Niedawno żona natchniona wspomnieniem tego, że czasem pijam zieloną herbatę, a ona sama pija herbaty owocowe, kupiła mi zieloną z jakimś aromatem. Było to dla mnie tak obrzydliwe, że wyrzuciłem to do kosza, pomimo luksusowej torebki i pozłacanego kartonika. Aromaty sztuczne to oszustwo...
Sprawa kaw aromatyzowanych to podobny temat. Zwykle surowcem do produkcji takich kaw nie są wcale wybitne ziarna. Bierze się przeciętne, pali dość mocno i miesza z nośnikiem aromatu. Jakie są to substancje niosące dziesiątki aromatów, nigdy nie dociekałem, bo i po co? W kawie interesują mnie jej własne aromaty, aromaty specyficzne, charakterystyczne dla miejsca pochodzenia, sposobu obróbki i procesu palenia ziaren. Piękne arabiki rodzi afrykańska ziemia, Ameryka Środkowa i Karaiby, Indonezja, India. Niektóre z tych pięknych ziaren oszołomić mogą swoim naturalnym aromatem.
Warto po kawę pójść nie do sklepu zawalonego aromatyzowanym dziadostwem lecz do konkretnej palarni kaw wysokiej jakości. Taka wyspecjalizowana palarnia kawy nie ma do czynienia z chemikaliami, a swe istnienie widzi w odkrywaniu piękna w kawie. Warto próbować kaw z plantacji, z konkretnych miejsc, tzw. kaw single-origin. Warto pytać o sposób palenia: lepiej jasno i średnio palone kawy niż mocno palone wybierać. Najlepiej mieć w domu własny młynek żarnowy, a w palarni czy w sklepie kupować ziarna. Po ich wyglądzie w dużej mierze można ocenić jakość.
Nie wiem jak to się stało, ale od kilku lat, gdy mam do czynienia z paleniem kawy, z pracą nad mieszankami różnych ziaren single-origin, po prostu nie znoszę, nie toleruję sztucznych aromatów. Gdy odwiedza mnie ktoś wyperfumowany, nie daję rady: najczęściej ktoś taki dostaje kopniaka w tyłek i wylatuje razem z drzwiami
.