Ciąg dalszy "obcowania z glistami".
Mam prośbę, aby nie porównywać pasożytów komórkowych, tj. sprzątaczy/pomocników, do pasożytów wielkości dżdżownicy (to nie ta skala - glista jest 10 000 razy większa i naprawdę daje się we znaki). Kto nie miał z nimi osobistego kontaktu, ten tego nie zrozumie. Fajnie się pisze, że to tak trzeba przetrzymać... Ale co robić, jak te stwory po prostu czuć, i to poważnie. Nawet powodują lekki ból z różnych części jelit (takie palenie).
Ale w końcu i tak polegliśmy razem z żoną...
Glisty nas POKONAŁY - z naturą się nie wygra. Chyba musimy je "polubić".
Moja ostatnia 5-ta terapia lekami coś tam dała (dodam, że brałem podwójny Vermox przez 6 dni, potem jeszcze 5 dni Pyrantelum i na koniec, przez 3 dni, po 10 ząbków czosnku dziennie + inne zalecane/znalezione rady + zioła + non stop bigosy, kapusta kiszona, ogórki, pory), ale i tak na pewno nie wybiłem ich wszystkich, bo w nocy dalej czuję te dziwne ruchy oraz mam bóle głowy po posiłkach (już nie tak spektakularne). Te glisty są pancerne.
Pozostaje tylko dostosować się do nich i troszkę uprzykrzać im życie, tj. praktycznie każdy posiłek z cebulą, czosnkiem, ogórkiem kiszonym lub kapustą kiszoną (ja to lubię, ale żona nie) i ostro doprawiony.
Teraz zaczyna się sezon i jest dużo świeżych warzyw, co daje jakąś nadzieję, że może te glisty same sobie pójdą (w ostateczności po 12-15 miesiącach).
Zaczynam nawet szukać jakichś plusów tej sytuacji.
Absolutne zero słodyczy, nawet zbyt słodkich owoców. Utrata wagi (schudłem 6 kilo w 2 miesiące). W sumie mogę jeść więcej, bo glisty mnie objadają (czytałem gdzieś na necie, że oferują specjalne trepie odchudzające, dając ludziom do połknięcia jajeczka pasożytów - do wyboru tasiemiec lub glisty - i ludzie (baby) za to płacą słoną kasę ;/). Tylko martwią mnie te dodatkowe toksyny, które we mnie pakują (bóle głowy po posiłku - żona nie ma bóli głowy - dziwne).
Może doradźcie, co jeszcze mogę zrobić.
Ogólnie totalna pokora dla natury/przyrody ;/.
"Bule" to tylko u prezydenta mogą występować // Solan