Jakiś czas temu zaczęłam korzystać z lecznicy przyzakładowej (bo za darmo) --głównie po to by wyłudzić skierowania na badania (niepłatne)
Nadmienię, że mam klasyczne objawy kandydozy.
Zmieniłam dziś lekarza z takiego z jednocyfrowym IQ na innego, z dwucyfrowym.
Po tym jak poprzednik wysłał mnie na zmierzenie poziomu IgA (poniżej normy, a wysłał, bo dla niego to celiakia
, przyniosłam następnemu dodatni wynik PCR (wynik DNA z krwi dla kilku typów Candida), który oczywiście stwierdził, że w zasadzie nie wie jak do niego trafiłam bo powinnam nie żyć
Zlecił posiew na Candida z kału, nu, dawaj, będzie robił antybiogram i leczył antybiotykiem (ja mu dam).
Ale to nie wszystko: usłyszał, że ja, i mój o 5 lat starszy brat (też kandida) byliśmy przeleczeni na gruźlicę w dzieciństwie na podstawie dużego odczynu po próbie tuberkulinowej. No to zlecił rtg płuc i chce w przyszłości robić QuantiFERON-TB, celem wykluczenia gruźlicy... jelit.
Oczywiście on uważa, że to albo gruźlica, albo Crohn, albo SIBO (zespół rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego), oraz, że on jednak chciałby zrobić kolonoskopię w przyszłości bo miałam zapalenie jelita ponad rok do tyłu. Skończy się tak, że dostanie taki lub inny wynik z kału (pewnie negatywny, bo mnie akurat wychodzi ujemny zwykle) i będzie grzebać dalej.
Moje pytanie, wołanie o jakiś głos rozsądku: pozwolić mu i dać sobie zrobić kolonoskopię i wykluczyć jakieś dramaty (gruźlica, Crohn), czy dać sobie spokój?
W tzw. międzyczsie dieta i MO oczywiście jest.