stoimy na stanowisku, że nie ma jakiegokolwiek powodu, żeby ludzi zdrowych poddawać zabiegom medycznym.
Przy szczepieniach to nawet obrzezanie wydaje się błahostką, prawie jak przekłucie ucha, zmanipulowane zarazki, alergizujące pożywki i trująca chemia, masakra. Trochę wymyka się schematowi podanie antytoksyny i szczepionki tuż po pogryzieniu przez zwierzę z pianą na pysku, aczkolwiek:
W 2007 r. zaszczepiono przeciwko wściekliźnie
6 608 osób, z tego jedynie 91 (1,4%) z powodu narażenia
przez zwierzę, u którego potwierdzono wściekliznę.
W Polsce ludzie szczepieni są głównie z powodu
narażenia przez zwierzęta, u których nie można było
wykluczyć wścieklizny - 6 874 osoby, 89%.
W Polsce w 2007 roku, podobnie jak w latach poprzednich,
nie zarejestrowano żadnego zachorowania
człowieka na wściekliznę.
Na podstawie tych danych można mieć wątpliwość, jest statystycznie niezwykle mało prawdopodobne, by wszyscy pogryzieni przez zwierzę będące nosicielem wścieklizny zostali poddani szczepieniu, a skoro wścieklizna jest w 100% śmiertelna i skoro nikt na wściekliznę nie zmarł, to coś tu się nie zgadza.
Żadne postępowanie medyczne nie ma 99,99% skuteczności.
Chętnie bym za to zobaczył dane, ilu z tych zaszczepionych zmarło w ciągu dwóch lat od szczepienia, ile wydali na leki i jak to się ma w porównaniu do analogicznych danych dla nieszczepionych.