Wieczorem (dzień przed imprezą weselną) zrobiłam sobie peeling kawowy. Nie powinno się tak w sumie późno robić, bo różne cuda na drugi dzień wychodzą na twarzy, no ale stało się. Od przebudzenia piekła mnie delikatnie twarz. Wyszłam z psem na zewnątrz i się zaczęło na dobre, wróciłam czerwona jak burak z lekkim pieczeniem na twarzy.
Szybko przemyłam twarz alocitem, następnie nałożyłam maść z witaminą A. Po ok. pół h cały czas czułam lekki dyskomfort. Nałożyłam więc liść z żyworódki, wycisnęłam też trochę soku i posmarowałam twarz. Czerwień i pieczenie zaczęły znikać po ok. godzinie, dwóch, a na ślubie już było ok. Polecam więc żyworódkę...
Zapomniałam wspomnieć o moim paznokciu u małego palca nogi. Naderwałam sobie ten paznokieć i ciężko mi się goił, pojawił się nawet jakiś mały skrzep krwi, między paznokciem a skórą zaś utworzyła się przestrzeń, w której zbierała się zeschnięta jakby warstwa skóry. Paznokieć się łuszczyl-kruszył. Obcięłam co się dało, następnie smarowałam maścią z witaminą A i okładałam może ze 3-4 razy żyworódką. Wszystko się wygoiło, a paznokieć wygląda najnormalniej w świecie. Tyle, że musi dogonić pozostałe
... naprawdę rewelka z tym kwiatkiem i maścią.