Ja obserwuję, że jestem przywiązana do swoich chorób, a konkretnie moja podświadomość. Po prostu wróg jak znany to choć wróg, to groźnie nie wygląda...
. Wygląda to tak, że wykonuję wiele zaniedbań, które odkrywam po fakcie, przesuwam wiele spraw (np. zakraplanie nosa, kupno patelni), zapominam różne rzeczy albo się mylę. Jak zaczęłam np. płukać jamę ustną oliwą, to zaczęłam krócej myć zęby. Zaczęłam się też bardzo garbić i mniej spać, po prostu nie mogę "zebrać się i pójść". Ostatnio zauważyłam, że tracę apetyt. Całe życie walczyłam sobie z chorobami, a teraz co? Muszę tę wolną przestrzeń napełnić. Próbuję to robić na wiele sposobów, ale widzę u siebie wiele "luk". Czy tylko ja to widzę u siebie? Wy tego nie macie?