Krwotoki z nosa to był u mnie standard. Sam się śmiałem z tego opowiadając o tym znajomym, że mam "męską cieczkę". Krew lała mi się minimum raz w miesiącu. Budziłem się na zakrwawionej poduszce, leciałem w szkole do kibla, w pracy siedziałem z papierem toaletowym w nosie. Zawsze starałem się to zatamować.
Nie napiszę od kiedy, bo odkąd pamiętam tak miałem. Do tego od 9 roku życia przez ok. 10 lat, byłem leczony na zatoki. Lampy, naświetlania, jakieś wibratory na czoło, tabletki, antybiotyki. Medyczny Full serwis. Jakie były tego efekty? Migreny tak silne, że nie da się tego opisać słowami. Nagle znikąd, jakbym dostał kowadłem w łeb. Szybko się kładłem, jeżeli to było w domu, i nie mogłem ruszać głową, aż do zakończenia "ataku". Mama przynosiła tabletkę na ból głowy i czekaliśmy, aż minie. Każdy ruch głową nagradzany był bólem jakby miażdżono mi głowę imadłem. Druga sprawa. Zapalenia zatok, które miałem ok 2-3 w roku, wyglądały mniej więcej tak: leżę w łóżku, na termometrze 40 stopni gorączki. Ja pod trzema kołdrami trzęsę się z zimna, a z oczu lecą mi łzy z bólu. Do tego dochodziło majaczenie. Zachowywałem się jak opętana dziewczynka z Egzorcysty. Tak mówiąc do sufitu, leżałem nawet po 2 dni. A może to były jakieś diobły...
Problemy z zatokami zaczęły mijać kiedy wkurzyłem się na medycynę jakieś 5 lat temu. Przez kilka lat odchorowałem bez blokowania wszystkie infekcje.
Ale lepsze jaja to zrobiłem z tymi krwotokami. Byłem tym już tak poirytowany, że kiedy pojawił się kolejny. Pomyślałem sobie: o nie k... jak sobie chcesz lecieć, to ja ci jeszcze pomogę! Chciałem dokopać własnemu organizmowi, że taka z niego ciota. Poleciałem do łazienki, puściłem zimną wodę i zacząłem mocno smarkać do wanny. Krew była po prostu wszędzie. Jak w horrorze. Jakby wtedy ktoś wszedł i zobaczył mnie całego bladego nad wanną pełną krwi, to pomyślałby że właśnie się chlastam żyletkami. I tak robiłem za każdym razem, aż krwotoki z miesiąca na miesiąc powoli zaczęły mijać. Ostatni miałem ok. 2 lat temu i na tym się prawdopodobnie skończyło. Tak samo już nie pamiętam, co to jest ból głowy. Poza kacem oczywiście. Dlatego mój przepis jest taki. Jak się da to biec do najbliższego kibla i po prostu smarkać, aż nie przestanie lecieć. A na końcu umyć wannę. Puenta tego jest taka, że ten "bubel natury" jednak wiedział co robi.
Ciekawi mnie, co by było gdybym dalej kontynuował leczenie i blokowanie tych infekcji, zapaleń zatok i krwotoków. Pewnie dzisiaj byłbym już warzywem, albo grał jako dubler w Egzorcyście
.
http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629475 (po prostu)//Lilijka