Niemedyczne forum zdrowia
28-03-2024, 21:46 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Wesprzyj Fundację Biosłone --> kliknij
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: [1]   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Moja droga do pełni zdrowia  (Przeczytany 5652 razy)
Mewa
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 14.07.2013
Wiadomości: 61

« : 01-05-2014, 18:58 »

Chcę się Wam pochwalić moim sukcesem. Udało mi się zaliczyć pierwszy etap w drodze do Zdrowia i może etap ten nie wydaje się jakiś spektakularny, bo sukces to powrót do punktu wyjścia. Jednak ten punkt wyjścia to możliwość normalnego funkcjonowania, więc dla mnie jest to bardzo spektakularne i wielkie osiągnięcie. Nie przez pomyłkę piszę tutaj, a nie w dziale korzyści, tylko z premedytacją. Moim celem jest pełnia zdrowia, a to dopiero pierwszy punkt. Tutaj można napisać więcej smile. Na pewno będę też miała jakieś pytania, wątpliwości. Nie napiszę od razu wszystkiego. Najpierw podzielę się z Wami opisem stanu, w jakim się znalazłam, później zrobię krótki wstęp, później ktoś mi napisze, co takiego dokładnie się ze mną działo msn-wink, na koniec krótko napiszę o etapach wychodzenia z tego stanu, nie obiecuję jednak, że tak to będzie wyglądać. Co do dalszej części wątku, już nie związanej z tym problemem, to nie chcę się za bardzo koncentrować na problemach, bo to utrudnia zdrowienie. Będę pisać piąte przez dziesiąte, jak coś uznam za ważniejsze czy mogące się komuś przydać.


Właściwie to jestem zdrowa. Mam tylko trochę mniejszych i większych problemów ze zdrowiem, z którymi zamierzam uporać się tak szybko, jak tylko się da. Był jednak czas, kiedy nie mogłam normalnie funkcjonować. W momencie, kiedy się rejestrowałam było bardzo niedobrze.

Zaczęło się w maju od poważnych problemów z koncentracją. Zmuszenie się do pracy było poważnym problemem. Nie mogłam zdobyć się na długotrwały wysiłek intelektualny, skutkiem czego więcej było przerw i rozpraszania się niż pracy. W momencie, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie potrafię nad tym zapanować tj. zmotywować się do bardziej produktywnego działania to nieco się przestraszyłam. W ogóle nie wiedziałam co robić, bo nigdy wcześniej mi się nic takiego nie zdarzyło, a rosnące zaległości w pracy tylko powiększały stres. Poważniejszy problem zaczął się jednak latem. Wtedy rozsypałam się na dobre, tak jakby ktoś walnął młotkiem w kryształ. Dopadła mnie jakaś dziwna ociężałość tak, że nawet zejście z góry na niższe piętro było problemem, i tak, że trzy dni trwało zanim znalazłam siłę, aby wyjść i kupić sobie coś do odmierzania składników na miksturę. Nie potrafię dokładnie określić swojego stanu fizycznego w tamtym okresie, ogólnie była to ociężałość, uczucie jakby nogi były z ołowiu, osłabienie, brak energii, spowolnienie reakcji psychoruchowych. Bywało ciężko nie tylko zwlec się z łóżka, ale i sięgnąć po miksturę, która przecież znajdowała się na wyciągnięcie ręki. Wcale bym się wtedy nie zdziwiła, gdybym umarła, bo to było tak jakby ciało zaczęło mi odmawiać posłuszeństwa. Tego się nie da opisać. I trochę to przeszkadza, bo ja nie wiem, jak mam Wam to dokładnie przekazać czy sama sobie nazwać, a chciałabym. Może jak kiedyś napiszę ciąg dalszy, to stanie się to bardziej czytelne.

Wrażenie, że mogę umrzeć było bardzo realne. Temu fizycznemu osłabieniu towarzyszyły i inne problemy. To mgła mózgowa, czyli niemożność skupienia się oraz brak koncentracji. Nie chodziło tylko o jakiś większy wysiłek intelektualny, czasem ciężko mi było także skoncentrować się i pomyśleć, kiedy mnie ktoś o coś pytał, jakby była jakaś bariera między mną a światem, ale to wrażenie bariery na szczęście nie było silne. Miałam także problem z niezdecydowaniem. Był też czas, kiedy w ogóle nie mogłam skupić się na pracy. Były i problemy z psychiką. Wszystko co wykraczało poza znany schemat wiązało się z dużym lękiem, a podjęcie najprostszej decyzji, dokonanie wyboru było ogromnym problemem, nie tylko z powodu osłabienia umysłu i niezdecydowania, ale też dlatego, że wywoływało lęk. To jak się czyta (a i teraz pisze) wcale nie wydaje się takie straszne, ale nie było dobrze, bo ani oparcia w zdrowym i sprawnym ciele, ani w psychice, a umysł też sprawiał problemy, na szczęście tylko w zakresie tej mgły, a nie jasności myślenia. A problemy ze zdrowiem i funkcjonowaniem to przecież nie wszystko, bo w takim stanie pojawiają się i problemy finansowe, nie wspominając już, że nie każdy ma w domu warunki do zdrowienia sobie w spokoju, czasem takie, że trzeba pilnować, by za bardzo nie zaszkodziły zdrowiu, które i tak przecież było w dramatycznym stanie. Dlatego bardzo doceniłam ten efekt działania mikstury, jakim było wzmocnienie psychiczne.

Rozsypałam się całkowicie. To było pół roku wyjęte z życiorysu, a nawet więcej, bo należałoby liczyć od maja. Trochę lepiej było już z końcem roku, a normalnie chyba w lutym, więc nawet nie pół roku, ale około 9 czy 10 miesięcy. Przez dłuższy czas sił, energii i czasu wystarczało mi niemal wyłącznie na pracę i działania prozdrowotne. Z czasem zaczęło się polepszać, ale bardzo powoli; zauważalnie, choć były i kryzysy. Musiałam także bardzo uważać, bo wystarczyło, że czegokolwiek zaniedbałam z rzeczy, które mi pomagały i szybko mój stan się pogarszał. Właściwie to nic mi przecież nie dolegało, a z moim funkcjonowaniem było gorzej niż u osób chorych. I doszły jeszcze różne dziwne i niekiedy niepokojące dolegliwości w trakcie mojego zdrowienia. Od samego początku miałam silne reakcje związane z oczyszczaniem. Zresztą odbicie mojego stanu znajduje się w oszałamiającej ilości moich postów. Jestem tu od lipca, a zgromadziłam ich nieco ponad dwadzieścia. Ten jest dopiero dwudziesty piąty. Nie wynikało to bynajmniej z braku chęci do pisania czy pomysłów na nowe tematy smile.To co się działo u mnie przez ten cały czas teraz wydaje mi się zupełnie nierealne.

Uważam się za osobę zdrową, dlatego trochę dziwnie czuję się pisząc w tym dziale. Ale przyznam się, że jakby dopadła mnie jakaś poważniejsza choroba, to też czułabym się osobą zdrową... tylko chwilowo trochę mniej smile. Uważałabym, że jestem osobą zdrową, tylko z chwilowym, zupełnie niepotrzebnym problemem zdrowotnym. Ale żarty żartami, a skoro wpadłam w taki stan, to super ze zdrowiem na pewno nie jest. Zresztą to przecież tak naprawdę wcale nie są żarty, chodzi o nastawienie. Jak ktoś jest w podobnym stanie, jak ja wtedy, to naprawdę współczuję. I zresztą taka ewentualność to jeden z powodów, dla których zaczęłam ten temat. Wiem, że wtedy może być ciężko skoncentrować się na napisaniu dłuższego tekstu o sobie, może być też problem ze zdecydowaniem się na to. I jak ktoś jest w podobnym stanie do mojego, to nie ma się co dołować, że u mnie tak długo trwało wyjście z kryzysu. Byłam i nadal jestem pewna, że spokojnie można było poradzić sobie szybciej. Ja po prostu, z różnych względów, niewiele mogłam dla siebie zrobić, więc trwało to może nieco dłużej niż powinno, zresztą czas ten nie mijał przecież bezowocnie. A najważniejsze w tym wszystkim jest to, że to niewiele było wystarczające.
Zapisane

Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło. Prz 4.23
Mewa
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 14.07.2013
Wiadomości: 61

« Odpowiedz #1 : 27-05-2014, 22:30 »

Moje perypetie z MO
(Pro publico bono smile)

Będzie o MO, bardziej odczucia niż efekty, bo nie stosuję tylko jej. Te odczucia przekonały mnie do mikstury.

Wiedziałam, że mikstura będzie miała na mnie silne działanie, ale nie spodziewałam się, że tak bardzo silne i błyskawiczne. Moja pierwsza dawka to po 2 ml wszystkiego, chciałam dać najpierw 1,5 ml, ale żałośnie to wyglądało w kubku (nie doczytałam, że ma to być kieliszek, więc dysponowałam tylko kubkiem). Pierwszy łyk to – ohydztwo, jak Wy możecie to pić. Kolejne już smakowały. Myślę, że smak też nam mówi, czy coś jest dobre. Ważniejsze są jednak reakcje, u mnie był to pozytywny wpływ na nastrój, pojawiło się to już od pierwszej dawki. Nie spotkałam się wcześniej z opiniami, że MO może mieć taki wpływ, więc byłam przyjemnie zaskoczona. Przez długi czas mikstura działała na mnie silnie niczym mikstura z gier RPG – efekt to wzmocnienie psychiczne i dobry nastrój. Kiedy nie wzięłam mikstury, moje samopoczucie się obniżało. Ten pierwszy łyk to i pojawiająca się pasja życia, nie miałam jeszcze wtedy sił, aby ją realizować, ale była cenna, bo dodawała determinacji na drodze do zdrowia i sprawiała, że mniej przejmowałam się złym stanem zdrowia, który był na tyle niedobry, że miałam problemy z codziennym funkcjonowaniem. Skąd takie działanie mikstury i dlaczego tak silne od razu i przy tak małych dawkach? Pytałam już, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Może trudno ją znaleźć. Poszukam jej we własnym zakresie. A może ktoś miał podobne doświadczenia? Kiedy raz postanowiłam odpocząć sobie od mikstury, tego pozytywnego efektu nie było. Podobnie w sytuacji, kiedy coś zjadłam przed miksturą oraz gdy miałam grypę żołądkową. O tym w skrócie już pisałam, ale nie dodałam jeszcze czegoś, a mianowicie, od samego początku stosowania mikstury wpadłam w stan euforii. Uśmiechnęłam się, jak czytałam, że jeden z naszych dawnych kolegów wpadł w takową po płukaniu wątroby, no ja tak miałam po MO, być może delikatniejszą, bardziej subtelną, ale za to trwającą kilka miesięcy. Kilka miesięcy permanentnego szczęścia to naprawdę jest coś, szczególnie, że to działo się w trudnym dla mnie okresie. Czasem coś wytrącało z równowagi, ale zaraz wracałam w ten pozytywny stan. W grypie żołądkowej nie było tego pozytywnego działania. Jak się zakończyła, to wróciło, ale już niestety bez tej euforii. Teraz już na stałe mam dobre samopoczucie, dużo energii, pasję. Moje samopoczucie nie jest już tak zależne od mikstury. Myślę, że w ogóle już nie jest smile.

Wcale nie byłam pewna, czy dobrze robię zaczynając stosować MO. To był czas, kiedy miałam duże problemy z podejmowaniem decyzji, niezdecydowanie. Szybko jednak przestałam mieć wątpliwości. Nawet nie z powyższych powodów. Ja mam dobry intuicyjny kontakt ze swoim organizmem i zauważyłam, że mikstura mu się spodobała. Wtedy kiedy postanowiłam sobie zrobić przerwę, to wyczuwałam jakby oczekiwanie organizmu na coś, czego nie otrzymał. Poczułam się wtedy, jakbym dziecko zawiodła. I od tamtej pory mikstury staram się pilnować. Bo jak ktoś był w takiej sytuacji, to wie, jaka to przykrość, jak się zawiedzie jakieś zależne od nas stworzenie np. dziecko. Mój organizm bardzo pozytywnie reagował na miksturę. Czułam autentyczną radość robiąc ją wieczorem. I ledwo się powstrzymywałam przed wypiciem jej od razu po zrobieniu. Kiedyś niewiele brakowało, a bym ją jeszcze wieczorem wypiła. Tak się działo w tym najtrudniejszym dla mnie momencie. Miałam nawet zrobić eksperyment i pić ją wieczorem, ale nie chciałam ryzykować, że stracę ten fajny efekt wzmocnienia psychicznego. Mojemu organizmowi MO się spodobała. Temu intuicyjnemu odczuciu wierzę, bo ono jest bardzo realne i sprawdza się. Jak ktoś ma podobnie, to wie o czym piszę. Była np. silna niechęć przed kawą rozpuszczalną (później się okazało dlaczego) i, co mnie kiedyś dziwiło, niemal tak samo silna przed ksylitolem. Mój stan zdrowia poprawił się bardzo po kolejnej grypie żołądkowej, bardzo silnej. Było to około 3 tygodni po tym, jak zamieniłam aloes na citrosept.

Jak byłam młodsza, miałam bardzo silne bóle żołądka. Zdążyłam już o tym zapomnieć, ale stosowanie MO przypomniało mi tamte czasy, bo też coś czasem bolało. Nie było jednak porównania z tamtymi bólami, były one bardzo silne, to przy MO to było pobolewanie. Nie robiłam w tamtych czasach nic z tym. Teraz myślę, że to przez gluten. Tak czułam, że w zakresie działania oliwy pomoc MO będzie bardzo potrzebna. Jestem niemal pewna, że wtedy nie pamiętałam o tamtych bólach, pomyślałam tak, ponieważ czułam, że zaszkodziłam sobie glutenem. Przez dłuższy czas nie mogłam jeść śniadań, to było dla mnie potwierdzenie, że rzeczywiście jest co na tym odcinku poprawiać, i że MO rzeczywiście działa. Efekt ten się wzmacniał (wydłużał się czas, kiedy nie mogłam nic zjeść), gdy zwiększałam dawkę mikstury albo ilość cytryny w niej. Jeśli chodzi o dawki, to ja bardzo indywidualnie do nich podchodziłam i nadal tak jest. W skrajnych przypadkach zjeść mogłam dopiero o 18, ale aż tak, to się zdarzało rzadko. To był też czas, kiedy przestawiłam się na nocny tryb życia i jakoś tak powiązałam to, że te późne śniadania to i późniejsze budzenie się organizmu, więc i senna nie byłam w nocy. Teraz też czasem siedzę do późna, ale bez problemu wstaję rano, więc jest tak, jak być powinno.

Potrzeba sięgania po miksturę nadal jest tak silna, że nie ma opcji, żebym mogła sobie ją podarować, zaraz czuję niezadowolenie swojego organizmu i wewnętrzny przymus. Nawet próbowałam się ostatnio "zbuntować", ale rano poczułam wewnętrzny przymus jej zrobienia, więc na nic moje buntowanie się. Taki intuicyjny kontakt to bardzo fajna sprawa, chociaż czasami mnie mój organizm irytuje swoim despotyzmem jak np. wtedy gdy nie pozwalał pić kawy rozpuszczalnej. Może komuś wyda się to dziwne, ale jak ktoś też tak ma, to wie, jaką daje to korzyść. Zyskiem jest chociażby, że nie trzeba zaprzątać sobie głowy negatywnymi opiniami innych osób o tym, co się stosuje w drodze do zdrowia.
Zapisane

Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło. Prz 4.23
Strony: [1]   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!