Nie trzeba od razu popadać w skrajności, bo takich w realnym życiu jest najmniej. Bronię tylko tego, że każdemu co innego się podoba i co innego sprawia przyjemność i satysfakcję. Absolutnie nie jestem przeciwko Rodzinie, jako zdrowej jednostce, bardziej mnie martwią powody jej iluzorycznego tworzenia.
Czasami mam wrażenie, że jak ktoś nie wie co ma zrobić ze swoim życiem, to jeździ na wycieczki zagraniczne.
To naprawdę jakiś absurd, gdyż można napisać tak o wszystkim, np. że czasami ma się wrażenie, że jak ktoś nie wie, co ma zrobić ze swoim życiem, to zakłada rodzinę. A potem ją rozwiązuje. I zakłada nową.
Podane sentencje filozofów są piękne - ale jak to w filozofii - istnieje setki nurtów zupełnie przeciwnych, które z kolei zaprzeczą podanym zdaniom.
Był taki okres głodu "wycieczek zagranicznych", po okresie, gdy z Polski się po prostu nie można było nigdzie ruszyć; to zrozumiałe (i wtedy ludzie jakoś również nie byli szczęśliwi). Mnie też śmieszą tysiące "turystów", przetaczających się z miną cierpiętnika po zapchanych plażach. Od razu widać, że nic a nic przyjemności z tego nie mają, a "podróżują".. hm, no właśnie nie wiadomo po co. To, co często oferują biura podróży rzeczywiście jest żałosne. "Człowiek szczęśliwy nie potrzebuje atrakcji, które oferują mu biura podróży, sam umie o siebie zadbać" - to prawda. Dlatego człowiek świadomy unika "wycieczek zorganizowanych" jak ognia. Pakuje rodzinę w samochód i zwiedza, co chce. Ewentualnie kupuje bilety lotnicze (jak ma taką ochotę) i sam planuje, co kiedy i dlaczego chce zobaczyć (i po co). Przecież reklamy biur podróży, to takie samo mydlenie oczu jak ze wszystkim (tabletkami, modelkami, aktiwiami etc.)
"Zaczyna do nas docierać, że szczęścia nie zarezerwujemy w biurze podróży." - Ojej, zaczyna to docierać? Tak jak zaczyna docierać, że studia z zarządzania nie gwarantują nam dobrej pracy? Albo że łykanie antybiotyków nie zapewni nam zdrowia? Na jakim poziomie toczy się ta rozmowa?
Nie żyjemy już (może dla niektórych niestety) w jaskiniach, rozwój człowieka, wiąże się z głęboką analizą siebie, swoich przekonań, swojej wiary, swoich wartości. Jak można dokładnie określić, co nam się podoba, skoro niczego nie znamy? Jak można sprawdzić, co lubimy, skoro niczego nie próbowaliśmy? Głód wiedzy zaspokajany jest nowinkami z seriali ewentualnie zza miedzy?
Dusiu, również z trwogą spoglądam na podane przez Ciebie przykłady (i wiele innych). Również mi się to nie podoba, dlatego w tym nie uczestniczę, lecz gdybym miała ich poobrzucać jajkami, kamieniami itp. to bym tego nie zrobiła, gdyż to do niczego dobrego nie prowadzi i napędza tylko bunt. Tematy, o których tu rozmawiamy są bardzo złożone..ufff i ciężkie
.
Mnie bardziej chodziło o takie codzienne, zwyczajne spoglądanie na otaczających nas ludzi z większą życzliwością. Ma dużą, zdrową rodzinę? Ekstra, niech mu się wiedzie jak najlepiej. Podróżuje sobie po całym świecie? Super, może zobaczyć i przeżyć tyle rzeczy, które on lubi. Ja tego nie lubię i nie robię, ale on nie nazwie mnie z szyderstwem kurą domową a ja nie wykpię jego pasji. Chodzi do kościoła? Ok, oby odnalazł tam to, czego szuka. Nie chodzi do kościoła? Oby miłość do bliźniego odnalazł w innej religii. Założyła czerwoną sukienkę? Do twarzy jej w tym, choć ja bym takiej nigdy nie założyła, bo bym się źle czuła. I tak dalej, i tak dalej... Absolutnie nie mówię tu o bezapelacyjnej akceptacji sodomistycznych parad, bo to już nieco bardziej skomplikowane.
Odczuwa się po prostu agresywną nagonkę na wszystko inne niż to, co nam się podoba. Im większa nagonka - tym większe skrzywienia i patologie. Gdyby obie strony się nieco zdystansowały i podjęły normalny dialog, można by nieco przyhamować. Można by osiągnąć jakiś kompromis, i wszystkim dużo łatwiej by się żyło. Naiwne, nie?
Jakoś tak intuicyjnie uważam, że nakazy, zakazy, tony papierów i dokumentacji, sprowadzanie wszystkiego do jednego, uniwersalnego modelu życia, może nastręczyć tylko więcej problemów.
I odrzucić trzeba medialną szopkę (księdza z ambony też) - bo każdy ma swój rozum, a jak go nie ma, to będzie tańczyć, jak mu zagrają (kto bliżej bądź głośniej). Pozdrawiam wszystkich, co dotrwali do końca tego wywodu
.