Dwa tygodnie temu zostałem użądlony przez osę w szyję. Zgodnie z rada babci niezwłocznie zrobiłem okład z octu i opuchlizna zaczęła zanikać, a rana się zagoiła.
Tydzień temu postanowiłem wypróbować "głodówkę bez głodowania" i było ok do szóstego dnia, kiedy to ponownie zostałem ukąszony przez osę[...]
Tym razem ocet nie pomógł, noga dalej puchła
To nie jest skutek diety arbuzowej. W bardzo krótkim odstępie czasowym Twój organizm dwa razy zetknął się z toksyną wyprodukowaną przez inny organizm. Do Twojego organizmu wprowadzono dwukrotnie obce genetycznie białko. Nastąpiło uwrażliwienie organizmu na to białko. Przy pierwszym użądleniu dolegliwości są znośne, jednak przy drugim użądleniu dolegliwości są dużo trudniejsze do wytrzymania. Mechanizm uwrażliwienia na konkretne białko jest biologicznym fenomenem, jednak ów fenomen należy zaliczyć do reakcji typowych.
Czyli tutaj wychodzi, krótki odstęp czasu pomiędzy użądleniami, i "uwrażliwienie", ale czy to uwrażliwienie nie ma nic wspólnego z ilością przeciwciał IgE? To jest pytanie.
Zastanawiam się teraz, co było przyczyną tak silnej reakcji alergicznej. Czy za słaby, czy za silny układ odpornościowy? Osy przecież nie jeden raz mnie żądliły.
No właśnie. Nie było anafilaksji - jest anafilaksja.
Co to oznacza, czy system odpornościowy zaczął inaczej reagować na to samo białko? Moja córka także była już wcześniej pogryziona przez końską muchę, ale nigdy nie było takiej reakcji organizmu. Miejscowe zaczerwienienie i to wszystko.
Teraz pytanie czy "uwrażliwienie" na to samo białko ma cokolwiek wspólnego z ilością przeciwciał IgE.
Skądś się te nagłe reakcje anafilaktyczne biorą. Jeżeli nie zawsze odstęp czasu pomiędzy kontaktem z owym białkiem ma znaczenie, to pozostaje opcja z "uwrażliwieniem". A ja zapytałem czy to uwrażliwienie ma coś wspólnego z ilością przeciwciał IgE.