No tak myślałem. Mam dużo gorzej od tego Pana, nie wszystko pisałem bo nie mam teraz na to siły również umysłowej, żeby tak się koncentrować czy coś pamiętam czy nie i na tym podobne pierdoły. Mam zanik większości myśli to gorsze niż jakaś tam głupia zwykła depresja. I jeszcze ten Pan wstawia jakieś obrazki, ja nie mam na to humoru ani sił teraz, ale może się przemogę jakoś, ale ciężko mi przez tą mgłę patrzeć. Tu nie chodzi o to że chcę ukazać że mam najgorzej tylko że taka jest prawda i nie wiem o czy tylko te choróbska są bo sytuacja jest wyjątkowo ciężka. I dlatego szukam stosując profilaktykę.
Nie ma cię w domu -dobry jesteś, i ty masz tak źle, nie grzesz chłopie, nie grzesz, nie wiesz co to jest upokorzenie cierpieniem 'ponadprogramowym'.
Nie będziemy się licytować, kto ma gorzej, a kto lepiej, przynajmniej ja nie będę, bo najchętniej chciałbym być w sytuacji, żeby nie mieć żadnych schorzeń, no.
Ale tak już jest, i powiem więcej, zaakceptowałem ten stan rzeczy, bo uważam że żeby zacząć coś w sprawie robić sensownego, to trzeba zaakceptować to, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy, ale to nie znaczy, że nie robię nic, żeby coś zmienić. Wręcz przeciwnie, mam taki charakter, że robię wszystko na przekór i naprzeciw temu, co się dzieje, po prostu staram się nie poddawać. Nie jest łatwo, sądzę, że ani mnie ani Tobie.
Czy depresja może być głupia, czy może być zwykła, czy też niezwykła - tego nie wiem. Dla mnie dolina, apatia i niechęć do wstawania z łóżka po to, żeby zjeść śniadanie czy obiad, a następnie kolację, to po prostu depresja? Lęk przed wyjściem z domu, lub też strach przed wsiadaniem do autobusu, czy mapa brzydko mówiąc z kiblami w mieście, to też żadna przyjemność.
Zapewniam Cię, że ja miałem na wstępie taką mgłę, że nie wychodziłem dość długo z domu... Ale po czasie człowiek musi stawić opór temu i trzeba przeciwdziałać, wychodzić do ludzi i starać się zaczerpnąć normalności powoli małymi krokami oswajać się z rzeczywistością.
To, że mnie nie ma w domu, to nie znaczy, że się czuję dobrze i że żyję pełnią życia. Każdy zaczyna od innego punktu wyjścia, a ja nie grzeszę, tylko stwierdzam fakty. Dla mnie to, w jakim się znalazłem stanie, to namacalny fakt tego, jak się czuję i na co sam zapracowałem, nie oszczędzając siebie i swojego organizmu do chwili, kiedy wszystko się załamało.
A tak poza tym, to ja tu w żadnych wyścigach nie uczestniczę. Piszę tę historię ku przestrodze oraz dla informacji wszystkich tych, którzy wzmagają się z podobnymi problemami być może znajdą coś, co będzie trafną wskazówką lub też swoistym drogowskazem, którego ja jakiś czas temu szukałem także.
Jeśli Ty uczestniczysz w jakimś rankingu i chcesz znać moje zdanie, to nie znam twojego przypadku oraz schorzeń, ale już w tej chwili oddaję ci pozycję niekwestionowanego lidera w rankingu przypadłości, które nas dopadają.