Gotuje się wodę dla pozbycia się chloru. Jednak takie przegotowanie musiało by potrwać przynajmniej pół godziny.
Pół godziny mówisz. Proponuję gotować 1h. Tylko na szklankę herbaty potrzeba wtedy 2 litry wody i po takiej operacji zagęszczenie zanieczyszczeń wzrasta czterokrotnie lub więcej.
Gotowanie wody nie jest obojętne dla organizmu. Woda gotowana jest słabiej przyswajalna przez organizm z powodu zmiany budowy klastrowej. Wodę surową organizm po prostu wchłania a przegotowaną musi najpierw poukładać, dlatego m.in. Tombak pisze o strukturyzowaniu wody (zamrażanie i rozmrażanie). Tylko po co tak wydziwiać, skoro można mieć dobry filtr i pić wodę surową i jednocześnie czystą.
filtr Brita jest najzwyklejszym filtrem węglowym pomagającym usunąć zanieczyszczenia takie jak chlor i szereg innych nie powodujący wyjałowienia wody jednak z potrzebnych nam minerałów wbrew poglądom co niektórym...
Pisz precyzyjnie. Usunięcie minerałów to nie wyjałowienie!
Britę miała moja teściowa, z którą mieszkamy drzwi w drzwi. Jedyne co ona "oczyszcza" to nasze kieszenie z drobnych potrzebnych na wymianę wkładów. Ten chlor i tak by odparował, gdyby woda postała w jakimkolwiek innym dzbanku kilka godzin.
Hajdi, a jednak minerały uzupełniamy również pijąc wodę dziwi cię to? Matka natura dodała minerały do wody nie od paradydy.
Dziwi mnie to, bo moja wiedza nie pozwala mi się z tym zgodzić. Z minerałów zawartych w tej wodzie wchłania się zaledwie kilka procent. Reszta idzie do sedesu (na szczęście). Gdyby polegać na tych minerałach to musielibyśmy wypić kilkadziesiąt litrów tej super wody. Tak więc usunięcie ich z wody nie ma dla człowieka żadnego znaczenia. Porównanie z cukrem jest nietrafione, bo żeby "spalić" cukier organizm musi zużyć swoje zapasy minerałów i witamin. Do przyswojenia wody taka operacja nie jest potrzebna.
U mnie problem polega na tym, że podobno woda z rzeki jest mieszana z tą ze studni głębinowej (patrz link z mojego postu wyżej). Jak twierdzi autorka artykułu badania Sanepidu (bydgoskiego) wskazują, że jest ona lepsza.... niż wiele kupowanych w butelkach. Stąd moje zapytanie czy rzeczywiście można ją pić - Mistrz odradza picie wody pochodzącej z rzeki.
Darku, rzeczywiście woda w Bydgoszczy jest nie najgorsza a jeśli porównać ją z tą śmierdzieluchą warszawską, to jawi się ona jako kryniczna wręcz.
Gdy ja zakładałem swój filtr (2 lata temu) zanieczyszczenie wody kranowej w Fordonie oscylowało w okolicach 400 ppm, co jest nieźle, bo normy dopuszczają 800 ppm. Oczywiście to żaden powód do radości, gdyż normy w Polsce są pozawyżane do granic absurdu. Jeśli woda jest biologicznie czysta (dzięki chlorowi) i nie ma skażenia metalami ciężkimi, to Sanepid nie interweniuje, w przeciwnym razie trzeba by pozamykać wszystkie wodociagi w Polsce. Jeśli ludzie się podtruwają delikatnie i objawy dadzą znać za 10 lat nikt tego nie skojarzy z piciem takiej wody. A jest czego się bać. Chociażby takie aluminium, które dodaje się w celu poprawy klarowności wody. Samo nie zniknie a gdy dostanie się do organizmu jest odkładane w mózgu. Po latach trochę się tego uzbiera i Alzheimer gotowy. Czy ktoś powiąże to z piciem zatrutej aluminium wody? Szczerze wątpię.
Poczytaj sobie na stronie Hałata o wodzie. Myślę, że z racji zajmowanego niegdyś stanowiska gość wie o czym pisze:
http://halat.pl/woda.htmlPodsumowując, jak nie masz żadnego filtra (ale filtra a nie dzbanka niby oczyszczającego wodę) to dawaj dziecku tę z kranu. Może być surowa, bo biologicznie jest bezpieczna a przegotowywanie lub nie nie ma żadnego znaczenia wobec pozostałych zagrożeń. Możesz także rozejrzeć się za dobrą butelkowana, ale w szkle.