Jeżeli przeczytasz książkę, o której wspomniałem powyżej ("Urodzeni biegacze"), znajdziesz w niej rozdział opisujący takie polowanie. Myśliwi biegną za zwierzyną tak długo aż ścigane zwierzę padnie z powodu wyczerpania i hipertermii (przegrzania). Żeby coś w ten sposób upolować trzeba biec ok. 2-3 godzin w temperaturze >30 stopni C (Afryka). Nie muszę dodawać, że woda podczas takiego polowania jest niezbędna.
A jest rozdział o zastawianiu pułapek, zasadzek, sideł, strzelaniu z łuku, rzucaniu dzidą, dmuchaniu zatrutymi strzałkami?
No co Ty Machos! Jeśli treść jest pisana pod ówczesnych biegaczy, którzy biegają dla samego biegania (bo im się wydaje, że to dla zdrowia tak trzeba), albo dla mistrzostwa sportowego (dla zabezpieczenia koniunktury biznesowej działaczy sportowych), albo dla wyznawców jakiejś dietetyki religijnej - to trzeba im dopasować jakąś ideologię. Najlepiej biegaczy z buszu, ale takich, którzy chcą humanitarnie zabiegać na śmierć swoją uciekającą "miskę", bo to może jacyś prazieloni... albo pustostany, którzy nie potrafią sobie zaradzić w zapolowaniu na białko zwierzęce (świeże). A skoro nie potrafią, to muszą się obejść smakiem, i pozostaje im jeść tylko białko roślinne. A jak białko roślinne to znów nieporadność, a jak nieporadność w organizowaniu sobie jedzenia zdrowego białka, to muszą chorować, a jak chorują...
Dla mnie szkoda czasu i mojego prądu na czytanie takich rzeczy. Wolę czytać publikacje Biosłone oraz w ten sposób odkrywać zafałszowaną przez medycynę prawdę o zdrowiu, a nie ją dalej fałszować.
Albert Schweitzer napisał, że dr Max Gerson był geniuszem.
Geniuszem, ale nie od zdrowia, tylko od leczenia. Schweitzer lekarz poparł lekarza Gersona, przede wszystkim jego terapię na ile skuteczną? To już zależy od danego przypadku.
Jak Schweitzer napisze o geniuszu od zdrowia, a nie od leczenia - to będę go sławił pod niebiosa. Wówczas będę ich obu uznawał za geniuszy. Ale na razie nie zanosi się na to, bo resort produkcji chorób i chorych, niestety - ma duży wpływ na czarowanie pacjentów szlachetnością "nauki" medycznej. W związku z tym pozostaje mi po swojemu uznawać tylko tego geniusza od zdrowia.
Niewiele zrozumiałeś z tego co napisałem na temat tu dyskutowany (żywienie/suplementacja w sporcie). Ja nie stosuję, ani nie propaguję wspomagania w sporcie. Wymieniłem wyłącznie metody naturalne: chia, surowe mięso, oliwę, żółtka, wodę, elektrolity, banany, świeże soki z warzyw i owoców.
Nie jestem do końca przekonany czy to są naturalne metody wspomagania (np. martwa woda czy też "ożywiona" woda sztucznie, a następnie z dodatkiem elektolitów sztucznych z apteki).
Dobrze, że ćwiczysz chociaż 15 minut. Ja tyle czasu przeznaczam na rozgrzewkę.
Trochę nie rozumiem sensowności rozgrzewania się (tak długiego) przed maratonem.
I znów "autorytety", tym razem z Australii, a nie z USA? Też ładnie brzmi dla ucha, ale dla ucha pacjenta. Za niedługo będą świecić przykładem: Hunzowie, Tybetańczycy, odżywiający się pranicznie, itd. Obecnie jest moda na surojadków. I nie ważne - czy sympatyk takiego modelu odżywiania ma chory żołądek, dwunastnicę, wątrobę, trzustkę, ale ważny jest trend, no i publikacje "autorytetów" od medycyny "naturalnej".
Mój przyjaciel jest doradcą żywieniowym szachistów w Gabonie, a moja koleżanka dietetyczką modelek w Japonii. Ta ostatnia chce mi przysłać miłorząb japoński (na poprawę pamięci).
Ergo: Co mój organizm mogą obchodzić "autorytety" od doradztwa żywieniowego, zalecających pewne modele odżywiania wraz z suplementacją - z innych szerokości geograficznych niż nasza (inne warunki klimatyczne)...
Nie uprawiam sportu zawodowo, ale amatorsko. Jak wspomniałem, robię to dlatego żeby udowodnić sobie i innym, że można być zdrowym (uznałem, że jest to najlepszy sposób weryfikacji metod prozdrowotnych, no i twardy argument w dyskusji z różnymi mądralami i grubasami). Tak jak napisałeś: najpierw zdrowy tryb życia - a potem dobra kondycja fizyczna.
Oczywiście mam też z tego dużo przyjemności (to bardzo miłe uczucie mieć sprawne i zdrowe ciało). Pokonanie własnej słabości, start w trudnych warunkach, zwycięstwo w zawodach - też dają dużo satysfakcji.
Wszystko się zgadza, ale to nie jest forum sportowe. Dla ćwiczących w odpowiedniej formie umiarkowanej aktywności fizycznej, jak już było pisane wcześniej - Twoje rady nie są nikomu potrzebne, a nawet mogą być szkodliwe.
Alkalizacja wody, o ile rozumiem (nie jestem w tej dziedzinie ekspertem), jest stosowana przez ludzi mieszkających w miastach, którzy nie mają dostępu do wody źródlanej występującej w naturze (a ta jest alkaliczna); zobacz:
http://wodazasadowa.pl/cudowne_dzialanieCzy widzisz tu na forum kogoś kto alkalizuje wodę w procesie dochodzenia do zdrowia? Są przypadki, gdzie w trybie doraźnym wspomagamy się sodką, ale tylko dlatego, by dać organizmowi odsapnąć w ostrym przebiegu objawów oczyszczania, a nie dlatego, że najpierw świadomie sobie szkodzimy, a potem ratujemy, czyli dalej oszukujemy naturę, która była oszukana już wcześniej. A Ty powołujesz się znów na "autorytety" fabryki chorób i jej popleczników. Bo im się wydaje, że mogą sobie bezkarnie grzebać przy równowadze kwasowo-zasadowej...
Człowiek pija 2 lata MO, a z drugiej strony coś wydziwia ze swoim organizmem. Tego nie rozumiem!