Niemedyczne forum zdrowia

BLOK OGÓLNY => Korzyści stosowania metod prozdrowotnych => Wątek zaczęty przez: Shadow 23-05-2015, 11:21



Tytuł: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 23-05-2015, 11:21
Tekst długi, ale w pełni opisuje historię mojego zdrowia. Od razu na wstępie dziękuję Mistrzowi za to, że powstał ten zbiór informacji oraz że chce się dzielić z innymi praktycznie za darmo tak cenną wiedzą oraz praktycznie za darmo pomagać ludziom bezpośrednio dzieląc się z nimi swoją energią.

Wiele osób tutaj musiało upaść na samo dno, by w ogóle dowiedzieć się jak działa nasz organizm, by potem odbić się i mieć lepsze zdrowie niż niektórzy pozornie "zdrowi".

Wróćmy do początku tego, co pamiętam.

Mam jakieś 2 lata. Jestem w szpitalu. Pamiętam, że miałem sine usta i trochę palce u dłoni. Mówiono coś o dużym zapaleniu płuc. Widocznie były już problemy z dotlenieniem organizmu. W szpitalu w tak młodym wieku z tego powodu byłem chyba dwa razy. Zawsze kończyło się tak samo. Wyzdrowiałem, po czym mijały 2-3 tyg i znów byłem mocno chory na płuca. Pamiętam, że kazali mi brać dużo tabletek, dużo zastrzyków. Było ich sporo bo później podobno nawet już nie płakałem przy kłuciu. Przyzwyczaiłem się. Rodzice chcieli jak najlepiej. Lekarze pewnie w swoim podejściu też źle nie chcieli. Tak ich nauczono, tak powinno się robić. Ogólnie prawie w ogóle nie chciałem jeść. Pamiętam, że po prostu nie byłem głodny, a jedzenie wciskane na siłę, zwykle zwracałem lub mieliłem w buzi kilka godzin i wypluwałem.

Podczas moich narodzin lekarz złamał mi obojczyk. Nie odczuwam póki co żadnych niedogodności z tego powodu, oby tak zostało.

Nieustanny krąg moich chorób, brania leków by wyzdrowieć na 2 tyg i znów być chorym trwał chyba rok albo dwa w zasadzie po pół roku od urodzenia. Rodzice byli załamani. Ciągle leżałem w łóżku chory. Myślę, że nie byłoby ze mną dobrze, gdyby rodzice wreszcie nie trafili na lekarza, który całkowicie zabronił przyjmowania leków typu antybiotyki i zajął się wzmacnianiem mojego organizmu, odporności. Pamiętam, że zawsze oglądał mi język. Po jakimś czasie przyjmowania suplementów, witamin mieszanych na miejscu w jego aptece/laboratorium, przestałem chorować. Wtedy zaczął poprawiać mi się apetyt. Organizm mocno się wzmocnił. Wydawało mi się, że jestem zdrowy. Praktycznie w ogóle później nie chorowałem. Mieszkając na wsi odżywiałem się raczej zdrowo, jak to na wsi, ale oczywiście z chlebkiem.

Od urodzenia byłem mizerny, chudy, mały, mało jadłem. Mimo to, mój dalszy rozwój przebiegał bez większych problemów. Byłem bardzo zdolny. Bez żadnej nauki w domu przychodziłem i rozwiązywałem sprawdziany z matematyki na 5, byłem pierwszy w klasie. Praktycznie wystarczało mi tylko uważanie na lekcji. Język angielski też w sumie wpadł jakoś tak "niechcący" podczas korzystania na komputerze z gier anglojęzycznych. Nigdy się go nie uczyłem, a umiałem go już w stopniu wysoce komunikatywnym w gimnazjum. Jestem leworęczny, lecz w szkole nauczono mnie pisać prawą ręką, przez co być może moje pismo jest mało czytelne. Ogólnie moja pewność siebie była na bardzo niskim poziomie. Jako dziecko zawsze byłem najmniejszy, mizerny i trochę spychany na bok przez grupę dzieci, z którą się bawiłem. Dzieci w okresie nauczania początkowego oraz podstawowego są bezwzględne i rządzi prawo silniejszego. Później często byłem obiektem drwin i kozłem ofiarnym z powodu swojego mizernego wyglądu i łagodnego podejścia. Wydaje mi się, że mocno się to odbiło na mojej późniejszej pewności siebie, a raczej jej braku w gimnazjum, liceum i początku studiów.

Szczepionkę na pewno dostałem jedną, bo mam po niej ślad na lewym ramieniu. Czy więcej, nie wiem.

Pamiętam, że podczas wejścia w okres dojrzewania miałem tiki nerwowe powiek oraz oczu. Takie rozszerzanie powiek bardziej niż normalnie są otwarte. Moja siostra cioteczna też to miała. Przeszło samo, nie brałem na to żadnych leków. Dalej praktycznie w ogóle nie choruję, rodzice się cieszą.

Pewnego dnia na jakichś zajęciach dodatkowych po lekcjach jest burza mózgów. Siedzimy w kole. Każdy zgłasza się z nowym pomysłem. Ja też coś wymyśliłem, zgłaszam się, chcę coś powiedzieć i okazało się, że zapiałem dosyć wysokim głosem i musiałem mocno odkrztusić coś, aby móc dalej mówić. Wtedy pierwszy raz doświadczyłem objawów grzybicy tchawicy, lecz o tym nie wiedziałem. Nauczyłem się, że przed każdą wypowiedzią odchrząkiwałem coś i było ok. Jak sobie teraz to przypomnę, to wskazałbym wtedy 2 lub 3 takie osoby. Mniej więcej w tym okresie zauważyłem też, że mocz po zjedzeniu buraków jest różowy. Wszyscy dookoła mówili, że po burakach to normalne, że każdy tak ma.

Przychodzą czasy liceum. W liceum wskoczył też nowy poziom nauczania. Poszedłem do najlepszego liceum w powiecie jako bardzo zdolny uczeń. Poziom był naprawdę wysoki. Myślę, że wtedy zaczęło się osłabianie mojego organizmu przez słabe odżywianie i mocny stres z powodu wysokich oczekiwań co do wyników mojej nauki. Stres był często - niezapowiedziane kartkówki, sprawdziany, wyrywkowe pytanie na ocenę. A ja wcześniej byłem przecież bardzo dobrym uczniem. Rodzice też mieli jakieś oczekiwania. Moja średnia spada z piątek na trójki, więc ich nie spełniałem. Ogólnie bardzo wiele osób ma podobną średnią, a tylko pojedyncze osoby czwórki czy piątki. Rodzice chcieliby jednak, abym był tak jak w gimnazjum, czyli chociaż czwórki, ew. piątki.

Zaczynam zyskiwać zakola. Wypadają mi włosy w typowy dla facetów sposób. Rodzice, tłumaczą mi, że to dziedziczne, bo mój brat cioteczny oraz dziadek, również stracili sporo włosów w wieku ok. 20 lat. Dziadek z bratem ciotecznym stracili wtedy od razu wszystkie włosy. Trochę się przeraziłem. Zaczęły mi się wtedy też mocno przetłuszczać włosy. To było koszmarne, nic nie pomagało. Na szczęście znalazłem gdzieś mądrą informację, że aby pozbyć się przetłuszczającej skóry głowy, trzeba ją właśnie natłuszczać i najlepiej nie myć chemią. Myłem głowę najpierw co 3 dni, potem raz w tygodniu. Przy krótkich włosach było to możliwe. Po jakimś miesiącu unormowało się.

Najgorsze jednak było to uczucie braku energii. Po prostu najchętniej po każdej lekcji bym się przespał. Tylko stres przed lekcją, na której mogła być kartkówka w sumie nie pozwalał mi na osłabienie. Widziałem to jeszcze u kilku osób z klasy. Przez całe liceum było raczej słabo z moją energią. Wracałem ze szkoły i musiałem z godzinę poleżeć, żeby w ogóle funkcjonować. Taka sytuacja ciągnęła się za mną aż na studia.

Po jako tako zdanej maturze z rozszerzonej matematyki, której wynik pozwalał mi na studia na Politechnice, wybrałem kierunek, który wtedy wydawał mi się najbardziej pasujący do mojej pasji oraz dający jakąś perspektywę na przyszłość: Automatyka i Robotyka. Niestety jest to kolejny ciężki kierunek, na którym 3/4 osób odpada w pierwszym roku. Rywalizacja jest kosmiczna. Stres jeszcze większy, bo w razie niepowodzenia wisi nad nami klęska powtarzania roku. Rodzice byliby załamani. Stan ciągłego braku energii powiększał się. Do tego trudność przedmiotu zawsze zależała od prowadzącego zajęcia. Niektórzy u jednego prowadzącego mogli małym kosztem uzyskać zaliczenie przedmiotu, gdzie z tego samego przedmiotu u innego prowadzącego oblewała cała grupa... Bardzo frustrujące. Po każdych zajęciach musiałem leżeć z godzinę po ciemku, aby jakoś ogarniać podstawowe sprawy bez bólu z tyłu głowy. Po pierwszym roku dowiedziałem się, że pewien student z naszego roku mimo zaliczonych wszystkich przedmiotów (w 1 roku udało się to tylko ok. 15 osobom na 120) zrezygnował. Musiałem dowiedzieć się dlaczego, taka osoba rezygnuje. Po rozmowie okazało się, że rezygnuje, bo boi się tego, co może się mu trafić w kolejnych latach. Stwierdził, że ten rok był tak ciężki, kosztował go tak dużo, że on nie zniósłby tego jeszcze raz, a porażka to byłaby dla niego katastrofa, więc zrezygnował. W sumie właśnie wtedy wg mnie odniósł porażkę, poddał się.

Na 3-cim roku, po rozstaniu się z dziewczyną, wg. mnie z powodu mojego braku dostatecznej pewności siebie oraz problemów z brakiem energii, przeniosłem się z mieszkania do akademika. Tu zaczęło się kiepskie odżywianie razy dwa. Nie chodzi o alkohol czy inne używki. Raczej unikałem. Nigdy nie poddawałem się wpływowi otoczenia. Ilość energii trochę wzrosła, bo zajęć było już mniej i stresu również. Więcej zajęć praktycznych, więcej czasu na jedzenie. Do tego społeczność akademicka raczej nie była zestresowana. Byli tam ludzie z różnych kierunków i tych łatwych, i tych trudnych. Pozwalało mi się to trochę bardziej rozluźnić. Problemem była zwiększona ilość chleba oraz słodyczy, żywności przetworzonej, batoników, chipsów, słodkich płatków czekoladowych z mlekiem. Jadłem tego dużo. Nawet lekko przybrałem na wadze, co było zaskoczeniem, bo zawsze byłem raczej chudy, bez względu na to, ile jadłem. Wtedy zaczęły się ogólne problemy ze skórą. Najpierw na skórze głowy pojawiały się takie jakby sypiące się obszary. Jakby łupież. Potem zaczęło się to pojawiać na twarzy oraz ramionach, ale raczej małe obszary. Wizyta u dermatologa: ŁZS (Łojotokowe Zapalenie Skóry). Mówię mu, przecież moja skóra się nie przetłuszcza? Odpowiedź: to są objawy tego zapalenia i tyle. Kolejnych dwóch dermatologów powiedziało to samo. Dostałem jakieś maści, które faktycznie likwidowały objawy ale po przeczytaniu ulotki, że jest to lek, który w jakiś sposób blokuje reakcje organizmu stwierdziłem: "Ale ja nie chcę go blokować!". W dodatku po 2 tyg. i tak objawy skórne wracały, a wizja smarowania się co 2 tygodnie przez resztę życia czymś, co blokuje mój organizm, zmusiła mnie do przemyśleń.

Wtedy też zaczęło się odzywać serce. Dziwne kołatania, zatrzymania serca na 0.5 sek., po których następowały 3 mocne uderzenia. Często wiedziałem na ułamek sekundy wcześniej kiedy to nastąpi, bo pojawiało się charakterystyczne uczucie niepokoju w sercu. Krótka rozmowa z rodzicami, okazuje się, że mama też tak ma i bierze na to leki. Podobno nieuleczalne dla medycyny - leki do końca życia lub jakieś rozruszniki, czy inne rzeczy operacyjne. Czasem zdarzały mi się też wylewy lewego oka. Było prawie całe czerwone. Lekarze mówili, że to jakieś zapalenie i dawali krople.

Myślę sobie - przecież ja mam dopiero 24 lata! To był ten moment, w którym przestałem biernie uczestniczyć w swoim życiu. Zacząłem wyznaczać sobie cele i realny sposób, w jaki mogę je osiągnąć. Aż do teraz się dziwię, że przy takiej mgle umysłowej byłem zdolny do takiego postanowienia i zwrotu podejścia do mojego życia.

Po ukończeniu I stopnia studiowania, czyli inż., zmieniam pracę na lepszą i decyduję się na nie studiowanie II stopnia, czyli mgr. Uznałem, że nie warto się tak niszczyć, bo w dalszej perspektywie mgr przed inż. wiele nie zmienia, bo wszyscy patrzą na doświadczenie, a 3/4 wartości merytorycznej i tak jest na inż. Mgr to tylko powtórzenie wiedzy w szerszym zakresie. Uznała tak ponad połowa osób, które dotrwały do końca, czyli jakieś 15 osób. Praca akurat się trafiła blisko domu rodzinnego. W tej pracy była masakra. Praca w dziale Inżynieryjnym wymagała ode mnie ciągłej jasności umysłu, szybkiego myślenia, przetwarzania informacji, bardzo często po angielsku i sporo decyzji co do rozwiązań technologicznych. Wszystko było niemożliwe jak tylko zjadłem posiłek. Do pracy oczywiście tylko kanapki. Dzięki temu mogłem powiązać te fakty. Coś jest nie tak z tymi kanapkami skoro zaraz po zjedzeniu ich przez resztę dnia jestem jak zombie. Zacząłem eliminować chleb z diety. Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, w jak złym stanie przez to był mój umysł, w porównaniu do tego, jaki był powiedzmy w podstawówce. Rozmawiam z 2 osobami, one coś do mnie mówią a ja dopiero po kilku sekundach jestem w stanie przetworzyć, co do mnie powiedziały i odpowiedzieć. Uciekały mi oczywiste rozwiązania. Często się zawieszałem. O niczym wtedy nie myślałem, zupełna pustka i jednocześnie ulga, że o niczym nie muszę myśleć, przetwarzać. Odpoczynek. Byłem wtedy nieobecny. Traciłem wtedy w mojej opinii sekundy z życia.

Zacząłem mocno szukać w internecie. Przecież obecna sytuacja i rozwiązania medycyny są nie do zaakceptowania! Przez informacje wszystkich Ziębów i innych "autorytetów", trafiam na informacje o grzybie Candida. Robię test, no i niby wychodzi, że mam tego grzyba. Trochę się podłamałem, ale dosłownie w ciągu 5 min stwierdziłem, że się nie poddam. Dopóki żyję, żaden grzyb nie będzie mi dyktował, co mam robić, wysysał mojej energii ani niszczył mojego organizmu, mojego zdrowia... w zasadzie całego mnie, czyli wszystkiego, co dla mnie ważne.

Szukam rozwiązania problemu - trafiam na informacje Pana Andrzeja Janusa z 2005 roku. Oczywiście od razu wskakuję na jego dietę i powoli uświadamiam rodzinę, czemu tak jest, co będę jadł, a czego nie. Na początku trochę kłopotliwe, ale szybko udało mi się na to przestawić całą rodzinę (wielki sukces).

Niestety, dieta Pana Janusa uwzględniała chleb razowy domowego wypieku na zakwasie. Po miesiącu mój ogólny stan zdrowia i tak się sporo poprawiał, wracało trochę energii, ale poza tym nic. Po miesiącu złapała mnie infekcja. Nie była jakaś spektakularna, bez gorączki, ale powoli przechodziła przez nos do oskrzeli. Zatrzymała się na tchawicy lub oskrzelach i została tam bardzo długo. Naprawdę mocno mi piszczało i szumiało podczas oddechu. Słyszały to nawet osoby stojące obok mnie. Bolała mnie wtedy też tylna część lewego oka za każdym razem, jak nim ruszyłem. Wiążę to z częstymi wylewami tego oka. Widocznie coś tam było. Minęły 2 tyg., a ja jak miałem głośne świsty "niby" w płucach tak mam. 2 tydzień na zwolnieniu lekarskim, a rodzina naciska bym "wreszcie coś wziął", bo przecież jeszcze w szpitalu wyląduję. Nie chciałem brać antybiotyków, bo przecież Pan Janus zakazał. Uległem jednak i brałem przez 3 dni jakiś słaby antybiotyk, bo nic mi się nie poprawiało. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o Idei Biosłone.

Oczywiście ciągle czytałem, szukałem coraz więcej, kształciłem się ciągle. Wiedziałem, że to nie jest wszystko. Wręcz pożądałem rozwiązania. Ciągle o tym myślałem. Wiedziałem, że gdzieś jest rozwiązanie i prawda, a ja po prostu jeszcze tego nie znalazłem. W komentarzu pod artykułem Pana Janusa ktoś odpowiedział komuś, że jeśli czegoś nie wie i ma pytania do Pana Janusa, to może go znaleźć na forum bioslone.pl. I to był przełom.

Z forum od razu trafiłem na portal, a tam przecież cała podstawowa wiedza, jaka jest potrzebna laikowi. Przeczytałem kilka artykułów i coś zaczęło do mnie docierać. Im dalej czytałem, tym bardziej spójną całość stanowiły informacje z artykułów. Dosłownie wchłonąłem zawartość artykułów. Wałkowałem je przez tydzień w kółko. Nie istniało dla mnie forum, bo uważałem, że tylko niepotrzebnie zaciemni mi to obraz na początku, a tak duża zmiana od podstaw i tak była trudna. Z resztą w artykułach było wszystko, czego potrzebowałem. Od razu wdrożyłem miksturę i lekką zmianę diety z tej od Pana Janusa na całkowite wywalenie glutenu. Dowiedziałem się też o co chodzi z moją tchawicą i testem buraczkowym. Wyjaśniło się tak wiele, że moja wiedza i podejście do życia musiało się zmienić od podstaw. W krótkim czasie opowiadam rodzicom. W zasadzie bez pytania przygotowuje im mikstury i wyjaśniam, na co pomaga. Też zaczynają pić miksturę i mama wdraża dobry sposób żywienia dla całej rodziny skoro i tak jest szykowane w konkretny sposób dla mnie oraz zaczyna pić ze mną koktajle. Był spory opór, ze względu na to, czego nie można jeść, ale jakoś poszło. Chleb je w zasadzie tylko tata, na szczęście raz na jakiś czas. Był to dla mnie sukces, mimo iż wiele oporów przypłacone było kłótniami przez moją nadmierną nerwowość i wybuchowość.

Moje objawy skórne się nasiliły i zmieniły formę. Na początku z brzydkich jakby strupów pokrytych żółtym kolorem zrobiły się tylko czerwone plamki. Później dokładnie mogłem oddzielić poszczególne etapy tego oczyszczania, bo najpierw te miejsca mocno pulsowały, były bardzo czerwone, ale dalej faktura skóry była gładka, lekko ciepła. Następnego dnia faktura skóry była chropowata i się sypała. Nie obchodziło mnie to, jak to wygląda i jak odbierają mnie ludzie, bo czułem poprawę ogólnego samopoczucia. Wiedziałem, że tak musi być. Interesowało mnie tylko moje zdrowie. Teraz objawy są coraz mniejsze. Mam je już tylko na głowie i trochę na nosie. Wcześniej były też nad i pod oczami oraz na brodzie.

Później przeglądając forum, trafiłem na wątek o sercu. Kamil napisał, że dosłownie kilka wizyt u Mistrza wyleczyły go na dobre z problemów z sercem. Myślę sobie, jakie byłoby to wspaniałe, muszę spróbować. Nie miałem wtedy nic innego w głowie. Już dosyć mocno odczuwałem efekty złej pracy serca. Osłabienia i ogólna niechęć do ruchu. Do tego patrząc na koszulkę można było wyraźnie zobaczyć bicie mojego serca. Niewiele się zastanawiając postanowiłem spróbować. Sprawdziłem, gdzie trzeba dojechać, a gdy okazało się, że tylko 100 km, to od razu złapałem za telefon. Nie wiedziałem, czy rozmawiam z Mistrzem, więc spytałem czy gabinet jest w ogóle czynny, a jeśli tak, to od razu chcę się umówić na wizytę. Okazało się, że mogę przyjechać jeszcze w tym tygodniu w sobotę. To było zaledwie za 3 dni. Zaledwie i aż.

Wiedziałem, że ta wizyta albo kompletnie zburzy moje wyobrażenie o podstawach życia człowieka... w zasadzie to zburzy całe moje podejście do życia albo dalej będę musiał tylko się domyślać, jak jest i żyć w niepewności. Wiedziałem, że coś musi być na rzeczy z tymi czakrami, meridianami oraz energią człowieka, ale dopóki nie ma wyraźnego dowodu nigdy nie jest się pewnym i nie postępuje się na 100% wg tych zasad.

Ta wizyta dosłownie zrównała z powierzchnią ziemi całe moje wyobrażenie o dzisiejszym świecie. Musiałem sobie wszystko zbudować od nowa. Praktycznie wszystko, w co wierzyłem lub myślałem że jest prawdą nią nie było. Jak to jest możliwe, że leżąc na łóżku normalnie widać jak bije mi serce przez koszulkę, Mistrz przykłada rękę i po jakichś 20-30 min w ogóle tego serca nie czuję, a ono ciągle pracuje równo, powoli i miarowo? Mistrz powiedział, że do całkowitego wyleczenia potrzeba zwykle 4 sesji wykonanych w odstępach co 4 tyg. Za tydzień jadę 4 raz, a ja już czuje, że z sercem jest praktycznie wszystko ok. Do końca tamtego dnia nie mogło do mnie dotrzeć to, w jaki sposób została mi z rąk Mistrza udzielona pomoc. Z biegiem dni zaczęło się to coraz bardziej wpajać w moją podświadomość i brałem to za pewnik, jako podstawę. Moje myślenie zmieniło się całkowicie. Coś jak drugie narodziny. Kompletnie przewartościowałem sobie swoje priorytety od nowa. Wreszcie wiem, co tak na prawdę jest ważne, co daje szczęście w życiu i na wszystkich jego polach. Jedyne czego mi brakowało, to pełne zdrowie.

Jestem teraz praktycznie innym człowiekiem. Moja pewność siebie przez to, co wiem i dzięki odzyskiwaniu zdrowia rośnie systematycznie. Sypiam normalnie, bo przez serce i duszności czasem nie mogłem. Mam dużo energii i nie potrzebuję odpoczynku nawet po pracy. Po zjedzeniu posiłku w zasadzie czuję się tak samo jak przed, a nawet lepiej. W pracy jestem normalnym człowiekiem, pełnym energii. Objawy oczyszczania w ogóle mi nie przeszkadzają, bo nawet spadek formy przez oczyszczanie to i tak dużo lepsze samopoczucie niż przed rozpoczęciem kuracji. Mam wiele pomysłów na dalsze życie, wiele zmian, celów do realizacji i do wszystkiego tego mam teraz chęć. Zero zniechęcenia.

Mama przestała się uskarżać na bóle żołądka oraz uregulowała jej się praca jelit chyba już po 2 miesiącach. Tacie również.

Stan moich chorób, które miałem na starcie, czyli 3 miesiące temu:

- grzybica tchawicy,

- ciężkie oddychanie, czasem świsty, odkrztuszanie flegmy, czasem ukłucie,

- problemy z sercem,

- ŁZS (objawy oczyszczania),

- łatwe wpadanie w złość, ogólne poddenerwowanie,

- oczy - żółte w rogach, w czasie choroby ból z tyłu lewego oka podczas ruchu, szybkie przemęczanie się lewego oka, łzawienie, uczucie opuchniętej powieki lewego oka,

- zimne kończyny.

Jest teraz:

- grzybica tchawicy - spora poprawa dzięki mieszance na drogi oddechowe, nie męczy mnie utrata głosu. Mistrz powiedział, że wyleczenie tego zajmuje min. 1 rok przy stosowaniu się do zasad. Nic to dla mnie, czas i tak przecież upłynie.

- ciężkie oddychanie, czasem świsty, odkrztuszanie flegmy, czasem ukłucie - zniknęło całkowicie. Od Mistrza wiem, że duszności przy zasypianiu to efekty dusznicy powodowanej przez problemy z sercem.

- problemy z sercem - zniknęły całkowicie

- ŁZS (objawy oczyszczania) - mocno osłabły, lecz liczę się z tym, że może to potrwać

- łatwe wpadanie w złość, ogólne poddenerwowanie - sporo się poprawiło, jednak zdarza mi się czasem wpaść w bezpodstawną złość

- oczy żółte w rogach, w czasie choroby ból z tyłu lewego oka podczas ruchu, szybkie przemęczanie się lewego oka, łzawienie, uczucie opuchniętej powieki lewego oka - zniknęło całkowicie

- zimne kończyny - spora poprawa. Oczywiście, jeśli jestem głodny i jest zimno, to mam chłodne ręce, ale jakieś 30 min. po zjedzeniu wartościowego posiłku czuję miłe ciepło napływające do dłoni i stóp.

Wszystkim, którzy mają jakiekolwiek wątpliwości, czy to działa odpowiadam: tak, to działa. Nawet jeśli wydaje się wam, że organizm nic nie robi, to on i tak coś robi. Tylko nie widać tego na zewnątrz.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 23-05-2015, 16:42
Z przypraw w sumie sam też używam tylko soli i pieprzu, ale kolega tam narzekał, że mu bardzo posiłki nie smakują, więc poleciłem mu spróbowanie może innej dla smaku aczkolwiek niech nie używa vegety :)

Co do owoców jako najlepszego źródła wody chciałbym się wycofać. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo faktycznie najlepszym źródłem wody jest... woda. Aczkolwiek jedząc co jakiś czas owoce ograniczamy szansę wystąpienia pragnienia.

Również wszystko podlewam tłuszczem zwierzęcym, bo jest to najlepsze źródło energii. Za to moim jedynym ostatnio źródłem węglowodanów są jabłka i banany często dodawane do koktajlu lub jedzone samodzielnie, dlatego zastanawiam się, czy to nie za mało znów tych węglowodanów. Tłuszcze by były użyte węglowodanów przecież potrzebują.

Gratuluję wytrwałości, jeśli przeczytałeś cały tekst.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: VVV 23-05-2015, 17:59
przeczytałeś cały tekst.
To "pamiętam mając dwa lata, w szpitalu" mnie przyciągnęło, większość ludzi się zapiera, że to niemożliwe by pamiętać dwa pierwsze lata życia.
Tłuszcze by były użyte węglowodanów przecież potrzebują.

Co do węglowodanów, to raczej jestem za ostrożnością.

Sparafrazowałbym:
Tłuszcze by były nadużyte węglowodanów przecież potrzebują.

Z tym, że nadużycie węglowodanów, przejawia się wzrostem masy ciała, i/lub przerostem "grzybów", które je(cukry) uwielbiają, zwłaszcza gdy nie są tępione odpowiednim bilansem pokarmowych minerałów, z naciskiem na miedź (której nie cierpią).

Ja się obracam (w wersji złagodzonej) aktualnie w takich klimatach: http://s16.postimg.org/a0oqllsqt/wyzerka.png
(http://forum.bioslone.pl/Themes/bisdakworldgreen/images/bbc/img.gif)


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: VVV 25-05-2015, 02:47
Skoro ja wpadłem na to by przeczytać Twoje posty, to pewnie Ty możesz wpaść na to by przeczytać moje, najlepiej od końca czyli chronologicznie od początku. Jest tam nieco inspiracji w temacie upraszczania jadłospisu i o produktach rzadko podejrzewanych o utrudnianie zdrowienia.
http://forum.bioslone.pl/index.php?action=profile;u=7570;sa=showPosts
(http://forum.bioslone.pl/Themes/bisdakworldgreen/images/bbc/img.gif)


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Kasandra 25-05-2015, 09:46
Gratuluję mądrości i wytrwałości w dochodzeniu do zdrowia. Jesteś młodym człowiekiem więc droga jest krótsza. Moje problemy były ogromne. Po pięciu latach wprowadzania zasad Mistrza jest dużo lepiej. Problemy z sercem, z bardzo niskim pulsem, spowodowane przez grzybicę tchawicy są mniejsze. Kilkakrotne wizyty u Mistrza oraz kuracja mieszanką na drogi oddechowe /od listopada/czynią dużą poprawę. Daleko od lekarzy i aptek.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 31-07-2015, 17:21
Czas na mały update. Ze zdrowiem coraz lepiej. Twarz dalej jest czysta, jedynie skóra głowy trochę się jeszcze sypie, ale bez żadnych czerwonych placków czy zmian skóry. Problem ze skórą głowy zaczął się jakieś 10 lat temu, wiec nie liczę na szybkie wyleczenie.

Po drodze, w zasadzie kilka dni po wizycie u Mistrza, zaliczyłem kilkudniową infekcję jelitową, po której silnie uaktywniły się hemoroidy. Nie wiedziałem nawet, że je mam. Infekcja była dosyć intensywna pod względem objawów, ale poza tym czułem się tylko lekko osłabiony i nawet latałem na paralotni.

Z hemoroidami była taka sprawa, ze tydzień po ich ujawnieniu się miałem jechać autem do Holandii 1200 km. Zdecydowałem się na drastyczna metodę z książki Mistrza, czyli potraktowanie hemoroidów jodyną. Faktycznie, jest to dosyć ostra metoda, ale efekty, w postaci całkowitego wycofania się hemoroidów miałem już po 2 tygodniach. Jazda odbyła się w trakcie leczenia, ale w moim przypadku, jak siedziałem, to nic nie czułem, wiec nie odczułem żadnego dyskomfortu. Ciekawe ile jeszcze rzeczy czeka na poprawę stanu. Najbardziej czekam na infekcje dróg oddechowych, aby wykończyć grzybicę tchawicy, która mam pewnie z 15-20 lat.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Savage7 31-07-2015, 21:24
Cytat
z książki Mistrza, potraktowanie hemoroidów jodyną

Chyba przeoczyłem czytając. W której części o tym pisze, jeśli możesz podać?


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Deidara 31-07-2015, 21:48
Chyba przeoczyłem czytając. W której części o tym pisze, jeśli możesz podać?

W trzeciej. Strona 123.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 23-09-2015, 21:21
Myślę, że czas na mały update, bo trochę się coś ruszyło. Na początku września, jako że zaczyna się już 7-my miesiąc mojego "leczenia" z metodami Biosłone, przypadła zmiana alocitu z tego z aloesem na ten z wyciągu z pestek grejpfruta. Wypadła wtedy też zmiana na olej z pestek winogron i jak zwykle miła, napełniająca pozytywną energią i podejściem do życia wizyta u Pana Józefa :).

Nie wiem, czy to wszystkie czynniki razem dały taki efekt, czy tylko jeden z nich, ale stała się rzecz taka, że czuję się coraz lepiej, a wyglądam coraz gorzej :). Wręcz jak chory na jakąś ciężką chorobę skóry. Mianowicie, na twarzy, głównie na nosie i pod oczami, całej szyi za uszami zaczęły pojawiać się czerwone plamy, które momentami strasznie swędzą i się sypią. Smarowanie maścią z witaminą A łagodzi swędzenie, ale zaostrza czerwony kolor. Te same objawy mam też praktycznie na całej głowie, tyle że na głowie mam to już od jakichś 5-6 lat, lecz tylko teraz skóra jest czerwona, a obszar obejmuje prawie całą głowę no i sypie się znacznie więcej niż zwykle.

Nie wiem jak to interpretować, ale taki sam objaw tylko w mniejszej skali miałem 6 miesięcy temu, gdy dopiero zaczynałem pić miksturę, wtedy z aloesem. Dlatego liczę, że to efekty oczyszczania na większą skalę :).

Mnie to w sumie nie rusza, jeśli to oczyszczanie. Skoro czuję się coraz lepiej i widzę realne efekty takiego postępowania, to idę w to dalej aż do sukcesu :). Efekty mam na myśli np. gdy musiałem 2 miesiące przepracować ciężko fizycznie, czasem po 12 godzin dziennie, a przed tym były 3 lata pracy za biurkiem, to mimo to zakwasy u mnie nie wystąpiły, co było dla mnie zaskoczeniem. Zauważyłem też większą odporność na stres nawet kilkugodzinny. Wcześniej po czymś takim padałem na twarz i czułem się jak zombie do końca dnia. Teraz tego nie odczuwam, a na dodatek wcale nie czuję się senny bez powodu w środku dnia. No i najważniejsze, nie czuję się senny lub jak bym umierał po zjedzeniu posiłku.

Rzecz, na którą ciągle czekam, to infekcja tchawicy, aby wreszcie pozbyć się grzybicy tchawicy. Już w zasadzie nie odczuwam dyskomfortu w tym miejscu, ale wiem, że ciągle coś jest, bo gdy piję zioła na drogi oddechowe, to załącza się odchrząkiwanie różnych fragmentów, ale sporo mniej niż to było wcześniej. Liczę, że koniec grzybicy tchawicy zbliża się nieubłaganie i będę mógł w niedługim czasie opisać moje zwycięstwo nad pasożytem ;).


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: scorupion 23-09-2015, 21:33
Jeśli plamy są zbyt dokuczliwe, zmniejsz dawkę albo odstaw miksturę i później zacznij od dawki minimalnej.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 23-09-2015, 21:59
Myślałem o tym wcześniej, ale chęć szybszego wyzdrowienia jakoś mi to wytrącała z uwagi :). Może faktycznie powinienem tak zrobić. Jedyne dokuczliwe efekty to swędzenie, które nie jest w sumie teraz tak intensywne jak na początku, no i te czerwone plamy, które czasem są bardziej widoczne, a czasem prawie wcale.

Po weekendzie chyba tak zrobię, ale zmniejszyć tylko dawkę alocitu o połowę w miksturze (tak planowałem), czy dawkę całej mikstury o połowę?


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Luciano 23-09-2015, 22:06
Oczywiście całej mikstury.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 24-09-2015, 12:22
Zauważyłem też, że od pewnego czasu nie jestem głodny praktycznie do godzin południowych. Pierwsze oznaki głodu czuję ok. godz. 12:00-14:00, jeśli przykładowo wstanę o 8:00. Nie wiem, czy jest to coś, czym powinienem się przejmować.

Rano jakąś godzinę po miksturze zawsze ląduje koktajl, bo nie mam kompletnie ochoty jeść czegokolwiek po miksturze, więc robię go tylko z nasion oraz wody. Kilka godzin później zjadam 2 jabłka, a w międzyczasie piję zioła na drogi oddechowe. Czyli śniadania w sumie nie ma, chyba, że koktajl i jabłka uznać za późne śniadanie.

Dopiero właśnie ok godz 12-14 pojawia się głód i wtedy odżywiam się głównie jajecznicą na smalcu z cebulą i do tego dodaję mięso wieprzowe. Do tego zawsze jakieś warzywa lub surówki typu zielona papryka, szpinak, marchew ew. brokuł czy kiszona kapusta.

Na kolację często jem cienką kiełbasę z burakami lub z innym warzywem np. papryką lub marchewką.

Zwykle jak jestem głodny. to najadam się do syta, czasem jest to jajecznica z 5 sporych jajek lub spore ilości kiełbasy.

Mimo to dużo schudłem, jako że nie jem zbyt wiele węglowodanów oprócz miodu czy jabłek, myślę o dorzuceniu do jadłospisu kaszy jaglanej i gryczanej.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-11-2015, 13:36
Czas na mały update.

Po ostatnim poście, pod koniec września zauważyłem u siebie problemy z wzdęciami. Nie jakieś straszne, ale brzuch był odczuwalnie napięty. Nie mogłem za bardzo zlokalizować, co je powoduje, ponieważ ostatnie kilka miesięcy jadłem prawie to samo, a pojawiły się znikąd. Mój schemat dnia i tego, co jem, przez ostatnie 2 miesiące wygląda codziennie tak samo:

7:30 mikstura
8:30 koktajl z miodem
11:30 jajecznica z 5 jaj na smalcu z cebulą i czosnkiem, do której jadłem marchewkę i kapustę kiszoną lub ogórkiem kiszonym zalane oliwą

16:00 mięso wieprzowe również z marchewką i kapustę kiszoną lub ogórkiem kiszonym zalane oliwą
19:00 koktajl z miodem
20:00 cienka kiełbasa lokalnego wyrobu z marchewką lub ogórkiem kiszonym lub burakami ze słoika domowego wyrobu

22:00 koktajl z miodem

Pomiędzy tymi posiłkami zjadam zwykle 2-3 średnie jabłka i popijam zioła na drogi oddechowe.

Domyślałem się, że może to przez węglowodany, więc wykluczyłem jedyne węglowodany, jakie spożywam czyli miód, jabłka i buraki ze słoika na 2,5 tyg. po czym nie zauważyłem żadnej poprawy.

Wróciłem dalej do tego schematu i w sumie po 3 tyg. się trochę uspokoiło. Skoro to nie węglowodany, to później, jako że wzdęcia pojawiały się pod wieczór, to albo powoduje je kiełbasa, mimo iż jest pewnego źródła, albo powodem jest nawarstwienie ilości produktów pod wieczór (koktajl, kiełbasa, koktajl). Może być też tak, że powodem jest rozpoczęcie stosowania alocitu z citroseptem i oleju z pestek winogron, ponieważ na tym etapie nagle dosyć mocno uruchomiły się efekty oczyszczania na skórze, oraz przybyło sporo białego osadu na języku.

Wyłączyłem kiełbasę, czasem jak nie jestem głodny o 16:00, to jem to mięso wieprzowe o 20:00. Poprawiło się sporo aczkolwiek w tym samym czasie zmieniłem olej na olej z oliwek i ciężko teraz powiedzieć, co jest przyczyną, czy kiełbasa, czy silne oczyszczanie. Zobaczymy jak znów włączę kiełbasę, czy wzdęcia wrócą.

Swoją drogą zadziwiające jak skutecznie można zauważyć obszary działania mikstury w zależności od stosowanego oleju. Gdy włączyłem olej z pestek winogron i alocit z citroseptu, to dosłownie mój język został zalany grubą warstwą białego, a pod nim żółtego, brązowego nalotu, który można by łopatą z niego zbierać oraz sporo swędzących i czerwonych miejsc na skórze głowy oraz w okolicach szyi. Zmniejszyłem dawkę mikstury o połowę, a efekty dalej były widoczne, ale swędzenie mniej uporczywe. Gdy po 2 miesiącach przełączyłem się na olej z oliwek, to już po tygodniu nagle język stał się wręcz czysty chyba pierwszy raz od kilkunastu lat (!!!) oraz zniknęły wszystkie swędzące miejsca na skórze. A ciągle przecież stosowałem alocit z citroseptu.

Dla mnie odpowiedź jest prosta, dużo jeszcze zostało do oczyszczenia na odcinku, w którym działa olej z pestek winogron, więc postanowiłem przeskoczyć olej z oliwek oraz kukurydziany tylko po miesiącu i stosować aż do skutku olej z pestek winogron.

Od tych 2 miesięcy zauważyłem też sporadyczne drganie prawej powieki oraz ogólne rozdygotanie mięśni. Jakieś takie niepewne są, jakby słabe choć energii mi nie brakuje, bo po 8h w pracy czuję się dalej jak nowo narodzony i pełen energii. Znów zastanawiam się, czy to efekty oczyszczania, czy może jednak moja monotonna dieta marchewkowa spowodowała brak jakiegoś minerału czy witaminy z warzyw? Planuję w najbliższym czasie zamienić marchewkę na brokuły i kalafior aczkolwiek wydaje mi się to mało sensowne, że to od tego.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: scorupion 11-11-2015, 14:18
Cytat
Dla mnie odpowiedź jest prosta, dużo jeszcze zostało do oczyszczenia na odcinku, w którym działa olej z pestek winogron, więc postanowiłem przeskoczyć olej z oliwek oraz kukurydziany tylko po miesiącu i stosować aż do skutku olej z pestek winogron.

Może odpowiedź jest i prosta, ale dosyć słaba.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-11-2015, 14:26
Cytat
Dla mnie odpowiedź jest prosta, dużo jeszcze zostało do oczyszczenia na odcinku, w którym działa olej z pestek winogron, więc postanowiłem przeskoczyć olej z oliwek oraz kukurydziany tylko po miesiącu i stosować aż do skutku olej z pestek winogron.

Może odpowiedź jest i prosta, ale dosyć słaba.

W sensie, że jestem w błędzie?


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: scorupion 11-11-2015, 14:39
No.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-11-2015, 14:46
Wiec co wg Ciebie oznacza takie zachowanie organizmu?


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: scorupion 11-11-2015, 14:58
Że powinieneś spokojnie przejść wszystkie oleje, nie poganiać, nie pomijać kukurydzianego.
Napisałeś dosyć chaotycznie, trudno zestawić to wszystko w czasie.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-11-2015, 15:30
Ale ja już przechodziłem wszystkie oleje po kolei. Teraz zaczynam kolejkę od nowa.

Jako że nie mam żadnych objawów od strony początkowych odcinków układu trawiennego, a przy tym ostatnim tak, to nie lepiej będzie, jeśli skrócę czas dla odcinków, w których objawów brak (czyli miesiąc z oliwek i miesiąc z kukurydzianym) i przejdę do tego, z którym faktycznie jest problem?



Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Poziomek 11-11-2015, 15:46
Skracanie nic ci nie da, nie lepiej przejść przez to bezobjawowo? To, że na miksturze z oliwą nie masz objawów, nie oznacza, że organizm nic nie robi.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-11-2015, 16:48
Sugerowałem się źródłem:

http://portal.bioslone.pl/oczyszczanie/mikstura

Trzymiesięczny okres trwania poszczególnych etapów podano orientacyjnie, niemniej jednak w indywidualnych przypadkach może on być krótszy lub dłuższy.

Jeśli uznamy, że nie mamy kłopotów z którymś z wymienionych odcinków przewodu pokarmowego, albo że nie jest potrzebny aż trzymiesięczny okres leczenia go – przechodzimy do następnego etapu. Natomiast gdy się okaże, że popełniliśmy błąd, bo zbyt szybko przeszliśmy do następnego etapu, to w każdej chwili do poprzedniego etapu i związanego z tym rodzaju oleju możemy powrócić i stosować go tak długo, aż dolegliwości przewodu pokarmowego ustąpią całkowicie.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: scorupion 11-11-2015, 21:47
Namotałeś. Skoro uważasz, że górny odcinek jest w porządku to dlaczego wracasz na bezsensowne dwa miesięczne etapy. Jeśli na oleju winogronowym pojawiły się nieobecne dotąd objawy, należało na jakiś czas zupełnie odstawić miksturę i zobaczyć efekty. W przypadku ich ustąpienia, wrócić do mikstury w znacznie mniejszej dawce.
Jeśli chcesz coś sprawdzić, nie wprowadzaj więcej niż jedną zmienną na raz.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-11-2015, 23:43
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jest tak duża poprawa w górnym odcinku. Ostatnio jak stosowałem olej z oliwek nawet z aloesem, to miałem objawy dosyć silne, więc postanowiłem sprawdzić, co będzie. Jak się okazało nie ma nic z widocznych objawów, a te poprzednie po stosowaniu oleju z pestek winogron znikają do zera.

Olej z pestek winogron mi się skończył, dlatego zanim kupię olej z pestek winogron, to już zrobię ten miesiąc na oleju z oliwek, gdyż go mam i kukurydzianym też miesiąc, jeśli nie wystąpią żadne objawy.

Pewnie nie zaszkodzi.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-03-2016, 15:18
Minęły ok. 4 miesiące od ostatniego wpisu i podczas tego okresu, również sporo zmian. Odkąd wróciłem na stałe do Polski, staram się co miesiąc odwiedzić Mistrza, aby ogarnąć wreszcie moje jelita i ich stany zapalne. Cały czas stosuję olej z pestek winogron. Najpierw stosowałem go z citroseptem, teraz z aloesem. Zniknęły mi wszelkie zmiany skórne z szyi oraz twarzy. Zostały jedynie jakieś sypiące się białe płatki z głowy, które mam w zasadzie od podstawówki, ale teraz są dużo słabsze, zauważalne dopiero jak się podrapię po głowie.

Nalot na języku sporo zmalał. Nie da się go już zbierać jak łopatą oraz nie pojawia się już w kolorze białym lecz ciemno żółtym.

Najważniejsza zmiana jaką zauważyłem niedawno, to że mój pot przestał mieć jakikolwiek zapach. Jest to coś, czego nie doświadczyłem odkąd pamiętam. Odkąd zacząłem przygodę z miksturą nie używam żadnych antyperspirantów, chemii do mycia skóry, żadnych żeli do mycia ciała czy szamponów, zęby szczotkuję z wodą, a usta płuczę alocitem - po prostu nic chemicznego. Myję się tylko wodą i to wystarczało na cały dzień, aby nie śmierdzieć, gdyż mam pracę biurową a nie fizyczną. Zawsze jednak przejeżdżając ręką pod pachą - nawet w środku dnia - dało się wyczuć charakterystyczny zapach, prawdopodobnie przerobionych toksyn. Gdybym pozwolił sobie na brak kąpieli o jeden dzień dłużej lub zasmakował solidnego wysiłku fizycznego, to zapach jest już wyczuwalny. Teraz - od jakiegoś tygodnia - nie ma nic, dosłownie nic, nawet pod koniec dnia. Nawet jeśli się zgrzeję w grubszych ubraniach biegając po centrum handlowym i czuję, że się spociłem, nie ma zapachu.

Niedługo zacznę olej z oliwek oraz zmienię aloes na citrosept, zobaczymy czy coś się zmieni.

Od kilku miesięcy kropię też nos kroplami, mimo iż nie uskarżałem się na żadne dolegliwości z tego rejonu. Po prostu miałem kozy w nosie, więc uznałem, że zacznę kropić. Nie dość, że kozy szybko zniknęły, to jeszcze mój nos stał się tak drożny, że aż nie mogę się nadziwić. Jakby ktoś jakieś wrota na oścież otworzył. Na początku kropienia mocno mnie paliło aż z tyłu głowy, ale teraz czuję tylko dyskomfort w nosie. Zamierzam kontynuować kropienie profilaktycznie.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 30-06-2016, 19:27
Znów minęły prawie 4 miesiące i zmian jest sporo. Po drodze miałem kilka drobnych obserwacji typu jeziorka w oku, buraki w moczu raz się pojawiały silniej, raz słabiej i wiele innych. Miesiąc temu mój organizm jakoś nieszczególnie potrzebował pożywienia. Bywało tak, że funkcjonowałem na samym koktajlu cały dzień - bez oznak jakiegokolwiek dyskomfortu czy kosmicznego głodu. Uznałem, że to świetny moment, aby zrobić GBG, gdyż arbuzy były już całkiem ok. Ogólnie na GBG czułem się świetnie i chyba tylko pod koniec tęskniłem za solidnym posiłkiem. GBG trwało 5-6 dni i zamierzam to powtórzyć, gdy skończę serię ziół na drogi oddechowe, bo inaczej pół dnia spędzę w toalecie oddając mocz :D.

Najważniejsze wydarzenie nastąpiło wczoraj. Normalnie - jak zwykle - jadłem mięso z surówkami, papryką, ziemniakami, pieczarkami i to wszystko - oprócz surówek - było uduszone na smalcu i wodzie. Zjedliśmy po porcji z moją dziewczyną, ale ja ciągle miałem ochotę na drugą i nawet trzecią porcję. Dopiero po 3 porcjach czułem się najedzony, ale nie przejedzony. Pojechaliśmy na rolki do centrum Wrocławia i gdy wróciliśmy do domu, to wtedy się zaczęło.
Poczułem ciężar w jamie brzusznej. Myślałem, że po prostu za dużo zjadłem, choć przez poprzednie 4-5 h od zjedzenia czułem się dobrze. Długo nie czekając, wypiłem koktajl i położyłem się spać. Zasnąłem chyba tylko na godzinę, bo między 12 a 1 w nocy obudziła mnie kosmiczna biegunka, gorączka i chęć wymiotowania jednocześnie. Dawno się tak źle nie czułem. Doczołgałem się do toalety i zostałem tam już do rana :D.
Zlał mnie zimny pot, serce biło jak oszalałe. Myślałem, że się czymś zatrułem, ale moja dziewczyna jadła to samo i nie miała żadnych efektów. Ból brzucha był dosyć spory. Próbowałem wszystkiego, aby go zmniejszyć: stania pod zimną ścianą, kucania, leżenia - nic nie pomagało. Ból był wędrujący, w kilku miejscach naraz, ale co jakiś czas zmieniał swoje położenie. Jakby mnie coś podgryzało od środka w jelitach albo przypalało. W wielu momentach nie wiedziałem, czy mam na tronie siedzieć, czy przed nim klęczeć, co pójdzie pierwsze i czy zdążę zmienić pozycję.
Kilka razy straciłem równowagę i zobaczyłem ciemność przed swoimi oczami. Bałem się, że zemdleję i rano ktoś mnie znajdzie w kałuży biegunki i wymiocin. Przez cały czas głośno i głęboko oddychałem, aby utrzymać świadomość i mówiłem do siebie, żeby się to jak najszybciej skończyło, bo w głowie miałem istny kosmos, ciągle odpływałem i czułem się, jakbym umierał. Trwało to jeszcze, aż, lub tylko 6 godzin. Najdłuższe 6 godzin w moim życiu.
Nad ranem względnie przestało się ze mnie lać wszelkimi otworami i mogłem zaryzykować powrót do łóżka, bo było mi strasznie zimno, więc chyba utrzymywała się jeszcze gorączka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem gorączkę. Byłem skonany. Bolał mnie kręgosłup, nogi, wszystko od trzymania się czego popadnie nawet siedząc na tronie, przybierania dziwnych pozycji, aby tylko poczuć ulgę. Gdy rano już leżałem w łóżku, zauważyłem, że najlepsza jest pozycja embrionalna. Wtedy ból był względnie do wytrzymania. Ból teraz już nie wędrował. Były tylko 2 ogniska po lewej i prawej stronie, w miejscu gdzie kobiety mają jajniki, lub trochę wyżej. Oczywiście dalej nie spałem, bo znać o sobie dawały te 2 ogniska. Myślałem nawet o wzięciu tabletek przeciwbólowych, ale nie miałem siły się ruszyć i ich szukać i ostatecznie zrezygnowałem. Nawet na wodę nie miałem ochoty.
Ok godz 12 w południe ból brzucha ustąpił. Czułem się nawet względnie dobrze, poza bólem kręgosłupa, pośladków i innych części ciała, które ucierpiały w procederze oraz oczywiście kosmicznego zmęczenia, po zarwanej i intensywnej nocce. Miksturę rano odpuściłem, bo bałem się, co może się stać. Oczywiście dobrze czułem się tylko, gdy leżałem, bo gdy próbowałem wstać, to czułem klasyczny brak sił, nawet do chodzenia.

Teraz czuję się nawet względnie dobrze. Liczę, że jak po nieprzespanej nocy się prześpię, to jutro będę się czuł całkiem dobrze. Koktajl wypiłem dopiero ok 17 i jakoś się przyjął. Ciągle odbija mi się bardzo kwaśnym, przepalonym jakby olejem. Wrażenie jakbym wymiotował. Dziś wypiję sobie jeszcze jeden koktajl wieczorem, a jutro do pracy wezmę zestaw GBG z arbuzem i zobaczymy jak się przyjmie, bo na myśl o jedzeniu mnie jeszcze cofa.

Generalnie ok. godz. 12 byłem zaskoczony, że coś tak intensywnego te kilka godzin wcześniej, co pomiatało mną po całej podłodze i ścianach łazienki oraz odcinało mnie od świata żywych, dosłownie zniknęło po kilku godzinach. Sprawdziły się tu słowa Mistrza o infekcjach, że prawidłowo przebiegające powinny być intensywne, z gorączką, ale krótkie. Jeśli była to tego typu infekcja, to jestem zadowolony ze swoich działań, bo co jakiś czas ciągle idę do przodu.

Myślę, że głównie jest to zasługa działań bioenergoterapeutycznych Mistrza, gdyż po tym, jak poradził sobie z moim problemem w sercu, od kilku miesięcy ciągle zajmuje się moimi jelitami. Poprawa jest kolosalna. Nawet nie chce mi się przypominać, jak czułem się te półtora roku temu, bo była to tragedia. Teraz myślę tylko o postępach i poprawie zdrowia, a dosłownie za 2 dni kolejna wizyta u Mistrza :).


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Poziomek 30-06-2016, 23:25
Tak, infekcje bywają brutalne, dlatego większość ludzi przy tym panikuje. Jak widać można to przeżyć. :)


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Udana 01-07-2016, 14:15
Cytat
Kilka razy straciłem równowagę i zobaczyłem ciemność przed swoimi oczami. Bałem się, że zemdleję i rano ktoś mnie znajdzie w kałuży biegunki i wymiocin. Przez cały czas głośno i głęboko oddychałem, aby utrzymać świadomość i mówiłem do siebie, żeby się to jak najszybciej skończyło, bo w głowie miałem istny kosmos, ciągle odpływałem i czułem się, jakbym umierał.
W takich momentach trudno zachować spokój, za to Cię podziwiam, że tak sponiewierany wytrwałeś i nie wezwałeś pogotowia. :)


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Piotr 01-07-2016, 17:04
Cytat
Ból był wędrujący, w kilku miejscach naraz, ale co jakiś czas zmieniał swoje położenie.

Zrób sobie na wszelki wypadek USG jamy brzusznej, badanie jest bezinwazyjne.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Poziomek 01-07-2016, 17:51
Czego ma się spodziewać po tym badaniu?


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 01-07-2016, 20:47
Cytat
Kilka razy straciłem równowagę i zobaczyłem ciemność przed swoimi oczami. Bałem się, że zemdleję i rano ktoś mnie znajdzie w kałuży biegunki i wymiocin. Przez cały czas głośno i głęboko oddychałem, aby utrzymać świadomość i mówiłem do siebie, żeby się to jak najszybciej skończyło, bo w głowie miałem istny kosmos, ciągle odpływałem i czułem się, jakbym umierał.
W takich momentach trudno zachować spokój, za to Cię podziwiam, że tak sponiewierany wytrwałeś i nie wezwałeś pogotowia. :)

Wszystko przebiegało wręcz książkowo wg założeń silnych infekcji leczniczych, więc wiedziałem, że tak musi być. Mistrz również wspomniał, że przy działaniu na jelita bioenergoterapią biegunki mogą wystąpić, więc miałem z tyłu głowy, że może się ona kiedyś przytrafić. Wcześniej już miałem jedną, bezpośrednio tydzień po sesji u Mistrza, na której pierwszy raz była praca z jelitami, jednak była ona może 20% tego, co było teraz i trwała 3 dni, a nie 12h :).

Czego ma się spodziewać po tym badaniu?
No właśnie, czego mam się spodziewać? Nigdy żadnych obolałych miejsc w jamie brzusznej nie miałem, zdrowie ma się raczej w dobrą stronę z upływem czasu, więc czego miałbym się obawiać?


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Helusia 02-07-2016, 13:35
Cytat
Czego ma się spodziewać po tym badaniu?
Przecież USG jamy brzusznej nie zbada mu jelit.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Luciano 03-07-2016, 13:52
Gratuluję, Shadow, rozwagi i zachowania zimnej krwi. Doświadczenie i wiedzę już masz, teraz wystarczy iść konsekwentnie naprzód. Dobre nastawienie, które da się u Ciebie wyczuć, powinno Ci to ułatwić. Podejrzewam, że na pierdu-pierdu w stylu sugestii Piotra jesteś już całkowicie odporny. Czekam na kolejne wieści, bo nawet jako kolega z dłuższym stażem, wynoszę z nich dużo pożytecznych informacji.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Piotr 09-07-2016, 10:41
Czego ma się spodziewać po tym badaniu?

Albo Shadow ma duży talent literacki, żeby tak opisać i przestraszyć wszystkich zwykłą jelitówką, albo to coś poważniejszego i sam to wyczuje wkrótce.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Luciano 09-07-2016, 11:28
Raczej dodaje innym otuchy pokazując, że można przejść coś takiego bez interwencji konowałów. Natomiast ty próbujesz straszyć, że to coś poważniejszego, ale co dokładnie to nie wiesz i sugerujesz jakieś durne rozwiązania.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 11-08-2016, 20:00
Tak się akurat złożyło, że ta konkretna infekcja, którą tak podobno barwnie opisałem, trafiła się 3 dni przed wizytą u Mistrza, więc nie martwiłem się i byłem ciekaw co mi powie. Mistrz wyczuł oczywiście sporo stanów zapalnych na obszarze całych jelit, co jest oczywiste i wręcz wskazane, że organizm podczas tej infekcji zrobi generalną czystkę i regenerację. Mistrz te stany zapalne, które się dało, zogniskował. Kolejna wizyta była w ten poniedziałek i mało brakło, a byłaby ostatnią pod kątem energetycznym jelit, tak sprawnie organizm sobie z wszystkim poradził. Jednak jeszcze za miesiąc się pojawię w tej sprawie.

Sporo się zmieniło po tej infekcji. Nawet hemoroidy, na które nigdy szczególnie nie narzekałem, ale wiedziałem, że nie jest z nimi dobrze i mogą się jeszcze ujawnić, po prostu się wycofały. Ogólnie moja witalność w ciągu dnia rośnie teraz z dnia na dzień i nabiera tempa. Myślałem, że po początkowym szybkim postępie, później następuje spowolnienie efektów i tak już jest do końca. Jednak myliłem się, bo regularnie czas, w którym myślimy, że nic się nie dzieje, organizm będzie przerywał takimi infekcjami. Obecnie wracam z pracy i nie czuję się zmęczony. Nawet po jedzeniu sporadycznie mam ochotę na drzemkę.

Nalot na języku jest obecnie znikomy, co jest dla mnie nowością, bo nawet jak nie piłem jeszcze mikstury, to był zawsze biały. Zobaczymy czy to się zmieni, gdy we wrześniu znów wrócę do citroseptu. Cerę mam praktycznie idealnie czystą. Nie pamiętam kiedy ostatnio taką miałem. Mój organizm ciągle się jeszcze z czegoś tam oczyszcza, bo co jakiś czas coś tam się posypie z głowy, ale jest to jedyne miejsce, w którym mój organizm oczyszcza się przez skórę i to coraz rzadziej. Cała reszta widocznie idzie jelitami i z moczem. Szczególnie w moczu jestem w stanie to zauważyć bo czasem po wypiciu ziół na drogi oddechowe, jest całkowicie mętny.

Zobaczymy kiedy przyjdzie czas na infekcję dróg oddechowych, aby pozbyć się mojego znienawidzonego wroga, grzybicy tchawicy. To będzie dla mnie spory przełom i nauczony doświadczeniem, na pewno będę przebieg infekcji obserwował ze stoickim spokojem.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 03-01-2018, 19:45
Ładny kawałek czasu upłynął od mojego ostatniego postu. Jednak czas szybko leci. Generalnie większość moich nowości przewija się co jakiś czas w innych postach na forum, ale postaram się coś sklecić tutaj.

Solidnej grypy z infekcją dróg oddechowych, aby pozbyć się grzybicy tchawicy, się jeszcze nie doczekałem, ale były takie pomniejsze, bez gorączki i trwające od 3 do 7 dni. Okazało się, że po terapii z rzepą ruszyło się u mnie coś z zatokami, ale nie w taki sposób jak większość tutaj opisuje. Po prostu czułem tam pulsowanie, zaczęła mi płynąć z nich woda, dużo wody, ale nie wiązał się z tym żaden dyskomfort ani jakaś mega infekcja. Na wizycie u Mistrza wyczuł on tam stany zapalne, które utrzymywały się chyba przez 2 miesiące, potem zniknęły i znów się pojawiły na miesiąc. Trochę jak wojna podjazdowa na tym obszarze to wygląda, ale nie poganiam nic w górnych drogach oddechowych, bardziej zależy mi na tchawicy, którą Mistrz tak jak i jelita wspomaga energetycznie.

Jeśli chodzi o jelita to tutaj już trafiały się infekcje w pełni tego słowa znaczeniu. Takie jak opisałem wyżej, jednak trochę łagodniejsze. Było ich w sumie od ostatniego wpisu chyba 2-3, każda kolejna łagodniejsza. Przebieg książkowy, czyli początki odczuwania gorączki jakoś ok. 16:00 jeszcze w pracy, a o 19:00 leżałem już pod 2 kołdrami w domu z zarezerwowaną pracą z domu do końca tygodnia. Jednak nie było to potrzebne, bo następnego dnia rano wszystko znikało całkowicie, byłem jak nowo narodzony mimo słabo przespanej nocy. Po takiej infekcji na wizycie u Mistrza miałem oczywiście stany zapalne, jednak tym razem nie na jakimś dużym obszarze, tylko raczej punktowo. Szybko się ogniskowały, wręcz na jednej wizycie. Obecnie sytuacja wygląda tak, że stany zapalne na układzie pokarmowym się już nie pokazują, co w sumie czuć, bo przelewania, gazy czy inne problemy praktycznie zmalały do zera. W święta nawet sobie pozwoliłem czy to z alkoholem, czy jakimś cukierkiem, ewentualnie sernik, a jednak nie odczułem tego w ogóle.

Oczywiście to były tylko pojedyncze przypadki, teraz znów wracam do DP, bo moim ostatecznym celem jest oczyszczenie tchawicy i ew. górnych dróg oddechowych, jeśli coś tam jest. Mistrz powiedział, że najprawdopodobniej tchawicę organizm oczyści na samym końcu, z racji, że zaraz po jelitach była ona najbardziej zainfekowana. Do teraz utrzymuje się tam mały stan zapalny, jednak jest on nieporównywalnie mniejszy do tego, który był na początku. Długa drogą z tą tchawicą, ale faktycznie wszystkie inne dolegliwości z czasem mi znikają, a tchawica trzyma się ostro. Mimo iż nie odczuwam już z jej strony żadnych dolegliwości, szybkiego męczenia się strun głosowych podczas mówienia, czy nadmiernego odchrząkiwania, to jednak wiem, że coś tam jest, bo raz na jakiś czas się odezwie.

Zamierzam w połowie stycznia zacząć jeszcze raz kurację z rzepą, bo odczułem sporą poprawę jeśli chodzi o jelita i tchawicę szczególnie. Tchawicę wręcz czułem zaraz po wypiciu, że coś tam się dzieje, a jelita swoją drogą. Widać, że grzybica rzepy nie lubi.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Luciano 03-01-2018, 20:10
Jak u ciebie z miksturą: pijesz pełną dawkę, musisz robić przerwy? Jak z koktajlami? U siebie również obserwuję, że z roku na rok coraz lepiej reaguję na poszczególne pokarmy. No, może z jednym wyjątkiem- alkoholem. W noc sylwestrową tak się przytrułem wzmocnionym winem, że podjąłem decyzję, że w pełni wracam do abstynencji. Ale wracając do tematu! Zobacz ile czasu potrzeba, aby to wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku.

A z tym pulsowaniem w zatokach to mam podobnie. Do opisanych objawów dochodzi dochodzi silne uczucie gorąca, podczas gdy w rzeczywistości czoło jest zimne. U mnie dzieje się tak przez zakraplanie nosa alocitem.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 03-01-2018, 21:20
Tak, ja też oprócz rzepy, kropię sobie nos alocitem dosyć regularnie, mimo iż nie mam z tamtego rejonu żadnych powikłań, ani problemów z oddychaniem czy snem. Wszystko jest drożne. Jedyny problem, który wielu uznaje za coś normalnego, to w zimę jak wyjdę na mróz i wejdę do ciepłego, to leje mi się z nosa woda. Faktycznie wtedy jest tam uczucie takiego gorąca, czyli typowo stan zapalny jako lokalna gorączka.

MO jadę cały czas pełną dawkę i zmieniam co jakiś czas aloes z citroseptem. Generalnie od jakiegoś roku nie mam już osadu na języku czy brzydkiego zapachu z ust. Były różne kolory tego osadu, na końcu był chyba brązowy, a teraz tylko raz na jakiś czas, pojawi się biały lub brązowy, ale jest go tak mało, że w całości usuwam go szczoteczką wieczorem. Czasem też trafi się to uczucie po wypiciu mikstury, jakby mi po jej wypiciu coś podchodziło do gardła i odbija mi się nią, ale to trwa ok 1h i zdarza się raz na 3-4 miesiące, czyli klasyczne kropla drąży skałę. KB cały czas piję 3x dziennie z ostropestem. To, co zostaje z przygotowania MO, wlewam do koktajlu, a czasem wrzucam pół cytryny obranej, blenduję i wypijam. Generalnie cały czas oś odżywiania się w sumie wygląda tak samo, czyli szynki, boczki, kiełbasy od teścia, jajka kurze, kacze, ziemniaki od rodziców, a jedynie warzywa na surówki i owoce kupuję w sklepach.

Wszystko idzie powoli do przodu, następny wpis myślę, że jak ruszy się coś konkretnego z tchawicą, a nie tylko wojna podjazdowa infekcjami bez gorączki czy grypy. Wiem, że organizm jest do tego zdolny, bo na jelitach na sporo większym obszarze robił to już nawet rok temu. Jednak organizm ciągle tylko tę tchawicę osłabia, jakby czekał na odpowiedni moment.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Wrady 12-01-2018, 00:12
Cytat
Czasem też trafi się to uczucie po wypiciu mikstury, jakby mi po jej wypiciu coś podchodziło do gardła i odbija mi się nią, ale to trwa ok 1h i zdarza się raz na 3-4 miesiące, czyli klasyczne kropla drąży skałę.
W jakim sensie kropla drąży skałę? Nie bardzo rozumiem tę wypowiedź.


Tytuł: Odp: Cztery miesiące z Biosłone i wizyty u Mistrza
Wiadomość wysłana przez: Shadow 12-01-2018, 11:21
Chodzi o to, że można pić miksturę pół roku i nie mieć szczególnych reakcji(zwykle nie dotyczy osób, które zaczynają pić) a akurat ta 190 dawka mikstury ruszy sprawę na tyle, że skała się rozwali.