Noelia
|
|
« : 22-05-2010, 21:36 » |
|
Witam wszystkich forumowiczów. Śledzę Wasze forum już dłuższy czas. Jednak dopiero teraz postanowiłam napisać. Piszę z prośbą o pomoc i poradę, gdyż sama już sobie nie radzę. Mętlik, który obecnie mam w głowie, przerasta mnie. Gdybym chciała opisać swą historię dokładnie, zajęłoby mi to pół nocy z pewnością. Problemy z układem pokarmowym zaczęły się ponad sześć lat temu. Towarzyszą mi praktycznie codziennie, ze zmiennym jedynie nasileniem. Przez ponad 4 pierwsze lata moim głównym problemem był silny refluks. Dolegliwości typu: bardzo mocna zgaga, pieczenia w klatce piersiowej na wysokości od gardła do linii nad piersiami, bóle żołądka - nawet kilkudniowe. Dolegliwości były tak silne, że zmusiły mnie do zmiany pracy, całego stylu życia, no i diety, którą to z czasem niestety musiałam zawężać z powodu ciągłych narastających bóli i zgag. Odwiedziłam wielu lekarzy, w tym czołowych specjalistów w Polsce w dziedzinie gastroenterologii - diagnoza zawsze ta sama: silny refluks ze skierowaniem na zabieg operacyjny. Przepisywano mi mnóstwo IPP, duże dawki i tłumaczono, że bez nich doprowadzę się do najgorszego. Stosowałam te leki (zawsze jednak w mniejszych dawkach niż zalecane) z przerwami w braniu. Dolegliwości nigdy nie ustąpiły. Kolejne gastroskopie wskazywały zapalenie przełyku i tak mam do dziś. Z biegiem czasu dochodziły inne problemy zdrowotne: zaburzenia hormonalne, dwa lata nagminnych infekcji kobiecych, problemy z gardłem, bóle w podbrzuszu (mocne i kilkumiesięczne), guzki w piersiach, pojawienie się w wielu miejscach małych wyczuwalnych węzłów chłonnych, wyciek z piersi i wiele innych. Dwa lata temu mój stan zdrowia strasznie się pogorszył. Pojawiło się mnóstwo nowych dolegliwości i objawów: silne chudnięcie, zawroty i bóle głowy nagminne, zaburzenia widzenia, mocne poty - nocne jak i w ciągu dnia, nieopisane bóle całego ciała (jakbym była cała w siniakach), stawów, kości, bóle pęcherza, niedokrwistość i wiele innych. Wyniki badań laboratoryjnych pogarszały się. Byłam podejrzewana o najgorsze choroby. Przeżyłam koszmar. To był punkt zwrotny w moim dotychczasowym życiu. Postawiłam na dietę, MO, odstawiłam leki, piłam koktajle, siemię, stosowałam dietę przeciwgrzybiczą, kilka miesięcy ścisłą (obecnie uważam iż za długo i za bardzo rygorystycznie). W tym czasie bardzo źle się czułam. Pieczenia w przełyku towarzyszyły mi całe dnie tak mocne i silne, że płakałam. Wytrzymałam ponad 7 miesięcy. W końcu, nie widząc poprawy a jedynie swą mękę, poszłam na gastroskopię z wielką nadzieją, że mój stan przełyku się poprawił. Niestety było jeszcze gorzej - usłyszałam, że mam jeszcze więcej nadżerek, wciąż nalotów białych (nienazwanych po imieniu) i kwalifikuję się do natychmiastowej operacji. Zmuszona byłam ponownie sięgnąć po IPP, które biorę do tej pory raz dziennie w najmniejszej możliwej dawce i staram się robić przerwy (jeśli tylko mogę). Od około roku temu pojawiły się u mnie kolejne bóle pochodzące, tak myślę, z wątroby, woreczka. Są one tak silne, że już nie daję rady. Kilka miesięcy temu miałam robione USG w czasie ataku, gdzie wyszedł powiększony woreczek z zastojem żółci bez kamieni. Nie wiem, czy ten stan mam po dziś dzień. Wiem jednak, że dolegliwości się wciąż nasilają. Co kilka dni ataki bólowe, wzdęcia nie do opisania bez względu na to, co zjem, pulsowania (takie purkania) w okolicach wątroby. Musiałam wykluczyć kolejne pokarmy, po których ewidentnie dostawałam bóli, np. jajka, które wcześniej były głównym moim pokarmem. Dodatkowo mniej-więcej w tym samym czasie pojawiły się wypryski, głównie dookoła ust. Towarzyszą mi po dziś dzień, wcześniej nigdy nie miałam takich problemów. Próbowałam na ten mój refluks i obecne problemy z woreczkiem wielu rzeczy. Straciłam majątek na specjalistów, różne preparaty, diety, zioła, itp. - i po 6 latach "udręki" mam wrażenie, że wiem mniej, niż na początku. Zamiast poprawy uważam, że jest gorzej. Oprócz silnego refluksu dorobiłam się jeszcze problemów z woreczkiem i wątrobą, których przed stosowaniem diety przeciwgrzybiczej nie miałam. Od razu zaznaczę, że w czasie tej diety nie wykluczyłam tłuszczy tych dobrych: stosowałam wszelakie oleje z oliwek, lniany, z pestek winogron, kukurydziany, dodawane kilka razy dziennie do surówek, w mniejszej ilości, ale jadłam masła, wiejska śmietanę. Nie wiem, co się dzieje z moim organizmem, dlaczego zamiast lepiej jest gorzej? Zabrnęłam w jakiś zaułek, z którego na chwilę obecną nie umiem wyjść. Nie znam drogi, nie wiem co jeszcze mogłabym zrobić, czego spróbować? Wydaje mi się, że już wszystkiego próbowałam. Przyznaję, że jestem już zmęczona całą sytuacją i tracę nadzieję na powrót do zdrowia. 6 lat ciągłej walki, coraz to nowych prób walki z refluksem ze skutkiem negatywnym, bardzo mnie dołuje. Na pewno nie opisałam wszystkiego i nie podałam wszystkich szczegółów lub istotnych zagadnień, ale mam nadzieję, że udzielicie mi jakichś porad, głównie dietetycznych. Nie chciałabym schudnąć, a dieta którą jestem zmuszona prowadzić w dniach ataku woreczka lub nagminne wzdęcia, w czasie których trwania nie mogę nic jeść, na pewno spowodują spadek wagi. Czekam na wskazówki i porady, za które z góry dziękuję i pozdrawiam!
|