Uważałem zawsze i uważam do dziś, że istnieje problem sztuczny, czyli rzekomy. Konkretnie chodzi o nomenklaturę. My się wyrażamy precyzyjnie, co do kwestii diety/diet, zaś twórcy diet/modeli odżywiania - nazywają dietami (podobnie jak w medycynie i dietetyce klasycznej) jako sposób na życie (niby zdrowe...) czy jako nawet filozofię życia.
Podzielam twój pogląd. Kiedy czytasz "Życie bez chleba", to zauważysz, że Allan i Lutz piszą o tym modelu żywienia, jako o jedynym słusznym. Wg nich ta "dieta" to właśnie model zdrowego odżywiania.
Nie powinniśmy popełniać tego samego błędu, który popełniał Kwaśniewski. On czcił swoje BTW i nie dopuszczał od niego odstępstw. Wszystkie nieuleczone choroby zganiał na odchyłki od tych jego proporcji.
Oczywiście popieram spojrzenie na odżywianie pod kątem zasad zdrowego odżywiania, ale nie mam nic przeciwko nazywaniu różnych regionalnych sposobów odżywiania dietami, bo np. tacy eskimosi nie mają szans na stosowanie naszych ZZO z banalnego powodu niewystępowania u nich warzyw. Podobnie jest z dietą śródziemnomorską, która nie jest żadnym dziwactwem, ale ukształtowanym naturalnie sposobem odżywiania.
Jako zasadę ZZO należy przyjąć "niskie węgle" i unikanie produktów przetworzonych. W książce "Życie bez chleba" autorzy podają górny limit węglowodanów na 72 gramy. To pozwala utrzymać niski poziom insuliny i nie dopuścić do wyrobienia oporności na nią.
Mnie bardzo się spodobało spojrzenie Allana i Lutza na hormony anaboliczne jako zamkniętą pulę, tzn. wytwarzanie w nadmiarze jednego z nich automatycznie blokuje wytwarzanie drugiego. Chodzi dokładnie o insulinę - hormon anaboliczny i hormony wzrostu, w tym hormony płciowe. Ograniczenie wytwarzania insuliny pozwala wytwarzać więcej hormonów wzrostu, czyli spowodować regenerację organizmu, która podczas spożywaniu w nadmiarze węglowodanów, w szczególności przetworzonych, jest spowolniona. W książce podane są przykłady ludzi, wraz ze zdjęciami, którzy przeszli na dietę niskowęglowodanową i przybrali na masie mięśniowej bez żadnych ćwiczeń. Opisane są także przykłady młodych osób, które wolno dojrzewały a po przejściu na dietę "low carb" dojrzewanie przyspieszyło gwałtownie.
Rosedale, Allan, Lutz i inni piszą, że źródłem wszelkiego zła jest insulina, u nas pojawia się jeszcze czynnik nadżerek, czyli toksyn i reakcji uczuleniowych na naszej powłoce zewnętrznej.
Czy lepiej jest przejść na MO i nie robić nic więcej, czy przejść na niskie węgle? Życie pokazało, że sama MO nie wystarczy, że bez wspomagania DP a potem ZZO, czyli de facto dietą niskowęglowodanową stoimy w miejscu.