PL_man
Częsty gość
Offline
Płeć:
Wiek: 33
MO: 7.11.2011 z przerwami
Skąd: Kraków/okolice
Wiadomości: 95
|
|
« : 01-01-2012, 14:25 » |
|
1. 21 lat. 2. Problemy fizyczne:
Przelewanie w brzuchu – wydawać by się mogło, że słyszą mnie sąsiedzi, niezależnie od tego czy zjadłem, czy nie. Obecnie jest dużo lepiej. Wzdęcia – obecnie dużo mniejsze, nie przeszkadzają już w życiu codziennym jak przed odnalezieniem BIOSŁONE. Alergia – wodnisty katar oraz łzawienie oczu, niezależnie od warunków, w jakich przebywam – chociaż zauważyłem reakcję na kurz. Ciekawe, że w okresie silnego stresu również pojawia się łzawienie oczu. Niska temperatura ciała ok. 35 C – ciągle mi zimno, w domu chodzę w koszulce i polarze oraz w długich spodniach, gdzie wcześniej nigdy nie narzekałem na zimno. Spocone dłonie i stopy – dłonie spocone od kiedy pamiętam, zawsze w szkole ciężko było mi pisać, dodatkowo zalewały się potem, gdy miałem komuś podać rękę. Stopy od 4-5 lat mocno spocone w obuwiu, zawsze mokre skarpety i buty w środku. Marznące stopy – ostatnio doszły strasznie marznące stopy – zawsze po prysznicu musiałem zakładać skarpety, ale od kilku miesięcy nie potrafię 10 minut bez nich wytrzymać, stopy od razu zalewają się potem i marzną. W skarpetach jest cieplej, ale co jakiś czas zmieniam je, ponieważ są mokre. Bóle głowy – ból stały, tępy, nad prawą skronią lekki, mało dokuczający, ale odczuwalny bardzo często. Raz zdarzyło się mocne ukłucie, które prawie zwaliło mnie z nóg – do końca dnia ta część głowy była ciepła. Na drugi dzień problem zniknął. Problem z pęcherzem – częstomocz, swędzenie cewki. Problemy w ostatnim czasie nasilają się głównie po stosunku. Ale też problem pojawił się po oddaniu nasienia do badania. Ciągnie się to od czerwca, z różnymi stopniami nasilenia - o tym w historii choroby. Wory pod oczami – pojawiły się właśnie od marca, są coraz większe. Wyglądam jakbym nie spał od kilku tygodni. Strzelanie w stawach i kościach – kostki, kolana, nadgarstki, kręgosłup. Obecnie po miesięcznej przygodzie z MO dużo mniejsze i mniej dokuczliwe. Mroczki przed oczami, rozmazany obraz – ustąpiło po odstawieniu cukru, słodyczy, białej mąki i glutenu.
Problemy psychiczne:
Rozdrażnienie – bardzo łatwo wyprowadzić mnie z równowagi. Nerwowość – bardzo łatwo się denerwuję, trzaskam drzwiami, krzyczę. Brak zdecydowania – nie umiem wybrać co jest lepsze, jak wybiorę to długo zadręczam się, że zrobiłem źle i mam wyrzuty sumienia.
3. Choroba, a właściwie to, co zaczęło dziać się w moim organizmie, zaczęło się stosunkowo niedawno. Był to marzec 2011 rok. Otóż zdarzyło się tak, że przyjąłem 2 antybiotyki w krótkim okresie czasu, bez żadnych zabezpieczeń. Wpadłem też na genialny pomysł przy okazji - że rzucam palenie. Od tego czasu rozpoczęła się totalna dewastacja stanu mojego zdrowia. Chociaż jak tak się teraz zastanowić, to pracowałem na to ładnych kilka lat. Męczący ból głowy i zatok nie dawał mi spokoju, bóle były bardzo silne. Stałem się bardzo nerwowy i rozdrażniony. Na zatoki dostawałem pełno leków, które mało pomagały. Pojawił się też antybiotyk. Do bólów głowy i zatok dołączyła alergia, właściwie nie wiem na co, pojawiała się głównie w domu. Mocny wodnisty katar i łzawienie oczu. Krótko po tych objawach doszły kolejne problemy. Na początku był to częstomocz i silny ból w lędźwiach. Kolejny antybiotyk. Z badań nie wynikało jednak, że jest to zapalenie pęcherza, a i z dolegliwości – był to tylko częstomocz. Ból w okolicy lędźwi wyjaśniło RTG, które wykazało spłycenie lordozy lędźwiowej. Rozpocząłem rehabilitację. Problemy zaczęły się nasilać. Do wszystkich już istniejących doszły problemy z układem pokarmowym, silne wzdęcia, przelewania, bulgotania, biegunki po wypiciu paru „piwek”. Na języku dziwny biały nalot, którego nie mogłem niczym wyczyścić. Do częstomoczu, (około 20-30 razy na dzień) doszło swędzenie cewki oraz okresowo pieczenie po mikcji. Zacząłem łączyć fakty. Siedziałem długo w Internecie i szukałem. Znalazłem – candida. W jednym dniu rzuciłem wszystkie swoje nawyki. Od tamtej pory dieta przeciwgrzybiczna, suplementy, itp. Efekt taki, że przestała boleć głowa, a alergie zmniejszyły nasilenie. W końcu w październiku trafiłem na BIOSŁONE. Tylko problem w tym, że nie posiadłem żadnej wiedzy. Przeczytałem tylko o MO i wszystko poszło w ruch. Jak to młody, narwany i wykończony walką z grzybem facet, chciałem jak najszybciej się wyleczyć. Zacząłem MO od najwyższej dawki, do tego „Lapacho” i jakieś tam suplementy (czosnek w tabletkach, cynk, Wit. C, selen ). Po tygodniu, z powodu wyjazdu, kurację przerwałem. Jednak na moich ustach pojawiła się megaopryszczka, którą ostatnio miałem zeszłej zimy. Wróciłem do domu, i w ruch znów poszła MO + suplementy, Lapacho i ziółka. Oj, ja głupi. Znów po paru dniach na moich ustach opryszczka – tym razem dwie. O dziwo zniknęły po 1 dniu! Powoli zacząłem czytać portal jednak nie wgłębiałem się zbytnio w jego zawartość. A teraz dałbym bardzo wiele, by cofnąć się w czasie. I tak prawie 3 tygodnie MO w dużej dawce – zero zwolnienia. Po takim czasie zaczął się megaproblem. Pewnego dnia obudziłem się ze szpilkami w pęcherzu, ból niesamowity. Ja łyknąłem MO i położyłem się jeszcze na trochę. Ból trwał kilka dni – dobrze, że jakaś intuicja podpowiedziała mi odstawienie MO. Niestety nadal byłem pacjentem. Miałem umówioną wizytę u urologa, więc skorzystałem. Ledwo wysiedziałem w kolejce z bólu. Lekarz na 1 wizycie stwierdza przewlekłe zapalenie prostaty i wypisuje zapobiegawczo Biseptol. Coś mi tu nie grało. Nie wykupiłem recepty i wróciłem do domu. Wymarzłem w stopy, oczywiście jak to zawsze u mnie bywa. Wieczorem położyłem się spać. Ale obudziłem się już z dużym bólem lewego jądra, w kolejny wieczór pojawiła się lekka gorączka, na którą się nawet cieszyłem, przy mojej stałej temp. 35 stopni. Niestety, po krótkiej nocy, obudziłem się ze spuchniętym lewym jądrem, a ból nie ustawał, a wręcz był tak mocny, że kłopotem było poruszanie się. Pojechałem do szpitala, dostałem „Cipronex” i nakaz leżenia. Leżałem w domu – płakałem z bólu i żarłem bez sensu ten antybiotyk, który i tak nic nie pomagał. Skontaktowałem się z innym lekarzem, który stwierdził, że stanu zapalnego nie ma już. Ale ból utrzymywał się nadal i nic nie pomagało. Lekko odpuściło w 7 dzień, ale do 20 ból był taki, że nie wychodziłem z łóżka. Od tego czasu moje podejście do zdrowia zmieniło się diametralnie. Przeczytałem obie książki, a na portalu jestem w każdej wolnej chwili. Wywnioskowałem, czym był ten problem z pęcherzem, teraz wiem, że to sam go sprowokowałem, narzuciłem zbyt duże tempo. Utrzymuje mnie przy tym fakt, że 4 miesiące rehabilitacji nie przyniosły ulgi w bólu lędźwi. Po zapaleniu pęcherza bez ćwiczeń mam spokój. Nic nie boli w plecach – wszystko ustąpiło. Niemniej jednak problem z pęcherzem pozostał, głownie po stosunku. Do WC potrafię wtedy iść co 10 minut, boli podbrzusze i swędzi cewka. Są też bóle jąder. Chcę wrócić do MO, ale się boję. Wydaje mi się, że muszę poczekać, aż się to trochę wyciszy. Chciałbym też wejść na 1 etap DP, ale zastanawiam się, czy nie lepiej by było wypić mieszankę oczyszczającą drogi moczowe, przy zastosowaniu ZZO. Czytam, myślę nad tym i powoli będę musiał podjąć decyzję. Cieszę się, że nie jest ze mną tak źle, ponieważ przechodzę jakąś infekcję „grypową”. Chociaż jest to głównie suchy kaszel od 10 dni na który nic nie pomaga, a jestem też po bańkach. Odpoczywam cały czas w domu, nie poganiam organizmu. Cierpliwie czekam, drugi raz błędu nie popełnię – mam nadzieję. Nie mogę doczekać się, kiedy wypiję kolejną porcję MO. Badania, które w tym czasie zrobiłem, nic nie wykazywały. Jedynie pierwsze USG jamy brzusznej „nerkę podkowiastą”, natomiast drugie USG – polip na pęcherzyku żółciowym. Być pacjentem to rzecz straszna, chodziłem po lekarzach, którzy spławiali mnie po paru minutach bądź wypisywali takie leki, że jedynie odrobina oliwy w głowie zachowała mnie przed braniem tego wszystkiego. Rzeczą nienormalną było dla mnie, że młody chłopak, który, nawet gdy bolała go głowa, nie chciał brać tabletki, bo wiedział, że szkodzą, po krótkim czasie dał się tak omotać, że zapisany był już do: alergologa, dermatologa, urologa, neurologa, gastrologa, okulisty, a internistę miał na porządku dziennym. Miarka się przebrała, gdy usłyszałem, co urolog chce robić z moim pęcherzem, wtedy to zacząłem się modlić by uciec z tego zamkniętego kręgu.
4. Sposób odżywiania się. Zaznaczę, że od zawsze mieszkam na wsi. Zmieniałem parę razy miejsce zamieszkania, ale zawsze była to wieś, a więc, jaja, mleko, śmietana i schabowy z ziemniakami. W dzieciństwie: do 7 roku życia podobno co wieczór piłem „butelkę”. Ale jak już pamiętam to na śniadania zawsze jajecznica, kromka chleba i herbata. W szkole pączek czy drożdżówka, po południu domowy obiad. Wychowywałem się na wsi u babci, więc pewnie wszystko było jeszcze nie do końca przetworzone po kilka razy. Od 7 do 13 roku życia wraz ze zmianą miejsca zamieszkania nowe nawyki. Szkoła dość blisko, więc nie jadałem śniadań. W szkole bułka albo dwie. I tak do 15.00. Potem obiad w domu, jakaś kolacja i tak przez te lata. Okres gimnazjum i liceum to jak tak teraz patrzę degradacja zdrowia. Rano bez śniadania, w szkole bułka ze sklepiku. Czasami jakaś zupa na stołówce, częściej to jednak zupka chińska, a po szkole pizza bądź kebab. A w późniejszym czasie dochodziło do tego piwko. W domu obiad i to by było na tyle. Chociaż, gdy nachodził mnie smak około 21-22, to nigdy sobie nie żałowałem. Potrafiłem nasmażyć kiełbasy z cebulą całą patelnię, wsunąć to wszystko, do tego pół chleba i 2 szklanki herbaty. Obecnie – czyli okres po liceum - to wyjazdy i brak domowego jedzenia. Stołówki akademickie, kanapki w domu. Frytki mrożone, kurczak z Tesco, pizza, kebab. Jednak od września dieta przeciwgrzybiczna, a od listopada ZZO. Od miesiąca KB.
5. Pracy nie wykonuję obecnie żadnej, czuję się na tyle źle i cały czas mi coś dolega, że problemem jest wyjście na studia (zaoczne). Z pracy zrezygnowałem.
6. Takimi innymi czynnikami może być otoczenie, a właściwie ludzie wokół mnie. Nikt mnie nie chce zrozumieć. Dla nich to niepojęte, by bolała mnie głowa, pęcherz, kręgosłup, brzuch, itd. Ciągłe wojny o to, bym jadł „normalnie”, że jak zjem makaron, ziemniaki i kluski to mi się poprawi, bo coś wymyślam. Sam jestem szykanowany we własnym domu. Ale to ja mam rację, a nie oni, i to ja kiedyś będę pełni zdrów, a nie ci wszyscy, którzy są teraz „mądrzejsi” ode mnie.
Utworzyłem własny wątek, ponieważ samemu jest mi ciężko wybrać. Jak pisałem, nie umiem się zdecydować. Zawsze gdy podejmuję jakiś krok, to za chwilę myślę, czy dobrze zrobiłem. Nie chcę już popełnić takiego błędu jak wcześniej. Mistrz ma rację we wszystkim co pisze - najpierw wiedza. Teraz, po przeczytaniu książek i wielu wątków na forum, nigdy nie zachowałbym się tak jak wcześniej. Wiedza, którą mam na daną chwilę, sprawia, że czuję się bardziej pewny siebie. Jednak mogą pojawić się chwile, kiedy da znać o sobie brak doświadczenia. Wiedząc, że jest ktoś, kto mnie rozumie, podpowie i naprowadzi na dobrą drogę będzie mi dużo łatwiej.
|