Niemedyczne forum zdrowia
24-04-2024, 07:27 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Sklep Biosłone --> wejdź
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: [1] 2   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Wymioty i ból brzucha u 2 i pół latka  (Przeczytany 22366 razy)
martuszkakh
« : 08-02-2010, 14:57 »

Bardzo prosiłabym o wyjaśnienie kilku kwestii. Czytam forum w miarę możliwości czasowych i do pewnych informacji bądź jeszcze nie dotarłam bądź potrzebuję rozjaśnienia a przeszukiwanie forum zajmuje bardzo dużo czasu. Będę wdzięczna za wszelkie rady.

Syn zaczął stosowanie mikstury razem ze mną, więc jest to już rok i 11 miesięcy. Pijemy również koktajle błonnikowe. Od momentu urodzenia był chory na trzydniówkę i przeszedł 3 choroby infekcyjne, z których dwie były leczone niestety antybiotykiem. Generalnie nie choruje, a do tego tylko trzydniówkę przechodził z temperatura powyżej 38 stopni, co mnie trochę martwi.

Aktualnie jest zdaje się chory. Zaczęło się kilka dni temu. Pewnie jest to związane z ząbkowaniem, bo jemu zęby wychodzą powoli a ostatnio nie miał apetytu i bardzo mocno się ślinił. Kilka dni temu pojawił się delikatny mokry kaszel, ale bardzo sporadyczny – ze dwa razy w ciągu dnia. (Dodam, że właśnie skończyliśmy mieszankę na drogi oddechowe). W sobotę w nocy dostał wysokiej gorączki, być może około 40 stopni, nie wiem dokładnie, bo termometr, którego normalnie używam był w pokoju, w którym już spali goście a pod ręką miałam taki pasek, który nazywa się termometrem i przykłada się go do czoła i on niby pokazuje temperaturę. Nie wiem na ile jest on dokładny, ale dla mnie najważniejszym wyznacznikiem był stan syna – był rozpalony, budził się w nocy i był marudny, ale nie był jakoś strasznie osłabiony i „mówił do rzeczy”. Robiłam mu jedynie okłady z zimnej wody, gdy wydawało mi się, że jest zbyt rozpalony. Okłady te mu pomogły i temperatura się obniżała. Przespaliśmy do rana, ale były ze trzy pobudki w nocy. Miał też zapchany nosek. Rano temperatura spadła i cały dzień, choć dość niewyraźny i trochę marudny bawił się i nie miał temperatury. Jedynie dwa razy w ciągu dnia stan podgorączkowy. Nie miał apetytu, więc nie zmuszaliśmy go do jedzenia, koktajlu też nie pił, bo nie chciał, nawet nie pił specjalnie wody. Gdy pytany czy go coś boli mówił, że nic go nie boli. Kolejną noc mieliśmy z pobudkami, ciężko mu się spało, choć nie miał temperatury a kaszel, choć zaczął występować trochę częściej, nie pojawiał się specjalnie w nocy. Ale dziś nad ranem po raz pierwszy powiedział, że go boli brzuszek. Temperatury już nie miał w nocy w ogóle, ale w ciągu dnia 38. Pomasowałam mu brzuszek i jakoś na chwilę mu pomogło, chciał się położyć, więc gdy chciałam go podnieść i nacisnęłam trochę brzuszek zwymiotował – sama woda. Umyłam i przebrałam go, położyłam i gdy masowałam mu brzuszek zasnął. Potem trochę się przebudził, znów zwymiotował i po tym zaczął interesować się jedzeniem, ale i tak nie zjadł nic. Chciał napić się wody, ale wziął tylko łyka. Wyglądał na bardziej ożywionego i powiedział, że brzuszek już nie boli i że chce chleba. Ale za chwilę, znów chciał się położyć i abym mu masowała brzuszek.

Początkowo wyglądało mi na to, że to w związku z zębami, ale przypomniałam sobie, że kilka dni temu mąż jadł ogórki marynowane i Bogusz się podłączył – zjadł kilka plasterków. Dziś rano wyglądało mi na to, że organizm próbuje się czegoś pozbyć przez wymioty i nie może.

Wiem, że opis jest długi, ale trudno mi teraz się zorientować czy dobrze robię i czy dobrze myślę. Bardzo proszę o odpowiedź:

1)   Czy to możliwe, że gdyby mu ogórki marynowane nie służyły, to wyszłoby to po kilku dniach dopiero?
2)   Czy próbować wywołać wymioty skoro narzeka, że go boli brzuszek i już wymiotował 2 razy i nic z wymiotami nie wyszło czy raczej poczekać? Znalazłam gdzieś na forum wątek, w którym ktoś podawał sodę oczyszczoną by wywołać wymioty. Wątek był z 2008 roku, proszę o potwierdzenie, że nie zmieniło się nic we względzie stosowania sody i jeśli ktoś mógłby uściślić ile tej sody i czy powinna być rozpuszczona w wodzie czy tak na sucho?
3)   Czy czopki Viburcol można stosować, gdy się chce zbić temperaturę, jeśli jest za wysoka? Na ulotce nic nie pisze, że są one na zbicie temperatury.
4)   Czego takiemu małemu dziecku nie podawać do jedzenia, bo jak sądzę w końcu będzie się domagał i zapewne chleba (bo już dziś wspominał o chlebku)? Czy chleb (pszenny) jest wskazany skoro gluten jak wiemy powoduje „zaklejanie jelit”? Czy można podać kleik kukurydziany czy kleików również się wystrzegać jako żywności przetworzonej jakby nie patrzeć?

Dziękuję za wszelkie porady i uwagi.
Zapisane
Lacky
« Odpowiedz #1 : 09-02-2010, 21:28 »

1.Czy to możliwe, że gdyby mu ogórki marynowane nie służyły, to wyszłoby to po kilku dniach dopiero?

Tak. Skórka z ogórka przykleiła mu się do ściany żołądka i nie może zostać strawiona. To powoduje, że po jakimś czasie pojawiają się zakłócenia w pracy żołądka.  Zakłócenia powodują, że dziecko wymiotuje przez kilka dni, bo organizm próbuje się pozbyć zalegającej skórki.

2.Czy próbować wywołać wymioty skoro narzeka, że go boli brzuszek i już wymiotował 2 razy i nic z wymiotami nie wyszło czy raczej poczekać? Znalazłam gdzieś na forum wątek, w którym ktoś podawał sodę oczyszczoną by wywołać wymioty. Wątek był z 2008 roku, proszę o potwierdzenie, że nie zmieniło się nic we względzie stosowania sody i jeśli ktoś mógłby uściślić ile tej sody i czy powinna być rozpuszczona w wodzie czy tak na sucho?

Standardowo problem przechodzi po kilku dniach. Można spróbować podać mu coca-coli (łykami 0,5 szklanki).


3.Czy czopki Viburcol można stosować, gdy się chce zbić temperaturę, jeśli jest za wysoka? Na ulotce nic nie pisze, że są one na zbicie temperatury.

Po co kombinować z czopkami, zwykły nurofen dla dzieci wystarczy, jeżeli chce się już coś podać.

4)   Czego takiemu małemu dziecku nie podawać do jedzenia, bo jak sądzę w końcu będzie się domagał i zapewne chleba (bo już dziś wspominał o chlebku)? Czy chleb (pszenny) jest wskazany skoro gluten jak wiemy powoduje „zaklejanie jelit”? Czy można podać kleik kukurydziany czy kleików również się wystrzegać jako żywności przetworzonej jakby nie patrzeć?

To są już ogólne zasady odżywiania opisane na forum.
« Ostatnia zmiana: 09-02-2010, 21:36 wysłane przez Rysiek » Zapisane
martuszkakh
« Odpowiedz #2 : 10-02-2010, 13:18 »

Dziekuję za porady i odpowiedzi.

Lacky, wydaje mi się jednak, że to była grypa jelitowa. Ja wczoraj też z łóżka nie wstałam, bo się rozłożyłam. A mały już nie wymiotował więcej tamtego dnia, za to przespał cały dzień prawie, miał stan podgorączkowy i dopiero wieczorem wstał i się zaczął bawić. Brzuszek też już go nie bolał. Noc też przespał w miarę bez budzenia. O viburcol pytałam na wypadek, gdyby temperatura wzrosła do niebezpiecznej granicy (zdaje się 39,5 dla takiego malucha? nie jestem teraz pewna) w nurofen to się muszę zaopatrzyć.

Natomiast wczoraj mały był dość niewyraźny, nie miał temperatury, ale kaszel mu się nasilił i katar. Zaczęłam mu podawać prawoślaz, bo ten kaszel niby mokry, ale taki jakby ciężko mu było odkaszlnąć  confused . Kiedy kładłam go spać miał temperaturę 37,9 stopni, która już nie wzrosła, a nad ranem było 36,4. Dziś jest już lepiej, choć kaszel jeszcze bardziej się nasilił i nadal nie jest tak całkiem mokry.

Dziękuję  Grażynko za wyjaśnienie działania viburcolu i zwrócenie uwagi na kleik domowej roboty. A jest jakiś lek dla dzieci tylko przeciwbólowy (np. homeopatyczny), bo te dostępne w aptekach mają z reguły działanie przeciwgorączkowe. To tak na wszelki wypadek, gdyby w przyszłości potrzebny był lek przeciwbólowy, który nie zbiłby temperatury - u nas o gorączkę trudno i wolałabym ją "ocalić" jeśli nie za wysoka. No i może dla dorosłych też, bo ja wczoraj musiałam wziąć dla siebie ibuprofen, bo tak mnie bolała głowa, chyba od zatok, i cała jama nosowa - jakby wewnątrz wszystko było zdarte i rozdrapane.  thumbdown

A ten kleik ryżowy domowej roboty to po prostu rozgotowany, trochę rzadszy ryż?

http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=7516.0 i przypominam o istnieniu wyszukiwarki. //Grażyna
« Ostatnia zmiana: 12-02-2010, 21:22 wysłane przez Heniek » Zapisane
Grazyna
« Odpowiedz #3 : 10-02-2010, 16:38 »

Marto, nie zaopatruj się w leki "na wszelki wypadek". Jak sama się przekonałaś, organizm dziecka poradził sobie z infekcją. W przyszłości też tak będzie. Mając lek pod ręką będziesz myślała o tym, żeby go podać, a nie mając - ruszysz głową, jak pomóc dziecku nie szkodząc. Kiedyś nurofenu nie było i dzieci wychodziły z infekcji domowymi sposobami. A co do konieczności podania leku chemicznego w poważnej gorączce czy w bólu (nurofen), to nie mieszkasz na pustyni, tylko wśród ludzi, a farmie tak bardzo zależy na sprzedaży, że stara się ją ułatwiać jak tylko to możliwe. Poradzisz sobie.

W homeopatii nie ma typowych leków przeciwjakichś. Leki dobiera się do objawów, np. rodzaju i lokalizacji występowania bólów.
Zapisane
martuszkakh
« Odpowiedz #4 : 10-02-2010, 20:32 »

Z tą wyszukiwarką to u mnie nadal słabo - ciężko mi dostać się do tego czego szukam.

Ja do stosowania leków zawsze byłam ostatnia, nigdy nie chciałam brać leków (chyba, że się potwornie czułam, ale to nie z powodu tegoż samopoczucia tylko z wiedzy takiej, że organizm sobie nie poradzi i potrzebuje lekarstw - ale to dawne dzieje), zawsze wolałam ziółka. Jedyne czego się obawiam to zbyt wysokiej temperatury, gdyby się miała pojawić kiedyś w procesie oczyszczania, a tu w Anglii to nawet nie wiem czy mają cokolwiek innego poza paracetamolem dla dzieci w aptekach.

Ale pewnie to racja, że organizm sam sobie poradzi, tylko zawsze jakoś czuję się tak bezpieczniej i spokojniej, jak wiem, że mam coś na sytucję kryzysową - nigdy nie wiadomo w jakim stopniu organizm jest zanieczyszczony i "wytrącony z równowagi".
Zapisane
martuszkakh
« Odpowiedz #5 : 12-02-2010, 11:41 »

Jak było do przewidzenia jesteśmy prawie po infekcji. U Bogusza pozostał tylko porządny mokry kaszel. A skoro tak to nie jestem pewna czy nadal podawać korzeń z prawoślazu, aż kaszel się całkiem skończy, czy już zaprzestać?

Co do mnie to też pozostał mi mokry, odkrztuśny kaszel i pojawił się ból wątroby. Nie wątpię, że to oznaka oczyszczania. Wątroba moja zawsze dawała mi znać, gdy była zanadto obciążona. Dziurawiec powinien mi pomóc, jak sądzę.
Zapisane
Zuza
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 01-07-2008
Wiedza:
Skąd: Podkarpacie
Wiadomości: 683

« Odpowiedz #6 : 12-02-2010, 17:23 »

U Bogusza pozostał tylko porządny mokry kaszel. A skoro tak to nie jestem pewna czy nadal podawać korzeń z prawoślazu, aż kaszel się całkiem skończy, czy już zaprzestać?
U mojej córki jest podobnie, mokry kaszel i katar, na które nic już nie podaję.
Zapisane

martuszkakh
« Odpowiedz #7 : 13-02-2010, 23:12 »

No i niby lepiej z nami, kaszel już mija, ale synek nadal ma bardzo słaby apetyt. Rano zjadł na śniadanie jajecznicę z dwóch jaj, jabłko na drugie, na obiad tylko mięso z udka kurczaka (prawie całe) i na kolacje podziobał udko ponownie, na własne życzenie, ale widać, że mu nie dopisuje apetyt. Koktajli również specjalnie od jakiegoś ponad tygodnia nie chce pić. Dziś może wziął ze dwa łyki. To co mnie martwi troszkę, to że po południu wyskoczyła mu wysypka na obu policzkach - takie czerwone placki, jakby taki rumień, jak na zęby, a na tym kaszka. Do tego na bródce również delikatny rumień. Nie wydaje mi się by ta wysypka się rozprzestrzeniała, ale muszę obserwować. To co mnie martwi, to by to odchorowywanie infekcji nie przerodziło się w coś poważnego...

Jestem trochę przybita dziś, bo dostałam informację od mojej bardzo bliskiej koleżanki, że jej 5 tygodniowy synek zmarł dziś nad ranem w szpitalu. Zaczęło się wczoraj niewinnie od gorączki i kilku krostek, które potem się rozprzestrzeniły. Koleżanka nie jest biosłonką, ale trochę z nią kiedyś rozmawiałam na ten temat i sama pije sok z aloesu (wiem, to nie to samo). Była u lekarza, ale lekarz stwierdził tylko wirusową infekcję. Byłam informowana na bieżąco o stanie małego, a jak już się wszystko rozwinęło i pojawiła się porządna wysypka koleżanka zaczęła podejrzewać zapalenie opon mózgowych, pojechali do szpitala i lekarze nie byli do końca pewni czy to to czy też zakażenie krwi. Nie udało się uratować malucha. Trochę mocno to przeżyłam, bo wszyscy cieszyliśmy się wraz nią z tej pociechy (nie wspomnę jak ona sama się cieszyła).
A teraz to chyba mam już schizę - ja nie jestem tak podatna na różne straszenia panów doktorów co to może się stać jeśli się leku nie poda itp., ale inaczej sprawa się ma gdy chodzi o moje własne przeżycia, a to zdarzenie mną wstrząsnęło i stąd to zwątpienie.

Cóż krostki na twarzy się często pojawiają u mojego syna, delikatny rumień też, często kiedy się strasznie złości lub coś bardzo mocno przeżywa. Tak się zastanawiam co dziś mogło być przyczyną:

1) Za dużo jajek? Chyba nie - jajka jada prawie codziennie i do tej pory to nie miało wpływu
2) Emocje? - Dziś trochę ich miał, był gość w domu, nowa dla niego osoba - może to to?
3) Nowa infekcja (zakaźna?)? - chyba gość nic nam nie przyniósł do domu? Nie wiem, ale organizm Boguszka jeszcze pewnie jest osłabiony dopiero co skończoną infekcją...

Wiem, pewnie przesadzam, ale właśnie w takim nastoju pesymistycznym dziś jestem...
Zapisane
Grazyna
« Odpowiedz #8 : 13-02-2010, 23:37 »

Choroby z wysypką to najczęściej infekcje wirusowe, niewymagające specjalnego leczenia. Emocje mogły mieć wpływ na krostki i rumień. Opisz rano, jak to wygląda, a może już minie. Gość nie jest winien, tak szybko się to nie rozprzestrzenia.
Zapisane
Monika
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 44
MO: 01-03-2008
Skąd: Bełchatów/Irlandia
Wiadomości: 200

« Odpowiedz #9 : 14-02-2010, 00:30 »

Martuszkakh, ja też stawiam na emocje, u mojego synka (prawie 3 lata) jest tak samo, jak coś się dzieje, czy to bardzo fajnego, czy złego w naszym życiu, to od razu te zmiany widać u małego na skórze. Dziś w nocy maja przylecieć do nas teście, z czym związane są nasze emocje, staramy się za dużo o tym nie mówić, a i tak skóra syna uległa pogorszeniu, a nie wiąże tego z tym co mały je, bo nic w jego menu nie było zmienione, tście pojadą i skóra znów sama się poprawi, jestem o tym przekonana. Dzieci są jak nasze barometry, wyczuwają nasze emocje nawet jak się o  nich nie mówi, a mój to już jest taki typ mega wrażliwca, ale mam nadzieję, że z wiekiem z tego reagowania na moje nastoje wyrośnie.
Zapisane

Filip ur. 16-05-2007, Marta ur. 24-10-2013
Grazyna
« Odpowiedz #10 : 14-02-2010, 10:16 »

Cytat
5 tygodniowy synek zmarł dziś nad ranem w szpitalu. Zaczęło się wczoraj niewinnie od gorączki i kilku krostek, które potem się rozprzestrzeniły.
A czy może koleżanka mówiła coś o szczepieniu, nie było dziecko szczepione przed tym zdarzeniem?
Zapisane
martuszkakh
« Odpowiedz #11 : 14-02-2010, 11:28 »

Dziękuję za zainteresowanie. Jednak to były emocje. Nad ranem już ani śladu krosteczek, rumień też znikł i to mnie cieszy.

Pytałam czy mały koleżanki był szczepiony już na coś, ale okazało się, że jeszcze nie. Tym bardziej to smutne, bo nie wiadomo na co zwalić winę. Trudno tu obwiniać słaby system immunologiczny, bo dziecko dopiero miało go sobie ukształtować... Właściwie to lekarze nie są pewni co było przyczyną. Maluszek będzie miał sekcję zwłok robioną w poniedziałek.
Zapisane
Grazyna
« Odpowiedz #12 : 14-02-2010, 12:18 »

Nie są pewni, więc ładowali w niego coś na ślepo, jak to lekarze w szpitalu. Coś przecież musieli mu podawać, żeby nie było zaniechania pomocy. Jeżeli do tego dziecko cierpiało na jakąś chorobę krwi albo wadę, to podanie niewłaściwych leków mogło wywołać śmierć.

Czyli, u Bogusza wyjaśniło się. Co nie znaczy, że to koniec powrotu do zdrowia, ale skoro dobrze odkrztusza, to organizm pozbędzie się ropy i będzie dobrze smile.
« Ostatnia zmiana: 06-12-2010, 21:32 wysłane przez Grażyna » Zapisane
martuszkakh
« Odpowiedz #13 : 14-02-2010, 15:50 »

Też tak myślę. Jedno co mnie martwi, to tylko, że jego apetyt się pogorszył i nie wraca to stanu "sprzed''. A nie był niejadkiem. Nie jest już osłabiony, bawi się, marudzenie też mu już prawie przeszło, tylko ten apetyt... Nie wiem co o tym myśleć. Kaszel pojawia się bardzo sporadycznie, jest mokry, ale nie jest jakoś specjalnie silny. Podczas choroby opukiwałam mu plecy i raczej nic mu nie świszcze tam w środku, więc powinno być dobrze... tylko ten apetyt...

Mały koleżanki dostawał morfinę i był podłączony do aparatury tlenowej i być może czegoś jeszcze... Ciężko mi o tym myśleć...
Zapisane
Edyta_dkm
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: marzec 2008
Skąd: świętokrzyskie
Wiadomości: 53

« Odpowiedz #14 : 14-02-2010, 22:23 »

U mojego średniaka po grypie (miał gorączkę, bolał go brzuszek) utrzymywał się słabszy apetyt do miesiąca czasu.
Lacky pisał kiedyś, że po infekcjach jelitowych odsłaniają się  chwilowo nadżerki, które mogą przez jakiś czas powodować reakcje alergiczne. Ale jest to przejściowe.
Zapisane
martuszkakh
« Odpowiedz #15 : 15-02-2010, 00:12 »

Do miesiąca? Nie pomyślałabym, że aż tak długo to może trwać. Możliwe, że te nadżerki dają znać o sobie i stąd ten brak apetytu. Na szczęście Bogusz nie przejawia oznak alergii, jeśli nie liczyć braku apetytu i kilku krostek na buźce lub rączce od czasu do czasu.

Zobaczymy jak to u nas dalej będzie wyglądało.
Zapisane
Izunia 3ch
***

Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: VIII 2008r.
Skąd: Pomorze
Wiadomości: 154

« Odpowiedz #16 : 15-02-2010, 08:40 »

Martuszkakh, ja bym się tym brakiem apetytu nie przejmowała, przyjdzie czas, że zacznie jeść więcej. Mój najmłodszy syn jest strasznym niejadkiem, potrafi nieraz zjeść tylko jeden posiłek dziennie i to wcale nie taki wartościowy, jaki bym chciała by zjadł, ale żyje i ma się naprawdę dobrze. Czasami się zastanawiam z czego on żyje....MO pije już tak codziennie od sierpnia 2009, zbytnio nie "choruje" i rozwija się bardzo dobrze. Po wirusówkach apetyt wróci, u jednych szybciej, a u drugich później. Głowa do góry. To najmniejszy problem.
Zapisane

Ten, co popełnił błąd, niech nie upada na duchu, bo i błędy pomagają do zdrowia duszy...
Ignacy Loyola
martuszkakh
« Odpowiedz #17 : 15-02-2010, 11:59 »

Dzięki za wsparcie. Wiem coś na temat niejadków, bo miewam od czasu do czasu do czynienia z takimi dziećmi i też zawsze zastanawiałam się czy te dzieci przypadkiem nie żyją powietrzem.

Strasznie się cieszyłam, gdy mój Bogusz odkąd jadał stałe pokarmy jadał sporo, gdy miał rok potrafił zjeść więcej niż ja!  A jest bardzo szczupły (od urodzenia był - nigdy nie był pulchny), rozwija się raczej zdrowo, infekcje też rzadko przechodzi. Później się to jakoś unormowało i zaczął jadać jak inne dzieci mniej więcej w jego wieku. Dlatego, że jadał dużo trochę się zmartwiłam jak dłuższy czas je tak marnie.

A martwi mnie jeszcze jedno, strasznie dopomina się słodkiego ostatnio (obiadek nie, ale miód chce). Do pierwszego roku życia w ogóle nie wiedział co to są słodycze, dopiero trochę zaczął dostawać (bardzo rzadko) jak się zaczął interesować, przy gościach. A najbardziej zepsuł go pobyt nasz zimowy w Polsce w 2009. Oczywiście przez bity miesiąc co rusz, a to kogoś odwiedzaliśmy, a to nas odwiedzali, no i mimo moich zakazów niejedna cioteczka twierdząc, że trochę słodyczy temu biednemu dziecku nie zaszkodzi, podkarmiały go, często za moimi plecami. Boguszek jest bardzo szczery i zawsze jak ja mówiłam 'nie' w sprawie ciastka, a on dostał to przychodził się pochwalić... I stąd jego ciągoty do ciasteczek. Mąż jest fanem wszelkiego rodzaju słodyczy i nie powiem ile jest w stanie zjeść na jednym posiedzeniu (też nie ma to w ogóle odzwierciedlenia w wadze) i myślę, że ten owczy pęd do słodkiego u Bogusza jest chyba jakoś zapisany w jego naturę po tacie.

Teraz, w tej chorobie dawałam mu herbatkę z miodem no i zawsze się podłączył do oblizywania łyżeczki od miodu. Słodyczy mu w ogóle nie daję, ale on i tak wciąż dopomina się o słodkie. A koktajli nie chce mi ostatnio pić. Pytam czy dobre a on na to: „Dobre’’ a kiedy mówię, żeby wypił to słyszę: „Potem”. A to „potem” nigdy nie następuje.

Dodatkowo się martwię, bo ostatnio jada z reguły jaja na śniadania pod każdą postacią i z tym akurat nie ma problemu, ale największy problem jest z następnymi posiłkami – nie wspominając o słodyczach, o które się dopomina jak zacięta katarynka. Zapychałby się najchętniej tylko suchym chlebem i ziemniakami – tylko o to prosi i nie chce patrzeć na nic innego, chociaż muszę stwierdzić, że wczoraj, mimo iż nie zjadł specjalnie obiadu ani kolacji (wołał bądź to o ziemniaki lub chleb) to o 21:00 poczuł się w końcu głodny i zjadł kaszę gryczaną z wołowinką – sam chciał.
Tutaj dodam tylko, że ziemniaków praktycznie nie jadamy ani chleba (nawet mąż – wielki zwolennik ziemniaków) a chleb w domu się pojawił odkąd babcia u nas jest, bo ona nie wyobraża sobie, życia bez tego. Jak chleba nie było to wiele miesięcy mały nie jadał i się nie dopominał, nawet, gdy sporadycznie upiekłam chleb odmawiał. Tak samo z ziemniakami, bo babcia je, to mu się smak na ziemniaczki wyrobił. Nie jest łatwo – staram się, by posiłki jadał przed babcią – wtedy jest już najedzony i co najwyżej skubnie od babci ziemniaczka lub chlebka, ale w tej chorobie, a raczej po, stał się niemożliwy – ziemniaki i chleb mogłyby być jego jedynym pokarmem. I takiemu dwulatkowi nie da się wytłumaczyć…

Jestem ciekawa jak inne matki sobie radzą z takimi maluchami i ich zapędami do niezdrowego żywienia? Pewnie po prostu nie dają… Ale może warto podzielić się sposobami na maluchy? Piszę o tym w tym wątku, bo u nas ten problem wiążę z przebytą chorobą, o której mowa w tym wątku. Nie wiem czy nie warto byłoby przenieść tego do innego wątku o żywieniu dzieci czy też o  problemach z żywieniem dzieci? Tylko, że ja jeszcze nie trafiłam na taki wątek i nie bardzo przypominam sobie czy jest taki w dziale o dzieciach, mimo, że przeglądałam ten dział kilkakrotnie…
Zapisane
martuszkakh
« Odpowiedz #18 : 20-02-2010, 00:26 »

No i sprawa apetytu wyklarowała się. Dziś zjadł 2 i pół talerza zupy, sporo buraczków i rybę - chyba z kilka kawałków. Na kolacje poprosił znów o rybkę i sporą kopkę buraczków, a potem dokończył wędliną z indyka... Czyli wszystko w normie   thumbup jak miło popatrzeć na takiego brzdąca, gdy ma apetyt!

Ja nadal kaszlę, ale o dziwo kaszel zrobił mi się ciężki... wcale nie mokry. Kiedyś miałam robione badania spirometryczne i wyszło, że moje płuca wykazały niby dużą wrażliwość - taka już prawie astma. Jakiś czas byłam na inhalatorze, później odstawiłam go i używałam tylko w przypadku napadu duszącego kaszlu (na tle alergicznym) a potem już w ogóle nie musiałam go używać. Ten kaszel, który teraz mam troszkę przypomina mi kaszel z tamtego okresu, choć nie jest duszący, a raczej taki 'ciężki'. Pewnie to efekt nie do końca odchorowanej choroby sprzed roku, kiedy podobny kaszel zablokowałam inhalatorem (ach, ten brak wiedzy...) Cóż, piję prawoślaz i zobaczymy co dalej będzie.
Zapisane
Grazyna
« Odpowiedz #19 : 20-02-2010, 00:45 »

W zeszłym roku to była tragedia, więc nic dziwnego, że powraca. Nawilżaj powietrze, pij maceraty, unormuje się. Zioła leżą czy już je zużyłaś?
Zapisane
Strony: [1] 2   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!