Witam serdecznie. Jeśli to możliwe, to ja również chciałabym prosić o pomoc, gdyż moje problemy zdrowotne mają już takie nasilenie, że utrudniają mi normalną egzystencję.
wiek: 25 lat
problemy fizyczne: przewlekły stan zapalny błony śluzowej żołądka, dwunastnicy, bolesne biegunki na przemian z zaparciami, ciągłe parcie po wypróżnieniu, utraty przytomności, bóle wątroby, nerek, mętny mocz, ogólne złe samopoczucie, wypadanie włosów, koszmarny oddech, stany podgorączkowe, nagłe bardzo silne alergie, stany astmatyczne, nocne duszenie się
problemy psychiczne: stany depresyjne, stany lękowe, totalny brak chęci i siły do życia, lęk przed wyjściem z domu (wystąpieniem kolejnych sensacji żołądkowo-jelitowych), lęk przed jazdą samochodem, przed przebywaniem w małych zamkniętych pomieszczeniach
Historia choroby:
Jako dziecko nie chorowałam jakoś szczególnie, owszem, przeziębienia się zdarzały ale nic poważnego, za to zawsze w mniejszym lub większym natężeniu katar, praktycznie przez cały rok. Kilkanaście lat leczona byłam homeopatią, nie brałam żadnych antybiotyków. 3,5 roku temu przeziębiłam anginę, dorobiłam się powikłania w postaci ropnia gardła ze szczękościskiem, gorączką ok 40 stopni aż do utraty przytomności. Wtedy nie obyło się bez antybiotyku (nie pamiętam jakiego) i rozcinania ropnia w gardle na żywca, co w końcu przyniosło jakąś ulgę. Po przebytym ropniu dostałam natychmiastowe wskazanie do usunięcia migdałków, natomiast broniłam sie przed tym i do tej pory tego nie zrobiłam.Pojawiła się u mnie natomiast niespodziewanie bardzo silna alergia na kota, a do tej pory miałam bliski kontakt z kotem kilka lat i nic się nie działo. Od tego momentu okropny katar, kaszel, zapalenie spojówek, duszenie się. Kolejnej jesieni i zimy po tej chorobie (ropniu) miałam łącznie ok 10 razy anginę (a nawet jeśli nie była to angina, co wielkie bolesne krwisto-ropne czopy w migdałkach i ból gardła- wtedy już nie leczyłam się antybiotykami tylko raczej domowymi metodami. Kolejnej zimy problemu z gardłem nie było. Warto wspomnieć ze sytuacja rodzinna była bardzo nerwowa, silny poziom stresu towarzyszył mi długie lata, szczególnie silny stres przeżywałam na przestrzeni ostatnich trzech lat. W zeszłym roku : ciąża, w dziesiątym tygodniu okazało się ze płód nie rozwija się prawidłowo, tzn obumarł. Lekarze jako przyczynę stwierdzili że to "pewnie stres, no taki błąd w połączeniu komórek". Po zabiegu czyszczenia macicy w szpitalu podano jakąś jednorazową dawkę silnego antybiotyku (nazwy nie znam). Po tym przeżyciu oprócz kiepskiego stanu psychicznego, nie było żadnych większych problemów zdrowotnych (jedynie pojawiły się jakieś brodawki płaskie na ramionach i dekolcie, no i nagle nowa alergia- na trawy , pyłki, nie stwierdzono jakie), aż po około 4 miesiącach zaczęła się moja gehenna, która trwa do dziś.
Mianowicie: Zaczęło się od bardzo silnej biegunki z utratą przytomności, po zjedzeniu makaronu spaghetti (bez sosu, inni członkowie rodziny tez jedli i wszyscy czuli się dobrze). I potem teoretycznie było w porządku, aż co jakiś czas pojawiały się właśnie niewytłumaczalne biegunki, zazwyczaj po zjedzeniu czegoś domowego. Chcąc uniknąć takich "niespodzianek" odżywanie wyglądało tak: skoro biegunka, to najlepiej zjeść suchą bułkę, albo suchą bułkę z masłem, po czym było jeszcze gorzej. Kleiki z ryżu tez raz pomagały raz szkodziły. I tak żyjąc sobie z przy najmniej dwiema/trzema takimi akcjami w tygodniu, doszłam do momentu kiedy wylądowałam u lekarza w styczniu tego roku (o zgrozo- nigdy tego nie robiłam, i żałuję ze w tym momencie się skusiłam). Na dzień dobry stwierdzono ze to pewni e wrzody, dostałam lek na refluks i wrzody (a załamana ciągłymi biegunkami byłam gotowa wziąć cokolwiek byle pomogło i przestało mi utrudniać życie, zwłaszcza ze przy mojej pracy, ciągle w terenie i wśród ludzi było to szalenie stresujące). To był polprazol i duspatalin. Dwa dni czułam sie lepiej po czym nagle zamiast dziwnych biegunek pojawiły sie bardzo ale to bardzo bolesne zaparcia. Leki odstawiłam, i w tym czasie doczekałam się na swoją wizytę u gastrologa. Opowiedziałam że moje biegunki pojawiają się zazwyczaj po zjedzeniu czegokolwiek mącznego, zazwyczaj makaronu lub pierogów, świeżego chleba itd. Pani zignorowała, i też nie robiąc żadnych badań przepisała mi długą trzymiesięczną kurację IPP40 i Meteospazmyl, kazała jeść wszystko z wyjątkiem jajek i mleka. Znów ze trzy dni było lepiej, po czym zaczęłam się czuć coraz gorzej. Brzuch bolał niemiłosiernie, i ciężko było stwierdzić czy bardziej żołądek czy jelita. Aż jeszcze zaczęła boleć wątroba, i doszło do jakiegoś zatrucia toksynami, było mi non stop niedobrze, kręciło mi się w głowie, nie byłam w stanie stać, siedzieć, leżeć, istny koszmar. Przy czym w tym czasie nadal biegunki na zamianę z zaparciami, przy jednoczesnym dużym parciu na stolec. Drętwiał mi język (dosłownie stawał kołkiem) puchła cała twarz, piekł i palił przewód pokarmowy, przy zachowaniu wszystkich książkowych objawów celiakii (z tym, ze jedno nie pasowało- mój wzrost i waga, gdyż jestem wysoka, i zawsze raczej pulchna, co nie pasowało do obrazu typowego celiaka.) Pojawiały się nawet objawy tak charakterystyczne jak plątanie mowy, problemy z równowagą, jąkanie się, pękające kąciki ust, drętwiejący język. Do tego przyplątała się jakaś "babska" grzybica.
Odstawiłam leki natychmiast, ale stan się utrzymywał, i już nie było pomysłu co ze mną zrobić (naprawdę myślałam ze już jedną nogą jestem na tamtym świecie). I wtedy znajomy podsunął pomysł pijawek lekarskich ( hodowlanych , z laboratorium) i miałam stawiane ponad 20 szt w pewnych odstępach czasowych, głównie w okolicy wątroby co by odtruć organizm. I w końcu po niech stanęłam na nogi, przestałam się zataczać jak pijana, jednak dolegliwości jelitowe mimo wprowadzenia diety bezglutenowej o odstawienia tych koszmarnych leków nie minęły.
Jak już byłam w stanie stać pionowo (zaczęłam się czuć wyraźnie lepiej na diecie bezglutenowej), ponownie udałam się do gastrologa, i pani powiedziała mi że sobie wymyślam, ze sobie coś uroiłam z tym glutenem, i że cytuję : "ona mi udowodni że sobie wymyślam" i dała skierowanie na gastroskopię. W końcu! Gastroskopia wyszła tak, że w wycinkach wyszedł przewlekły stan zapalny, nacieki limfocytarne, i wynik z laboratorium opatrzony wielkim napisem PODEJRZENIE CHOROBY TRZEWNEJ i konieczna konsultacja. Udałam się wściekła wręcz do tej samej pani, która (miała mi coś udowodnić a się nie udało) a ona zrobiła duże oczy, i stwierdziła tylko że jakiś tam współczynnik i tak jest za mały żeby stwierdzić celiakię, i kazała mi jeść ponownie wszystko przez 3 miesiące i powtórzyć przeciwciała we krwi. Przechodziłam koszmar jedząc ponownie wszystko, ale przetrwałam, na szczęście tylko dwa miesiące.Więcej się u tej pani nie pokazałam, przeciwciała we krwi zrobiłam we własnym zakresie, wynik ujemny. Czyli mimo niemalże wszystkich objawów, i tego nieszczęsnego stanu zapalnego dwunastnicy, celiakia to to nie jest.
O MO zaczęłam czytać w sieci już jakiś czas temu, bardzo mnie zaciekawiło, natomiast przyznaję się bez bicia, że książek nie czytałam, gdyż w obecnej sytuacji po prostu nie mogę sobie na nie pozwolić, gdyż od pół roku nie pracuję, ze względu na stan zdrowia, i najzwyczajniej mnie na nie nie stać. Forum przekopałam wzdłuż i wszerz. MO zaczęłam popijać 22.06.2009, czyli niecały miesiąc temu,nie stosując w tym czasie diety bezglutenowej, i powiem szczerze, że nagle sytuacja mojego żołądka zaczęła się bardzo poprawiać, całe trzy tygodnie było dużo lepiej, bez bólów, wzdęć, biegunek, natomiast kilka dni temu (nie wiem czy pod wpływem stresu- a taki niestety miał miejsce) znów się zaczęło. Tyle, że to nie biegunka, a strasznie silne parcie, niemożność załatwienia się "do końca", wrażenie jakby końcowe odcinki jelit puchły i się rozprężały, do tego uczucie gorąca w żołądku. I od momentu "zaistnienia potrzeby" parcie jest tak silne że mam wrażenie że nie zdążę do toalety. Objawom tym towarzyszy silny stres, gdyż po ponad 10 miesiącach walki o normalne życie, i zobaczeniu światełka w tunelu znów pojawiły sie te same dolegliwości. Jeszcze jednym objawem po MO jest wysypka na plecach, co ciekawe całkiem wzdłuż kręgosłupa, a także znów ropne migdałki i straszny ślinotok, cuchnący oddech. Ale ogólne samopoczucie lepsze- gdyby nie te sensacje. W międzyczasie (od około 1,5 miesiąca) popijałam sobie ziółka oczyszczające (przepisane przez panią irydolog-zielarz) i pijam melisę i yerba mate zamiast herbaty. Od kilku dni próbuję stosować dietę przeciwgrzybiczą, ale u mnie koktajle odpadają, mam zbyt zniszczone jelita, i wypicie koktajlu owocuje paleniem całego przewodu pokarmowego. Warto dodać że przez cały czas trwania mojej przygody z sensacjami żołądkowymi, nie schudłam ani grama, co jest dość dziwne przy biegunkach.
Już nie wiem co mam robić, żeby moje trawienie przebiegało normalnie, żebym mogła normalnie wyjść z domu, nie bojąc się, że zaraz coś znowu mi się przydarzy, żebym mogła normalnie jeździć samochodem (a teraz nie mogę bo natychmiast jest mi niedobrze, czuję takie mrowienie w całym brzuchu.) Nie wiem co powinnam jeść, bo każda dieta jaką stosowałam dotychczas (lekkostrawna, kleikowa, bezglutenowa) dawała poprawę tylko na krótki czas a potem sensacje wracały. Muszę się szybko podźwignąć i wyzdrowieć, gdyż skończyły mi się rezerwy finansowe i muszę zacząć szukać pracy, a póki co, z takim brzuchem nie ma jak
Wiem , że bardzo się rozpisałam, ale moja historia niestety nie jest krótka. Jeśli komuś udało się przebrnąć przez ten mój wywód, dziękuję bardzo za wytrwałość, i jeśli to możliwe proszę o pomoc i o pokierowanie, co dalej robić ze sobą, żeby w końcu normalnie wyjść z domu do ludzi.
Dziękuję serdecznie i pozdrawiam.