Moim zdaniem Bóg to źródło świadomości, z której wyrasta cały świat realny i świadomość indywidualna ludzi, oraz źródło nieskończonej pozytywnej energii emocjonalnej, z którą ludzie są połączeni, jako że pochodzą od najwyższej świadomości, czyli Boga (Najwyższej Istoty). Wierzę, że każdy człowiek ma w sobie cząstkę Boga, bo od Niego pochodzi. I to tę cząstkę powinniśmy w sobie pielęgnować. Ostatnio zrozumiałam, że miłość to jedyne prawdziwe uczucie, zawierające w sobie prawdę, mądrość i świadomość. Wszystkie inne uczucia da się przekształcić w miłość (dopiero się tego uczę, ale wiem, że to możliwe, choć trudne).
Wychowano mnie na chrześcijankę, ale stwierdziłam, że nie chcę utożsamiać Boga z jakąś postacią, która została opisana przez ludzi na kartach Biblii. Osobiście chcę traktować Boga jako Istotę Najwyższą, która jest jedna dla wszystkich, nieważne, czy wierzą w Allaha, Jahwe, Jezusa. Chodzenie do Kościoła odbieram teraz, jako poszukiwanie przez człowieka mistycyzmu, pragnienie zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa i spokoju duchowego. Bo nam wpojono, że to obowiązek każdego dobrego chrześcijanina, gdy człowiek nie pójdzie na mszę, często czuje, że źle robi, że nie powinien tak postępować, ma wyrzuty sumienia. To nas ogranicza i powoduje złe samopoczucie itd. A czy takie uczucia są dobre? Moim zdaniem nie, Boga nie powinniśmy się bać, wiara w Niego nie powinna napędzać jakichkolwiek złych uczuć. Powinna pomagać pielęgnować tylko te dobre i pozytywne.
Człowiek powinien pielęgnować w sobie dobro i miłość. To jest bezsprzeczna prawda, jednak większość ludzi na świecie w żaden sposób się do niej nie odnosi. To smutne
Co z tego, że istnieją religie, niby propagujące miłość, skoro w gruncie rzeczy to niewiele daje? Niby tworzą one jakieś hamulce moralne ludziom, którzy sami nie potrafią stworzyć własnego, obiektywnego kodeksu moralnego (czy coś jest czarne lub białe?), to jednak za mało. Odeszłam tutaj od tematu, przepraszam.
Co do wpływu duszy, psychiki na ciało, już od dawna się z tym zgadzam. Dusza ma wpływ na ciała, w których żyjemy na tym świecie, jednak jej działanie jest tutaj znacznie ograniczone, właśnie z racji zamknięcia w ciele fizycznym, które ma swoje potrzeby i bez ich wypełnienia nie da się żyć (jednak wyższość duszy ujawnia się, kiedy ciało umiera, a dusza nie - ja w to wierzę). Ciało i dusza tutaj, na tym świecie są jednak nierozłączne. Wiem, że dusza nie uleczy ciała, a ciało leczy duszę tylko pozornie, bo bez rozwoju duchowego, może będziemy zdrowi fizycznie, może nasz mózg będzie działał lepiej, bo organizm będzie czysty, ale dla niektórych osób to za mało. Większości ludzi to jednak wystarczy. Chcą żyć na tym świecie w miarę wygodnie, w zdrowiu i dobrej kondycji psychicznej. I to jest ok. Jednak dla tych, którzy czują, że potrzebują czegoś więcej jest droga rozwoju duchowego
Ale to już nie należy do tematu wpływu duszy na zdrowie
No cóż, miłość jako taka, to po prostu wybór drogi życiowej, wg mnie. Oczywiście nie ma złych religii, tylko ludzie zasłaniający się nimi, robiący w ich imię różne nie ciekawe rzeczy, są różni. A ja chętnie poczytam, o tym wpływie ducha na ciało.
Temat jest bardzo ogólny, więc obowiązuje wolna amerykanka, wszystko tu można podpiąć pod profilaktykę. I to co wynika jasno z Twojego tekstu, jeżeli coś robimy, to ważne aby chcieć, a nie na siłę i bez przekonania.
A czy dusza ciała nie uleczy... toż mamy różne precedensy, gdzie ludzie z medycznego punktu widzenia, nadający się na "złom", w niewyjaśniony sposób ozdrowieli. Ale oczywiście nie warto czekać na cud, tylko brać się dla siebie.
Poruszyłaś ważną kwestię lęku przed Bogiem. Osobiście uważam, że jedyne czego powinniśmy się bać, to my sami dla siebie. Wszelkie choroby nie biorą się z nikąd, tylko na skutek naszych zaniedbań.
Pozdrawiam.
Andrzej.