Proszę o pomoc - post długi, ale może ktoś ma pomysł, jak mi pomóc.
Wg medycyny jestem zdrowy.
Mój problem ciągnie się od ok 2002 roku…
To, co pamiętam, moim zdaniem związane jest z moimi dolegliwościami i samopoczuciem po dzień dzisiejszy.
Pod koniec LO zacząłem mieć problemy z nauką, koncentracją, samopoczuciem, ciągłe zmęczenie, niewyspanie, rozdrażnienie, brak umiejętności skupienia się, mgła umysłowa i pociąg do coli, batonów, piwa, jasnego pieczywa i śmieciowego żarcia i pamiętam zawalony bialutki język.
Uczucie guli w gardle, że coś zalega.
I to ciągłe uczucie jakby potrzeby nakarmienia nie siebie tylko czegoś we mnie.
Z roku na rok czułem się coraz gorzej. Oczywiście nie obyło się bez skierowania mnie do psychiatry i brania leków na głowę
, które oczywiście nic nie pomogły.
Dodatkowo podjęta praca, szkoła w weekendy, piątkowe regularne piwkowanie z kumplami, zero odpoczynku. Zero spokoju, ciszy, wyluzowania, zdrowego jedzenia.
Chyba w 2003 roku pierwszy ostry incydent – zasłabnięcie w pracy podczas siedzenia przy biurku.
Zawroty głowy, ale takie mega, że musiałem trzymać się czegokolwiek, mroczki przed oczami, tętno grubo ponad 100, lęk, ucisk w klatce piersiowej, drżenie rąk, panika!
Trafiłem do szpitala na 3 dni i zrobili mi wszystkie badania – tomografie , prześwietlenia, usg, krew, mocz, neurolodzy i inne. Wyszła silna tężyczka, tylko niedobory potasu i magnezu – uzupełniam regularnie.
Jakoś w 2006 wycięto mi wyrostek (trafiłem na ostry z mega bólami) – z bólu już wierzgałem nogami i rękami - musieli mnie unieruchomić na stole pasami.
Zaczęły się problemy z migdałkami. Za wszelką cenę starałem się je leczyć najpierw eliminacją gazowanych słodkich napoi, piwa, zacząłem stosować płukanki ziołowe, wizyty u laryngologów również prywatne. I nic nie pomagało.
Potem antybiotyki!!! Również nic nie pomogły.
W końcu migdałki chyba w 2008 zostały wycięte.
Jeszcze jakoś w tym okresie dziwna sprawa – zrobiło mi się coś na szyi – torbiel – którą usunięto, miała chyba 2x4 cm. W badaniu histopatologicznym nic nie wykryto.
Cały czas do dziś miewam regularne częste złe samopoczucie. Każdy dzień to męka!!! W roku może mam 2 z 365 dni, kiedy czuję się ok.
Głównie doskwiera mi kołatanie, nieregularne bicie, zmiana tętna, mgła umysłowa, czasami piski w uszach, otępienie, uczucie strucia, jakby energia na 10%, chrząkanie, rano po nocy język lekko białawy, jakby z nalotem, oczywiście oddech poranny kiepski. Do tego zmiana nastroju, napady płaczu, ciągłe zmęczenie (np. wyniesienie śmieci czy umycie talerza jest dla mnie mega wysiłkiem).
Stronienie od ludzi, krytykanctwo, brak pewności w podejmowaniu decyzji, ciągłe zastanawianie się co zjeść.
W ciągu tych lat miałem i mam problem z pachami (częste swędzenie i zmiany skórne – leczyłem to clotrimazolem). Może 1-2 w roku pojawi się jakaś zmiana skórna na penisie, ale zaleczam to również clotrimazolem i schodzi.
Z czasem od ok 4-5 lat doszły problemy trawienne. Bulgotanie przelewanie biegunki, nieregularny stolec. Badanie kału na pasożyty i grzyby - nic. Raz w wymazie gardła wyszła Candida albicans – liczne.
Odstawiłem słodkie napoje gazowane i cukier z 5 lat temu. Piję tylko wodę mineralną, nie słodzę.
Trochę przesadzałem z piwem (2-3 w tygodniu, w piątek czasami 4), ale od ok. roku piwo już sporadycznie, a od miesiąca wypiłem jedno. Wódki nie lubię i piję okazyjnie 2-3 x do roku.
Próbowałem leczyć się – kwasem kaprylowym, citroseptem, czosnkiem, przyjmowałem selen, cynk, magnez, wit. B, D, piciem wody okrzemkowej, zmieniłem zwykłą herbatę na czystek, rumianek, dziką różę, miętę. Zero smażonego, warzywa, owoce, kasze itp.
Jakieś 2 lata temu zdesperowany samopoczuciem i bezradnością lekarzy popijałem miksturę oczyszczającą (MO Słoneckiego), ale zamiast pomoc jeszcze bardziej rozregulowała mój układ trawienny.
Oczywiście przez te lata, a zwłaszcza ostatnie ok. 3 lata łaziłem po lekarzach, miałem kolonoskopię (bo miałem ciągle biegunki), która nic nie wykazała, badanie na helicobacter, badania krwi, enzymy wątrobowe, trzustkowe – wszystko w normie.
Czuję się coraz gorzej, mam problemy z zasypianiem, kłuje mnie w lewym podżebrzu i lewym boku, czasami jakby lekki ból w sercu oraz kołatania, co jest równoznaczne z lekkim lękiem.
Czasami suchość w ustach, rano odkrztuszam kisiel z gardła, czasami przezroczysty, czasami jakby z ciemną zawartością.
Zdarzyło się parę razy bez wysiłku jakieś dziwne diodki przed oczami, takie latające gwiazdki.
Pomimo brania magnezu – często pukają mi mięśnie, lewa noga i lewa ręka.
Wyczuwam powiększone ujście jelita grubego (jakby napompowany balonik), które jak ucisnę nie boli, ale czasami jakby coś się przelewało (tak jakbym miał jakąś torbiel? cystę? z płynem w środku).
Zamierzam udać się do gastrologa.
Mam lekki ból kręgosłupa nad pośladkami – po zdjęciu okazało się, że mam lekką skoliozę/ przeciążenie tego odcinka, więc może stąd ten ból, ale podobno przy candida również zdarza się ból w tej okolicy.
Skóra wokół palców sucha, bardzo sucha, kremy nic nie dają, a że sucha i skórki sterczą, to dłubię, skubię itp. Paznokci nie obgryzam, ale kiedyś robiłem to latami.
Oczywiście przeczytałem sporo for i tematów o candida, pasożytach itp. – w związku z bezradnością lekarzy i dobrymi wynikami.
Brałem również Para-Farm – nic nie pomógł, a podczas brania nie czułem żadnych ubocznych skutków.
Stolec beznadziejny – długo charakterystyczny dla candida – na początku związły, a pod koniec wodnisty.
Aktualnie taki jakby zmiksowany z gazami podczas oddawania i w muszli lubi sobie bąbelkować i powoli jakby odpływają drobne kawałki od całości i unoszą się ku górze.
Często po posiłku nasilenie się objawów. Po oddaniu stolca jakby lżej, lepiej.
Ciężko mi wyeliminować pieczywo (biała mąkę), a jedząc same warzywa czy owoce ciężko przetrwać będąc w delegacji w pracy i pracując 12 h.
Właśnie ze względu na pracę nigdy nie potrafiłem utrzymać 100% diety przeciwgrzybiczej.
Już nie mam pomysłu, co robić.
Mam zamiar spróbować lewatyw z kawy oraz nystatyny.
Wiek 33 lata, waga ok 85 kg.
Nie wiem, co jeszcze napisać, ale mam nadzieję, że dyskusja się rozwinie i na bieżąco postaram się uzupełniać informacje oraz odpowiadać na pytania od Was. Z góry dziękuję za pomoc.
Dodatkowo:
Szumy oczne - mam latające takie jakby szumy w oczach. Pojawiło się to ok. 4-5 lat temu. Tak jakbym miał jakiś paproch.
Czasami częstomocz, ale nie zawsze. Kolor moczu również raz jasny, raz ciemny.
Czasami po jedzeniu dostaję jasnego śluzowatego kataru - wydzielina z nosa i muszę wycierać nos. Nasila się to, jeżeli jest to ostry pokarm. Czasami z lewej (nie wiem, dlaczego z lewej) dziurki lekko śmierdzi.
Kiedyś miałem między palcami u stóp zaczerwienienia i pękała skóra, ale wyleczyłem to clitrimazolem oraz noszę dobrej jakości buty (skórzane).
Ile dziennie można zjeść czosnku, żeby nie zaszkodzić organizmowi? Podobno najlepszy polski fioletowy.
To co wyżej działo się ok 2 lat temu.
Aktualne dolegliwości (2017):
odrealnienie, uczucie pływania, mgła umysłowa, ból i obrzęk przy lewej kości biodrowej (ujście jelita grubego), czasami duszność, płytki oddech, bóle kłucia serca i wokół brzucha, bulgotanie, przelewanie w jelitach, odkrztuszanie i odpluwanie rano gęstej wydzieliny z gardła, białe kozy w nosie, skórki wokół paznokci u dłoni z zadziorami, problemy z zasypianiem, niewyspanie po przebudzeniu, utrata włosów, słaba odporność na głód (czuję głód - muszę coś zjeść), pukanie mięśni pomimo dobrego poziomu elektrolitów, krytykowanie, niechęć do wszystkiego, depresja, pesymizm, narzekanie, nienadążanie podczas rozmowy za rozmówcą, plątanie się, straszne męty w oczach, piski i szumy uszne, dziwny ból/pieczenie pod łopatkami, czasami wrażliwość na dźwięki i zapachy, czasami jak zasypiam, to swędzi mnie wokół nosa i ust (wyczytałem, że to mogą być robale).
Czasami nieuzasadniona złość, impulsywność, chaotyczne działanie.
W kwietniu 2016 po pobycie w Azji i zajadaniu się chili prawdopodobnie nierozpoznane przez lekarzy zapalenie trzustki.
Brałem antykontamin, ale odstawiłem, bo nerki i serce nie dawały rady. Podczas brania czułem się o wiele gorzej, nerki bolały, a mocz śmierdział - a może candida "zdychała", wydalała toksyny i stąd pogorszenie?
Brałem leki na: depresję, nerwicę - nic poprawy.
Diety bezmleczna, bezcukrowa, bezglutenowa - nic poprawy.
Nystatyna, flukonazol, probiotyki, zioła (piołun, wrotycz), kwas kaprylowy, olej kokosowy, dieta surowa, cynk, selen, preparaty multiwitaminowe, proszki na odkwaszenie - nic poprawy.
Dermatolodzy temat candidy (grzybicy ogólnoustrojowej zlewaja i wysyłają do psychiatry).
Psychiatra dał leki na depresję, nerwicę - nic poprawy.
W badaniach, których zrobiłem dużo (posiewy, wymazy, prześwietlenia, rezonanse) nic nie wyszło poza zapaleniem błony śluzowej żołądka znacznego stopnia - dostałem na to 2 antybiotyki i metronidazol oraz IPP. Było chwilę ciut lepiej, potem powrót.
Ja się upieram, że to zapalenie to candidka, która zajęła już organy stąd problemy z nerkami, trawieniem, jelitami, ale - jak pisałem wyżej - nic nie pomaga, żadne suple ani diety.
Jedyne czego nie brałem, to leki na pasożyty typu zentel, vermox itp - brałem tylko zioła (piołun, wrotycz), antykontamin i syropki vernicadis i parafarm.
W desperacji udałem się na "analizę niemedyczną", na której wyszło mi:
przebyte zapalenie trzustki, porażenie nerwu wzrokowego - stąd menty, tendencja do kamieni nerkowych i problemów z prostatą, lamblie, candida galbrata i parapsilosis (o ile dobrze pamiętam), przywra (opistorchoza), rzesistek, problemy z kręgosłupem lędźwiowym i piersiowym, coś z sercem (pewnie stąd kołatania). Zdziwiłem się, bo 99% z tego, co pani mówiła, potwierdziło się z moimi podejrzeniami (candida, kręgosłup, pasożyty). Zapisała mi suple pewnej firmy i po podliczeniu wyszło 913 zł - temat odpuściłem.
Dodam jeszcze (może komuś coś przyjdzie do głowy):
-podczas rwania ósemki - problem z krzepnięciem krwi - dentysta musiał dać mi jakiś zastrzyk na krzepliwość, powiedział, że jak będę chciał rwać drugą ósemkę, to chce zobaczyć morfologię, która jest ok.
-ze względu na charakter pracy (delegacje kraj, zagranica) zostałem zaszczepiony na wszystkie możliwe szczepionki (żółta książeczka) - obciążenie metalami (?).
-niedawno (z miesiąc temu) świszczący kaszel z pieczeniem w klatce i odpluwaniem gluta bez gorączki - szpital, lekarz - zapalenie oskrzeli - antybiotyk amoksiklaw, po 2 tyg. po kaszlu i pieczeniu, ale odkrztuszam dalej kisiel
.
- od dziecka małego uwielbiałem zbierać jagody i grzyby, miałem z kilkadziesiąt kleszczy w życiu, w dzieciństwie okropne bóle stawów kolanowych, aktualnie czasami bóle w kościach na zmianę pogody, łamanie itp. Zrobiłem w ubiegłym roku jeden test na boreliozę - nie pamiętam dokładnie jaki - negatywny.
Jest ze mną coraz gorzej, mam dziecko, chcę żyć i pracować, ale ostatnio czuję, że to mój ostatni rok...
Już nawet ostatnio z pracy się zwolniłem na miesiąc, żeby porobić badania (m.in. tomografię jamy brzusznej).
Wg medycyny zdrowy.
Krążę wokół paru chorób - kandydoza/grzybica ogólnoustrojowa, depresja/nerwica, borelioza, pasożyty i wiem,że na 100% coś z tego, ale wszyscy wokół i ja sam jestem bezradny.
Sorki za chaotyczny post, ale męka trwa od 2003 roku, od zasłabnięcia w pracy, rodzina się ode mnie odwróciła, lekarze wysyłają do psychiatry, a w pracy czuję, że niedługo mi podziękują i zostanę z niczym.