Niemedyczne forum zdrowia
29-03-2024, 13:58 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Wesprzyj Fundację Biosłone --> kliknij
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: 1 ... 18 19 [20] 21   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Przegrywam walkę z rodziną o infekcję bez leków  (Przeczytany 401146 razy)
Kwiatuszek
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 1 lipca 2011
Wiedza:
Wiadomości: 335

« Odpowiedz #380 : 09-03-2013, 20:33 »

Kamilu, nieumiejętność dogadania się między partnerami w kwestii zdrowia własnych dzieci zazwyczaj ma początki gdzieś indziej, często dużo wcześniej. To jest już tylko efekt zaniedbań we wcześniejszej komunikacji. Ponadto jestem przekonana, że na stan zdrowia dziecka ma wpływ atmosfera panująca w domu, gdyż stres znacząco wpływa na funkcjonowanie grasicy (nie mówiąc o poczuciu krzywdy, odrzucenia, jakie czują dzieci, gdy Rodzice są w niezgodzie, gdy w domu brakuje harmonii, gdy dziecko nie wie, co go jutro czeka). Ponadto wiem, że dla prawidłowego przebiegu choroby niezbędny jest spokój u Rodziców i głęboka ufność Rodziców w zdolności organizmu. Często ten spokój początek bierze u matki, która ma z dzieckiem wyjątkową więź, to kobieta uczy wrażliwości mężczyznę i w przypadku dziecka to matka powinna być ostoją. Myślę, że wielu mężczyzn nabrałoby wówczas zaufania do naturalnych procesów jakim są narodziny, ale i choroby. Popatrz na to forum, ile mam podczas infekcji jest pełnych spokoju i zaufania, ile mam nie stosuje leków, gdy zaczyna się infekcja? Nie oceniaj, popatrz realnie na życie. W kwestii związków problem zawsze ma dwa oblicza i dotyczy dwóch osób. Na to jak komunikujemy się ze światem wpływ ma wiele czynników, jednym z nich są nasze własne narodziny... Naprawdę kwestia komunikacji między partnerami wymaga pracy, miłość zaś potrzebuje każdego dnia pielęgnacji. Miłość to umiejętności kochania partnera takim jaki jest, to umiejętność całkowitego otwarcia się przed partnerem. Jednak szczęście, mam wrażenie, że może pochodzić wyłącznie z Twojego wnętrza, że nikt inny nie sprawi, że będziesz szczęśliwy. Myślę, że jeżeli uświadomimy sobie, że to my jesteśmy odpowiedzialni za nasze szczęście, jeżeli będziemy robić to co kochamy i tryskać radością, to nasi partnerzy z ufnością przyjmą to co mamy im do zaoferowania.
« Ostatnia zmiana: 09-03-2013, 22:49 wysłane przez Agata » Zapisane

Gdy brakuje łatwych rozwiązań, przychodzą rozwiązania właściwe.
xxlilithxx
« Odpowiedz #381 : 30-03-2013, 23:56 »

Zaczynam się stresować. Mam dwoje dzieci 3 lata i 1,5 roku. Do tej pory starałam się o nie dbać uwzględniając ideę Biosłone. Niestety mój mąż oraz jego rodzice strasznie mi z tego powodu "dokuczają" (są kłótnie, wyzwiska, i wszystko co możecie sobie wyobrazić). Ponadto mąż zaczął sam doszczepiać dzieci na to co ja omijałam do tej pory - idzie do przychodni, przy okazji obgaduje mnie że jestem taka i owaka bo się naczytałam głupot w internecie i krzywdzę dzieci bo nie szczepię. O leczeniu antybiotykami i (nie)jedzeniu glutenu już nie wspomnę. Jestem przez nich wyśmiewana i nierozumiana i boję się o zdrowie moich dzieci. Co mam robić? W przychodni jestem jedyną znaną już wszystkim młodą mamą wariatką. Co z tego że ja dzieciom nie daję glutenu, gdy mój mąż sam zajada i częstuje dzieci, teście glutenem się zajadają cały dzień (bułki, chleb, bułki słodkie etc)? Jaki jest sens:/ Normalnie walka z wiatrakami, chodzi mi tylko o dobro moich dzieci. Ale co mam zrobić gdy on jedzie na szczepienia? Przecież jak się nie zgodzę a on zgodzi to i tak dzieci zaszczepią, a mnie jeszcze podadzą do sanepidu (mąż jest do tego zdolny) i będą próbowali odebrać mi dzieci?
Dlaczego jako matka nie mogę decydować o zdrowiu własnych dzieci? Jak pomóc moim dzieciom gdy nie mam pola do popisu? Dodam że rozwód jest brany pod uwagę, choć powodem nie jest do końca ta sytuacja.

Wybacz, ale dopiero teraz zaczynasz się stresować? To są Twoje dzieci i powinnaś robić wszystko, by zadbać o ich zdrowie. Ty jesteś ich matką i to właśnie Ty jesteś po to, by je chronić. Sanepid z Tobą nie wygra, nie mają podstaw. Poczytaj w wątku o szczepieniach. Możesz sobie zadawać te pytania, ale czas leci, a mąż działa destruktywnie na zdrowie dzieci, dlatego czas zacząć działać, bo bierne czekanie przynosi same straty. Widać, że między Tobą a mężem jest przepaść. To bardzo smutne...

Taka walka to często tytaniczna harówa, także emocjonalna, ale wartość jaką niesie ze sobą cel, którym jest zdrowie dziecka przewyższa cenę wszystkich wysiłków.
« Ostatnia zmiana: 30-03-2013, 23:58 wysłane przez Lilithxx » Zapisane
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #382 : 19-12-2013, 20:27 »

11 lat! Tyle czekałem na usunięcie przez organizm Damiana syfu, który w zasadzie zalegał od urodzenia. Przypomnę, że na drugi dzień po narodzinach dostał, jak to nazwali, zachłystowego zapalenia płuc (inkubator, antybiotyki w szpitalu przez dwa tygodnie). Wtedy informowano nas, że dziecko może nie przeżyć. Wielu lat trzeba było, żeby skojarzyć ten wypadek z reakcją małego, bezbronnego organizmu na podane szczepionki. Mendy! Jeszcze przez cztery lata tkwiliśmy w ogłupieniu pacjenckim, jedzenia syfu i wizyt u lekarzy.

Po rewolucji Damian pił MO od 2007 do lutego 2012 roku, ale jadł śmieci, zwłaszcza podczas mojej nieobecności. Na początku lutego 2012 przerobiliśmy szpital, zresztą w tym wątku wszystko jest opisane wcześniej. Prawie dwa lata bez MO (choć czasem się zdarzało). Przez te dwa lata dużo się zmieniło w podejściu do jedzenia u mojej rodziny, a już ewidentnie u Damiana. Najważniejsze, że on zdaje sobie sprawę, co może mu zaszkodzić i jak czasem spróbuje, to sam siebie oszukuje.

Przez te dwa lata od pamiętnego lutego 2012 roku zauważyłem pewną prawidłowość u Damiana. Wcale niepotrzebne było zjedzenie syfu, żeby tchawica zaczęła dawać ten okropny dźwięk. Pomimo poruszania się w DP, tchawica wracała, raz mniej, raz więcej. A dlaczego? Bo to się nazywa mądrością organizmu, w myśl zasady, że nie ma innego wyjścia, jak zachorować w tej części, by wyczyścić tkankę. Tak więc Damian ni z tego, ni z owego łapał "choroby" tchawicy. Pomijając to co zjadał, szybko łapał znajomy dźwięk z rury po bieganiu na świeżym powietrzu, zwłaszcza na jesieni, w zimie, po lekcjach W-F, itd. Brakowało tylko jednej rzeczy, konkretnej infekcji. Z tym u niego było zawsze ciężko.

Tydzień temu wreszcie się zaczęło, najpierw znajomym charczeniem z tchawicy i kiedy wydawało się że minie, wreszcie organizm zdecydował się na zapalenie. Czy było to zapalenie oskrzeli, czy płuc, dla mnie to bez znaczenia. Objawy nie wskazywały na podawanie jakiegokolwiek leku, co pewnie uczyniłby niejeden rodzic, dziadek, czy babcia. Tradycyjnie Damian zaczął łapać cięższy oddech, z typowym dźwiękiem pomiędzy świstem, a rzężeniem, ale jeszcze nie flegmy, która mogłaby się oderwać i dać komfort oddechu. I tak przez dobre pięć, sześć dni. Pomimo braku gorączki, jednak podkrążone oczy i bladość skóry skłoniły nas do pozostawienia dziecka w domu. Damian nie leżał, bo jego organizm nawet się tego nie domagał. O różnych porach dnia ból przy kaszlu nasilał się i malał, noce przesypiał bez najmniejszego problemu.

Dziś po śniadaniu zaczął się dźwięk, na który czekałem 11 lat! Mokry, odrywający się kaszel, masy wydzieliny z toksynami, które krępowały go tyle czasu. Poszło pięknie, wspaniała orkiestra dla moich uszu! A on sam już rwie się do wyjścia z domu.



« Ostatnia zmiana: 30-09-2014, 18:11 wysłane przez Machos » Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Lusiak75
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 18.11.12
Skąd: Niemcy
Wiadomości: 52

« Odpowiedz #383 : 19-12-2013, 21:20 »

 Machos tylko pozazdrościć;)
Zapisane
Leszek_B
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 20.12.2010r
Wiedza:
Skąd: Sieradz
Wiadomości: 117

« Odpowiedz #384 : 19-12-2013, 22:20 »

Darek, też Ci zazdroszczę. Szczególnie świadomości prozdrowotnej w rodzinie. Gratuluję Damianowi podłapania takiej pięknej infekcji smile.
Zapisane
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #385 : 20-12-2013, 00:55 »

Darek, też Ci zazdroszczę. Szczególnie świadomości prozdrowotnej w rodzinie.

Były momenty, że byłem bliski załamania, później przychodził moment olewania, zobojętnienia i wyczekiwania na odpowiedni moment, by działać. Piszę przede wszystkim o doświadczeniu życiowym sprzed dwóch lat i wcale "nie trzymałem byka za rogi".

Pół roku później, pod koniec sierpnia 2012 roku przyszła okazja, by pokazać, jak łatwo można dziecku zaszkodzić. Ja zostałem w domu, rodzina pojechała na dożynki łowickie, a tam ciasta, obwarzanki, słodycze. Ledwie pod koniec maja wyszliśmy z bólu tchawicy (prawie cztery miesiące słuchania każdego dnia setki razy "boli! boli!"), a tu syn wrócił z masakryczną rurą. I to był przełom!

Moje milczenie, mój pokaz. Zacisnąłem w bólu zęby i czekałem, i znowu czekałem w milczeniu by nie wybuchnąć. I słyszę: "Nie chcę nigdy więcej popełnić już tego błędu, bo nie chcę, żeby on cierpiał". Odpowiedziałem: "Tak!? To w takim razie poznamy to po owocach, bo żadne zapewnienia mnie nie obchodzą, bo co mi po nich, skoro nie wiem, co się wydarzy za miesiąc, za pół roku".

Dziś edukacja obejmuje już moje dzieci, bo są inteligentne i są cwane, słuchają mnie albo nie, droczą się ze mną, kłócą się. To już nie są dzieci, którymi daje się totalnie rządzić. To one już oceniają jakiego mają ojca, a jaką matkę, babcię, dziadka i tutaj potrzeba już rozmów, dyskusji. Najważniejsze, że mamy wspólny język i są okazje, by rozmawiać o zdrowiu i w ten sposób docierać do nich. Mocnym argumentem są ich umiejętności sportowe, u Wiki również niesamowite umiejętności intelektualne, a ja umiejętnie im wpajam, że mają to nie od klusek, chlebów, bułek, słodyczy, płatków, czy samych warzyw.
« Ostatnia zmiana: 20-12-2013, 01:04 wysłane przez Machos » Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Dusiu70
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01.09.2011 Niestety nieregularnie
Wiedza:
Skąd: Skątowni
Wiadomości: 937

« Odpowiedz #386 : 20-12-2013, 02:20 »

Od czasu kiedy poznałem zasady funkcjonowania organizmu (Biosłone), w mojej rodzinie było kilka infekcji wirusowych i bakteryjnych. Wszystkie przebyte bez żadnych leków, w tym anginy bez antybiotyków. Jedyne co używamy to prawoślaz i miód (siorbanie gorącej, słodzonej miodem herbaty). Przy silnym bólu ewentualnie nurofen. No, ale "specjaliści" wiedzą lepiej.
Cytat
Z anginą bakteryjną upora się tylko antybiotyk. Trzeba zażywać go w takiej dawce i przez tyle dni, ile zlecił lekarz i nie zmieniać na własną rękę na inny. Konsekwencje niedoleczonej anginy mogą być groźne.

Dziś po śniadaniu zaczął się dźwięk, na który czekałem 11 lat! Mokry, odrywający się kaszel, masy wydzieliny z toksynami, które krępowały go tyle czasu. Poszło pięknie, wspaniała orkiestra dla moich uszu! A on sam już rwie się do wyjścia z domu.
Ktoś pomyśli, że jesteśmy nienormalni, bo radośnie reagujemy na infekcje naszych pociech. Podobnie miałem w sobotę. Córa wieczorem stwierdziła, że źle się czuje - ból głowy, łamanie w kościach. byłem zadowolony, bo w odróżnieniu od syna, mało tych "chorób" w swoim życiu miała. Od razu stwierdziłem, że ma szkołę z głowy w tym tygodniu. Liczyłem na to, że trochę ją ruszy oczyszczanie. Niestety msn-wink we wtorek było po wszystkim, a w czwartek już poszła do szkoły (sama chciała).
Machos, syn mój miał wiele razy blokowane infekcje (zapalenie oskrzeli). Wszystko zaczęło się od trzeciego miesiąca życia. Do roku antybiotyki co miesiąc. Później już rzadziej. Ale do tego doszło podłe jedzenie (mleko UHT i płatki były podstawą) oraz zbyt intensywny sport w młodym wieku (II miejsce - Mistrzostwa Polski w boksie). Dzisiaj każdego poranka odchrząkuje i wypluwa spore ilości flegmy. Tak że jeszcze się nasłuchasz. Chyba, że łazienkę masz daleko od... uszu. msn-wink
« Ostatnia zmiana: 20-12-2013, 02:52 wysłane przez Mistrz » Zapisane

(20)Gdzie jest mądry? Gdzie uczony? Gdzie badacz wieku tego? Czyż Bóg nie obrócił w głupstwo mądrości świata? (21) Skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie. (1Kor)
Alinka12
***


Offline Offline

MO: 04.03.2011, córka 7 lat- MO 26.02.2012
Wiadomości: 248

« Odpowiedz #387 : 28-01-2014, 08:08 »

Moja córka kaszle od około 3 tygodni, cały czas kaszel jest mokry z różnym nasileniem, stawiałam gumowe bańki, parzyłam na noc lipę, podawałam syrop z cebuli, syrop z buraka, miód. Ale kaszel nadal trwa, nie ma gorączki, czuje się dobrze. Prawoślazu nie podaję, bo kaszel cały czas jest mokry. Ale zamiast słabnąć to on narasta. Infekcja zaczęła się od mega mocnego kataru. Co mam robić? Bo to już tak długo trwa?
« Ostatnia zmiana: 28-01-2014, 16:34 wysłane przez Whena » Zapisane
Fazibazi
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 44
MO: 12.2008
Wiedza:
Skąd: Gdynia
Wiadomości: 227

« Odpowiedz #388 : 28-01-2014, 09:14 »

Cieszyć się bo kolejne "razy" będą łagodniejsze smile
Zapisane
Mistrz
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 05.03.2000 – 2070
Skąd: Hogwart
Wiadomości: 10.596

WWW
« Odpowiedz #389 : 28-01-2014, 10:08 »

Co mam robić? Bo to już tak długo trwa?
Ma trwać, dokąd ma trwać. Niczego Pani nie zrozumiała? Proszę przestać stawiać te bańki i podawać syropki. Po co? Żeby przeszkadzać organizmowi w wydaleniu krążącej we krwi ropy, czym w istocie jest flegma?
Zapisane

Jeśli nie wiesz nic, dasz sobie wmówić wszystko
Poszukująca
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 39
MO: 15.02.2011-z przerwami, 04-07.2012; 01.01.2013, ostateczna rezygnacja ze względu na ciągle pogarszający się stan zdrowia
Wiedza:
Skąd: Ruda Śląska
Wiadomości: 546

« Odpowiedz #390 : 28-01-2014, 22:44 »

Cytat
Moja córka kaszle od około 3 tygodni, cały czas kaszel jest mokry z różnym nasileniem, stawiałam gumowe bańki, parzyłam na noc lipę, podawałam syrop z cebuli, syrop z buraka, miód. Ale kaszel nadal trwa, nie ma gorączki, czuje się dobrze. Prawoślazu nie podaję, bo kaszel cały czas jest mokry. Ale zamiast słabnąć to on narasta. Infekcja zaczęła się od mega mocnego kataru. Co mam robić? Bo to już tak długo trwa?
Moi dwaj synowie (3,5 i 1,5 roku) jak zaczęli kaszleć i smarkać z początkiem listopada tak skończyli na początku stycznia (z kilkudniowymi przerwami, gdy wydawało się, że już będzie dobrze). U młodszego wyglądało naprawdę groźnie. Pierwsza infekcja była z gorączką i kaszlem do wymiotów, głównie nocą. Kolejne już bez gorączki, ale kaszel koszmarny i katar uniemożliwiający normalny sen. Łapał taką infekcję jakby 3 razy, za każdym razem trwała krócej. Po ostatniej przyszedł czas na wirusówkę pokarmową (objawiała się silnym osłabieniem, brakiem łaknienia i trochę luźniejszymi stolcami). Kiedy mu przeszło dostał takiego apetytu, że nie nadążałam gotować, zaczął też jeść jajka, którymi wcześniej pluł, w ogóle smakuje mu wszystko, jest zdecydowanie mocniejszy i pogodniejszy niż przed tą infekcją, wreszcie ma rumieńce! Na własne oczy zobaczyłam jak infekcje mogą wzmocnić organizm dziecka. Przy tych kaszlach podawałam czasem syrop z bzu czarnego, ale to bardziej po to, żeby ich uspokoić jak byli bardzo rozdrażnieni i nie mogli zasnąć. Jako mama wiem, że czasem można mieć dość i trochę panikować, ale lepiej to przetrzymać i dać dziecku warunki do odchorowania na zdrowie.
Zapisane

Poszukująca
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #391 : 28-07-2014, 14:43 »

Dziś edukacja obejmuje już moje dzieci, bo są inteligentne i są cwane, słuchają mnie albo nie, droczą się ze mną, kłócą się. To już nie są dzieci, którymi daje się totalnie rządzić. To one już oceniają jakiego mają ojca, a jaką matkę, babcię, dziadka i tutaj potrzeba już rozmów, dyskusji. Najważniejsze, że mamy wspólny język i są okazje, by rozmawiać o zdrowiu i w ten sposób docierać do nich.

Zacytowałem ten fragment, ponieważ o zdrowiu, to u nas się dyskutuje. Damianowi idzie trzynasty, a Wice dziesiąty rok życia.

Pisałem, często mówiłem w RadiuBiosłone, że Wika mniej szczepiona (po narodzinach tylko przez pierwszy rok), start do zdrowia miała o wiele lepszy od syna, dlatego łatwiej przychodziły jej prozdrowotne objawy organizmu z pomocą kaszlu, kataru, gorączki, itd.

Tygodnie, miesiące i lata mijają zgodnie z zasadami BPP i zauważam, że tak jak organizm syna rośnie, tak jego narządy rozwijają się prawidłowo. Stan nabłonka jelitowego u syna jest coraz lepszy, co wpływa pozytywnie na jego organizm.

Syn co dwa, trzy dni pije MO od dobrego roku i odżywia się zgodnie z BPP. Gluten w domu eliminujemy, ale incydentalnie zdarza się, że coś tam zje z jego dodatkiem. Podam dwa przykłady z kilku, ale zaznaczam, że sposób takiego jedzenia zdarza się incydentalnie:

1. Na komunii Wiki w maju tego roku zjadł rosół z kluskami i poczęstował się ciastem i komunijnym tortem.

2. Całkiem niedawno, tydzień temu podczas weekendu u znajomych, zażyczył sobie cały talerz pierogów z mięsem.

W obu tych przypadkach i kilku innych nie stałem i nawet nie zamierzałem stać nad nim, jak kat, by zwracać mu uwagę. Zawsze obserwowałem, obserwuję i w takich przypadkach mówię sobie: – Niech mu idzie na zdrowie! Niech Damian zdaje sobie sprawę, że po pierwsze, może czasem tak zjeść, po drugie, jego ojciec nie jest tyranem, bo w końcu nasze relacje synowsko-ojcowskie też nam wychodzą na zdrowie. Poza tym już zbyt długo znam organizm syna, by mu zakazywać w obawie, że coś mu się stanie.

Myślicie że coś niepożądanego się u niego dzieje? Nic! Nie ma problemów z krtanią, z tchawicą, z oskrzelami, nie dusi się, tak więc pisząc językiem (tfu!) medycznym, nie ma alergii, a tym bardziej anafilaksji. Glutenowe incydenty już Damianowi nie przeszkadzają.

Z córką jest więcej pracy, ponieważ przestała pić MO, a przyczyną takiego stanu rzeczy jest moja małżonka. MO pije, ma objawy oczyszczania, a córka to widzi. I tak nie ma sensu, żebym się nią przejmował, ponieważ Damian też miał długą przerwę po anafilaksji, a stopniowo wrócił do wszystkiego i wróciło mu zdrowie. Wika odżywia się zgodnie z piramidą zdrowego odżywiania.
« Ostatnia zmiana: 29-07-2014, 13:47 wysłane przez Whena » Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Gosiek
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 10.11.2006
Skąd: Beskidy
Wiadomości: 243

« Odpowiedz #392 : 19-09-2014, 08:36 »

Wracając do "klubowiczów"...
Mam w tej chwili anginę i nie zażywam żadnej chemii. Mama się do mnie nie odzywa, więc nawet nie mam jak dyskutować. Za to siostra...:
- Przecież możesz mieć później powikłania. Ja po anginie miałam zapalenie stawów!
- Ale brałaś wtedy antybiotyk?
I na tym rozmowa się skończyła. 
To mądre i kochające osoby. Ale to nie one dziesięć lat temu zdecydowały, że nie będą brać chemii, chyba że w wyjątkowych przypadkach. To jest tylko moja decyzja. I tak kieruje naszym dzieckiem. Mąż nie jest przeciwny, ale sam nie był w stanie wytrwać.
Zapisane
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #393 : 29-09-2014, 16:52 »

Myślicie że coś niepożądanego się u niego dzieje? Nic! Nie ma problemów z krtanią, z tchawicą, z oskrzelami, nie dusi się, tak więc pisząc językiem (tfu!) medycznym, nie ma alergii, a tym bardziej anafilaksji. Glutenowe incydenty już Damianowi nie przeszkadzają.

Pochwalę się wam, bo mnie ojca rozpiera duma! Damian, (co już zresztą pisałem, rekreacyjnie raz w tygodniu gra w tenisa, gra z kolegami w piłkę, jak to chłopak w jego wieku, 12,5 roku aktualnie) dziś pobiegł na 1000 metrów w cztery minuty i dwie sekundy. Zanotował drugi wynik w szkole. Podkreślam to, bo chłopak nie biega, a więc nie uczęszcza na "czwartki lekkoatletyczne", nie zaprzęga się w ten cykl ćwiczeń (moja zasługa), a jednak, chyba domyślacie się, skąd ma paliwo na taki power.
Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Kalina
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 08.03.2009
Wiedza:
Skąd: lubuskie
Wiadomości: 992

« Odpowiedz #394 : 30-09-2014, 17:23 »

Bardzo szybko zregenerował się organizm Twojego syna. Widocznie nie było takiego spustoszenia jak u mojego syna.
Zapisane
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #395 : 30-09-2014, 17:46 »

Bardzo szybko zregenerował się organizm Twojego syna. Widocznie nie było takiego spustoszenia jak u mojego syna.

Trzeba wziąć pod uwagę czas, od kiedy zaczęliśmy stosować BPP wszyscy, a więc od kwietnia 2007 roku. Dziś mamy tego rezultat i byłoby jeszcze łatwiej, gdyby nie to całe szkodliwe towarzystwo rodzinne wokół Damiana, zwłaszcza dokarmianie chlebkami i innymi przetworzonymi z incydentem na początku 2012 roku. Pisałem to wielokrotnie, że toczyłem boje o jego zdrowie. Dziś chłopak sam czuje się pewnie w grupie, w klasie, chodzi pewny siebie. Jest szczupły, widać na nim każdy mięsień, przerósł wielu kolegów z klasy (ma 160 cm), których rodzice są wyżsi ode mnie i mojej żony, a jeszcze nie zaczął okresu pokwitania.

Ogromną radość mam z córki. Dziś przyniosła klasówkę z dyktanda, z ortografii. Mówi do mnie dumnie – Zobacz sobie, co dostałam. Otworzyłem zeszyt i zobaczyłem "W", kiedyś "6". Pod oceną podpis nauczyciela i dopisany wyraz "Brawo!". Córka dumnie oznajmiła, że dyktando napisała najlepiej z klasy.

Owszem, moim dzieciom zdarzają się słabsze oceny, słabsze dni, bo nie zaprzęgamy ich do książek i zeszytów (choć Wika znowu zaczyna sama szaleć i wypożycza i czyta na potęgę książki), nie zależy nam na wypełnianiu rodzicielskich ambicji, żeby mieć prymusa, bo wiemy, co z tego w przyszłości wychodzi. W zasadzie staramy się i to nam się udaje, wpoić obowiązek dnia codziennego, więc minimum przy zadanej pracy domowej, ale przede wszystkim uczymy ich życia, zachowania się w określonej sytuacji, a więc wychowania mądrego, kulturalnego człowieka, a nie wykształconego magistra, a tak naprawdę tumana.

Kalino, napisz coś więcej o twoim synu, jak u niego z BPP.
« Ostatnia zmiana: 30-09-2014, 18:44 wysłane przez Machos » Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #396 : 10-08-2016, 00:56 »

Wstawiam kolejny wpis dotyczący Damiana. Jak widzicie, ostatni wpis jest z września 2014 roku, więc czas najwyższy napisać, co dzieje się z Damianem. Poza tym jakby nie było, Damian jest bohaterem jednego rozdziału, tomu III, książki "Zdrowie na własne życzenie". Zastanawiałem się już wielokrotnie, kiedy wreszcie napiszę kolejne świadectwo prozdrowotne. Miesiące minęły, Damian wciąż zdrowiał. Ja z kolei wciąż nie pisałem. Wahałem się. Miałem obawy wynikające stąd, że napiszę, pochwalę odzyskane zdrowie syna, a jemu znowu coś się przyplącze, bo być może popełni błąd żywieniowy.

W tym miejscu wypada, żebym przypomniał, że bałem się powrotu reakcji anafilaktycznej, która kiedyś wystąpiła w jego tchawicy, nie mógł swobodnie oddychać i w efekcie wylądował w szpitalu. Oczywiście samo przecież się nie zrobiło, bo trzeba było nakarmić dziecko glutenem, do tego sztucznymi, nienaturalnymi substancjami występującymi w czymś do zjedzenia i w efekcie przyszło nieszczęście. Czekałem więc na odpowiedni moment, pilnując i syna i rodziny na ile to było możliwe, żeby po prostu nie popełnili błędu, a pilnowali zasad Biosłone.

W pamiętnym lutym 2012 roku Damian przebywał już w domu po kilkudniowym pobycie szpitalnym. W zasadzie na naszą prośbę jak najszybciej wyciągnęliśmy go stamtąd po tych kilku dniach pobytu, bo lekarze już swoje zrobili, tchawica stanęła w martwym punkcie i teraz do zdrowia potrzebny był czas. Mój syn odpoczywał zawsze w nocy, bo podczas snu wyciszały się wszystkie objawy, czym uspokajał całą, rozkołataną emocjami rodzinę. Stawiał nas wszystkich na nogi, dodawał kolejnych emocji, kiedy się budził kolejnego dnia. Tuż po przebudzeniu się wypowiadał pierwsze słowo – Boli. Tym słowem zaczynał dzień i powtarzał je aż do kolejnego snu. To słowo wypowiadał setki razy w ciągu dnia.

Czas mijał, a my oboje z żoną powoli przyzwyczailiśmy się do tego Damianowego bólu. Ja bardziej, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że zagrożenia życia nie ma i gdzieś tam wiedziałem i czułem, że organizm goi ranę w tchawicy. I rzeczywiście goił. Mijały tygodnie, Damian coraz rzadziej wypowiadał słowo na temat jego bolącej tchawicy, przy którymś tam z jego kolejnych wdechów. Pamiętam doskonale, że przy oddychaniu, to wdech zawsze był z charakterystycznym bolesnym charczeniem, a przy wydechu był spokój. Ból był coraz rzadszy, aż wreszcie minął. Minął bez leków, bez dodawania czegokolwiek do jedzenia syna, bez najmniejszego suplementu. Była to tylko dieta, przede wszystkim eliminująca wszystko to, co zbożowe i mleczne. Wreszcie przyszedł moment, że któregoś, co by nie mówić, po prostu pięknego dnia, syn obudził się, a my przyzwyczajeni czekaliśmy na to jedno niemiłe słowo. Ale nic takiego już nie wystąpiło. "Boli" odeszło do historii.

Już od początku tego całego, nieprzyjemnego momentu w moim życiu i mojej rodziny, potwierdziły się moje przypuszczenia. Żaden z lekarzy – szkodników, do których czasem zaciągnęła syna żona, nie był w stanie zrobić kompletnie nic i nigdy nie zrobiłby w celu poprawy jego zdrowia. Jedyny, prewencyjny wyjątek był w szpitalu, zresztą z powodu błędu na własne życzenie. Pamiętajcie o tym, zanim pobiegniecie do kolejnego profesora medycyny, bo srogo się zawiedziecie.

Przykład mojego syna jest o tyle edukacyjny, że po tej szpitalnej prewencji, wygaszeniu objawów, trzeba umiejętnie zrezygnować z leków, zastosować dietę, po której nie będzie nawrotów alergii i czekać, zaufać organizmowi. To jest najlepsze, co można zrobić, by wyjść z kłopotów. Każde postępowanie związane z bieganiem po lekarzach, to proszenie się o kolejne kłopoty. Dawanie dziecku do jedzenia byle czego, nawet z piciem mikstury na niewiele się zda.

Ból był sygnałem, ale był zarazem nieustanną pracą organizmu, gojeniem rany, która powstała w wyniku reakcji anafilaktycznej po glutenie. Wielokrotnie tłumaczyłem żonie, że choć dziecko się męczyło, bo w końcu komfortu nie miało, jednak nie było z nim wcale gorzej i prosiłem o pozostawienie w spokoju. W efekcie Damian nie był męczony żadnymi, nawet przeciwbólowymi lekami, bo i tak już wcześniej brał je w szpitalu i po szpitalu, zresztą z marnym efektem. Leki na tyle ile mogły cokolwiek pomóc, to pomogły, ale ból pozostał. Ból był, ale z jego pomocą organizm goił i wygoił rany. Nic nie mogłem poradzić, że tak wolno, ale wreszcie nastąpił koniec.

Damian zaczął funkcjonować normalnie, o czym już wcześniej tutaj pisałem, a my oczywiście zwracaliśmy uwagę na to, co znalazło się na jego talerzu. Ja z kolei w którymś momencie zacząłem podawać mu miksturę, na początku w wersji bez soku z cytryny. W końcu po kilkunastu tygodniach bez reakcji, zacząłem kroplą z soku z cytryny uzupełniać właściwy skład.

Minęły dobre trzy lata, a charcząca tchawica nie wracała. Zdawałem sobie sprawę, że przyjdzie moment i organizm Damiana sprawdzi, na ile jest zdrowy, kiedy na talerzu trafi mu się jakiś makaron, bądź chleb z wędliną na śniadanie. Domyślacie się, że o taki sprawdzian bardzo łatwo.

W stanie największej wrażliwości organizmu, a więc te cztery lata temu, reakcja występowała niemal natychmiast do pół godziny po zjedzeniu, choć objawy zdarzały się po czasie, nawet po parunastu godzinach od zjedzenia szkodliwej rzeczy. Teraz po długim okresie profilaktyki prozdrowotnej, po zjedzeniu kanapki, dwóch kanapek, pizzy, ciastka, cukierka, batonika, loda, sera białego bądź żółtego, wypicia mleka, nie ma żadnej reakcji alergicznej, tym bardziej anafilaktycznej! I to jest największy sukces odniesiony przez jego organizm, argumenty, które przemawiają za zdrowiem mojego dziecka! Mogę się tylko domyślać, że jelita są uszczelnione, więc nie ma możliwości zetknięcia się któregoś niestrawionego białka w nieszczelnym przewodzie pokarmowym z systemem odpornościowym. Brak reakcji obserwuję już od ponad roku, ale nic do tej pory nie pisałem, bo po prostu nie chciałem zapeszyć.

Wiele lat temu Damian, jak to dzieciak, chłopak, biegał, wszędzie go było pełno. Doskonale pamiętam, że po każdym mocniejszym wysiłku związanym z bieganiem, powietrze łapał jak ryba, nie mógł go nabrać pełną piersią. Coś go tam krępowało, więc wciągał powietrze i próbował to bezskutecznie odkaszlnąć. Oczywiście nie mógł tego zrobić, bo był nieźle zblokowany lekami – nie pomijam celowo szczepień – od początku swojego życia, do czwartego roku. Od końca 2014 roku po każdym wysiłku syna, niczego takiego już nie obserwuję. Oddycha pełną piersią, ponieważ profilaktyka prozdrowotna zrobiła swoje. I żeby nie skupiać się już tylko na jego oddechu, to co mnie ojcu bardzo imponuje, to jego fizyczna sprawność.

Już pod koniec piątej klasy, od kwietnia do czerwca 2014 przyszły wyniki związane z bieganiem na różne dystanse, bo syn po prostu lubił biegać, a że przychodziło mu to z łatwością, to doszedł element rywalizacji z rówieśnikami. Najlepiej było to widać względem kolegów, z którymi chodził do klasy. Każde bieganie, czy to na krótkim, czy długim dystansie, dawało w efekcie pierwsze miejsce. Nie byłem zdziwiony kiedy startował w zawodach międzyszkolnych, w których bywało różnie, ale wiadomo, mierzył się z zawodnikami, którzy już trenowali po kilka razy w tygodniu, a on robił to bez trenera z czystej ciekawości, jak to jest.

Na początku zeszłego, a więc 2015 roku zapisał się na "Czwartki lekkoatletyczne". Poprosił mnie, żebym podpisał zgodę. W zawodach wziął udział pięć razy i z każdych zawodów przynosił dyplom. Najlepiej biegało mu się na 60 metrów, gdzie czterokrotnie był drugi, z kolei w skoku w dal jednego razu również udało mu się zdobyć drugie miejsce. Chłopak bez treningu, bez trenera, z panią od WF-u wybierał się na zawody i rywalizował z zawodnikami ze szkół ze Skierniewic i spoza Skierniewic. Dyplomy powiesił sobie i do dziś wiszą na szafie. Jakie wielkie było jego rozgoryczenie, kiedy nie mógł wziąć udziału w finałach "Czwartków", a więc zawodników najlepszych z najlepszych w Polsce, ponieważ za późno zapisał się na "Czwartki" regionalne i zabrakło mu jednego udziału w zawodach, promującego go z jego wynikami do tychże finałów. Tak minęła szósta klasa.

We wrześniu 2015 stał się uczniem gimnazjum i znowu w klasie "wyjmował" na WF-ie pierwsze miejsca w różnego rodzaju ćwiczeniach, biegach, itd. Robił to ot tak bez przymusu, z przyjemnością do tego stopnia, że czas odchorowania przeziębienia w domu odliczał sobie do dnia, kiedy będzie lekcja WF-u. W tym dniu był już "zdrowy" – kombinator jeden. Czasem hamowaliśmy go na siłę w domu, kiedy widzieliśmy, że do szkoły, a co dopiero na WF, się nie nadawał. I tak to, co by nie mówić, radośnie upłynął rok w pierwszej klasie gimnazjum, a Damian wymyślił sobie w te wakacje grę w kosza i zapisał się do klubu koszykarskiego.

Chodzi na treningi dwa razy w tygodniu. Nauczył się wielu ciekawych, technicznych rzeczy, wymagających przede wszystkim myślenia, a nie bezmyślnego grania. Dwa razy zaciągnął tatę, żeby obejrzał go w akcji. Zdarzyło mi się już grywać z Damianem, bo sobie tego życzy. Bardziej stoję mu na drodze, kiedy robi dwutakt, więcej podaję piłki i wymyślam mu różne kombinacje, bo zamęczyłbym się po 10 minutach z nim, a tak łączymy przyjemne z pożytecznym. Gra w kosza z kolegami z drużyny i bez przesady, jest lepszy od nich w krótkim, intensywnym, interwałowym wysiłku – od kilkuletnich, wytrenowanych zawodników, którzy głośno i szybko w przeciwieństwie do niego oddychają. Aż pytam się później w domu – Zmęczyłeś się? Odpowiada – Mógłbym mocniej – więc tłumaczę mu, żeby nie wychylał się przed szereg i trenował dla własnej przyjemności, bo trener zrobi mu mocniejszy trening.

Pośród tych wielu zdań na temat mojego syna, odnoszących się do bardzo dobrej formy fizycznej, jakie daje mu po prostu jego zdrowie, nie zapominam napisać, że kłopotów z nauką nie mieliśmy, ponieważ przykładał się, choć nie zawsze, do tego, co mu nauczyciele kazali nauczyć się w szkole. Zresztą, kto mnie zna, wie, że nie jestem z tych rodziców, co każą dziecku być prymusem.

Czas mija i Damian przez te ponad cztery lata się zmienił, z dziecka zrobił się po prostu młodym człowiekiem. Wyrósł, podwoił wagę. Narządy urosły i co najważniejsze, można domyślać się, ze mają zdrowe komórki. W sierpniu 2016 Damian mierzy ok. 1,80 m i waży ok. 60 kg. Rośnie dalej i zwiększa wagę, co oczywiste, bo jest w tej chwili czternastolatkiem.

Cieszę się, że mogę patrzeć, jak z chorowitego niegdyś dziecka, wyrósł młody, zdrowy, myślący człowiek. Z Damianem mam bardzo dobry kontakt, są rozmowy, dyskusje, możliwość oceny sposobu jego myślenia, w czym mu pomóc, a w czym już nie wyręczać. Myślę, że zdają sobie z tego sprawę niektórzy, choć nie wszyscy rodzice, jak ważny jest kontakt z takim gimnazjalistą/ką, możliwość rozmowy, a nie zamykanie się dziecka w pokoju i rodzic nie wie, co młodemu człowiekowi chodzi po głowie.

Od Damiana czasem słyszę – Darek Machos, wielki żywiciel rodziny – i to mi wystarcza za wszystko, co do tej pory dla niego zrobiłem.
« Ostatnia zmiana: 10-08-2016, 01:03 wysłane przez Machos » Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Udana
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 58
MO: 01.01.2014
Wiedza:
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 1.251

« Odpowiedz #397 : 10-08-2016, 07:20 »

Machos piękna historia. Prowadzenie tak dzieciaka wymaga mądrości i odwagi rodziców. Gratuluję!
Chciałoby się powiedzieć Damian aleś wyrósł....smile
Zapisane

Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku...
Shadow
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 34
MO: 23.02.2015
Wiedza:
Skąd: Wrocław/Radomsko
Wiadomości: 558

« Odpowiedz #398 : 10-08-2016, 08:34 »

Coś jest na rzeczy z lekkoatletami i tchawicą smile Też w gimnazjum byłem mistrzem biegów, nawet startowałem w zawodach wojewódzkich i ogólnopolskich. Objawy chorej tchawicy pojawiły się właśnie jakoś wtedy i nasiliły na studiach.

Gratuluję Damianowi taty smile
Zapisane
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #399 : 10-08-2016, 15:31 »

Coś jest na rzeczy z lekkoatletami i tchawicą smile Też w gimnazjum byłem mistrzem biegów, nawet startowałem w zawodach wojewódzkich i ogólnopolskich. Objawy chorej tchawicy pojawiły się właśnie jakoś wtedy i nasiliły na studiach.
Z tą różnicą, że u Ciebie problemy z tchawicą pojawiły się, kiedy już biegałeś i byłeś mistrzem biegania w gimnazjum. Damian owszem, jak to dziecko, był ruchliwy, ale nigdy nie biegał na zawodach przed pamiętnym 2012 rokiem, ani tym bardziej do około dwóch lat po, więc chora tchawica nie miała u niego związku z bieganiem.

Gratuluję Damianowi taty smile
Dziękuję.

Machos piękna historia. Prowadzenie tak dzieciaka wymaga mądrości i odwagi rodziców. Gratuluję!
Chciałoby się powiedzieć Damian aleś wyrósł....smile
Nieskromnie to zabrzmi, ale chce się powiedzieć – Rodzice, bierzcie ze mnie przykład.
Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Strony: 1 ... 18 19 [20] 21   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!