Wczytuję się w forum coraz bardziej. Moja ostatnia grypa i w pewnym odstępie czasu jelitówka, którą zaraziłam się w przedszkolu malucha przyspieszyły powrót do zdrowia. Po konsultacji z Zibim zmniejszyłam dawkę MO /ze względu za rozregulowanie poziomu hormonów/. Liganany w KB - czyli próba uregulowania ich poziomu przez siemię lniane. Swoją drogą nawet nie byłam na wizycie z wynikami. Zgłoszę się za jakiś czas, żeby potwierdzić, że już nie mam
, albo dam w ogóle spokój. Czuję się dobrze. Osłabienie minęło, inne objawy świadczące o podwyższonym poziomie też.
Odstawiłam też picie octu, chociaż polubiłam smak i zapach "domowego"
, gdyż moje stawy dają znak, że pora zbastować.
Czas się zregenerować przed dalszym oczyszczaniem. Przyznaję, że picie KB zawsze dość bagatelizowałam, poza tym robiłam zbyt wodniste i piłam z przymusu. Teraz robię pyszniuchy
i mam nadzieję, że malucha też namówię.
Tymczasem co dobrego: zatoki czołowe i boczne nosa oczyszczone niemal zupełnie. Czuję jeszcze spływającą wydzielinę, ale zdarza się to już dość sporadycznie. Katar jeśli w ogóle się pojawia jest już przezroczysty. Bóle głowy - czoło, skronie - ustąpiły. Dalsze oczyszczanie nastąpiło w trakcie i tuz po jelitówce, kiedy to zaczął się ból tylnej części głowy /byłam bliska tabletki/, który następnie przesunął się na szyję, a potem na plecy. Przy lekkim kaszlnięciu czułam się /przypuszczam, z całym szacunkiem/ jak pacjent oddziału gruźliczego tak bolało wszystko w obrębie całego korpusu. Po dwóch dniach jak ręką odjął.
Po tych dwóch infekcjach, niemal identycznie jak w przypadku opisywanym przez Lacky`iego poprawił się stan skóry. Od jakiegoś czasu stosuję dodatkowo zewnętrznie ocet jabłkowy z wodą 1:1, który działa niemalże jak kwasy w gabinecie kosmetycznym /to tez kwas, chodzi o kwestię stężenia/. Dane mi były zabiegi z kwasami na twarz i na skórę pleców ale efekt był krótkotrwały, nie mówiąc o dość nieprzyjemnym zabiegu. Wcieranie octu z wodą polecam, bo jest i przyjemne /kwestia zapachu rzecz osobna/ i pobudza ukrwienie. Dość szybko regeneruje skórę, nie powstają nowe niespodzianki, rozjaśnia ewentualne przebarwienia. Dodam, ze nie stosuję na twarz. Może pokombinuję z mniejszym stężeniem, zdecydowanie bardziej polecam na twarz jako tonik alocit.
Ale jak mówię, ocet był dodatkiem, infekcje wirusowe zrobiły główną robotę.
Jeszcze słowo o córeczce. Pije MO w dawce 2 łyżeczki rano /resztę pije mąż/. Chodzi do przedszkola cały czas. Lekko pokasłuje, miewa katar, który pojawia się i znika /układam jej głowę wysoko na noc na poduszce w sytuacjach zawalenia nosa na amen, po czyszczeniu z sola fizjologiczną przed snem/. Co wieczór wygląda na bardzo przeziębioną /zaczerwienione oczy, pokasływanie, pogłębione zmęczenie organizmu co u niej objawia się płaczliwością/. I kiedy wieczorem już kombinuję, że zatrzymam ją rano w domu - rano wstaje jak szczygiełek, sama się ubiera i jest gotowa do przedszkola bez kaszlu, z minimalnym katarem, w dobrym humorze. Ten stan trwa już ponad tydzień. Dodam, że nie podaję jej żadnych syropów, wzmacniaczy. Nie gorączkuje. Nie chce się przekonać do KB, więc codziennie je co najmniej dwa owoce, dieta w przedszkolu jest bardzo dobra /system motywacyjny dla dzieciaków sprawia, że jedzą nawet zupy porowe, brokułowe, surówki/, redukuję nawet żelki Haribo.
Mąż, który był dość sceptycznie nastawiony do oczyszczania malucha sam jest zdziwiony tym stanem. Dodam, że jego udział w sprawie jest symboliczny
, tzn "wypiję z twoich rąk nawet truciznę, MO? ok, powerdrink? oczywiście". Podsuwanie literatury pod nos nie pomaga, więc dałam spokój.
Ocet jabłkowy piją również marynarze, więc po żeglowaniu po Bałtyku z uznaniem potwierdził, że więcej jest przekonanych i nawet z ciekawością się zaznajomił z książką o occie jabłkowym.
Zastanawia mnie to, że o dziwo tylko ja złapałam jelitówkę, ani maluch ani mąż nie? Co to oznacza? Że mój organizm już wytyczył ścieżkę czyszczenia i skorzystał z okazji a ich są albo zbyt odporne, albo jeszcze na tyle zanieczyszczone?