Niemedyczne forum zdrowia

BLOK PORAD, POMOCY I WYMIANY DOŚWIADCZEŃ => Przypadki zdrowotne forumowiczów => Wątek zaczęty przez: Zuza 30-10-2009, 01:37



Tytuł: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 30-10-2009, 01:37
Do tej pory dopisywałam się do różnych wątków ale myślę, że lepiej byłoby dla mnie oraz dla osób, które czasami chciałyby mi coś doradzić, gdyby to wszystko było w jednym miejscu.

Mam 36 lat. Jako dziecko uchodziłam za okaz zdrowia. W zasadzie na nic nie chorowałam, czasami jakieś drobne przeziębienie, które Mama leczyła „polopiryną s” i syropami na kaszel. Byłam przeciwieństwem mojego brata, któremu wiecznie coś było. Mama wychowywała nas sama i czasami, gdy potrzebowała na coś dzień wolnego to szła do lekarza z bratem, bo on nawet jak był zdrowy to wyglądał na chorego – taki chudy i mizerny :) Za mój wygląd nikt by Jej nie dał ani godziny chorobowego – zawsze okrąglejsza od brata i rumiana.
Brat przechodził różne choroby dzieciństwa, ja przebywałam ciągle obok niego i nic nie łapałam. Nawet ospy wietrznej nie miałam do dziś, od córki też się nie zaraziłam. Trochę się tego obawiam, bo ponoć takie choroby w wieku dorosłym przechodzi się trudniej. Ale może już jej nie złapię?

Gdy miałam 14 lat dostałam zapalenie płuc, zastrzyki – chyba penicylina. Za jakieś dwa tygodnie drugi raz zapalenie płuc i znowu jakieś zastrzyki. Potem już nie chorowałam na nic takiego, co bym zapamiętała.

Następną moją przypadłością, którą mam do dziś, była grzybica pochwy. Gdy dostałam ja pierwszy raz, stosowałam nasiadówki z jakichś ziół z apteki i jakoś ucichło. Stałym problemem stało się to, gdy zaczęłam regularne współżycie, czyli od około 14 lat. Przy tej okazji poznałam co najmniej 10 lekarzy ginekologów, zużyłam tony antybiotyków i innych specyfików i wylałam morze łez. Zdarzało się że w ciągu miesiąca dostawałam dwa antybiotyki. Lek się kończył, jedno współżycie i wszystko od nowa. Każde minimalne otarcie, w zasadzie dotyk tych miejsc powodował nawrót ostrych objawów. Raz nawet po antybiotyku miałam wkładać sobie lactovaginal, który jest w formie takiej suchej pianki i nie można go nawilżyć przed włożeniem, bo się zaraz rozpuszcza, no i po włożeniu tego maleństwa zaraz miałam „jazdę” od nowa.
Nie chodzę do lekarza odkąd piję MO. Stosuję tamponowanie ALOcitem, czasami kwasem bornym. Przy większym pieczeniu smaruję oliwa z oliwek lub (częściej) maścią clotrimazolum. Przez jakieś 2 – 3 miesiące odczułam dużą ulgę, potem objawy znowu wróciły i są do dzisiaj ale w znacznie mniejszym stopniu. Nie zdarza mi się już jednak sytuacja, że ta cześć ciała jest boląca, swędząca (nie do wytrzymania), opuchnięta i nie muszę chodzić już z podpaską z powodu sporych upławów.

Od kilkunastu lat mam na lewej nodze, w pobliżu kostki, małą „zmianę”. Kiedyś wyglądała jak krostka z jaśniejszym czubkiem ale nie dało się nic z niej wycisnąć. Po jakichś dwóch miesiącach picia MO moja krostka sama pękła i wypłynęło z niej kilka kropli gęstej, ciemno czerwonej krwi. Odebrałam to jako pierwszy objaw stosowania MO w moim organizmie. Inne objawy oczyszczania to głównie wypryski skórne najczęściej na pośladkach, udach rzadko twarz czy szyja. Ubiegłej zimy przeszłam małą grypę, temperatura nie przekroczyła 38 stopni, poleżałam dwa dni bo nie było potrzeby więcej.

Natomiast, jakieś trzy tygodnie temu dopadła mnie infekcja plus bóle w okolicach wątroby, którym towarzyszyły silne wzdęcia (takie dziwne, z uczuciem takiego rozpierania, ucisku w całym tułowiu – nawet chwilami w gardle i w uszach). Pierwsze dwa dni poleżałam, potem chodziłam ciepło ubrana, nawet czapkę w domu nosiłam bo czułam, że to mi dobrze robi na pobolewającą głowę. Do łóżka wskakiwałam popołudniami. Przy bólach wątroby ulgę przynosił koper włoski i  lekka dieta (parę sucharów z herbatą i zupka ryżowa).
Z wątrobą zaczęłam mieć problem parę lat temu. Dostałam uczulenie na słońce, przepisano mi wapno, clemastin i jakąś maść. Po tym zestawie biegunka, wymioty i poważne bóle w okolicach wątroby. Od tej pory już mi ta cześć ciała, od czasu do czasu, daje o sobie znać. Potem poszłam do lekarza, chciałam zrobić USG, czy nie mam kamieni w woreczku. Pan doktor jednak najpierw przepisał mi leki na żołądek aby wykluczyć, że to aby na pewno nie on mi doskwiera  :eek: Już nie chodzę do tego lekarza. Zresztą nie chodzę na razie do żadnego.

Powoli postaram się uzupełniać ten wątek, na tyle oczywiście, na ile czas mi pozwoli.  


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 04-11-2009, 19:33
Moja infekcja była chyba grypowa, pobolewały mnie mięśnie nóg - najbardziej te, które polewałam zimną wodą. Tylko w jeden dzień temperatura wyniosła 37,9 st., poza tym było tylko po 37. Przy tych bólach wątroby stolce miały kolor jasny, żółto - pomarańczowy. Ponad tydzień pobolewała mnie głowa ale nie tak mocno jak zazwyczaj, nie musiałam brać tabletki.

Równo ze mną złapała kaszel i katar moja Mała i Duża córka. Tylko u Dużej to nie wiem, czy to wszystko z przeziębienia czy raczej od zatok (bo katar to przecież ma ciągle, tylko teraz dużo więcej).
W tej chwili nasze dolegliwości dobiegają końca, tylko Duża dalej męczy się z katarem.

Ze środków, które stosowałam to: macerat z prawoślazu, syrop z cebuli, herbata z lipy z sokiem malinowym lub z czarnego bzu, nacieranie na noc klatki piersiowej nalewką bursztynową.
 


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 10-11-2009, 17:40
W piątek moja Mała córcia ze smakiem pojadła zupy pomidorowej z ryżem, a że bardzo ją lubi to wcisnęła dwa talerze. Trochę dużo jak na czterolatka, ale ona czasem tak potrafi.

W nocy, koło 3ej, zaczęła wymiotować. Chyba trzy razy. Do tego niezbyt silne bóle brzuszka. Do picia dałam jej przegotowaną, letnią wodę. Potem spała do rana.
Rano zwymiotowała, ale chyba tylko dlatego, że przy kaszlu oderwała jej się flegma i od tego ją naciągnęło. Potem czuła się dobrze, gdy pobolewał brzuszek, to jej masowałam i piła bardzo mało posłodzoną herbatę. Koło 11ej zjadła suchara pomoczonego w herbacie i zaraz to zwymiotowała. Potem już nie jadła nic. Popołudniu namówiłam ją na parę łyżek (konkretnie 3) kleiku ryżowego, ale wypiła samą wodę z tego kleiku. Ogólnie czuła się dobrze, to wieczorem dałam jej dwa biszkopty.

A dzisiaj dowiedziałam się w przedszkolu, że w piątek kilkoro dzieci dostało jakąś jelitówkę z wymiotami i z biegunką. Więc jeśli to był wirus a nie "zupa pomidorowa", to moja Mała bardzo łagodnie to przeszła. 

Mój mąż w tym czasie "czynnie mi pomagał" - kupił jakiś syrop na wymioty, ponoć na receptę. On strasznie panikuje jeśli chodzi o dzieci. Aż się boję, co on wymyśli przy jakiejś następnej "próbie". Już mu powiedziałam, że się modlę o to, żeby dzieci chorowały jak on jest w pracy (tzn 8 godzin jazdy od domu). A tak chciałabym mieć w nim wsparcie.

 


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Grazyna 10-11-2009, 22:25
W trakcie choroby   zamiast sucharków i biszkoptów lepsza jest zupka - kleik ryżowy z warzywami lub bez, ale po co pomidorowa? Dlatego, ze lubi? To polubi jarzynową. Lepiej unikać lektyn z glutenu i pomidorów.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 10-11-2009, 22:41
Cytat
W trakcie choroby   zamiast sucharków i biszkoptów lepsza jest zupka - kleik ryżowy z warzywami lub bez
Wiem o tym, ale niestety, kleiku przełknęła tylko 3 łyżki, a 2 biszkopty dałam jej, gdy już czuła się lepiej. I to było całe jej jedzenie w ciągu dnia, nic innego w nią nie wciskałam.

Cytat
ale po co pomidorowa?
Pomidorowa była dzień przed wymiotami, jak dziecko czuło się normalnie. I na dodatek zrobiłam ją po długim czasie "nierobienia", właśnie ze względu na pomidory.
Ale niestety, teraz dieta mojej młodszej córki pozostawia wiele do życzenia, ponieważ chodzi do przedszkola, a tam wiadomo jak przygotowuje się posiłki.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 13-11-2009, 00:34
W dniu, kiedy moja Mała wymiotowała, poczułam przy jednym sikaniu bardzo ostry i nieprzyjemny zapach moczu. Nie wiem czy to miało jakiś wpływ na to jak teraz wygląda jej ciałko w części intymnej, no ale na pewno jest to dalszy etap oczyszczania. Skóra jest bardzo zaczerwieniona prawie do wysokości, gdzie sięgają majtki. Na razie myłam ją samą wodą i grubo smaruję maścią z wit. A. Jutro nie puszczę jej do przedszkola, żeby się nie męczyła i przygotuję krochmal, niech sobie pomoczy "ciałko".

Duża córcia natomiast, za nic nie chce opuścić szkoły (zależy jej na nieopuszczeniu ani jednego dnia w roku szkolnym, tak jak w ubiegłym roku), a nie podoba mi się jej kaszel. To znaczy, nie piła ostatnio wcale syropu z cebuli ani prawoślazu - bo nie lubi. A teraz mam wrażenie, że ta wydalina, której ma jeszcze sporo w sobie, zaczyna gęstnieć i przy oddychaniu dosyć często aż jej świszcze w gardle. Od wczoraj podaję jej syrop z cebuli. Na jutro mam zamówiony korzeń prawoślazu i zacznę jej podawać macerat zamiast syropu, bo myślę, że lepiej zadziała na rozrzedzenie tego kaszlu.  


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 13-11-2009, 08:42
Dziewczynki nie poszły dzisiaj do szkoły. Duża też! Leży teraz w łóżku, bolą ją nogi i oczy. Drzemie z termometrem pod pachą.

Nie wiem czy dobrze trzymała, ale wyszło 35,7.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 14-11-2009, 10:36
Kupiłam nowy korzeń prawoślazu (bo stary mi się skończył) i moje zdziwienie było niemałe.
Wcześniej kilka razy zastanowiło mnie, gdzie w tym maceracie ukryte są te substancje śluzowate, przecież ten płyn wyglądał jak lekko żółta woda. Ale teraz to widzę! Macerat z nowego prawoślazu ciągnie się jak galaretka z siemienia lnianego! Chyba o to powinno chodzić. Mój poprzedni korzeń na sucho też miał inny wygląd. Był ciemniejszy, miał dużo drobinek jak po zmieleniu w młynku. Nowy jest bardziej puszysty, dużo jaśniejszy i ma raczej więcej "niteczek" niż "grudek".

Jeżeli kogoś to zainteresuje, to mój nowy prawoślaz jest z firmy "Flos".


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 16-11-2009, 09:03
Starsza córka ma niestety problemy po wypiciu maceratu z prawoślazu. Zaraz po wypiciu pojawiają się mdłości, chwilami lekkie zawroty głowy, dziwny ból brzucha (mówi, że jeszcze tak nigdy nie miała), głośne przelewania i bulgotania, które słyszę gdy siedzę obok. Nie wiem dlaczego tak to na nią działa, ale trudno, nie będę jej męczyć. Dzisiaj robię syrop z cebuli, tez przecież działa rozrzedzająco na zalegającą flegmę.

Natomiast jeśli chodzi o młodszą córkę, to skóra w okolicach intymnych już wygląda lepiej, mniej zaczerwieniona i łuszczy się. Bardzo pomogły kąpiele w krochmalu, ale dodam, że nie wycieram dziecka po wyjęciu z wanny. Owijam w ręcznik i kładę do łóżka pod kołdrę, żeby spokojnie przyschnęło, tam gdzie trzeba. Potem nie smaruję maścią, dopiero po paru godzinach.
Poza ostrą reakcja na pomidora pojawiła się teraz też mocna wysypka po mandarynkach. Wnioskuję stąd, że odsłaniają się nowe nadżerki w jelitach. Mała nie pije mikstury odkąd ma wysypki. Gdy próbuję czasami jej dać, to po 2 - 3 dniach gorzej ją obsypuje, więc jej nie męczę i nie poganiam. Mam nadzieję, że organizm raz pobudzony do działania, idzie teraz w dobrym kierunku. Trochę z dietą problem, bo chodzi do przedszkola, ale patrząc z perspektywy czasu, to ja sama potrafiłam kiedyś więcej świństw w domu w dzieci pakować, niż ona tam teraz zje. Do tego teraz infekcje bez leków, no i jestem dobrej myśli.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Anula 16-11-2009, 12:44
Zuza, a nie możesz zgłość w przedszkolu, że dziecko jest na diecie bezmlecznej. Ja tak zrobiłam i jest spokój, przecież w przedszkolu 3/4 posiłków to przetwory mleczne. Moją małą przedszkolankę po MO też wysypuje, ale z czasem już mniej i mam nadzieję, że kiedyś się skończy.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 16-11-2009, 17:45
Cytat
Zuza, a nie możesz zgłość w przedszkolu, że dziecko jest na diecie bezmlecznej.
Anula, mogłabym spróbować, ale jestem przekonana, że skutek byłby mizerny. U nas przedszkole istnieje od 3 lat, w porównaniu do miast dzieci jest niewiele i nie słyszałam, żeby ktoś miał zastrzeżenia do ich diety.
A poza tym mleko to nie jest podstawowy problem. Wolałabym, żeby zrobili coś z glutenem. Tam na śniadanie są przeważnie kanapki, na obiad jakaś zupa plus kluski z serem lub pierogi lub naleśniki. No czasami są jakieś gołąbki czy mięso no ale podstawa to mączne. A żeby to zmienić to trzeba zmienić wiedzę i tok myślenia wielu osób.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Kasial_70 16-11-2009, 19:21
Chyba nie masz racji. Moje dziecko jest na ścisłej diecie i obawiałam się, że będę musiała je wypisać z przedszkola - poszłam na rozmowę do pani dyrektor z "podkładką" w formie potwierdzenia od alergologa i okazało się, że wszystko jest możliwe. Wychowawczyni pilnuje, aby dziecko dostawało tylko produkty/dania dozwolone, a jeśli akurat nic nie pasuje, to córka dostaje wafle ryżowe z masłem. Dzieci na diecie wcale nie jest tak mało jak nam się wydaje.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Anula 17-11-2009, 09:40
A może dogadasz się z dyrekcją, że będziesz sama przygotowywać dziecku posiłki do przedszkola, oni tylko podgrzeją co trzeba. Myślę, że na coś takiego chętnie się zgodzą. Przecież prawidłowa dieta to podstawa naszego zdrowia, a jak sama piszesz podstawą w Twoim przedszkolu jak zresztą w każdym innym są kluch i przetwory mleczne. Moje dziecko już od ponad roku jest na diecie bezmlecznej, czasem dostaje żółty ser, śmietanę, może raz w m-cu biały taki prawdziwy. Swego czasu była grubaskiem teraz pięknie z tego wyrosła, mniej choruje. Nawet panie w przedszkolu twierdzą, że ta dieta jej bardzo służy.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 18-11-2009, 09:20
Pytałam w przedszkolu i niestety nie ma szans na oddzielne posiłki dla jednego dziecka. Jedna mama już o to wcześniej pytała i doszli do wniosku, że jest to dla nich nie do zrealizowania. Tamta mama zrezygnowała z przedszkola.
Pomysł z wożeniem swoich posiłków jest dla nas też niespecjalny. Moja córka nie chce zbytnio chodzić do przedszkola, o leżakowaniu nie ma mowy, a jeszcze gdyby miała jeść co innego niż reszta dzieci to już bym jej wołami tam nie zaciągnęła. No a niestety zależy mi na tym przedszkolu.
Wiem, że dieta jest ważna, ale zdarzają się sytuacje w życiu, które utrudniają nam bardzo nasze plany. Myślę jednak, że dieta przedszkolna przedłuży córce dochodzenie do zdrowia ale go nie uniemożliwi. 


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 18-11-2009, 09:40
Wiem, że dieta jest ważna, ale zdarzają się sytuacje w życiu, które utrudniają nam bardzo nasze plany. Myślę jednak, że dieta przedszkolna przedłuży córce dochodzenie do zdrowia ale go nie uniemożliwi.  
No cóż, sami ustalamy sobie priorytety...


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 18-11-2009, 09:45
Cytat
No cóż, sami ustalamy obie priorytety...
No tak, ale też często wybór nie jest łatwy...


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zosia_ 18-11-2009, 11:13
Zuza, to się da zorganizować :)
Mój mały też chodzi do przedszkola i udaje nam się utrzymać odpowiednią dietę.
Przedszkola mają jadłospis ustalony  z dużym wyprzedzeniem. Ja mam wydrukowany jadłospis z przedszkola. Robię małemu to samo (albo bardzo podobne) danie, które jest w przedszkolu, tylko z odpowiednich produktów. To nawet nie musi być to samo, ważne, zeby tak samo wygladało ;) Jesli się absolutnie nie da pogodzić jadłospisu przedszkolnego z tym co mały jada, to po prostu robię jakąś jego ulubioną potrawę i wtedy nie ma problemu, że je coś innego niż dzieci.
Wszystko zanoszę do przedszkola w odpowiednich pojemniczkach, Panie tylko podgrzewają i nakładają mu na talerz.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 18-11-2009, 22:13
Dziewczyny, bardzo dziękuję za porady.
W naszym przedszkolu nie jest tak jak w większych miastach, bo jest ono połączone z podstawówką i gimnazjum. Może panie kucharki nie nadążają (wiem, że poza szkołą gotują też dla innych odbiorców), a może nie uważają tego za istotne, bo jadłospis tygodniowy pojawia się na tablicy nieraz nawet dopiero w czwartek.
Moje dzieci są miłośnikami potraw mącznych. Gdy nie przygotowuję takich w domu i ich nie widzą, to praktycznie nie ma problemu. Ale gdy jesteśmy u kogoś i zobaczą pierogi czy naleśniki (Duża już teraz bardziej się pilnuje, ale czasami ma ciężkie chwile) to szczególnie Małej jest trudno cokolwiek wytłumaczyć. Z tego powodu myślę, że przy stoliku gdzie dzieci będą zajadać przedszkolne dania, moja Mała nie tknie moich posiłków. W domu to co innego, gdy wszyscy jemy to samo.
Na pewno przemyślę to wszystko, bo widzę że dieta jest konieczna dla mojej córki. Nie wiem, czy nie będę musiała w końcu zrezygnować z tego przedszkola, ale najpierw na pewno spróbuję coś innego pokombinować.
Ostatnio zaczęła obgryzać paznokcie a wczoraj zauważyłam, że z paluszków schodzi jej skóra, i to taka dosyć gruba, a zostaje potem taki cienki, różowy naskórek. Boję się, żeby jej to nie chciało pękać i krwawić.

Cytat
No cóż, sami ustalamy sobie priorytety...
Jeśli chodzi o słowa Mistrza - no cóż, wiem że nieraz Panu i pozostałym Ekspertom ręce opadają i słów już pewnie brakuje do ciągłego tłumaczenia podstawowych prawd dotyczących zdrowia. Ale dziwi mnie nieraz brak zrozumienia dla niektórych początkujących a czasem i starszych bywalców. Czy Wam - Mistrzu i Eksperci - zawsze, od samego początku wszystko się tak łatwo układało? Wszyscy Was słuchali, wszystkich udaje się Wam tak łatwo przekonywać do swoich teorii? Czy nigdy nie popełnialiście błędów?
W zasadzie nie oczekuję odpowiedzi.

Bardzo zależy mi na zdrowiu moich dzieci i rodziny. Niestety ostatnio mam jakiś kryzys. W domu wszyscy mają już dość ograniczeń. Z jednej strony niby mi ufają ale zdrowe życie dla "wygodnickich" jest zbyt uciążliwe. Nawet osoba, o której zawsze myślałam, że "w lot" łapie wszystko, co jej tłumaczę, okazała się ostatnio baaaardzo niedojrzała w tych sprawach. Strasznie mnie tym rozczarowała. Nawet usłyszałam w pewnej chwili, że "ma dość słuchania tych bredni". Jeszcze to przedszkole plus parę innych, osobistych problemów... a Mistrz ma wyczucie i jak nikt inny, potrafi podtrzymać na duchu.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 19-11-2009, 00:36
a Mistrz ma wyczucie i jak nikt inny, potrafi podtrzymać na duchu.
A po co Pani to wypisuje? Żeby uzyskać usprawiedliwienie? U nas go Pani nie znajdzie.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 19-11-2009, 09:52
Cytat
A po co Pani to wypisuje? Żeby uzyskać usprawiedliwienie? U nas go Pani nie znajdzie.
Wcale tego nie oczekuję, a już na pewno nie od Pana. Panu zawdzięczam wiedzę i otwarcie oczu na to, że jest jeszcze inna droga w życiu. Ale Pan swoje początki poszukiwania ma już za sobą. To co dla mnie jest początkiem zmian dla Pana jest już codziennością, normalnym życiem a nie sądzę, żeby tak od zawsze wszystko szło Panu gładko, bez problemów.

Nie szukam usprawiedliwienia, tylko nie chcę być niesprawiedliwie oceniana.

Na forum jest wiele osób, które oprócz picia MO nic w swoim życiu nie zmieniły ale to zwyczajnie przemilczają, a w trudnych chwilach też proszą o pomoc. A że ja staram się być uczciwa i piszę prawdę o sobie to źle?


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 22-01-2010, 22:13
Zastanawiałam się ostatnio nad zdrowiem mojej Mamy i jestem mile zaskoczona :) , szczególnie porównując Ją do innych osób, opisujących swoje przypadki na forum.
Mama ma 56 lat, trochę kilogramów więcej niż by chciała, ale przy tym ciśnienie w granicach 120/80, cholesterol raczej nie większy niż 200, nie bierze żadnych leków. Jedynie przy objawach menopauzy brała tabletki - chyba Menofen.
Jej dieta też mogłaby służyć za przykład, gdyby nie sytuacja finansowa, przy której podpiera się potrawami mącznymi, które kleją jelita ale też dziury w budżecie.
Mama uwielbia warzywa w przeróżnych postaciach. Większość Jej posiłków mogłyby stanowić same jarzynki, zupy jarzynowe, sałaty - szczególnie rozsmakowała się w nich we Włoszech i teraz bardzo Jej tego brakuje. Twierdzi, że nasze smakują całkiem inaczej np. seler naciowy nasz w ogóle Jej nie smakuje, a we Włoszech chrupała go jak paluszki.
MO zaczęła pić niedługo po mnie. W pierwszej kolejności przestały Ją boleć nogi, była zachwycona, mogła wyjść po schodach, usiąść na niskim taborecie. Niestety, niedługo zaczęły wypadać Jej włosy, a że jest to Jej słaby punkt, przerwała picie MO. Zaczęła ponownie jesienią 2009 w niewielkiej ilości, dlatego że przez cały czas dawkuję Jej jakieś ważne informacje.
Chyba w listopadzie dopadło Ją przeziębienie. Zaczęłam się bać, co zrobi. Zapas antybiotyków czeka w Jej szafce w gotowości bojowej. Mama, gdy się przeziębia, dostaje wysokiej gorączki (39,5 - 40), mocno kaszle, boli Ją klatka piersiowa i do tego przepuklina pooperacyjna, która została Jej po wycięciu woreczka żółciowego. Do tej pory zawsze w ruch szedł antybiotyk (nawet bez osobistej wizyty u lekarza) no bo przecież "nie zamierzała umrzeć".
Tym razem było inaczej. Temperatura dochodziła do 39 ale Mama stwierdziła, że to oczyszczanie a nie przeziębienie i nie robiła prawie nic. Trochę syropu z cebuli, trochę Ją pomasowałam bańkami gumowymi i leżała. Trochę to trwało. Parę dni leżących. Potem ze 2 - 3 tygodnie była bardzo słaba, rozbita. Kaszel utrzymywał się na pewno ponad miesiąc, a może nawet dwa. Zaczynał się wcześnie rano, bardzo mokry i dużo. Mama odpluwała mnóstwo flegmy, tak do 10, 11 przed południem. A potem spokój do wieczora.
Obeszło się bez antybiotyku, strasznie się cieszę.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Whena 22-01-2010, 23:29
Zuza co do twoich problemów z dietą córki w przedszkolu to ze mną był podobny problem, ponieważ jak miałam 6 lat to okazało się, że jestem uczulona między innymi na jajka i mleko i w przedszkolu nie mogłam tego jeść. Moja mama tak załatwiła w przedszkolu, że piłam tylko herbatę i nie jadłam jajek. Myślę, że identycznie można zrobić z mąką. Mój brat jest uczulony na mąkę i nie powinien jej jeść wcale. To co pisała Kasial 70 sprawdziło się w moim przypadku, a było to 25 lat temu, więc teraz też zaświadczenie od alergologa powinno podziałać.
A co do tego, żeby córka jadła inne rzeczy niż wszystkie przedszkolaki to powiem Ci, że mi się bardzo podobało, że tylko ja i przedszkolanka piłyśmy herbatę - czułam się wyróżniona.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 23-01-2010, 00:11
więc teraz też zaświadczenie od alergologa powinno podziałać.
Niestety nie podziała. Rozmawiałam z Panią dyrektor i jedyne co mogę zrobić, to zrezygnować. To jest małe przedszkole, ja jestem jedyna, która ma taki problem i nikt dla jednego dziecka nie będzie gotował oddzielnych obiadów. Poza tym, jak pisałam już wcześniej, moja córka to łasuch i wiem, że wolałaby nie chodzić do przedszkola niż jeść inne obiady niż reszta dzieci.
Czytając ten wątek http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=11183.0 oraz wiele innych utwierdziłam się w przekonaniu, że nie ma sensu przesadzać w niczym i ciągle mieć poczucie winy, że jednak ciągle coś się robi źle. Pijemy MO, odrzuciłam z diety wiele świństw, moje dzieci zaczęły "lepszą drogę" w bardzo młodym wieku - w porównaniu do mnie czy do mojej Mamy, więc myślę, że bez siania paniki, wszyscy zdążymy jeszcze dojść do zdrowia.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: K'lara 23-01-2010, 20:43
Brawo Zuzo! :thumbup:


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 27-01-2010, 13:13
Nad prawym okiem miałam od wielu lat pęknięte naczynko, żyłkę, wielkości około 0,5 cm. Dzisiaj rano zauważyłam, że już jej nie ma, została jedynie maleńka czerwona kropeczka, może pół milimetra.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 11-02-2010, 10:42
Mała córcia, w ubiegłym tygodniu, przeszła przeziębienie. Cały czas siedziała w domu. Od początku słychać było, że kaszel jest mokry, tylko trochę jakby miał problem, żeby się odrywać, więc podawałam od razu macerat z prawoślazu. Zrobiłam dwa razy masaż gumową bańką, wypacanie robiłam gdy kładła się spać, bo w dzień miała za dużo energii. Temperatura w ciągu dnia cały czas się wahała między 35,5 a 37. Dosłownie w jednej chwili czułam, że zaczyna być rozgrzana bardziej a zanim wzięłam termometr do ręki to już czoło zimne i temperatura spadła, i odwrotnie.
Jednej nocy tylko temperatura wzrosła bardziej. Gdy na parę sekund (może 3 - 4) włożyłam jej termometr to skoczyło od razu na 38, gdzie przy zwykłej tem. nie doszłoby jeszcze do 34. Po jej stanie przypuszczam, że mogła mieć dobrze powyżej 39 stopni. Płakała, mówiła, że boli ją głowa, gardło i rączka. Do tego mówiła, że się boi, bo w drzwiach ktoś stoi (zwidy?). To już przeważyło i dałam jej 5 ml nurofenu. Kolejny dzień przeleżałam z nią w łóżku, pojawiło się dużo gęstego kataru. A potem już było spokojnie, temperatury już nie było.
Do picia parzyłam jej herbatę z lipy plus kilka mrożonych malin, na noc w pokoju kilka razy postawiłam rozkrojoną cebulę. W tym tygodniu chodzi już do przedszkola, ale widać wyraźnie, że jest jeszcze osłabiona.   

Od poniedziałku (8. 02.) rozpoczęłam DP. Duża córcia, widząc co robię, zaoferowała się, że na feriach też się przyłącza. Nie jestem pewna ile czasu ona wytrwa, ale spróbować zawsze warto.
W ubiegłym roku wydawało mi się, że przeszłam przez pierwsze trzy tygodnie DP, ale tak mi się tylko wydawało. Dziś widzę ile błędów wtedy popełniałam. 


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 16-02-2010, 22:39
Wpadła do mnie dziś znajoma i pyta co ja daję dzieciom na ból gardła, bo ona wie, że do lekarza nie chodzę. Mówię, że nic nie daję, chyba że bardzo boli to nurofen. Tak dziwnie na mnie popatrzyła i mówi: to ja jednak muszę iść do lekarza. No to niech idzie.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 01-03-2010, 10:56
Dziś zaczynam drugi etap DP. Przez te trzy tygodnie nie zaszły u mnie jakieś szczególne zmiany. Z opisywanych przez Mistrza objawów drożdżycy jelita grubego, raczej nie miałam żadnych, więc nie zaobserwowałam w tym temacie u siebie żadnych zmian.
Na pewno zeszła mi opuchlizna z lewego oka. Nie była ona duża, ale od lat mam powieki takie pełne i "poduszki" pod oczami. Teraz lewe oko wygląda zdecydowanie lepiej, prawe niestety bez zmian.
Na wadze straciłam niewiele, 1,5 kg. Tu, jak zwykle, żałuję że nie więcej, ale ja w tym temacie jestem "twarda". W przeszłości, stosując identyczną dietę z koleżanką, ona schudła 16 kg a ja 3 kg. No, ale przytyć jest mi za to zdecydowanie łatwiej :)


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 09-03-2010, 11:16
Zmiany na forum mnie nie przeszkadzają, tym bardziej że jestem tu gościem i bez problemu się dostosuję. Tyle, że nie przypadła mi do gustu nazwa działu, w którym znalazł się mój wątek, bo tak jakoś nie lubię być postrzegana jako ta biadoląca i płacząca. W związku z tym postaram się nie dopisywać zbyt wiele w tym temacie, chyba że mnie coś bardzo przyciśnie i będę zmuszona trochę się pożalić  :crybaby: .
Tylko że na forum są jeszcze inne działy, w których większość tematów jest o chorobach a nie o zdrowiu np.: w Forum ogólnym czy w Dziale dla brzdąców.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Grazyna 09-03-2010, 11:31
Łatwo oceniać z boku, ale przecież trzeba to jakoś wszystko ogarnąć nie przerywając dostępu do forum. Z forum ogólnego kolejno będziemy usuwać biadolenie (koronkowa robota), bo przecież nie jest tak, że metody prozdrowotne powodują cierpienia, a przecież jest inaczej. Ludzie są coraz zdrowsi, a piszą jakby było odwrotnie.
Cytat
W związku z tym postaram się nie dopisywać zbyt wiele w tym temacie, chyba że mnie coś bardzo przyciśnie i będę zmuszona trochę się pożalić  
I o to chodzi, na forum jest wystarczająco dużo porad "co robić, gdy" - wystarczy skorzystać z dotychczasowych doświadczeń.

Dział dla brzdąców to całkiem coś innego - to pogotowie. Dzieci zawsze chorowały, ale po odchorowaniu jest zdrowie. To są krótkie akcje.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 09-03-2010, 12:30
Grażynko, moja wypowiedź to nie jest krytyka Waszej pracy. Zdaję sobie sprawę ile czasu poświęcacie na ogarnięcie forum.
A że jakaś nazwa mi się nie spodobała, to chyba mogłam o tym napisać, w sensie - podzielić się odczuciem? Nie przypasowała mi ta nazwa trochę do mojego wątku, bo chyba właśnie staram się jak najmniej użalać publicznie nad sobą.
Jakoś to przeżyję, tym bardziej, że sama nie znajduję innego pomysłu na ten tytuł :)

Poza tym to miała być taka moja luźna uwaga, nie myślałam, że się ktoś tym przejmie  ;) .


Nie odebrałam Twojego postu jako krytykę i nie przejęłam się  ;) - po prostu wyjaśniam. Musimy zacząć widzieć pozytywy i unikać dzielenia włosa na czworo. Pomagajmy sobie wzajemnie, z uśmiechem, a Forum będzie coraz lepszym miejscem. //Grażyna


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 09-03-2010, 15:06
Tylko że na forum są jeszcze inne działy, w których większość tematów jest o chorobach a nie o zdrowiu np.: w Forum ogólnym czy w Dziale dla brzdąców.
Dzieci niejako z założenia maja pochorować sobie, a rodzice pomartwić, więc w tym dziale choroby nie mają nic wspólnego z biadoleniem.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 12-03-2010, 19:08
Robiłam w tym tygodniu test buraczkowy i wyszedł negatywny. Z jednej strony można powiedzieć, że już jakiś czas piję miksturę i w jelitach mogły nastąpić pozytywne zmiany. Ale mam pewne wątpliwości, ponieważ nie miałam żadnych gwałtowniejszych reakcji, żadnej jelitówki, tylko dwa łagodne stany grypopodobne i z tego powodu - dla pewności - nie mam zamiaru przechodzić jeszcze na trzeci etap DP.

Dodam jeszcze, że u mojej córki okłady z kapusty też działają łagodząco na zmiany skórne na rączkach.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 19-03-2010, 09:13
Kupiłam Mamie niedawno blender. Robi zawzięcie koktajle, ale narzeka, że ostatnio źle się czuje. Bolą ją wszystkie kości, szczególnie nogi do tego stopnia, że po wyjściu na zakupy chciała dzwonić po mojego brata, bo miała wrażenie, że zaraz odmówią jej posłuszeństwa i upadnie na chodniku.
Wczoraj dopiero "zajarzyłam" w czym rzecz. Mamusia do koktajlu wlewa sobie sok z całej cytryny, bo Jej tak smakuje. No więc mówię Jej, że zafundowała sobie porządne oczyszczanie koktajlem cytrynowym.
A to wszystko z braku wiedzy, Mama bazuje na tym, co ja Jej wcisnę. Książki kiedyś "przeleciała" i tyle, no i teraz efekt. Co prawda, takie oczyszczanie wyszłoby pewnie na korzyść, ale jakim kosztem? Przecież to nie musi odbywać się w takim tempie i z takim cierpieniem.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 28-03-2010, 13:28
Przypomniałam sobie, że jest odpowiednia pora na zbieranie soku brzozowego, więc nacięłam korę i powiesiłam trzy pojemniczki na mojej brzózce. Robię to pierwszy raz, ale myślę, że coś z tego będzie. Z tego co wiem, ma on korzystne działanie przy oczyszczaniu dróg moczowych, a więc wiele osób mogłoby odnieść korzyść z jego używania. Z tego co pamiętam, Mistrz też go poleca
Tak! To świetny pomysł i odpowiednia pora.
Tylko nie bardzo wiem jaką ilość soku można dziennie wypić, żeby nie przesadzić. Jeżeli nikt mi nic nie podpowie, to będę używała, na początek, kilka łyżeczek np do koktajlu.

Od 8 lutego jestem na DP i mogę powiedzieć, że w ostatnim miesiącu nastąpiła u mnie duża poprawa, jeśli chodzi o grzybicę. Świąd ustąpił w 99%, upławy zmniejszyły się przynajmniej o 50%. Do tego skóra na stopach jest bardziej miękka i stopniowo zmniejszają się pęknięcia na piętach, które są moją zmorą od lat.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: K'lara 28-03-2010, 18:01
Dorośli 2 szklanki dziennie, dzieci połowę dawki. Nie przekraczać 3 szklanek dziennie.

http://ciecinski.eco.pl/sok.html


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 30-06-2010, 16:04
Teraz, dla odmiany, moje dzieci złapały grzybicę skóry. Mało mnie szlak nie trafił, bo to przez jedną osobę, która przygarnęła do domu (do pokoju, w którym śpi) chore, zagrzybiałe koty, a moje dzieci tam często przebywały.
Młodsza ma na plecach cztery kółka z lekko łuszczącą się otoczką, o średnicy od 1,5 do 2,5 cm. Starszej robi się na udzie, na razie jest małe, około 5 mm. Staram się żeby tego zbytnio nie moczyć, nawet im wody do basenu jeszcze nie nalałam (ale mam przez to żale i jęki do wysłuchania  :( ). Czasem smaruję alocitem, maścią clotrimazol i ostatnio przykładam rozgnieciony liść żyworódki lub smaruję sokiem z niej. Są już wakacje, więc pilnuję, żeby wcale nie jadły glutenu.

W porównaniu do osoby, która jeszcze nic nie robi ze swoją plamą, to u mojej Małej są one bardziej płaskie i prawie wcale się nie łuszczą na brzegach. Może pomaga żyworódka, nie wiem.

Nie wiem, czy Mała może wystawiać to na słońce, a bardzo by chciała się porozbierać.

Dziewczyny bardzo chcą pojeździć trochę do rodziny, a ja się boję, że pozarażają kogoś, i potem będzie zadyma, że wysyłam im chore dzieci.

Największy problem może być jednak z moim mężem, który ma od soboty miesiąc urlopu, a już tydzień temu marudził, że z małą trzeba iść do lekarza.

Osoba "od kotów" była u lekarza i dostała receptę na "Hascofungin". Czy to jest coś, co mogę w ostateczności zastosować, czy raczej omijać z daleka i trzymać się swoich środków?


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Grazyna 30-06-2010, 17:01
Jest mało prawdopodobne, aby dzieci zaraziły się grzybicą od kotów, ale może faktycznie patogen był bardzo agresywny. Teraz zwłaszcza, na Podkarpaciu mogą się ujawniać po powodziach jakieś dotąd mało znaczące patogeny. Jednak, gdyby spędzały czas na świeżym powietrzu, a nie w sypialni starszej osoby, to na pewno byłoby dla nich zdrowiej, więc nie dziwię się Twojej irytacji.
Lek nie jest obojętny, skoro nie jest wskazany w ciąży oraz w okresie karmienia, ale przeczytaj sama http://www.laboratoriumurody.pl/forum/cyklopiroksolamina-skuteczniejsza-na-lupiez,t1231.html - w końcu lepiej się pozbyć tego świństwa. Trzeba też wziąć pod uwagę, że stosując MO spowodujemy nawrót zmian i wtedy będzie wiadomo, że jedynie metody prozdrowotne są w stanie zlikwidować problem.

Twoje dziewczynki są wrażliwe. Chciałaby się porozbierać, ale wydaje mi się, że zdrowiej dla nich jest poruszać się na powietrzu (na słońcu) w cienkiej, przewiewnej bawełnie. Nie wiadomo, czy ekspozycja na silne słońce w miejscach mocno narażonych, jak plecy czy uda (dzieci często kucają i te rejony są przez dłuższy czas wystawione na słońce), nie spowoduje zaostrzenia. Przez analogię - są różne opinie na temat opalania w zmianach łuszczycowych, kwestia ta jest nierozstrzygnięta.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 30-06-2010, 17:52
Jest mało prawdopodobne, aby dzieci zaraziły się grzybicą od kotów,
Moje dzieci i dwie osoby, które wzięły koty pod opiekę, mają takie same zmiany na skórze i nikt oprócz nich, więc dlatego myślę, że to od kotów.

Jednak, gdyby spędzały czas na świeżym powietrzu, a nie w sypialni starszej osoby, to na pewno byłoby dla nich zdrowiej, więc nie dziwię się Twojej irytacji.
Te osoby nie są starsze, mają 18 i 22 lata i moje dziewczyny uwielbiają ich towarzystwo. Dlatego też nie bardzo brały sobie do serca, kiedy nie kazałam im tam chodzić.

Z tą maścią dam sobie spokój, tym bardziej że sama kiedyś stosowałam globulki dopochwowe Dafnegin (które zawierają ten sam składnik) i skutek był żaden.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 03-09-2010, 10:39
Na grzybicę skóry u moich dzieci stosowałam smarowanie lekko rozbitym liściem żyworódki. Rewelacja!
Starsza córka jest trochę niesystematyczna i u niej jeszcze jest mała zmiana na skórze, ale Młodszej sama smarowałam (przynajmniej raz dziennie, a czasami dwa) i w tej chwili prawie nie ma znaku.
 
Z moich obserwacji wynika, że organizm wybrał sobie taką drogę oczyszczania. U Małej wraz z pojawieniem się zmian grzybiczych na plecach prawie zupełnie zniknęły wysypki z rąk i w tym czasie mogłam już spokojnie podawać jej miksturę bez żadnych nowych wysypek.
Żyworódka na pewno nie blokuje oczyszczania, a raczej je wspomaga. Smarowanie liściem powodowało wyciąganie na wierzch ropy w postaci małych krostek. Po kilku lub kilkunastu takich wysypach plamy (zaczynając od tej najmniejszej) zaczęły blednąć i stopniowo zmniejszać swoją powierzchnię, aż do zupełnego zniknięcia.
Wypróbowałam żyworódkę też na wyciągnięcie ropy z dziąsła mojej Młodszej córki. Od zawsze ma bardziej lub mniej podpuchniętą górną wargę (ma górne jedynki z próchnicą) i była tam mała, dziwna gulka. Zaczęłam jej to smarować liściem, gulka zrobiła się duża, biaława, ropna a w tej chwili jest w fazie zaniku. Przypuszczam, że ta ropa uszła jej na zewnątrz. Wcześniej ten ząbek ją pobolewał.

Żyworódka na pewno jest pomocna ale trzeba uważać, żeby z nią nie przesadzić. Chciałam zrobić Małej na noc okład z liścia na chore miejsce ale po kilku minutach dziecko się wybudzało i płakało, że boli i bardzo swędzi. Starsza córka chciała też przyspieszyć sprawę i przyłożyła sobie liść przez dwie noce - bolało ją potem całe udo, było nabrzmiałe i wrażliwe na dotyk. Moim wypróbowanym sposobem jest smarowanie rozbitym liściem przez około minutę.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 13-09-2010, 10:39
Weekend upłynął nam pod znakiem jakiegoś (chyba) wirusa.
Piątek rano - Małą bolał brzuch, ale nie długo, może 10 minut. Została w domu. Potem nie miała apetytu, przez chwilę mówiła o bolącym gardle, była słaba i zmęczona, temperatura około 37 stopni. O 16 zasnęła, wstała po 19-ej i wygląda na to, że u niej już choroba się skończyła.

Piątek wieczór - Duża dostała dreszczy, ból głowy i od razu pod kołdrę. Ból głowy był bardzo silny, temperatura chyba była powyżej 40 stopni. Dałam jej nurofen forte i za pół godziny temp. wynosiła 39,5, ból głowy zmniejszył się bardzo nieznacznie, jedynie na tyle, że mogła przysnąć i co chwilę wybudzać się i mówić, że bardzo boli. Cały czas przy niej siedziałam i robiłam chłodne okłady na twarz i czoło. Rano temp. była już w normie.

Sobota - Mała już zdrowa. Duża leży, boli ją głowa i gardło, zawroty głowy, temp. między 37 a 38.
Ja od samego rana mam bóle brzucha. Wieczorem dostałam dreszczy, temp. prawie 38 i zaczęły mnie boleć nerki i całe podbrzusze. Zaczęło mi się odbijać i musiałam na siłę zwymiotować. Po tym mi trochę ulżyło. Poszłyśmy spać.

Niedziela - Dużą boli tylko gardło i ma na migdałkach białe ropne kółka, temp około 37.
Ja do południa zaliczyłam kilka razy ekspresowe WC, a potem już czułam się w miarę dobrze.

Dzisiaj poniedziałek. Duża, niestety, za nic nie chciała mnie posłuchać i poszła do szkoły z bolącym gardłem. Mam nadzieję, że już trochę się wyleżała i nie zaszkodzi sobie tym. Zawiozłam ją autem i w szkole ma chodzić z szalem na szyi. Zobaczę co będzie jak wróci.
Ja mam dzisiaj kilka żyłek popękanych w oku i opuchnięte powieki.

Zwróciłam uwagę na to, że grasował u nas (prawdopodobnie) jeden wirus a wszystkie miałyśmy inne dolegliwości. Pocieszające jest to, że Mała przeszła to tak szybko i bezboleśnie, wnioskuję z tego, że jest dosyć zdrowa. Ale Duża ma jeszcze sporo do naprawy w swojej główce - te nieszczęsne zatoki. Jednak wiem, że wszystko jest na dobrej drodze.     


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 09-01-2012, 19:56
Moją dużą córcię zaczyna brać jakieś przeziębienie, zaczęła się denerwować, że zatyka jej nos i nawet w nocy musi wstać, żeby zrobić z nim porządek.
I dopiero po chwili rozmowy zorientowała się, że przecież taki katar kiedyś miała stale!

Córka przerwała picie MO po uciążliwych efektach oczyszczania i za nic nie chciała kontynuować. Dopiero po tym spostrzeżeniu z katarem dała się przekonać i na feriach wraca do mikstury.  


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 11-07-2012, 16:24
Myślę, że tych kilka słów, które napiszę, może przydać się kiedyś jakiemuś rodzicowi, którego dziecko zacznie odchudzać się na własną rękę.
Moja córka w minionym roku szkolnym zaczęła mieć kłopoty z nauką, musiała uczyć się więcej a i tak nie zapamiętywała tyle, co wcześniej. Czasami stawała do odpowiedzi a tu w głowie pusto, mimo że się uczyła. Do tego coraz częstsze - codzienne - bóle głowy, tabletki prawie nie pomagały a brała nieraz 2-3 dziennie. Zawroty głowy, ciemno w oczach - szczególnie na lekcjach wf i na zawodach sportowych. Widziałam, że je mało i źle, ale rozmowy z 15latką bywają trudne, twierdziła że przesadzam i jestem nadopiekuńcza. W pewnym momencie już jej się "przelało" i zgodziła się, że spróbujemy coś z tym zrobić. Trochę ją postraszyłam, ale też sama się już nieźle martwiłam i nie mogłam patrzeć jak się męczy. I tu zaczęła się nasza pielgrzymka od lekarza do lekarza, ponieważ chciałam wykluczyć jakieś poważniejsze schorzenia, a i mąż już zaczął naciskać.
-Pierwszy dał skierowanie na prześwietlenie zatok (bo ma krzywą przegrodę i kiedyś miała dużo zalegającej wydaliny) i receptę na antybiotyk. Wyśmiał mnie, że głowa może boleć z odchudzania. Córka łyknęła jedną tabletkę i stwierdziłyśmy, że czekamy na wynik prześwietlenia.
-Drugi, chirurg, obejrzał zdjęcie i stwierdził, że zabieg musi być jak najszybciej, bo przegroda jest bardzo krzywa i z tym jest strasznie ciężko funkcjonować. Jakoś dziwnie nie zauważył, że zatoki są czyściuteńkie.
-Pierwszy jak to usłyszał, to był w lekkim szoku i od razu wypisał skierowanie do neurologa, laryngologa i okulisty.
-Laryngolog uznał, że zatoki są w porządku i kiedy usłyszał o moich migrenowych bólach to stwierdził, że córka mogła je odziedziczyć po mnie! A, i kazał jej jeszcze obciąć grzywkę, bo będzie ślepa.
-Neurolog nic nie znalazł i kazał jej iść do okulisty.
-Okulista, po badaniu zapytał jak to się stało, że mój mąż przeszedł z dzieckiem tylu lekarzy i nikt nie kazał mu zrobić podstawowych badań krwi?
Na koniec chyba najlepsze. Poszłam znowu do pierwszego lekarza, z ciekawości co jeszcze wymyśli, a on, że trzeba ją położyć do szpitala i zrobić rezonans. Pytam dlaczego do szpitala, przecież można i bez tego. A on na to, że szpital dostanie wtedy więcej pieniędzy, no to go wyśmiałam.

Wiem, że niektórzy powiedzą: tyle lat z Biosłone i biegam po lekarzach. No cóż, myślcie, co chcecie. Zrobiłam to między innymi dlatego, żeby udowodnić mężowi, że jednak mam trochę racji i pokazać mu ten absurd i patologię, jaka panuje w "służbie chorób", bo to on biegał z dzieckiem po przechodniach.

Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że on biegał po gabinetach a ja namówiłam córkę na racjonalne podejście do jedzenia. Miała to być DP (http://portal.bioslone.pl/dp), ale wyszło bardziej na ZZO (http://portal.bioslone.pl/zzo). Po około dwóch tygodniach przyszła wieczorem i mówi, że dzisiaj nie bolała ją głowa wcale. Pierwszy raz od chyba pół roku! Potem było coraz lepiej. Teraz czasami ją jeszcze rozboli, np. kiedy jest za długo na słońcu albo się czymś przesili, ale to już nie to co wcześniej. No i cały czas muszę pilnować ją z jedzeniem, przynajmniej przypominać i wjeżdżać trochę na ambicję, bo leniwa trochę jest :). Dlatego też, patrząc na moją córkę, podziwiam takich młodych ludzi: http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=16035.0 oraz http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=23191.0.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Filutek 11-07-2012, 18:40
Dlaczego musisz tak bardzo przekonywać męża do działania służby zdrowia? Z mojego doświadczenia wynika,że to niewiele zmieni. W mojej bliskiej  rodzinie jest osoba, która została zaznajomiona z zasadami
BIOSŁONE, dostała książki w prezencie. Przez pewien czas piła MO, ale krótko. Obecnie odwiedza różne
gabinety lekarskie, przechodzi rehabilitację. Rehabilitantka stwierdziła,że na różne schorzenia przepisuje się
te same zabiegi. Na moje pytanie czemu nie zadba sama o zdrowie przyznała szczerze-to lenistwo.
Trzeba robić swoje i nikomu nie udowadniać, że się postępuje lepiej. Otoczenie po pewnym czasie samo
zareaguje.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 12-07-2012, 15:12
Filutku, może dlatego, że jest on ojcem moich dzieci i ma do nich takie same prawa jak ja, w zdrowiu i w chorobie :). Więc kiedy przychodzą infekcje lub inne problemy zdrowotne to lubię mieć twarde argumenty, kiedy mówię mu - nie idę do lekarza, nie dam antybiotyku, bo na razie sama sobie dobrze radzę a w razie poważniejszych kłopotów do lekarza zdążymy.

Opowiem jeszcze jak się oparzyłam słoneczkiem :). W tym roku chyba dużo mocniej opala, bo takie coś zdarzyło mi się ostatnio chyba 20 lat temu. Wcale nie specjalnie mocno opaliłam plecy plewiąc grządki. Jak się potem okazało, to je oparzyłam. Skóra nie tylko piekła, ale też bardzo bolała. Czytając o właściwościach octu jabłkowego postanowiłam to wykorzystać. Do kąpieli lałam szklankę octu i trochę oliwy. Skóra nie była sucha i napięta, nie było po tych kąpielach pieczenia ale pozostał ból. Po paru dniach pojawiły się bąble i zaczęłam "obłazić" :). No trudno. Ale dziwne było to, że skóra bolała dalej. Po dwóch tygodniach ból skoncentrował się w takim pasie ciała od lewej łopatki idąc pod pachę i na piersi, najpierw tylko lewa a potem bolała już też prawa.
Kiedy tak sobie to analizowałam, przyszło mi do głowy, że może to kąpiele z octem jabłkowym spowodowały jakiś stan zapalny, a jeśli tak to przyłożyłam na noc rozbite liście kapusty. Rano czułam się o niebo lepiej. Następna noc z kapustą i pozostał tylko mały dyskomfort, który minął zupełnie kiedy dostałam okres.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 19-10-2012, 16:10
Wakacje minęły bez większych przygód zdrowotnych. Za to od początku roku szkolnego zaczęło się. Starsza córka totalnie osłabła. Temperatura około 35,5, bóle głowy oraz innych części ciała i ogólna niemoc. Przeleżała jeden tydzień, bez zmian. Po paru dniach w szkole temperatura wzrosła do 38 więc znowu została w domu. Po trzech dniach znowu 35,5 i zaczęło boleć gardło i plecy wraz z ramionami. Poszłam do lekarza, żeby ją osłuchał - wszystko dobrze. Temperatura tak jej wariowała, że jeszcze w życiu czegoś takiego nie widziałam. W ciągu dnia kilka razy wahała się między 35,5 a 37,5. Mało mnie nie trafiło, bo już nie wiedziałam co mam robić. Przecież do szkoły musi chodzić i jeszcze by pasowało, żeby była w stanie się uczyć, bo to 3 gimnazjum już jest. Jakiś tydzień temu zarządziłam kąpiele w soli jodowo - bromowej i jednego ciepłego power drinka. Chyba trochę ją to podniosło, bo nie chodzi już jak zgrzybiała staruszka i temperatura wreszcie 36,3.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 16-11-2012, 20:43
Poprawa była tylko chwilowa, i tak się to wszystko przewija od początku września. Bywają dni, że różnice temperatury wynoszą 2 - 3 stopnie. Brak sił i motywacji do wszystkiego. Po większym wysiłku - zawody sportowe w szkole - znowu tydzień leżała w domu. Czuję, że w jej organizmie trwa jakiś "remont", ale jest bardzo uciążliwy i w bardzo nieodpowiednim czasie - jeśli chodzi o szkołę. Pamięć jej się pogorszyła.
Mąż już jest na mnie taki zły, bo - jego oczach - szkodzę dziecku. Zrobiłam jej wymaz z gardła, wyszły paciorkowce pneumokoki. Lekarka dosyć lekko podeszła do sprawy, większą część wizyty poświęciła na zachwalanie szczepienia. Puściłam to mimo uszu. Wzięłam receptę i poszłam. Wcale nie mam zamiaru dawać dziecku tego antybiotyku, mam świadomość jakie mogą być tego efekty. Ale są dni, kiedy z bezradności ręce opadają.
Córka je dość przyzwoicie, w porównaniu do ubiegłego roku, kiedy się tak skrycie i głupio odchudzała, ale nie zrezygnowała całkiem z glutenu i słodkiego, są dni, kiedy sobie coś tam zje, a są takie kiedy je praktycznie jak na DP. Czasem pije powerdrinka, rzadko KB.
Nawet nie jestem pewna, czy czekam na jakieś rady, bo co tu można doradzić oprócz czasu i cierpliwości, ale jeśli ktoś coś napisze to chętnie poczytam. Piszę to bardziej po to, żeby się z kimś tym podzielić, bo w domu nie mam z kim o tym porozmawiać.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: K'lara 16-11-2012, 21:29
Może to jest tak, że w okresie dojrzewania, kiedy organizm może być osłabiony przez zachodzące procesy dojrzewania (szczególnie zmiany hormonalne), taki dodatkowy wysiłek jest zbyt dużym obciążeniem, a jeśli dodatkowo nałożą się na to objawy związane z oczyszczaniem, to może być tak jak piszesz.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 16-11-2012, 22:17
Może i tak, ale nie mogę jej z wszystkiego zwolnić. :) Już przez kilka tygodni pisałam jej zwolnienia z ćwiczeń, dzisiaj znowu lekarka wypisała jej na tydzień. Od nauki zwolnić jej nie mogę, a czas leci i szkołę jakoś trzeba skończyć, testy napisać i jeszcze dobre wyniki by się przydały, ech. Jakoś sobie poradzimy.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: K'lara 17-11-2012, 09:13
Polecałabym tu powerdrinka. Jeśli nie pije MO, to rano, na czczo. A jeśli pije, to po lekcjach, po południu.
KB, garść orzechów, więcej tłuszczu - dla dobra kory mózgowej.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 13-05-2013, 17:43
Zima minęła nam w "towarzystwie" ogromnej bezsilności. Samopoczucie córki było beznadziejne, aż przyszła wreszcie infekcja - bez leków, nawet przeciwbólowych nie chciała, bo i tak nie pomagały na ból głowy. Robiłam jej chłodne okłady, nawilżałam powietrze ziołami, dawałam jeść to, co chciała. Bardzo jej się chciało migdałów, suszonej żurawiny i żelków - dostawała dzienne porcje :). Po tygodniu lekka poprawa, z głową się polepszyło. Minęło kilkanaście dni i znowu powtórka z rozrywki. Ciągłe zimno, ból gardła, pleców i głowa :(. Do tego przemarzła na przystanku i kolejna infekcja. Temperatura dochodziła do 40 stopni i ból głowy taki, że płakała jak małe dziecko. Tabletki nie pomagały. Leżała w łóżku dwa tygodnie. Do tego duży stres, bo w szkole masa zaległości, za parę dni bierzmowanie, a ona nawet jak się uczy, to i tak nie zapamiętuje. Z bezsilności sama już płakałam, na dodatek bałam się co się dzieje z jej głową.
Infekcja trwała dwa tygodnie, w poniedziałek poszła do szkoły, a tu z dnia na dzień coraz większe zaskoczenie, samopoczucie stopniowo, ale zauważalnie poprawiało się, wiedza jej zaczęła wreszcie wchodzić, oceny przestały lecieć w dół, no i głowa nie boli! Zrobiliśmy jeszcze rezonans głowy - wszystko wyszło dobrze.
Od tamtej pory - od ferii zimowych - ból głowy zdarzył się kilka razy, ale wiązał się raczej ze zmęczeniem i mocnym słońcem. Myślę, że największy kryzys mamy już za sobą.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 21-06-2013, 18:33
Podzielę się z Wami moimi doświadczeniami z ssaniem oleju. Kiedyś postanowiłam to robić wieczorem, w czasie kąpieli, ale zawsze zapominałam o tym, że najpierw muszę pójść do kuchni po olej, więc z lenistwa zaczęłam tą czynność wykonywać z użyciem wody. Wchodząc pod prysznic nabieram wody do ust i wykonuję te same ruchy, które robi się z olejem. Nie wiedziałam, czy to przyniesie jakiś efekt, ale pomyślałam, że na pewno mi nie zaszkodzi. Trwa to już chyba dłużej niż pół roku, a efekty są takie:
- dwa razy mocna chrypka trwająca dłużej niż dwa tygodnie,
- za lewym uchem opuchlizna i wyczuwalny guzek o średnicy około 1 cm, minęło po około tygodniu,
- jednego ranka wstałam z opuchniętą prawą stroną twarzy i bólem tej części głowy, po dwóch dniach nie było po tym znaku, ale dosyć długo schodził mi z lewej dziurki gęsty ropny katar i miałam taki sam kaszel,
- katar mam ostatnio już chyba czwarty raz, trwa 2-3 tygodnie, kilka dni przerwy i od nowa. Kilka dni temu pojawił się znowu.
 


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Mistrz 21-06-2013, 21:52
Tak, to prawda, ssanie czegokolwiek przyniesie taki sam efekt, nawet śliny albo powietrza. Chodzi w gruncie rzeczy o wywołanie podciśnienia.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 20-08-2013, 15:48
Minął miesiąc od naszej wizyty u Pana Słoneckiego. Jestem bardzo zadowolona, że zdecydowałam się na to spotkanie. Mistrz podotykał, pouciskał to co trzeba, a konkretnie rozmasował nerw barkowy i od tamtej pory jest ogromna różnica w samopoczuciu córki. Ból głowy, który tak wykańczał moje dziecko, nie pojawił się od tamtej pory. Co prawda jej głowa reaguje bólem na mocne słońce, mocne zapachy np. w sklepach pełnych chińszczyzny itp, ale to jest inny ból. Córka położy się, odpocznie i samo minie.
Panie Słonecki, bardzo Panu dziękuję. Chociaż po wyjściu z Pana gabinetu powiedziała, że mi już nigdy w nic nie uwierzy, bo obiecałam jej, że nic nie będzie bolało ;). Żałuję jedynie, że dzieli nas taka odległość, bo jest jeszcze kilka spraw, z którymi bym się do Pana wybrała, ale trochę odstrasza cały dzień w samochodzie.


Tytuł: Odp: Zuza - MO w mojej rodzinie
Wiadomość wysłana przez: Zuza 26-12-2013, 11:45
Było trochę spokoju, a od września zaczęło się od nowa. Przypuszczam, że ma na to wpływ nowa szkoła, nowy stres i sama nie wiem co jeszcze. Wygląda to tak, jakby zaczynało ją rozbierać przeziębienie, straszne osłabienie, czasami stany podgorączkowe, katar, stały ból gardła, stały ból całego ciała, nawracające bóle głowy. Znowu nic nie pomaga a ten stan trwa już ponad trzy miesiące.
Kupiłam ostrożeń warzywny, magnez w proszku, zrobiłam jej kąpiel dwa dni pod rząd. Trzeciego dnia sama się upomniała o taką kąpiel, bo czuje się po niej lepiej.
W międzyczasie masowałam jej plecy na tyle, na ile umiem.
Minęło jakieś 10 dni. Nie boli gardło, całe ciało, głowa rzadko. Pozostał katar i ogólny brak sił. Ale jestem trochę podbudowana osiągniętym efektem. Dodam jeszcze, że taka poprawa nastąpiła dosłownie po dwóch kąpielach, tylko chciałam odczekać parę dni, żeby się upewnić, że to nie jakaś zmyłka.

Jeśli chodzi o efekty stosowania magnezu, to mogę jeszcze dodać, że u mnie po kilku dniach moczenia stóp i dwóch kąpielach wypadły mi takie jakby rdzenie z dwóch kurzajek na stopie i teraz te kurzajki powoli się zmniejszają.
Magnez mi się skończył, ale zaraz po świętach kupię na pewno następny.