Problem mój jest na tyle poważny, że wraz z upadkiem mojego zdrowia fizycznego, upadło też zdrowie psychiczne, kontakty z ludźmi, życie osobiste i jak tak dalej pójdzie to i życie zawodowe.
Mam 25 lat, jestem mężczyzną. Mój wstydliwy problem dotyczy brzucha. Dręczą mnie ciągłe gazy. Nie są to takie zwykłe gazy. Co 5 minut muszę „puścić bąka” (przepraszam, ale nie wiem jak inaczej to nazwać). Zapach tego czegoś co ze mnie wychodzi jest zupełnie nienaturalny, paskudny, zgniły, nie do wytrzymania. Nie są to na pewno takie zwykłe gazy jak ludzie mają. Jeśli jestem wśród ludzi i nie mogę wydalić gazów, brzuch natychmiast mi rośnie/wzdyma, pojawia się kłujący ból pod pępkiem, czuje jakby mi po brzuchu wędrowały bańki gazu. Głównie dyskomfort i „rewelacje” odczuwam w rejonie na wysokości pod pępkiem i po stronie lewej.
Do tego mam problemy ze stolcem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem tak podręcznikowy stolec (na pewno ponad rok albo i dłużej). Nigdy nie mogę się wypróżnić rano. Zawsze męczy mnie stolec przez dzień. Jak już mi się udaje z dużym wysiłkiem wypróżnić, to nigdy do końca, prawie zawsze mnie czyści lub konsystencja jest rozwodniona, nigdy stała/podręcznikowa.
Prawie po każdym posiłku boli mnie brzuch i mam niestrawność. Praktycznie zawsze po kolacji mnie czyści.
W brzuchu ciągle słychać „przelewanie”, jakieś odgłosy wędrujących gazów.
Problem zawsze zaczyna się po posiłku. Czasem jeszcze w trakcie posiłku już mnie ciśnie brzuch z gazami. Gdy jestem na czczo jest dużo lepiej (ale nie idealnie). Jedynym posiłkiem po jakim problem występuje znikomo, tzn jest dużo lepiej niż po innych posiłkach to płatki Musli naturalne na wodzie z herbatką ziołową.
Także nie mogę jeść, a jak już zjem, to zaczyna się totalny koszmar. Praktycznie cały dzień o tym myślę, bo cały czas muszę szukać możliwości odejścia na stronę, żeby nikt mojego problemu nie poczuł. Ledwo daję radę w pracy przez to. O znajomych/dziewczynie mogę zapomnieć. Przecież co parę minut muszę wypuścić gazy, nie mogę nic zjeść żeby problemu nie było.
Od roku próbuje się leczyć.
Najpierw u lekarza rodzinnego: badanie krwi, badanie pobieżnie USG ->wszystko niby ok, dał mi jakieś algi które nie pomogły. Skierował mnie do gastrologa.
Gastrolog: posiew kału – wyszedł Rota Wirus. Dostałem probiotyk (żywe kultury bakterii). Oczywiście nie pomogło.
Wobec braku efektów i wyraźnie braku pomysłu gastrologa poszedłem do Irydologa. Tam już myślałem, że uda się problem rozwiązać, bo już na pierwszym badaniu pani dr bez podpowiedzi opisała mi co mi jest i jakie odczuwam dolegliwości.
Jej diagnoza była taka: problemy z wątrobą, trzustką, nadżerka części żołądka, grzybica jelita grubego, uchyłkowatość jelit.
Dostałem szereg ziołowych suplementów diety - Candi Stop, Super Enzymy trawienne, na wątrobę i parę jeszcze innych. Dodatkowo poszedłem na Aparat Moora, tam potwierdzili diagnozę Irydologa i przeszedłem miesięczną kurację (powinno być dłużej, ale musiałem wyjechać).
Po kuracji okazało się, że mam jeszcze Candida Abicans, podwyższona bilirubinę.
To był grudzień 2013 i było mi dużo lepiej. W sensie i tak nie dobrze, ale częstotliwość gazów spadła o 50% (czyli raz na 10 minut a nie na 5 jak poprzednio) i trochę lepiej reagowałem na posiłki.
Niestety od stycznia znowu zaczęło się pogarszać, choć dietę miałem lepszą niż wcześniej. Apogeum załamania osiągnąłem, gdy dr Irydolog dała mi zestaw 3 rzeczy, które zacząłem stosować jednocześnie (i dlatego nie wiem która była przyczyną). Były to: herbatka z czystka, błonnik do zmieszania z siemieniem lnianym i suplement diety Cascara Sagrada, który miał przywrócić mi regularność wypróżnień rano. Po tym wszystkim dostałem zatrzymania stolca i gazów. Myślałem, że eksploduje mi brzuch. Zwijałem się z bólu. Wziąłem środki przeczyszczające i trochę mi pomogło. Do dziś (minął miesiąc) boję się dotknąć którejkolwiek z tych rzeczy.
Na początku Irydolog mówiła mi, że kuracja potrwa ok. 3 miesięcy do wyleczenia. Po 4 miesiącach, kiedy poprawa była nieduża powiedziała, że główną przyczyną są jednak te uchyłki jelitowe. Jej pomysł na chwilę obecną jest taki, że będę błonnikiem je rozmiękczał przez 2 miesiące a potem pójdę na serię 10 zabiegów płukania jelit. Potem oczywiście będą działania typowo po zabiegu płukania czyli bakterie itp. Płukanie wypłucze treść z uchyłków, wtedy będzie można wyleczyć Candida Albicans (bo tam ponoć siedzi i dlatego nie mogę się tego pozbyć). Takie jest założenie.
Jeżeli chodzi o przyczyny to wraz z dr Irydolog doszliśmy do wniosku, że to wszystko może się dziać ponieważ:
1) W 2007 roku brałem retinoidy doustne, Roaccutane, na trądzik. Dla tych co nie wiedzą, jest to kontrowersyjny, mocny lek, który posiada bardzo dużo efektów ubocznych (wątroba, zabija naturalne bakterie, trzustka, żołądek, jelita). Z tego co pamiętam to tak z pół roku po zakończeniu 8-mio miesięcznej kuracji zaczęły mi się te problemy, a apogeum osiągnęły 3 lata temu i od 3 lat ledwo żyje (bo co to za życie). Z tego co pamiętam lekarz prowadzący nie przepisał mi wtedy żadnej osłonki ani probiotyku.
2) Miałem bardzo niezdrowa dietę. Codziennie puszka Pepsi, chipsy, batony i inne niezdrowości.
3) Od małego nauczyłem się zatrzymywać stolec. Nie wiem dlaczego. I tak zatrzymuję stolec i wypróżniam się dopiero w komfortowej sytuacji gdy nie ma nikogo w pobliżu.
Piszę tutaj, bo szczerze mówiąc nie do końca przemawia do mnie wizja Irydologa i widzę, że trochę straciła pani dr trop i nie wie do końca co zrobić.
Wydaje mi się, że musi być jakaś konkretna przyczyna tego problemu, a nie zbitek kilku czy kilkunastu grzybic, uchyłków, wątroby, trzustki itp.
Co zrobić? Może jakieś badania (USG, gastroskopia, kolonoskopia)? Do kogo się udać? Jestem z Krakowa, może znacie jakiegoś gastrologa/znawcę?
Bardzo proszę o pomoc. Moje życie leży w gruzach. Moja sytuacja zawodowa wisi na włosku.
Ratujcie
!