Niemedyczne forum zdrowia

BLOK OGÓLNY => Dyskusje o artykułach z Portalu wiedzy o zdrowiu => Wątek zaczęty przez: Dusiu70 29-12-2011, 20:37



Tytuł: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 29-12-2011, 20:37
http://portal.bioslone.pl/lekarstwo_na_raka
Najnowszy artykuł Mistrza.
Kiedyś słyszałem, że przed wojną na Broadwayu grana była sztuka o prawdziwym Rockefelerze, czyli człowieku bezwzględnym. Została zakazana.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fritz_ter_Meer (http://pl.wikipedia.org/wiki/Fritz_ter_Meer)
Cytat
Podczas II wojny światowej pracował dla koncernu farmaceutycznego (IG Farben) w Niemczech, testując nowe preparaty na więźniach w obozach Auschwitz-Birkenau.
To jest postać, którą z więzienia wyciągnął właśnie Rockefeller. To on (Fritz ter Meer) stworzył "Codex Alimentarius".

http://gawrion.salon24.pl/139617,firmy-farmaceutyczne-w-sluzbie-ludzkosci (http://gawrion.salon24.pl/139617,firmy-farmaceutyczne-w-sluzbie-ludzkosci)
Cytat
Fritz ter Meer - Więźniom nie wyrządzono szczególnej krzywdy, ponieważ mieli i tak zginąć -obrona w trakcie procesu

To samo co z Carlem Wursterem stało się też z Fritzem ter Meerem - byłym członkiem zarządu IG Farben, członkiem Komitetu Pracy i Komitetu Technicznego, Kierownikiem Wydziału II w Ministerstwie Wojny i Przemysłu obronnego, twórcą Auschwitz III w Monowicach, odznaczonym w 1943 roku Wojennym Krzyżem Zasługi. Fritz ter Meer został skazany w roku 1948 na siedem lat pozbawienia wolności. W roku 1950 wyszedł za dobre sprawowanie i został prezesem Bayer AG oraz dostał lukratywne stanowiska w innych niemieckich firmach (Theodor Goldschmidt AG, Commerzbank AG, Bank Association, DUEWAG, VIAG i Union Bank AG). Historia kołem się toczy - Bayer z powrotem w grze. Z wojennym zbrodniarzem na czele. Ze zbrodniarzem, który powinien łyknąć cyjanek jak Goring lub zawisnąć jak Frank lub Ribbentrop. Ewentualnie powinien zgnić w więzieniu jak oszalały Hess. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że pieniądz czyni cuda. Meerowi, będącemu szychą wielkiego chemicznego koncernu, robiącego interesy z Rockefellerami, nie mogło stać się nic złego. W końcu proces IG Farben nie toczył się już przed Międzynarodowym Trybunałem - Amerykanie wzięli sprawy w swoje ręce.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 29-12-2011, 20:42
Nie chciałem poruszać wątku IG Farben, bo tekst byłby zbyt długi.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Dusiu70 29-12-2011, 20:46
Mieszkałem kiedyś z kierowcą prezesa firmy BASF.
http://gawrion.salon24.pl/139617,firmy-farmaceutyczne-w-sluzbie-ludzkosci (http://gawrion.salon24.pl/139617,firmy-farmaceutyczne-w-sluzbie-ludzkosci)
Cytat
Carl Wurster - jeden z członków zarządu IG Farben, współudziałowca patentu na produkcję Cyklonu B, uniewinniony w procesie IG Farben, późniejszy dyrektor generalny BASF (1952) miał z szeregowego pracownika BASF (potrzebne źródło) - Helmuta Kohla - zrobić polityka, który kilkadziesiąt lat później został Kanclerzem Niemiec. Merkel była jego ulubionym ministrem, o której zwykł sympatycznie mawiać "das madchen" lub "Angie". Po kryzysie politycznym w CDU z 1998 r. Merkel objęła władzę w partii. Dziś jest czołowym europejskim politykiem. Możecie powiedzieć, że to nic nie znaczy. Dla mnie znaczy wiele.. Ale skupmy się dalej na Bayer AG.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Rif 29-12-2011, 23:48
Świetny artykuł. Dziś rano wydrukowany i przeczytany. Przyjemnie się go czyta.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Slawekgo 30-12-2011, 08:47
Nie chciałem poruszać wątku IG Farben, bo tekst byłby zbyt długi.

Genialny artykuł. Podczas czytania żałowałem tylko jednego - otóż, że z każdym wersem przybliżam się do jego końca. Mistrzu, nie ma co przejmować się długością tekstu. Uważam, że warto byłoby wpleść wątek o IG Farben. Tak zredagowaną informacją można otworzyć oczy i dopukać się do świadomości ludzi, którzy od dawna przestali silić się na własną ocenę rzeczywistości. Z prawdziwą przyjemnością wręczę wydruk artykułu kilku wyznawcom współczesnej mendycyny i przemysłu kalekarskiego.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Irek 14-01-2012, 20:22
Tu coś w podobnych klimatach.
http://www.youtube.com/watch?v=jw35QwKuHtc&list=FLgC9GJpLhcU28f4yStOyvdQ&index=29&feature=plpp_video


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Kozaczek 09-11-2012, 20:12
Gdyby była kasa, byłoby lekarstwo na raka. Kasy i sponsorów brak, trzeba czekać.
http://zdrowie.dziennik.pl/nowotwory/artykuly/410041,adenowirus-cudowny-lek-na-raka-czeka-w-lodowce-brakuje-pieniedzy-na-dalsze-badania-nad-wirusem-zabijajacym-raka-dr-justyna-leja-z-uniwersytetu-w-uppsali-wspolautorka-badan-dla-dziennik-pl.html


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Opiotr 09-11-2012, 20:38
Gdyby była kasa, byłoby lekarstwo na raka. Kasy i sponsorów brak, trzeba czekać.
http://zdrowie.dziennik.pl/nowotwory/artykuly/410041,adenowirus-cudowny-lek-na-raka-czeka-w-lodowce-brakuje-pieniedzy-na-dalsze-badania-nad-wirusem-zabijajacym-raka-dr-justyna-leja-z-uniwersytetu-w-uppsali-wspolautorka-badan-dla-dziennik-pl.html
Kolejny artykuł o cudownym leku i wyciąganiu kasy przez przemysł farmaceutyczny, że tez im się nie znudzi. Pewnie jakby przejrzeć artykuły z poprzedniego roku to może by się znalazło identyczny i tak co roku.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Domi5 09-11-2012, 21:17
Dodatkowo proszą o finansowe wsparcie prywatne osoby. To jest już szczyt bezczelności, ale pewnie znajdą jakichś biednych naiwniaków, którzy będą wspierać bezcelowe badania.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: IQQ 05-12-2012, 23:24
Bardzo leży mi na wątrobie uświadamianie ziomali w kwestii zdrowia i poczynań MM (morderczej medycyny), dlatego wklejam artykuł wygrzebany przez użytkownika Bladymamut.


"RAK JEST WYLECZALNY Z NATURY
Dr Stanisław Rymsza
(Artykuł opublikowany w tygodniku „Ład” 27 października 1985 r.)

W związku z artykułem R. J. Baja pt. „Adwentyści wobec nowotworów” (Ład nr 33) poczuwam się do obowiązku moralnego i naukowego ukazania wyników moich badań biologicznych nad profilaktyką i autoterapią raka.

Tę wielką sprawę ogólnoludzką zapoczątkował drobny „prywatny” konflikt z medycyną, reprezentowaną przez kilku lekarzy pracujących w klinikach, którzy odmówili mi współpracy, „nie ufając nowinkom biologicznym”. Byłem więc zmuszony uciec się do testu publicznego. W styczniu i lutym 1954 r. w ramach akcji odczytowej TWP wygłosiłem cztery popularnonaukowe prelekcje otwarte o moich badaniach nad rakiem u zajęcy i królików oraz obserwacjach porównawczych chorych ludzi. Umówiłem się ze słuchaczami, aby donosili mi o każdym pozytywnym i negatywnym wyniku zastosowania przedstawionej im mojej metody sterowania samoleczeniem się organizmu w każdym przypadku (wykrytego przez specjalistyczną medycynę) raka u nich i ich bliskich. Odtąd w ciągu 25 lat otrzymałem 46 takich doniesień pozytywnych (guzki sutkowe — 32, nadżerki szyjki macicy — 8, guzy wątroby — 2, induratio penis — 2, nowotwór skóry — 1, rak płuc — 1). Negatywnych zaś nie otrzymałem. A te contra factum non valet argumentum, więc nie czekając zaplanowanej początkowo setki (do bilansu procentowego), opisałem te godne uwagi owoce moich zignorowanych przez medyków „nowinek biologicznych” i rozesłałem komunikat do wszystkich uczonych parających się tą problematyką.
Był to wynik moich żmudnych badań: odkrycie nowej prawdy o specyficznej roli kwasu L-askorbinowego (C6H8O6) w tworzeniu się i funkcjonowaniu fagocytów, zdolnych do pożerania komórek rakowych. Mikrobiologicznie, ponad wszelką wątpliwość stwierdziłem, że ten kwas (acidum L-ascorbinicum), zwany witaminą C, przekształca bierne leukocyty, zwłaszcza neutrofilne, w aktywne fagocyty, które drapieżnie bronią organizm przed wszelką infekcją zewnętrzną i przed neocytozą wewnętrzną, zakłócającą jego genetyczny porządek rozwojowy, stabilnie zaplanowany w DNA. Pełne zaopatrzenie krwi i limfy w molekuły witaminy C tak potężnie uzbraja tworzące się pod jej wpływem fagocyty i makrofagj, że absolutnie żadne obce mikroorganizmy nie są zdolne rozwijać się w jej środowisku osmotycznym. Tu fagocyty przy pomocy witaminy C rozpuszczają (rozmiękczają) ścianki niepotrzebnych komórek egzogennych (mikroby chorobotwórcze) i endogennych (tkanki martwicowe, neocyty i neoplazy rakowe), a następnie je pożerają, same przy tym ginąc i trupami swymi wypełniając gruczoły chłonne, skąd są systematycznie wydalane do moczu jako tzw. „ciała ropne”, znane powszechnie z elementarnych analiz lekarskich.
W świetle tej prawdy o kwasie L-askorbinowym, witamina C może śmiało awansować do rangi wymarzonego przez ludzkość panaceum. Jeżeli wszyscy będą mieli zawsze swoją krew nasyconą witaminą C, to nie tylko rak, ale również inne dolegliwe cierpienia (grypa, katar, torbiel przyzębna, szkorbut, etc.) zostaną wykreślone z rejestru chorób człowieka. Są tu jednak pewne bardzo istotne restrykcje, które przeoczają inni badacze (np. Pauling). Dlatego ich wyniki są połowiczne, a wnioski błędne. Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, ze witamina C nie jest lekiem sensu stricte, lecz koniecznym składnikiem organizmu, jak woda (H2O) i sól (NaCl), których naturalne uzupełnienie należy do kulinarii — nie do terapii. Dopiero brak tych składników lub ich niedobór wywołuje stany chorobowe, wymagające ingerencji medycyny. Takim właśnie deficytowym składnikiem krwi człowieka jest dziś kwas L-askorbinowy (C6H8O6), którego ubytek powiększa się coraz bardziej w miarę postępu technizacji życia codziennego (wibracja, promieniowanie, hałas, ultradźwięki) i chemizacja pokarmów (konserwacja, dezynfekcja, dezynsekcja). Szczególnie szkodliwa tu jest pironizacja żywności, zapoczątkowana wkrótce po wynalazku ognia, a dziś doprowadzona do perfekcji. Surówki spożywa człowiek coraz rzadziej. A więc, w rezultacie deficytu witaminy C w jego krwi, rozwijają się tzw. „choroby cywilizacyjne”, pośród których rak zajmuje czołowe i najgroźniejsze miejsce, pobudzając uczonych (Rosenthal, Galio) do snucia najbłędniejszych hipotez i teorii. Np. nie wiedzą oni, że modny dziś interferon jest bezwartościowym odpadkiem (askorbinofagocytozy) antagonistycznych wirusów, a więc „śmieciem” witaminy C.
Rola witaminy C w organizmie jest dwojaka. Primo: jest ona konieczna jako czynnik (enyzm askorbinaza) metabolizmu, bez którego proces życia (przemiana materii) byłby niemożliwy. Secundo: służy fagocytom i makrofagom jako niezbędne narzędzie obrony organizmu przed egzo- i endoinfekcją. Stosownie do tej dwoistej funkcji witaminy C, jej zapas w organizmie dzieli się niejako na dwa magazyny. Pierwszy — bazowy, konstytutywny, stały, metaboliczny, nienaruszalny (na rzecz drugiego). Drugi — obronny, niestały, ilościowo zmienny, w zależności od dopływu z zewnątrz, z pokarmów, zużywalny po zaspokojeniu zapotrzebowań pierwszego (po jego nadmiarze ilościowym).
Normalnie organizm sam wytwarza witaminę C dla obu tych „magazynów” w dostatecznej ilości. Niestety, cywilizacja techniczna permanentnie utrudnia to wytwarzanie oraz niszczy (denaturalizuje) potrzebne do tego surowce pokarmowe. Stąd wiele ludzi nie posiada dostatecznego stężenia witaminy C we krwi, wystarczającego na zaopatrzenie obu tych „magazynów” stale się opróżniających wskutek procesu życia i obrony fagocytarnej. Cywilizacja techniczna prowadzi do tego, że te zapasy witaminy C zabezpiecza już tylko zaspokojenie konstytutywnych potrzeb metabolizmu i to w coraz uboższym zakresie. Na potrzeby obronne mamy jej coraz mniej. Wynaturzony przez technikę i starzejący się organizm wytwarza ją coraz skąpiej, a schemizowane pokarmy dostarczają coraz mniej surowca przydatnego na to wytwarzanie. Oba te nieszczęścia idą w parze! Na ich tle powstają różne choroby zakaźne, które medycyna nauczyła się zwalczać za pomocą osobnych szczepionek. Ale wobec neocytozy kancerogennej okazała się bezradna, wskutek niewiedzy o istotnej roli witaminy C w organizmie, gdzie ona stanowi uzbrojenie fagocytów, zabijających i pożerających wszelkie niepotrzebne komórki (neocyty, mikroby, nekroby).
Odkrycia tych niepodważalnych prawd o witaminie C dokonałem na zasadzie: necessitas mater, studiorum. W roku 1952 lekarze stwierdzili, że mój najbliższy przyjaciel jest chory na „raka wątroby z przerzutem na płuca”. Zaproponowali jako jedyny ratunek chirurgiczne usunięcie guza oraz rentgeno- i chemioterapię z gwarancją życia przez 2 lata po operacji. Odrzuciłem tę „łaskę” medycyny i jako biolog na własną rękę podjąłem walkę ze śmiercią człowieka, poświęcając badaniom ponad 400 królików, co zawdzięczam pomocy prof. Jana Dembowskiego, który uwierzył w moją hipotezę intuicyjnie. Po wielu eksperymentach stwierdziłem, że 88 procent rakowatych królików powróciło do zdrowia po wprowadzeniu dużych dawek witaminy C do ich pożywienia. Dalsze próby, już po wyeliminowaniu dostrzeżonych błędów transplantacyjnych, wykazały 100-procentowe wyzdrowienie zwierząt, dożywianych witaminą C. Podkreślam: dożywianych! — nie leczonych! Onkolodzy bowiem pouczyli mnie, że witamina C jest lekiem za mało toksycznym, więc nie zatruje raka(!).
Równolegle z królikami i mój najbliższy przyjaciel został w ten sam sposób uratowany od niechybnej śmierci, prognozowanej przez medycynę. Już w styczniu 1954 r. był on prawie zdrowy: z płuc całkowicie zniknęły wszystkie 4 guzki wielkości fasoli, a na wątrobie guz (wielkości mandarynki) zmalał do rozmiarów orzecha laskowego. Po następnym roku RTG nie wykazał już żadnych zmian. A niedoszły „umarlak” jest dziś uosobieniem zdrowia i siły (mężczyzna ten liczy dziś lat 89, 180 cm, 89 kg). Przez ostatnie 25 lat, odkąd pozbył się swego raka, nie chorował ani razu, nawet na katar — wyraźnie odmłodniał. A to dzięki witaminie C, której dawkę obliczyłem mu na 9 g dziennie krystalicznego kwasu L-askorbinowego, rozpuszczonego w litrze wody z cukrem. Po wyzdrowieniu pacjenta redukowałem stopniowo tę dozę aż do 2 g, które utrzymałem na stałe jako minimum profilaktyczne, wykluczające nawrót nowotworu — co również wybadałem na zwierzętach. A więc (uczciwie wyprodukowanych przez „Polfę”) 18 drażetek a 0,2 g witaminy C dziennie całkowicie zabezpiecza mu zdrowie przed nowotworami, ale również przed innymi chorobami i schorzeniami.
Jako wskaźnik kontrolny nasycenia organizmu kwasem L-askorbinowym przyjąłem jego śladową obecność w urynie. Kto w moczu ma kwas askorbinowy, temu nie grozi rak ani inna choroba. Zrozumiała więc jest naiwność amerykańskich uczonych (np. Burzyńskiego), którzy z moczu wypreparowują ten nadwyżkowy odpadek witaminy C jako specyficzny „antyneoplaston”. Przecież to substancja już mało aktywna biochemicznie, „zmęczona” pracowitą wędrówką po organizmie! Ale oni tego nie rozumieją i nie wiedzą, że to odpad witaminy C.

Odkrywszy tak niezwykłe walory witaminy C, przeprowadziłem bardzo dokładne badania mikrobiologiczne i biochemiczne nad jej działaniem. Tu m.in. okazało się, że jest ona bardzo wybredna i kapryśna pod względem „towarzyskim”. We krwi nie znosi ona obecności alkoholi, alkaloidów, glikoalkaloidów, sulfamidów, etc. Pod ich wpływem struktura kwasu L-askorbinowego ulega przekształceniom izomerycznym i traci niektóre atomy, przemieniając się w kwas dihydroaskorbinowy (C6H6O6) albo w inne bezwartościowe „askorbiniaki” (kwasy: D-askorbinowy, L-izoaskorbinowy, D-izoaskorbinowy), których mieszaninę fabryczną sprzedają apteki pod nazwą „witamina C”, ale bez literki „L” przed nazwą łacińską: acidum ascorbinicum. To pociąga za sobą bezskuteczność terapeutyczną i profilaktyczną tej handlowej witaminy C. A w organizmie traci ona wszelką wartość ochronno-fizjologiczną, gdy spotyka tam różne „używki” przyjemnościowe, niestanowiące pokarmu.
A zatem kto chce mieć w swoim organizmie prawidłową gospodarkę askorbinową, gwarantującą absolutne zdrowie pod każdym względem, ten musi zrezygnować z wielu rozkoszy „cywilizacyjnych”, jakimi codziennie zanieczyszcza swoją krew (alkohol, nikotyna, kofeina, solanina etc.). To jest warunek konieczny skuteczności działania witaminy C, którą należałoby ustawowo wprowadzić do wszystkich produktów spożywczych, poddając je askorbinizacji przemysłowej. Bo tylko w ten sposób wszyscy ludzie będą mieli krew nasyconą tą witaminą bez uciążliwej konieczności łykania drażetek. Opłaciłoby się to wielokrotnie bardziej niż budowanie kosztownych ośrodków onkologicznych — albowiem tańsze jest zapobieganie aniżeli leczenie.

Aby uniknąć nieporozumień powtarzam, że tylko jeden kwas askorbinowy jest witaminą C, chociaż wszystkie one mają identyczny wzór ilościowy (C6H8O6), z wyjątkiem dihydroaskorbinowego (C6H6O6). Różnica polega na budowie molekuł (drobin) tych kwasów. Prawdziwa witamina C musi mieć literkę „L” przed swą nazwą: acidum L-ascorbinicum. To jest klucz do zagadki, na której załamują się badania i odkrycia wszystkich uczonych. A ich kosztowny interferon jest mało skuteczny, bo to odpad fagocytarny kwasu L-askorbinowego, powstający przy antagonizacji wirusów.

Dr STANISŁAW RYMSZA"
http://astromaria.wordpress.com/zdrowotny-hyde-park/comment-page-19/#comment-41981


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: brajan30 06-12-2012, 00:46
Bardzo leży mi na wątrobie uświadamianie ziomali w kwestii zdrowia i poczynań MM (morderczej medycyny), dlatego wklejam artykuł wygrzebany przez użytkownika Bladymamut.

"RAK JEST WYLECZALNY Z NATURY
Dr Stanisław Rymsza
(Artykuł opublikowany w tygodniku „Ład” 27 października 1985 r.)
Trzeba tylko dodać że Pauling przez większość swego życia przyjmował giga dawki witaminy C, ale nie uchroniło to jego przed... rakiem, giga dawki tej witaminy ile zdołały tyle "zamaskowały" chorobę która latami się rozwijała, czyli nawet giga dawki witaminy C, nie zatrzymały rozwoju choroby nowotworowej.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 06-12-2012, 06:58
Oczywiście, że z tą witaminą C to po prostu bajki. Jest tych bajek tyle, że można pacjentom opowiadać do rana: seneca oil, amigdalina, soki Gersona, woda utleniona, pasta Budwig, soda oczyszczona, i tak dalej, i dalej, i dalej. Pacjenci to łykają, bowiem są przekonani, że coś trzeba "brać", żeby być zdrowym. Pacjentyzm to taki stan umysłu, w którym nie przyjmuje się do wiadomości, że przyczyną choroby jest nadmiar pewnych substancji, ogólnie zwanych toksynami, który rozchwiewa wewnętrzną równowagę organizmu, zwaną homeostazą, co z kolei sprzyja powstawaniu wszelkich chorób, z nowotworem włącznie.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 06-12-2012, 11:38
Bardzo przystępnie napisane :)


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Domi5 06-12-2012, 20:57
Ludzie lubią brać tabletki, gorzej jest jeśli trzeba coś z siebie dać i przykładowo zrezygnować ze śmieciowego jedzenia. Zmienić swoją dietę i przyzwyczajenia potrafią tylko ci, którzy naprawdę chcą trwale poprawić swój stan i wyczerpali już wszystkie powszechnie znane drogi do poprawy zdrowia czyli obeszli już wszystkich lekarzy, stosowali dostępne leki itp. Mało jest osób, które będą dbać o siebie zanim zaczną się problemy ze zdrowiem. Takich artykułów o witaminie C jest dużo w Internecie i pewnie znajdzie się dużo osób, które po przeczytaniu tego artykułu zaczną szpikować się witaminą C, nic nie zmieniając w diecie i będą miały poczucie, że dbają o zdrowie bardziej niż inni.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Travis 07-12-2012, 02:01
Mało jest osób, które będą dbać o siebie zanim zaczną się problemy ze zdrowiem.
Otóż to. Jest to przykre, ale tak po prostu jest. Kto nie zaznał utraty zdrowia, ten nie wie jak cenne ono jest. A wyjątkiem jest tutaj zdaje się p. Słonecki, pewny nie jestem ale III tom sprawę wyjaśni myślę.

Zastanawiam się co by robili teraz najbardziej przykładni Biosłonejczycy, gdyby nie stracili zdrowia, a raczej tej prowizorycznej protezy. Ja strzelam, że jedliby teraz kanapki...

Wygląda na to, że tylko idąc pod górę można dojść na szczyt, natomiast idąc po równym co najwyżej do najbliższej apteki czy biedronki.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Grześka 13-01-2013, 15:58
Moim skromnym zdaniem specyfiki niekonwencjonalne działają. Ale one pomagają organizmowi zwalczyć dziadostwo. Ale co z tego jak najpierw chemioterapia zniszczy organizm potem po kolejnej seri chemi padnie odporność a na koniec dowalą lamp żeby zwłókniły mięśnie serce też. niedawno przeszedłem całą drogą z teściową. Ale ona uwierzyła twardogłowym przedstawicielom koncernów farmaceutycznych. Jak daliśmy jej enzymy brała aż lekarz odradził bo słabiają chemię 4 już z kolei. Potem brała chapparal ale dostała rozwolnienie o odłożyła.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Beza 13-01-2013, 18:09
Mało jest osób, które będą dbać o siebie zanim zaczną się problemy ze zdrowiem.
Otóż to. Jest to przykre, ale tak po prostu jest. Kto nie zaznał utraty zdrowia, ten nie wie jak cenne ono jest. A wyjątkiem jest tutaj zdaje się p. Słonecki, pewny nie jestem ale III tom sprawę wyjaśni myślę.

Zastanawiam się co by robili teraz najbardziej przykładni Biosłonejczycy, gdyby nie stracili zdrowia, a raczej tej prowizorycznej protezy. Ja strzelam, że jedli by teraz kanapki...

Wygląda na to, że tylko idąc pod górę można dojść na szczyt, natomiast idąc po równym co najwyżej do najbliższej apteki czy biedronki.

Wydrukuję sobie to i powieszę na lodówce!!! Trafione w samo sedno. Ja niestety do tych osób należę. Mój stan zdrowia nie jest idealny, ale aż tak nie mogę narzekać. Bardziej dbam o siebie i dzieci a mężowi gderam jak je jakieś wynalazki! A ja? Właście wciągnęłam dwie kromki chleba z cebulą smażoną, którą co prawda uwielbiam i bagietkę z czosnkiem a skąd? No właśnie ta prosta droga skierowała mnie do Biedronki...!
Właśnie się drukuje, duża czcionka i do tego czerwona!


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Domi5 18-01-2013, 10:11
Beza, a ten chleb i bagietka z Biedronki? Gluten nie jest naszym przyjacielem.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Beza 18-01-2013, 23:26
Cytat
Beza, a ten chleb i bagietka z Biedronki? Gluten nie jest naszym przyjacielem.
Właśnie o to mi chodziło, że ja to dobrze wiem, i bardzo się staram wprowadzić to w praktykę. Małymi kroczkami dojdziemy do celu... :)


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Helusia 05-11-2013, 20:10
Dzisiaj natknęłam się na tę stronkę http://bez-raka.com/v1-2-2-2/, czy ktoś miał tę książkę i co o tym sądzi.

Jest podobno w tej książce remidium na raka, ale dopóki jej nie kupisz, to nie wiadomo co to jest za złoty środek. Przypuszczam, że to jakaś ściema, aby wyprzedać zalegające książki. Dlatego zapytałam, czy ktoś z forumowiczów czytał tę książkę i co to za remedium, o którym tak tajemiczo piszą w opisie, a nie podają konkretów.


Tytuł: Odp: Lekarstwo na raka?
Wiadomość wysłana przez: Kozaczek 06-11-2013, 12:22
Przypuszczam, że to jakaś ściema aby wyprzedać zalegające książki

Dobrze myślisz. Tego w internecie jest pełno.