Moja przyjaciółka, którą znam bardzo dobrze od kilkunastu lat, miała to szczęście, że skończyła studia medyczne na krakowskim Collegium Medicum bez totalnego odmóżdżenia, ale niestety w pewnych kwestiach odnajduję w niej podświadomy (zakodowany przez lata wpajania) opór. Największą zaletą M. jest jednak jest zdrowy rozsądek i z czasem dochodzi do prawdziwych wniosków. Zapoznałam ją z nurtem Biosłone, nie wszystko jednak było i jest dla niej oczywiste, ale konsewentnie wracam do tematu kiedy mamy okazję się zobaczyc. Dlaczego piszę o niej właśnie w tym wątku? Uderzyło mnie bowiem, kiedy
podczas naszej ostatniej rozmowy o zakażeniach bakterią E.coli w Niemczech, M. od razu stwierdziła, że powodem zgonów nie był 'zarazek', ale osłabiona odpornośc Niemców w wyniku powszechnie stosowanej farmakologii. Jednoznacznie wyraziła się o stosowaniu antybiotyków jako ostatniej deski ratunku, a na dodatek powiedziała, że na uczelni obecnie odradza się przypisywania pacjantom antybiotyków. Destrukcyjna moc antybiotyków jest znana i odradzana. Byc może medycyna zacznie przywiązywac coraz większą wagę do profilaktyki, a jeżeli nie medycyna jako system, to prędzej absolwenci medycyny, którzy mimo wszystko są ludźmi i mają szansę się ocknąc (choc nie będzie to przyjemne pewnie).
Najciekawsze były jej wspomnienia z rocznego stażu na różnych oddziałach szpitalnych, od SOR-u po pediatrię. Przekrętów dziewczyna się dopatrzyła wielu, w tym tragicznych, nawet śmiertelnych w skutkach dla pacjentów. Świat lekarski ma wiele odcieni, jednak wyraźnie odbija się w nim obojętnośc i odmóżdżenie, które wyraża się w niechlujnych decyzjach, błędach i zwyczajnym lenistwie. Zdarzają się jednostki trzeźwe i wrażliwe, ale to rarytasy.
Ze stażu u lekarza pierwszego kontaktu i pediatrii M. zauważyła, jak lekarze starej generacji bez mrugnięcia okiem przypisują, czasem wręcz niebezpieczne dla życia, antybiotyki i sterydy. Działają jak automaty.
Młodzi lekarze mają w sobie jeszcze ideę, nie wszyscy zatracili swój zdrowy rozsądek. Do gabinetu jednak nie przychodzi człowiek, ale pacjent, który wręcz wymusza przypisanie antybiotyku lub sterydu. W obliczu takiej pacjenckiej postawy społeczeństwa, lekarze tracą swój zapał i poddają się rutynie wystawiania recept na rządanie, a potem już z automatu. Wydaje mi się, że tacy tzw. kalekarze też w pewnym sensie są efektem ubocznym całego systemu społecznego.
Nie ma jednak co za wiele się zajmowac medycyną i niekompetencją lekarzy, to jest walka z wiatrakami. Należy zając się swoim zdrowiem i zdrowiem swoich bliskich. To są te działania, które tworzą pracę u podstaw zdrowszego, bardziej świadomego społeczeństwa.
Artykuł p. Słoneckiego był dla mnie inspirujący, dlatego że opisywał losy prawdziwych ludzi, kierujących się mądrością i wiedzą, którzy do końca swoich dni byli mocni w swoich postawach stawiając opór machinie medycznej, która z czasem zmuszona była zaakceptowac wydziwianie odszczepieńców. Artykuł daje świeże spojrzenie na historię medycyny, losy kształtowania się dogmatów oraz "dynamikę" przemian w świecie medycznym.