Oraz, drogi trollu:
ci, co wiedzą, wiedzą. Ale napiszę to otwartym tekstem: dziś właśnie zawiozłem żonę do kliniki onkologicznej w Bydgoszczy. Nowotwór jest nieduży, rokowania dobre, personel wyśmienity. Ani przez sekundę nie wątpiliśmy i nie wątpimy w to, że zalecony tryb postępowania (operacja, radioterapia, chemio ? lub hormonoterapia w zależności od wyników histopatologii) jest słuszny. Stay tuned, bo nie omieszkam poinformować co z tego wyniknie. Statystyki mówią o 98% całkowitych wyleczeń z przeżywalnością co najmniej 20 lat. Tyle zapewne nie będzie się nikomu chciało czekać na ostateczny werdykt, ale za jakiś rok będzie pewność.
No, sporo już czasu minęło, od kiedy Bałwan oddał żonę z taką ufnością w ręce onkobiznesu. Jakoś nie dotrzymuje słowa z tym informowaniem, jak obiecał, co z tego wynikło. Czyżby załapała się na owe statystyczne 0,2%?