Niemedyczne forum zdrowia

BLOK OGÓLNY => Korzyści stosowania metod prozdrowotnych => Wątek zaczęty przez: JerzyP 30-06-2013, 14:16



Tytuł: JerzyP - droga do zdrowia
Wiadomość wysłana przez: JerzyP 30-06-2013, 14:16
Chciałbym poddać pod dyskusję następujące fakty. W zeszły czwartek 14-ego /06/13 syn podwoził mnie swoim autem po regeneracji klimatyzacji. Nawet w pewnym momencie poprosiłem go, żeby podniósł temperaturę, bo zatrzęsła mną febra. Tak przejechałem 20km. Na drugi dzień w piątek południe poczułem się dziwnie. Coś mnie brało, ale jeszcze nie miałem pojęcia co. Wieczorem już nie mogłem wydać głosu i bolały mnie kości i całe ciało. W płucach zaś czułem rzężenie i czułem wzbierającą chęć do kaszlu. Do tego nieznośny ból gardła. Jeszcze w nocy zaczął się ten straszny kaszel z paskudnym odpluwaniem. Wiem, że nie jest to przyjemne do czytania, ale rozpatruję to jak chorobę, którą może mieć każdy z nas. Kolejne fale kaszlu wzbierały we mnie i myślałem, ze płuca wypluwam. Kolejne dni były jeszcze gorsze. Leżałem i popijałem wodę i co chwila zrywałem się z łóżka, żeby zdążyć do łazienki, bo wstrząsały mną kolejne fale kaszlu, które zaczęły nabierać wręcz charakteru torsji ale z płuc, bo treści pokarmowej nie było tylko ropne gluty i gęsta wydzielina. Tak było do następnego piątku. Minął tydzień na samej wodzie i bardzo rzadkiej mocno rozgotowanej kaszy jaglanej z dodatkiem masła lub oleju budwigowego. W sobotę poczułem się trochę lepiej, więcej jadłem. Coraz rzadziej biegałem do łazienki. Schudłem ponad 5 kg. Byłem potwornie słaby. Jeszcze czegoś podobnego w życiu nie przeżyłem. Zacząłem pić już wcześniej wodę z kokosa 0,5l dziennie. Sobota i niedziela to już było coraz lepiej. Kaszel osłabł. Nie rzucało tak mną i czułem, że wydzieliny jest po prostu mniej i nie jest taka żółtawa, oraz mniej gęsta. Wyczerpywała się wydzielina i moje siły. Poniedziałek to już czułem, że mogę góry przewracać, ale jak się parę razy schyliłem, to ogarniała mnie słabość i pot zalewał oczy. Za to apetyt rósł w miarę jedzenia. Dziś już jestem w swoim domu nad ukochaną Wisłą i planuję, że trzeba skosić trawę, ale sił brak. Będę musiał z tym poczekać. Wypoczywam, a wczoraj wieczorem zacząłem coś pisać, bo mózg zaczął chyba lepiej pracować. Ktoś powie: po co on to pisze i zawraca nam głowę? Przecież to zwyczajna grypa lub inna infekcja. Ale tu znaku równości nie ma. Gdybym poszedł do doktora dobrodzieja, sieknąłby mi jakiś silny antybiotyk i tym samym zamiótł wszystko pod dywan. Jednak ja do doktora nie poszedłem i to była moja własna decyzja. Teraz czuję zadowolenie, bo choć jestem słaby i wyczerpany fizycznie, czuję wewnętrzną siłę i mam takie wrażenie, że dopiero nadchodzi! Jeszcze parę dni, a poczuję się naprawdę dobrze. I o to chyba chodzi. Zacząłem chorować, żeby być zdrowszym. Gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym stwierdzeniem, czytając książkę Mistrza, pomyślałem sobie, że to jakaś niedorzeczność – chorować, żeby poczuć się zdrowszym. Jednak to były moje pierwsze kroki na Biosłone i byłem zwykłym pacjentem, co Mistrz mi ciągle wypomina. Aż czasem się tego wstydzę, ale taka była moja Karma. Zbyt późno poznałem Biosłone i prawdę - jak chorować, żeby być zdrowym. Dlatego przez długi czas brałem w dupę ile wlezie. Powiem wam szczerze, nie ma mi czego zazdrościć. Wiedziałem tylko co to praca i kiepskie samopoczucie. Nawet zjeść i delikatnie wypić nie mogłem, bo potem trzy dni chorowałem. Jak powiedziałem: taka była moja Karma i nawet nie miałem czasu i chęci, aby coś próbować zmieniać, myślałem, że ten typ tak już po prostu ma. Boże, głupota to żniwa dla dochtoruf. Trudno, ja swoje przeszedłem, a piszę to po to, bo widzę, że na forum narzeka coraz więcej ludzi między 25-35 lat. Wtedy to ja się jeszcze czułem nieźle, tylko nie umiałem tego pielęgnować. Czasem spotykam się z moim doktorem i opowiada mi, że coraz częściej jeździ na konferencje poświęcone zawałom serca wśród ludzi młodych. Mówi, że na jego dyżurach na pogotowiu przywożą dwóch trzech młodych z ciężkimi zawałami. Niektórzy po prostu odchodzą. Lekarze uważają, że zmienił się styl życia młodych ludzi. Wieczny wyścig z czasem i samym sobą. Nie wiem, czy zauważyliście, że modne się stały tzw. spotkania w pracy. Dzwonisz do kolegi - mówią: jest na spotkaniu i praniu mózgów. Ja mam ten komfort, że sam sobie wybieram spotkania i ich czas. Ale to już herbata po obiedzie. Dlatego pozwoliłem sobie napisać te kilka słów ku przestrodze, bo liczby nie kłamią, są bezlitosne. W czasie tej choroby starałem się obserwować w miarę możliwości swój organizm, żeby złożyć relacje na forum - pod dyskusję, po to żeby się uczyć jak postępować, bo to nam często się nie zdarza. Pisałem wcześniej, że po drugiej operacji przez 2 lata chorowałem na zapalenia płuc. Doktor dotknął słuchawkę do pleców i już krzyczał: zapalenie, antybiotyk. Wszystko było zamiatane pod dywan. Pisałem również, że miałem objawy oczyszczania, bo kilka razy zakasłałem i odplunąłem. Nic bardziej mylnego. To była zabawa. Po trzech dniach czułem się lepiej i do roboty, bo już mnie ręce swędziły. Tak działa obecna służba zdrowia, proceduralnie. Na objawy, które wskazują chorobę 7-b stosuje się lek 13-c. Koniec kropka. Tu nie ma człowieka. Są tylko procedury. Nie wiem, jak oni się tego uczą, to jakaś paranoja. To jest dopiero chore. Obserwując organizm zrozumiałem, że ta klima była tylko przyczynkiem do generalnych porządków, do których organizm się przygotowywał od chwili poznania Biosłone – 2,5 roku. Tyle czasu trzeba, żeby organizm zdecydował się na tak spektakularne oczyszczanie, bo chyba z tym miałem do czynienia. Was też proszę o opinie, bo to dla naszego dobra. Zrozumiałem, że ta ropa nie pochodzi tylko z płuc. Skąd by się jej tyle tam wzięło. Temperaturę miałem w granicach 37,5st. Ale puls, zwykle ok. 70, zasuwał 95-100. To mi dało do myślenia. Przecież to najcudowniejsza organizacja, jedyna w swoim rodzaju i planowa ewakuacja wszystkiego, co jest niepotrzebne w całym organizmie. Dlatego tak puls zasuwał. Serce pompowało krew do wszystkich zakątków organizmu. Wszędzie tam gdzie antybiotyki upchnęły infekcje. Dlatego byłem taki słaby i leżałem, bo organizm sam mi to nakazał. W tym czasie krew przenosiła do płuc wszystkie te zanieczyszczenia. Tutaj organizm niszczył świeżym tlenem to, co było do dobicia i usuwał w okropny sposób wszystko na zewnątrz. Teraz dopiero czuję ból w piersiach, mięśniach brzucha, pleców, itp. Pomyślałem sobie, że się spieszy, bo głupi właściciel chapnie jakiś antybiotyk i zakłóci tę niesamowitą siłę natury. Jednak właściciel, dzięki Biosłonejskiej wiedzy, czekał. Czekał, aż to się skończy mając nadzieję, że potem będzie lepiej. Już wiem, co miał na myśli Hipokrates mówiąc, że to organizm wyposażony w wiedzę absolutną jest animatorem naszego zdrowienia. Trzeba mu tylko stworzyć ku temu warunki i nie przeszkadzać. Nie wiem czy wszyscy zdajemy sobie sprawę, że dysponujemy potężną siłą przyrody – własnym organizmem. Więc nie niszczmy go sami, bo nam się szybko odpłaci. W naszych czasach ma to szczególne znaczenie, bo żyjemy w ciągłym stresie, wśród pyłów i dymów przemysłu ciężkiego, kwaśnych deszczy, i Bóg wie jeszcze czego. Są takie duże miasta na świecie, które liczą po kilkanaście mln ludzi, Pekin, Singapur, Szanchaj, Tokio, Meksyk, które mają wieczny smog, a ludzie chodzą w maskach. Jednak nawet o krok nie cofną się przed pogonią za mamoną i strefami wpływów. Powoli przyjdzie to do nas np. w postaci chińskich zabawek, którymi truły się dzieci, bo tamci mieszali w tworzywach swoje odpady. Trochę się rozpisałem, ale wybaczcie mi to, bo może ktoś znajdzie coś dla siebie i zaoszczędzi zdrowie. Pi...

Piszę niejako ku przestrodze, bo ja swoją szansę straciłem, a próbuję wykorzystać to, co jeszcze mogę. Albo za wcześnie się urodziłem, albo zbyt późno poznałem Biosłone. Trochę jego dobroczynnego działania na mnie spłynęło, dlatego zawsze będę orędownikiem BPP, a szczególnie MO, któremu ja przypisuję szczególne znaczenie, choć wiem, że jest częścią BPP. A was szczerze do tego namawiam bez ściemy, bo jestem jeszcze żywym przykładem działania BPP, a MO uważam za dopust Boży. Dzięki Mistrzu.