Właśnie nie mam pojęcia, bo nie mam zrobionych wszystkich badań.
Wszystkie wyniki wątrobowe mam w normie(robione kilka razy) tylko bilirubina jest nieznacznie podwyższona. Raz miałem 1,7 drugi 1,5 przy normie 0,0-1,1.
Problem w tym, że trwa to już kilka miesięcy plus jakieś żółte prześwity na ciele i minimalnie żółte białka, ale tylko w kącikach...
Usg jamy brzusznej miałem robione dwa razy i wszystko ok. Testy na hbs i hcv ujemne. Dla pewności w poniedziałek zrobię raz jeszcze.
W następnym tygodniu idę zrobić badania immunologiczne panelu wątrobowego ANA,AMA,ASMA,anty-LKM żeby wykluczyć ewentualnie autoimmunologiczne zapalenie wątroby. Choć to mało prawdopodobne, bo wszystkie próby wątrobowe mam ok, a z tego co słyszałem ludziom w tej chorobie skacze do 1000 alat i aspat.
Będę musiał również zrobić rezonans dróg żółciowych na eliminowanie ich stwardnienia, czyli PSC.
Przypuszczam, że bez biopsji raczej się nie obejdzie.
Choć mam takie przypuszczenie, że jest to polekowe zapalenie wątroby. Rok temu, przez 10 miesięcy brałem bardzo silne leki, które dość krótko mówiąc ostro biją wątrobę... Właśnie od tego momentu wszystko się zaczęło.
Czy jestem nienormalny, że dopiero po takim czasie się do tego zabieram? No nie bardzo. Chodzę po lekarzach od roku czasu. Mnóstwo badań, wydana kupa kasy i nikt nie potrafi znaleźć przyczyny mojego stanu.
Moja Pani dochtór rodzinna radzi mi abym kupił sobie po prostu witaminy... Jak już jej rok temu pokazywałem na rękach, że mam żółte plamy, to kręciła głową i patrzyła na mnie jak na jakiegoś debila. Skierowała na usg i guzik wyszło.
Poza tym mam nadmiar żelaza w surowicy. Nadmiar żelaza jest przyczyną uszkodzenia wątroby. Byłem u dobrego hematologa w moim mieście, popatrzył tak, zalecił zrobić badania typu Ferrytyna, TIBC, UIBC i to mam w normie. Coś tam pogadał i że niby zespół Gilberta...
Poza tym wydaje mi się, że mam żylaki przełyku już dłuższy czas. Już jakiś czas temu przy jedzeniu mp. chleba czułem dziwne uczucie w klatce piersiowej. Żylaki przełyku = równa się marskość wątroby, prawda? No nie koniecznie, ale o tym zaraz.
Wszystkie badania robiłem prywatnie, za wszystko płaciłem sam, wizyty u lekarzy prywatnie a i tak mnie wszyscy kopią.
Gastroskopie mam na 23 maja, także okaże się co do tych żylaków.
Dlaczego piszę, że żylaki przełyku nie koniecznie oznaczają marskość i podejrzewam u siebie zapalenie polekowe? Wczoraj akurat trafiłem na faceta co ma dokładnie ten sam problem co ja. Po prostu wszystko tak samo, z tym że on jakiś czas temu brał tabletki antydepresyjne. A jak wiemy tabletki antydepresyjne mogą powodować zapalenie wątroby.
Oto jego post z innego forum:
Otóż, od prawie czterech lat męczę się ze złym samopoczuciem, stanami lękowymi itp. Na początku, diagnoza była jedna - nerwica. Leczyłem się antydepresantami i jakoś to było. Niestety, po trzech latach, nastąpił nawrót choroby, wszystko zaczęło się tak samo - od specyficznych bólów w nadbrzuszu i okropnym wzdęciu. Zacząłem bardziej wnikać w to co się ze mną dzieje, zrobiłem więcej badań i okazało się, że mam lekko podniesiony Alat (ok. 70) i bilirubine (ok. 3.0). Chciałem zaznaczyć, że w czasie jak robiłem badania nie brałem żadnych leków, które mogłyby podrażniać wątrobę, antydepresanty odstawiłem 1,5 roku przed tymi dolegliwościami. Wszystkiemu towarzyszyło bardzo złe samopoczucie, wymioty, chudnięcie i stany lękowe. Stwierdziłem u siebie lamblioze (jednak eozynofile w krwi nie były podwyższone, test na antygen również nie wychodził, ale były cysty w kale), leczyłem się metronidazolem i tinidazolem. Po każdej takiej kuracji próby wątrobowe spadały o około 20 - 30 jednostek, jednak nie były nigdy w normie. Tylko przy leczeniu metronidazolem odczułem kilkudniową poprawę mojego stanu.
W końcu wylądowałem na oddziale gastroenterologii, gdzie zrobiono mi gastroskopie, która wykazała żylaki przełyku I stopnia(badanie było powtarzane, bo nie pasowało to do obrazu choroby) oraz refluks. Zrobiono mi także biopsję wątroby, która w zasadzie nic nie wykazała (obraz odpowiada dyskretnemu uszkodzeniu wątroby). Od czerwca znów zacząłem brać antydepresanty, aby poprawić moje samopoczucie, bo było już nie do wytrzymania. Więc teraz mogą też zakłócać wyniki prób wątrobowych. Jednak gdy ich nie brałem, trzymały się mniej więcej na takim samym poziomie.
Podsumowując, od lutego zeszłego roku, mam ciągle podwyższony Alat, czasami Aspat (zazwyczaj jest w górnej granicy normy). Podwyższona jest także bilirubina (ponoć zespół Gilberta). Wczoraj odebrałem wyniki badań, AlAt mam podwyższony do 56 (norma 0 - 41). Cały czas towarzyszy mi złe samopoczucie, które poprawiło się, gdy włączyłem suplementację witamin dla sportowców, a także kwasów omega3 i innych witamin. Od lutego do sierpnia miałem ciągłe mdłości, które powróciły jakieś 2 tygodnie temu. Od tego samego momentu mniej więcej, zaczęły mi drętwieć palce lewej ręki. Białe krwinki, są ciągle w dolnej granicy normy ok. 3.7 (norma 3.5 - 10.0), raz zdarzyło się, że było poniżej. Miałem (być może nadal mam, dawno nie sprawdzałem), ciągły stan podgorączkowy, temperatura 37.2.
Nerwicę wykluczam (tzn, mam ją na_pewno, ale moim zdaniem, to jest objaw, tak samo jak żylaki), mój stan jest niezależny od moich problemów itd, nie przejmuję się niczym, więc proszę mi nie pisać, że sobie coś wmawiam. Poza tym, żylaki nie wzięły się z mojej głowy. Lekarze rozkładają ręce, a ja chcę znaleźć przyczynę mojego kiepskiego stanu zdrowia.
Czekam na pomysły i sugestie.
PS. Autoimmunologiczne zapalenie wątroby wykluczone, tak samo jak choroba Wilsona i kilka innych schorzeń... Badałem się też na celiakie, ale badanie wyszło OK.
Dodam jeszcze, że w obliczu mojej desperacji 3 tygodnie temu poszedłem na badanie aparatem silva i tam usłyszałem, że wątroba jest uszkodzona. Przypuszczam, że gdybym miał marskość, to pewnie by tam wyszło... tak mi się przynajmniej wydaje. Ale jak mówię, przy aspat, alat, ggtp, alp w normie i bilirubinie 1,7 mieć marskość to by był chyba ewenement na skale światową.