Gdy po raz pierwszy o tym usłyszałem, poszukałem informacji na YouTube. Jest dużo materiałów na temat metody Wima Hofa. W gruncie rzeczy jest to proste. Tutaj sam Wim opowiada o tym, jak od ponad 40 lat zażywa lodowatych kąpieli:
https://youtu.be/mo7un8XoVXII nigdy nie choruje.
Kontakt z zimnem to jeden z filarów. Drugi to oddechowe ćwiczenie, prowadzące do lekkiej hipokapni. Bierzemy 30 głębokich wdechów i swobodnie je wydychamy. Na końcu zatrzymujemy się na bezdechu. Mamy wtedy we krwi mnóstwo tlenu i mało dwutlenku węgla. Tego ostatniego jest tak mało, że tlen nie ma jak dostać się do tkanek. Krew staje się alkaliczna. Na bezdechu dzięki takiemu nasyceniu tlenem możemy wytrzymać kilka minut. Po paru seriach oddechów i bezdechów, ciało odczuwamy nieco inaczej niż zwykle. Dość to niesamowite wrażenie, mnie się teraz kojarzy z jakąś wibracją. Można taki stan połączyć z medytacją, bo w zasadzie wyłącza się przy tym umysł. Medytacja i w ogóle aspekt mentalny to trzecie w WHM.
W każdym razie oddychanie wg. WH i morsowanie dają sporego "kopa". Kontakt z zimnem może być niesamowitą frajdą, jest bardzo mocnym, silnym doznaniem. Obie rzeczy niwelują stany zapalne i zbędne myśli. Polecam
.
Gdy prawie dwa lata temu, pod koniec zimy odważyłem się wejść do Bałtyku po raz pierwszy, przeżyłem szok. Bolało mnie wszystko i szybko wylazłem z wody. Ból był straszny. Teraz jestem w stanie zrobić mniej więcej to, co Wim na powyższym filmie
. Boli mnie tylko twarzoczaszka w lodowatej wodzie -- pewnie ma to związek z moim przewlekłym nieprzyjemnym stanem w tych regionach.
Gdy nie mamy żadnego zimnego zbiornika, bierzemy zimny prysznic. Jest to trudniejsze dla mnie niż wejście do jakiegoś akwenu, ale za to mamy spokój i jako takie bezpieczeństwo.
Wim Hof ma "chałupę" chyba w Przesiece. Do tego nie cierpi covidowego dziadostwa. Dla mnie same plusy.