Niemedyczne forum zdrowia

BLOK OGÓLNY => Zasady zdrowego stylu życia => Wątek zaczęty przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 14-05-2009, 08:45



Tytuł: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 14-05-2009, 08:45
Obecnie - w naukach przyrodniczych nie ma już odkryć i odkrywców. Powód jest bardzo prozaiczny – odkrycia takie są po prostu nieopłacalne, ponieważ wszelkie one prowadzą do tej samej konkluzji: - Prawa natury są doskonałe - i niczego nie trzeba poprawiać! A więc nie da się na tym zarobić. Toteż tak zwani naukowcy nie zajmują się odkrywaniem niewygodnych (czytaj: nieopłacalnych) praw natury, lecz kombinują: jakby tu naturę przechytrzyć. Propaganda medyczna, powołując się na rzekome odkrycia naukowe, podstępem mami sensacjami o najnowszych wynikach badań, sugerując że właśnie ta dieta jest najzdrowsza od wszystkich pozostałych, bo tamte były be.

Przemysł przetwórczy - od dwóch wieków miesza ludziom zmysły smaku. Gorzki smak nie musi oznaczać trucizny (jak to jest w naturze), a słodki - pewnej zdrowotności. Więc nie możemy już bazować na samych zmysłach, by odróżnić pełnowartościowy produkt spożywczy od zwyczajnego badziewia, albo wręcz trucizny. Obecnie nie wystarczy już smak, zapach i kolor do oceny tego - co jemy. By zachować zdrowie, należy nabyć podstawową wiedzę o zasadach zdrowego odżywiania, w których nie tak ważne jest to, co należy jeść, jak to, czego należy unikać we własnym dobrze pojętym interesie - choć jest zachwalane, polecane i reklamowane, ładnie zapakowane a na dodatek jest smaczne i ładnie pachnie.

Nasi przodkowie nigdy nie jedli nic innego jak to co złowili, wyhodowali bądź urosło w promieniu nie więcej niż 10 km od miejsca, w którym mieszkali - i żyli zdrowo. I nie brakowało im ryb morskich, tranu, pędów bambusa, oliwy z oliwek, oleju palmowego, brązowego ryżu (ani tym bardziej białego), soi, cieciorki i ciecierzycy, oleju z wiesiołka (koniecznie dwuletniego!), grejpfrutów, kiwi, suplementów w postaci bomby witaminowej itp. dupereli.

Obywali się też bez wybijania wszystkiego, co się rusza w organizmie za pomocą zappingu - morowania wg Huldy Clark czy "Siemionownej" (czytaj: Siemionowej); "picia odbytnicą", czyli lewatyw wg Srałachowa czy Srombaka; indeksu glikemicznego Montignaca; lekarza pierwszego kontaktu (dzisiaj to nie do pomyślenia); suplementów i probiotyków, nie mówiąc już o antybiotykach... i żyli.

Nie wiedzieli też nic o grupie krwi, jaką mają, ale nie mieli problemów z jedzeniem. Nie mieli pojęcia o cholesterolu, jedli tłusto jak tylko się dało a nie mieli miażdżycy. Nikt im nie przekazał wiedzy o stosunku B:T:W, i raczej im tego nie brakowało. No i nie mieli tylu aptek, co obecnie, i raczej za tym nie tęsknili.
    
Chcę przez to powiedzieć, że człowiek może się obejść bez tych wszystkich dziwnych rzeczy, i niczego nie będzie mu brakować. Wprost przeciwnie - będzie zdrowszy. Zgodnie z podstawowym prawem natury - nasze jest najzdrowsze. Oczywiście nasze, to znaczy to, co wyrosło u nas w kraju, w którym żyjemy, zaś importowane jest... takie sobie - w najlepszym przypadku. I nie znam wyjątku, żeby moda na zagraniczne badziewie wyszła komuś na zdrowie. Więc warto się nad tym zastanowić.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 04-06-2009, 13:23
Tak Zbyszku! Tyle, że nasza polska żywność też zrobiła się badziewiasta. Mistrz swego czasu wyśmiał mnie, że biegam za "wsiową" śmietaną. Nie minęło wiele czasu a zdobycie niehomogenizowanej śmietany zakrawa na cud. Chłopi wyzbywają się krów. Mieszkam na końcu Polski, w regionie rolniczym i na wsiach nie ma krów a i kury są coraz rzadziej. Rozpuściłam wici, żeby zdobyć śmietanę niehomogenizowaną i odzew zerowy. Za wysokie są normy europejskie aby chłopom opłacało się hodować krowy. Podejdę jeszcze do pobliskiej stadnini koni (sic!), bo widziałam na ich pastwiskach krowy i zapytam się o śmietanę. W miejscowych sklepach śmietana pasteryzowana jest tylko słodka 30%. Jak taką śmietanę ukisić? Nie da się. I jak mam dać słodką śmietanę do zupy np. ogórkowej, mizerii, sałatek? Nie chciałabym siać defetyzmu ale coś czarno widzę nasze zdrowie.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Olimpia 04-06-2009, 13:52
Cytat
aby chłopom opłacało się hodować krowy.

Właśnie. Chłop "zarabia" dziś na litrze mleka 0,20 zł w woj.siedleckim. Tak dzieje się u mojej babci. A Ci, którzy dostarczają większe ilości mleka mają odrobinę większą stawkę.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 04-06-2009, 14:06
To Ci dopiero Ujma Europejska...


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Wera 05-06-2009, 15:20
Jest rozwiązanie - trzeba się wynieść z UE, jak to zrobił pan WC :)


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Wera 05-06-2009, 15:24
Powiedzcie kochani, jak rozpoznajecie "prawdziwego" chłopa na rynku? Może to dziwne pytanie, ale ja już wiele razy natknęłam się na oszusta. Przyjęłam teraz zasadę: prawdziwy rolnik musi mieć brudne ręce i niefirmowe ciuchy/niekolorowe. Pytać o pochodzenie produktów na straganie można, ale czy odpowiedzą szczerze? Wątpie. Macie na to jakiś patent?


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 05-06-2009, 17:45
Albo trzeba mieć tzw. trzecie oko, albo trzecie nozdrze, jeśli się zna słowa przeboju pt. "Jestem z miasta"... A tak poważnie, to należy się kierować wiedzą i intuicją, patrząc na wyeksponowane płody rolne.
    
Kiedyś pojechałem sprawdzić chłopa pod względem hodowli świnek, bezpośrednio do niego na wieś, no i tak mnie zrobił w lewo, bo pokazał mi w chlewiku dwie świnie, które trzymał na ubój, ale dla siebie. Opowiadał czym je karmi itd. Dla mnie zaś i innych "łyków" z miasta zabijał świnie i przerabiał na wędliny z hodowli tzw. przemysłowej, którą miał kilkaset metrów dalej, która była operacyjnie zamaskowana.
    
Żeby było śmiesznie, to świnie z tej hodowli były beztłuszczowe. Tak, tego nauczyli chłopów mieszczuchy ("łyki"), bo boją się cholesterolu z tłuszczu wieprzowego. Mało tego świnie te były trzymane na łańcuchach, bo jakieś podobno nerwowe były i odgryzały innym ogony, czy "cośtamcośtam"...
    
Nie wiem jak i czym można karmić trzodę chlewną, aby nie miała słoniny. Chyba bez roślin. A może innymi zwierzętami (w tym wieprzami) w proszku paszowym?
    
Nigdzie w przyrodzie nie znajdzie się takich bydląt - jak wśród ludzi (nie obrażając bydła).


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Wera 05-06-2009, 19:20
Ojej, jak na razie nic optymistycznego. Kto ma z resztą dziś czas na takie rewizje chłopa,  jak piszesz Zibi. I odwagę.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Piotr 06-06-2009, 10:47
Powiedzcie kochani, jak rozpoznajecie "prawdziwego" chłopa na rynku?

Obserwuj jak często przyjeżdża sprzedawać. Prawdziwy rolnik nie ma czasu na handlowanie, bo pracuje w polu. Wysyła żonę, albo pojawia się raz, dwa razy w tygodniu.
Rozmawiaj, wypytuj się jak rośnie, jak plony. Rolnik będzie rozmawiał a handlarz unikał rozmowy. Zwróć uwagę na produkty jakie sprzedaje. Rolnik nigdy nie będzie sprzedawał cytryn czy innych owoców tropikalnych. 


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 06-06-2009, 12:16
   To fakt, Piotrek! Dziś rozmawiałem z "babą" z jajkami (ups!) . Pytając ją - ile ma kur - odpowiedziała, że nie musi się mi spowiadać. A jak popatrzyłem w koszyk, to pośród niby wiejskich jaj znalazłem takie, z którego jeszcze nie zmyła pieczątki. Kiedyś od niej brałem jajka, i wszystkie były niesmaczne a żółtka miały prawie czerwone. Mało dziś brakowało bym jej te jajka w koszyku ubrudzone kurzym kałem - potraktował z buta.
   Mam swoje "baby", od których kupuję jaja. Sprawdziłem je wcześniej, że są z pewnego źródła. Jedna ma ok. 12 kurek, a druga ok. 15. Widać, że są biedne i trzymają nioski dla siebie, a nadwyżkę jaj dopiero sprzedawają. Dziś twierdziły, że je nie stać na polfamixy i inne wynalazki. Kury karmią ziemniakami, pszenicą i częściowo mieszanką dla kur. One wiedzą, że się znam na jajkach i często po wyglądzie zewnętrznym rozpoznaje podróby,i także ustalam świeżość jajka.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Emisia 06-06-2009, 13:22
Zibi! Byc moze baba przestraszyla sie ze zaraz ja rozliczysz z fisku "od kury"? To zartami, a tak na powaznie to mam i tescia i sasiada ktorzy maja swoje 4 kury i kazdy z nich za kazdym razem dajac mi jajka powtarza abym nikomu nie mowila skad je mam. Dlaczego? Nie mam pojecia, ale oni mowia ze teraz sa jakies normy unijne na tego typu hodowle ktorych oczywiscie nikt nie spelnia. Kury chodza sobie po ogrodzie a to wedlug norm jest zakazane! Nawet pasza powinna byc podawana wedlug norm. A kury tescia oprocz trawki zywia sie resztkami z warzyw i owocow z dnia! Ale unia na to nie pozwala! Wiec ( nie chodzi o ta babe z pieczatkami) mysle ze wiele osob ma strach przyznac sie ( jesli oczywiscie widza klienta pierwszy raz na oczy) ze te jajka, czy mieso ( bo z miesem jest jeszcze gorzej) maja z domu.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: fiona50 06-06-2009, 13:27
Nie dawajcie robic z siebie durnia przy zakupie jajek!
Mnie kiedys kobieta usilowala narznac i twierdzila ze zabrudzone odchodami sa prosciutko z gniazda.Bzdura.
Zdrowa kura nigdy nie zabrudzi kalem swego gniazda, a kiedy wodzi kurczeta to wydziobuje im zanieczyszczenia z kuperkow.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 06-06-2009, 14:12
Twierdzisz, Fiono, że kury z brudnymi kuprami to te, które cierpią na "drożdżycę jelit" na skutek chowu klatkowego?
...pewnie też i inne pasożyty (np. wszy kurze).


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: fiona50 06-06-2009, 14:25
One cierpia nie tylko na drozdzyce jelit     :P
One tesnia za wolnoscia......  :thumbsup: za kamyczkami, za podworkiem i kawalkiem ziemi, gdzie moga pogrzebac, za jakims pelzajacym mieskiem, za pszenica i zielona trawa..... i dlugo tak mozna wyliczac.  :D


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Loret 06-06-2009, 15:39
Z mojego doświadczenia śmiem twierdzić, że prawdziwe jaja od "baby" można kupić bardzo wcześnie rano na targu i to jeszcze z polecenia, a cała reszta to "falsyfikaty" :)


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Agna 06-06-2009, 19:44
Tak to prawda, ja jestem na targu o 6 godz. i kupuje jaja od chłopca, to wcale nie musi być kobieta w chustce. A o godz. 7 jajka są już sprzedane i już ich nie ma na targu. Natomiast handlarze są cały czas dopóki targ czynny.
Cytat
jak rozpoznajecie "prawdziwego" chłopa na rynku?
Ja zdaję się na intuicje: zaopatruje się przeważnie na jednym targu i staram się kupować u tych sprzedających co sprzedają jeden rodzaj towaru, np. ma tylko w sprzedaży ziemniaki, a drugi obok ma tylko jabłka niezbyt piękne i nie tak równo poukładane. "Prawdziwy handlarz" ma urozmaicony asortyment i pięknie poukładany towar.
Ja też rozmawiam o opryskach, jaką metodą kiszą ogórki, delikatnie wypytuję.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Wera 07-06-2009, 10:43
Tak, też staram się delikatnie wypytywać, ale nie wiem czy to prawda co mówią. Stawić się o 6 rano na targu to dla mnie niewykonalne, gdyż sobota to jedyny dzień kiedy mogę pospać trochę dłużej. Wczoraj np. natknęłam się na kogoś kto mi wyglądał na chłopa (etykieta, że to okoliczne gospodarstwo, mały asortyment, brudne skrzynie, ręce..), ale wiecie co-w obu przypadkach, które spotkałam, rzodkiewka czy kalarepa były wprost gigantyczne, a więc przenawożone. Jakoś mnie to zniechęciło i nic u nich nie kupiłam. Jeśli widzę 1 rodzaj asortemntu, to myślę że to raczej duże specjalistyczne przedsiębiorstwo i oni dopiero nawożą, pryskają. To duża sztuka, żeby wyczuć oszusta i wymaga ogromnej wprawy.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Rysiek 07-06-2009, 12:11
Trzeba starać się zadawać trochę podchwytliwe pytania. Na przykład o kolor żółtek, jak zacznie zachwalać, że wspaniałe pomarańczowe to zapytać dlaczego pomarańczowe a nie żółte. Przecież żółtko, jak nazwa wskazuje, powinno być żółte. Jak zacznie coś kręcić o specjalnej karmie tudzież innych cudach to znaczy, że oszukuje.
Nie raz mają kilka jajek rozbitych żeby uwidocznić pomarańczwe zółtka. Ludzie się na to łapią, bo przecież gdyby miał być oszust to nie rozbijałby jajek tylko starał się ukryć ich wady. A jak wiadomo najciemniej pod latarnią. Skoro pokazuje żółtka, musi być w porządku.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Grzegorz 07-06-2009, 13:59
Cytat
ale wiecie co-w obu przypadkach, które spotkałam, rzodkiewka czy kalarepa były wprost gigantyczne, a więc przenawożone.
Ale tak wyglądają też od naturalnych nawozów - kompostu z odchodami zwierząt.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 08-06-2009, 10:15
A ja w tej kwestii po raz kolejny doceniłam mądrość Mistrza. Życie samo w sobie jest stresujące i nie będę się dodatkowo stresować "polowaniem" na super-ektra-truper płody rolne. Zresztą działkowiec od którego czasem kupuję pomidory czy warzywa chyba by się obraził na to, że rolnik musi być brudny aby sprzedawał nienawożone produkty. Jesteśmy tak krótko w Unii a już na wsiach nie hoduje się prawie nic. Płaci się rolnikom za "nicnierobienie". Ci więksi, korzystający z dopłat są nastawieni na "przemysłową skalę" produkcji żywności. Nie ma sensu biegać, przepłacać jak i tak w sumie nie wiecie co jecie. A im dalej tym będzie gorzej. Najlepiej sie tym nie stresować bo szkoda nerwów i kasy. Ja się już tyle razy nacięłam na jajkach a ostatnio na śmietanie, że zaczyna mi to zwisać. Będę kupować warzywa jak dotąd na targu i wiem, że są z gieły. Ale przecież piję MO i to mnie napawa optymizmem. Ci co sami hodują są w lepszej sytuacji ale ja nie mam na to ochoty..


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zazula 08-06-2009, 14:21
Zibi pisze o "beztłuszczowych" świnkach:

"Żeby było śmiesznie, to świnie z tej hodowli były beztłuszczowe.  Tak, tego nauczyli  chłopów mieszczuchy, bo boją się cholesterolu z tłuszczu wieprzowego. Mało tego świnie te były trzymane na łańcuchach, bo jakieś podobno nerwowe były i odgryzały innym ogony, "czy coś  tam, coś tam...
       Nie wiem, jak i czym można karmić trzodę chlewną, aby nie miała słoniny; chyba bez węglowodanów, a może innymi zwierzętami w proszku paszowym..."

Tak się ostatnio poważnie nad tym zastanawiam, bo nigdzie nie mogę dostać słoniny - wszyscy mówią, że teraz to się świnki odchudza! Przerażające!  :bash: Nie bardzo wiem, co mogę zrobić, bo przecież nie będę sobie chowała świnki w bloku na balkonie.  :eek:


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: fiona50 08-06-2009, 16:40
Kiedy pomieszkiwalam w slonecznej Italii , slonina w sklepie gruba na cztery palce, solona gruba sola morska kosztowala wiecej niz szynka. A to swiadczy o randze dobrego tluszczu. I nie byla spozywana w postaci skwarek do zasmazki lub smalcu,  tylko w postaci cieniutkich plasterkow do pieczywa ciemnego. To daje do myslenia...


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zbigniew Osiewała (Zibi) 08-06-2009, 17:52
Na Białorusi, Ukrainie jest jeszcze sało na 4-5 palców, ale też już zaczynają głupieć i niszczyć dobrą żywność.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Lady 14-06-2009, 10:25
Jeśli chodzi o słoninę, to ją zeszczupliła ... genetyka.  ;) Żywienie też ma swój wpływ, tłuste świnki były po karmie z dodatkiem parowanych ziemniaków, ale kto by teraz gotował świnkom ziemniaki na dużej fermie?  :lol:


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Zuza 14-06-2009, 12:03
Cytat
Nie dawajcie robic z siebie durnia przy zakupie jajek!
Mnie kiedys kobieta usilowala narznac i twierdzila ze zabrudzone odchodami sa prosciutko z gniazda.Bzdura.
Zdrowa kura nigdy nie zabrudzi kalem swego gniazda, a kiedy wodzi kurczeta to wydziobuje im zanieczyszczenia z kuperkow.
Z tym się do końca zgodzić nie mogę. Kupuję jajka od teściowej mojego brata (oraz inne produkty wiejskie), często tam bywam po prostu jak u rodziny. Zwierzęta karmią bardzo tradycyjnie, dla świń gotują ziemniaki w parniku, kury chodzą po trawce itp, a jajka są bardzo często pobrudzone odchodami kury.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Mr. R 15-10-2009, 21:52
Śnieg i plucha za oknem - zima się zbliża wielkimi krokami.....a na targach (od handlarzy) wciąż piękne brokuły, kalarepy, fasolka szparagowa, sałata. Można je jeszcze jadać czy to są już wynalazki rodem z NASA ?


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iyana 16-10-2009, 08:29
Tak się składa, że od 5 lat mieszkam na wsi i hoduję na własne potrzeby barany, kiedyś świnki, gęsi, kaczki, króliki, indyki i oczywiście kurki dla jajek. Wszystko to chowa się i żywi się tradycyjnie. I co Wam powiem jako już "doświadczony rolnik" to kurki także miewają zabrudzone jajka i wcale nie oznacza to choroby. Po prostu niektórym kurom tak się zdarzy a niektóre po prostu takie są, że brudzą gniazda. Świnie są beztłuszczowe nie z powodu sposobu karmienia a ze względu na rasę. I uwierzcie mi, że beztłuszczowa świnia nie oznacza, że ona nie ma tłuszczu- ona po prostu ma go mniej. Jeśli jest dobry gatunek świni to z takiej 1 szt wychodzą i smaczne wędliny i mięsko na obiad i tłuszczyku na kilka miesięcy dla rodziny. Faktem jest, że rolnicy tradycyjnie chowają świnki już tylko dla siebie, bo się po prostu to nie opłaca.
Dobre jajka można kupić od baby (bo zasadniczo tylko kobiety handlują na targu tzw drobiazgiem- mężczyźni zbożem, świniam, krowami itp), która wcale nie musi być ubrudzona i niemodna- choć tak jest przeważnie. Jak pisał ktoś z Was trzeba sobie taką "babę" przetestować i od niej zawsze brać. Zasadniczo "baby" są skupione w jednym miejscu, lub krążą po targu by uniknąć opłaty targowej.
Gdybyście chcieli kupić dobre mięsko drobiowe od rolnika to zdecydowanie kupujcie kaczki i gęsi, bo tych nie opłaca się zamykać i tuczyć paszą przemysłową. One na pewno chodzą po trawie i jedzą pszenicę. Z kurami mięsnymi, indykami i królikami to już różnie bywa- ale na pewno będą lepsze niż z marketu, bo rolnicy stosują mieszanki paszowo- zbożowe i nie stosują antybiotyków oraz hormonów. Jednak mięso takiego kurczaka czy królika nie będzie tak delikatne, chociaż jeśli będzie dobra rasa królika to nawet karmiąc tradycyjnie można uzyskać szybkie przyrosty czyli delikatne mięso. Z duzych zwierząt to najzdrowsza jest baranina i koźlęcina (zwierzę powinno mieć max 8 mcy), bo to też na pewno pasie się na łące. Chyba jeszcze dodam, że gęsi, kaczki, barany, kozy praktycznie nie chorują więc nie trzeba stosować u nich lekarstw czy profilaktycznie antybiotyków (kurczaki, indyki, króliki).
Nieprawdą też jest, że rolnik musi ukrywać się z jajkami przed fiskusem. O ile pamiętam to dopiero jeśli niosek jest ponad 50 trzeba rejestrować stado i płacić podatek. Tak jest też w przypadku gęsi, kaczek, królików, świń, baranów czy warzyw (tu liczy się pow. uprawy).
Jeśli chodzi o warzywa to rolnicy sporadycznie sprzedają własne warzywa na targu, bo by wychodować np. kalarepkę trzeba dużo wody a codzienne ręczne podlewanie jest uciążliwe. Nawadnianie automatyczne jest drogie więc jeśli ktoś je ma tzn, że musi na tym zarobić- więc warzywa na pewno są z chemią. Od rolnika można kupic na pewno kapustę późną, marchew, buraki, fasolę jaś i bób- ale niekoniecznie będzie to zupełnie niepryskane.
Jeśli będziecie mieć taką zaprzyjaźnianą "babę" to ona może Wam wyhodować gąskę, kaczkę i może także świnkę. Albo zapozna z sąsiadem, który to może zrobić.
Niestety ale w dużych miastach (np. znany mi Kraków) "baby" często nie są babami a ich produkty niezupełnie wiejskie (np. śmietana doprawiana jest mąką). Warto jest odwiedzać targi w małych miejscowościach- takich do 20 tys mieszkańców i okolicą rolniczą.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iyana 16-10-2009, 08:34
Śnieg i plucha za oknem - zima się zbliża wielkimi krokami.....a na targach (od handlarzy) wciąż piękne brokuły, kalarepy, fasolka szparagowa, sałata. Można je jeszcze jadać czy to są już wynalazki rodem z NASA ?

To mogą być nadal nasze rodzime produkty. Wszystko zapewne zebrane przed śniegiem lub pochodzi z terenów gdzie śniegu nie było. Chociaż mała ilość śniegu i niskie temperatury brokułom, kalarepce i sałacie szkodzić nie powinny.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Machos 16-10-2009, 17:44
Cytat
Nie dawajcie robic z siebie durnia przy zakupie jajek!
Mnie kiedys kobieta usilowala narznac i twierdzila ze zabrudzone odchodami sa prosciutko z gniazda.Bzdura.
Zdrowa kura nigdy nie zabrudzi kalem swego gniazda, a kiedy wodzi kurczeta to wydziobuje im zanieczyszczenia z kuperkow.
Z tym się do końca zgodzić nie mogę. Kupuję jajka od teściowej mojego brata (oraz inne produkty wiejskie), często tam bywam po prostu jak u rodziny. Zwierzęta karmią bardzo tradycyjnie, dla świń gotują ziemniaki w parniku, kury chodzą po trawce itp, a jajka są bardzo często pobrudzone odchodami kury.
Ja też mam czasem zabrudzone jajka, a od bliskiego znajomego, który handlarzem jajek nie jest i mając nadwyżki, sprzedaje je mnie. Są tak pyszne, że jak teraz to piszę, to już mi ślinianki szaleją.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Wera 17-10-2009, 15:10
Cytat
np. śmietana doprawiana jest mąką).
Dlaczego mieliby to robić? Dla mnie najlepszym wskaźnikiem jest wielkość warzyw. Myślę, że bez nawozów po prostu nie wyrośnie za duże. Ale dziękujęmy Iyanie za te cenne informacje "od kuchni".


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 17-10-2009, 16:46
O przepraszam! Moja ciocia na wsi hoduje duże warzywa. Po prostu trzeba je w odpowiednim czasie poprzerywać.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iyana 18-10-2009, 07:40
Cytat
np. śmietana doprawiana jest mąką).
Dlaczego mieliby to robić? Dla mnie najlepszym wskaźnikiem jest wielkość warzyw. Myślę, że bez nawozów po prostu nie wyrośnie za duże. Ale dziękujęmy Iyanie za te cenne informacje "od kuchni".

Żeby była gęstsza. Otrzymujesz piękną gęstą śmietanę (jak kremówka 36%), która de facto jest typową 12% doprawioną mąką. Tak robią na Kleparzu, bo parę razy taką dziwną śmietanę kupiłam i wówczas mąż (rodowity krakus) wyjaśnił mi co to za cudo.
Warzywa kapustne (kalarepki, kalafiory, itp) oraz rzodkiewki będą nędzne jeśli nie będą suto podlewane. I tu nie ma znaczenia ile nawozu dostaną. One potrzebuję wody. Najgorsza jest tu kalarepka i rzodkiewka, bo one parcieją/drewnieją- nawet jeśli są wyrośnięte. Nawet sadzenie w agrowłókninie nie rozwiązuje problemu. Pozostałe rośliny radzą sobie lepiej bez dodatkowego podlewania i wielu z nich faktycznie wystarczy odpowiednia dawka nawozu i prace agrotechniczne.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iyana 18-10-2009, 08:05
O przepraszam! Moja ciocia na wsi hoduje duże warzywa. Po prostu trzeba je w odpowiednim czasie poprzerywać.

Niezupełnie. Pisałam wyżej o kalarepce i rzodkiewce. One chcą dużo wody. A z tym przerywaniem to też nie tak do końca, przecież przerywkę stosuje się tylko do warzyw sianych bezpośredni do gruntu: marchew, buraki, pietruszka, rzodkiewka. Pozostałe rośliny siejesz miejscowo (ogórki, fasola, dynie) lub sadzisz miejscowo sadzonki: wszystkie kapustne, selery, sałata, cabula dymka, itp. i tego się wogóle nie przerywa. Na wielkość roślin wpływa: woda, zabiegi agrotechniczne, odpowiednie nawożenie (nie wszystkie rośliny chcą co roku być nawożone), odpowiednie sąsiedztwo roślin, ilość i rodzajowość szkodników (pchełki, mszyce, stonki, nicienie, połysnice itd) oraz ilość i rodzaj chorób grzybowych.
Jeśli Twojej cioci rosną co roku piękne kalarepki wczesne bez podlewania to mogę tylko pozazdrościć klimatu i braku pchełek.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Lady 18-10-2009, 09:11
Wielkość zależy też od odmiany. W tych samych warunkach posadzona marchew dwóch różnych odmian może mieć różne korzenie. Te holenderskie rosną większe.  ;)


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iza38K 18-10-2009, 09:20
O kalarepakch nic nie wiem... :D. Ale o marchwi, burakach, pietruszce wiem. Ja mam ogródek. Z lenistwa raczej pełen kwiatów. Uprawiam jedynie ogórki, dynie, fasolkę, czosnek i zioła  :D. Może się w przyszłości poświęcę uprawom..kto wie  :).
PS. W tym roku z ogórkami w moim rejonie była totalna klapa. Jakaś zaraza zaatakowała uprawy. Był też atak chyba mszyc co mi zeżarły szparagówkę.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: michael27 19-10-2009, 09:43
Ta zaraza to grzyb. Zaatakował też pomidory, dzieje się tak gdy jest ciepło i mokro.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Wera 19-10-2009, 11:10
Cytat
Na wielkość roślin wpływa: woda, zabiegi agrotechniczne, odpowiednie nawożenie (nie wszystkie rośliny chcą co roku być nawożone), odpowiednie sąsiedztwo roślin, ilość i rodzajowość szkodników (pchełki, mszyce, stonki, nicienie, połysnice itd) oraz ilość i rodzaj chorób grzybowych.
Idąc tym tropem, skoro mały rolnik nie nawozi ani nie opryskuje przeciw szkodnikom, no i nie ma sztucznego nawadninia-plony są niskie i po prostu małe.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Iyana 19-10-2009, 11:37
Cytat
Na wielkość roślin wpływa: woda, zabiegi agrotechniczne, odpowiednie nawożenie (nie wszystkie rośliny chcą co roku być nawożone), odpowiednie sąsiedztwo roślin, ilość i rodzajowość szkodników (pchełki, mszyce, stonki, nicienie, połysnice itd) oraz ilość i rodzaj chorób grzybowych.
Idąc tym tropem, skoro mały rolnik nie nawozi ani nie opryskuje przeciw szkodnikom, no i nie ma sztucznego nawadninia-plony są niskie i po prostu małe.

Mały rolnik zawsze nawozi to co powinno być nawiezione stosując odpowiedniej dawki nawozu i stara się nawozem naturalnym, bo to dla własnej rodziny. Jeśli jest nadzwyczajna plaga szkodników/ grzybów to stosuje chemię ale stosuje też okresy karencji (co niekoniecznie jest na plantacjach). A jeśli ogródek ma dla siebie to ten kawałek ziemi będzie podlewał ręcznie- w końcu nie wszystkie rośliny mają aż tak wysokie wymagania wodne. Robi to w końcu dla siebie i swojej rodziny. A plony są różne.. niektóre warzywa się udają piękne a inne mniej. Z ciekawostek- nie zdążyłam w tym roku zrobić oprysku na mszycę na bób i buraki ćwikłowe no i bobu nie miałam ani trochę a buraki są wielkości rzodkiewek:(
Chemię można zastąpić opryskami naturalnymi ale jeszcze się tego niestety nie nauczylam. Jak Madzia podrośnie to się tym zajmę.

Ta zaraza to grzyb. Zaatakował też pomidory, dzieje się tak gdy jest ciepło i mokro.

Częściej jak jest mokro, ciepło w dzień i zimno w nocy. Grzybów jest cała masa- tak jak w lesie. Zawsze mnożą się po deszczu ale grzyby raczej nie lubią fasoli- pomidory i owszem.
Iza ma rację. Ogórki zniszczyły jej grzyby (lub małe sadzonki ślimaki) a fasolę mszyce lub ślimaki. Zresztą ślimaki lubią wszystkie małe sadzonki...


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Piotr 05-11-2009, 10:39
Cieszmy się, że jest kryzys. W tym roku warzywa są zdrowsze, bo z uwagi na niski kurs złotówki rolnicy zakupili mniej nawozów. Droższe nawozy zmusiły rolników do oszczędzania.


Tytuł: Odp: W obronie rodzimych płodów rolnych
Wiadomość wysłana przez: Mmagmma 27-12-2009, 00:53
Współpracuję z rolnikami, oprócz tego mój mężczyzna uprawia nasz ogródek i trochę drzewek owocowych. Znam więc temat ze strony rzec można przemysłowych produkcji rolnych, które trafiają do sklepów i na targi jak i mini produkcji na nasze domowe potrzeby. Przez tyle lat próbujemy oszukać naturę, że pewne rzeczy są nieodwaraclne. Cieszmy się, że jest MO i przestańmy świrować w temacie nieosiągalnej super ekologocznej żywoności.