Dziękuję za odpowiedź Panie Tomaszu.
Robi Pan w swoim hospicjum wiele dobrego dla chorych dzieci, jestem tego pewna. Podnoszenie u nich poziomu witaminy D też z pewnością należy do takich działań.
Można mnożyć przykłady przydatności wielu witamin w leczeniu różnych chorób. Wszyscy znamy takie przykłady zastosowania witaminy A lub C.
Jednak cały czas mam wątpliwości, dotyczące wniosków, płynących z norm witaminy D, które da się zbadać u ludzi zdrowych.
Ogólnym przykładem są dla mnie np. wcześniej podane informacje, że ludzie żyjący w Anglii, nigdy nie osiągają wartości przewidzianych normami. A jednak nie umierają masowo z powodu osteoporozy, przykuci do łóżek, w męczarniach. Nie cierpią też jakoś szczególnie na krzywicę. Mimo, że właśnie w Anglii, nie suplementuje się wszystkim noworodkom i małym dzieciom witaminy D (jak np w Polsce).
Osobistym przykładem, który budzi moje wątpliwości, były obie moje babcie. Osoby niespokrewnione ze sobą. Mieszkały osobno. Obie dożyły prawie 100 lat. Obie prawdopodobnie miały osteoporozę. Po przekroczeniu siedemdziesiątki łamały się regularnie w zwykłych sytuacjach domowych. Nogi, ręce, również kilkakrotnie złamania szyjki kości udowej, miednicy. Spędzały w łóżku wiele miesięcy z tego powodu.(Nigdy też żadna z nich nie miała odleżyn) Za każdym razem, lekarze dawali nam do zrozumienia, że już z tego nie wyjdą. Leżały w domu, pielęgnowane przez rodzinę. Nie przyjmowały żadnych leków ani suplementów, również witaminy D.
Jedna z babć zrastała się w normalnym czasie, druga natomiast za każdym razem zadziwiała wszystkich. Jej kości zrastały się bardzo szybko. Nawet zwykłe rany, skaleczenia, goiły się na niej "jak na psie". Obie, za każdym razem, nawet po miesiącach leżenia, wstawały na nogi, wracały do normalnego życia. Do końca były samodzielne, poruszały się o własnych siłach, były sprawne umysłowo.
Pochodziły z różnych rejonów, życie spędzały w mieście, w kamienicach w centrum, bez ogródka, nie przepadały za słońcem, raczej go unikały. Ich dieta nie była jakaś szczególna, nie była też bogata w witaminy. Obie usłyszały od lekarzy, że mają osteoporozę. Zapisywano im preparaty, których nigdy nie przyjmowały. Nie brały w ogóle żadnych leków.
Obie, z wyboru, jadały bardzo mało. Tak mało, że zawsze martwiło to otoczenie, dziwiło. Ekstremalnie mało jadała właśnie ta babcia, która częściej się łamała, ale też błyskawicznie zrastała i tak szybko goiły się jej rany.
Nie dostarczały sobie z pewnością takich ilości witaminy D z pożywienia ani ze słońca, aby wypełnić obowiązujące normy. Poziomów witaminy D nikt nigdy im nie badał, więc nie wiemy jakie były.
Kolejnym przykładem jest moja mama. Ma zdiagnozowaną od lat osteoporozę. Nie jest osobą zdrową, od kilku lat ma zdiagnozowanego raka skóry, co jakiś czas pojawiają się zmiany, które są usuwane operacyjnie. Jednak nie bierze żadnych leków.
Przed siedemdziesiątką miała wypadek samochodowy, w którym bardzo się połamała. Żebra, obojczyk, miednica, główka kości udowej. Leżała kilka miesięcy (w domu, nie w szpitalu), nie przyjmowała żadnych leków. Nie miała żadnych odleżyn. Wszystko się pięknie i szybko pozrastało. Przez kilka miesięcy woziłam ją na wózku, potem chodziła o kulach. Teraz już od dawna jest zupełnie sprawna. Również mieszka w mieście, unika słońca (ze względu na raka skóry tak jej zalecili lekarze), nie bierze żadnych witamin. Odżywia się niezbyt zdrowo z mojego punktu widzenia (czyli jada gluten, słodycze, mało owoców, mało warzyw). Jednak jest coś, co ją łączy z babciami. Jada bardzo mało. Tak mało, że trudno uwierzyć, aby to mogło wystarczyć do życia. A jest zupełnie sprawna fizycznie i psychicznie, samodzielna. Dobiega osiemdziesiątki i prowadzi dość aktywne życie towarzyskie, jeździ na wycieczki po Polsce, dużo czyta, udziela się społecznie.
O zgrozo - całe życie pali papierosy. Już nie tak dużo, ale jednak codziennie. Czasem kieliszek lub więcej czegoś mocniejszego.
Babcie również zawsze miały pod ręką jakaś naleweczkę lub dobry koniaczek i codziennie raczyły się odrobiną
Przy tych kobietach padają wszelkie normy poziomów witamin, czy czarne wizje osteoporozy.
Nie wiem co jest kluczem do ich siły i zdrowia. Wszystkie miały ciężkie i stresujące życie. Babcie przeżyły dwie wojny światowe, głód, choroby, różne tragedie. Dzieciństwo mamy to była wojna, czas niedostatku i wielu niebezpieczeństw, młodość to ciężki czas powojenny. Później również życie jej nie oszczędzało.
Jedyne, co naprawdę rzuca się w oczy - wszystkie jadły bardzo mało.
Może to jest klucz do zdrowia i długowieczności?
Może przyjęte normy dotyczące ilości kalorii, witamin, czy w ogóle jedzenia - są błędne?
Wiem, że trzy osoby to żadna obserwacja naukowa. Jednak te trzy przykłady mogłam obserwować przez wiele lat, na co dzień. Czy to może być przypadek, wyjątek od reguły?
A może chodzi o zupełnie coś innego?