Mój problem od dłuższego już czasu to tylko i wyłącznie ten uraz. Piszę, bo niektóre słowa tutaj wskazują, że nie jest to wiadome i jasne, że co innego ma się na myśli. Cały mój problem to ten uraz i leży on na linii ja i tutaj. Wszystkie emocje, całe obciążenie psychiczne, momenty załamania, stres, to miało związek z sytuacją tutaj. Problem jest silny, bo i silny uraz psychiczny, i silna chęć bycia. Była mowa o moim zadbaniu o zdrowie, o zdrowiu, ale to tylko kwestia tego urazu i relacji z tym miejscem. Nie jest to problem jakiś ogólny, który uwidacznia się tu, ale związany z tym miejscem i ten cały stres i problem, i ta cała kwestia wpływa i na inne obszary życia. Padły słowa, czy ja nie mam własnego życia, więc piszę, że to chodzi o to miejsce, z nim wiąże się mój problem. Wspominałam już, że stres związany z sytuacją tutaj wpływa negatywnie na wszystko inne. I to od wielu już miesięcy. I to też było dla mnie przykre. Słowa, że ja mam taką czy inną naturę, to ta sytuacja tutaj mnie zamęczała, i nie można czegoś pisać bez brania tego pod uwagę. Może z dalszej części tego tekstu stanie się to jaśniejsze.
Uraz psychiczny pojawił się w wyniku traumatycznej sytuacji. Pisałam skąd wzięła się ta traumatyczność. Powtórzę tylko, że kwestia, że zadałam pytanie na forum, a w efekcie zachowania, że wpadłam w załamanie nerwowe, potem w depresję, już samo to wystarczyłoby, aby uczynić sytuację traumatyczną. To nie była sytuacja, że komuś było przykro po jakiejś wypowiedzi, ale ja się rozchorowałam. A nie mogło być inaczej, ponieważ w tamtej chwili od tygodnia czy dwóch
żyłam w silnym stresie związanym z tym pytaniem, bo była pewna sytuacja bardzo poważna, gdzie musiałam mieć odpowiedź, co robić w kwestii diety, by sobie z tym problemem poradzić. Byłam jak napięta struna, a w tej sytuacji wiele nie trzeba. A tam jednak było wiele. I biorąc wszystko pod uwagę wiele w tym było niesprawiedliwości, ale to też już pisałam. A jak się podniosłam, to kolejne działania. Kiedy ktoś przeciążony załamie się, dojdzie do siebie, a potem podobne zachowania się napotyka, to musi to mieć konsekwencje. Tu nie można nic wnioskować, czy ktoś się przejmuje w życiu wiele, czy nie, jaki jest. Bo w sytuacji nadwyrężenia i siłacz się załamie, jak spadnie na niego jakiś ciężar.
Na załamanie miało też wpływ, że nie mogłam tak odpowiedzieć ludziom, jak w takiej sytuacji, uważam, że powinnam. A nie mogłam, bo nie chciałam stąd odchodzić i ze względu zdrowotnego. Zablokowanie gniewu też bardzo szkodzi i walnie przyczyniło się do załamania. Sytuacja była i jest traumatyczna i dlatego, że jednak wcześniej, przed tą sprawą, kawał drogi przeszłam z Biosłone, choć nie było mnie tu widać, bo sił na uczestnictwo nie miałam, działałam samodzielnie, i dla mnie zostawić to wszystko to było za dużo. Poza tym kwestia wiedzy, na innym forum nie miałabym z kim wymieniać poglądów na temat tego wszystkiego, co jest tutaj. Odciąć się i nie byłoby żadnego problemu. By się uwolnić, musiałam jednak pogodzić się z tym, że wszystko zakończyć się może bardzo różnie.
Są dwie kwestie. 1. Jedna, że ja nie mogłam się wtedy nie załamać, bo nie miałam, na czym się oprzeć. Było chwilowe osłabienie. W kwestii patrzenia na różne zachowania każdy ma swoje zdanie, więc to zostawmy. Zresztą mi nigdy nie chodziło o to, by kogoś tak czy inaczej oceniać, ale o zwrócenie na coś uwagi. O siebie jednak mam prawo się upomnieć. Bo całą sprawę sprowadzono, że mam naturę za bardzo się przejmującą, pomijając ten bardzo ważny aspekt.
2. Miałam/mam bardzo silny w związku z tym uraz psychiczny wobec tego miejsca.
Nie można robić analiz, jak się nie bierze tych dwóch rzeczy pod uwagę. W ogóle nie można robić analiz psychologicznych, jak się nie ma wiedzy i empatii. Te dwa warunki muszą być spełnione łącznie, są konieczne, ale też jeszcze niewystarczające. Trzeba też np. wziąć pod uwagę unikalność tej sytuacji. Nie można nadawać etykietek, które nie są prawdziwe, bo to już z człowiekiem zostaje. I ja mam tego świadomość i jest to coś, co mnie oddzieliło od niektórych osób, a wprowadza dystans wobec innych. Tę pierwszą kwestię wyjaśniłam już na początku i okazuje się, że nie brano tego pod uwagę. O drugiej też pisałam.
W chwili, kiedy to się stało, ja znalazłam się w pułapce. A od początku było zwracania uwagi na moją reakcję, że przesadna, i że ja w ogóle za bardzo się przejmuję, więc wytłumaczyłam, że byłam wtedy jak napięta struna. I stale widziałam pomniejszanie wagi całego zdarzenia, uznawanie, że nic się nie stało. I niezrozumienie, pomijanie tych dwóch ważnych kwestii. Lekceważenie, które objawiało się tym, że to, co pisałam i pewne aspekty były pomijane. Jakieś orzeczenia z góry i krytyczne, a nie próba zrozumienia. A w sytuacji urazu, to wszystko to jest najgorsze, co można człowiekowi zrobić. I jak się zaczęło, tak jest do dziś. To zwiększało uraz i nie pozwalało się wydobyć. Bo przy urazie odbiera się mocno pomniejszanie i spłycanie tego, co człowieka spotkało, i brak próby zrozumienia aktualnej sytuacji. Szczególnie jak dzieje się to w środowisku, z którym ten uraz się wiąże. Pomijanie rzeczy, o których już pisałam nie świadczy o chęci zrozumienia. Nie da się bez tego wyrokować na czyjś temat. Było sporo takich momentów, kiedy już mogłam się wydobyć, ale pojawiała się jakaś wypowiedź spłycająca albo nie biorąca pod uwagę rzeczy, o których już wiele razy pisałam. To nie świadczyło o chęci zrozumienia, a to z kolei opóźniało zakończenie problemu. Bo tak jest przy urazach. A ja jeszcze podejmowałam ogromne wysiłki, by wrócić, a to wszystko utrudniało.
Nie miałam na tej drodze wsparcia. Jeśli ktoś myślał, że miałam, to jest w błędzie. Nie mogę mieć pretensji, bo ludzie zwykle omijają trudne sytuacje, to forma ochrony. Ale było spłycanie problemu, pomniejszanie pewnych rzeczy, orzekanie na mój temat bez brania pod uwagę kwestii zasadniczych. Jednak usłyszałam na koniec tu i w ogóle słowa, które świadczą o chęci orzekania, ale nie o braniu pod uwagę całości sytuacji, nie o chęci zrozumienia tej sytuacji, w jaką wpadłam. Agresywny/wojujący styl pisania też szkodzi. Okoliczności były tego rodzaju, że wciągnęło mnie jak w wir i zwaliło z nóg. Nie branie tego pod uwagę, pomijanie okoliczności, spłycanie, to spycha, utrudnia wydostanie się z problemu, a potem zarzuca się mi, że nie mogę się wydostać i wyciąga jakieś pochopne wnioski. I stwarzanie wrażenia, że nic się nie stało odbierałam negatywnie. To było za dużo nawet jak na to forum, a ja akurat byłam wtedy osłabiona. Pisałam to, pisałam wiele razy. A od początku jest zastanawianie się nade mną. Nie krytyka swoich, choć zasłużyli, nie zwrócenie uwagi jak to musiało być dla mnie straszne, że tak się stało w sytuacji, kiedy nie mogłam dać sobie z tym rady. To wszystko pomniejszało całe zdarzenie. Oni nic na tym nie zyskali, a mnie taka solidarność bardzo zaszkodziła. Bo robiono wrażenie, że nic się nie stało. A to nie była sytuacja błaha i konsekwencje nie były błahe. Ja się nie muszę przejmować tym, że ktoś coś zrobił, ale nie mogę udawać, że nic się nie stało. A po tym, co zaszło, jak wtedy wspomniałam o konsekwencjach, naprawdę spodziewałam się innej reakcji.
Takie postawy i takie podejście do tematu to utrudniało mi powrót. Było to dokładne przeciwieństwo tego, jak się traktuje kogoś, kto ma uraz psychiczny związany z jakimś miejscem, a chce wrócić. I się przedłużało, a robiono mi z tego zarzut. Gdybym wiedziała, trzymałabym się z dala od forum, aż do pełnego dojścia do siebie, bo to wszystko mi wyzdrowienie opóźniało.
To była sytuacja wymagająca zrozumienia i wnikliwości, nie spłycaniaWidziałam te słowa, czego oczekuję, ale to było później i ja przez silny uraz odczytałam jeszcze później, zresztą miałam na myśli coś innego. Już wiem, że to było niemożliwe. Po prostu każde miejsce funkcjonuje na swój własny sposób.
Pisałam już o kwestii rozmów na mój temat. Pisałam, że domyślałam się, ale nie było mi to przyjemne. Bo nigdy nie lubimy, jak ktoś gdzieś rozmawia na nasz temat. Nic o nas, bez nas. Szczególnie tutaj i w tej sytuacji. Szczególnie, że ja nie miałam wpływu na jej rozwój. Przecież o co innego chodziło na początku, a problem zszedł na zupełnie inny kierunek, ja tego nie planowałam. Tu inaczej być nie mogło, musiały być rozmowy, ale mnie było przykro biorąc pod uwagę jak to się zaczęło i jaka była na to reakcja.
Ja mogę tylko napisać, że byłoby mi przyjemniej, gdyby ktoś wtedy na początku odezwał się bezpośrednio do mnie na PW i zapytał, jak pomóc. Zresztą bez tego, bez próby zrozumienia, dopytania się, nie da się komuś pomóc. To jakby próbować operować z zamkniętymi oczami. Można mieć dobre intencje, ale to nic nie da. Gdyby ktoś tak postąpił, a nie rozmawiał z innymi, byłoby to lepiej. Tym bardziej, że nie brano pod uwagę spraw istotnych dla sprawy. Jeszcze jedno jest w tym ważne, że cała ta sprawa postawiła mnie w opozycji, nie z mojej inicjatywy, a sytuacja była bardzo nierównorzędna, a nie było kogoś z systemu, kto byłby dla mnie w tym wszystkim wsparciem, czyli pilnował brania pod uwagę tych rzeczy, o których wspomniałam, kto mógłby się przeciwstawić grupie w jej orzeczeniach na mój temat i na temat całej sytuacji, ktoś bezkompromisowy wobec systemu i ludzi z systemu, wszystkich bez względu na funkcję. W takiej sytuacji ktoś taki jest bardzo potrzebny, to nie tylko ja bym skorzystała. Tu jest silna konsolidacja i to się wyczuwa. Wewnętrznie może być różnie, ale na zewnątrz jest. Nie twierdzę, że nikt nie chciał dobrze. A jednak jest przykre, że można było pisać czy mówić coś pod moim adresem pomijając fakt, że nie mogłam wtedy nie wpaść w załamanie, pomijając fakt, że słowa zdarzenie traumatyczne i silny uraz psychiczny to nie jest jakaś drobnostka, a ja nie mogłam zareagować.
Mogę napisać z perspektywy, jakiej nikt tutaj może nie ma, gdyby ktoś kiedyś chciał coś zrobić w podobnej sytuacji. Z reguły jest nie wczytywanie się, bo się to lekceważy. Musiałam powtarzać pewne kwestie, więc wiem. Ale i nie tylko stąd wiem. A wtedy z drugiej strony chce się tym dokładniej przekazać pewne rzeczy i się pisze za dużo. I powstaje błędne koło. Bo im więcej piszesz, tym mniej się to bierze pod uwagę. A każdy taki tekst to masę włożonej energii. To nie było pisane, by się wygadać czy wywalić emocje. Chodziło o znalezienie zrozumienia.
Nie wydaje mi się, by wiele było takich osób, że dałyby sobie z tym wszystkim radę. Już początkowa sytuacja wymiotłaby większość. Już same słowa jednej z osób, by to zrobiły. A później w takiej sytuacji i późniejszych okolicznościach mało kto by wytrwał. Gdyby nie chęć pozostania, cały problem byłby o wiele mniejszy. I jeszcze, bo było i że się skupiam na sobie. Gdyby nie to, że w chwili największego załamania myślałam i o innych byłoby mi o wiele łatwiej. Np. te moje wnioski co do forum to dlatego.
Już nie chcę wracać, więc tylko trzy rzeczy krótko ad sytuacji początkowej. Czasem wydaje się pytanie bezsensowne komuś, ale to może być tylko dlatego, że osoba je zadająca jest w silnym stresie. Słowa o silnej woli były nieadekwatne, bo ja pisałam w czym problem. A pytanie zadałam, bo ludzie o to przecież pytali, różne padały odpowiedzi. Zresztą to oczywiste, że będą padać różne. Bo było, że skoro się nie udało, to przecież trzeba przerwać. Nie, odpowiedzi w zależności od sytuacji były różne.
Długo na coś czekałam. Teraz chcę to zakończyć, odciąć się. W dużym stopniu uwolniłam się z tego, ale niestety to było coś za coś. Cały ten problem zaczął się od zawyrokowania i spłycania bez próby zrozumienia i kiedy wpadłam przez to w bardzo przykrą sytuację, to nadal było to samo. Pomijało się nawet istotne szczegóły. Tam było wiele rzeczy, ja nie będę powtarzać.
Ja zauważałam pewne rzeczy pozytywne, to nie jest tak, że nie. Doceniałam też pewne drobiazgi. Jest we mnie mniej krytyki, niż może wynika to ze stanowczości moich słów. Pewne rzeczy jednak mi zaszkodziły, a nie musiało ich być. Niektóre z nich to efekt niezrozumienia mojej sytuacji, dlatego ją wyjaśniłam. A opisałam to wszystko głównie ze względu na to, by wyjaśnić pewne kwestie w odniesieniu do mnie, a nie by krytykować innych. By wyjaśnić, że to nie pewne kwestie, ale uraz i zachowania nieadekwatne, by wspomnieć o tym, że nic nie mogłam zrobić na początku. By wyjaśnić, że pewne sformułowania w odniesieniu do mnie są niesłuszne i nie mogły być stawiane na podstawie takiej sytuacji. Jest w tej sprawie jednak wiele rzeczy dla mnie przykrych, o niektórych nie chcę już tutaj pisać. Nikt nie chciałby być w takiej sytuacji w centrum uwagi, a biorąc pod uwagę początek, gdzie ja naprawdę nie mogłam nic zrobić, to było kluczowe, a nie znalazło zrozumienia, to dla mnie za wiele.
Jestem już blisko otrząśnięcia się i nie chcę tego zmarnować. Blisko, bo uraz nadal jest i nadal bardzo silny, ale widać szansę na zakończenie tego. Teraz nie chcę kontaktów, bo sama dałam sobie radę i dam lepiej niż z radami, które mogłyby nie być oparte na empatii (współodczuwanie, nie tylko współczucie), wiedzy zdrowotnej i wiedzy o tej sytuacji. Przy końcu zawsze jest najtrudniej, więc nie chcę. Z kimś z poza osób z centrum i z pobliża centrum mogę w przyszłości o tym porozmawiać. To ze względu na początek sytuacji takie zastrzeżenie. Z osobami z centrum to o innych kwestiach i w bardzo dalekiej przyszłości. I dalej tego ciągnąć nie ma co. To był bardzo trudny dla mnie czas i chcę go zakończyć. Odizolować się, odciąć – inaczej się tego nie zakończy. To była trudna droga i samotna. Sytuacja była nietypowa, a dla mnie osobiście bardzo przykra. I uważam, że zważywszy, jak silne coś było z początku i na inne rzeczy późniejsze, dobrze sobie poradziłam. Błędy popełniłam jedynie na końcu, to z przemęczenia sytuacją. I trochę mnie jednak kosztowały. Muszę to zostawić, bo kosztowało mnie wiele. I chcę uratować to, co się da. Może kiedyś będzie można pogadać z kimś, kto ma dużą wiedzę na takie tematy i wysoką inteligencję emocjonalną, a takich osób znowu nie ma tak bardzo dużo. I nie ma co brać tego za spłycanie swoich kompetencji odnośnie wiedzy zdrowotnej. Nie wszyscy są specjalistami w każdej dziedzinie i mają wszystkie uzdolnienia. Po prostu wiem, kto może to zrozumieć. Teraz chcę to zakończyć, przeciąć. Zakończyć nie oznacza, że odejść z forum.
Będę sobie na peryferiach, innych kontaktów nie szukam. To wszystko, to było za dużo. Nie chodzi o to, by zacząć od nowa, bo się nie da. Coś się zakończyło. Potrzebuję ciszy i spokoju, by dojść do siebie i zająć się sprawami, które przez to wszystko zostały zaniedbane. Coś jak wewnętrzna emigracja. Teraz, jeśli ktoś mi dobrze życzy, niech zaprzestanie rozmów na mój temat, i zrozumie, że potrzebny mi odpoczynek. I niech nie patrzy z góry, że sam by sobie łatwo poradził. Bo nie, to nie była łatwa sytuacja. Odpoczynek jest mi potrzebny tym bardziej, że nadchodzi okres przypominający mi tamten czas. Najlepiej dla mnie by było, jakby zostawić już ten temat.