Byłam u okulisty, nadal mam tracenie ostrości, okazało się, że wada mi zleciała i prawie już nie mam astygmatyzmu i noszę okulary złe, bo z cylindrami i za mocne... Teraz mi przepisano jedynie -1 i -1,25 bez cylindrów, a miałam 0,5 i 0,25 dioptrii więcej, żadnego palmingu nie stosuję, ale chyba zacznę. Dokładnie co miesiąc w okres jestem chora, albo coś większego przechodzę i nie ma znaczenia, czy piję MO czy odstawiam, nie mogę tego zahamować, chyba że totalnym złamaniem diety, ale wtedy też się źle czuję. Okulistka oczywiście bredzi, że to od złych okularów... Ale ja wiem, że znowu przechodzę oczyszczanie twarzoczaszki, tym razem bez gorączki, choć mam raczej niską temperaturę 35,5, taki dziwny łupież, ze schodzącą skórą tuż przy skórze twarzy, ale na włosach pod nią jest czerwona skóra, coś podobnego miałam kiedyś także na gardle, wiem, że to od grzybicy... A im więcej wypoczywam tym wcale nie jest lepiej, ale gorzej, w sensie objawy się nasilają. Najgorsze jest to, że to nie są objawy trwające 3 dni i koniec, to są przewlekłe objawy, które się ciągną długo i niestety trzeba to jakoś przetrzymać, chodząc normalnie do pracy.
A propos nerwicy, Sting, jasne, że tak, ale już mniej... Ale wszystko głównie przez społeczeństwo, w którym nie można chorować, jest się uznawanym za słabszego i przez brak wsparcia rodziny, czyli standard chyba tutaj.
Natomiast co do odżywiania: intuicyjnie w najgorszych objawach oczyszczania stosuję I etap diety, bo tylko on pozwala objawom się sukcesywnie zmniejszać, jak jem więcej węglowodanów czuję się gorzej, a lepiej przy dużej ilości tłuszczów. Kiedy objawy się zmniejszają wracam do większej dawki węglowodanów. Wiem też, że mleko nie pomaga, to bardziej na psychikę mi pomagało.