Wstawiłem komentarz
https://www.youtube.com/watch?v=v96tRNRIJPo. Poniżej jego treść.
Zaskakuje mnie jedna rzecz. Medycyna przez cały XX wiek z takim uporem walczyła z wirusami. Mamy początek XXI wieku, a medycyna nadal walczy z wirusami. Stosuje leki przeciwwirusowe, w tym szczepionki. Powstaje zatem pytanie, po co nagle terapia genowa, wszczepianie ludziom wirusów, a więc leczenie pacjentów wirusami? Jest to całkowite zaprzeczenie temu, co dotąd robiono. Wróg, zły wirus, z którym walczy medycyna, nagle, zdaniem medycyny, staje się sprzymierzeńcem komórek człowieka? Coś tu nie gra.
Co bystrzejszy zauważy, że pomimo leczenia lekami przeciwwirusowymi, szczepionkami przeciwwirusowymi, chorób u pacjentów, w tym nowotworów, mamy coraz więcej, a więc leki przeciwwirusowe, które medycyna stosuje w chorobach, w ogóle nie działają. Aptek jest coraz więcej, co świadczy o wzroście liczby chorych.
W audycji sama pani powołuje się na naukowców mówiących o części DNA ludzkiego pochodzącego od wirusów. Jest to, jak pani podaje, od 5 do 8 procent wirusowego materiału genetycznego w ludzkim DNA. Natura ma to do siebie, że nie działa na oślep i jeżeli mówi pani o takim fakcie, to wypadałoby się zastanowić, że po coś te 5 do 8 procent wirusowego DNA jest potrzebne organizmowi ludzkiemu.
Obserwując naturę, a zatem rozwój człowieka począwszy od narodzin, zauważamy, że najczęściej w dzieciństwie chorujemy na choroby zakaźne, w tym wirusowe. Czy natura popełnia jakiś błąd, dopuszczając do organizmu ludzkiego powinowate do jego komórek wirusy? Te 5 do 8 procent materiału genetycznego wirusa w DNA ludzkiej komórki może świadczyć o tym, że organizm dziecka wykorzystuje powinowaty sobie wirus celem utrzymania organizmu w czystości, a więc zniszczenia komórki niepotrzebnej, potencjalnie nowotworowej, by zbudować w jej miejsce komórkę w pełni sprawną, dającą zdrowie na dalsze lata życia, a więc zbudować zdrowy, dorosły organizm. W końcu wirus, z natury drapieżnik, ma za zadanie zniszczyć najsłabsze komórki.
A co robi medycyna? Nie dopuszcza do komórki powinowatego wirusa, stosując leki, a zatem pozbawia organizm możliwości wykształcenia zdrowych komórek w dorosłym organizmie. Gdyby było inaczej, nie powinniśmy mieć takiej zatrważającej ilości nowotworów. Ergo: Wedle medycyny (obserwuję fakty) walka z wirusami ma to do siebie, że po jakimś czasie wiąże się nadzieje z kolejną terapią, tym razem genową, a więc sztuka polega na leczeniu. Jest biznes zarabiania na chorobach, ale zdrowia z medycyną jak nie było, tak nie ma.
PS. Mam nadzieję, że w trosce o zdrowie bliźniego, zostawi pani mój komentarz celem zastanowienia się, czy w trakcie zwykłej grypy, bądź innej choroby infekcyjnej położyć się do łóżka i dać jednak szansę wirusom, by w przyszłości nie poddawać się terapii genowej.
A czym się unieszkodliwia tego wirusa? Rtęcią?
Odniosłem się do pani słów: "I skończę taką myślą, że te maleńkie stworzenia, jakimi są wirusy, co do których nie mamy nawet pewności, czy są życiem, czy może czymś co życie tylko trochę przypomina, niosą także pewną nadzieję, jeżeli chodzi o współczesną medycynę. Otóż ta ich umiejętność do tego, żeby wprowadzać swoje geny do genomu komórek które infekują, powoduje, że my naukowcy i mamy nadzieję, że potem lekarze, jesteśmy w stanie zapakować do genomu wirusa jakieś geny, które u pacjenta są zepsute, albo których nie ma w ogóle, albo które nie funkcjonują prawidłowo i taki wirus do komórek ludzkich takie brakujące geny za nas wprowadzi. Oczywiście wcześniej unieszkodliwia się tego wirusa i doprowadza do tego, żeby on się sam nie mógł namnażać. To właśnie stanowi jedną z podstaw terapii genowej, o której w dzisiejszych czasach mówi się tak dużo, i która jest naprawdę ogromną nadzieją współczesnej medycyny."
Teraz zastanawiam się, ile czasu komentarz przetrwa.