No cóż, obnażył mnie Pan – rzeczywiście nie posiadam atestu amerykańskich uczonych na skuteczność Mikstury oczyszczającej w usuwaniu nadżerek nabłonka przewodu pokarmowego. Ba! Nawet nie posiadam naukowego dowodu, że owe nadżerki istnieją w ogóle. Nie posiadam także dowodu klinicznego, że w przypadku nieszczelnych jelit test buraczkowy daje wynik pozytywny, a po ich uszczelnieniu – wynik negatywny. Co ja na to? Mam to w dupie.
Rzecz w tym, że to Pan odwraca konia ogonem, a mnie atakuje o dowody. Nie ze mną takie numery, Bruner! Ja nie muszę udowodniać, że jestem mężczyzną podszywającym się pod kobietę udającą faceta, bo taki jestem. Ale ja nie wypisuję w miejscu publicznym, jakim jest Internet, durnot, bo gdybym to zrobił, to musiałbym liczyć się z konsekwencjami wypisywania durnot. Toteż, skoro Pan już tu jest, to zamiast zgłaszać swoje wątpliwości (teraz!), niech Pan najpierw rozwieje moje wątpliwości, które Pan (już!) zamieścił na swoim blogu a priori.
http://blogdebart.pl/2009/11/23/test-buraczkowy-miski-haribo-i-parowka-na-glowe/Józef Słonecki Test Wegedzieciaka zdaje z łatwością.
A skąd Pan to wie? Nie przypominam sobie, bym zdawał jakiś test „Wegadzieciaka”. Nawet nie wiem, co to takiego. Ma Pan jakiś dowód, czy wszystko wyssał z brudnego palucha?
Z tej krótkiej biografii osoba używająca racjonalistycznej brzytwy Ockhama wyczyta, że Józef Słonecki był chorowitym dziecięciem widzącym rzeczy, których nie było.
Kolejne ssanie z tego samego źródła – brudnego palucha. Jakoś nic mi nie wiadomo, bym był chorowity kiedykolwiek. Jeśli tak nie jest, to proszę o jakieś fakty, a skoro brzytwa Ockhama odcina durnoty, to skąd Pan wziął tę, iż widziałem rzeczy, których nie było? A w ogóle skąd Pan wie, czego nie było, no i czego nie było, a ja to widziałem. Proszę o wyjaśnienie tej kwestii.
Oprócz pisania książek i leczenia ludzi bioenergoterapią Józef Słonecki prowadzi wydawnictwo i portal o bezpretensjonalnej nazwie Biosłone.
To jest kłamstwo. Ja nie leczę ludzi bioenergoterapią.
Słonecki jest wyznawcą popularnej w altmedzie teorii toksyn zatruwających organizm. Uważa jednak, że zazwyczaj organizm znakomicie radzi sobie z ich wydalaniem. Przeszkodzić mu w tym mogą uszkodzenia jelit wywołane przez naszą starą znajomą — drożdżycę powodowaną przez Candida albicans.
To jest wierutne kłamstwo! Ja uczę, że
Candida albicans jest objawem ogólnej kondycji organizmu, a nie czynnikiem wywołującym choroby.
W rzeczywistości czerwony mocz to normalne zjawisko, występujące u kilkunastu procent ludzi. Obecne w burakach barwniki nie rozkładają się w przewodzie pokarmowym i zostają wydalone razem z moczem.
Ma Pan na to jakieś dowody, czy tylko tę jedna notkę z Wikipedii?
Słonecki dodaje, że drożdżycy nie da się wykryć w żadnym laboratorium analitycznym („łatwiej byłoby znaleźć igłę w stogu siana, niż mikroskopijnego grzyba wypatrzeć”).
Nie wiem doprawdy, czy Pan taki niedouczony, czy taki pokrętny. Ja piszę o grzybicy (w organizmie), a Pan tę moją wypowiedź przedstawia jako badania gówna na obecność drożdżaków. Tego już się nie da komentować, ale rodzi się pytanie – jak można wypowiadać się o czymś, o czym nie ma się zielonego pojęcia? Przecież tym sposobem robi Pan z siebie kompletnego idiotę, na dodatek złośliwego.
Ta choroba to rak krtani. Zawsze warto przypomnieć, że ludzie propagujący nierzeczywiste bzdury mogą wyrządzić rzeczywiste szkody.
Dyletanci zawsze wiedzą najlepiej co jest rzeczywistością, a co nierzeczywistą bzdurą. Sami po prostu tacy są – nierzeczywiście bzdurzący.
Mistrz tym się różni od innych naszych znajomych z Otchłani, że nie łyka bezkrytycznie każdej tezy alternatywnej do rzeczywistości. Jest wrogiem witaminy C i suplementów, krytycznie wypowiada się o homeopatii, za to pozytywnie o szczepieniach — i generalnie jest zdania, że należy krytycznie podchodzić do wszystkiego, co nie pochodzi od Mistrza.
W tym krótkim kawałku (celowo tak to nazwałem – kawałku) są aż dwa kłamstwa. Po pierwsze nie jestem zwolennikiem szczepień, a nawet jestem ich przeciwnikiem, a po wtóre – nigdy nie namawiałem i nie namawiam, by ktokolwiek mi wierzył. Zawsze powtarzam, że chcąc być zdrowy, nie należy ufać nikomu, tylko nabrać wiedzy o zdrowiu samemu, gdyż tam, gdzie nie ma wiedzy, pojawia się wiara, w tym wypadku w medycynę, w jej humanitarny charakter, choć w istocie medycyna jest zainteresowana czymś zupełnie innym – sprzedażą leków i usług medycznych. Do tego nie są potrzebni zdrowi tylko bezrozumni nabywcy – pacjenci.
Jego kontrowersyjne poglądy, w połączeniu z jakimiś osobistymi konfliktami, przysporzyły mu wielu wrogów w środowisku altmedowo-spiskologicznym. Co przekłada się na rozpowszechniane w Internetach informacje, że Słonecki naprawdę nazywa się Josef Szemeszteyn, swoje pomysły rżnie od Gersona i ojca Klimuszki, a na zlocie Biosłone dostał biegunki po bigosie.
Do tych oszczerstw trudno się odnieść, ale rodzi się pytanie – po co autor to napisał, jeśli nie tylko po to, że miały to być oszczerstwa?
Mimo niechęci do altmedowców, Mistrz czujnie obserwuje trendy i czerpie wiedzę. Homeopatom skradł sekret pogorszenia terapeutycznego.
Nie wiem – głupie to, tragiczne, bo raczej nieśmieszne.
Jakie schorzenia wywołuje drożdżyca? Wszystkie! Przecież powoduje toksemię, którą Hipokrates nazywał przyczyną wszystkich chorób.
Kolejna bzdura, ale chyba czytelnika już nie dziwi. Zdążył się przyzwyczaić. Ja na każdym kroku powtarzam, że drożdżyca ani grzybica nie są żadnymi przyczynami niczego, a jedynie objawami ogólnej kondycji organizmu.
Forum Biosłone czyta się trochę jak scenariusz „Rejsu”, przy założeniu, że wszyscy bohaterowie filmu wstąpili do sekty.
Nie wiem, co na to powiedzą Biosłonejczycy, ale zapewne jest im to obojętne, czy należą do sekty, czy nie. Ale niech się Pan przez chwilę zastanowi – jak się czyta ten Pański Blog de Bart przeładowany podobnymi bzdurami oraz istnym bełkotem zawiedzionych życiem filozofów od siedmiu boleści?
Codziennie jestem wdzięczny Bogu, że pozwolił mi odnaleźć to miejsce i poznać prawdę dotyczącą zdrowia głoszoną przez naszego Mistrza. Na początku tego roku byłem w opłakanym stanie w zasadzie zbliżonym do tego jakie opisywał Machos. Uderzenie wysokiego ciśnienia do głowy, któremu towarzyszył częstoskurcz serca chyba tylko cudem przeżyłem. To było dla mnie jak wstrząs, po którym wiele miesięcy trwałem w ciągłym lęku. Leki jakie mi po tym zapisał kardiolog odrzuciłem stopniowo po trzech miesiącach stosowania, pomimo wielkiego strachu jaki przeżywałem postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę: drogę prowadzącą do zdrowia wg. Józefa Słoneckiego. I choć nigdy nie byłem pacjentem, i zdecydowanie unikałem lekarzy od czasu jak w wieku lat pięciu pozbawili mnie migdałów to moja droga do choroby wiodła głównie przez sposób odżywiania.
Status autora tego wpisu to obecnie „offline”; mam nadzieję, że to dlatego, że akurat przegląda inne strony albo kładzie się spać (za oknem noc, gdy słowa te klepię).
Tutaj zamiast komentarza pytanie: śmieszne toto, czy dziwne, że ktoś jest offline?
A teraz najdziwniejszy fragment tej historii: część komercyjna przedsięwzięcia Biosłone wygląda żałośnie.
Wie Pan co? Tutaj to Pan wygląda żałośnie – bida z nędzą.
Na portalu Biosłone można również przeczytać przepis na inny cud-składnik zdrowej diety, Koktajl Błonnikowy, składający się z wody, owoców, miodu i zmielonych pestek wymieszanych razem w blenderze (najlepiej w Cucina Philips HR 2860, ze względu na trwałość — pamiętajcie, Mistrz zna się na wszystkim).
Przepis podany przez Pana jest płytki, a to cechuje miernoty.
A zatem jeśli nie o pieniądze chodzi, to o co? Nasuwają mi się dwa przypuszczenia: jedno realistyczne, a drugie spowodowane zbyt częstym zaglądaniem w Otchłań.* Realistycznie przypuszczam, że Józef Słonecki pragnie zostać słynnym na cały kraj bioenergoterapeutycznym ekspertem od zdrowia i zapewnić tym samym wysoką frekwencję w swoim gabinecie w Strzelcach Opolskich (czyli jednak chodzi o pieniądze). Jednak kiedy założę swoją Czapeczkę Chroniącą Myśli, nasuwa mi się inny domysł: oto mamy niesamowitą okazję oglądać sektę-niewypał w stanie wegetacji. Niby wielbią Mistrza, niby piją wspólnie Koktajl Błonnikowy na zlotach, ale gdzieś po drodze komuś zabrakło determinacji i kawałka ziemi, na którym można by zbudować gospodarstwo dla kilkunastu rodzin, z wysokim płotem, jednym wejściem i magazynem broni.
Tutaj interesująca jest owa czapeczka ukrywająca myśli. Czyżby autor dostrzegł w końcu, iż czytelnik doszedł do wniosku, że te bezmyślne słowa klepie osoba bezmyślna i tym zabiegiem chce zwrócić uwagę, że nie, że jednak myśli jakieś tam ma... skoro ma co ukrywać...
Sekty-niewypału oraz magazynu broni nawet nie chce mi się komentować. Jeśli to nie jest ewidentne oszczerstwo, to co to jest? Kto ma jakiś pomysł?