Niemedyczne forum zdrowia

BLOK REDAKCYJNY => NIA - kontrolowana rana wg dra Ashkara => Wątek zaczęty przez: JerzyP 19-05-2011, 18:46



Tytuł: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: JerzyP 19-05-2011, 18:46
Na drogę Biosłone pokierował mnie znajomy (Sobol). Poinformował mnie, że istnieje taki prozdrowotny ruch, gdzie można na jego forum dowiedzieć się, jak postępować, żeby nie chorować i jak chorować, żeby być zdrowym.
Do tego czasu przyjmowałem ogromne ilości leków, w tym siedem psychotropowych.

W 2008 roku, w lutym, miałem operację nowotworu prostaty, o złośliwości 9 w 10-cio stopniowej skali Gleesona.
Mimo że potem wyniki były dobre, miałem świadomość tego, iż któregoś dnia dowiem się o jego powrocie.

Zacząłem poszukiwać sposobów niemedycznych, bo te medyczne mnie wykańczały. Przyjmowałem ponad 100 tabletek dziennie i lekarze chętnie by mi jeszcze dołożyli. Niedługo przed tym jak trafiłem na forum Biosłone i do Gabinetu Zibiego było ze mną już bardzo źle. Kuracja hormonalna przeciw rakowi dokonała zupełnego spustoszenia w moim organizmie. Lekarz prowadzący poinformował mnie o tym, że w dłuższej perspektywie będę prawdopodobnie dializowany, bo nerki nie dają już rady. Serce zaczęło niedomagać, a układ pokarmowy był już w tragicznym stanie. Po prostu ilość przyjmowanych leków powodowała, iż odbijało mi się "mazutem".



Przypadek JerzegoP


I wizyta - 03.02.2011

Wywiad chorobowy:


   Wiek - 60 lat; waga - około 100 kg; wzrost - 175 cm.
   Przez kilkadziesiąt lat pracował jako inżynier chemik w niekorzystnych dla zdrowia warunkach, ale jak twierdzi - bardziej zaszkodziła mu toksemia odmedyczno-farmaceutyczna.
   Od około 20 lat - nadkwaśność żołądka i choroba wrzodowa opuszki dwunastnicy. Wiele środków przeciwbólowych przyjmował, co mogło skutkować nabyciem choroby tzw. zespołu jelita nadwrażliwego (obie postacie); uchyłkowatość i polipowatość jelita grubego.
   W roku 2007 - ujawniono jakieś nieprawidłowości w funkcjonowaniu gruczołu krokowego. Kuracja farmaceutykami.
   W roku 2008 - ujawniono chorobę nowotworową prostaty; bardzo duży stopień zezłośliwienia (w skali dziesięciostopniowej - dziewięć) z nielicznymi odległymi naciekami, głównie do kręgosłupa (odcinek lędźwiowy). Następnie podjęto działania onkologiczne: operacja chirurgiczna (resekcja prostaty) oraz kuracja hormonalna (co mogło skutkować w przyszłości chorobą niedoczynności tarczycy).
   W grudniu 2009 roku - artroskopia prawego stawu barkowego i przestrzeni podbarkowej. Resekcja zmienionej zapalnie kaletki podbarkowej. Reinsercja przyczepów ścięgien mięśni: nadgrzebieniowego i podgrzebieniowego do guzka kości ramiennej. Akromioplastyka. Resekcja stawu barkowo-obojczykowego. Leki przeciwbólowe.
   W styczniu 2010 roku - ujawniono cechy wtórnego oderwania od przyczepu ramiennego ścięgna mięśnia nadgrzebieniowego i podgrzebieniowego, kompleksu torebkowo-wiązadłowego - objaw tzw. łysej głowy kości ramiennej. Ponadto cechy całkowitego oderwania od przyczepu ramiennego ścięgna mięśnia podłopatkowego przedniego kompleksu torebkowo-wiązadłowego. Retrekcje kikutów - poza zakres dostępny badaniom.
   19.05.2010 roku - ujawniono chorobę niedokrwienną mięśnia sercowego; nadciśnienie tętnicze; zwyrodnienia mięśnia sercowego; przewlekłe stany zapalne opłucnej. Pozostałe choroby współistniejące to: zapalenie błony śluzowej żołądka; zapalenie trzustki; niedoczynność tarczycy; dna moczanowa; hipercholesterolemia; zwyrodnienia kręgosłupa; zespół jelita nadwrażliwego; przewlekłe zapalenie okrężnicy; przewlekła niedoczynność nerek w stopniu poważnym; otyłość prosta; migrenowe bóle głowy; refluks mieszany; zapalenie krtani, strun głosowych; stan zapalny zatok; kamica nerkowa; zespół nerwicowo-depresyjny.

Wnioski i sugestie:


1. Z rozpiski brania leków wynika, że podopieczny zażywa obecnie około 38 rodzajów leków (po około kilka dziennie z każdego rodzaju) - to wynika z tego jasno, iż zażywa on dziennie około stu kilkudziesięciu leków. W związku z powyższym faktem, uznałem za celowe, aby ad hoc odstawić całkowicie niektóre leki oraz pozostałe redukować w pewnych odstępach czasowych, aż do całkowitego odstawienia.
   (Zasugerowałem wówczas Jerzemu, że organizm bardzo szybko już zacznie go wynagradzać za to odciążenie go od tej nakładającej się cały czas toksychemii, jeśli odstawi niektóre leki, a niektóre zredukuje. Po niektórych mogą wystąpić zespoły odstawienne, więc musi być przygotowany na najgorsze doznania. W tym układzie sugerowałem, aby dzwonił do mnie o każdej porze dnia i nocy. Już po upływie około tygodnia - Jerzy zgłaszał, że faktycznie, po odciążeniu organizmu toksychemią polekową, poprzez ich odstawienie i redukcję - organizm go zaczął wynagradzać lepszym samopoczuciem, co pozwoliło mu nabrać tchu i zebrać siły przed walką z nawrotem choroby nowotworowej, o której dowiedział się 07.02.2011 roku).
2. MO (1/4 dawki).
3. KB.
4. DP ze zwróceniem uwagi na produkty mogące podnosić znacznie poziom kwasu moczowego we krwi oraz tworzyć złogi moczanowe czy szczawianowo-wapniowe (wspólny mianownik z dietą w dnie moczanowej). //Zibi
    





Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: JerzyP 19-05-2011, 18:58
Nie czekałem długo, bo już 3 lutego po raz pierwszy spotkałem się z prawdziwym i oddanym profilaktykiem zdrowia - Zibim. Przez wiele godzin tłumaczył mi jak będzie wyglądać moja droga do zdrowia, mimo że niczego nie obiecywał. Całkowicie przekonał mnie do profilaktyki Biosłone. Od nadmiaru wiedzy, którą chłonąłem każdą swoją komórką, rozbolała mnie głowa.

Trudno mi się było pogodzić z faktem, gdy zrozumiałem, że mój organizm nie mógł się wyleczyć z pierwszej i kolejnych infekcji, bo mu lekarz na to nie pozwalał, stosując m. in. atybiotykoterapie.

Antybiotykoterapie, które blokowały naturalny akt oczyszczania organizmu z toksyn (zamykany wentyl bezpieczeństwa zdrowia w czasie zapadania na choroby infekcyjne przeziębieniowe) - to jeden przyczynek do zachorowania na raka; drugi - to proces podobny do mumifikacji organizmu - w wyniku przewlekłego zażywania tzw. suplementów diety. Jerzy, ratując się, jak tonący brzytwy - padł ofiarą oszusta medycznego tzw. naturoterapeuty. Nie dość że zrujnował mu zdrowie, to jeszcze wyłudził od niego jako dystrybutor "supli" około kilkadziesiąt tysięcy złotych.  //Zibi


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Machos 19-05-2011, 19:10
Przyjmowałem ponad 100 tabletek dziennie i lekarze chętnie by mi jeszcze dołożyli.
O ja pierniczę!

JerzyP, cieszę się przede wszystkim dlatego, że żyjesz i na pewno jeszcze pożyjesz wbrew temu, co mówili w fabryce chorób.

Wszedłeś na bardzo dobrą drogę do odzyskania tego, co utraciłeś i mam nadzieję, że możesz jeszcze wiele zyskać.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: JerzyP 19-05-2011, 19:20
8 lutego spotkałem się ponownie z Zibim. Pokazał mi i objaśnił metodę NIA, ponieważ wyniki badań wskazywały na błyskawiczny atak raka. Potem połączył się z P. Słoneckim na SKYPIE, żeby skonsultować mój szczególnie trudny przypadek. Sam miałem przyjemność rozmowy z samym Mistrzem, który od razu potwierdził zalecenia Zibiego, tzn. bezwzględne stosowanie metody NIA oraz diety dr Budwig oraz dr Gersona.

Co ważne na zalecenie Zibiego, sukcesywnie obniżałem ilość przyjmowanych leków.

CDN.

Zaznaczam, że zarówno dieta dr Budwig oraz dra Gersona były zalecone Jerzemu, ale po odpowiednim zmodernizowaniu (przeróbce) - typowo pod chorobę nowotworową, bo naglił czas. Trzeba było raka "zagłodzić na śmierć". Lekarze spisali nieszczęśnika do tzw. umieralni, czyli m.in. do stacji dializ. Lekarz onkolog nie dawał mu więcej jak miesiąc lub góra dwa miesiące życia. Dlatego też wspólnie rozpoczęliśmy wyścig z czasem. Postawiliśmy na ścisłe przestrzeganie diety. Między innymi, Jerzy starał się nawet wyjmować z jaj gotowanych, przeważnie na miękko czy w postaci jajecznicy - "zalążki" (zarodniki). Dieta była przestrzegana w sposób katorżniczy, żeby odnieść sukces w pokonaniu raka - posiłkując się metodą NIA.
http://portal.bioslone.pl/rak_czyli_nowotwor_zlosliwy#jak_leczyc_nowotwory
Cytat
Fundamentalną rolę w leczeniu chorób nowotworowych odgrywa dieta ograniczająca możliwości przyrostu masy guza. Najprościej byłoby ograniczyć wszystkie substancje odżywcze, ale wówczas osłabilibyśmy organizm i tym samym stracili szansę na samowyleczenie. W tej sytuacji pozostaje radykalne ograniczenie podaży jednej substancji, niezbędnej do budowy szybko rozmnażających się komórek rakowych, która przy okazji ma niewielki wpływ na ogólną kondycję organizmu. Tą substancją są kwasy nukleinowe (DNA i RNA). Ponieważ najbardziej zbliżone do ludzkich są kwasy nukleinowe komórek zwierzęcych, więc z pewnością kuracje oparte na dietach bezmięsnych są w chorobie nowotworowej jak najbardziej uzasadnione.

Niemniej jednak utrzymanie dobrej kondycji organizmu wymaga podaży dostatecznej ilości białek zwierzęcych, które można znaleźć w bezkomórkowych pokarmach pochodzenia zwierzęcego, a mianowicie w nabiale, czyli mleku i jego przetworach oraz w jajach. Te drugie zawierają nieliczne komórki zarodka, toteż niektórzy dietetycy zalecają usunięcie zarodków z jaj, przed ich spożyciem.

Istotną sprawą jest dostarczenie organizmowi witamin i minerałów zawartych w roślinach, które także zbudowane są z komórek, a więc zawierają kwasy nukleinowe. By uzyskać jak najwięcej dla organizmu, a jednocześnie tkance nowotworowej dostarczyć jak najmniej, pokarmy roślinne powinny być spożywane wyłącznie w postaci soków, najlepiej wyciskanych w specjalnych wyciskarkach.

Czasami już te zmiany wystarczą, by samonaprawcze siły organizmu spowodowały zatrzymanie wzrostu guza, a nawet dokonały jego unicestwienia. Najczęściej jednak kuracja wymaga dodatkowych działań zmierzających do usunięcia przyczyny choroby, którą jest, jak wiadomo, nadmiar toksyn. Te warunki doskonale spełnia metoda NIA (ang. Neutral Infection Absorption – absorpcja neutralnej infekcji), której twórcą jest amerykański fizyk dr Georg Ashkar. Ideą tej metody jest usunięcie z organizmu nadmiaru toksyn poprzez wyropienie dzięki celowemu wytworzeniu i utrzymywaniu rany.

Metoda tzw. rany kontrolowanej jest skuteczna wówczas, kiedy równolegle zastosowana jest odpowiednia dieta - do czasu "zagłodzenia" raka, czyli do momentu ustalenia na podstawie wyników badania markerów rakowych, że zaistniała bardzo duża tendencja spadkowa owych markerów. Oczywiście, też - wdrożenie BPP w odpowiednim czasie, aby nie dochodziło do nawrotów choroby nowotworowej.

W tym przypadku choroby nowotworowej zaleciłem Jerzemu odstawienie KB oraz DP, a także, na początku picia MO, również MO, bo jego organizm był strasznie osłabiony, a w szczególności zatruta wątroba i niewydolność nerek III i początki IV stopnia. Gdyby nie owa "ranka kontrolowana", to jego organizm nie zniósłby trudów oczyszczania za pomocą metod BPP (Biosłonejskiej profilaktyki prozdrowotnej).

Zalecenia szczególne dla Jerzego:

Zapoznać się z lekturą metody NIA po raz kolejny (chociaż przeanalizowaliśmy ją "milimetr po milimetrze"), ale już w celach typowego zastosowania praktycznego; zapoznać się z lekturą teorii genetyki wg B. Liptona; z lekturą tzw. Nowej Medycyny Germańskiej; z lekturą terapii Gersona; z lekturą Diety dr Budwig; artykułem dot. raka - Józefa Słoneckiego - Portal wiedzy o zdrowiu - Biosłone. //Zibi


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Sobol 19-05-2011, 21:43
Jerzy jest wspaniałą osobą. Nie spotkałem jeszcze człowieka o tak silnej woli życia. Mimo to, że jego stan był bardzo ciężki, nie poddał się. Walka wciąż się toczy.
Jerzy jest doskonałym przykładem, że zasady biosłonejskie wprowadzone z żelazną konsekwencją działają. Do czego mogą człowieka doprowadzić lekarze?
Stan był na tyle poważny, że nie obyło się bez pomocy P. Słoneckiego.
Podziękowania należą się również Zibiemu, a właściwie przede wszystkim jemu. Wykonał właściwie tytaniczną pracę. W początkach kontaktował się z Jerzym kilka razy w ciągu dnia.
Zibi to Twoja zasługa.  :thumbup:


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: JerzyP 20-05-2011, 12:02
Rozmowa z P. Słoneckim zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jego głos był nakazujący, nieznoszący sprzeciwu. Czuć było pewność jego działań. Zgodził się mnie przyjąć. Po rozmowie z nim czułem w sobie dużą energię, a później spokój.
Wielogodzinna wizyta u Zibiego, później rozmowa z P. Słoneckim tak mnie zmęczyła, że o mało nie zasnąłem w samochodzie.

W domu zjadłem jajko i poszedłem spać. Spałem 14 godzin i z trudem się obudziłem o 10-tej, głodny jak pies. Co ciekawe usnąłem bez leku nasennego, co rzadko mi się zdarza.

Byłem bardzo ciekaw, co będzie, gdy spotkam osobiście tego wyjątkowego człowieka, o ogromnej energii i sile witalnej. Czy z jego pomocą uda mi się pokonać raka?


9 luty

KB odstawiłem.
Zalecana dieta:
1. Pasta dr Budwig,
2. Sok dr Gersona (rozcieńczony wodą 1:1),
3. Jaja bez zarodka,
4. Chleb ryżowy,
5. Olej lniany.
Nie jeść owoców i warzyw.

Cały czas mi tkwią w głowie słowa Zibiego: Czy niedobór leków w organizmie jest przyczyną lub prowadzi do chorób?

Rzeczy najbardziej szkodzące organizmowi:
1. Leki; (nie darowałby sobie, gdybym w tym miejscu nie sprostował kolegi Jerzego i nie zaznaczył, że chodzi tutaj również, najogólniej rzecz ujmując - o unikanie toksemii odmedycznej jako jednej z czterech "białych śmierci") //Zibi
2. Gluten;
3. Rafinady.


10 luty

Przez 3 miesiące lub dłużej muszę stosować odpowiednią dietę w chorobie nowotworowej.

Czuję się nieźle, ale czuję spory wpływ MO i diety, mimo takich chorób, jak:
- refluks żołądkowo–przełykowy,
- refluks jelitowo–żołądkowy,
- przepuklina rozworu przełykowego,
- wrzody na dwunastnicy, „nadkwaśność”, wzdęcia, złe trawienie,
- uchyłkowatość jelita grubego w odcinku esicy  i lewej kątnicy,
- choroba nowotworowa prostaty,
- niedoczynność tarczycy,
- choroba niedokrwienna serca,
- niewydolność nerek,
- dna moczanowa.


12 luty

Opisałem wczoraj raz jeszcze swoje schorzenia. W normalnym życiu mniej zwracałbym na nie uwagi – jestem ciągle zajęty. Dopiero jak przelałem to na papier, nastąpiła refleksja, że za dużo tego na jeden raz i jednego człowieka.

Podjąłem natychmiast decyzję o wprowadzeniu metody NIA i „upuszczeniu sobie złej krwi”.

Niestety dieta budwigowa, choć całkiem smaczna, dała mi się dzisiaj mocno we znaki. Nie mogłem oddalać się od „świątyni dumania”. To przekreśliło szansę zrobienia tego dzisiaj. Jestem słaby i odpoczywam. Zrobię to jutro. Dieta budwigowa i jajka nie bardzo mi służą.


13 luty

Od rana przygotowałem wszystko do wykonania rany. Opatrunek z czosnkiem umieściłem o godzinie 11-tej na lewym podudziu. Z początku nie czułem nic, ale teraz ok. 15-tej czuję pieczenie, co napawa mnie nadzieją, że uda mi się zrobić ładną rankę.

O godzinie 19-tej (po 8 godzinach dla pewności), odkryję ranę i zrobię to, co trzeba, wytnę martwą skórę, umieszczę cieciorkę i poproszę Wszechmogącego o pomoc w silnym oczyszczaniu w pożądanym kierunku.

Wiecie co, to jest dziwne, bo ja – stary już gość – zamiast się tym zamartwiać, zaczynam się cieszyć na zapas.
Uwierzyłem w swoją szansę w tej metodzie. Najważniejsze, że zacząłem. Potem będzie, co ma być. Ja mocno wierzę w to, że będzie coraz lepiej.

Czuję się tak, jakbym wsiadł do wehikułu czasu i zaczął z nim wyścig.


14 luty


MO + krople do nosa
O godzinie 15-tej umieściłem cieciorkę w wyciętym „bąblu”, po czosnku.
Czytam P. Słoneckiego i forum.


15 luty


Po 24 godzinach widać, że cieciorka napęczniała. Wylało się sporo bezwonnego płynu, koloru mlecznego. Miejsce cieciorki jest wciśnięte i widać początki tworzenia się rany.

Dziś rano ledwo się obudziłem, ale po południu, aż do wieczora, moje samopoczucie jest tak dobre – takiego u siebie nie pamiętam.


16 luty


Cieciorka zagnieździła się coraz bardziej, ale też bardziej boli mnie noga i podudzie ze stopą. Nie zrażam się i kontynuuję dietę budwigową + NIA + soki z wyciśniętych warzyw i jabłek.
NIE MAM SIŁY!!!


17 luty

MO - Zibi kazał zejść znów do 1/4 dawki.

Cieciorka „siedzi” 3-cią dobę. Od jutra wymieniam co 12 h. Rana jątrzy się i boli. Coś się z niej wydobywa – bez zapachu.

Jutro jadę do P. Słoneckiego na „seans”. Ciekawe, co to za „artysta”. Pamiętam cały czas, jak w rozmowie na skypie opieprzył mnie za to, że mu życzyłem zdrowia – odpowiadając, że sam o nie najlepiej potrafi zadbać.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: JerzyP 20-05-2011, 12:03
19 luty

Cieciorka siedzi mocno, noga boli jak cholera.

15.30, jestem u samego Mistrza. Na wstępie zapytał: „po co tu przyjechałem i czego od niego oczekuję”. Zatkało mnie zupełnie, bo człowiek ten przypominał zamierzchłą epokę – dzieci kwiatów. Miał sterczące pióra na głowie i brodzie, co miało przypominać zarost.

Powiedziałem, że byliśmy umówieni. Trochę się udobruchał i obcesowo kazał mi zdjąć buty. Posadził mnie na krześle i zaczął masować kark. Potem na leżance kręgosłup, brzuch, serce i okolice jąder. Potem strząsnął ze mnie „złą energię” i kazał się zabierać. Dobrze, że pozwolił mi dokończyć zrobioną dla mnie herbatę, bo pić mi się chciało.

Na początku drogi powrotnej do domu nic nie czułem, ale potem stałem się bardzo śpiący. Po powrocie do domu padłem na łóżko i spałem do południa następnego dnia.


20 luty

MO - 1/4 dawki.

Cieciorka wchodzi coraz głębiej. Trzeba ją niemal wyciskać z rany. Wychodzi jednak bez problemu.
Nie wiem tylko, czy moje dzisiejsze samopoczucie jest wynikiem wczorajszej wizyty u Mistrza, czy to inny efekt. Jestem b. słaby i obolały, jakby mnie walec przejechał.

Zibi mówił, że na początku tak będzie. Chciałbym w to wierzyć, bo mam przed sobą długą drogę.

A propos wizerunku Mistrza. Muszę przyznać, że to człowiek charyzmatyczny, z mocno sugestywną wolą. Podporządkowuje sobie wszystkich wkoło bez problemu. Po przemyśleniu stwierdzam, że pod „piórami” kryje się potężny umysł i wielkie umiejętności, a jego szorstkość jest tego wyrazem. No nic, będę czekał na dalsze efekty.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Sobol 20-05-2011, 12:05
W kolejnych dniach, po wizycie u P. Słoneckiego, Jerzy poczuł się tak dobrze, że rzucił się w wir pracy.
Wizyta u P. Słoneckiego, pozwoliła przetrwać Jerzemu najgorsze. Bez tego mogło być różnie. Wsparcie i ciągła opieka Zibiego pozwoliła Jerzemu przetrwać chwile słabości i zwątpienia.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: JerzyP 20-05-2011, 12:06
Dziś jest 5.05.2011

Rana jest książkowa. Samopoczucie różne, jak w kalejdoskopie.

Żeby nie tracić kontaktu z „naukową medycyną”, poprosiłem o wizytę mojego „starego dobrego” lekarza, który życzy mi jak najlepiej. Niestety zauważyłem, że „martwią” go moje wyniki badań laboratoryjnych i EKG, które przed Nowym Rokiem wyglądało jeszcze jak wykres sejsmografu.

Przez 3 miesiące odwiedzał mnie 3 razy i wyraźnie widziałem, że zaczynam go „martwić”. Wszystkie wyniki krwi i moczu – coraz lepsze, stan nerek i serca, tak samo. Ostatnie EKG z 27.04.2011, wprawiło go w osłupienie. Popatrzył na nie i kręcił głową z niedowierzaniem. Z satysfakcją patrzyłem na jego rozterkę. Chyba mnie podejrzewał, że chodzę do jakiegoś doktora z tytułem profesora. Ze szczerą naiwnością powiedziałem mu, że jego ostatnie leki musiały dobrze zadziałać, bo moje samopoczucie jest lepsze, a o EKG pytałem go kilkakrotnie – czy naprawdę jest takie dobre. On zna swoją prawdę, a ja swoją.

Co do działania rany, jestem przekonany absolutnie. Ludzie znajomi, którzy mnie dłużej nie widzieli mówią: że dobrze wyglądam, zdrowo. Schudłem 14 kilo. Nadzieja wciąż rośnie.

To, że rana jest wyrzutnią toksyn, jestem pewien, bo co jakiś czas przerywam MO (ze względu na objawy oczyszczania), a po trzech dniach zaczynam od małej dawki. Gdy dawkę zwiększam, wyraźnie czuję, że rana jest bardziej aktywna. Ręcznik papierowy przemięka na wylot, a opatrunki zmieniam 3 razy na dobę.

Jeżeli ktoś mnie zapyta, czy wyleczyłem się z raka, odpowiem, że nie wiem, ale mam czarno na białym wyniki badań laboratoryjnych, które potwierdzają stałą poprawę zdrowia, od chwili rozpoczęcia kuracji i jestem pewny, że idę w dobrym kierunku.

Mój przypadek jest bezprecedensowy. Złośliwość nowotworu w skali Gleesona jest 9 na 10 możliwych.
W lutym marker skoczył mi z 0,04 do 0,168, a więc 40 - krotnie, a po miesiącu kuracji spadł o 100%.
Daje mi to dobre widoki na przyszłość.

Wiem, że to nie jest koniec mojej drogi do zdrowia i czeka mnie jeszcze sporo wyrzeczeń, ale wiem na pewno, że gdybym jadł te 100-tki tabletek od lekarzy, to w tej chwili leczyliby mnie hormonami, chemią lub naświetlaniem, czego na pewno bym nie przeżył. Może już bym leżał na oddziale opieki paliatywnej.

Dlatego jeżeli ktoś mi powie, że źle postępuję drąc recepty na prochy, to mu odpowiem, że chętnie mu je odstąpię pod warunkiem, że będzie je zażywał.

Najbardziej cieszy mnie widok niedowierzania na twarzy „mojego” doktora – i to znaczące kręcenie głową w milczeniu. Chyba myśli, że ucieka mu pacjent ze stacji dializ, gdzie „popychał” mnie lekami nieuchronnie.

Dziękuję mojej Mamie w niebie, że wyprosiła dla mnie jeszcze jedną szansę. Ta szansa zmaterializowała się w Tomku i jego informacji, a potem w spotkaniu Ciebie Zbyszku. Tobie poświęcam te wypociny i dalsze moje zmagania z chorobą.

Nie mam zamiaru nikogo do niczego przekonywać. Każdy ma prawo do zrobienia tego, co zechce ze swoim zdrowiem. Mam tylko jeden przykład w ciągu mojej kuracji. Około 2 miesiące temu mojej znajomej (60 lat), pogorszyły się bardzo markery rakowe. Zrobiłem wszystko co możliwe, żeby ją i jej rodzinę przekonać do zastosowania tej metody. Uznali to za szarlatanerię i umieścili ją w szpitalu. Kilka chemii i kobieta już od 2 tygodni nie żyje. Umarła w ciężkich cierpieniach, a złośliwość jej nowotworu była dużo mniejsza niż mojego.

Ze względu na moje zajęcia bywam rzadko na forum, ale niech fakty mówią same za siebie.

WIWAT BIOSŁONE! ZBYSZKU JESTEŚ NAPRAWDĘ WIELKI! TOMEK – WIELKIE DZIĘKI.

Zbyszku jeżeli teraz, ktoś zada Ci jakiś kłam, to skieruj go do mnie. Choć nie mam Twojej wiedzy, żeby go przekonać, prawą rękę mam chorą, to lewą mam jeszcze całkiem niezłą.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 20-05-2011, 13:44
Po ostatniej wizycie Jerzego, chyba 06.05.2011 - moja żona nie poznała Jerzego. Jak sama powiedziała, gdyby go nie widziała podczas I wizyty (pomagała mi w redukcji i odstawieniu niektórych leków) jako człowieka mocno schorowanego (obrzęki na twarzy, kończynach dolnych), to nigdy by nie powiedziała, że ten człowiek był prawie umierający.

Po przejrzeniu wyników badań, potwierdziła znaczną poprawę jego stanu zdrowia, czyli potwierdziła ocenę jego stanu zdrowia przez lekarza rodzinnego Jerzego.

Ja sam również zauważyłem te bardzo pozytywne zmiany, choć miałem z Jerzym ciągły kontakt. Początkowo kilka razy dziennie; następnie - co drugi dzień; następnie - co trzeci; dalej - raz w tygodniu; a ostatnio mój zdyscyplinowany podopieczny tak się już usamodzielnił, taki już jest duży chłopczyk, że kontaktuje się tylko ze mną, aby nie roztkliwiać się nad sobą, lecz żeby mnie pocieszać i wspierać w moich sytuacjach kryzysowych. Żeby odbywać ze mną mityng przez telefon, a więc, żebyśmy kolejno odgadali swoje problemy i radości, raczej z przewagą na radości niż na problemy - i u mnie, i u niego.

Odnośnie zażywanych leków przez Jerzego, muszę powiedzieć, że już chyba po około miesiącu czy nawet wcześniej - Jerzy zszedł z około 36 rodzajów tabletek do 9. rodzajów tabletek. W chwili obecnej - jest chyba na 4. Proszę zobaczyć, ile leków brał niepotrzebnie. Jak sobie przypominam, już przed I wizytą u mnie - telefonicznie rozmawiając z nim - zasugerowałem mu "z marszu" odstawienie kilku gatunków leków. Po przyjeździe na I wizytę, byłem mile zaskoczony, że w konsultacji z moją żoną, "wytargowałem" u niej - odstawienie kompletne około dwudziestu gatunków leków.

I tam lekarze, i tutaj lekarz - jaka różnica... Przez tyle lat walk z moją żoną odnośnie wiedzy o zdrowiu, widzę też u niej znaczny postęp w przyswojeniu tej prawdziwej wiedzy o zdrowiu jaką jej przemycałem do głowy z ruchu Biosłone. Przestała być też ignorantem własnego zdrowia. To dobry znak, jeśli chodzi o podejście do pacjentów. Zauważyłem, że jak ma tylko czas, to woli tłumaczyć o zasadach zdrowego odżywiania, niż przepisywać antybiotyki czy inne leki pacjentom. Od niedawna, na 100% popiera ten ruch Biosłone a sama, żeby być w porządku ze swoim sumieniem (w tej całej medycynie biznesowej), to bierze dyżury dobowe na izbie przyjęć czy oddziale, by leczyć objawowo, bo inaczej medycyna nie potrafi, ale w celu ratowania życia. W ten sposób pomniejsza jakby ilość rezydentów na swoim "prywatnym cmentarzu", choć staż pracy posiada jeszcze zbyt mały a ilość jej błędów lekarskich i nie tylko (sama praca w medycynie), popełnionych w niewielkiej ilości - pokryła ziemia... (Przepraszam za mały OT!)


Tytuł: Odp: Re: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: JohnnyW 20-05-2011, 14:00
JerzyP - naprawdę, chłopie, masz moc i siłę w sobie. Podchodzisz do tego nie dość, że konkretnie i bez biadolenia, to jeszcze z poczuciem humoru, a wiadomo, że stres pogorszyłby jeszcze sytuację. Trzymam za Ciebie kciuki. Aż mam ochotę wydrukować Twój post, pójść do jakiegoś onkologa, walnąć mu "otrzeźwiacza" w pysk i zostawić lekturę na biurku.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 20-05-2011, 15:44
Oto rozpiska leków, zażywanych przez Jerzego, okazana mi na I wizycie (skan w dolnej części postu).

Tam, gdzie jest minus postawiony przy danej pozycji leku - lek do natychmiastowego odstawienia. Tam, gdzie jest postawiony minus - lek do redukowania w pewnych odstępach czasowych, aż do odstawienia. Sposób redukowania - podałem Jerzemu na innej kartce. Prócz tego, zaleciłem mu kontakt o dowolnej porze, gdyby poczuł się źle - w trakcie procesu redukowania leków.

Już następnego dnia Jerzy odczuł niekorzystne skutki odstawienia i redukcji tych leków (najbardziej dały się we znaki leki psychotropowe). Doszło do tzw. zespołów abstynencyjnych (odstawiennych). Objawiało się to przede wszystkim różnymi stanami niepokojów, lęków, "trzęsawkami" itp. objawami - pośród dziesiątek innych objawów należących do tego zespołu. Środkiem zaradczym było przeprowadzenie mini mityngu z podopiecznym Jerzym lub/i zażycie jakiegoś mniej szkodliwego od psychotropu "uspokajacza". Przeważnie najskuteczniejsze było odgadanie problemu (czasem kilkugodzinne) i w ten sposób doładowanie "akumulatorów" silnej woli walki. Jerzy to extra spoko ziom/gość z pwexu, tzw. ścisły matematyczno-fizyczny umysł, szybko kumający czaczę, inteligentny człowiek (musiałem sobie pojechać slangiem luzaka, bo z Jerzym, który nawet w obliczu śmierci tryskał humorem - tak sobie na luziku cisnęliśmy nawijkę).

Jerzy, aby nie tracić kontaktu służbowego ze swoim lekarzem rodzinnym oraz lekarzem psychiatrą a chcąc posłużyć się ich pomocą m.in. do redukcji zażywanych leków, zastosował pewien chwyt manipulacyjny. Oznajmił temu mini konsylium lekarskiemu, iż priorytetem jest w jego sytuacji, słuchanie się zaleceń onkologa jako prowadzącego lekarza w chorobie wiodącej, który rzekomo miał im nakazać a także Jerzemu, pozbycie się z domowej apteczki wszelkiej chemii w postaci leków, prócz tych ratujących życie. Oni ten temat łyknęli, choć i tak z przyzwyczajenia pisali mu sterty recept na leki, tłumacząc mu, że są one ważne dla niego. Musieli jakoś pogodzić swoje priorytety z priorytetami Jerzego i onkologa-urologa. Jerzy musiał dalej utrzymywać sponsoring apteki, która dobrze zaczęła prosperować na jego osiedlu - za jego "kadencji" (leczenia) jako sponsora numer jeden. No i lekarz rodzinny - musiał od czasu do czasu "skoczyć" na niby sympozjum zagraniczne, ufundowane przez firmę farmaceutyczną. A leki miał przepisywane przez tych lekarzy jako leki z "najgórniejszej półki" (farmacja nazywa je bezczelnie lekami etycznymi lub nowej generacji, np. statyny do obniżania poziomu cholesterolu we krwi, po których można się dorobić np. raka wątroby, nota bene rzadko spotykanego; a jeśli już dojdzie do zachorowania na tego raka, to lekarze tłumaczą to tym, iż pacjent zbyt późno rozpoczął ich zażywanie).

(http://forum.bioslone.pl/gallery/1712_21_05_11_1_19_42.jpeg)


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Jack 20-05-2011, 16:06
Całe szczęście, że w porę Jerzy trafił w odpowiednie ręce, bo inaczej konowały wykończyliby chłopa w kilka miesięcy. Brawo Zibi  :clap:, JerzyP, trzymam za Ciebie kciuki. :thumbup:


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 20-05-2011, 16:57
Wielki szacun dla Sobola, który mnie i Jerzego wspomagał i dalej wspomaga w tej walce z medycyną i z rakiem  :thumbsup:.

Dziękuję też Brajanowi30 za wsparcie praktyczną wiedzą w metodzie NIA, w chwilach zwątpienia; Izie38K, która dodawała mi sił poprzez przekazanie mi pewnych technik pozytywnego myślenia; Adze - za słowne wsparcie; Mistrzowi, który bioenergoterapeutycznie pomógł w problemach z ciśnieniem i arytmią serca Jerzemu (jak opisywał po wizycie: - "Poczułem, że po położeniu mi ręki w okolicy serca, jakby serce umieścił na swoim miejscu... od tamtej pory też mi się wyregulowało ciśnienie...".


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 20-05-2011, 17:39
Jerzy! Alleluja i do przodu!
A Ty Zibi nie bądź taki skromny  :D!
Sobol, jesteś dobrym człowiekiem! Bo Mistrz, to wiadomo samo przez się.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Rif 15-06-2011, 19:57
Samo przeczytanie tematu Jerzego daje mega kopa. Gratuluję determinacji w dążeniu do celu.
Wielki szacunek Zibi.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Amelia 15-06-2011, 22:09
Taka długa lista leków! Szok! Jak trzeba być pogubionym, biorąc tak dużą liczbę "leków". Najważniejsze, że pacjent zszedł z tej drogi donikąd. Zibi, podziwiam Cię- potrafisz poprowadzić nawet tak schorowane osoby, jak Jerzy.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Timajos 16-06-2011, 05:38
Mija już prawie miesiąc od ostatniego wpisu Jerzego. Chciałbym zapytać jak się czujesz po kolejnym miesiącu zdrowienia, zmiany życia?


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Sobol 16-06-2011, 07:05
Jerzy rzucił się w wir pracy. Mam z nim niemal codzienny kontakt.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Alinka12 16-06-2011, 07:20
Szok ile leków! Czegoś takiego nie widziałam. Szacunek dla Panów, którzy Jerzego z  tego wyciągneli. Jerzy powodzenia i dużo zdrowia!!!!


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Timajos 16-06-2011, 10:32
Rewelacyjnie, bardzo się cieszę, a dodatkowo jest to dowód na "cudowne" ozdrowienie. Natura jest wielka.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 17-06-2011, 12:50
Mija już prawie miesiąc od ostatniego wpisu Jerzego. Chciałbym zapytać jak się czujesz po kolejnym miesiącu zdrowienia, zmiany życia?
Jerzy rzucił się w wir pracy. Mam z nim niemal codzienny kontakt.
Ja mam kontakt telefoniczny z Jerzym, trochę rzadziej. Jak dzwoni - to słychać, że żyje kilka razy szybciej niż kiedyś, jakby chciał góry przestawiać i nadrobić stracony czas, kiedy nie mógł żyć pełną piersią, bo był ciężko schorowanym człowiekiem. Nie dziwota, że tak postępuje, bo ma układ odniesienia - pamięta gehennę w swoim "pierwszym" życiu...

Mimo niesprawnej (w 75%) jednej ręki (prawdopodobnie skutki choroby nowotworowej) - posiada zdolności niemal kaskaderskie w pływaniu i łowieniu kilkunastokilogramowych sumów.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 06-09-2011, 13:17
W przypadku choroby nowotworowej u Jerzego, w I etapie naszych działań mających na celu unicestwienie komórek nowotworowych (pozostałości po resekcji guza prostaty oraz komórek tzw. naciekowych do kości w obrębie kręgosłupa), w pewnym momencie kuracji - u Jerzego wystąpiło poważne podłamanie psychiczne, co dało niekorzystne ogólne załamanie się stanu zdrowia. Tak że w tym przypadku nie było cały czas sielsko i "z górki".

Po analizie badań PSA, po kilku miesiącach od wdrożenia naszej kuracji przeciwnowotworowej (niektóre metody medycyny ludowej - połączone częściowo z BPP), około m-ca maja 2011 roku - doszło do owego podłamania psychicznego u Jerzego.

Historia choroby i wyniki badań, zabiegów:
Adeno Carcinoma Prostatae "G-3". W skali Gelsona - 7. "'T3b.NO".
Resekcja prostaty w całości.
Zastosowano hormonoterapię "ZOLAWEX".
Nawrót choroby - skala Gelsona - 9. (luty 2011)

06.02.2011:
- PSA całkowite: 0,168   (Norma do 4);
- PSA wolne: 0,015;
- Stosunek (wskaźnik) wolne/całkowite PSA = 0,089!

15.03.2011:
- PSA całkowite: 0,073;
- PSA wolne: 0,014;
- Stosunek wolne/całkowite PSA = 0,19.

w m-cu kwietniu 2011:
- stosunek fPSA/PSAc = ok. 20.

25.05.2011:
- PSA całkowite: 0,103?!
- PSA wolne: 0,023;
- Stosunek wolne/całkowite PSA = 0,22.

W m-cu czerwcu 2011:
- Stosunek wolne/całkowite PSA, czyli fPSA/cPSA (frei/całkowite PSA) = ok. 0,30

Jeżeli stosunek wolne/całkowite PSA jest mniejsze od 0,1 - patologia.
Od 0,11 do 0,18 - wątpliwy wynik.
Powyżej lub = 0,20 - bardzo prawidłowy.

Wątpliwości u Jerzego wzięły się z tego, iż wynik ostatniego PSA całkowitego poszedł w górę i wynosił: 0,103, mimo że wskaźnik = 0,22. Czy ta chwilowa zwyżka mogła świadczyć o przebiegającym stanie zapalnym uchyłków jelita lub/i infekcji dróg moczowych (schodzenie piasku z nerek)? Takie między innymi zadawaliśmy sobie pytania. Jerzy obawiał się też nawrotu choroby nowotworowej.

Narobiłem sobie i Jerzemu bałaganu w samopoczuciu psychicznym, gdyż dałem mojej żonie te wyniki badań, aby okazała swojemu koledze urologowi. Żeby jako neutralny specjalista ocenił - czy ta kuracja idzie w dobrym kierunku. Gdyby ostateczny wynik był zinterpretowany jako taki, który świadczy o tym, iż nowotwór jest unicestwiony przez organizm, a wyniki świadczą o tym - jakby nie było śladów po chorobie nowotworowej (0,22 - tak to interpretują niektórzy prawdziwi specjaliści) - to wdrożyłbym Jerzemu wreszcie jakąś dietę zbliżoną do ludzkiej. Bo na obecnej diecie antynowotworowej, mającej na celu "zagłodzenie" raka - było niebezpieczeństwo, również  zagłodzenia na śmierć samego Jerzego. Chciałem u niego wdrożyć wreszcie dietę zbliżoną do naszej DP, podstosowaną indywidualnie pod objawy chorób współistniejących (np. Jerzy nie ma tolerancji na nabiał w postaci sera - ma przewlekłe zapalenie uchyłków jelita; np. dieta w dnie moczanowej; np. w chorobie niewydolności nerek; inne). Gdyby była tylko sama choroba nowotworowa a nie byłoby tylu chorób współistniejących - to taka kuracja nie byłaby aż taka uciążliwa i skomplikowana. Jak mawiała "biała śmierć" Jerzego (czytaj: lekarz pierwszego kontaktu): - Jerzy na raka nie umrze, ale może umrzeć na co innego... Tutaj konował miał na myśli akurat podwyższony poziom cholesterolu, że umrze od miażdżycy (błędna interpretacja - wysoki poziom cholesterolu świadczył właśnie odwrotnie - o dobrej kondycji organizmu, o wysokiej żywotności, o wielkim remoncie/procesie samonaprawczym organizmu).

Ten urolog sieradzki oraz dwóch innych urologów (nie-onkologów) - zgodnie stwierdzili, że wyniki badań są wręcz tragiczne, że trzeba niezwłocznie podawać pacjentowi chemię, bo jest nawrót choroby; że poszedł rozsiew komórkowy raka.

W związku z tym zacząłem to porównywać (wyniki) z interpretacją w necie, i tak:
Tutaj link, który jakby potwierdzał interpretację konowałów sieradzkich: - http://www.diag.pl/Badania.85+M529ada80a73.0.html oraz inne źródła, które jakby na odwrót interpretują to, co interpretuję Jerzy i jego onkolog z Łodzi (miałem z nim do czynienia, jak mi odłamki kamieni wyciągał operacyjnie - dobry rzemiecha i specjalista - jak na konowała ratującego życie).
Tutaj link do tego, jak my (ja, Jerzy i jego onkolog) interpretujemy: - http://www.prosalute.info/forum/viewtopic.php?f=1&t=9113736. Wszystkie teorie są fałszywe. Różnią się od siebie tylko stopniem fałszywości. Tak że interpretacja tych norm mogła się wydawać najbardziej prawdopodobna, czyli o najmniejszym stopniu fałszywości: wolne/całkowite PSA jest mniejsze od 0,1 - patologia. Od 0,11 do 0,18 - wątpliwy wynik. Powyżej lub = 0,20 - bardzo prawidłowy.

Następnie Jerzy, mocno zmartwiony, postanowił się udać na konsultację z jego lekarzem "dobrodziejem" vel "białą śmiercią" oraz z jego dobrym i wyjątkowo mądrym onkologiem z m. Łodzi.

Zanim Jerzy skonsultował się ze swoimi lekarzami, ja "głośno" myślałem. Jeśli przy wyniku/wskaźniku = 19 (w m-cu marcu) - jego onkolog kazał mu przyjechać dopiero za pół roku, bo nie ma żadnych powodów do niepokoju, to wówczas, kiedy było = 0,22 - wielcy kapłani w białych kitlach z Sieradza (kołtunerska swołocz, licząca na uderzenie do nich w potułę - użyli  swoich straszaków medycznych) - stwierdzili, że jest on w ciężkim nawrocie choroby, i żeby udał się niezwłocznie do swojego onkologa prowadzącego. No to ja też popadłem w lekkie zwątpienie w nasze działania, a Jerzy się załamał i stracił wiarę w Biosłone. Jak twierdziliśmy zgodnie z Jerzym: tej diagnozie zaprzecza fakt, że on coraz to lepiej się czuje, czuje się coraz to silniejszy, coraz to lepiej wygląda - co potwierdzali jego znajomi oraz moja żona (a widzieliśmy go dosyć często, więc tej różnicy w wyglądzie zewnętrznym, gdyby nie była zbyt duża - powinniśmy tak szybko nie zauważyć).

Zakładając hipotetycznie: gdyby było tak źle z jego chorobą nowotworową, to on nie przeżyłby ani chemii, ani radioterapii; a kolejna hormonoterapia - do reszty rozwaliłaby mu system endokrynny i dalej inne układy i organy. Jerzy twierdził, że zaufał nam, a teraz miałby się to okazać do luftu... Zaczął mocno powątpiewać w skuteczność naszych metod. Gość nie mógł zrozumieć, że nie ma innej alternatywy, a poddanie się tej barbarzyńskiej klasycznej onkoterapii - mogło skończyć się dla niego śmiercią. A w naszej kuracji istniała też możliwości wdrożenia planu awaryjnego (alternatywnego): B, a nawet C - gdyby okazało się, że faktycznie nastąpił ostry nawrót choroby nowotworowej.

Ale to było moje tylko "głośne" myślenie, bo sądziłem że Jerzy już się zdążył wyzbyć pacjentyzmu. Sądziłem, że to będą moje takie głośne dywagacje na temat teorii medycznych (w niektórych przypadkach mitycznych). W gruncie rzeczy byłem przekonany o słuszności diagnozy jego onkologa oraz moich działań, a nie opinii owych sieradzkich konowałów. Sądziłem, że Jerzy jest już na tyle silny psychicznie i wyzbyty rysów pacjentowskich na psychice, że mogę przy nim "głośno" myśleć. I o ile może już nie myślał, jak 100%. pacjent, to jednak bronił się przed wzięciem zdrowia i życia we własne ręce. Najlepiej pasowało mu zrzucenie odpowiedzialności za swoje życie na mnie, na Biosłone. U takich wolno reformujących się pacjentów/podopiecznych - często załączają się tzw. psychologiczne mechanizmy obronne, i wtedy dopiero na całego następuje manipulacja sobą i otoczeniem. Prócz Jerzego, często słyszę od tego typu podopiecznych: - "(...) mam do pana zaufanie (...) co pan mi zleci - to ja wszystko wykonam (...) proszę mi zagwarantować (...)"; itd.

Przecież ja nie jestem uzdrowicielem, ale tylko skromnym nauczycielem (pośrednikiem między Mistrzem i twórcą BPP a podopiecznym), nawet nie jestem bioenergoterapeutą, czy masażystą (na razie) - żebym zdejmował ból na tzw. pniu/ad hoc, tylko na efekty prozdrowotne trzeba czekać kilka miesięcy, lat... I to przy samoedukacji i samouzdrawianiu, i samocierpliwości podopiecznego. Mistrz, gdyby nie zastosował BPP, to jego bioenergoterapia tylko byłaby zwykłą terapią, czyli leczeniem objawowym, czyli z nawrotami chorób. On mówił o tym i sprawdzał w swojej praktyce od "kuchni".

Tak że potencjalny pacjencie/poopieczny - jeśli ci zależy na swoim zdrowiu i życiu - to ucz się sam - jak masz się wyleczyć ze swoich chorób. Profilaktyk zdrowia nie jest alternatywą ani dla lekarza, ani dla naturopatologa, ani dla znachora. Profilaktyk nie będzie podejmował za ciebie decyzji, co do twojego sposobu samouzdrawiania. Może tylko delikatnie ci zasugerować, jak możesz się wyleczyć przyczynowo.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 06-09-2011, 13:45
Po kunsultacji z Mistrzem i Machosem - potwierdzone zostały moje założenia, że kuracja przebiega w dobrym kierunku. "Te wyniki równie dobrze mogą świadczyć o prawidłowym procesie zdrowienia. Zwłaszcza że facet czuje się dobrze". "Zibi, powiedz panu Jerzemu, że medycynie właśnie chodzi o straszenie pacjenta. Pan Jerzy pochoruje się od samego stresu, bo mu namieszali już w głowie badaniami. Co z tego, kiedy Jerzy czuje się coraz lepiej. Masz ciężki bój do wykonania, ale zdecydujcie się na naszą drogę do zdrowia, bo inaczej będziesz panu Jerzemu świeczki palił. Zostawcie te badania, łatwo mi powiedzieć, ale właśnie one emocjonują najbardziej i może przyjść moment, że pan Jerzy zdecyduje się na jakiś zabieg i wtedy tylko umrzeć. Nie dajcie się. Zibi, jego organizm zaczyna odżywać".

Jerzemu, do szczęścia wystarczyło lepsze samopoczucie i interpretacja wyników badań przez jego onkologa - po jego myśli. Po kilku miesiącach przygody z Biosłone, usiadł okrakiem na "barykadzie"; dalej myślał po pacjentowsku. Przez to zaniedbał czytanie Biosłone i nabieranie zaufania do organizmu. On zabrał się za czytanie, w początkowym okresie terapii nowotworowej - lektury związanej alternatywnymi metodami leczenia raka a z drugiej strony posiłkowaniu się wynikami badań laboratoryjnych, i - na tym nie zaprzestał. Obecnie, jak doszło do zderzenia ze stanem faktycznym (w naszej interpretacji prawidłowym), to on jest jeszcze tkwił w przekonaniu do tamtej wiedzy, wiedzy terapeutycznej. Postępowanie z chorym na na raka wymaga odpowiedniego psychologicznego podejścia. A przecież nikt z nas tutaj nie ma tytułu profesorskiego, więc trzeba się dodatkowo natrudzić, żeby jakoś świecić przykładem będąc przecież niezawodowcem medycznym, ale za to posiadającym pewną, choćby podstawową wiedzę o zdrowiu.

Jerzy, na czas zagrożenia życia, oczywiście mógł się kierować niektórymi teoriami medycznymi. Ale po oddaleniu widma śmierci, po dużej poprawie samopoczucia, ogólnego stanu zdrowia - nie powinien, co miesiąc robić tych śmiesznych badań PSA, bowiem przyszedł czas, że prawda Natury dokonała sama konfrontacji/weryfikacji tez/teorii medycznych, które wówczas mogłyby mu przysporzyć więcej szkód niż pożytku.
http://www.bioslone.pl/node/359
Cytat
Niezbędna jest równowaga między nienaturalnymi, ale uzasadnionymi, działaniami medycznymi a naturalną profilaktyką zdrowotną. Brak tej równowagi, z przechyleniem szali na działania medyczne, skutkuje utratą zdrowia, a więc potrzebą, tym razem już uzasadnionych działań medycznych.

Jak widać, okazało się, że każda z tych teorii (wzrastania PSA i obniżania się) jest interpretowana przez medyków, jak kto chce (który raniej wstanie). I dla medycznego biznesu jest korzystna. Jeśli posłuchać interpretacji sieradzkich urologów, to pacjent musi łyknąć chemię, która stłamsi odżywający zdeterminowany organizm. Jeśli wykonywać badania pod interpretację ich wyników przez onkologa Jerzego - to ta teoria, na pewnym odcinku może pokrywać się z prawdziwą wiedzą o zdrowiu. Podwyższone poziomy PSA jako przeciwciała swoiste (wykorzystywane przez tzw. nałukę jako markery) mogą świadczyć o podjętej przez organizm samonaprawie. Analogia podobna do podwyższonej temperatury ciała, podwyższonego poziomu CRP, OB, cholesterolu. Zaświadcza to o jakiejś samoobronie organizmu, a tym samym o siłach witalnych, żywotności człowieka. Tutaj konowały na siłę wykorzystują zjawisko tzw. medykalizacji: - http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=4441.msg135539#msg135539

W tzw. medycynie naturalnej, do robienia biznesu na chorobach - wykorzystują taki pewien wycinek wiedzy medycznej (mity/straszaki) - jakim jest parazytologia. Pamiętamy - jak się diagnozuje na aparacie Mora i ujawnia patogeny, które są rzekomo terrorystami chorobowymi XXI w. Pamiętamy - jak należy z nimi walczyć, aby potem, znów na owym aparacie potwierdzić niby pomyślną dla pacjenta diagnozę, że oto dzięki takim działaniom jesteśmy wolni od owych terrorystów; aparat nic nie ujawnił - czyli jest hepi. No i później ta cała otoczka świętowania sukcesów przez tych "dobrodziejów" z mendycyny nadnaturalnej (łoj, dziękuję!!! panie doktorze!!! itd.), aż do momentu zdiagnozowania, tym razem przez medycynę klasyczną, że mamy raczysko. I znów pacjent myśli sobie - trza poszukać jakiegoś onkologa tzw. naturalnego czy alternatywnego, bo przecież ci ostatni z tzw. mendycyny natusralnej pozbyli się u mnie tych wstrętnych robali, a rak pojawił się dlatego, że może zbyt późno się ich pozbyto... Czyli myślenie polegające na wyciąganiu takich błędnych wniosków: Gdzie się pojawiają sprzątaczki w organizmie, tam panuje bałagan. Czyli należy pozbyć się sprzątaczek.

Tak więc u pacjenta idzie cały czas walka z uczestnikami naturalnego procesu detoksykacyjnego. I to są choroby spowodowane procesem medykalizacji, jatrogenizacji, nie wspominając o tzw. błędach w sztuce kalekarskiej.

Pamiętam jak było u mojego ojca - dopóki miał podwyższoną temperaturę, to jego organizm jakoś sobie radził z rakiem, ale jak tylko konowały zaczęły mu ją zbijać, tak szybko osłabł, a aspiryna doprowadziła do krwotoku, który starszego udusił. I on w zasadzie nie umarł na raka płuc, ale na skutek ich grzebania podczas wykonywania badaniach medycznych, pobieraniu wycinków z guza itd. Aspiryna była podawana, aby mu rozrzedzać krew, żeby nie dopuścić do kolejnego zawału. Mówiłem im wówczas, że może dostać krwotoku, żeby uważali. Jest to paradoks, że w statystykach napisali, że umarł na raka. Ale mnie pocieszali, że dobrze że umarł od krwotoku, bo długo się nie męczył, bo ci, co umierali, gdy dusili się na raty od guza - strasznie cierpieli. To było rok przed moją przygodą z Biosłone.

Postępowanie wg teorii onkologa Jerzego, na podstawie wyników badań PSA, też mogło  doprowadzić delikwenta do pewnego rodzaju stresu. Stres w trakcie choroby nowotworowej działa super destruktywnie na organizm. Ale dla konowałów teoria B. Liptona to jakaś ściema. Oni przecież uczeni byli, że człowiek to jest kupą ciała i kości/gnoju somatycznego, a gdzie tam jakieś teorie holistyczne, metafizyczne... gdzie jakieś samosterowanie zasilaniem genów, zależne od świadomości, podświadomości, czy nawet nadświadomości człowieka. Czyli ta teoria przyczynia się do tego, że jak nie ma książkowych wyników badań (a są różne książkowe szkoły norm), to można gościa spokojnie pokierować do psychiatry, i tam go programować na królika doświadczalnego, który i tak po pewnym czasie umrze na tego samego raka, tylko zasilonego przez chemię ze środków psychotropowych.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 06-09-2011, 14:01
Po konsultacji Jerzego z jego onkologiem, okazało się, że ci urolodzy z Sieradza mieli całkowicie odmienną diagnozę od jego onkologa, który oburzył się na wiadomość od Jerzego, że jego wyniki wskazują na pogorszenie. Zapytał się, który lekarz mu takich głupot naopowiadał. Jerzy powiedział mu, że to taki młody urolog z rodziny. To ten się ugryzł w język i powiedział, że młodzi lekarze, czasem nie wiedzą, co mówią... Kazał mu za pół roku przyjechać, bo dodatkowo go przebadał per rectum i potwierdził wynik badania - badaniem USG, też per rectum. Oznajmił mu jeszcze, że po jego kondycji ogólnej i po wynikach PSA - nie ma u niego żadnego zagrożenia dla życia; wszystko idzie w jak najlepszym kierunku.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Eso75 06-09-2011, 14:19
Zibi duży podziw dla Twojej odwagi. Naprawdę to wielkie, bo choroba nowotworowa wielu z nas zabiera cały animusz, nawet jeśli nie chodzi o własną. I takiego kopa potrzeba, tylko mało kto potrafi go dać.
Potwierdzę, że chodzenie po lekarzach i robienie wyników wpędza w większy stres, niż się go ma z powodu niedomagania. Tylko mamy taki głupi schemat w tych naszych zakutych łbach, że jak na czas nie będzie PROFILAKTYKI - czyli badań, kłucia - to z czymś nie zdążymy. I z jednej strony stres bez profilaktyki, z drugiej chaos po rundce po konowałach. Ale myślę, że Biosłone powoli i skutecznie leczy wielu delikwentów z tych przypadłości.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 06-09-2011, 14:53
Od około dwóch miesięcy, Jerzy - leży, jak kłoda i płacze, że jest "umierający". W tym sensie, że dopadają go infekcje przeziębieniowe - jedna po drugiej. Ropsko wychodzi z niego prawie wszystkimi otworami (i dosłownie, i w przenośni). A najbardziej z ranki kontrolowanej wg metody NIA. Czyli zgodnie z planem, organizm zabrał się książkowo (wg BPP) za leczenie przyczynowe chorób współistniejących.

Jerzy nie wyobraża sobie, jakby przeżył te objawy - bez owej ranki. Nie przetrzymałby trudów tego całego procesu oczyszczania i regeneracji organizmu.

Zwróciłem mu uwagę na fakt jego uprzedniego rzucania się w wiry pracy, jak mu dupka lekko odżyła. Organizm wówczas nie był jeszcze na tyle silny, aby zabrać się na całego za generalny remont. Przecież brakowało mu dostatecznej ilości energii, kiedy jego właściciel niefrasobliwie ją wydatkował. Dopiero wówczas - kiedy Jerzy udał się do swojej samotni, tam go organizm zaczął godnie doceniać...

Jerzy mi przypomniał niektóre teksty z naszej rozmowy na II wizycie. Powiedziałem mu wówczas rzekomo, że nauczę go - jak  ma żyć, żeby nie umarł oraz - jak ma chorować, żeby doszedł do zdrowia... Jerzy twierdzi, że w chwilach zwątpienia, kiedy nie ma sposobności, aby skontaktować się ze mną telefonicznie i odbyć tzw. mityng z radości i problemów, to przypomina sobie te słowa - i jest przekonany do tego, że już potrafi je interpretować jako zdrowiejący a nie pacjent...

I jeszcze jedna refleksja mi przyszła na myśl: Gdyby nie choroba nowotworowa - to Jerzego "dobrodziej" (LPK) i spółka (farmacja) - wykończyłaby go na obecne choroby współistniejące. Pewnie też by nie zdążył, lub nie przetrzymałby trudów procesu oczyszczania, mimo poznania linii BPP. Zachorowanie na raka - to dla Jerzego poznanie swojego psychosomatycznego dna chorobowego oraz imperatyw do szukania prawdziwej alternatywy dla chorób, leczenia, lekarzy, farmacji. On obecnie czuje całym swoim jestestwem ten układ odniesienia.

W związku z jego stanem zdrowia - zostałem upoważniony przez Jerzego, aby pisać o tym wszystkim.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 06-09-2011, 17:28
Tak Drodzy Panowie, jak to Mistrz rzekł: lepiej zapobiegać, niż leczyć. Życzę Tobie Zibi i Jerzemu wiary, mądrości i siły.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Sobol 06-09-2011, 17:44
Na początku Jerzy sądził, że dzięki NIA uniknie uciążliwości w powrocie do zdrowia. Okazuje się, że trzeba co swoje odchorować, a NIA w niektórych przypadkach jest wentylem/ zaworem bezpieczeństwa, bez którego zdrowienie w mocno zdegenerowanym organizmie nie byłoby możliwe.
Cieszę się, że organizm Jurka jest już w takim stanie, iż może sobie pozwolić na takie remonty.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Lech 21-09-2011, 22:26
Piękna historia, która wyprowadza mnie z pacjentyzmu, i uświadamia mi drogę, która jest przede mną. Zaczynam wreszcie łapać klimaty Biosłone i widzę, ile mam lekcji do nadrobienia. SZACUNEK PANOWIE.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 04-10-2011, 12:06
JerzyP!

Przypominam o rozpoczęciu picia mieszanki ziołowej na drogi moczowe a (odstawienie Miluritu?), czy innego leku na dnę moczanową. Myślę, że już nie potrzeba go brać od kliku miesięcy (2-3). Natomiast przyszedł odpowiedni czas (7-8 miesięcy - od chwili rozpoczęcia picia MO) na ziółka, zdrowiejący i młodniejący "dziadku".


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Timajos 26-11-2011, 06:26
JerzyP, czy Ty w ogóle jeszcze żyjesz? Parę miesięcy już minęło od Twojego ostatniego wpisu i mam wrażenie, że albo Ci nie po drodze z tym forum i ludźmi tutaj obecnymi, albo już jesteś nieobecny ciałem na tym świecie?


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Sobol 26-11-2011, 10:41
U Jerzego wszystko gra. Mam z nim stały kontakt.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Sylanna 26-11-2011, 19:54
Na pewno wszyscy się cieszą, że u Jerzego wszystko jest dobrze. Myślę, że dobrze by było, żeby jednak co nieco napisał.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 27-11-2011, 20:01
JerzyP czy Ty wogóle jeszcze żyjesz?? Parę miesięcy już mineło od Twojego ostatniego wpisu i mam wrażenie, że albo Ci nie po drodze z tym forum i ludźmi tutaj obecnymi albo już jesteś nieobecny ciałem na tym świecie??
Na pewno wszyscy się cieszą że u Jerzego wszystko jest dobrze.Myślę ze dobrze by było żeby jednak co nieco napisał.
Jerzy ma jakąś wrodzoną niechęć do pisania; to ścisły umysł; ponadto jedna ręka w stawie barkowym jest w stanie fatalnym (a - błąd lekarski; b- skutki procesu leczenia medycznego; c - częściowo skutki choroby nowotworowej), która mu coraz bardziej uniemożliwia normalne funkcjonowanie. W związku z tym czeka go kolejna bardzo poważna operacja, ale najpierw musi jego organizm dojść do pewnego wzmocnienia.

Też się nie mogę go doprosić, aby kilka słów skreślił, co tam na "froncie wschodnim" u niego. To znaczy - ja wiem, ale mógłby się pochwalić wygranymi kilkoma bitwami (dość poważne; jedna - nawet zagrażająca życiu). Chodziło o przewlekłe ostre stany zapalne uchyłków jelita grubego. Było zagrożenie powstania ropnia i perforacji jelita. Gdyby nawet do tego nie doszło, to również ta gehenna związana z tymi objawami choroby jelita, która ciągła się latami prawie bez przerwy (minimalne poprawy krótkotrwałe, aczkolwiek z różnymi skutkami ubocznymi - po zastosowaniu antybiotykoterapii, np. chemioterapeutyku Metronidazol - zaleconego przez jego "dobrodzieja", czyli lekarza pierwszego kontaktu), mogłaby go doprowadzić do innych chorób powstałych z odwodnienia, niedożywienia, wycieńczenia organizmu, a w konsekwencji tegoż do śmierci. Przypominały mi się słowa tzw. białej śmierci Jerzego, czyli jego nadwornego medyka: - "panie Jerzy, pan na raka już nie umrzesz, ale może od czego innego...". Tylko że ów "dobrodziej" miał na myśli zagrożenia ze strony nadmiernej ilości cholesterolu, co w naszej interpretacji jest poczytywane akurat jako zbawienne i pozwala na optymizm - natura okazuje symptomy żywotności, witalności, procesów naprawczych w organizmie. De facto chodziło o "ucieczkę" substancji odżywczych w związku z przewlekłymi biegunkami, a ponadto - o ograniczenia ilościowe i jakościowe, wynikające z samego dowozu substancji odżywczych w związku ze stosowaniem diety przeciwnowotworowej. Jerzy, po zjedzeniu swojego dosyć lichawego posiłku dietetycznego, już za około godzinę miał rewolucję w brzuchu oraz ten brzuch miał wiecznie wzdęty i obolały, zwłaszcza w obrębie jelita esowatego i (zdaje się?) - "zstępnicy".

Jak Jerzy wyszedł z tych opresji, to niech się sam pochwali!? A przy okazji będzie to dobra i zdrowa forma psychoterapii (zapobieżenie produkcji toksyn z bólu fizycznego i psychicznego) - jak odgadanie takich problemów, pozwolenie na ujście wielkich emocji - tutaj na Forum, gdzie istnieje swoista grupa wsparcia i samopomocy
. Może mi się uda go jakoś wywołać do tablicy; może jakieś rękopisy-skany mi przyśle (pismo odręczne - pisane prawą ręką, czyli tą sprawną)...


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 05-12-2011, 15:55
JerzyP - przesłał mi dwa skany swoich rękopisów.

(http://bioslone.pl/pliki/skany/skan1.jpg)

(http://bioslone.pl/pliki/skany/skan2.jpg)


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Timajos 05-12-2011, 16:42
Wooo. JerzyP rewelacja, trzymam kciuki za Ciebie. Bardzo jest to krzepiące co napisałeś.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Kozaczek 05-12-2011, 18:29
JerzyP - takie listy można czytać bez końca. Swoją osobą, postępowaniem udawadniasz, że rzeczy niemożliwe stają się możliwe. Właśnie Ty możesz pokazać niedowiarkom, jak można z takiej choroby wyjść!
Timajos pisze, że natura jest wielka i zgoda. Ale jak wielcy są Mistrz ( wiem, że maczał w tym palce ) oraz Zibi.
Niektórzy w rodzinie oraz znajomi mówią, że się zmieniłam, że wydziwiam. Wszystko przez to, że często dziękuję za poczęstunek, ktoś chce tabletkę, krople, a ja nie mam itp.Taki list, listy jakie ty piszesz upewniają mnie, że dokonałam słusznego wyboru zadając się z Biosłone, a ich mam w dupie!
Proszę, pisz co jakiś czas, bo to dodaje skrzydeł wszystkim.
Dużżżżżżżżżżo zdrowia i cierpliwości Tobie życzę.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Eso75 06-12-2011, 07:54
Życzę Ci Jerzy jak najwięcej chwil z tak wielkim optymizmem, jaki czuć z Twojego listu i dzięki za podzielenie sie tym.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Nieboraczek 12-12-2011, 18:33
W celu ułatwienia lektury listu Jerzego, zamieszczam przepisaną treść tej relacji.

Cytat od: http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=20384.msg146873#msg146873
Wracając czynnie do forum, pragnę wszystkich przeprosić, że tak długo milczałem. Wiem, że wielu z Was interesuje mój wątek. Zadają sobie pytania: czy żyję lub czy po prostu olewam sprawę. Chcę absolutnie zdementować takie informacje. Główna choroba – rak o maksymalnej złośliwości odchodzi pohańbiony tyłem, jak na raka przystało, i szczerze wierzę w to, że pójdzie sobie na dobre. Czuję się coraz lepiej, wyniki mam bardzo dobre, a mój lekarz "dobrodziej" jest szczerze zmartwiony, że ucieka mu pacjent-pewniak. Bo, jak na pewno czytaliście w moim wątku, szczerze pracował, aby utrzymywać mnie na granicy życia i dializowania. Jest jeszcze bardziej zmartwiony, bo MO (ten cudowny eliksir) wypędza z mojego ciała wszystkie choroby, w które wpędziła mnie kuracja hormonalna, a kochany dochtór pracowicie utrzymywał je w moim sponiewieranym ciele. Teraz najbardziej dokucza mi prawy bark. Ortopeda twierdzi, że trzeba powtórzyć zszycie tzw. stożka rotatorów, ale nie ma na operację przyzwolenia ze strony tych, co mi w cudowny sposób du...pę ratowali. Dlatego jeszcze pocierpię i obiecuję co jakiś czas coś napisać. Otóż, jak mało kto, zdaję sobie sprawę, że są na forum osoby, które czekają na takie informacje. Tym chcę serdecznie dodać otuchy i wiary, ale przede wszystkim pilnować MO, diet i tego wszystkiego, co daje Biosłone. Tu, niestety, nikt za Was tego nie zrobi. Potrzebne jest samozaparcie i konsekwencja. Jestem żywym przykładem, że to działa. Od lutego schudłem 18 kg . Wyglądam zdrowo i ludzie nie poznają mnie na ulicy. A jestem dopiero na początku drogi, z której nie zboczę, bo to jest jedyna droga do zdrowia. Gdy sobie przypomnę, jak się czułem przed Biosłone, to aż mnie rzuca. Ta zadowolona mina lekarza, który ferował mi kolejne leki.

Tym co zapomnieli przypomnę, że był okres, w którym brałem powyżej 100 tabletek dziennie. Obecnie zaś zostały mi magnez i potas, które wypłukują mi się z organizmu. Reszta to obrzydłe wspomagacze. Nie będę straszyć "jazdami" jakie przeżywałem przy odstawieniu psychotropów. Żartowałem, że w tym stanie mogę pisać scenariusze do mocnych horrorów.

Chcę wrócić do początku tego wątku i tym, kogo to naprawdę interesuje chcę powiedzieć, że moje pisanie i obecność w Biosłone traktuję jako swego rodzaju posłannictwo w szerzeniu świadomości biosłonejczyka. Być może wielu z Was dodam otuchy i podtrzymam postanowienie wytrwania w tym duchu. Przecież każdy z nas, czy początkujący, czy stary wyjadacz jest na pewnym etapie dochodzenia do zdrowia i musimy pisać co czujemy. Róbmy to dla siebie i innych, mniej doświadczonych, ale widzących szansę w Biosłone.

Ja nie bez powodu tak długo nic nie pisałem. Po pierwsze mam kiepski styl, ale najważniejszym powodem było odczekać na tyle długo, aby być pewnym zmian w samopoczuciu. Ważne było również, aby te zmiany się utrwaliły. Dopiero wtedy, mogę śmiało pisać i mówić każdemu prosto w oczy, że Biosłone to nie lipa. To naprawdę działa. Trzeba tylko wejść w ten nurt i dać mu się ponieść. Resztę zrobi MO, tylko nie ta z PRL-u.

Muszę jeszcze na koniec odnieść się do jednej sprawy na forum, która mocno drażni moje poczucie uczciwego postępowania. Mianowicie nie znoszę prześmiewców, którzy zbyt często krytykują na forum innych ludzi, a sami nic nie wnoszą. Może to im się nie spodoba, ale powiem tylko tyle: – Nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe.

Pozdrawiam moich "kibiców", Sobola, dzięki któremu tu jestem, oraz Zibiego, który zasiał we mnie to ziarnko, które zdrowo się rozwija. Dzięki Wam łatwiej mi jest wziąć swoje sprawy w swoje ręce. Sami się kiedyś przekonacie, jakie to ważne.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Alinka12 13-12-2011, 13:29
Super!


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 22-12-2011, 14:55
Około 3 m-ce temu, otrzymałem telefon od Jerzego, który zwrócił się z prośbą o konsultację na temat poddania się/niepoddania się ponownej operacji korygującej błąd/błędy w sztuce lekarskiej – w związku z wcześniejszymi zabiegami wszczepienia implantu stawu barkowego. Dla przypomnienia: (W grudniu 2009 roku - artroskopia prawego stawu barkowego i przestrzeni podbarkowej. Resekcja zmienionej zapalnie kaletki podbarkowej. Reinsercja przyczepów ścięgien mięśni: nadgrzebieniowego i podgrzebieniowego do guzka kości ramiennej. Akromioplastyka. Resekcja stawu barkowo-obojczykowego. Leki przeciwbólowe.
    W styczniu 2010 roku - ujawniono cechy wtórnego oderwania od przyczepu ramiennego ścięgna mięśnia nadgrzebieniowego i podgrzebieniowego, kompleksu torebkowo-wiązadłowego - objaw tzw. łysej głowy kości ramiennej. Ponadto cechy całkowitego oderwania od przyczepu ramiennego ścięgna mięśnia podłopatkowego przedniego kompleksu torebkowo-wiązadłowego. Retrekcje kikutów - poza zakres dostępny badaniom). W obrębie tego stawu barkowego, nasilają się stany zapalne; ręka jest prawie że niewładna – a wszystko to utrudnia mu wychodzenie z choroby nowotworowej oraz z innych chorób współistniejących.

W tym stanie, wg mnie – tak ciężka (kilkugodzinna) operacja – nie wchodziła wówczas w grę; tym bardziej dlatego, że cierpiał on od wielu lat na przewlekłe zapalenie uchyłków. Wg mnie, jeśli miałbym się zdecydować na operację, to najpierw na zrobienie porządku z owymi schyłkami. Jerzy coś wspominał o pewnym błędzie, który miał od urodzenia. Lekarze mu rzekomo mieli zdiagnozować: - zbyt długie jelito grube. Medyczne definicje uchyłkowatości są następujące:
- Uchyłki nabyte jelita grubego są drobnymi przepuklinami błony śluzowej przez błonę mięśniową okrężnicy (uchyłki rzekome).
- Uchyłki wrodzone, będące uwypukleniami ściany jelita przypominającymi kieszonki, występują rzadko i mają małe znaczenie praktyczne; są to przeważnie pojedyncze uchyłki kątnicy.
    Wg mnie - przyczyną pośrednią tej choroby jest niedostateczna ilość błonnika w pożywieniu, co skutkuje nadmierną kurczliwością okrężnicy, przerostem warstwy mięśniowej okrężnej, wzrostu ciśnienia wewnątrzjelitowego. Powoduje to wypchnięcie błony śluzowej jelita na zewnątrz w punktach najmniejszego oporu, tj. w miejscach przechodzenia naczyń krwionośnych przez błonę mięśniową okrężną. (Dla medycyny akademickiej jest to teoria przyczyny bezpośredniej)
    Najczęstsze objawy (u Jerzego), to ból w lewym dolnym obszarze brzucha z tendencją do biegunek. Niepowikłane postacie tej choroby – medycyna leczy ambulatoryjnie. Tradycyjnie zaleca - zwiększenie pożycia błonnika pokarmowego, np. w postaci otrąb (dla Jerzego byłoby to zwiększeniem toksemii: gluten plus odradzanie się komórek nowotworowych) oraz leczenie lekami rozkurczowymi i przeciwcholinergicznymi.
    Natomiast ostre zapalenie uchyłków (jak w przypadku Jerzego), występuje wzdłuż okrężnicy (ropień przyokreżniczy). Medycyna zaleca: leżenie w łóżku; ścisła dieta i stosowanie np. chemioterapeutyków i antybiotyków (w przypadku Jerzego lek: Metronidazol).
   Dalej – powikłania są następujące: wolna perforacja; ropień śródbrzuszy; niedrożność; krwotok i przetoki. A to już jest leczenie operacyjne. W przypadku Jerzego, to kolejne obciążenie organizmu.

W związku z powyższym, wg mnie – należało sposobem medycyny ludowej (stan wyższej konieczności) zacząć leczyć ową chorobę, wspomagając w ten sposób kurację wg BPP na drodze dochodzenia do zdrowia. W przypadku niewyleczenia – operacja. Wówczas decyzja należała do Jerzego. Moja sugestia była następująca: Z dwojga złego, gdybym miał się poddać operacji, to na pewno nie operacji: „kosmetyki” ręki (obciążenie niewyobrażalne dla organizmu), bez jednej ręki można żyć długo i szczęśliwie; zaś powikłania z nieliczenia choroby uchyłkowatości – mogą doprowadzić do zgonu. Ale zanim poddamy się operacji – wdrożymy odpowiednia dietę i zastosujemy (prozdrowotne w ostatecznym per saldzie) paraleki.
    Nie można było zastosować zmielonych pestek z dyni do pasty Budwigowej (wg zaleceń w późniejszym czasie innego doradcy Jerzego), gdyż nie byłoby to zgodne z ideą diety przeciwnowotworowej oraz mogłoby to dodatkowo „zorać” już i tak „poranione” jelita. To musiałoby być coś delikatnego (Jerzy kiedyś wspominał, że nawet na biegunki nie mógł brać rurowego ryżu, przepijanego wodą, gdyż czuł – jak ten mu „haratał” jelita. Zasugerowałem mu więc paraleki ziołowe: Triphala i Babka płesznik (to ostatnie zioło, mimo iż jest składnikiem probiotyku: Colon C, to jednak w całości brany Colon C przez Jerzego kiedyś – jak wspominał nie nadawał mu się, bo go uczulał).
    Jeśli chodzi o zaleconą triphalę, w moim zamyśle było podtrzymanie u Jerzego tzw. aury placebowej (jak na początku wzmocnienie siły ducha, aby oddalić widmo porażki z rakiem, tak teraz, by wyjść z choroby uchyłkowatości jelita, która była wielka gehenną dla Jerzego; zresztą – jak wspominał Jerzy – dla niego ot taka sobie babka – nie mogła go wyleczyć z choroby nazwanej przez medycynę jako ciężka, i to jeszcze bez antybiotyków itd.; u Jerzego ciągle jednak pokutuje rys na psychice, spowodowany wpływem indoktrynacji propagandy medycznej, więc byłem zmuszony dokonać takiej drobnej manipulacji (pozytywnej dla chorego) i zapodać taki środek (mocno okrzyknięty jako „cud”, porównywalny przez niektórych do wilcacory).

Po pewnym czasie, otrzymuję telefon od Jerzego (już mi nogawa lata, że będzie mi kaprysił odnośnie totalnego osłabienia, obrzydzenia do jedzenia z powodu monotematyczności diety, uciążliwych biegunek, ogólnego rozbicia nerwowego, zespołów odstawiennych w farmakoterapii psychotropami i uspokajaczami), z którego wynika, że wieloletnia gehenna dotycząca choroby uchyłkowatości jelita – odeszła. Dalej z rozmowy wynikało, że podopieczny zaczął załatwiać się normalnie i o stałych porach (konsystencja stolca – normalna, prawidłowa). Organizm zaczął się wzmacniać, a Jerzy poczuł w sobie taką żywotność, że zamarzył sobie o innej babce, niż płesznik… (jak sam stwierdził).

W załączeniu III część rękopisów JerzyP:

(http://bioslone.pl/pliki/skany/skan3.jpg)


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 23-12-2011, 09:58
Po tej ogólnej poprawie zdrowia, przynajmniej somatycznego, Jerzy zaczyna się przymierzać do zabiegu "reperacji" ręki w obrębie stawu barkowego. W związku z tym zasugerowałem mu przez ten okres przygotowawczy, zamiast antybiotykoterapii - kurację wzmacniającą i zabezpieczającą komórki przed defektacją - w procesie detoksykacji oraz pewne "wygaszenie" stanów zapalnych - co najmniej w obrębie chorego stawu barkowego. Ale w tym przypadku należy rozważyć: zwrócić uwagę na ewentualne wzmacnianie przy okazji komórek rakowych (http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=1722.msg144808#msg144808). W związku z tym - należy ten proces kontrolować za pomocą odpowiednich badań.

Cytat
WITAJ DRUCHU
Od dwóch dni czuję się mocno rozbity bo mój organizm poczuł się znów na
tyle silny żeby sobie zafundować infekcję . Niezbyt silną ale w
połączeniu z tą pogodą daje się we znaki. Zrobiłem nowe aktualne wyniki
badań z których wynika, że jest całkiem nieźle. Podam Ci tylko te
najważniejsze. I tak: cholesterol-5,75, przedtem był powyżej 6-- norma
2,12-4,97 wyczytałem, że babka płesznik mocno go obniża HDL- 1,46,
TG-1,23, LDL - 4,06 norma do 4. TSH 3-ej generacji- 1,47 norma:
0,27-4,2. PSA - 0,139 - poprzednio 0,109. Free PSA: 0,036 poprzednio: 0,029.
Stosunek FreePSA/PSA : 0,258- poprzednio 0,266. W czwartek byłem u
Onkologa, powiedział że wszystko jest w normie i kazał się pokazać dopiero
za pół roku ale za 3 m-ce, kontrolnie zrobić PSA i ewentualnie zgłosić
się gdyby mnie coś mocno zaniepokoiło - np. krew w moczu lub wysokie PSA
.Powiedział, że zdrowo wyglądam. Pytałem Go o zabieg na bark-
powiedział, że nie widzi przeciwwskazań. Szykuję się więc na zabieg na
koniec lutego. Po kuracji serwatką. Pocieszający jest również fakt, że
spadł mi wskaźnik CRP do 0,65 z 0,95 poprzednio-max - 0,5. Świadczy to o
poważnym obniżeniu stanów zapalnych w całym organizmie, Na bark nie bez
wływu była glukozoamina, którą ostatnio suplementowałem, ale to nie
wyklucza konieczności zabiegu. Znaczy to że w lutym, po roku czasu będę
musiał wygoić ranę NIA tymbardziej, że skoki PSA świadczą, że jej
zadanie się już kończy. Napisz mi co o tym myślisz bo to dla mnie bardzo
ważne.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Chudy 07-03-2012, 13:26
Czy ktoś może ma dalsze wieści od Pana Jerzego?

Zrobiłem plik w Wordzie, gdzie zebrałem wszelkie informacje chronologicznie o przypadku zdrowienia Pana Jerzego. Pogrubiona czarna czcionka to wypowiedzi Pana Jerzego, a zielona czcionka to prowadzenie Zibiego. Może się to przydać komuś, by wydrukować i przekonać kogoś chorego, że jest inna skuteczna i lepsza droga niż chemioterapia.

http://www.mediafire.com/?ii822uwys1oie22 (http://www.mediafire.com/?ii822uwys1oie22)


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Marta37 30-01-2013, 13:34
Przeczytałam jednym tchem. Niewiarygodne, szacunek ale i malutka prośba, PANIE JERZY, proszę coś napisać. Pana wpis i fakt że wszystko z Panem dobrze będzie najlepszą otuchą dla wszystkich, bo te kopie listów słabo mnie przekonują. :)



Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Poszukująca 31-01-2013, 22:06
Przeczytałam jednym tchem. Niewiarygodne
bo te kopie listów słabo mnie przekonują

To połączenie brzmi dziwnie, żeby nie powiedzieć śmiesznie.

Pana wpis i fakt że wszystko z Panem dobrze będzie najlepszą otuchą dla wszystkich
Dla kogo? Dla liczących na cuda? Nie stosujesz MO, ledwo się pojawiłaś na forum, a oczekujesz wielkich świadectw ozdrowienia. A co jeśli wieści nie są jakie byś chciała? Zwiniesz manatki i ogłosisz światu, że Bioslone to ściema?
Wejdź na portal, jak już przeczytasz wszystko (ze zrozumieniem) to wróć na forum. A najlepiej zaopatrz się w książki pana Słoneckiego.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Trubadur 31-01-2013, 22:18
Cytat
To połączenie brzmi dziwnie, żeby nie powiedzieć śmiesznie.
Przecież napisała, że nie godne wiary ;).


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Marta37 01-02-2013, 10:07
Poszukująca skąd u ciebie tyle złośliwego jadu? Tak jestem tu nowa, tak nie piję MO , i tak czytam ze zrozumieniem, nie jestem debilem,,,a zapytałam nie ciebie więc nie wiem dlaczego na mnie naskakujesz jakim prawem? I zmartwię cię szanuję pana Słoneckiego , już nie jedną osobę skierowalam na jego stronkę i do jego lektury  bo zwyczajnie mój ojciec przedłużył sobie życie podobnymi zasadami i to juz 23 lata temu.Ale tobie nie będę się tłumaczyć skoro zamiast być miła dla początkujących opluwasz ich swoją flustracją!
Powiem szczerze ze widzę tu wiele wpisów ludzi sympatycznych i pomocnych , ale też od samego początku nawet moderator tego forum na mnie naskoczył,i niestety przez takie niesmypatyczne osoby niechce się tutaj cokolwiek wpisywać:)
Pozdrowienia i szacunek dla Mistrza i moze niech Pan się zainteresuje jakie osoby Pana otaczają, bo dla początkującej jak ja i chcącej z wami współistnieć niestety zrobiło to dotej pory bardzo złe i zniechęcające wrażenie . Osoby, które naskakują za byle wypowiedź, za byle błąd,,,a przecież jak ktoś zaczyna nie jest alfą czy omegą!
Pewnie mój wpis zaraz zostanie skasowany,,,ale myślę że już parę osób zauważyło że są tu ludzie którzy zamiast nieść pomoc zniechęcają formułowiczów:)
Pozdrawiam i pzrepraszam jeżeli kogoś uraziłam,ale tak to widzę:)

Panie Jerzy jeżeli wszystko oki -pozdrawiam:)
Sorry za literówkę  to emocje:)

ps; nie widziałam w regulamienie żeby picie MO było obowiązkowe do zabierania głosu na forum, a fakt że jeszcze nie piję, nie oznacza że  nie zacznę zwyczajnie się przygotowuję do tego:)


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: scorupion 01-02-2013, 10:48
Debilem pewnie nie jesteś i chyba nikt tu cię tak nie nazwał, ale pisać to nie za bardzo umiesz?


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Poszukująca 01-02-2013, 11:50
Poszukująca skąd u ciebie tyle złośliwego jadu?

Skąd? Pewnie z ilości krążących toksyn. Po długiej przerwie wróciłam do MO (-:
Nie obrażaj się, to forum jest specyficzne, ale z perspektywy czasu widzę, że im więcej zimnej wody wylano mi na głowę tym bardziej się mobilizowałam. Z czasem to docenisz.
A co do czytania ze zrozumieniem to miałam na myśli to, że czasem po trzecim przeczytaniu docierają pewne "oczywistości", wiem po sobie i nikogo nie nazywam debilem. Jeśli szukasz "miłych" porad to nie tędy droga. Nie na tym to polega. A forum ma być pomocne dla wszystkich, zaś brak wiedzy podstawowej (książki i portal) sprawia, że pojawia się multum "śmieciowych" postów, które niczego nie wnoszą tylko utrudniają szukanie konkretnych informacji.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Agata 01-02-2013, 12:03
Nie obrażaj się, to forum jest specyficzne, ale z perspektywy czasu widzę, że im więcej zimnej wody wylano mi na głowę tym bardziej się mobilizowałam. Z czasem to docenisz.
Wątpę, że cokolwiek doceni. Osoby, które nie wyciągają wniosków z dobrych rad innych, a tylko mają do wszystkich o wszystko pretensje rzadko kiedy coś doceniają.
Ja jakoś nie zauważyłam jadu u Poszukującej, to "naskoczenie przez moderatora" pewnie też było tylko zwróceniem uwagi na beznadziejne błędy. I co? Wnioski wyciągnięte? Mniej błędów w poście? Ja nie mam zamiaru tych błędów poprawiać, bo też pewnie zostanę o coś posądzona i opieprzona.

Cytat
Pozdrowienia i szacunek dla Mistrza i moze niech Pan się zainteresuje jakie osoby Pana otaczają, bo dla początkującej jak ja i chcącej z wami współistnieć niestety zrobiło to dotej pory bardzo złe i zniechęcające wrażenie .

Skoro szanujesz Mistrza, to może chociaż jego słowa do Ciebie dotrą:
http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=16391.msg120881#msg120881


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Marta37 01-02-2013, 14:13
Uderz w stół a nożyce się odezwą, napisalam tylko jak Was odbiera osoba, która zaczyna przygodę z tym forum , niestety ma ją ochotę natychmiast zakończyć:)
Będę czytala wpisy Mistrza,i jego książki a na wasze troskliwe zaczepki nie mam czasu,,,miłego dnia:)



Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Whena 01-02-2013, 14:33
Marto ale to jest punkt regulaminu, którego w ogóle nie przestrzegasz, bo twoje posty są pełne błędów.
"36. Pisz poprawnie w języku polskim. Jeśli masz problemy z prawidłową pisownią to staraj się używać słowników ortograficznych (wbudowanych w przeglądarkę internetową lub edytor tekstu bądź w postaci książkowej). Jeśli już popełnisz błąd to popraw go korzystając z możliwości edytowania już wysłanej swojej wypowiedzi. Natomiast jeśli zauważysz błędy pisowni w cudzej wypowiedzi, to zwróć uwagę tej osobie poprzez wiadomości prywatne. Administrator i Moderatorzy mają prawo do poprawiania błędów językowych bezpośrednio w postach, w których takie błędy popełniono. Poprawione w ten sposób fragmenty tekstu (pojedyncze litery, znaki interpunkcyjne, słowa, zdania) mogą zostać wyróżnione zarezerwowanym dla tych zmian kolorem czerwonym."

Zobacz ile masz literówek, ile razy stawiasz spację przed przecinkiem i przed kropką, nie stawiasz za to spacji po kropce, albo używasz pod rząd trzech przecinków - co to ma być? Widziałaś kiedyś coś podobnego? Twoje wypowiedzi ciężko się przez to czyta, a Mistrz wyraźnie pisał dlaczego warto pisać poprawnie i jest to w linku od Agaty.



Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Baird 01-02-2013, 14:44
Cytat
Uderz w stół a nożyce się odezwą, napisalam tylko jak Was odbiera osoba, która zaczyna przygodę z tym forum , niestety ma ją ochotę natychmiast zakończyć:)

Tylko kto na tym straci? Myślę, że warto z pokorą wysłuchać tego co ludzie do Ciebie mówią i przemyśleć.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: scorupion 01-02-2013, 14:56
Będę czytala wpisy Mistrza,i jego książki a na wasze troskliwe zaczepki nie mam czasu,,,miłego dnia:)

Ale dobrze jakby Pan Jerzy poświęcił czas tobie?

Cytat
PANIE JERZY, proszę coś napisać.

Miłego dnia, tygodnia, miesiąca, roku i wieczności.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Marta37 01-02-2013, 16:03
Whena Tobie dziękuje, za wytłumaczenie jasno, poprawnie i KULTURALNIE! :)
Co nie zmienia faktu,że może pisownia ojczysta jest bardzo ważna ale przecież piszą tu ludzie z niemieckiej klawiatury,którzy nie władali językiem ok 15 lat więc i ortografia nawala.Dobrze jest edytor błedów, bardzo mnie to dziwi bo ważna jest osoba a nie jego znajomość ortografi przynajmniej jest tak na wszystkich normalnych forach , na których bywam.
Jak będę chciała nauczyć się poprawnie stawiać przecinki na pewno odnajdę forum poprawnej polszczyzny, bo j.niemiecki mnie zdominował chyba...:)
A tak już na koniec , nie zmienia faktu że człowiek jest tu napadany,i dziękuję uprzejmie za jadem kąsające docinki( oprócz Wheny).Po waszych wpisach zaczynam się zastanawiać czy ta mikstura nie oczyściła wam również pewnych cech ...
A teraz możecie dać upust,,,ja już tu nie zajrzę,dziękuję za taką grupę wsparcia, wolę nadal wspierac i finansowo i inaczej psy one są przynajmniej wdzięczne i nie pzreszkada im moja nawalająca polszczyzna:) Czius!


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Agata 01-02-2013, 16:05
Uderz w stół a nożyce się odezwą, napisalam tylko jak Was odbiera osoba, która zaczyna przygodę z tym forum
A my Ci pokazujemy, jak odbierają Ciebie osoby, które "przygodę z tym forum" kontynuują. Dlaczego my mamy się przejąć Twoim zdaniem, skoro Ty nasze masz gdzieś...

Cytat
dziękuję za taką grupę wsparcia
My nie jesteśmy grupą wsparcia. Każdy bierze zdrowie w swoje ręce. A tu dzielimy się swoimi doświadczeniami.


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: Domi5 02-02-2013, 21:41
Marta37, chyba na własnym zdrowiu Tobie nie zależy skoro wciągasz się w potyczki zamiast zdobywać wiedzę na temat metod dochodzenia do zdrowia. Szkoda...


Tytuł: Odp: Moja historia z Biosłone
Wiadomość wysłana przez: VVV 18-07-2014, 05:57

Wywiad chorobowy:

   Wiek - 60 lat; waga - około 100 kg; wzrost - 175 cm.
   Przez kilkadziesiąt lat pracował jako inżynier chemik
   (...)
Pewnie nie zniknął i udziela się obficie na forach zdrowotnych, chyba, że ten Jego unikalny styl pisania jest taki popularny.