Już od około 2 tygodni nie mogę sobie poradzić z pęknięciem, które się pojawiło w prawej dziurce od nosa, zaraz u samego 'wlotu'. Mam ciągły katar, bardzo wodnisty najczęściej, choć nad ranem bywają skrzepy ropne. Katar ten mam praktycznie na okrągło, również w nocy zdarza mi się budzić z tego powodu jak również z powodu uporczywego kichania (kilka miesięcy temu z tego powodu budziłam się noc w noc! Teraz znacznie rzadziej).
Jak sądzę to pęknięcie-nadżerka nastąpiło w skutek ciągłego spływania wydzieliny. Niestety pogłębia się to i jak sądzę wydłuża, choć smaruję to miejsce aloesem oraz od czasu do czasu maścią Calendula, którą zakupiłam niedawno, ale nie widzę żadnej poprawy. Kropli z alocitu nie stosuję i nie widzę takiej możliwości - nie ma takiej siły, która by mnie do tego zmusiła, mieszanki na drogi oddechowe już też nie stosuję od kilku miesięcy - nasilała u mnie objawy do tego stopnia, że nie dawałam sobie z tym rady.
Ta nadżerka - pęknięcie powstała na takim jakby zgrubieniu, jakby najpierw pojawiła się tam jakaś wybroczyna i ona pękła, ale żadna ropa z niej nie wypłynęła. Ta wybroczyna/zgrubienie nadal jest a na tym to pęknięcie. Co posmaruję czymkolwiek to zaraz nasila mi się katar i wszystko wypłukuje. Po prostu sobie z tym nie radzę, a piecze i boli przy każdym dotyku i utrudnia wycieranie nosa. Nie wiem sama już co mam robić... No i wygląda nieciekawie...