Niemedyczne forum zdrowia

BLOK PORAD, POMOCY I WYMIANY DOŚWIADCZEŃ => Zdrowie psychiczne na własne życzenie => Wątek zaczęty przez: Maninthemirror 31-10-2014, 19:07



Tytuł: Ostracyzm społeczny?
Wiadomość wysłana przez: Maninthemirror 31-10-2014, 19:07
Ponad dwa miesiące żyję według Biosłone, a przynajmniej się staram na ile jest to możliwe. Rozmawiałem o tym z wieloma osobami, kogo bym nie spytał, każdy mi mówi, że po zjedzeniu buraków czy barszczu mają zmieniony kolor moczu. Wszyscy moi znajomi, cała rodzina, nowo poznane osoby. Dużą część tych osób uważałem za okazy zdrowia: ładna cera, szczupła sylwetka, żadnych nałogów, żadnych dolegliwości. Co do tego, że z moim układem pokarmowym jest coś nie tak nie mam złudzeń, ale zastanawia mnie cała reszta, bo gdybym przeprowadzał sondaż wyszłoby, że 100 procent społeczeństwa ma dziurawe jelita. Co nie zmienia faktu, że dalej z uporem maniaka walczę o swoje. Wszyscy patrzą na mnie jak na idiotę "tego nie zjem, tego nie mogę, to też nie". Życie towarzyskie przestaje powoli istnieć. Moja babcia, dziadek, rodzice, czy inni nie potrafią zrozumieć... A na mnie, gdy zaczynam gadać językiem Biosłonejczyków, patrzą jak na dziwaka. Ważna jest dla mnie rodzina... chyba bardziej niż moje zdrowie, i nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam. Moja babcia lubi gotować, spotkania rodzinne są u nas bardzo często, a ja je lubię. Tyle, że jej gotowanie, bądź innych osób, to całkowite przeciwieństwo diety prozdrowotnej. Schudłem już 10 kg, obrączkę musiałem zmniejszyć o dwa rozmiary z 10 na 8, ponieważ spadała mi z palca. Wszyscy mi mówią, że źle wyglądam, że marnie wyglądam, pytają czy jestem chory itd. Co prawda od 10 lat zmieniam diety i jak na razie bez większych rezultatów. Zamiast żyć cały czas walczę o powrót do zdrowia. Zmęczony tym jestem. Tak bardzo zależało mi na powrocie do zdrowia, że zmieniłem nawet pracę na taką, gdzie zarabiam dużo mniej i nie sprawia mi ona żadnej frajdy. Niestety ówczesna praca wiązała się z częstymi wyjazdami za granicę, gdzie nie miałbym możliwości jakiejkolwiek diety ani do tego warunków. Ostatnio mam strasznego doła w związku z tym wszystkim... Czasem mam wrażenie, że wszyscy dookoła mnie są powaleni czasem, że to ze mną coś nie tak.


Tytuł: Odp: Ostracyzm społeczny?
Wiadomość wysłana przez: Bunia 31-10-2014, 21:04
Po tylu latach z Biosłone wiem już, że nie warto uszczęśliwiać kogoś na siłę. Wszyscy wokół wiedzą, że jem nieco inaczej. Jak chcą się czegoś dowiedzieć, chętnie odpowiem, nawet się rozwinę. Umiem też rozpoznać, kogo denerwuję moją innością.
 Na przyjęciu, spotkaniu zawsze jest coś, co można zjeść, więc mam to na talerzu. Nikt się nie czepia, że nie jem. A że właśnie to? Bo to lubię najbardziej. Nie tłumaczę, czemu. Jest powściągliwość, jest spokój.


Tytuł: Odp: Ostracyzm społeczny?
Wiadomość wysłana przez: Kalina 31-10-2014, 21:31
Cytat
Czasem mam wrażenie że wszyscy dokoła mnie są powaleni czasem, że to ze mną coś nie tak.
Też tak mam :).


Tytuł: Odp: Ostracyzm społeczny?
Wiadomość wysłana przez: Kinia 31-10-2014, 22:14
Ja też. :)
Ale warto.
U mnie powoli niektóre bardzo trudne osobniki się przekonują, bardzo powoli. Przede wszystkim muszę walczyć o dziecko, bo jakąż jestem okrutną matką, która "głodzi" malucha i pozwala mu wychorować się bez ingerencji lekarzy i leków. Nie jest łatwo. Rodzina, jak Cię kocha, to w całej rozciągłości będzie Cię musiała zaakceptować i tyle. Trzymaj się. :)


Tytuł: Odp: Ostracyzm społeczny?
Wiadomość wysłana przez: Maninthemirror 31-10-2014, 23:13
Na przyjęciu, spotkaniu zawsze jest coś, co można zjeść, więc mam to na talerzu.

Też tak z początku myślałem, ale tak nie jest. Od początku pytałem o każde danie, czy to w restauracji czy na proszonych obiadkach, kolacjach i doszedłem do wniosku, że mąka pszenna, bułka tarta, planta, masła roślinne i cała gama innych rzeczy dla mnie niekorzystnych jest wszechobecna. Najgorzej było we Włoszech, gdzie spędzałem najwięcej czasu. 90% to dania mączne, nawet owoce morza panierują. Jedyne danie, najdroższe zresztą, to był stek i sałatka, z której wybierałem pomidory. To samo w Chinach zresztą, w Niemczech jeszcze można na wurstach i sznyclach przeżyć, najlepiej było na Ukrainie, dużo kiszonek, mięsa i warzyw, ale tam nieczęsto jeździłem. Jakiś czas temu wybraliśmy się do amerykańskiej knajpy, gdzie serwuje się głównie steki z dodatkami. Pytam panią po kolei, ona nic nie wie, biedna się zestresowała, wszyscy się na mnie patrzą przy stole jak na sadystę, który pyta o jakieś głupoty. Moja babcia zużywa miesięcznie 20 kg mąki pszennej szymanowskiej. :) W domu mieszka 8 osób plus często mają gości. Placki, knedle, pierogi, leniwe, kopytka, naleśniki, ciasta, kluski lane, itd. to standardowe przysmaki mojego rodzinnego domu. Mąka dla nich jest ważniejsza od cukru, codziennie kupują chleb w ilościach hurtowych... A smażenie na plancie to coś normalnego.