Niemedyczne forum zdrowia
29-03-2024, 15:57 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Sklep Biosłone --> wejdź
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: 1 ... 3 4 [5] 6   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Maszyna ruszyła  (Przeczytany 97671 razy)
Udana
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 58
MO: 01.01.2014
Wiedza:
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 1.251

« Odpowiedz #80 : 08-02-2016, 09:37 »

Cytat
Nadal jestem na "ubogiej" diecie. Przestałem jeść kaszę gryczaną i jaglaną, bo wrzuciłem banana do KB i jabłko + gruszka w ciągu dnia. Warzywa tylko z listy dostępnych dla DP1. Zero wyjątków czy odstępstw.
Jeśli jesteś na I etapie DP to nie powinienieś do KB dodawać owoców.
Zapisane

Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku...
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #81 : 08-02-2016, 09:54 »

Na DP 1 nie dodawałem. Ale skończyłem ten etap i przeszedłem na kolejny w sposób indywidualnie zmodyfikowany, bo nadal były problemy z ukł. trawiennym. "Brzuch" wraca do normy. Wczoraj było mniej bul bul bul a dziś stolec prawie w normie.

Tak się zastanawiam czy na początku cały system jest tak słaby, że jak człowiek zje całą śmietanę (tak po prostu), to następnego dnia ma takie rewolucje?

W ciągu kilku ostatnich dni straciłem 1 kg ciężko odbudowywanej masy ciała.

Znów pragnienie się włączyło - wczoraj kilka herbat i 2 wielkie szklanki wody. Dziś od rana znów ssanie.

Wczoraj wieczorem jeden atak kaszlu, mało wydzieliny. Katar znikomy, aczkolwiek zielony i śmierdzący.
Rano kolejny atak kaszlu, coś tam charczy w klatce jeszcze, ale wydzieliny prawie nie widać przy odkrztuszaniu.

Samopoczucie dobre - gotowy na ferie zimowe nad morzem.

Coraz więcej włosów wypada, w tym też więcej siwusów.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #82 : 08-02-2016, 18:37 »

Burek rano zawarczał i ucichł. Do tej pory siedzi cicho. Człowiek się uczy każdego dnia.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #83 : 09-02-2016, 22:39 »

Pierwsza od wielu dni normalnie przespana noc (prawie 10 h).
Organizm jakby dostał więcej mocy i pojawiło się sporo kataru, kaszel i wydzielina z dolnych dróg znów wzmogły.
Poza tym wszystko w porządku.

10 km spaceru po piachu też zrobiło swoje - katar ani na chwilę nie dał spokoju.

Zdiagnozowałem przyczynę burka - śmietana. Pewność bardzo wysoka.
Dziś pojawił się jakiś czas po KB ze śmietaną, który spożyłem stosunkowo późno.
Jutro robię odwyk i potwierdzę to na 100%.

MO wróciło do porannego rytuału.

Wieczorem pojawiło się nieznane mi dotąd nierówne tętno i drganie rąk - bez żadnego powodu, tak po prostu.
Uffff, jakie to dziwne uczucie.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Tachikoma
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: nie stosuję
Skąd: Śląsk
Wiadomości: 79

« Odpowiedz #84 : 10-02-2016, 01:47 »

Pojechałeś nad morze i zmieniłeś klimat. Może to reakcja na jod? Odśwież sobie informacje na portalu w akapicie "Nadczynność tarczycy z niedoczynnością".
Zapisane
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #85 : 10-02-2016, 08:11 »

Pochodzę z tego rejonu i bywam też regularnie u rodziny. Nigdy tak nie miałem - pierwszy raz w życiu coś takiego mnie trafiło.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #86 : 16-02-2016, 09:08 »

Odstawiłem śmietanę, zmniejszyłem ilość surówek na obiad i jest cisza, prawie grobowa. Wczoraj np. po MO raz coś tam burknęło, ale tylko raz. Jednak zostały wiatry - głównie parę/kilka godzin po obiedzie i rano.

Nie jadam żadnych gotowanych warzyw (poza burakiem - po 15 minutach gotowania brzuch delikatnie reaguje a mocz się nie zabarwia) - może obiadowe surowe surówki/warzywka tak działają.

Przez cholerną śmietanę (najlepsza jaką mogę aktualnie dostać, ma dodatek bifidusa i jeszcze jakiegoś innego szczepu) musiałem zrezygnować z kilku rodzajów surówek. Szukam aktualnie jakiegoś dostawcy mleka, co by sobie samemu robić śmietanę, ale jest z tym problem.

Poranne wiatry mogą być efektem KB wieczornego (najpóźniej ok. 22). Postaram się przesunąć "koktajlowanie" na maks. 19 i zobaczymy.
Poza tym żadnych bólów, kolek, ucisków. Choć bulgotania nigdy wcześniej nie miewałem. Może lekkie burczenie z głodu.
Jedyna sprawa, na którą mógłbym się uskarżać, to delikatne pieczenie jakby mikro zgaga. Ale mogę mieć takie wrażenie, ponieważ po 2 latach zacząłem jeść mięso.

A może MO na oliwie zaczęła robić porządki.

Generalnie ciężko jest mi sobie wyobrazić, jak można to wszystko ogarnąć w 3 tygodnie. Choć samemu mogłem sobie zrobić kuku stosując MO bez pełnego ZZO i DP, a teraz zbieram plony.

Ale jedzenie się ustabilizowało - już nie muszę jeść ani tak dużo ani często. Maks. 2 KB na dzień. I choćbym chciał, to 3 sztuki nie wcisnę.

Muszę przyznać, że nie pamiętam kiedy tak regularne stolce miałem. Przed DP i wdrożeniu wszystkich ZZO 5 na 7 wyglądało jak krowie odchody.

Niebawem zacznę dodawać nowe produkty. Już wiem, że groch strasznie bulgocze. I też prawie o razu. Nie mogę się doczekać orzechów!!!

Co do oskrzeli - katar prawie całkowicie wyeliminowany, kaszlu brak, zostało odchrząkiwanie, ale płytkie i może 2-3 razy dziennie z zieloną wydzieliną (bezzapachową).

Nie wiem jak długo to trwało, może tydzień, z czego 4-5 dni wymagało leżenia (w szczycie).

Dla baranów, które nie wierzą w boskie ciało i jego zdolności do samoleczenia, mam porównanie. Mój matołek domowy też ma od jakiegoś czasu zapalenie oskrzeli i leczy się w BIG FARMIE. Na gorączkę wziął ferłeks i dorzucił eksperymentalnie 2 różne antybiotyki - nie wiem na jaki czas, bo mnie nie było. Już drugi tydzień się zaczął i nadal nie wychodzi z łóżka a zdrowienia oznak brak.

Inną zagrywką motłochową, z którą muszę się borykać, jest grzyb u młodszego syna. Zacząłem smarować rano i wieczorem alocitem, ale dla mojego matołka było za wolno. Więc eksperymentowała także na nim. Niestety ma prawa rodzicielskie jak ja i nic nie mogę począć. Więc grzybek uciekł szybko, ale też szybko wrócił. I chyba wrócił jakiś uodporniony i pojawił się też na mojej nodze.

Oczywiście za grzybicę i inne wysypki "alergiczne" syna winny jestem ja i MO.
A właśnie zadziałało ultra-szybko. Ale mimo moich instrukcji były orzeszki, czekoladka i inne mocno uczulające produkty.

Dziś dostałem zakaz MO dla niego. Będę chyba musiał wstawać razem z kurami msn-wink.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #87 : 29-02-2016, 23:31 »

Dawno nic nie pisałem, więc muszę się zebrać. Najlepiej teraz.
Dieta mi służy. Wzrost wagi - małymi kroczkami, ale systematycznie. Przyrost masy mięśniowej bezustannie trwa.
Układ pokarmowy w normie, ale z małymi przebojami. Tydzień eksperymentów zakończył się fiaskiem - chrzan i musztarda nie wchodzą. A szkoda, bo dostałem kiełbasę w leśnej świni, do której idealnie pasują.

Zła reakcja na owoce. Musiałem odstawić. Z warzywami jest lepiej, ale o szerokim urozmaiceniu mogę aktualnie zapomnieć.
Stolec jest prawie idealny, ale wiatry są. Szczególnie jak próbuję coś nowego, co jeszcze jest nieakceptowalne.

Ilość posiłków się unormowała - ok. 4 dziennie. Ewentualny głodek reguluję KB. Raz 1 sztuka, a raz 3 mało.

Dopadłem źródło wiejskiego mleka i śmietanę "robię" sam. I nie odczuwam żadnych akcji burkowych po niej. Co mnie cieszy.

Od jakiegoś czasu po MO odczuwam wyraźne pieczenie i delikatny ból w brzuchu. Czytałem, że niektórych rano po niej skręca. Więc chyba normalne. Po MO nie jem/piję minimalnie 1 godzinę, a czasami do 1,5 h.

Zabrałem się intensywnie za drogi moczowe - regularnie zioła i KB na żurawinie (baza + łyżeczka żurawiny + śmietana). Po włączeniu żurawiny odczuwam poprawę (tak jakby), choć zaczęło coś piec na ostatnim odcinku układu. Zobaczymy co z tego będzie.

Sen - z 12 godzin zszedłem prawie do mojej normy sprzed anginy. 6-7 godzin jest wystarczające, nawet przy ewidentnym wysiłku fizycznym. Przy zasypianiu pomaga trochę medytacja, do której po pewnej przerwie wróciłem. Pewnie ona ma dużą zasługę w tym zakresie.

Cera i skóra: na twarzy nie wyskakują pryszcze, których nie było dużo, ale były i nie dało się ich w żaden sposób (próbowałem jeden, mechaniczny:)) pozbyć. Ich znikoma ilość jest nieprzeszkadzająca.  Dzięki kąpieli z olejem, do których przywykłem, skóra jest bardziej miękka. Na udach w kroczu, po wewnętrznej stronie pojawiło się swędzenie i punktowe zaczerwienienia - ilość niewielka. Na nodze, podudziu, pojawiło się zaczerwienienie, owalne, swędzące - szczególnie po posmarowaniu alo - chropowate. Gdyby owal opisać prostokątem, to ten miałby 4*2 cm. Smaruję 1-2 razy dziennie i czekam.

"Po oskrzelach" nie ma śladu. Jednak pojawia się wydzielina bodajże z tchawicy. Kilka razy dziennie. Szczególnie po płukaniu / ssaniu alo i/lub oleju. Z naciskiem na olej.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Antonio
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 53
MO: 31-10-2009
Wiedza:
Skąd: Bergamuty
Wiadomości: 990

« Odpowiedz #88 : 04-03-2016, 12:31 »

Twoje wyznania na temat "motłochowych" perypetii wzbudzają we mnie współczucie, bo znam to z autopsji. Mój motłoch wczoraj zrobił sobie i dziecku test na nietolerancję białka, "badanie" krwi, które kosztowało mnie fortunę. Pewnie im droższe, tym bardziej wiarygodne. Teraz głośno rozprawia o alergiach i uczuleniach, ale drogi do zdrowia widzieć nie chce, niestety.
Zapisane

I'm going through changes
Dużagosia
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: marzec 2010 przerwa od 14.12.2014, powrót do MO 08.2016
Wiedza:
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 476

« Odpowiedz #89 : 04-03-2016, 12:48 »

Ale się uśmiałam z tego motłochu. Tu muszę ze wstydem dodać, że też posiadam swój motłoch.
Zapisane
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #90 : 06-03-2016, 09:30 »

Nie ma się czego wstydzić. To przecież nie ty.
Do wszystkiego muszę ciągle wysłuchiwać historyjek jak dokutur poszedł do dokutura poradzić się w swojej sprawie. Ostatnio chirurg do diabetyka. Dieta pierwszego jest "miód malina" a drugi sam chyba jest cukrzykiem - o ile dobrze mi się o uszy obiło, bo nie biorę udziału w takowych debatach.

Ale to moja dieta jest szkodząca i pewnie niedługo umrę. A jak nie umrę, to na pewno ciężko zachoruję i zwrócę honor medycynie akademickiej.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #91 : 10-05-2016, 18:22 »

Hejka, mam pytanie odnośnie ziółek na drogi moczowe - szybkie poszukiwania na forum nie dały żadnych wyników.

Poniższe jest potwierdzone dokładną obserwacją: po wypiciu szklanki przygotowanego trunku po jakimś czasie (różnie bywa: od 30 minut do 1,5 godziny) mocz strasznie cuchnie. Ale nie jakoś tam cuchnie, niemiłosiernie cuchnie. Czy ktoś z forumowiczów na własnym moczu też doświadczył takiego "zapachu"?

Różne dziwne akcje mam z tym moczem, sikaniem, pęcherzem. Zaczęło się w grudniu. Raz jest lepiej, raz jest gorzej. Nic nie piecze, nic nie swędzi. Miałem problem z herbatą - uzależnienie mnie dopadło (kawy pić nie mogę, to jakoś się wkręciłem w herbatę), ale już z tego wychodzę (aktualnie maks. 2 kubki dziennie). Nie piję dużo, szklankę wody / dobę (i to też nie każdego dnia), 1 KB (220-250 ml), 1-2 kubki rosołu / dobę (jako pierwsze danie obiadu). Sikam dobrych kilka razy dziennie, a i w nocy potrafię wstać. Nie są to małe ilości oddawanego moczu, ale też nie jakieś ekstremalnie duże. Choć raz na kilka dni zdarza się kilka kropelek. Rano wstaję, oddaję mocz, trzaskam MO (30 ml) i w czasie 1,5 godziny odczekiwania na szklankę ziółek muszę iść siku (oczywiście nic nie pijąc poza MO).

Może ktoś bardziej doświadczony coś podpowie?
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Soczek
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 37
MO: 1.09.2014
Wiedza:
Skąd: Accrington
Wiadomości: 44

« Odpowiedz #92 : 11-05-2016, 00:23 »

Również tak mam, może nie tak przesadnie jak to opisujesz, ale jednak czuć. Obecnie rzadko zdarza się, żeby mocz był przeźroczysty, często uczucie jakby był gorący. W grudniu skończyłem roczną kurację ziołami. Poza tym nic mnie nie boli , energii w brud, moje ciało w końcu wygląda jak na człowieka przystało bez jakiegoś dużego wysiłku fizycznego ,ale wiem, że jeszcze długa droga i do tego ciężka w tym fikcyjnym świecie nowoczesności... Może to ciągle proces oczyszczania ?
Zapisane
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #93 : 28-07-2016, 14:14 »

Nie pisałem, bo albo harowałem albo udawałem, że odpoczywam. Nie mniej jednak pracuję nad tym, aby pewnym krokiem podążać ścieżką zdrowia. Pracuję, bo nie do końca chyba tak jeszcze jest. Dlatego też piszę / opiszę, co jest do napisania / opisania. Może ktoś ma / miał podobne stany i coś podpowie. A może nie. Co by nie było, będzie dobrze.

Moim największym problemem jest mięso czerwone. I chodzi głównie o fakt, że nie kupuję przemysłowego jedzenia w ogóle (dotyczy pobytu w domu). Jakiś czas temu skończyły się zamrożone zapasy jelonków i dzika, przyszła praca i nie mogłem upolować nowych. Do tego wyjazd wakacyjny (SIC!) w miejsce, w którym w ogóle nie ma zdrowiej żywności(SIC!). KB, jajka na boczku (w tym przypadku musiał być sklepowy), oceaniczne ryby i owoce morza (3 razy w tygodniu) + przemysłowy stek wołowy (1 raz w tygodniu). Efekt: 6 kg mniej (2 kg /tydzień). Co prawda wakacje były takie, że każdego dnia (7/7) pracowałem co najmniej 10 godzin, bardzo intensywnie. Węglowodanów co do zasady przyjmuję bardzo mało, do tego brak tłuszczu i mięsa = spadek masy. Znów wyglądam jak wtedy, gdy mięsa nie jadłem - NIE WYGLĄDAM. Niemniej jednak 10 godzin ciężkiej umysłowej pracy dziennie przez 60 dni, wstawanie o 6 rano i chodzenie spać ok. 12:00 / 01:00 nie było najmniejszym problemem. Żadnego braku energii, werwy, cały czas pełne skupienie.

W trakcie tych 60 dni przeszedłem ekspresowy remont zatok. Czułem w kościach kilka dni przed, że coś nadchodzi. Nagle krew ze śluzem + ropa z nosa. Dwa dni śluz zabarwiony na czerwono, a ja troszkę przymulony, zmęczony. Trzeciego dnia już tylko ropa. Po 7 dniach nie było ani śladu po naprawie. Tylko jednego dnia zrezygnowałem z MIX. Po trzech dniach wróciłem do pracy 10h/24.

Jednak mimo moich wielkich starań od stycznia ciągle mam problem z układem trawiennym. Uzupełniłem moją bibliotekę o tom 3 ZNWŻ. Czytam o żywieniu i muszę stwierdzić, że poza niedoborem czerwonego mięsa (który mam nadzieję zostanie raz a dobrze rozwiązany, bo ubijam świnkę w poniedziałek i chyba udało mi się znaleźć pewnego dostawcę) moje żywienie intuicyjnie jest bardzo zbliżone do zalecanego. Muszę popracować nad proporcjami troszkę, lekko mniej urozmaicenia, więcej tłuszczu i ciut więcej węgla. Do rzeczy: przeczytałem o monodiecie i sytuacjach, w których trzeba zastosować. Chyba nie podpadam. A mimo wszystko raz po raz mam przeboje. Takie które potrafią cofnąć mnie jak gluten (patrz tom 3) o tydzień. Do takich produktów należy kawa. Po której wypiciu w dniu wypicia jest ok, a od następnego zaczynają się przelewki, bulgotki itd., które trwają od paru do kilku dni. Albo, tak jak dosłownie przed chwilą,walnąłem szklaneczkę mieszanki na pęcherz i bul bul. Od razu, 30 sekund po przełknięciu. Ale nie zawsze tak jest, choć po mieszance bardzo często.

Zdarzają się wiatry, raczej nieśmierdzące. Stolec dość normalny, choć rzadko w jednym kawałku. Bardzo rzadko o konsystencji innej niż pożądana (czasami delikatnie za luźny). Nie szaleję z produktami - jeżeli 20 produktów spożywczych jest na mojej liście, to maks. W tym wszystkie rodzaje mięsa, z tym nieszczęsnym niedoborem czerwonego. Choć czytając w tomie 3 o Chinach oraz znając ich sposób żywienia, na ich standardy mięsa jem raczej w sam raz. Pytanie tylko czy mój organizm nie uzupełnia braków z przeszłości i potrzebuje więcej? Staram się nie bywać głodny. Jajecznica poranna długo trzyma, jak jest prawidłowo zrobiona - i do 17 nawet (gdy nie pracuję i lewituję:)).

Czasami zdarza się, że rano budzę się a w brzuchu jest misiu. Delikatnie mruczy. Na to wrzucam MIX (aktualnie z olejem z oliwek, aloesem i cytryną) i od razu jest lekka reakcja - blublup. I koniec. Ale nie zawsze. Raz na jakiś czas. Czasami jest spokój po pobudce, a po wlaniu MIX pojawia się misiu jak wyżej. Często wstaję, trzaskam MIX, pochodzę trochę i kładę się by poobserwować (posłuchać) co się będzie działo. Różnie jest. Raz tak, raz tak - przy stałym sposobie odżywiania się. Najbardziej stabilnie było na kiełbasie z Daniela (z lekkim dodatkiem wieprzowiny) oraz stekach z jego mięsa i niewielką różnorodnością warzyw surowych.

Co wy na to? To jest moja największa zagadka do rozgryzienia aktualnie.

Kropelki do nosa minimum raz dziennie. Czasami zdarza się jeden / dwa dni przerwy. Babolaki są w nosie i kozy też. Niby nos jest drożny, ale w nocy oddycham ustami. Gdy się budzę rano susza w paszczy i nawet jak dogorywam te 15 minut przed wstaniem, to oddycham ustami, nosem jakoś opornie idzie.

Od dziecka coś miałem z tym nosem i gardłem. Wycięli mi w wieku 7 lat 3 migdałek. Kilka lat temu przeszedłem 2 operacje (tak, w pełnej narkozie) czyszczenia zatok przyszczękowych. Zanim je przeszedłem męczyłem się dobrych kilka lat z bólem głowy, który przy moim współudziale doprowadził do uszkodzenia żołądka (przeciwbólowe proszki). Szczególnie ciężko było latem, gdy ropsko w zatokach pęczniało pod wpływem temperatury. Ból (i sam problem - pewnie zapalenie) promieniował do uszu, te ropiały, babrały się. Latami chodziłem do ludzi od uszu, nosa i gardła. Nawet mnie wysłali do dermatologa, który oglądał moją d--- w tym kontekście.

Miałem też wcześniej (zanim otworzyłem pierwsze oko) akcję jak w zeszłym roku - gardło / przełyk / jamę ustną tak spuchnięte, że nie mogłem oddychać. Udałem się do szpitala (weekend). Położyli mnie na korytarzu, nafaszerowali sterydami a następnego dnia pogonili do domu radząc, abym usunął pozostałe migdałki. Pomyślałem "Cycki se usmaż", i moje migdałki są nadal na swoim miejscu.

Po operacjach (rok po roku - zatoka po zatoce) pobierano materiał do badania -> nic z badań nie wynikało. Poprawa była po tych operacjach, ale jakby tylko na papierze. Teraz ciężko określić, bo chwilę potem rozpoczął się proces otwierania oczu, odstawienia leków, alko, papierosów, następnie glutenu, przemysłowego żarcia, mięsa (tak, ok. 3 lata lekkostrawnej mocno urozmaiconej diety bezmięsnej), a później przyszło BIOSŁONE i  postawiło część spraw na głowie (dziękuję za to rodzinie Ro., gdyby nie oni, nigdy bym tu nie trafił, ale przede wszystkim założycielowi). Trochę wymieszałem wątek główny z pobocznym, ale co tam.

Gardło i płukanie (olej, ALO) - robię dość regularnie, ale miewam przerwy 3-5 dni (ciągiem) raz na 2 tygodnie. Gardło drapie, rano suche (oddychanie jak opisano wyżej), nieprzyjemny zapach z ust, odrywa się wstrętna ciemnozielone flegma (rano) albo zielone ropsko (w ciągu dnia, szczególnie gdy popijam mieszankę na drogi moczowe). Płuczę zgodnie z systemem - 10-15 minut olej, odchrząkuję, odkrztuszam aż do chwili rozpoczęcia odruchów wymiotnych. Chwila przerwy i ALO - kilka minut. Wypluwam i tak samo odkrztuszam jak przy oleju. Wychodzą takie wstążkowate fragmenty flegmy o długości 1-3 cm. Drapanie i pobolewanie nie jest problemem. Kluska, którą wyczuwam jakby nad przełykiem (bo jak zaciągnę nosem to niby się chowa i jej przez chwilę nie odczuwam), jest gorsza, drażniąca świadomość - jak drzazga w palcu.

Włosy - nie wiem jak na głowie, bo nie obserwuję, ale na brodzie wypadają jak szalone. Pół na pół - siwe z "normalnymi". Przy czym nie wiem czy one są normalne, bo od jakiegoś czasu rosną włosy o innym kolorze. I w sumie to nie wiem które są normalne. Pod moim biurkiem, w samochodzie, na klawiaturze wszędzie pełno włosów (z brody głównie) i takich farfocli skórnych. Jednak od stycznia też mocno posiwiałem, albo intensywniej niż wcześniej obserwuję ciało.

Paznokcie przestały rosnąć jak szalone, twarde jak tytan a przy tym elastyczne - nie łamią się, nie pękają.

Co już jakiś czas temu zauważyłem, to fakt że od kiedy (początek roku) zacząłem stosować dietę PRO, jeść mięso, pić KB itd. nie mam tzw. zadziorów na palcach w okolicach paznokci. A miałem je od kiedy ... od dawna miałem ten problem.

Pęcherz - picie mieszanki na moczowe mnie dobija. Nie sam fakt spożywania, a efekt działania. Przez wakacje nie brałem, bo się zioła zepsuły. Zacząłem niedawno - nocne wędrówki do toalety = niewyspany Kamil. Czy to jest normalne, że jak ostatnią szklankę wypiję ok 18/19, pójdę spać ok 23, to o godz. 3, 6, 8:30 i zaraz po wypiciu MIX oddaję mocz (przy czym ten ostatni szczątkowy)? W ciągu dnia piję: 1 l ziół, 2 szklanki rosołu (0,5 l), 1 x KB, 1-2 herbaty (0,5-0,75 l).

Podczas wspomnianego powyżej remontu zatok przez cały tydzień było idealnie - oddawanie moczy 2-3 razy dziennie. Rozumiem, że organizm miał ważniejszą sprawę od pęcherza i dał mu spokój na czas naprawy.

Zęby, dziąsła - od czasu rozpoczęcia płukania ALO i zredukowania szczotkowania pastą ziołową (bez fluoru i innych syfiastych dodatków, kiedyś tego nakupiłem i teraz powoli zużywam) do 1 razu na tydzień maksymalna poprawa stanu dziąseł. Kiedyś krwawiły po dotknięciu szczoteczką, dziś nawet jak się postaram zrobić krzywdę nitką (nitkuję po każdym posiłku), to nie zawsze się udaje.

Przeczytawszy już fragment tomu 3 czuję się w obowiązku zaznaczyć pewną nieścisłość względnie niedomówienie, które tam spostrzegłem. W którymś miejscu mowa jest o hiperwentylacji stosowanej w medytacji. Jest to bardzo niesłuszne stwierdzenie, ponieważ medytacja to NIE-działanie. W NIE-działaniu nie może być hiperwentylacji, ponieważ to drugie jest działaniem. Rozumiem, że autorowi chodziło o wszelkie działania udające medytację (tak jak fast-food udaje jedzenie, tak fast-meditation udaje medytację). W dzisiejszych czasach nie problem odróżnić prawdę od fałszu, wystarczy uchylić tylko oko. Jednak nie rozumiem faktu, że autor ma odpowiedni pogląd na kwestie żywieniowe, zdrowotne, medyczne a stosuje inną miarę np. w zakresie medytacji, gdzie próbuje wskazać negatywne działania bez choćby dodania, że ma na myśli to, co ludziom jest serwowane jako "medytacja" czy wygibasy nazywane "jogą".

Nie ma co ukrywać, że w fazach przed-medytacyjnych stosowane są techniki, w tym hiperwentylacja, których celem jest dotlenienie organizmu na potrzeby uwolnienia energii. Jest to jeden z etapów, który ma prowadzić do NIE-działania - medytacji. Jednak sama medytacja nie wymaga żadnego działania. W niektórych przypadkach (dotyczy nielicznych jednostek) nie wymaga niczego. Patrz Krishnamurti, który głosił mniej więcej to: Nie rób nic, niczego nie trzeba robić. Po prostu zaprzestań wszystkiego i to będzie medytacja. Jednak techniki wykorzystujące działania jako ścieżkę do osiągnięcia są potrzebne większości praktykujących. Zasada jest taka, że praktykujący musi pierwszy raz "wskoczyć" w medytację, aby później osiągać ją bez technik, od tak. Podobnie jak stosuje się 1 czy 2 etap diety prozdrowotnej, aby osiągnąć pewien pożądany stan. Bez wnikania w szczegóły. Jak by jednak nie było - techniki prowadzące do medytacji to nie medytacja. Jako rozwinięcie dodam, że medytacja jest stanem, w którym nawet nie ma myśli (patrz tom 4 - przecież zawsze trzeba o czymś myśleć). Medytacja to stan czystej uważności. Uwaga! na 1000 nauczycieli jest tylko 0,01 nauczyciela, który prowadzi w dobrym kierunku. Dlatego też tyle jest fikcji w zakresie medytacji co w obszarze zdrowia, żywienia i innych tu poruszanych tematach.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Shadow
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 34
MO: 23.02.2015
Wiedza:
Skąd: Wrocław/Radomsko
Wiadomości: 558

« Odpowiedz #94 : 28-07-2016, 19:15 »

Jeśli chodzi o bulgotanie w jelitach, to raczej jakoś mocno się tym nie przejmuj. Chyba, że typowo masz gazy i bulgotanie po jakimś posiłku, wtedy go wyłącz z diety. Takie bulgotanie bez konkretnej przyczyny, czy następnego dnia, będzie towarzyszyło jeszcze długo, aż organizm przestanie się oczyszczać z toksyn. Jak wiadomo,  wydala je głównie do jelit oraz trochę z moczem. Przez skórę, gdy wyczerpane są możliwości tych pierwszych dróg wydalniczych. Stąd te sypiące się farfocle z skóry twarzy.

Widać, że Twój organizm, podobnie jak mój, został konkretnie doświadczony przez nowoczesną medycynę ale najważniejsze, że wykonuje już działania, mające na celu powrót do homeostazy. Z czasem będzie widać coraz większą poprawę.

Nie wiem jak daleko masz do Warszawy do Poziomka, czy do Strzelców Opolskich do Mistrza, ale przy objawach jakie masz, poleciłbym Ci się umówić na wizytę i zobaczyć co i jak pod kątem energetycznym. Mojemu organizmowi daje to konkretnego kopa w leczeniu jelit.
Zapisane
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #95 : 28-07-2016, 19:59 »

Zdarzają się gazy, to fakt. Głównie po jedynym spożywanym owocu - jabłkach. Bulgotanie bez powodu - dzięki za tę wskazówkę. Jakoś mi to umknęło podczas przyswajania materiałów. Wizyta u Pana Józefa chodzi mi od jakiegoś czasu po głowie. Poczekam, aż ten pomysł dojrzeje. Do Warszawy mam nie po drodze i też daleko, dalej niż do Strzelców. Ale mam też swojego przewodnika energetycznego, którego regularnie odwiedzam. I też mi to daje kopa. Niestety ze względu na odległości oraz brak dróg nie mam możliwości skorzystania zbyt często z tego typu przyjemności.

Dała popalić - a to co napisałem, to tylko krótka lista z ostatniego okresu. Mam kilka tak spapranych "spraw", których ni cholery nie da się już "naprawić". Na szczęście głowa nie ucierpiała specjalnie. Na marginesie: połowa rodziny pracuje w kitlowym biznesie. A oni są bardziej zindoktrynowani niż zwykli zjadacze. A jak może wlepić receptę samemu, albo ty możesz powiedzieć "dawaj receptę", to droga w dół jest prosta. Teraz jestem wyklętym członkiem - jak w tym filmie z kręgiem zaufania. Wiecie jak się czuję, jak opowiadają moim dzieciakom ze 100% przekonaniem o słuszności, że choroby wywoływane przez bakterie trzeba leczyć antybio-tykami. Za to odpowiedź mojego starszego syna, w którym ziarenko powoli rośnie, jest bezcenna. Mówi (nie wiedząc, że ja słucham): Nie wolno lekami blokować działania organizmu. Od tego można zachorować." Kiedyś powiedział, że się z Panią w szkole pokłócił o kwestie zdrowego żywienia. A na testach w tym zakresie zaznacza prawidłowe odpowiedzi (te prawidłowe, a nie te punktowane). Zabroniłem rozmawiania w szkole na tego typu tematy. Niestety z jego dietą jest podobnie jak w przypadku Machosa opisanym w tomie 3 - matka, babka, dziad itd. Mówię mu, że ma nie jeść, jak mu śmieci dają. Wnoszę, że go szantażują gnojki. Ma też zawieszony układ odpornościowy - przewlekły katar ropny, który oddziałuje na gardło i na uszy. Też mu chcieli już migdałki usuwać. Ale nie pozwoliłem. I co go jakaś gorączka złapie, to go nie wiem po jaki / po jaką cholerę żona do babki prowadzi, która z klucza daje mu zbijacz. Jak tyko się drzwi za żoną zatrzasną. A wszyscy z nich wiedzą, że mój młodszy - jak miał zaledwie kilka miesięcy - pół nocy leżał na moim brzuchu z giga-gorączką (ponad 40 stopni) bez żadnej chemii. Tylko sprawdzałem czy nie rośnie. Dotychczas przeszedł kilka chorób (niebawem kończy 2 lata), ale muszę przyznać, że parę razy sam zwątpiłem - jak np. katar trzymał ponad 2 miesiące. Ale nic nie dostał. Chyba żona mu podawała zbijacza jak miał bolące ząbkowanie w formie pain killera - gdy nie patrzyłem. I do bieżących wakacji miał porządną dietę. Tylko ja nie mogę chodzić za dzieckiem i pilnować. Muszę też żyć, popracować też trochę muszę. Mam nadzieję, że jak jeden z drugim będą bardziej rozumni, to poczytają to i owo zanim będą mieli tyle lat co ja, gdy zacząłem czytać.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Gibbon
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: Nie stosuję.
Wiedza:
Wiadomości: 1.370

« Odpowiedz #96 : 29-07-2016, 06:23 »

Kim jest przewodnik energetyczny?
Zapisane
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #97 : 29-07-2016, 10:02 »

U każdego kimś innym. Cokolwiek napiszę, będzie dla mnie i tylko dla mnie. Dla ciebie bez znaczenia.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Gibbon
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: Nie stosuję.
Wiedza:
Wiadomości: 1.370

« Odpowiedz #98 : 29-07-2016, 10:14 »

Jak wygląda takie spotkanie?
Zapisane
Pkamil
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 12/2014 --->
Wiedza:
Skąd: Polska
Wiadomości: 78

« Odpowiedz #99 : 29-07-2016, 10:17 »

Nie wierzę w zbiegi okoliczności.

Pobudka w nocy o czwartej. W głowie Machos i jego syn. Machos, syn.

Zależność:
1. Machos->syn->babka->gluten->choroba
2. Kamil->syn->wakacje->nadmiar babki = gluten->choroba po wakacjach i tak kilka ostatnich lat z rzędu

To że jestem przeciw spożyciu to jedna kwestia, ale nie jestem jedynym rodzicem. W dumo nie ma, poza chlebem na śniadanie, bo nie mogą niby się obejść z żoną. A ja nie mogę drzeć ryja na nich (wszystkich), bo wtedy jak mnie nie ma, to dziecko je tylko gluten -> kanapki składające się z dwóch warstw chleba przełożonych chlebem, pizze bez niczego na wierzchu, pączusie, ciasteczka. Same dobrodziejstwa.

O czwartej napisałem maila do żony. O 7 rano dzwoniła, że syn jest chory. Idą do uchologa, bo go uszy bolą. Jutro jedzie na obóz, czy aby na pewno?

Żona ostatnio 'wyszpiegowała' moje wpisy tu na forum i nie tylko tu. Chyba otwiera oczy. Trzymajcie kciuki.

Jestem poza domem. I jakoś od dawna mam zaplanowany krótki powrót weekendowy właśnie na dziś. Zbieg okoliczności?
Ludziom nie wystarczy, że jeden członek rodziny spadnie na dno. Człowiek musi na dno sprowadzić swoje dzieci, aby szeroko otworzyć oczy.
Zapisane

„Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa” - Krishnamurti
Strony: 1 ... 3 4 [5] 6   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!