Niemedyczne forum zdrowia
29-04-2024, 00:52 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Wesprzyj Fundację Biosłone --> kliknij
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: 1 [2] 3 4   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Przeszczep szpiku kostnego  (Przeczytany 66846 razy)
Szpilka
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 6.06.2007
Wiadomości: 171

« Odpowiedz #20 : 15-11-2010, 12:46 »

Moje pytanie odniosło się do tego, czy gdyby wśród bliskich znalazła się taka osoba z białaczką, to czy również twardo zaprezentowałbyś jej proces przeszczepu i swoje stanowisko na NIE?
To są ciężkie sytuacje, którym wielu ludzi musi stawić czoła. A jeszcze większym dramatem jest podjęcie decyzji ludziom, którzy mają świadomość celowości działań medycznych w tym zakresie.
Ja wiem jak wygląda proces przeszczepu i mam świadomość, że jest to również ingerencja w zdrowy organizm. Jednak nie chodzi mi o wspieranie ogólnopolskiej akcji na rzecz przeszczepów.
Chcę po prostu wiedzieć jakie podejście do sprawy mają inni. Ale z tego, co widzę, to chyba boją się mówić.
Zapisane
Meagi
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 49
MO: 22-01-2010
Skąd: Lublin
Wiadomości: 146

« Odpowiedz #21 : 15-11-2010, 13:35 »


Chcę po prostu wiedzieć jakie podejście do sprawy mają inni. Ale z tego, co widzę, to chyba boją się mówić.

To chyba nie chodzi o to czy ktoś się boi czy nie. Ja osobiście nie wiem jak bym się zachowała. I nie wiem czy jest sens, żebym akurat teraz musiała się określać - bo każda sytuacja jest inna. Nie jesteśmy w stanie przygotować się na każdą sytuację w życiu. Moje zdanie na ten temat jest zbieżne z tym co napisał Rysiek. Nie ma sensu, żebym pisała to samo - tyle, że innymi słowami.

No ale pomijając kwestię przyjęcia się szpiku lub nie, czy też ingerencji w nasz organizm. Chodzi mi o to czy ludzie z Biosłone lub inni ludzie posiadający wiedzę o zdrowiu potrafią jej bronić nawet w takich przypadkach jak chore na białaczkę dziecko czekające na dawcę? Czy potrafią stanąć za tą prawdą murem w imię wyższych celów? Na ile to jest takie sobie czasem gadanie po próżni a na ile faktycznie wprowadzamy te zasady w życie?
Jakich wyższych celów? Pytanie, czy celem tego Forum jest szerzenie wiedzy o zdrowiu i zdrowie ludzi, czy jakiś wyższy cel np. walka z machiną medyczną. A jeżeli obydwa cele to, który jest ważniejszy?
Zapisane
Mistrz
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 05.03.2000 – 2070
Skąd: Hogwart
Wiadomości: 10.596

WWW
« Odpowiedz #22 : 15-11-2010, 14:42 »

Pytanie, czy celem tego Forum jest szerzenie wiedzy o zdrowiu i zdrowie ludzi, czy jakiś wyższy cel np. walka z machiną medyczną. A jeżeli obydwa cele to, który jest ważniejszy?
Celem istnienia tego forum jest tylko i wyłącznie szerzenie wiedzy o zdrowiu. Nie ma dla nas celu ważniejszego.
Zapisane

Jeśli nie wiesz nic, dasz sobie wmówić wszystko
Vanadi
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 32
MO: 02.04.2010r.
Skąd: Rzeszów
Wiadomości: 53

« Odpowiedz #23 : 15-11-2010, 15:38 »

Szerzenie wiedzy o prawdziwym zdrowiu, tak jak ma to miejsce na tym forum, jest równoznaczne z walką z machiną medyczną.

Vanadi, robisz niepotrzebnie spację przed przecinkiem. Lepiej robić to po przecinku ;-) //Apollo
« Ostatnia zmiana: 16-11-2010, 07:53 wysłane przez Apollo » Zapisane

Bo najtrudniejsza praca to praca nad samym sobą.
Zosia_
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: nie stosuję ze względu na reakcje
Wiedza:
Wiadomości: 1.049

« Odpowiedz #24 : 15-11-2010, 15:45 »

My z nimi nie walczymy, ignorujemy ich smile
Zapisane
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #25 : 15-11-2010, 21:08 »

Moje pytanie odniosło się do tego, czy gdyby wśród bliskich znalazła się taka osoba z białaczką, to czy również twardo zaprezentowałbyś jej proces przeszczepu i swoje stanowisko na NIE?
Nie oddałbym szpiku. Bałbym się w ingerencję w mój organizm. Moja trójka nie zachoruje poważnie. To oczywiste!

Kiedy jeszcze byłem pacjentem, oddałbym szpik, teraz z tą wiedzą już nie. Przeszczep nie daje gwarancji przeżycia i niestety więcej jest zgonów, niż żyjących. O tym się głośno nie mówi, bo i o czym, o porażce?

Mam prawo tutaj i głośno wypowiadam się o kuglarstwie, kłamstwie, którym jest medycyna. Nawet gdy w grę wchodzi przeszczep szpiku, jest to kolejne działanie nie mające działania prozdrowotnego. Jest to przecież kolejne działanie objawowe.

Jeżeli osoba po przeszczepie żyje dłużej niż rok, to tylko dlatego, bo trafiła na mało szkodliwego konowała, zmieniła sposób odżywiania przede wszystkim i jakoś ciągnie na tym padole, bo nie je czipsów, margaryny, nie pije kolorowych napojów. Jednak cały sukces upatruje się w przeszczepie, ale na resztę rzeczy nie zwraca się uwagi. Co z tego, że wymienisz silnik, albo rozrząd, albo inny układ, kiedy zamiast dobrego paliwa, wlejesz breję. Kolejna wymiana?

Piszemy na forum, żeby coś z leków podać, gdy w grę wchodzi ratowanie życia. Zakładając, że ktoś z moich najbliższych ulegnie wypadkowi, wtedy tak, będę ratował życie. Jednak wynikiem białaczki nie jest przypadek.

To są ciężkie sytuacje, którym wielu ludzi musi stawić czoła.
To nie jest tak, że osoby do przeszczepu szpiku czekają dzień, dwa, czy tydzień. Osoby te czekają miesiącami i ten czas można spożytkować, ale powiedzcie to pacjentom, którzy tylko potrafią biadolić.

Ja wiem jak wygląda proces przeszczepu i mam świadomość, że jest to również ingerencja w zdrowy organizm.
W zdrowy?

A jeszcze większym dramatem jest podjęcie decyzji ludziom, którzy mają świadomość celowości działań medycznych w tym zakresie.
Powiedz mi Szpilko, o jakiej świadomości pacjentów piszesz?
« Ostatnia zmiana: 15-11-2010, 21:10 wysłane przez Machos » Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
KaZof
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 13-01-2007, pies: 08-11-2008
Wiadomości: 1.096

« Odpowiedz #26 : 16-11-2010, 01:21 »

Zmobilizowałaś mnie Szpilko do głębokiego przemyślenia i głośnego wypowiedzenia ewentualnych moich decyzji w obliczu ciężkiej choroby, która pojawiła się w mojej najbliższej rodzinie u młodej osoby. Lekarze dopasowali jakąś diagnozę przy nietypowych objawach i pewnie wyczerpią wszystkie dochodowe procedury, aby teoria potwierdziła się w praktyce ... w zasadzie nie lecząc, ale przygotowując do przeszczepu organu.
Dlatego, że bardzo kocham tą osobę nie będę wspomagać jakichkolwiek doświadczeń medycznych. Nie ma kompromisu między zdrowieniem, a działaniami medycznymi. Przeżywałam bezsilność wobec nieodwracalnych procesów chorobowych u Mamy,  słyszałam przerażający krzyk bólu w śpiączce 21 lat temu. W działaniach i gwarancjach medycznych nic się nie zmieniło. Potrafią jedynie przeciągać w czasie i zarazem pogłębiać nieodwracalność zmian toksycznych w człowieku... Zdrowienie jest możliwe tylko w/g sposobu postępowania, który Tutaj poznaliśmy. Prawda jest jedna, bardzo brutalna. To tak jak z naszym moralnym kacem, po poczęstowaniu piwem pijanego alkoholika. Dla niego pomocą będzie tylko i wyłącznie brak takiej "pomocy". Wtedy jest szansa, że się podniesie ze swego dna... wyrwie z wkręcającej machiny.
Nie chcę nikogo pozostawić bez pomocy, w zgodzie ze sobą oferuję inny sposób postępowania, który ma szansę zwyciężyć chorobę..jeśli jest jeszcze odwracalna.. Medycyna tylko uczyni ją już na pewno nieodwracalną, typowym przypadkiem opisanym w pracach naukowych na podstawie badań żyjącego, w najlepszym razie, w ilu procentach wiarygodnych? O tych 100 procentowych nie mówię i nawet nie myślę ...   
     
Zapisane

KaZof, "Wszystko, co mnie nie złamie, wzmocni mnie"
Amdea
Stały bywalec
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 21-03-2008
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 217

« Odpowiedz #27 : 16-11-2010, 18:40 »

Witam, po długiej przerwie  smile- w związku z bardzoooo przeciągającą się przeprowadzką nie miałam przez dłuższy czas dostępu do Internetu. Trochę się odzwyczaiłam od pisania na forum, ale do rzeczy.
Chciałam zabrać głos w tej dyskusji z perspektywy kogoś, kto od 3 lat pogłębia wiedzę o przyczynach chorób - zwaną obecnie Germańską Wiedzą Holistyczną (kiedyś Germańską Nową Medycyną). Przypomnę tylko w skrócie, że należy rozpatrywać proces chorobowy nie od strony medycznej tylko czysto biologicznej:
- Jaki cel miała natura „zsyłając” na nas choroby, wszak natura nie działa w sposób irracjonalny. Okazuje się, że zdarzenia, które do tej pory nazywaliśmy „chorobami” nie były bezsensownymi zakłóceniami - każde z nich ma swój BIOLOGICZNY SENS. Każde takie zdarzenie zawsze przebiega w sposób dwufazowy (patrz wykres - http://www.germanska-nowa-medycyna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=58&Itemid=55)

- W naturze nie istnieje nic „złośliwego”!
A ponieważ jesteśmy częścią natury, to również w naszych organizmach nie może być nic „złośliwego”. Ten podział na „dobro/zło”, na poziomie biologii, jest zwykłym wymysłem i nieprawdą. W przyrodzie wszystko jest potrzebne i sensowne, gdyż natura nie zna czegoś takiego, jak dobro i zło.

- Dotychczasowe wyobrażenie, że niektóre funkcje organizmu przebiegają bez udziału mózgu jest błędne, ponieważ jedynym, PRAWDZIWYM SPRAWCĄ powstawania raka i innych chorób JEST NASZ MÓZG – nasz biologiczny komputer sterujący wszystkimi procesami i funkcjami życiowymi.

Jeżeli chodzi o białaczkę (wg GNM) jest to ZDROWIENIE po przeżyciu konfliktu utraty własnej wartości.
Więc „leczenie” tej trudnej i bolesnej fazy zdrowienia chemioterapią, radioterapią i przeszczepami szpiku jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. „Leczenie” przeżywają tylko Ci, którym do końca nie zabito własnego szpiku radioterapią.

W obliczu ciężkiej choroby to strach i brak cierpliwości powoduje, że dajemy się oszukiwać lekarzom. Ludziom, którzy od setek lat zajmują się ciągle tym samym: wycinaniem, wypalaniem i truciem. Teraz mają jeszcze jedno ulubione zajęcie - straszenie pacjenta. Media ochoczo wspierają ich w tym procederze - grając na ludzkich emocjach.

Reszta jest cytatem:
Cytat
Białaczka - groźna choroba, czy zupełnie nieszkodliwa faza w procesie zdrowienia?

Od wielu lat słyszy się z różnych środków masowego przekazu o wyciskających łzy z oczu historiach dzieci chorych na białaczkę. Jednocześnie nawołuje się do masowych typizacji szpiku kostnego. Niniejszy dokument ma za zadanie informowanie czym w rzeczywistości jest białaczka oraz dlaczego na białaczkę nie można umrzeć.
Ludzie którzy rzekomo umierają na białaczkę są w rzeczywistości ofiarami chemioterapii i naświetlań. Osoby te umierają w wyniku zatruć chemicznych oraz szkód popromiennych.

Trzeba wiedzieć, iż nie istnieje zjawisko ,,zwyrodniałych" komórek szpiku kostnego – komórek, które rzekomo w niekontrolowany sposób produkują nadmierne ilości białych ciałek krwi oraz wywołują różnorodne, inne szkody. Nie istnieją również złoś;iwe zachorowania białych ciałek krwi, co ciągle powtarzana propaganda medycyny konwencjonalnej nam wmawia. Udowadnia to od 1979 roku, na niezliczonej ilości ludzi, niemiecki lekarz dr. med. Ryke Geerd Hamer. W przypadku tym można i należy mówić o ogólnie obowiązujących prawach natury.

Co w rzeczywistości prowadzi do obrazu krwi określanego białaczką?

W życiu człowieka, również u dzieci, wiele przeżytych różnorakich sytuacji i zdarzeń może doprowadzić do szokowego zranienia czy utraty własnej wartości. Stan taki można nazwać np: stanem szokowej utraty własnej wartości. Po przebyciu stanu szokowej utraty własnej wartości (niem. SWE = SelbstWertEinbruch) dochodzi do zmian w przynależnych układach kostnych, rozpoczyna się odwapnianie układu kostnego (osteoporoza).
Jeżeli dotyczy ono układu z tzw. „czerwonym szpikiem kostnym", to szpik ten ogranicza produkcję krwi (leukopenia). Zgodnie z naturalnym sensem biologicznym chodzi o to, aby dana ,,istota" (dot. również zwierząt), która znajduje się w stanie SWE poprzez złamanie kości stała się istotą łowną i w ten sposób jako niepełnowartościowa, podatna była (w przypadku nie rozwiązania konfliktu i powrotu do pełni sił) na łatwe wyeliminowanie.
W przypadku totalnego SWE dochodzi do raka kości całego kręgosłupa lub do ogólnego odwapnienia – do osteoporozy. Konflikty o specyficznym charakterze przyporządkowują raka kości określonym częściom układu kostnego np.: w przyp. SWE o podłożu sportowym dotknięte są kolana, w przyp. SWE o podłożu seksualnym - kość łonowa, a w przypadku SWE który związany jest ze zręcznością dłoni, rzemieślnictwem - dotknięte są dłonie i palce, itd.
W przypadku rozwiązania SWE w dotkniętym układzie kostnym lub jego części dochodzi do wypełniania struktur kostnych. Pomiędzy tkanką kostną (kością) a okostną stanowiącą formę szalunku powstaje obrzęk wodny. Ponieważ okostna jest mocno unerwiona miejsca te stają się bardzo bolesne.
Sens biologiczny powyższego stanu to potrzeba ułożenia ciała w bezruchu tak, aby rozpoczęta odbudowa układu kostnego mogła przebiegać w spokoju. Tak odbudowany układ kostny jest stabilniejszy niż poprzednio. Możliwym jest, szczególnie w stawach, że masa kostna wypełniająca porowate układy kostne może wydostać się na zewnątrz kości wrastając w tkankę ciała.

Medycyna konwencjonalna określa powyższy stan niesłusznie rakiem kości zwanym dalej sarkomem lub osteosarkomem. W trakcie procesu „naprawy” kości dochodzi do białaczki, ale tylko w tym przypadku, kiedy również i szpik kostny uległ uszkodzeniu. W tym momencie, w którym dochodzi do rozwiązania konfliktu, szpik kostny rozpoczyna ponownie produkcję krwi.

Na początku tego procesu, w celu wydalenia z organizmu, do krwi wtrącone zostają obumarłe komórki z fazy leukopenii. W wyniku masywnie rozpoczynającej się produkcji krwi, dochodzi na początku do ,,odrzutu" nie rozwiniętych w pełni (niedojrzałych) komórek krwi. Produkcja białych ciałek krwi (leukocytów) przybiera na prędkości, natomiast produkcja czerwonych ciałek krwi (erytrocytów) oraz płytek krwi (trombocytów) rozpoczyna się z opóźnieniem 3 do 6-u tygodni! Powyższe określa się jako przesunięcie erytrocytowe. W tym czasie dochodzi do zmian ilościowych pozostałych składników krwi, zauważa się cięgle zwiększającą się ilość białych ciałek krwi. Stan ten nie ma jednak nie wspólnego z degeneracją (zwyrodnieniem) krwi. Powyższe odchylenia od normalnego obrazu krwi są przez medycynę konwencjonalną zupełnie niesłusznie, określane jako rak krwi. W rzeczywistości białaczka to nic innego jak, co prawda często bolesny jednakże nieszkodliwy, objaw towarzyszący fazie zdrowienia po raku kości.

W czasie tym nie istnieje stan zagrożenia życia!
Pacjentów należy pozostawić w łóżku, aby odbudowa układu kostnego mogła przebiegać w spokoju. Jeśli chodzi o wyniki krwi, należy odczekać do czasu ich samoczynnego znormalizowania. Ta ogromna ilość ludzi, która kończy swoje życie w szpitalach nie umiera na białaczkę lecz wskutek: terapii chemicznych, szkód popromiennych lub z tytułu zatrucia morfiną lub środkami morfinopodobnymi podawanymi do zwalczania bóli w fazie, w której dochodzi do wyzdrowienia.
Za wszelką cenę należy unikać strachu oraz paniki. Są one bowiem dalszym zagrożeniem, gdyż nowe negatywne prognozy wywołują często nowe szoki (SWE) z których mogą powstać nowe rodzaje raka, jak np: rak płuc, spowodowany strachem przed śmiercią. Powstałe w ten sposób, a wynikające z szoków mających miejsce po zmiennych diagnozach, nowe zachorowania rakowe określane przez medycynę konwencjonalną jako metastazy - są w większości przypadków powodowane przez „leczących” lekarzy.

Białaczka, to faza zdrowienia a nie niebezpieczna choroba!
O terapii białaczki - http://www.germanska-nowa-medycyna.pl/archiw_germanska_nowa_medycyna/terapia_bialaczk.htm

To, że w związku z akcjami nawołującymi do masowych typizacji szpiku kostnego wiele osób zostaje jego dawcami, jest bardzo pozytywnym gestem solidarności i pomocy. W rzeczywistości jednak twórcom i organizatorom powyższego, chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze!!!
Wystarczy przyjrzeć się odbywającym się na całym świecie wielkim przedstawieniom, czy innym żebraczym imprezom organizowanym na rzecz chorych na białaczkę, aby uzyskać przekonanie, iż ich organizatorzy dobrze opanowali i rozumieją interes robienia pieniędzy!!! Wszyscy powinniśmy mieć świadomość tego, że większa część w ten sposób zebranych pieniędzy przeznaczona zostaje do celów zupełnie niepotrzebnego uśmiercania ludzi przy pomocy np: chemioterapii, naświetlań, wskutek podawania morfiny lub innych środków morfinopodobnych.
« Ostatnia zmiana: 06-01-2011, 14:47 wysłane przez Grażyna » Zapisane
Machos
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 01-04-2007
Skąd: Skierniewice
Wiadomości: 2.302

WWW
« Odpowiedz #28 : 16-11-2010, 21:28 »

Tutaj jeden z wielu, który nie daje szans organizmowi: http://pl.wikipedia.org/wiki/Adam_Darski#.C5.BBycie_prywatne

I wielka niewiadoma czy przeżyje? http://www.pudelek.pl/artykul/28341/doda_adas_w_grudniu_bedzie_mial_przeszczep/
Zapisane

Zamiast się badać, lepiej wypić miksturę oczyszczającą, najlepsze świadectwo badania organizmu, które w przypadku istniejących chorób widać po objawach. Machos.
Meagi
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 49
MO: 22-01-2010
Skąd: Lublin
Wiadomości: 146

« Odpowiedz #29 : 17-11-2010, 08:51 »

No to ja zostałam całkowicie przekonana, że oddawanie szpiku kostnego jest bezsensowne i szkodliwe. Dla dawcy i biorcy.
Podoba mi się idea GNM, tylko czemu to się tak ciężko czyta?
« Ostatnia zmiana: 17-11-2010, 09:01 wysłane przez Meagi » Zapisane
Marlenka
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 57
MO: 12-08-2007
Skąd: Szczecin
Wiadomości: 335

« Odpowiedz #30 : 17-11-2010, 18:00 »

Cytat
tylko czemu to się tak ciężko czyta?
Potwierdzam. Właśnie wczoraj wydrukowałam sobie podstawy GNM i nie mogę przez to przebrnąć, a bardzo chciałabym zrozumieć.
Zapisane
Mistrz
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 05.03.2000 – 2070
Skąd: Hogwart
Wiadomości: 10.596

WWW
« Odpowiedz #31 : 17-11-2010, 18:02 »

Cytat
tylko czemu to się tak ciężko czyta?
Potwierdzam. Właśnie wczoraj wydrukowałam sobie podstawy GNM i nie mogę przez to przebrnąć, a bardzo chciałabym zrozumieć.
Wszak to medycyna, więc zrozumienie nie wchodzi w rachubę. Trzeba po prostu uwierzyć.
Zapisane

Jeśli nie wiesz nic, dasz sobie wmówić wszystko
Amdea
Stały bywalec
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 21-03-2008
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 217

« Odpowiedz #32 : 17-11-2010, 18:46 »

Amdeo, gdybyś mogła naświetlić czy GNM wyjaśnia przypadki białaczki u niemowląt, bo przecież zdarzają się nowotwory u nowo narodzonych. Spotkałam się w kręgu znajomych z ciężką chorobą wątroby wykrytą u trzytygodniowego niemowlęcia - nie należy to do tematu, ale zapewne i białaczki zdarzają się w tej fazie życia.
Cytat
W rzeczywistości białaczka to nic innego jak, co prawda często bolesny jednakże nieszkodliwy, objaw towarzyszący fazie zdrowienia po raku kości.
Zgodnie z tym, najpierw musiałoby dojść do raka kości (w łonie matki?), a potem dopiero nastąpiłaby faza białaczki.
Pojęcie „rak kości” w tym cytacie użyte jest zamiast słowa osteoporoza (czyli odwapnienie kości - to właśnie powinno się nazwać rakiem, który niszczy kości). To co nazywamy białaczką to bardzo bolesna naprawa tych ubytków kości.
Tu więcej o raku kości - http://www.germanska-nowa-medycyna.pl/archiw_germanska_nowa_medycyna/kosci.htm

Relacja osoby, która przeżyła białaczkę bez żadnego leczenia - http://www.germanska-nowa-medycyna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=417&Itemid=549
a tu inne relacje dotyczące zdrowienia kości - http://www.germanska-nowa-medycyna.pl/index.php?option=com_content&task=category&sectionid=18&id=84&Itemid=551

Dzieci nawet w łonie matki przeżywają konflikty - a tuż po urodzeniu w szpitalu są poddawane nieustającemu stresowi: ciągłe zabieranie od matek na badania, ważenie, pobieranie krwi do badań, szczepienie, inkubatory, wkoło obcy ludzie - więc łapią tych konfliktów co niemiara. Jeżeli dziecko ma jakieś „niepokojące” objawy to budzą je, rozbierają i badają kolejni obcy ludzie - lekarze specjaliści. Jeżeli po wyjściu ze szpitala rodzice chodzą jeszcze z chorym dzieckiem od lekarza do lekarza to trudno się dziwić, że dziecko nie może rozwiązać konfliktu i hoduje sobie raka.
Jeżeli chodzi o wątrobę to możliwe są tylko 2 konflikty: złość o rewir (żółtaczka) lub konflikt związany z uczuciem wygłodzenia - strach przed wygłodzeniem (rak wątroby).

Cytat
tylko czemu to się tak ciężko czyta?
Potwierdzam. Właśnie wczoraj wydrukowałam sobie podstawy GNM i nie mogę przez to przebrnąć, a bardzo chciałabym zrozumieć.
Wszak to medycyna, więc zrozumienie nie wchodzi w rachubę. Trzeba po prostu uwierzyć.

A Mistrz nie zauważył, że zmieniła się nazwa smile — Germańska WIEDZA HOLISTYCZNA.
Nawet Hamer gdzieś napisał, że odbiegł od medycyny o całe lata świetlne.

Ciężko - bo to solidny kawał wiedzy czysto biologicznej - trzeba się przyłożyć i nauczyć jak w szkole.
Trzeba sobie przypomnieć co to są listki zarodkowe - endoderma, mezoderma i ektoderma - bo to klucz do zrozumienia dlaczego na jednych narządach rosną tylko guzy, a na innych pojawiają się tylko owrzodzenia.
Tak jest np. w żołądku - na małej krzywiźnie żołądka mamy tylko wrzody żołądka, a na dużej krzywiźnie nigdy nie występują owrzodzenia tylko rak żołądka. Jeżeli poznamy budowę żołądka (z jakich komórek zbudowana jest duża krzywizna (endoderma) a jakich mała (ektoderma) to stanie się jasne dlaczego tak się dzieje.
Na jakich narządach, kiedy i w jakim charakterze (sprzątacz czy budowniczy) działają bakterie i grzyby.

Ale wystarczy na początek zrozumieć istotę konfliktu biologicznego - co to jest, jak się robi i po co?
Konflikt biologiczny - to zakłócenie w normalnym funkcjonowaniu organizmu, natychmiastowe przeorganizowanie parametrów biochemicznych tak, żeby zaktywizować jakiś narząd do wzmożonego wysiłku fizycznego, oraz zmiana psychiki osobnika, która pozwoli mu przetrwać czy pokonać nieoczekiwaną przeszkodę, np. napaść drapieżnika czy odłączenie się od stada.

Żeby lepiej zobrazować istotę odkrycia Hamera:
Obecnie każdy samochód jest wyposażony w ABS – włącza się natychmiast, gdy samochód zaczyna wpadać w poślizg – można więc go nazwać mechanizmem ratunkowym, działającym automatycznie bez woli kierującego.  I właśnie w taki zespół ABS-ów wyposażone są mózgi ludzi i zwierząt.
Jeżeli mózg odbierze jakieś wydarzenie (nagłe, niespodziewane, zaskakujące, czasami dramatyczne) jako sytuację kryzysową (wymagającą natychmiastowej interwencji – czyli wzmożonego wysiłku fizycznego i psychicznego) to automatycznie włącza program ratunkowy adekwatny do sytuacji (Hamer nazwał go SBS).

Jeżeli ktoś postraszy wasze dziecko to przeżyje konflikt "strach z przerażeniem" i zaczyna się faza aktywna - zaczyna ubywać śluzówki w krtani, jak strach minie - włącza się faza zdrowienia objawiająca się suchym kaszlem. Kaszel będzie trwał tak długo jak długo dziecko było w fazie aktywnej - załóżmy, że bardzo się przestraszyło i trwało to dwa tygodnie - kaszel w fazie zdrowienia będzie trwał tyle samo.

Tu jest wszystko o GNM uproszczone i skrócone - http://prawda2.info/viewtopic.php?t=9324
Zapisane
scorupion
« Odpowiedz #33 : 17-11-2010, 20:50 »

Cytat
tylko czemu to się tak ciężko czyta?
Potwierdzam. Właśnie wczoraj wydrukowałam sobie podstawy GNM i nie mogę przez to przebrnąć, a bardzo chciałabym zrozumieć.
Wszak to medycyna, więc zrozumienie nie wchodzi w rachubę. Trzeba po prostu uwierzyć.

Właśnie. Odniosłem wrażenie jakbym czytał medyczny eleborat napisany w sposób utrudniający zrozumienie. Jakaś maniera? Dla mnie to wszystko nie trzyma się kupy.
Zapisane
Agna
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 17-07-2007
Wiedza:
Skąd: Mazowsze
Wiadomości: 290

« Odpowiedz #34 : 18-11-2010, 07:16 »

Dla mnie to wszystko nie trzyma się kupy.
Ja mam takie samo odczucie, no chyba, że bardzo chce się w to wierzyć. A wiara czyni cuda.
Zapisane
Zosia_
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: nie stosuję ze względu na reakcje
Wiedza:
Wiadomości: 1.049

« Odpowiedz #35 : 18-11-2010, 12:26 »

A dla mnie to ma sens. Przyczyną wszystkich problemów są toksyny. To jasne. Ale dlaczego te toksyny kumulują się w różnych miejscach? Dlaczego jednym wysiada wątroba, innym nerki, innym stawy. Jedni mają problemy na przykład z oczami, uszami, inni z wrzodami na nogach, innym wysiadają ręce?
Przypadek? Wątpię. Natura jest zbyt mądra, wszystko w niej ma jakiś porządek, cel, przyczynę.
Nadal mało o niej wiemy choć jesteśmy jej częścią.
Przypomniały mi się wykłady Liptona o informacji przekazywanej między komórkami, o energii. Nasze przeżycia i doświadczenia nie mogą pozostawać bez związku ze stanem naszego zdrowia.
« Ostatnia zmiana: 18-11-2010, 20:10 wysłane przez Grażyna » Zapisane
Amdea
Stały bywalec
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 21-03-2008
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 217

« Odpowiedz #36 : 18-11-2010, 15:29 »

Może dajcie sobie spokój z Germańską - to jest topik o przeszczepie szpiku, a zanosi się na to, że przez 2 strony będziecie pisać tylko o trzymaniu się kupy i o wierze w cuda. Nie namawiam nikogo do czytania strony GNM, zabrałam tylko głos w sprawie białaczki - podałam argumenty przeciwko przeszczepom szpiku. Żeby to dobrze opisać od strony biologicznej musiałam naszkicować podstawy - czyli co to jest konflikt biologiczny i kiedy ma miejsce (tzw. Żelazna reguła raka) oraz drugą istotną rzecz, że proces chorobowy jest zjawiskiem dwufazowym - może jest skomplikowany ale wyjaśnia logicznie np. dlaczego jeden kaszle 3 dni i zdrowieje szybciej, a inny kaszle 3 tygodnie i wydaje mu się, że to się nigdy nie skończy. Osteoporoza i białaczka choć opisywane w medycynie jako niezależne „jednostki chorobowe” stanowią jeden Sensowny Biologiczny Program.

Jednych odkrycie Hamera przekonuje innych nie. Każdy ma swój czas przebudzenia i oświecenia. Niedawno „odkryłam”, że czytałam o GNM w Nieznanym Świecie w 2002 roku - nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Dwa lata później znajomy dał mi w prezencie książkę Sinclair'a „Szczepienia..." - przeczytawszy, że bakterie są pożyteczne i to one leczą, pomyślałam, że autor jest idiotą - książka przeleżała 2 lata na półce. Dopiero książka pana Józefa „Zdrowie na własne życzenie” mnie przebudziła, natomiast Germańska oświeciła i otworzyła oczy na kłamstwa, manipulacje oraz ukrywanie prawdy dla zysku i nie wiadomo jeszcze jakich podłych celów.

Jeszcze jedna rzecz, na którą chciałabym zwrócić uwagę - procedura rejestrowania się w bazie dawców szpiku jest prosta: dostajesz jałowy patyczek z wacikiem, pobierasz na niego ślinę i odsyłasz do bazy. Tylko w ten sposób „niewiadomokto” gromadzi nasze dane osobowe i informacje o naszym DNA. I może się zarzekać, że na pewno ich nigdy nikomu nie ujawni…
« Ostatnia zmiana: 18-11-2010, 15:36 wysłane przez Amdea » Zapisane
K'lara
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 1.01.2010
Wiedza:
Skąd: Kraków
Wiadomości: 2.264

« Odpowiedz #37 : 18-11-2010, 15:47 »

Amdeo, czy wiesz dlaczego seminaria, które w Polsce prowadzi jedna osoba, są tak drogie? 750,00zł za jeden stopień wtajemniczenia, stopnie są trzy więc w sumie 2.250,00zł . Do kosztów należy dodać koszty dojazdu do miejsca seminarium, hotel i wyżywienie. Kogo na to stać?
Zapisane

Iza38K
« Odpowiedz #38 : 18-11-2010, 16:46 »

Cytat
Jeszcze jedna rzecz, na którą chciałabym zwrócić uwagę - procedura rejestrowania się w bazie dawców szpiku jest prosta: dostajesz jałowy patyczek z wacikiem, pobierasz na niego ślinę i odsyłasz do bazy. Tylko w ten sposób „niewiadomokto” gromadzi nasze dane osobowe i informacje o naszym DNA. I może się zarzekać, że na pewno ich nigdy nikomu nie ujawni…
I to jest straszne i niebezpieczne.
Zapisane
Amdea
Stały bywalec
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 21-03-2008
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 217

« Odpowiedz #39 : 26-11-2010, 15:40 »

Znalazłam porażający opis "leczenia" dziecka chorego na białaczkę:
Cytat
Z pamiętnika pani Jolanty z pobytu w klinice

5.10.04 (13. dzień)
Kupiłam zeszyt, jest 13. dzień naszego pobytu w szpitalu, myśli mi się kłębią w głowie, nieraz nawet nie wiem, co mam myśleć. Są takie chwile, kiedy jestem tak załamana, że nie mam ochoty na nic. Jednak jedna myśl mnie podtrzymuje na duchu, aby wrócić szczęśliwie z Damiankiem do domu, aby był zdrowy, żeby wszystko było jak kiedyś. Ja, Jasiu, Damian i Malwinka razem.

9.10.04 (17. dzień)
Znowu rano. Damianek dobrze się czuje, ale jest trochę blady. Dzisiaj nie ma już antybiotyków, biega po korytarzu. Ja sobie siedzę i chce mi się płakać, tak tęsknię za Malwinką i wszystkimi, ale co? Muszę wytrzymać dla synka, żeby był zdrowy i żebyśmy szczęśliwi byli i weseli.
Jest 23.01 siedzę sobie na kozetce i gra telewizor, a ja nie umiem się pozbierać, modlę się i chce mi się wyć. Czemu to się wreszcie nie skończy, czemu nie jedziemy szczęśliwi do domu. Zdrowi.

10.10.04 (18. dzień)
Na śniadanie Damianek zjadł płatki. Na obiad zjadł zupkę pomidorową. Na mieście kupiłam jemu krem czekoladowy i mleko, zjadł cały z bułką, cieszę się. Bardzo boi się chirurga, zresztą ja też wolałabym, żebym to ja musiała tam iść, a nie on. Wyrwałabym sobie serce, żeby tylko był zdrowy, ale doprowadzę do tego, żeby był zdrowy i wrócimy do domu.
Do kochanej mojej córeczki Malwisi i wszystkich w domu.

11.10.04 (19. dzień)
Wstaliśmy o 6.30 trochę poleżeliśmy razem, teraz Damianek ogląda bajkę. Ja siedzę i myślę, jak to będzie. Boję się dzisiaj tego chirurga, ale wszystko trzeba przetrwać, tak mi szkoda mojego synka, że tyle musi wycierpieć.

14.10.04 (22. dzień)
U dentysty nie było najgorzej. Troszkę płakał przy znieczuleniu, dostał trzy znieczulenia, wyrwali mu cztery ząbki. Został jeszcze jeden mleczny, ale zdrowy i nie muszą wyrywać. Jest 13.00 Damianek teraz gra w grę. Ma 37,8 st. C.

15.10.04 (23. dzień)
Diagnoza już jest - ma anemię aplastyczną. Jestem pewna, a wręcz mam takie coś w duszy, że po tych lekach, co mówiła doktor, wszystko wróci do normy i mój syn, i ja będziemy jechać do domu i na tym się skończy. Bardzo, bardzo modlę się i proszę o to Boga.

16.10.04 (24. dzień)
Rano temperatura 37,5 st. C, potem antybiotyk. Zasnęłam, wstałam o 7.43, ubrałam się, włączyłam telewizor. Damianek ogląda bajkę. Będzie miał podaną krew i ja idę zdać krew dla mojego synka. Później mamy porozmawiać z panią doktor, serce mi wali jak oszalałe, co to będzie, ale przyrzekłam, że będę silna i muszę wszystko przetrwać.
Byliśmy w krwiodawstwie po krew i płytki, zdałam 450 ml krwi i dostałam 7 czekolad, michałki, bilety tramwajowe i Damianek dał siostrze i p. Doktor po jednej.

17.10.04 (25. dzień)
Rano Damianek musiał mieć zmianę wenflonu. Siostra dwa razy go kłuła, ale nie dała rady, byłam tak bezsilna, że aż płakałam. Potem leżał w łóżku i bardzo płakał, że nie da się kłuć, ale starałam się jemu przetłumaczyć, że jak będzie panikował, to mnie wyproszą i będą go trzymać i zrobią to "na chama”. Potem Damianek poprosił, żeby jemu wkuła się inna pielęgniarka, która zrobiła to bardzo dobrze. Teraz 10.57 Damianek ma gorączkę 38,2. Dostał przeciwgorączkowy o 16.00 i cały czas leżał w łóżku. Dopiero obudził się o 18.50 i trochę pomagał siostrom w zabiegowym, a ja smażyłam frytki. Zjadł bardzo dużo i znowu płakał, że się boi kłucia. A ja co? Bezsilność. Wyprułabym swoje żyły i dała dla mojego synka, ale tak nie można. Muszę być silna, tak jak obiecałam mamusi i Jasiowi. Bardzo boję się tego tygodnia i jak on zniesie ten lek, co będzie dalej i kiedy to się skończy. Tu w szpitalu można zwariować, widzisz tylko ból, rozpacz i czujesz ogromną bezsilność, że nie możesz pomóc własnemu dziecku, tylko patrzysz na to.

21.10.04 (29. dzień)
Straszny ranek. O 4.00 Damianek obudził się cały zakrwawiony, z buzi leciała mu krew, miał gorączkę 38,5 st. C. Pilnowałam go i śniło mi się, że jestem bardzo szczęśliwa, ale kiedy? Potem pobieranie krwi, lekarze, wypryski i ciągle leciała mu krew z dziury po zębie. Potem dostał antybiotyk i płytki, i trochę lepiej się poczuł, ale zrobił siku i leciała mu krew z siusiaka. Mogę tylko na to patrzeć. I ciągły krzyk Damiana "mamo”, bo tak go boli. Dzisiaj jedziemy na "erkę”, oddział wzmożonej kontroli.
Przeniesienie na oddział intensywnej terapii, paskudne samopoczucie, sala ogromna, pełna aparatur i brak anteny do telewizora i w ogóle. Samopoczucie mieliśmy bardzo paskudne. Cisza, spokój, tylko jęki drugiego dziecka było słychać.

22.10.04 (30. dzień)
Wiadomość - wracamy na oddział do sali nr 9, w której leży 7-letni chłopiec. Damianek ma nerwy, że nie leży z Damianem T. Cały dzień był smutny.
Przyjechał Jasiu, razem graliśmy w karty, byliśmy na zakupach. Czasami dobrze jest podzielić rozpacz na dwoje.

26.10.04 (34. dzień)
Pani Doktor mówiła, że mamy rewelacyjne wyniki i kazała, żebyśmy wyszli na dwór. Byliśmy w sklepie, Damianek pojeździł na samochodzikach, potem pooglądaliśmy zabawki. Bardzo się boję, żeby nie miał gorączki, bo znowu będą antybiotyki i znowu wszystko od nowa. Jak mu mierzę temperaturę, to aż mnie serce boli odczytać, ale przecież wszystko dla jego zdrowia. Robiliśmy dzisiaj kwiaty z suchych liści - piękna rzecz. Dzięki Bogu, Damianek nie miał gorączki.

28.10.04 (36. dzień)
Od 16.30 miał temperaturę 37,6. Potem podniosła się na 38 st. C, potem na 38,2 st. C. Dostał coś przeciwbólowego, teraz leży i ogląda bajkę "Pszczółka Maja”. Ja całymi dniami siedzę, siedzę i myślę, kiedy to się skończy.
Jest 20.00 Damianek dostaje krew, jest wesoły, bawi się zabawkami i mi też w tej chwili poprawił się humor.

30.10.04 (38. dzień)
Wieczór 18.00. Damianek ma 38,2 st. C, mówiłam p. Doktor. Przyszli i zmienili mu leki, pobrali krew na posiew, mocz i wymaz z nosa. A oprócz tego ma jeszcze zapalenie żyły w łokciu i smaruję go kremem z orzecha. Moja córeczka dała Damianowi żabkę, która kumka, bardzo się ucieszył.

1.11.04 (40. dzień)
Panika. Jak zwykle gorączka 38,2 st. C, znowu dostał lek. Już mi się niedobrze robi, jak widzę tę gorączkę.

2.10.04 (41. dzień)
Znowu ranek, antybiotyk, ciężka noc. Damian teraz leży i ma kroplówkę. I przyszła do niego pani nauczycielka. Uczy się, bardzo mu się nie chce.
Chcieliśmy iść do fryzjera, ale plany się pomieszały, bo Damian dostał lek na grzyba. Na sześć godzin, z pompą. Bardzo się przestraszyłam, bo lekarka nic mnie nie uprzedziła. Myślę, że to przed leczeniem. Jutro się spytam, dzisiaj muszę przemyśleć. Boję się przyszłości. Cały czas macam go, sprawdzam nogi, czy nie ma gorączki.

4.11.04 (43. dzień)
Rozpłakałam się, jak moja córeczka płakała do telefonu. Tak bardzo tęsknię za nią. To już tak długo.

6.11.04 (45. dzień)
Jasiu prawie siłą wygonił mnie do fryzjera. Kupiłam też Damianowi termometr, który piszczy jak skończy pomiar, bo miałam wyrzuty sumienia, że tak kilka razy dziennie męczę go termometrem.

15.11.04 (53. dzień)
Damianek jest podłączony pod ten lek. Już leci mu trzy godziny i oby tak dalej. Żeby przyjął go w swoim szpiku i żebyśmy byli szczęśliwi ponad wszystko. Proszę Boga i wszystkich świętych, aby szpik kostny zaczął normalnie pracować i wreszcie wszystko wróciło do normy i zdrowia. Martwię się córeczką, jak pójdzie jej borowanie ząbka (oby spokojnie).
Damiankowi dzisiaj wypadł ząb mleczny.

21.11.04 (59. dzień)
Znowu dzień. Gdybym nie pisała zeszytu, to nie wiedziałabym, co to za dzień. Nie wiem nawet, który to już tydzień tu siedzimy. Dzisiaj jest ok, ale mnie przeraża ta ilość jego leków. 12 różnych i do tego kroplówki. Musimy czekać dwa tygodnie na rezultaty tego leku, ale ja mogłabym czekać jeszcze dłużej, żeby tylko Bóg Wszechmogący dał odrodzenie tego szpiku kostnego.

25.11.04 (63. dzień)
Dzisiaj Damianek źle wygląda. Bolą go zęby, kręgosłup, głowa, brzuch. Nie chce chodzić. Ma katar, którego nie może wydmuchać. Czasami myślę, że już nie dam rady, ale co mam robić, żeby było dobrze? Tylko czekać i tęsknić do normalnego życia, do mojej córeczki i rodzinki.
Dzisiaj ma przyjechać Otylia. Damianek ma zrobić laurkę i weźmie autograf od niej.

6.12.04 (74. dzień)
Dwie godziny żeśmy czekali, potem zawołali mnie, weszłam i widzę synek zakrwawiony, blady, nos z opatrunkiem. Za co on tak cierpi, do kiedy? Wierzę, że kiedyś to się wreszcie od mojego synka odczepi.

10.12.04 (78. dzień)
Teraz leży sobie i rozmawiamy o dziewczynach. Wiem, że bardzo mu się podoba Zuzia i Oliwa. Rozmawiamy o wszystkim i wszystkich. Zjadł kolację, teraz je cukierki i ciastka. Zaraz będziemy oglądać "Shreka”. Bardzo fajnie się dzisiaj czuję, bo Damianek jest jakiś szczęśliwy, wesoły. W ciągu dnia nie ma podłączonej tej dużej kroplówki, tylko na noc.

16.12.04 (84. dzień)
Znowu rano. Nienawidzę tej pory dnia. Jedno i to samo - wielki strach o wyniki. Mam takiego doła, że aż mnie serce boli. Wyłam dwie noce, nie mogę się opamiętać. Cała się trzęsę i boję się, boję się całego mojego życia.
Czasami wydaje mi się, że coś pękło we mnie z chwilą choroby mojego synka.

17.12.04 (85. dzień)
Szkoła pozbierała pieniądze. Jest to szok, a zarazem wdzięczność, że ktoś chce pomóc. Cały czas myślę, że co się dzieje, to straszliwy sen. Jestem bezradna do bólu.
Wieczorami siadam na swoim łóżku polowym i patrzę na mojego synka. Co się z nim dzieje po tych sterydach i lekach.

19.12.04 (87. dzień)
Damianek czuje się dobrze, bo się zakochał. Dał wczoraj Dominice róże, a dzisiaj kupił słonika w prezencie gwiazdkowym. Mój syn jest taki wyrozumiały, że czasami aż dech mi zapiera. Robi wszystko sam - płucze nos, czyści go, myje zęby i tak w kółko.

17.03.05
Dzień życia mojego synka. O 12.30 zostaje rozpoczęty proces podawania szpiku kostnego. Przyjęcie w jego organizmie może trwać dwa tygodnie, ale jestem pewna, że będzie dobrze. Damianek jest w ciężkim stanie, boli go pupa, ma zapalenie twarzy i nie ma sił nawet, aby się przekręcić. Oczy, twarz całe opuchnięte. Szpik leciał przez 12 godzin. Ten dzień jest najważniejszy w moim życiu, bo przesądza całe moje dalsze życie.
Podawanie szpiku zakończyło się o 21.25.
Teraz walka.

To ostatni wpis.
Damianek zmarł 16 maja.
http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101101/POWIAT/391786443
Zapisane
Strony: 1 [2] 3 4   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!