Astma jest jedna - oskrzelowa o podłożu autoimmunologicznym. "Odkrywcy" medycyny akademickiej wynaleźli jeszcze kilka odmian astmy, które po swojemu ponazywali, by następnie przeciwko nim wynaleźć inne leki. Charakterystyczne przy astmie jest zanikanie wypustek nabłonka migawkowego, w związku z czym organizm ogranicza wydalanie śluzu oraz płynu surowiczego i część ściany oskrzeli jest sucha, co powoduje charakterystyczny świst przy wydychaniu powietrza. Ataki kaszlu astmatycznego pojawiają się wówczas, gdy zwiększa się ilość antygenów (alergenów) w powietrzu przepływającym przez oskrzela, a w wysiłku z taką sytuacją mamy ewidentnie do czynienia.
Bardzo, ale to bardzo często jako astmę diagnozuje się obturację tchawicy, co rzecz jasna z astmą nie ma nic wspólnego. Ale "leczy się", a to się liczy.
Rzecz w tym, że jakieś dziewięćdziesiąt procent schorzeń diagnozowanych, a więc i "leczonych" jako astma, to w rzeczywistości przewlekłe obturacyjne zapalenia oskrzeli bądź tchawicy albo alergie. Konowały wsadzają te choroby do jednego worka i "leczą" do usranej śmierci, bo taka ich sztuka kalekarska. Objawy tych chorób są nieco podobne, ale tylko nieco. Wprawne ucho od razu odróżni świst asmatyczny, który jest "czysty", bowiem jest spowodowany zanikiem nabłonka migawkowego, od świstu, a właściwie rzężenia spowodowanego przez obklejenie nabłonka migawkowego wyschniętą, zagęszczoną flegmą.
Właśnie tak, jak to Mistrz opisał. No chyba, że po latach Mistrz ma bardziej sprawdzoną metodę.