Witam, proszę o poprowadzenie do właściwych nawyków żywieniowych, a co za tym idzie - do zdrowia.
1. Wiek: 51 lat, mężczyzna
2. Rodzaj dolegliwości (problemy fizyczne i psychiczne): różne bóle w jamie brzusznej, gazy, przelewanie, uczucie wzdęcia, pełności, zaparcia na przemian z biegunkami, ołówkowe stolce, strzykanie w kolanach, przeszywający ból w prawej części miednicy od jamy brzusznej w kierunku kości udowej (staw biodrowy?), kłucie w okolicy wyrostka (np. po zjedzeniu słodyczy lub wypiciu alkoholu), stale przytkany nos i uszy, stały katar ściekający do gardła (zdiagnozowana w wieku 27 lat (1987) alergia na kurz - test skórny), poczucie braku siły, szybko się męczę (zespół chronicznego zmęczenia?), częste bóle kręgosłupa w okolicy lędźwiowej (zwłaszcza gdy postoję dłużej muszę się położyć na chwilę, by doznać ulgi), migreny (przy skokach ciśnienia atmosferycznego i zmianach pogody) ostatnio rzadziej występują, słabnący wzrok - okulary do czytania (zgodnie z wiekiem? Czy za dużo komputera?), ogólnie stale przymulony, działam jakby na pół gwizdka. W wieku 16 lat hospitalizowany z powodu depresji młodzieńczej. W latach 39-44 przebyta głęboka depresja.
3. Historia choroby – stosowane leki, kuracje i zabiegi: W dzieciństwie miałem częste zapalenia ucha środkowego leczone antybiotykami. Dr. Mirecki z Gdańska (o ile dobrze pamiętam nazwisko) przeczyszczał mi zatoki specjalną pompą i płynem (to było w okresie szkoły podstawowej).
Często też miałem zatrucia pokarmowe z biegunkami i wymiotami - leczone bodajże węglem i sucharkami i kleikiem ryżowym.
W wieku lat 6-7 dostałem w głowę kamieniem, w prawą, górną, tylną część czaszki. Po ciosie zrobiłem trzy kroki coraz bliżej ziemi i padłem. Założono mi szwy. Uczyłem się w miarę, lubiłem język rosyjski, rysunki, prace techniczne, fizykę, muzykę. Skończyłem podstawówkę ze średnią 4.0. Gorzej liceum, ledwo 3 i bez matury.
Z obowiązkowych szczepień pamiętam szczepienie wirusem ospy.
Na okres podstawowej szkoły przypadło też ropne zapalenie zęba. Trzonowego mleczaka wyrywała pani doktor, a cztery pielęgniarki trzymały mnie, żebym nie zwiał z fotela. Wrzeszczałem, bo bardzo bolało rwanie. Odtąd miałem awersję do dentystów i nie przepadam za nimi do dziś.
W wieku lat 13 miałem wypadek samochodowy z rodzicami - dachowaliśmy, dostałem od ziemi po głowie. Miałem ból w klatce piersiowej, nie mogłem biegać, bo zatykało mi oddech, o bólu głowy nie wspomnę, ale nikt mnie nie spytał jak się czuję, a ja byłem tak zestrachany całym zajściem, a ojciec tak zaaferowany stanem matki (złamane 3 żebra i obojczyk), że nikomu nic nie powiedziałem. Dziś mam jakieś zwyrodnienie odcinka szyjnego kręgosłupa, coś mi tam zarasta, czasami strzela lub strzyka przy obrocie lub podnoszeniu głowy, a nawet przeskakuje czy wręcz się blokuje.
W wieku lat 15 byłem hospitalizowany na oddziale nerwic AM w Gdańsku z rozpoznaniem schizofrenii (obecnie skłaniałbym się raczej ku depresji młodzieńczej, podówczas nierozpoznawanej - nie chciało mi się nic robić, nie widziałem sensu życia, rysowałem jakieś koszmarne, uzębione gęby rodem z horrorów). Leczono mnie rosnącymi dawkami Cardiasolu od 5 ml do 50 ml co drugi dzień, przez 1,5 miesiąca. Po iniekcji kręciło się w głowie, miałem nudności i traciłem przytomność na czas od 0,5 godziny do 6 godzin pod koniec tej "kuracji wstrząsowej"
.
W tejże Akademii, jako że często leciała mi krew z nosa, wystarczyło się nachylić, przypalono mi kwasem żyłki w nosie.
W wieku lat 20 próbowałem leczyć w Spółdzielni Lekarskiej ten mój katar. Co dwa tygodnie lekarz wystawiał recepty na "nowy zestaw leków", łykałem mnóstwo specyfików, aż po kilku miesiącach zrozumiałem, że nabijają mnie w butelkę od syropu i przerwałem ten drenaż mojej kieszeni, bo poprawy nie było.
Zachorowałem też na rzeżączkę i byłem leczony penicyliną najpierw w zastrzykach, później w tabletkach aż do wyleczenia po ok. 6-8 miesiącach?... Trzech?... Nie pamiętam, może to były tygodnie. Dłuuuugo. O czymś na osłonę przewodu pokarmowego nie było mowy, a łykałem po... 3-6 tabletek 3 razy dziennie...? Cud niepamięci.
W wieku lat 27 w Kanadzie laryngolog testem skórnym wykrył u mnie przyczynę ciągłego kataru - alergię na kurz. Nie pamiętam, jakim lekiem byłem leczony, było to coś w zastrzyku, ale z różnych powodów po ok. roku przerwałem "kurację".
W następnym okresie poza kilkoma grypami, przeziębieniami, próchniejącymi zębami nie pamiętam większych problemów ze zdrowiem. Aż do kryzysu wieku średniego.
W 1999 r. wtoczyłem się w głęboką depresję, która trwała do 2004 roku. Nie chciało mi się nic. Leżałem, patrząc w sufit, nie chciało mi się nawet wstać, by się wypróżnić, ani umyć zębów. Zwlekałem się z łóżka przed piętnastą, kiedy żona wracała z pracy. Ja pracowałem w służbie "zdrowia" na zmiany dzienne i nocne, więc stąd to leżenie. Myślałem nawet o samobójstwie, ale nie miałem siły ani się podnieść, ani kupić i zawiązać linę... Praca była męką.
Początkowo łykałem jakiś słaby lek, który trochę mi pomógł, niestety za namową chorej na depresję znajomej wydębiłem od psychiatry silniejszy lek, po którym pojawiła się biegunka, dziwne uczucie w żołądku i ogólna telepawka całego ciała, która powoli ustępowała przez dwa tygodnie od odstawienia tego "leku", psia krew! Jak nietrudno się domyślić, przerwałem "leczenie". Ale z pomocą przyjaciół, rozmów, długich rozmów i wsparcia od Stwórcy powoli wyszedłem z dołka.
W roku 2005? 2006? nagle straciłem częściowo słuch w lewym uchu ( "dziura" -40db na 1000 Hz). Byłem leczony tlenem w komorze hiperbarycznej przez dwa tygodnie. Ale oprócz komory dostawałem "coś" na rozszerzenie żył w kroplówce i do łykania Encorton po 6 tabletek 3 razy dziennie, o ile dobrze pamiętam. Słuch wrócił, ale przy wyrównywaniu ciśnienia w uszach podczas kompresji w komorze nadmuchałem sobie do uszu śluzu (kataru), który nijak nie chce stamtąd wyjść.
Około 2007 r. znajomy pokazał mi książkę dra Janusa "Nie daj się zjeść grzybom candida" i trochę mi ją poczytał (nie chciał jej pożyczyć), ale dopiero w 2008 roku po przeprowadzce do Kłodzka znalazłem stronę Biosłone i zacząłem wraz z żoną pić MO i KB z owocami i miksturę z czosnku zalanego wrzątkiem. Po prawie dwóch latach picia, nie widząc jakby efektów, entuzjazm opadł i przerwaliśmy. Nie zastosowaliśmy DP.
W połowie marca 2011 poczułem w nocy, w dolnej części brzucha w okolicy wyrostka, jakby coś mi tam pękło i zaczęło się rozlewać w prawo i do góry brzucha w stronę żeber. Po kilku dniach minęło wątrobę i przeszło w lewo. Stolec stał się żółty i ołówkowy o konsystencji prawie normalnej (o ile w ogóle kiedykolwiek widziałem u siebie normalny stolec). Odczuwałem kłujący, kolkowy ból w okolicy wątroby i żeber i niżej. Poszedłem do lekarza. Całe jelito grube było nabite i bolesne. Wstrzymane zostało oddawanie stolca. Dostałem Duphalac na przeczyszczenie i skierowanie na badania krwi i moczu i USG. Wyniki wyszły wzorcowe, jedynie cholesterol ogólny 205. Na USG wyszły torbielki na nerkach, lekko stłuszczona wątroba, woreczek żółciowy bez kamieni i zatorów, gazy i leniwa perystaltyka jelit. Lekarka na to: "Symulant. Jest pan zdrowy."
Zdrowy? - spytałem. "No, ma pan zespół jelita drażliwego." Dostałem ulotkę z dietami do stosowania w okresie biegunki i w okresie zaparć.
A w ulotce przeczytałem: "Co jest powodem wystąpienia zespołu jelita nadwrażliwego? Przyczyny tej częstej choroby są nieznane... Jest wielce prawdopodobne, że ZJN jest chorobą wywołaną różnymi przyczynami i że nigdy nie poznamy jednego, najważniejszego czynnika sprawczego. Wśród różnych koncepcji brane są pod uwagę uwarunkowania psychologiczne, dietetyczne i bakteryjne zapalenie jelit... Pacjenci z ZJN mają dolegliwości ze strony innych układów i narządów. Somatyzacja powoduje, że częstotliwość NIEPOTRZEBNYCH zabiegów chirurgicznych w tej grupie chorych jest PIĘCIOKROTNIE wyższa niż populacji ogólnej." (BOLD mój. Ulotka pt.: Zespół Jelita Nadwrażliwego - informacje dla pacjentów - pomoc w opracowaniu i konsultacja naukowa: prof. Roman Tomecki, Klinika Gastroenterologii CMKP w Warszawie). Ponieważ nie znalazłem wyczerpującej informacji na temat ZJN w tej ulotce, siadłem do internetu i trafiłem na artykuł dra Janusa i przypomniałem sobie o wydawnictwie Biosłone i tym forum niemedycznym i oto jestem.
4. Sposób odżywiania się (w dzieciństwie, młodości i aktualnie), a także stosowane diety: Hm, byłem futrowany mlekiem krowim dostarczanym pod drzwi mieszkania każdego ranka. Lubiłem je pić, ale słodzone. Jedliśmy dużo chleba pszennego, ziemniaki z barszczem, chleb ze smalcem i z cukrem. Był okres, gdy słodziłem herbatę 4,5 łyżeczkami cukru. Mięso też się jadło, barszcze ukraińskie, bigosy z konfiturami śliwkowymi, ciasta, torty, lody, naleśniki z twarogiem na słodko, pierogi ruskie, budynie. Przy przeziębieniu piłem mleko z masłem, miodem i czosnkiem, piłem syrop z cebuli. Do gdzieś 2005 roku jadłem wszystko to, co ludzie zwykli jadać. I hamburgery, i pizzę, do czasu gdy znalazłem w domu książkę Hanny Ciesielskiej "Filozofia zdrowia". Wtedy spróbowałem coś zmienić i zacząłem stosować się do zasady pięciu smaków (przemian) i wg niej przyrządzać potrawy i robię tak do dziś, a zauważyłem, że przepisy pana Józefa też stosują tę kolejność dodawania składników, np. do zupy.
Robiłem też sobie kurację odchudzającą na zupie z selera naciowego z cebulą, pomidorami i fasolą czerwoną, na indyku i z kaszą gryczaną lub jęczmienną. Odstawiwszy słodycze schudłem z 10 kg w ciągu miesiąca, ale w zimie wróciłem do "normy" - 15 kg nadwagi. Zresztą od dzieciństwa byłem ciut okrąglejszy od kolegów.
Załapałem się też na dietę dra Kwaśniewskiego, ale nie mogłem się pohamować i przekraczałem wyznaczone ilości do spożycia na dzień, więc przytyłem i odstawiłem po kilku miesiącach.
Nie ukrywam, że podczas picia MO od 2008 i po zaprzestaniu jej picia, używaliśmy sobie z żoną słodkości. Żona piekła pyszne ciasta śliwkowe, a w zeszłym roku, pod koniec, nauczyła się piec chleb razowy na zakwasie i jedliśmy jeden na tydzień i bardzo nam smakował. Czyżby to on mnie tak zatkał? Zaczęliśmy pić koktajle błonnikowe z owocami, żeby nie wyrzucać nakupionych owoców.
Od prawie miesiąca stosuję MO, wprowadziłem do diety KB, a od czterech dni DP I. Jest ciężko. Koktajl marchewkowy z zeszłorocznych marchwi z ostropestem nie smakuje nawet ze śmietaną, ale daję radę, gorzej żona, która też się przyłączyła do mnie.
5. Rodzaj wykonywanej pracy (ogólny opis, czy istnieją jakieś czynniki negatywnie wpływające na zdrowie): Pracowałem i w Gdańskiej Stoczni Remontowej 3 lata 1984-1987 w pobliżu nabrzeży przeładunkowych siarki i fosforytów.
Grywałem po weselach, a więc w nocy.
W Kanadzie przez rok 1992 pracowałem w zakładach chemicznych produkujących płyny do mycia i proszki do prania. Nosiłem maskę z pochłaniaczami przez połowę czasu pracy.
W latach 1994-2008 pracowałem w szpitalu. Miałem kontakt z osobami z gangreną. Na oddziale intensywnej terapii był gronkowiec złocisty. Pracowałem też sporadycznie na warsztacie bez wentylacji, gdzie się szlifowało, spawało, malowało olejną farbą elementy, a do tego koledzy zadymiali pomieszczenie papierochami.
Od 2009 do 2011 pracuję dwie noce w tygodniu, dorzucam drewno do pieca w kotłowni, czasem trzeba porąbać. Po nocach dochodzę do siebie 2 dni. We wrześniu robiłem co drugą noc i miałem dość.
Sporo siedzę przed komputerem, komponuję i nagrywam muzykę.
6. Inne niekorzystne czynniki środowiskowe: Mieszkanie 27 lat w Gdańsku. Rafineria, Siarkopol, Zakłady Nawozów Fosforowych, Stocznie - miałem częste drapanie w gardle i kaszel. W stoczniach zdarzały się przypadki poparzeń kwasem siarkowym padającym z nieba. Deszcz spłukiwał pył siarkowy, który fruwał w atmosferze podczas przeładunku koparkami sypkiej siarki z nabrzeża na statki! Okna pomieszczenia, w którym pracowałem, miały wtopione w szyby, widoczne gołym okiem pyłki siarki. Przy przeładunku fosfatów też to świństwo ulatywało w powietrze z nieszczelnych podajników ślimakowych.
Moi rodzice "wędzili" mnie od maleńkości papierochami. Wypalali razem 60-70 papierosów dziennie, z czego połowę w pracy, ale resztę ze mną. Tzn. ja nigdy czynnie nie paliłem. Pominę tygodniowe "palenie" podczas obozowiska dla towarzystwa. Gdy miałem ok. 16 lat rodzice przestali palić.
Alkoholu nie nadużywałem. Raz tylko się upiłem (20 lat) tak że nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ale potem się pilnowałem, co nie było łatwe na weselach, ale ja tam byłem w pracy...
Kłodzko, była w pobliżu kopalnia uranu...
A zresztą, czy ktoś bada co fruwa w powietrzu? Czym są ChemTrails?
Byłem w Gdańsku jak nad nim przelatywała chmura znad Czarnobyla...
A teraz znad Japonii lecą ...
Uff, się rozpisałem, jeśli to nie wystarczy, to chętnie uzupełnię. Książki pana Józefa jeszcze nie mam, przeczytałem już sporo jego artykułów i wpisów na forum. Padam... idę spać.
Proszę o jakąkolwiek odpowiedź. Nie ma dramatu, ale jestem zdecydowany zrobić coś dla swojego zdrowia, a ponieważ jestem mechanikiem przemysłowym, a nie medykiem, to chyba potrzebuję pomocy, bo szczerze mówiąc w tym ogromie wiedzy Biosłone trochę się gubię. Pacjent siedzi we mnie jeszcze głęboko.
Pozdrawiam i dziękuję, że w ogóle jest taka strona i forum alternatywne do Służby Śmierci, jak sobie nazwałem placówki szpitalne po przepracowaniu w takowej 13 lat. Choć w dziale technicznym, ale na OIOMie i na dyżurach napatrzyłem się dosyć na praktyki "ratowania życia" i, niestety, często bezsilność akademickiej wiedzy.