Illumi
Offline
Płeć:
Wiek: 34
MO: styczeń 2013
Skąd: Łódź
Wiadomości: 7
|
|
« : 15-01-2013, 18:22 » |
|
żegnam wszystkich Forumowiczów,
chciałabym nawiązać do początkowej idei blogu dla początkujących, czyli do możliwości opisania swojego problemu i prośby o radę.
Mój przypadek jest dosyć złożony i choć sama analizuję go pod wszystkimi możliwymi kątami, opinia kogoś kto stoi z boku będzie dla mnie niezwykle cenna. Z góry przepraszam, że będzie długo, że zadam pytania, które być może już tu padły, ale zgłębiając całą wiedzę zawartą na forum i w artykułach na bioslone nie wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane.
Dodam również, że stan mojego zdrowia niepokoi mnie coraz bardziej i jestem w stanie zrobić wszystko, aby tylko znaleźć dla siebie rozwiązanie.
W tym momencie mam 23 lata i nie miesiączkuję od 5 miesięcy. To co napiszę poniżej być może zawiera dużo wiedzy ginekologicznej, którą nie każdy przecież posiada, ale chciałam opisać wszystko w miarę wiernie, aby stworzyć możliwie najpełniejszy obraz. Wydaje mi się też, że osoby znające się na mechanizmach pracy organizmu zanieczyszczonego będą mogły mi mimo wszystko pomóc.
Problemy zaczęły się jeszcze w okresie dojrzewania. Gdy zaczęłam miesiączkować w wieku 16 lat nigdy nie osiągnęłam regularnych cyklów, miewałam przerwy od pół do 3 miesięcy. W wieku 18 lat przestałam miesiączkować w ogóle. Towarzyszyły temu problemy skórne, wypadanie włosów, hirustyzm i bardzo kiepska kondycja psychiczna, która przerodziła się w depresję. Gwałtownie przybrałam na wadze - z 55 kg do prawie 70 kg. Miewałam często myśli samobójcze i miałam ogólne poczucie bezsensu jakichkolwiek działań, więc nie wybrałam się z moimi dolegliwościami do ginekologa. Przez ponad rok. Co za tym idzie przez ponad rok nie miesiączkowałam (nie miałam potrzeby pójść do ginekologa nawet żeby wykluczyć ciąże, bo przez swoją kondycję psychiczną bardzo skutecznie utrzymywałam płeć przeciwną na ogromny dystans). Przed tymi problemami odżywiałam się zdrowo, w sklepach z ekologiczną żywnością, w wieku 17 lat przeszłam na wegetarianizm, niezbyt racjonalny, bo patrząc z perspektywy czasu, na pewno nie dostarczałam wszystkich składników odżywczych, choć lubowałam się w suplementach. Ciągle próbowałam nowych.
W momencie gdy zaczęłam myśleć o konsekwencjach tak długiego braku miesiączki i wspomniałam o nich rodzicom (problemy z wyglądem widzieli, ale brak miesiączki skrzętnie ukrywałam) zostałam wysłana do ginekologa. Po badaniach hormonów okazało się, że mam poziom hormonów męskich - testosteronu i androstendiolu powyżej normy. Hormony kobiecie - estrogen i progesteron teoretycznie w normie, ale raczej w niższej granicy. Cała reszta bez problemów. Wg ginekologa mam zespół policystycznych jajników, chociaż cyst na jajnikach nigdy nie wykryto. Poprzez zastrzyki z progesteronem wywołano u mnie miesiączkę, która w kolejnych miesiącach była wywoływana przez duphaston (progesteronowe tabletki pomagające zajść w ciąże), a wysoki poziom hormonów męskich był zbijany przez spironol. Duphaston brany przez 5 dni w miesiącu, spironol bez przerwy. Taka kuracja trwała 9 miesięcy. Schudłam na niej, miesiączka występowała ze względu na leki, ale pomiędzy miałam plamienia. Przez masę innych skutków ubocznych zmusiłam ginekologa do zmiany kuracji. Padło na tabletki antykoncepcyjne. Najpierw przez rok JEANINE przez który miałam niezwykle krótkie miesiączki (moje naturalne były długie) i tak bolesne, że potrafiłam mdleć. Z tego powodu zmienione na YASMIN - okres po nich był podobny do mojego naturalnego, ale przytyłam po nich mocno. W sierpniu zeszłego roku wzięłam ostatnie opakowanie tabletek i ostatni raz wtedy miałam miesiączkę. Z odstawienia oczywiście, co tak naprawdę nie wiele ma wspólnego w prawdziwą miesiączką. Według ginekologa po czterech latach leczenia powinno być wszystko ok. Przez cały czas trwania kuracji nie przykładałam prawie żadnej wagi do odżywiania się. Jadłam co popadnie, łącznie z fast foodami. Nie wiele warzyw próbowałam rekompensować suplementami witaminowymi.
Niedługo po ostatnim opakowaniu zaczęłam się interesować naturalną żywnością, oczyszczaniem organizmu, naturalnymi kuracjami. W między czasie zaczęły ze mnie schodzić efekty uboczne tabletek - opuchlizna, cellulit, wahania nastroju, ciągłe zmęczenie, bóle głowy i ociężałość. Obiecałam sobie wtedy, że nawet jeśli jednak nie dostanę okresu, na pewno nie wrócę do tabletek. Od tamtego czasu nie odwiedziłam mojego ginekologa. W momencie, gdy powinnam była dostać okresu, a nie dostałam, zaczęłam czytać o naturalnych sposobach, ziołolecznictwie. Piłam lukrecję na obniżenie testosteronu, odchudzałam się i zaczęłam ćwiczyć (wg literatury te dwie rzeczy pomagają zredukować objawy zespołu policystycznych jajników o 60%). Piłam zielone koktajle dla oczyszczenia i zaczęłam stosować lewatywy. Gdy nic nie pomagało, a masowo zaczęły mi wypadać włosy i powoli zaczęły wracać problemy z trądzikiem, zainteresowałam się medycyną chińską. Trafiłam półtora miesiąca temi do świetnej pani doktor z Mongolii, która przyjmuje w Warszawie - nie jest to osoba, którą można byłoby nazwać znachorem. Jest to kobieta, która ukończyła medycynę w swoim kraju, gdzie ziołolecznictwo jest poważane na równi ze wszystkimi innymi nurtami. Ponad to naturalnym dla tamtejszej medycyny jest, że choroba jednego narządu jest jedynie odzwierciedleniem kondycji całego organizmu. Na podstawie badania irydologicznego pani doktor stwierdziła, że niedomaga mój prawy jajnik, mam bardzo zanieczyszczony organizu, początki nerwicy (mam dosyć stresujący tryb życia), problemy z wątrobą, śledzioną, początki nadkwasoty, skrzywienie kręgosłupa, grozi mi cukrzyca, organizm jest ogólnie mocno osłabiony. Żadna z tych rzeczy nie była dla mnie zdziwieniem. Jajnik to oczywista oczywistość w moim przypadku, a reszta to po części skutki uboczne leków i tabletek, które zażywałam. Jedna rzecz mnie jednak zdziwiła, bo podobno mam też pasożyty.
Dostałam zioła na oczyszczenie, uspokojenie, wzmocnienie i ziołowy odpowiednik środka na wywołanie miesiączki (Tiaojing Cuyun Wan znane jako Motherhood Pills). Doktor zaleca mi też serię 10 zabiegów akupunktury, na które na razie mnie nie stać. Po miesiącu brania ziół poprawiło się ogólne samopoczucie, powoli zaczęły znikać problemy z cerą. Włosy niestety wypadają bez zmian. W międzyczasie sporadycznie stosowałam lewatywy i przeprowadziłam oczyszczanie kaszą jaglaną, bo po trafieniu na bioslone przymierzam się do MO, a nie chce żeby mój organizm zareagował zbyt gwałtownie. Staram się stosować DP, choć ciągle mi się zdarza zjeść coś niezdrowego ze względu na brak czasu.
Teoretycznie kuracja z ziół powinna już przynieść efekty w postaci miesiączki, ale niestety nie ma jej na horyzoncie.
Zaczynam się bać, że ten sposób również zawiedzie w moim przypadku. Chcę być zdrowa, mieć w przyszłości dzieci i dostaję paniki na myśl, że moje problemy doprowadzą do trwałej bezpłodności. Po pozbyciu się depresji odnalazłam wspaniałego mężczyznę, z którym jestem trzy lata i przed którym ukrywam część prawdy o moim stanie zdrowia, bo boję się, że nie będzie chciał być z kimś, kto potencjalnie nie będzie w stanie mieć dzieci.
Proszę o poradę, bo jest to jedyne miejsce, gdzie spodziewam się znaleźć ludzi, którzy będą potrafili mi powiedzieć coś więcej niż jestem w stanie uzyskać od medycyny konwencjonalnej.
Pozdrawiam serdecznie Illumi
|