Dawno nic tu nie pisałem. Aktualnie przechodzę grypę, co skłoniło mnie do odświeżenia tematu.
Ale po kolei: Ogólnie stan organizmu jest trochę lepszy niż przed wakacjami. Nie ma rewelacji, ale lekko się poprawia. Jeśli chodzi o trawienie (a głównie o to chodzi), to pod warunkiem, że nie jem nic co mi ewidentnie szkodzi, jest w miarę w porządku. Zauważyłem, że prawdopodobnie połączenie tłuszczów z warzywami powoduje problemy trawienne. Dlatego rano zjadam jajecznicę (aby dostarczyć tłuszczów), a później staram się maksymalnie te tłuszcze ograniczyć. Trochę szkoda, ale co poradzę...
W wakacje zaliczyłem siedem wizyt u bioenergoterapeuty. Miał pomóc moim jelitom, ale nie zauważyłem wyraźnych korzyści. Bioenergoterapeuta bardzo dobry, chyba po prostu nie da się wyleczyć Candidy tym sposobem. Taka ciekawostka:
Od kilku lat bardzo męczą mnie oczy, czuję w nich "piasek", ogólnie sprawia to, że widzę mniej wyraźnie niż widzieć powinienem, co przeszkadza mi przede wszystkim przy pracy na komputerze (litery mi się rozmazują i nie ma to nic wspólnego z krótkowzrocznością czy astygmatyzmem). Podczas dwóch ostatnich wizyt u bioenergoterapeuty poprosiłem aby "podziałał" mi na oczy, gdyż są "zmęczone". Po pierwszym razie widziałem idealnie przez trzy dni. Po drugim razie stan komfortu utrzymywał się prawie przez dwa tygodnie.
Aktualnie używam kropli i żeli nawilżających, ale nie przynosi to dobrego skutku. Może znacie jakieś dobre sposoby na ulżenie oczom? Tak, słyszałem o palmingu.
Mikstura oczyszczająca: Piję (czasem z przerwami) ją na bazie oleju winogronowego. Po soku z buraków mocz barwi mi na czerwono.
Wciąż mam katar (zawsze miałem), wygląd języka się zmienia - głównie jest biały, ale bywa, że pojawiają się prześwity, raz nawet więcej niż połowa była "czysta". Dzisiaj jest wyjątkowa biały (pewnie przez grypę) i wygląda tak:
Za dwa tygodnie miną dwa lata odkąd nie jem glutenu. Nie wiem czy długo jeszcze wytrzymam. Przez te dwa lata starałem się nigdzie nie wyjeżdżać. Raz mi się zdarzyło wyjechać w wakacje na trzy dni. Jakoś wytrwałem, ale łatwo nie było. Najgorsze jest to, że niebawem zaczną mi się wyjazdy i konferencje z których zrezygnować nie mogę.
Trzy tygodnie temu dopadło mnie przeziębienie, ale w miarę szybko przeszło. Akurat wtedy robiłem badania krwi (wymagane, niedobrowolne). Oto wyniki:
Wartości raczej w normie, poza kilkoma wyjątkami - ale to skutek przeziębienia.
Grypa: Zaczęło się trzy dni temu w piątek. W południe. Osłabłem, rozbolała mnie głowa (boli do teraz), dopadła gorączka. Od soboty nie miałem na nic apetytu. Niewiele jadłem. Większość weekendu przeleżałem. Nie brałem żadnych leków. Nawet witaminy C, chociaż próbowano we mnie wmusić. Wczoraj wieczorem miałem stawiane bańki. Dzisiaj w końcu czuję się trochę lepiej, a apetyt się poprawił. Mam nadzieję, że ta choroba wyjdzie mi na dobre. Mam również nadzieję, że nie spowodowała rozrostu ilości drożdżaków w jelitach, ponieważ bardzo wyraźnie pogorszyło się trawienie (głównie zwiększone powstawanie gazów). Chociaż na pewno też wpływ miało na to to, że prawie nie jadłem, a piłem herbatki z miodem, aby wspomóc gardło.
Piję średnio 5-6 KB na tydzień.