Z góry - przepraszam Katolików. Nie jest moją intencją, by prześmiewać wiarę, tylko obnażyć błędne myślenie. Potwierdzę tutaj słowa, wypowiedziane kiedyś przez
Mistrza, że nie można ulegać różnym magiom tzw. medycyn alternatywnych czy naturalnych. Nie można się też opierać o wiarę i poglądy w dochodzeniu do zdrowia, ale o wiedzę przede wszystkim - albo o wiarę w prawdziwą wiedzę o zdrowiu wg Hipokratesa.
Wiedzę o tym, iż zabiegi takie jak: modlitwa do wszystkich świętych, najsłynniejsi uzdrowiciele, pielgrzymka do Lourdes, nawet na kolanach, homełopatia, wiara w moc szamana w białym kitlu zwanego lekarzem i przepisywane przez niego gorzkie pigułki chemiczne albo "naturalne" suplementy, lewatywy, badania, diagnozy, wróżenie ze składu pierwiastkowego włosa, z oczu albo kropli krwi, kuracje, diety, autorytety (od siedmiu boleści), zappery i inne aparaty (nawet te z przymiotnikiem "super" i jeszcze + albo ++ czy nawet +++), chemio-, radio-, ozono-, światło-, aromo-, uryno-, ciepło-, zimno- czy letnio-terapie, zdrowa żywność czy jeszcze modniejsza: wściekle zdrowa żywność i w końcu bioenergoterapia - to wszystko magia. To żerowanie na naiwności pacjentów*, którym się wydaje, że o zdrowie nie trzeba dbać, bo je można "zdobyć" dzięki żarliwości modlitwy, uciążliwości pielgrzymki, czy wreszcie za ciężkie pieniądze w jakimś modnym gabinecie. Ale to tylko magia - chwilowa poprawa; atrapa (…).
Jeśli się modlę do Boga, to nie o przysłowiową gotową rybę, podaną na tacy, ale o wędkę, czyli proszę o natchnienie mnie dobrym pomysłem na wyleczenie się. Mój brat zaś postępuje odwrotnie. Tuż po wyjściu z kościoła zaczyna grzeszyć, obżerając się tortem lub innym łakociem, bo ma nadzieję, że na kredyt wymodlił sobie przywilej czy immunitet chroniący go przed chorobami. Przecież ma świadomość, że występuje przeciwko Piątemu Przykazaniu, a jednak pokusa uciechy podniebienia - zwyciężą nad rozsądkiem. Psychologiczny mechanizm obronny u niego działa w ten sposób, że uda się z pielgrzymką na Jasną Górę i wyleży "krzyżem" naprawę swojego zdrowia (po najmniejszej linii oporu, nawet bez udziału lekarza). Nie wiem, ale Bóg w tym czasie też będzie go wysłuchiwał na leżąco, będzie go ignorował, albo nawet sobie zakpi z niego. Jak w tym dowcipie o beznadziejnym alkoholiku, który nie chciał się dać zreformować i nie słuchał żadnych rad. Otóż ów alkoholik "przepił" całe swoje życie i zdrowie, i o kulach poszedł na Jasną Górę. Tam położył się "krzyżem" i zaczął się modlić. Po jakimś czasie - krzyczy: - "Moje kule, moje kule!". Wówczas odezwał się głoś z tłumu: - "Stał się cud ozdrowienia i nie będziesz już ich potrzebował...". - "Nie, cudu nie ma... a kule mi ukradli..." - odparł kaleki mężczyzna.