Nieboraczek
|
|
« : 03-03-2014, 13:31 » |
|
W zeszłym tygodniu mój organizm przeprowadzał remont. Od jakiegoś czasu przymierzam się do zakraplania nosa, bo mam objawy grzybicy jamy nosowej, m.in. kozy w nosie. I tak sobie myślałam: "przydałaby się jakaś infekcja". No i przyszła. Po południu było mi zimno, w nocy jeszcze bardziej i rozbolało mnie gardło. Nad ranem zaczęło się na całego. Katar tak intensywny, że leciało mi z nosa ciurkiem, kiedy głowa leżała na poduszce. Trochę kaszlu, ale nie mokrego, tylko drapiącego. Zimno i dreszcze były oczywiście zwiastunem czy objawem gorączki. Nie mierzyłam jej, bo naciski na przyjmowanie leków byłyby jeszcze większe ale myślę, że nie było to więcej niż 37 i trochę, bo mój organizm jest tak słaby, że przy wyższej temperaturze nie mam siły siedzieć. Teraz też byłam bardzo słaba, ale bywało gorzej. Nie jest łatwo w tym stanie odpierać ataki na przyjmowanie gripexów, ale dałam radę. I oczywiście opłaciło się. Przeleżałam pod kołdrą dwa dni i po infekcji. Kozy w nosie prawie zniknęły, oczy nie szczypią. A ciotka na widok mnie przeziębionej wykrzyknęła: „To jak ty chcesz być zdrowa jak nic nie bierzesz?” No właśnie. Nie miałam siły na udzielanie nauk po raz kolejny. Zakraplanie nosa i tak przeprowadzę, ale wstępny remont dokonał się sam. Wyniosłam z tego dużo nauki, bo teoria to co innego, a zaświadczenie samym sobą, co innego. Jeśli mój organizm, tak słaby i wycieńczony poradził sobie bez leków, to ludzie zdrowi (dla mnie zdrowy jest każdy, kto nie jest chory przewlekle i nieuleczalnie), na leki powinni napluć.
|