Co do pożywienia górali, dyskutowaliśmy o nim już kiedyś na forum, przy okazji chyba stanu uzębienia, jeśli dobrze kojarzę, może ktoś przypomni - chodziło o to, że dla szwajcarskich górali podstawowym pożywieniem była pajda chleba i gruby kawał sera własnej roboty z miejscowego mleka. Ktoś stwierdził, że zęby tych górali były w idealnym stanie, a nawet same się regenerowały.
Wydaje się, że jeżeli pożywienie jest mało przetworzone lub wyprodukowane w 100% tradycyjnymi metodami, to obojętnie, czy to będą foki Eskimosów, czy chleb z serem górali, placki zbożowe Hunzów czy afrykańskie tarantule, ludzie żyjący tym, co rodzi ich ziemia, cieszą się dobrym zdrowiem. W artykule potwierdza się, że dotyczy to także naszych górali (niewylewających za kołnierz).
Pozwolę sobie przytoczyć fragment z wypowiedzi Marka Zwierza:
Tu w Ukambani głoduje około 2 milionów ludzi. Moje jedzenie to jajka, oleje, ryż, ziemniaki, pomidory, brązowa fasola, wyroby z mąki kukurydzianej. Jest czosnek i cebula. Marchew widziałem ostatnio w lutym tego roku. Zapominam jak wygląda ryba na talerzu. Nie ma tu soków, ale i tak nie za wiele ich piłem. Jest trochę owoców ale za nimi też nigdy nie przepadałem. Pomimo tak złej diety jest tu duża ilośc ludzi po osiemdziesiątce. W całkiem niezłym stanie.
DP mówi ludziom przede wszystkim to, żeby jedli proste potrawy, jak najmniej "ucywilizowane". Może górale mają jeszcze stare odmiany zbóż niskoglutenowe... a co do ich serów, tych wyrabianych tradycyjnie, takich bym nie unikała. Smak mleka w górach to jest coś, czego nie zapomnę. Zwłaszcza kwaśne mleko przyniesione z ciemnej komórki, mimo 30-stopniowego upału - lodowate - i w jednym, niedającym się napocząć kawałku. Ach!