiedy wróciłem z pracy okazało się że ma powyżej 38 stopni i już leżał. Zdążył się już trochę spocić. Do mnie należało tylko przypilnowanie go aby kontynuował pocenie i donoszenie płynów. Niestety po wypoceniu, kiedy temperatura mu opadła, stwierdził, że już leżeć więcej nie będzie bo to go męczy. Wolał się snuć po mieszkaniu od telewizora do komputera (bardziej do komputera). Każda próba nakłonienia go do leżenia wywoływała niepotrzebny dodatkowy stres i nerwy.
W następnym tygodniu "rozłożyło" i żonę. Tym razem wezwała lekarza. Znajomy, miły i sympatyczny ale jak by nie było, lekarz. Zbadał ją i stwierdził zapalenie oskrzeli. Przepisał antybiotyk żeby oczywiście nie skończyło się na zapaleniu płuc. Przy okazji osłuchane były i dzieci. Lekarz stwierdził niewielkie zmiany w oskrzelach ale na szczęście nie przepisał antybiotyków. I całe szczęście w tym nieszczęściu bo cały trud poszedłby na marne. Żona oczywiście antybiotyki wybierze, tym bardziej, że teściowa już przypilnuje by wyleczyła się prawidłowo.
Dzieci też już na mnie patrzą jak na pomylonego tyrana (nie mówiąc o teściowej :)). A wystarczyło już dawno skontaktować się z lekarzem a nie tak męczyć bez sensu i jeszcze narażać zdrowie na pogłębienie infekcji.

Miałem tylko zakomunikować że dołączam do grona zmęczonych tym ścieraniem się z rodziną a tu wyszedł mi trochę dłuższy wpis. Przyjmiecie mnie do klubu? :)  


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kalina 01-02-2013, 16:29
Cytat
Przyjmiecie mnie do klubu?
Nie wiedziałam, że jest "Klub Styranych przez Rodzinę". :)

Leszek_B, głowa do góry, teściowa wiecznie żyć nie będzie ;), dzieci z wiekiem nabierają rozumu, szczególnie jak porównają swój stan zdrowia i rówieśników, jeszcze przyjdą i podziękują. Może i żona kiedyś się nawróci.
Mój mężulek po roku przerwy zaczyna podgadywać, że chyba zacznie na nowo pić MO, a ja udaję, że mnie to średnio obchodzi :).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Galapagos 01-02-2013, 21:58
Ja też dołączam do tego klubu, zresztą już dawno w nim byłam. Mój mąż stwierdził że doszczepi dzieci na co nie były szczepione, bo ja im robię krzywdę, że nie szczepię. Tak więc cóż mi pozostaje?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Leszek_B 03-02-2013, 18:36
Cytat
Mój mężulek po roku przerwy zaczyna podgadywać, że chyba zacznie na nowo pić MO, a ja udaję, że mnie to średnio obchodzi.

Jak to prawdziwa kobieta. Nic na siłę a swego dopnie :).
Dziękuję za dobre słowo.

 

Cytat
Mój mąż stwierdził że doszczepi dzieci na co nie były szczepione, bo ja im robię krzywdę, że nie szczepię. Tak więc cóż mi pozostaje?

Hmm. Tak narzekałem na swoją żonę ale w jednym udało mi się ją jako tako przekonać. Właśnie chodziło o szczepienia. Wynalazłem w Sieci wszelkie materiały dotyczące szkodliwości szczepień. Jest tego trochę. Na youtube wywiad z profesor Majewską, z doktor Jerzym Jaśkowskim, był robiący wrażenie filmik zdaje się o rodzeństwie sparaliżowanych po szczepieniach zrobiony jeśli dobrze pamiętam przez TV Lublin ale chyba został usunięty, przypadek chłopca z Kalisza. Zacząłem podrzucać i żona zaczęła się łamać. W kwestii szczepień udało mi się zasiać wiele wątpliwości. Dobrze jest podsuwać materiały z ludźmi nauki z tytułami. To z reguły ma większą siłę przebicia.
Trzymam kciuki za Ciebie. Kropla drąży skałę.

Po znakach interpunkcyjnych wstawiamy spacje. //T.



Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Maniek 16-02-2013, 15:37
Niestety też nie mogę przekonać swojej żony a co gorsza teściowej (ma duży wpływ na żonę) do zaprzestania brania i podawania leków. Wczoraj mojego pięcioletniego syna zaczęła łamać grypa, dzisiaj z rana miał 38 stopni temperatury. Powiedziałem żonie niech go położy i tylko podaje picie, puściłem nawet audycje z archiwum Radiabiosłone o podobnej sytuacji u dzieci Ryszarda, żona bała się, że wysoka temperatura doprowadzi do śmierci, a w audycji omawiane było, że dzieci miały prawie 40 stopni nie brały antybiotyków i normalnie wyzdrowiały leżąc i nic nie biorąc. Niestety przed chwilą wróciłem z pracy, teściowa już u nas jest, byli z rana u lekarza, dał im syrop i powiedział, że jak jutro też będzie gorączka, to muszą wrócić po antybiotyk. Ja już nie daję rady z tym walczyć, tłumaczę wszystkie zasady z Biosłone od długiego czasu ale traktują mnie jak jakiegoś dziwaka, który chce skrzywdzić własnego synka. Była mała awantura o to dzisiaj, chciałem po prostu się wyżalić. Martwię się o syna bo często choruje i dalej nie widzą że podawanie antybiotyków mu nie służy i za jakiś czas choroba znowu wraca.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Asia61 16-02-2013, 20:13
Tłumacz cierpliwie, nie bij.:)
Możesz pogłębić argumentację? To pomaga.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Travis 16-02-2013, 20:47
Niestety też nie mogę przekonać swojej żony a co gorsza teściowej  (ma duży wpływ na żonę) do zaprzestania brania i podawania leków. Wczoraj mojego pięcioletniego syna zaczęła łamać grypa, dzisiaj z rana miał 38 stopni temperatury. Powiedziałem żonie niech go położy i tylko podaję picie, puściłem nawet audycje z archiwum Radiabiosłone o podobnej sytuacji u dzieci Ryszarda, żona bała się że wysoka temperatura doprowadzi do śmierci, a w audycji omawiane było że dzieci miały prawie 40 stopni nie brały antybiotyków i normalnie wyzdrowieli leżąc i nic nie biorąc. Niestety przed chwilą wróciłem z pracy, teściowa już u nas jest byli z rana u lekarza dał im syrop i powiedział że jak jutro też będzie gorączka to muszą wrócić po antybiotyk. Ja już nie daję rady z tym walczyć, tłumaczę wszystkie zasady z Biosłone od długiego czasu ale traktują mnie jak jakiegoś dziwaka który chce skrzywdzić własnego synka. Była mała awantura o to dzisiaj, chciałem po prostu się wyżalić. Martwię się o syna bo często choruje i dalej nie widzą że podawanie antybiotyków mu nie służy i za jakiś czas choroba znowu wraca.

Autor tej porady poprosił mnie o wklejenie jego posta, bo chciałby zostać anonimowy z różnych względów:
Cytat
Antybiotyk ma być w płynie, a Ty zostaniesz mistrzem rozcieńczania.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lucia 16-02-2013, 21:03
Na youtube wywiad z profesor Majewską, z doktor Jerzym Jaśkowskim, był robiący wrażenie filmik zdaje się o rodzeństwie sparaliżowanych po szczepieniach zrobiony jeśli dobrze pamiętam przez TV Lublin ale chyba został usunięty, przypadek chłopca z Kalisza.
Ostatnio pokazują w walterni scenkę: kobieta łka i rwie włosy z głowy, że przez nią dziecko jest ciężko chore, gdyż go nie zaszczepiła - to jest dopiero siła przebicia!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 16-02-2013, 21:14
teściowa już u nas jest byli z rana u lekarza dał im syrop i powiedział że jak jutro też będzie gorączka to muszą wrócić po antybiotyk.
Mój ostatni rozmówca (przez 14 lat utożsamiał kalekarzy ze zdrowiem) też musiał sięgnąć dna, żeby zrozumieć, że to droga donikąd. W efekcie mówi: "To co, umierać teraz? To chociaż może jeszcze uświadomić, cokolwiek zrobić, ratować tych ludzi."

Ostatnio pokazują w walterni scenkę: kobieta łka i rwie włosy z głowy, że przez nią dziecko jest ciężko chore, gdyż go nie zaszczepiła - to jest dopiero siła przebicia!
A głupia matka, teściowa to "łyka", ale mądry przeczyta, pomyśli, sprawdzi jaka jest historia, jakie są fakty przekrętów ze szczepieniami, z powstawaniem leków, które nie mają nic wspólnego ze zdrowiem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Galapagos 16-02-2013, 22:12
Antybiotyk ma być w płynie, a Ty zostaniesz mistrzem rozcieńczania.
Brzmi znajomo.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Maniek 16-02-2013, 22:47
Tłumacz cierpliwie, nie bij.:)
Możesz pogłębić argumentację? To pomaga.

Do rękoczynów jeszcze nie dochodzi ;D. Dzisiaj cały dzień przegadałem na temat antybiotyków i trucia się tabletkami. Mam nadzieję, że w jakiś sposób przekonam żonę. Kiedyś próbowałem innych zarazić MO, KB, ZZO ale traktowali mnie jak wariata to dałem sobie spokój. Teraz jedynie skupiłem się na uświadomieniu najbliższych, zmieniliśmy sposób żywienia ale z przekonaniem do MO i odstawieniem "magicznych tabletek" na wszystko, to na razie tylko zgrzyty u nas.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kamil 16-02-2013, 23:02
Cytat
Do rękoczynów jeszcze nie dochodzi ;D.
Te jeszcze jakieś tutaj podejrzane. ;)

Cytat
Kiedyś próbowałem innych zarazić MO, KB, ZZO ale traktowali mnie jak wariata to dałem sobie spokój. Teraz jedynie skupiłem się na uświadomieniu najbliższych, zmieniliśmy sposób żywienia ale z przekonaniem do MO i odstawieniem "magicznych tabletek" na wszystko, to na razie tylko zgrzyty u nas.
Niczym bym siebie czytał. Z tym, że niektórzy traktują mnie jak wariata po dialogu podobnym do tego:
Ktoś - To dlaczego nie poszedłeś na medycynę skoro tak interesujesz się zdrowiem?
Ja -Medycyna nie zajmuje się zdrowiem, tylko chorobami i nie zdrowieniem, a leczeniem.
Ktoś - Aha. [wielkie zdziwienie]
I na tym się zaczęło postrzeganie mnie jako wariata przez kilka osób. Chociaż wiele osób się przekonało, to szkoda, że nie najbliżsi. A nie zapomnę tekstu: "nie mam czasu na czytanie tego portalu o zdrowiu oraz tego forum co mi poleciłeś, bo muszę jeszcze pójść do lekarza, mam tyle pracy i jeszcze muszę się umówić..." tam i tam, i jeszcze tam, i rozpoczęcie wymieniania setek specjalistów, i terminów, i przychodni, i badań.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Galapagos 01-03-2013, 20:58
Zaczynam się stresować. Mam dwoje dzieci 3 lata i 1,5 roku. Do tej pory starałam się o nie dbać uwzględniając ideę Biosłone. Niestety mój mąż oraz jego rodzice strasznie mi z tego powodu "dokuczają" (są kłótnie, wyzwiska, i wszystko co możecie sobie wyobrazić). Ponadto mąż zaczął sam doszczepiać dzieci na to co ja omijałam do tej pory - idzie do przychodni, przy okazji obgaduje mnie że jestem taka i owaka bo się naczytałam głupot w internecie i krzywdzę dzieci bo nie szczepię. O leczeniu antybiotykami i (nie)jedzeniu glutenu już nie wspomnę. Jestem przez nich wyśmiewana i nierozumiana i boję się o zdrowie moich dzieci. Co mam robić? W przychodni jestem jedyną znaną już wszystkim młodą mamą wariatką. Co z tego że ja dzieciom nie daję glutenu, gdy mój mąż sam zajada i częstuje dzieci, teście glutenem się zajadają cały dzień (bułki, chleb, bułki słodkie etc)? Jaki jest sens:/ Normalnie walka z wiatrakami, chodzi mi tylko o dobro moich dzieci. Ale co mam zrobić gdy on jedzie na szczepienia? Przecież jak się nie zgodzę a on zgodzi to i tak dzieci zaszczepią, a mnie jeszcze podadzą do sanepidu (mąż jest do tego zdolny) i będą próbowali odebrać mi dzieci?
Dlaczego jako matka nie mogę decydować o zdrowiu własnych dzieci? Jak pomóc moim dzieciom gdy nie mam pola do popisu? Dodam że rozwód jest brany pod uwagę, choć powodem nie jest do końca ta sytuacja.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Asia61 01-03-2013, 22:30
Porozmawiaj z mężem szczerze co myślisz i czujesz, oraz z jakimi zamiarami się nosisz. Może to nim potrząśnie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Gosia 02-03-2013, 16:31
Chyba i ja dołączę do klubu. Pijemy z mężem MO od 2 lat. Do tej pory tylko ja przeszłam grypę na samym początku, mąż czuł się bardzo dobrze, aż do teraz. Ja byłam przeziębiona od Sylwestra 2012, ale przeszłam to bardzo łagodnie i nikt się ode mnie nie zaraził. Ostatnio mąż wybrał się na ryby no i po kilku dniach go wzięło. Kazałam mu się położyć i wypocić. Na początku szło dobrze, przez 3 dni miał temperaturę i bardzo się pocił, ale według niego trwało to za długo i nie mógł już wytrzymać w łóżku. Zaczął żałować, że nie wziął na początku jakiegoś lekarstwa to by mu już przeszło, a kiedy ja zaraziłam się od niego to kupił Gripex i go użył, żeby ulżyć sobie i nie zarażać innych. Mnie też nim częstował, ale się nie dałam. Dzisiaj rano zeszło ze mnie tyle ropy, że sama się dziwię gdzie to wszystko było. Musiałam wziąć niestety Ibum, gdyż od 3 dni bolała mnie głowa i byłam nie do życia. Tłumaczę mężowi, że może jemu prędzej przejdzie, ale na dłuższą metę ja wygram. On na razie twierdzi, że następnym razem nie będzie się tak męczył tylko od razu weźmie tabletkę. Może jest w tym tez trochę mojej winy bo przestałam robić koktajle, a mąż bardzo dobrze się po nich czuł. Może jakby w czasie zdrowienia  dostał witamin z ziaren to by lżej to przeszedł i nie zniechęcił się.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lenka 09-03-2013, 10:53
Gosiu, myślę, że jeśli on sam nie zrozumie idei Biosłone, nie będzie efektu z Twojego mówienia. Wiesz, czym  skorupa za młodu...
Trudno się przestawić, gdy wszyscy dookoła mówią inaczej. My, według nich, jesteśmy wariatami,  którzy naczytali się czegoś w internecie. Mój mąż bardzo szybko zrozumiał w czym rzecz, ale nie wszyscy w rodzinie, niestety.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kwiatuszek 09-03-2013, 15:46
Czy walka jest rozwiązaniem, gdy zabraknie miłości i zaufania? Tam, gdzie jest zaufanie, jest miłość, jest komunikacja, troska. Bez tego trudno tworzyć związek, ale to już jest kwestia drogi każdego człowieka, to aspekt, w który nie sposób publicznie ingerować. Poza tym w kwestii związków dobrą zasadą jest "nie sra się do swojego gniazda". Również nie obmawia partnera za jego plecami. Są sprawy, które można przedyskutować, są metody i sposoby na więź i komunikację dwojga ludzi. Jednak szanowanie siebie i swoich poglądów powinno dotyczyć obu partnerów. Miłość nie zawsze oznacza te same myśli czy idee.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kamil 09-03-2013, 17:37
Cytat
Jednak szanowanie siebie i swoich poglądów powinno dotyczyć obu partnerów.
Wybacz za wyrwanie zdania z kontekstu. Jednak jak tutaj ze spokojem uszanować poglądy partnera w stylu "podaj mu antybiotyk bo inaczej dziecko umrze", czy też "szczepienia są potrzebne, bo inaczej nasze dziecko może poważnie zachorować!"? Kiedy dyskusja nie wchodzi w grę, rozmowa nic nie daje, podsyłanie wiadomości z innych źródeł nie pomaga, a Twoje własne dziecko cierpi...


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kwiatuszek 09-03-2013, 20:33
Kamilu, nieumiejętność dogadania się między partnerami w kwestii zdrowia własnych dzieci zazwyczaj ma początki gdzieś indziej, często dużo wcześniej. To jest już tylko efekt zaniedbań we wcześniejszej komunikacji. Ponadto jestem przekonana, że na stan zdrowia dziecka ma wpływ atmosfera panująca w domu, gdyż stres znacząco wpływa na funkcjonowanie grasicy (nie mówiąc o poczuciu krzywdy, odrzucenia, jakie czują dzieci, gdy Rodzice są w niezgodzie, gdy w domu brakuje harmonii, gdy dziecko nie wie, co go jutro czeka). Ponadto wiem, że dla prawidłowego przebiegu choroby niezbędny jest spokój u Rodziców i głęboka ufność Rodziców w zdolności organizmu. Często ten spokój początek bierze u matki, która ma z dzieckiem wyjątkową więź, to kobieta uczy wrażliwości mężczyznę i w przypadku dziecka to matka powinna być ostoją. Myślę, że wielu mężczyzn nabrałoby wówczas zaufania do naturalnych procesów jakim są narodziny, ale i choroby. Popatrz na to forum, ile mam podczas infekcji jest pełnych spokoju i zaufania, ile mam nie stosuje leków, gdy zaczyna się infekcja? Nie oceniaj, popatrz realnie na życie. W kwestii związków problem zawsze ma dwa oblicza i dotyczy dwóch osób. Na to jak komunikujemy się ze światem wpływ ma wiele czynników, jednym z nich są nasze własne narodziny... Naprawdę kwestia komunikacji między partnerami wymaga pracy, miłość zaś potrzebuje każdego dnia pielęgnacji. Miłość to umiejętności kochania partnera takim jaki jest, to umiejętność całkowitego otwarcia się przed partnerem. Jednak szczęście, mam wrażenie, że może pochodzić wyłącznie z Twojego wnętrza, że nikt inny nie sprawi, że będziesz szczęśliwy. Myślę, że jeżeli uświadomimy sobie, że to my jesteśmy odpowiedzialni za nasze szczęście, jeżeli będziemy robić to co kochamy i tryskać radością, to nasi partnerzy z ufnością przyjmą to co mamy im do zaoferowania.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: xxlilithxx 30-03-2013, 23:56
Zaczynam się stresować. Mam dwoje dzieci 3 lata i 1,5 roku. Do tej pory starałam się o nie dbać uwzględniając ideę Biosłone. Niestety mój mąż oraz jego rodzice strasznie mi z tego powodu "dokuczają" (są kłótnie, wyzwiska, i wszystko co możecie sobie wyobrazić). Ponadto mąż zaczął sam doszczepiać dzieci na to co ja omijałam do tej pory - idzie do przychodni, przy okazji obgaduje mnie że jestem taka i owaka bo się naczytałam głupot w internecie i krzywdzę dzieci bo nie szczepię. O leczeniu antybiotykami i (nie)jedzeniu glutenu już nie wspomnę. Jestem przez nich wyśmiewana i nierozumiana i boję się o zdrowie moich dzieci. Co mam robić? W przychodni jestem jedyną znaną już wszystkim młodą mamą wariatką. Co z tego że ja dzieciom nie daję glutenu, gdy mój mąż sam zajada i częstuje dzieci, teście glutenem się zajadają cały dzień (bułki, chleb, bułki słodkie etc)? Jaki jest sens:/ Normalnie walka z wiatrakami, chodzi mi tylko o dobro moich dzieci. Ale co mam zrobić gdy on jedzie na szczepienia? Przecież jak się nie zgodzę a on zgodzi to i tak dzieci zaszczepią, a mnie jeszcze podadzą do sanepidu (mąż jest do tego zdolny) i będą próbowali odebrać mi dzieci?
Dlaczego jako matka nie mogę decydować o zdrowiu własnych dzieci? Jak pomóc moim dzieciom gdy nie mam pola do popisu? Dodam że rozwód jest brany pod uwagę, choć powodem nie jest do końca ta sytuacja.

Wybacz, ale dopiero teraz zaczynasz się stresować? To są Twoje dzieci i powinnaś robić wszystko, by zadbać o ich zdrowie. Ty jesteś ich matką i to właśnie Ty jesteś po to, by je chronić. Sanepid z Tobą nie wygra, nie mają podstaw. Poczytaj w wątku o szczepieniach. Możesz sobie zadawać te pytania, ale czas leci, a mąż działa destruktywnie na zdrowie dzieci, dlatego czas zacząć działać, bo bierne czekanie przynosi same straty. Widać, że między Tobą a mężem jest przepaść. To bardzo smutne...

Taka walka to często tytaniczna harówa, także emocjonalna, ale wartość jaką niesie ze sobą cel, którym jest zdrowie dziecka przewyższa cenę wszystkich wysiłków.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 19-12-2013, 20:27
11 lat! Tyle czekałem na usunięcie przez organizm Damiana syfu, który w zasadzie zalegał od urodzenia. Przypomnę, że na drugi dzień po narodzinach dostał, jak to nazwali, zachłystowego zapalenia płuc (inkubator, antybiotyki w szpitalu przez dwa tygodnie). Wtedy informowano nas, że dziecko może nie przeżyć. Wielu lat trzeba było, żeby skojarzyć ten wypadek z reakcją małego, bezbronnego organizmu na podane szczepionki. Mendy! Jeszcze przez cztery lata tkwiliśmy w ogłupieniu pacjenckim, jedzenia syfu i wizyt u lekarzy.

Po rewolucji Damian pił MO od 2007 do lutego 2012 roku, ale jadł śmieci, zwłaszcza podczas mojej nieobecności. Na początku lutego 2012 przerobiliśmy szpital, zresztą w tym wątku wszystko jest opisane wcześniej. Prawie dwa lata bez MO (choć czasem się zdarzało). Przez te dwa lata dużo się zmieniło w podejściu do jedzenia u mojej rodziny, a już ewidentnie u Damiana. Najważniejsze, że on zdaje sobie sprawę, co może mu zaszkodzić i jak czasem spróbuje, to sam siebie oszukuje.

Przez te dwa lata od pamiętnego lutego 2012 roku zauważyłem pewną prawidłowość u Damiana. Wcale niepotrzebne było zjedzenie syfu, żeby tchawica zaczęła dawać ten okropny dźwięk. Pomimo poruszania się w DP, tchawica wracała, raz mniej, raz więcej. A dlaczego? Bo to się nazywa mądrością organizmu, w myśl zasady, że nie ma innego wyjścia, jak zachorować w tej części, by wyczyścić tkankę. Tak więc Damian ni z tego, ni z owego łapał "choroby" tchawicy. Pomijając to co zjadał, szybko łapał znajomy dźwięk z rury po bieganiu na świeżym powietrzu, zwłaszcza na jesieni, w zimie, po lekcjach W-F, itd. Brakowało tylko jednej rzeczy, konkretnej infekcji. Z tym u niego było zawsze ciężko.

Tydzień temu wreszcie się zaczęło, najpierw znajomym charczeniem z tchawicy i kiedy wydawało się że minie, wreszcie organizm zdecydował się na zapalenie. Czy było to zapalenie oskrzeli, czy płuc, dla mnie to bez znaczenia. Objawy nie wskazywały na podawanie jakiegokolwiek leku, co pewnie uczyniłby niejeden rodzic, dziadek, czy babcia. Tradycyjnie Damian zaczął łapać cięższy oddech, z typowym dźwiękiem pomiędzy świstem, a rzężeniem, ale jeszcze nie flegmy, która mogłaby się oderwać i dać komfort oddechu. I tak przez dobre pięć, sześć dni. Pomimo braku gorączki, jednak podkrążone oczy i bladość skóry skłoniły nas do pozostawienia dziecka w domu. Damian nie leżał, bo jego organizm nawet się tego nie domagał. O różnych porach dnia ból przy kaszlu nasilał się i malał, noce przesypiał bez najmniejszego problemu.

Dziś po śniadaniu zaczął się dźwięk, na który czekałem 11 lat! Mokry, odrywający się kaszel, masy wydzieliny z toksynami, które krępowały go tyle czasu. Poszło pięknie, wspaniała orkiestra dla moich uszu! A on sam już rwie się do wyjścia z domu.





Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Lusiak75 19-12-2013, 21:20
 Machos tylko pozazdrościć;)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Leszek_B 19-12-2013, 22:20
Darek, też Ci zazdroszczę. Szczególnie świadomości prozdrowotnej w rodzinie. Gratuluję Damianowi podłapania takiej pięknej infekcji :).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 20-12-2013, 00:55
Darek, też Ci zazdroszczę. Szczególnie świadomości prozdrowotnej w rodzinie.

Były momenty, że byłem bliski załamania, później przychodził moment olewania, zobojętnienia i wyczekiwania na odpowiedni moment, by działać. Piszę przede wszystkim o doświadczeniu życiowym sprzed dwóch lat i wcale "nie trzymałem byka za rogi".

Pół roku później, pod koniec sierpnia 2012 roku przyszła okazja, by pokazać, jak łatwo można dziecku zaszkodzić. Ja zostałem w domu, rodzina pojechała na dożynki łowickie, a tam ciasta, obwarzanki, słodycze. Ledwie pod koniec maja wyszliśmy z bólu tchawicy (prawie cztery miesiące słuchania każdego dnia setki razy "boli! boli!"), a tu syn wrócił z masakryczną rurą. I to był przełom!

Moje milczenie, mój pokaz. Zacisnąłem w bólu zęby i czekałem, i znowu czekałem w milczeniu by nie wybuchnąć. I słyszę: "Nie chcę nigdy więcej popełnić już tego błędu, bo nie chcę, żeby on cierpiał". Odpowiedziałem: "Tak!? To w takim razie poznamy to po owocach, bo żadne zapewnienia mnie nie obchodzą, bo co mi po nich, skoro nie wiem, co się wydarzy za miesiąc, za pół roku".

Dziś edukacja obejmuje już moje dzieci, bo są inteligentne i są cwane, słuchają mnie albo nie, droczą się ze mną, kłócą się. To już nie są dzieci, którymi daje się totalnie rządzić. To one już oceniają jakiego mają ojca, a jaką matkę, babcię, dziadka i tutaj potrzeba już rozmów, dyskusji. Najważniejsze, że mamy wspólny język i są okazje, by rozmawiać o zdrowiu i w ten sposób docierać do nich. Mocnym argumentem są ich umiejętności sportowe, u Wiki również niesamowite umiejętności intelektualne, a ja umiejętnie im wpajam, że mają to nie od klusek, chlebów, bułek, słodyczy, płatków, czy samych warzyw.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 20-12-2013, 02:20
Od czasu kiedy poznałem zasady funkcjonowania organizmu (Biosłone), w mojej rodzinie było kilka infekcji wirusowych i bakteryjnych. Wszystkie przebyte bez żadnych leków, w tym anginy bez antybiotyków. Jedyne co używamy to prawoślaz i miód (siorbanie gorącej, słodzonej miodem herbaty). Przy silnym bólu ewentualnie nurofen. No, ale "specjaliści" (http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/1,105912,7339338,Angina.html) wiedzą lepiej.
Cytat
Z anginą bakteryjną upora się tylko antybiotyk. Trzeba zażywać go w takiej dawce i przez tyle dni, ile zlecił lekarz i nie zmieniać na własną rękę na inny. Konsekwencje niedoleczonej anginy mogą być groźne.

Dziś po śniadaniu zaczął się dźwięk, na który czekałem 11 lat! Mokry, odrywający się kaszel, masy wydzieliny z toksynami, które krępowały go tyle czasu. Poszło pięknie, wspaniała orkiestra dla moich uszu! A on sam już rwie się do wyjścia z domu.
Ktoś pomyśli, że jesteśmy nienormalni, bo radośnie reagujemy na infekcje naszych pociech. Podobnie miałem w sobotę. Córa wieczorem stwierdziła, że źle się czuje - ból głowy, łamanie w kościach. byłem zadowolony, bo w odróżnieniu od syna, mało tych "chorób" w swoim życiu miała. Od razu stwierdziłem, że ma szkołę z głowy w tym tygodniu. Liczyłem na to, że trochę ją ruszy oczyszczanie. Niestety ;) we wtorek było po wszystkim, a w czwartek już poszła do szkoły (sama chciała).
Machos, syn mój miał wiele razy blokowane infekcje (zapalenie oskrzeli). Wszystko zaczęło się od trzeciego miesiąca życia. Do roku antybiotyki co miesiąc. Później już rzadziej. Ale do tego doszło podłe jedzenie (mleko UHT i płatki były podstawą) oraz zbyt intensywny sport w młodym wieku (II miejsce - Mistrzostwa Polski w boksie). Dzisiaj każdego poranka odchrząkuje i wypluwa spore ilości flegmy. Tak że jeszcze się nasłuchasz. Chyba, że łazienkę masz daleko od... uszu. ;)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Alinka12 28-01-2014, 08:08
Moja córka kaszle od około 3 tygodni, cały czas kaszel jest mokry z różnym nasileniem, stawiałam gumowe bańki, parzyłam na noc lipę, podawałam syrop z cebuli, syrop z buraka, miód. Ale kaszel nadal trwa, nie ma gorączki, czuje się dobrze. Prawoślazu nie podaję, bo kaszel cały czas jest mokry. Ale zamiast słabnąć to on narasta. Infekcja zaczęła się od mega mocnego kataru. Co mam robić? Bo to już tak długo trwa?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Fazibazi 28-01-2014, 09:14
Cieszyć się bo kolejne "razy" będą łagodniejsze :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 28-01-2014, 10:08
Co mam robić? Bo to już tak długo trwa?
Ma trwać, dokąd ma trwać. Niczego Pani nie zrozumiała? Proszę przestać stawiać te bańki i podawać syropki. Po co? Żeby przeszkadzać organizmowi w wydaleniu krążącej we krwi ropy, czym w istocie jest flegma?


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Poszukująca 28-01-2014, 22:44
Cytat
Moja córka kaszle od około 3 tygodni, cały czas kaszel jest mokry z różnym nasileniem, stawiałam gumowe bańki, parzyłam na noc lipę, podawałam syrop z cebuli, syrop z buraka, miód. Ale kaszel nadal trwa, nie ma gorączki, czuje się dobrze. Prawoślazu nie podaję, bo kaszel cały czas jest mokry. Ale zamiast słabnąć to on narasta. Infekcja zaczęła się od mega mocnego kataru. Co mam robić? Bo to już tak długo trwa?
Moi dwaj synowie (3,5 i 1,5 roku) jak zaczęli kaszleć i smarkać z początkiem listopada tak skończyli na początku stycznia (z kilkudniowymi przerwami, gdy wydawało się, że już będzie dobrze). U młodszego wyglądało naprawdę groźnie. Pierwsza infekcja była z gorączką i kaszlem do wymiotów, głównie nocą. Kolejne już bez gorączki, ale kaszel koszmarny i katar uniemożliwiający normalny sen. Łapał taką infekcję jakby 3 razy, za każdym razem trwała krócej. Po ostatniej przyszedł czas na wirusówkę pokarmową (objawiała się silnym osłabieniem, brakiem łaknienia i trochę luźniejszymi stolcami). Kiedy mu przeszło dostał takiego apetytu, że nie nadążałam gotować, zaczął też jeść jajka, którymi wcześniej pluł, w ogóle smakuje mu wszystko, jest zdecydowanie mocniejszy i pogodniejszy niż przed tą infekcją, wreszcie ma rumieńce! Na własne oczy zobaczyłam jak infekcje mogą wzmocnić organizm dziecka. Przy tych kaszlach podawałam czasem syrop z bzu czarnego, ale to bardziej po to, żeby ich uspokoić jak byli bardzo rozdrażnieni i nie mogli zasnąć. Jako mama wiem, że czasem można mieć dość i trochę panikować, ale lepiej to przetrzymać i dać dziecku warunki do odchorowania na zdrowie.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 28-07-2014, 14:43
Dziś edukacja obejmuje już moje dzieci, bo są inteligentne i są cwane, słuchają mnie albo nie, droczą się ze mną, kłócą się. To już nie są dzieci, którymi daje się totalnie rządzić. To one już oceniają jakiego mają ojca, a jaką matkę, babcię, dziadka i tutaj potrzeba już rozmów, dyskusji. Najważniejsze, że mamy wspólny język i są okazje, by rozmawiać o zdrowiu i w ten sposób docierać do nich.

Zacytowałem ten fragment, ponieważ o zdrowiu, to u nas się dyskutuje. Damianowi idzie trzynasty, a Wice dziesiąty rok życia.

Pisałem, często mówiłem w RadiuBiosłone, że Wika mniej szczepiona (po narodzinach tylko przez pierwszy rok), start do zdrowia miała o wiele lepszy od syna, dlatego łatwiej przychodziły jej prozdrowotne objawy organizmu z pomocą kaszlu, kataru, gorączki, itd.

Tygodnie, miesiące i lata mijają zgodnie z zasadami BPP i zauważam, że tak jak organizm syna rośnie, tak jego narządy rozwijają się prawidłowo. Stan nabłonka jelitowego u syna jest coraz lepszy, co wpływa pozytywnie na jego organizm.

Syn co dwa, trzy dni pije MO od dobrego roku i odżywia się zgodnie z BPP. Gluten w domu eliminujemy, ale incydentalnie zdarza się, że coś tam zje z jego dodatkiem. Podam dwa przykłady z kilku, ale zaznaczam, że sposób takiego jedzenia zdarza się incydentalnie:

1. Na komunii Wiki w maju tego roku zjadł rosół z kluskami i poczęstował się ciastem i komunijnym tortem.

2. Całkiem niedawno, tydzień temu podczas weekendu u znajomych, zażyczył sobie cały talerz pierogów z mięsem.

W obu tych przypadkach i kilku innych nie stałem i nawet nie zamierzałem stać nad nim, jak kat, by zwracać mu uwagę. Zawsze obserwowałem, obserwuję i w takich przypadkach mówię sobie: – Niech mu idzie na zdrowie! Niech Damian zdaje sobie sprawę, że po pierwsze, może czasem tak zjeść, po drugie, jego ojciec nie jest tyranem, bo w końcu nasze relacje synowsko-ojcowskie też nam wychodzą na zdrowie. Poza tym już zbyt długo znam organizm syna, by mu zakazywać w obawie, że coś mu się stanie.

Myślicie że coś niepożądanego się u niego dzieje? Nic! Nie ma problemów z krtanią, z tchawicą, z oskrzelami, nie dusi się, tak więc pisząc językiem (tfu!) medycznym, nie ma alergii, a tym bardziej anafilaksji. Glutenowe incydenty już Damianowi nie przeszkadzają.

Z córką jest więcej pracy, ponieważ przestała pić MO, a przyczyną takiego stanu rzeczy jest moja małżonka. MO pije, ma objawy oczyszczania, a córka to widzi. I tak nie ma sensu, żebym się nią przejmował, ponieważ Damian też miał długą przerwę po anafilaksji (http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=10738.msg153007#msg153007), a stopniowo wrócił do wszystkiego i wróciło mu zdrowie. Wika odżywia się zgodnie z piramidą zdrowego odżywiania.  (http://portal.bioslone.pl/piramida_zdrowego_odzywiania)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Gosiek 19-09-2014, 08:36
Wracając do "klubowiczów"...
Mam w tej chwili anginę i nie zażywam żadnej chemii. Mama się do mnie nie odzywa, więc nawet nie mam jak dyskutować. Za to siostra...:
- Przecież możesz mieć później powikłania. Ja po anginie miałam zapalenie stawów!
- Ale brałaś wtedy antybiotyk?
I na tym rozmowa się skończyła. 
To mądre i kochające osoby. Ale to nie one dziesięć lat temu zdecydowały, że nie będą brać chemii, chyba że w wyjątkowych przypadkach. To jest tylko moja decyzja. I tak kieruje naszym dzieckiem. Mąż nie jest przeciwny, ale sam nie był w stanie wytrwać.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 29-09-2014, 16:52
Myślicie że coś niepożądanego się u niego dzieje? Nic! Nie ma problemów z krtanią, z tchawicą, z oskrzelami, nie dusi się, tak więc pisząc językiem (tfu!) medycznym, nie ma alergii, a tym bardziej anafilaksji. Glutenowe incydenty już Damianowi nie przeszkadzają.

Pochwalę się wam, bo mnie ojca rozpiera duma! Damian, (co już zresztą pisałem, rekreacyjnie raz w tygodniu gra w tenisa, gra z kolegami w piłkę, jak to chłopak w jego wieku, 12,5 roku aktualnie) dziś pobiegł na 1000 metrów w cztery minuty i dwie sekundy. Zanotował drugi wynik w szkole. Podkreślam to, bo chłopak nie biega, a więc nie uczęszcza na "czwartki lekkoatletyczne", nie zaprzęga się w ten cykl ćwiczeń (moja zasługa), a jednak, chyba domyślacie się, skąd ma paliwo na taki power.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Kalina 30-09-2014, 17:23
Bardzo szybko zregenerował się organizm Twojego syna. Widocznie nie było takiego spustoszenia jak u mojego syna.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 30-09-2014, 17:46
Bardzo szybko zregenerował się organizm Twojego syna. Widocznie nie było takiego spustoszenia jak u mojego syna.

Trzeba wziąć pod uwagę czas, od kiedy zaczęliśmy stosować BPP wszyscy, a więc od kwietnia 2007 roku. Dziś mamy tego rezultat i byłoby jeszcze łatwiej, gdyby nie to całe szkodliwe towarzystwo rodzinne wokół Damiana, zwłaszcza dokarmianie chlebkami i innymi przetworzonymi z incydentem na początku 2012 roku. Pisałem to wielokrotnie, że toczyłem boje o jego zdrowie. Dziś chłopak sam czuje się pewnie w grupie, w klasie, chodzi pewny siebie. Jest szczupły, widać na nim każdy mięsień, przerósł wielu kolegów z klasy (ma 160 cm), których rodzice są wyżsi ode mnie i mojej żony, a jeszcze nie zaczął okresu pokwitania.

Ogromną radość mam z córki. Dziś przyniosła klasówkę z dyktanda, z ortografii. Mówi do mnie dumnie – Zobacz sobie, co dostałam. Otworzyłem zeszyt i zobaczyłem "W", kiedyś "6". Pod oceną podpis nauczyciela i dopisany wyraz "Brawo!". Córka dumnie oznajmiła, że dyktando napisała najlepiej z klasy.

Owszem, moim dzieciom zdarzają się słabsze oceny, słabsze dni, bo nie zaprzęgamy ich do książek i zeszytów (choć Wika znowu zaczyna sama szaleć i wypożycza i czyta na potęgę książki), nie zależy nam na wypełnianiu rodzicielskich ambicji, żeby mieć prymusa, bo wiemy, co z tego w przyszłości wychodzi. W zasadzie staramy się i to nam się udaje, wpoić obowiązek dnia codziennego, więc minimum przy zadanej pracy domowej, ale przede wszystkim uczymy ich życia, zachowania się w określonej sytuacji, a więc wychowania mądrego, kulturalnego człowieka, a nie wykształconego magistra, a tak naprawdę tumana.

Kalino, napisz coś więcej o twoim synu, jak u niego z BPP.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-08-2016, 00:56
Wstawiam kolejny wpis dotyczący Damiana. Jak widzicie, ostatni wpis jest z września 2014 roku, więc czas najwyższy napisać, co dzieje się z Damianem. Poza tym jakby nie było, Damian jest bohaterem jednego rozdziału, tomu III, książki "Zdrowie na własne życzenie". Zastanawiałem się już wielokrotnie, kiedy wreszcie napiszę kolejne świadectwo prozdrowotne. Miesiące minęły, Damian wciąż zdrowiał. Ja z kolei wciąż nie pisałem. Wahałem się. Miałem obawy wynikające stąd, że napiszę, pochwalę odzyskane zdrowie syna, a jemu znowu coś się przyplącze, bo być może popełni błąd żywieniowy.

W tym miejscu wypada, żebym przypomniał, że bałem się powrotu reakcji anafilaktycznej, która kiedyś wystąpiła w jego tchawicy, nie mógł swobodnie oddychać i w efekcie wylądował w szpitalu. Oczywiście samo przecież się nie zrobiło, bo trzeba było nakarmić dziecko glutenem, do tego sztucznymi, nienaturalnymi substancjami występującymi w czymś do zjedzenia i w efekcie przyszło nieszczęście. Czekałem więc na odpowiedni moment, pilnując i syna i rodziny na ile to było możliwe, żeby po prostu nie popełnili błędu, a pilnowali zasad Biosłone.

W pamiętnym lutym 2012 roku Damian przebywał już w domu po kilkudniowym pobycie szpitalnym. W zasadzie na naszą prośbę jak najszybciej wyciągnęliśmy go stamtąd po tych kilku dniach pobytu, bo lekarze już swoje zrobili, tchawica stanęła w martwym punkcie i teraz do zdrowia potrzebny był czas. Mój syn odpoczywał zawsze w nocy, bo podczas snu wyciszały się wszystkie objawy, czym uspokajał całą, rozkołataną emocjami rodzinę. Stawiał nas wszystkich na nogi, dodawał kolejnych emocji, kiedy się budził kolejnego dnia. Tuż po przebudzeniu się wypowiadał pierwsze słowo – Boli. Tym słowem zaczynał dzień i powtarzał je aż do kolejnego snu. To słowo wypowiadał setki razy w ciągu dnia.

Czas mijał, a my oboje z żoną powoli przyzwyczailiśmy się do tego Damianowego bólu. Ja bardziej, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że zagrożenia życia nie ma i gdzieś tam wiedziałem i czułem, że organizm goi ranę w tchawicy. I rzeczywiście goił. Mijały tygodnie, Damian coraz rzadziej wypowiadał słowo na temat jego bolącej tchawicy, przy którymś tam z jego kolejnych wdechów. Pamiętam doskonale, że przy oddychaniu, to wdech zawsze był z charakterystycznym bolesnym charczeniem, a przy wydechu był spokój. Ból był coraz rzadszy, aż wreszcie minął. Minął bez leków, bez dodawania czegokolwiek do jedzenia syna, bez najmniejszego suplementu. Była to tylko dieta, przede wszystkim eliminująca wszystko to, co zbożowe i mleczne. Wreszcie przyszedł moment, że któregoś, co by nie mówić, po prostu pięknego dnia, syn obudził się, a my przyzwyczajeni czekaliśmy na to jedno niemiłe słowo. Ale nic takiego już nie wystąpiło. "Boli" odeszło do historii.

Już od początku tego całego, nieprzyjemnego momentu w moim życiu i mojej rodziny, potwierdziły się moje przypuszczenia. Żaden z lekarzy – szkodników, do których czasem zaciągnęła syna żona, nie był w stanie zrobić kompletnie nic i nigdy nie zrobiłby w celu poprawy jego zdrowia. Jedyny, prewencyjny wyjątek był w szpitalu, zresztą z powodu błędu na własne życzenie. Pamiętajcie o tym, zanim pobiegniecie do kolejnego profesora medycyny, bo srogo się zawiedziecie.

Przykład mojego syna jest o tyle edukacyjny, że po tej szpitalnej prewencji, wygaszeniu objawów, trzeba umiejętnie zrezygnować z leków, zastosować dietę, po której nie będzie nawrotów alergii i czekać, zaufać organizmowi. To jest najlepsze, co można zrobić, by wyjść z kłopotów. Każde postępowanie związane z bieganiem po lekarzach, to proszenie się o kolejne kłopoty. Dawanie dziecku do jedzenia byle czego, nawet z piciem mikstury na niewiele się zda.

Ból był sygnałem, ale był zarazem nieustanną pracą organizmu, gojeniem rany, która powstała w wyniku reakcji anafilaktycznej po glutenie. Wielokrotnie tłumaczyłem żonie, że choć dziecko się męczyło, bo w końcu komfortu nie miało, jednak nie było z nim wcale gorzej i prosiłem o pozostawienie w spokoju. W efekcie Damian nie był męczony żadnymi, nawet przeciwbólowymi lekami, bo i tak już wcześniej brał je w szpitalu i po szpitalu, zresztą z marnym efektem. Leki na tyle ile mogły cokolwiek pomóc, to pomogły, ale ból pozostał. Ból był, ale z jego pomocą organizm goił i wygoił rany. Nic nie mogłem poradzić, że tak wolno, ale wreszcie nastąpił koniec.

Damian zaczął funkcjonować normalnie, o czym już wcześniej tutaj pisałem, a my oczywiście zwracaliśmy uwagę na to, co znalazło się na jego talerzu. Ja z kolei w którymś momencie zacząłem podawać mu miksturę, na początku w wersji bez soku z cytryny. W końcu po kilkunastu tygodniach bez reakcji, zacząłem kroplą z soku z cytryny uzupełniać właściwy skład.

Minęły dobre trzy lata, a charcząca tchawica nie wracała. Zdawałem sobie sprawę, że przyjdzie moment i organizm Damiana sprawdzi, na ile jest zdrowy, kiedy na talerzu trafi mu się jakiś makaron, bądź chleb z wędliną na śniadanie. Domyślacie się, że o taki sprawdzian bardzo łatwo.

W stanie największej wrażliwości organizmu, a więc te cztery lata temu, reakcja występowała niemal natychmiast do pół godziny po zjedzeniu, choć objawy zdarzały się po czasie, nawet po parunastu godzinach od zjedzenia szkodliwej rzeczy. Teraz po długim okresie profilaktyki prozdrowotnej, po zjedzeniu kanapki, dwóch kanapek, pizzy, ciastka, cukierka, batonika, loda, sera białego bądź żółtego, wypicia mleka, nie ma żadnej reakcji alergicznej, tym bardziej anafilaktycznej! I to jest największy sukces odniesiony przez jego organizm, argumenty, które przemawiają za zdrowiem mojego dziecka! Mogę się tylko domyślać, że jelita są uszczelnione, więc nie ma możliwości zetknięcia się któregoś niestrawionego białka w nieszczelnym przewodzie pokarmowym z systemem odpornościowym. Brak reakcji obserwuję już od ponad roku, ale nic do tej pory nie pisałem, bo po prostu nie chciałem zapeszyć.

Wiele lat temu Damian, jak to dzieciak, chłopak, biegał, wszędzie go było pełno. Doskonale pamiętam, że po każdym mocniejszym wysiłku związanym z bieganiem, powietrze łapał jak ryba, nie mógł go nabrać pełną piersią. Coś go tam krępowało, więc wciągał powietrze i próbował to bezskutecznie odkaszlnąć. Oczywiście nie mógł tego zrobić, bo był nieźle zblokowany lekami – nie pomijam celowo szczepień – od początku swojego życia, do czwartego roku. Od końca 2014 roku po każdym wysiłku syna, niczego takiego już nie obserwuję. Oddycha pełną piersią, ponieważ profilaktyka prozdrowotna zrobiła swoje. I żeby nie skupiać się już tylko na jego oddechu, to co mnie ojcu bardzo imponuje, to jego fizyczna sprawność.

Już pod koniec piątej klasy, od kwietnia do czerwca 2014 przyszły wyniki związane z bieganiem na różne dystanse, bo syn po prostu lubił biegać, a że przychodziło mu to z łatwością, to doszedł element rywalizacji z rówieśnikami. Najlepiej było to widać względem kolegów, z którymi chodził do klasy. Każde bieganie, czy to na krótkim, czy długim dystansie, dawało w efekcie pierwsze miejsce. Nie byłem zdziwiony kiedy startował w zawodach międzyszkolnych, w których bywało różnie, ale wiadomo, mierzył się z zawodnikami, którzy już trenowali po kilka razy w tygodniu, a on robił to bez trenera z czystej ciekawości, jak to jest.

Na początku zeszłego, a więc 2015 roku zapisał się na "Czwartki lekkoatletyczne". Poprosił mnie, żebym podpisał zgodę. W zawodach wziął udział pięć razy i z każdych zawodów przynosił dyplom. Najlepiej biegało mu się na 60 metrów, gdzie czterokrotnie był drugi, z kolei w skoku w dal jednego razu również udało mu się zdobyć drugie miejsce. Chłopak bez treningu, bez trenera, z panią od WF-u wybierał się na zawody i rywalizował z zawodnikami ze szkół ze Skierniewic i spoza Skierniewic. Dyplomy powiesił sobie i do dziś wiszą na szafie. Jakie wielkie było jego rozgoryczenie, kiedy nie mógł wziąć udziału w finałach "Czwartków", a więc zawodników najlepszych z najlepszych w Polsce, ponieważ za późno zapisał się na "Czwartki" regionalne i zabrakło mu jednego udziału w zawodach, promującego go z jego wynikami do tychże finałów. Tak minęła szósta klasa.

We wrześniu 2015 stał się uczniem gimnazjum i znowu w klasie "wyjmował" na WF-ie pierwsze miejsca w różnego rodzaju ćwiczeniach, biegach, itd. Robił to ot tak bez przymusu, z przyjemnością do tego stopnia, że czas odchorowania przeziębienia w domu odliczał sobie do dnia, kiedy będzie lekcja WF-u. W tym dniu był już "zdrowy" – kombinator jeden. Czasem hamowaliśmy go na siłę w domu, kiedy widzieliśmy, że do szkoły, a co dopiero na WF, się nie nadawał. I tak to, co by nie mówić, radośnie upłynął rok w pierwszej klasie gimnazjum, a Damian wymyślił sobie w te wakacje grę w kosza i zapisał się do klubu koszykarskiego.

Chodzi na treningi dwa razy w tygodniu. Nauczył się wielu ciekawych, technicznych rzeczy, wymagających przede wszystkim myślenia, a nie bezmyślnego grania. Dwa razy zaciągnął tatę, żeby obejrzał go w akcji. Zdarzyło mi się już grywać z Damianem, bo sobie tego życzy. Bardziej stoję mu na drodze, kiedy robi dwutakt, więcej podaję piłki i wymyślam mu różne kombinacje, bo zamęczyłbym się po 10 minutach z nim, a tak łączymy przyjemne z pożytecznym. Gra w kosza z kolegami z drużyny i bez przesady, jest lepszy od nich w krótkim, intensywnym, interwałowym wysiłku – od kilkuletnich, wytrenowanych zawodników, którzy głośno i szybko w przeciwieństwie do niego oddychają. Aż pytam się później w domu – Zmęczyłeś się? Odpowiada – Mógłbym mocniej – więc tłumaczę mu, żeby nie wychylał się przed szereg i trenował dla własnej przyjemności, bo trener zrobi mu mocniejszy trening.

Pośród tych wielu zdań na temat mojego syna, odnoszących się do bardzo dobrej formy fizycznej, jakie daje mu po prostu jego zdrowie, nie zapominam napisać, że kłopotów z nauką nie mieliśmy, ponieważ przykładał się, choć nie zawsze, do tego, co mu nauczyciele kazali nauczyć się w szkole. Zresztą, kto mnie zna, wie, że nie jestem z tych rodziców, co każą dziecku być prymusem.

Czas mija i Damian przez te ponad cztery lata się zmienił, z dziecka zrobił się po prostu młodym człowiekiem. Wyrósł, podwoił wagę. Narządy urosły i co najważniejsze, można domyślać się, ze mają zdrowe komórki. W sierpniu 2016 Damian mierzy ok. 1,80 m i waży ok. 60 kg. Rośnie dalej i zwiększa wagę, co oczywiste, bo jest w tej chwili czternastolatkiem.

Cieszę się, że mogę patrzeć, jak z chorowitego niegdyś dziecka, wyrósł młody, zdrowy, myślący człowiek. Z Damianem mam bardzo dobry kontakt, są rozmowy, dyskusje, możliwość oceny sposobu jego myślenia, w czym mu pomóc, a w czym już nie wyręczać. Myślę, że zdają sobie z tego sprawę niektórzy, choć nie wszyscy rodzice, jak ważny jest kontakt z takim gimnazjalistą/ką, możliwość rozmowy, a nie zamykanie się dziecka w pokoju i rodzic nie wie, co młodemu człowiekowi chodzi po głowie.

Od Damiana czasem słyszę – Darek Machos, wielki żywiciel rodziny – i to mi wystarcza za wszystko, co do tej pory dla niego zrobiłem.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Udana 10-08-2016, 07:20
Machos piękna historia. Prowadzenie tak dzieciaka wymaga mądrości i odwagi rodziców. Gratuluję!
Chciałoby się powiedzieć Damian aleś wyrósł....:)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Shadow 10-08-2016, 08:34
Coś jest na rzeczy z lekkoatletami i tchawicą :) Też w gimnazjum byłem mistrzem biegów, nawet startowałem w zawodach wojewódzkich i ogólnopolskich. Objawy chorej tchawicy pojawiły się właśnie jakoś wtedy i nasiliły na studiach.

Gratuluję Damianowi taty :)


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-08-2016, 15:31
Coś jest na rzeczy z lekkoatletami i tchawicą :) Też w gimnazjum byłem mistrzem biegów, nawet startowałem w zawodach wojewódzkich i ogólnopolskich. Objawy chorej tchawicy pojawiły się właśnie jakoś wtedy i nasiliły na studiach.
Z tą różnicą, że u Ciebie problemy z tchawicą pojawiły się, kiedy już biegałeś i byłeś mistrzem biegania w gimnazjum. Damian owszem, jak to dziecko, był ruchliwy, ale nigdy nie biegał na zawodach przed pamiętnym 2012 rokiem, ani tym bardziej do około dwóch lat po, więc chora tchawica nie miała u niego związku z bieganiem.

Gratuluję Damianowi taty :)
Dziękuję.

Machos piękna historia. Prowadzenie tak dzieciaka wymaga mądrości i odwagi rodziców. Gratuluję!
Chciałoby się powiedzieć Damian aleś wyrósł....:)
Nieskromnie to zabrzmi, ale chce się powiedzieć – Rodzice, bierzcie ze mnie przykład.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Gloria 10-08-2016, 15:40
Nieskromnie to zabrzmi, ale chce się powiedzieć – Rodzice, bierzcie ze mnie przykład.
Ja wzięłam i całkiem nieźle mi poszło :).


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 10-08-2016, 15:41
Nieskromnie to zabrzmi, ale chce się powiedzieć – Rodzice, bierzcie ze mnie przykład.
Ja wzięłam i całkiem nieźle mi poszło :).
Bierzcie przykład z mamy takiej jak Gloria!


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Piotr 18-11-2016, 14:51
Fajnie że syn jest zdrowy, ale wybrał sobie jeden z najbardziej kontuzjogennych dla stawów sportów. Także w przyszłości pewnie będzie jednak musiał korzystać z dobrodziejstw współczesnej medycyny.


Tytuł: Odp: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków
Wiadomość wysłana przez: Machos 18-11-2016, 18:25
Fajnie że syn jest zdrowy, ale wybrał sobie jeden z najbardziej kontuzjogennych dla stawów sportów. Także w przyszłości pewnie będzie jednak musiał korzystać z dobrodziejstw współczesnej medycyny.
Tego, co będzie robił w przyszłości, nie wiemy. Sprawia mu przyjemność gra w kosza, to gra. Absolutnie nie jest moją żadną ambicją, żeby chłopak kiedyś trenował i tracił zdrowie, natomiast cieszy mnie, o czym napisałem, jego niesamowita sprawność fizyczna. Ostatnio złapał mnie wpół i nosił po pokoju siłacz jeden, bo się popisywał. Zwróciłem mu uwagę, że jest coś takiego jak przepuklina, a on za chwilę spytał o co chodzi. To nie jest tak, że ja jestem jakiś szalony rodzic i pcham go na manowce sportu, a to niestety widzę wśród wielu moich znajomych.

Mnie cieszy co innego, on zastanawia się bardzo często, co będzie robić w życiu. Pyta mnie, czy wybrać szkołę typu technikum, czy liceum. Ja z kolei odpowiadam – No przecież sportowcem cały czas nie będziesz.

W ogóle mam rewelacyjny kontakt z synem, dużo rozmawiamy, piszemy prace domowe z WOS, z anglika, francuskiego, fizy i w ogóle mógłbym tak długo jeszcze pisać o tej naszej współpracy.